Skocz do zawartości
Nerwica.com

Jak reagują Wasi bliscy na depresję i nerwicę u Was?


animka

Rekomendowane odpowiedzi

Witam wszystkich !

Nie mam się do kogo zwrócic wiec pomyslalam, ze napisze … - to mój pierwszy post ... :smile:

wszystko zaczeło się gdy zaczełam chodzić do gimnazjum – ciągłe problemy, samotność, rany na rękach …do czego dążyłam ..? nie wiem… prawdopodobnie do samozniszczenia … rodzice uważali mnie za wzorową córkę… nie umiałam z nimi rozmawiać o sobie a oni nie potrafili rozmawiać ze mną o moich problemach … udawali, że nie zauważają .. obwiniali innych … nie siebie … nie mnie … byłam skazana na samotność i to z nią się zaprzyjaźniłam

liczyła się tylko ona i mój świat oraz niespełnione marzenia …

nie potrafiłam wyjśc z domu, przeraźliwie bałam się ludzi – przestałam im ufać … w moich oczach świat był przeogromny – bałam się … za każdym razem odnosiłam wrazenie, że ktoś za mną stoi, że ktoś mnie obserwuje, patrzy, wie oczym myslę … potrafiłam patrzeć się w jeden punkt godzinami … odrywałam się od rzeczywistości … rzeczywistość odpływała a ja zatapiałam się w swoim bezpiecznym świecie… nawet występowały urojenia i omamy, które ciągną się po dziś dzien … ale zdarza się to niezwykle rzadko :shock::(

pierwsza proba samobójcza, po niej nadeszła kolejna … i mam nadzieje, że ostatnia ale nie mam całkowitej pewności … po niej trafiłam do lekarza – psychiatry … mialam wylądowac w psychiatryku ale rodzice nie wyrazili na to zgody … przedtem chodziłam do psychologa ale niestety to nic nie dało … przezyłam istny koszmar … moi rodzice tego nie rozumieją i zapewne nie zrozumieja … chodziłam do lekarza prywatnie żeby tylko nikt się o tym nie dowiedział … dla moich rodzicow to był wstyd … kłamałam, powiedziałam, ze zrobiłam to przez nauczycieli przez szkołe … a tak naprawde było mi ze sobą cieżko … już tego nie rozumiałam…zaczełam bać się siebie … nie byłam w stanie zrozumieć tego co się dookoła mnie działo…. byłam może z kilkanaście razy u tego lekarza a poźniej temat „problemy” był skonczony, całkowicie zamknięty …

brałam pernazinum przez jakiś czas … przepisano mi tez asentre – tego leku nie brałam. Uznałam, ze poradzę sobie ze wszystkim sama … pomogła mi moja przyjaciółka …

mam tylką ją … w jakimś stopniu wszystko wróciło do normy i ciesze się z tego, ze trafiłam właśnie do tekiego lekarza … pierwsza próbę samobojcza traktowałam całkiem powaznie druga zaś była wołaniem o pomo nie chciałam się zabić chciałam aby mnie ktoś zrozumiał… jednak to mi się nie udało …

Minał rok a ja udaje, że jest wszystko w porżadku … nie biore leków, probuje cieszyc się z kazdego dnia – ale czy jest sens?- zmuszam siedo tego… Nie mam już lęku przestrzeni… nie tne się … chociaż chwilami powrociłabym do tego… boję się zycia… nie potrafie skupić się na lekcjach, za każdym razem odpływam …raz śmieje się jak opetana raz potrafię przepłakać całą noc lub cały dzien, gdy coś mi się przypomni … musze non stop coś robić, rozmawiać żeby się nie zapatrzec w jeden punkt … jestem nerwowa… czuje pustke emocjonalną … mam kłopoty z koncentracją …mam myśli samobojcze, które bardzo szybko ulatniają się z mojej głowy … w tym roku zdaje mature i jestem załamana … przestalam czerpać radosc z zycia … wszystko i wszystkich trace … myślicie,że to moja wina? Że źle podchodze do życia? Mam po raz kolejny iśc do lekarza? Mam swoją drugą połowe … - powiedziała mi, ze gdy zacznie się to samo to mnie zostawi =( chciałam z nią porozmawiać ale to ignoruje …

Czy wszyscy na tym świecie uważają, że zmyślam, że kłamie …? Czy już nikogo to nie obchodzi? Chciałabym zamknąć ten rozdział w życiu chciałabym żeby to się już skonczyło …

Tylko nie wiem jak i od czego mam zacząć …

Mam nadzieje, że ktos to przeczyta, dotrwa do konca … jeśli tak to dziękuję

Nawet nie wiem co mi jest

:(

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Skoncentruj się na skończeniu szkoły, to ważne, niech to będzie twój cel :!: ...nie oglądaj sięza siebie, nie patrz na innych, nie szukaj pomocy na siłe, bądź sobą i nie zaniedbuj nauki, bo to jest klucz do twoich marzeń! które kiedyś śię spełnią, na forum zawsze możesz się wygadać, tutaj ludzie cie zrozumieją...walcz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Śmierć NAUKA to najmniej ważna sprawa w momencie gdy dziewczyna ma problem i nie może się z nim uporać, i tak na marginesie nie wiem w którym niby miejscy nauka miałaby być kluczem do spełnienia jej marzeń? Czy wspomniała że chce być naukowcem lub mieć tytuł profesora aby powiesić sobie bezwartościowy papierek na ścianie? NIE. Wyrzuciła tylko z siebie jak jej ciężko ze swoimi lękami i brakiem zrozumienia w najbliższym otoczeniu.

 

animka to wspaniale że powoli poradziłaś sobie samodzielnie z częścią swoich problemami z przeszłości. Nie jest to jednak dobry pomysł aby udawać że wszystko jest dobrze. Ja sama tak robiłam i teraz po czasie wiem że to był błąd ponieważ fakt że udajemy przed innymi że nie mamy problemów nie rozwiązuje ich ani nie sprawia że znikają. Te problemy i lęki kumulują się węwnątrz nas i jakoś szukają ujścia - stąd nerwowość, problemy z koncentracją i powrót samobójczych myśli. Proponuję abyś udała się do psychiatry i przynajmniej czasowo (na okres do zakończenia szkoły) powróciła do farmakoterapii. Nie ma się co oszukiwać ale Twoje depresyjno-nerwicowe problemy mają negatywny wpływ na Twoje życie, motywację i kontakt z otoczeniem. Napisałaś że powoli wszystko tracisz i zapytałaś czy to Twoja wina? Niestety nie można temu zaprzeczyć. Z jednej strony wołasz o pomoc i oczekujesz pomocy a z drugiej strony gdy już ktoś chce Ci ją dać Ty odwracasz się i wychodzisz z założenia że poradzisz sobie sama.

 

Jeżeli przeczytasz uważnie swój post zauważysz że sama odpowiedziałaś sobie w nim na zadane pytania - musisz wrócić do momentu w którym zrezygnowałaś z leków i zaczęłaś oszukiwać samą siebie. Tylko wtedy powoli odnajdziesz spokój którego szukasz a Twoje życie zacznie układać się tak jak sobie tego życzysz i będzie to prawdziwe życie a nie życie w kłamstwie i udawaniu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Coz, przede wszystkim jak juz wrocisz do leczenia, to nie tylko do brania lekow. To na pewno tez pomoze, ale psychoterapia jest na dluzsza mete takze bardzo efektywna, Ja jestem zwolennikiem laczenia obu metod. Mozna Ci pomoc, ale musisz pozwolic aby inni Ci pomogli. W wypadku leczenia oznacza to szczerosc w kontaktach z lekarzem. Pamietaj ze on jest po to aby pomagac ludziom, a nie ich oceniac. A jesli ma skutecznie pomoc, to musi znac objawy, musi znac Twoje zdanie na temat przyczyn, dopiero wtedy moze byc skuteczny.

A udawanie przed samym soba ze "jest dobrze" i ze "sam sobie poradze" mnie osobiscie doprowadzilo do drugiej proby samobojczej. Dlatego odradzam takie postepowanie. Jesli jest problem, to trzeba go rozwiazac, a nie "chowac pod dywan". Jesli nie jestesmy w stanie uporac sie z nim samodzielnie, to trzeba szukac fachowej pomocy. Moim zdaniem to proste. To ze ktos potrzebuje pomocy to nie powod do wstydu. Wstydzic jesli juz to powinni sie Ci ktorzy mogliby jakos tam pomoc, a po prostu nie chca...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam

 

Chciałam się Was zapytać jak reagują Wasze dzieci na depresję i nerwicę u Was..Jak one są radzą z Waszą chorobą?

Mój siedmioletni synek podczas moich okropnych stanów depresyjnych,ataków szału zamyka się w sobie,nie odzywa się i widzę że się mnie boi..Najbardziej przykre jest dla mnie to że mały obwinia się za to że ja się zachowuję źle,jest pewny że to przez niego mama jest wsciekła i krzyczy,jeśli odważy się wtedy do mnie w ogóle cokolwiek powiedziec to pyta czy ja się na niego nie gniewam i przeprasza mnie za coś czego nie zrobił..,pyta czy ja go kocham..wiem że mały czuje się wtedy sam..odrzucony przeze mnie i odczuwa całkowity brak zainteresowania z mojej strony..Jeśli płaczę to przychodzi do mnie i przytula się do mnie mocno .Jezu,mnie jest tak bardzo żal tego dziecka bo wiem że go krzywdzę i zamiast być przy nim całą sobą to ja jestm daleko,nie umiem się nim zająć tak jak powinnam...Boję się tego co będzie dalej,jak mały zacznie dorastać..boję się że poprostu ode mnie odejdzie bo nie wytrzyma..I tak już za dużo w swoim krótkim życiu widział..Narazie w zerówce jest,ma dobre wyniki,zachowanie jest też dobre ale ja wiem że przeze mnie i tak nie funkcjonuje normalnie..Zaczełam już brać leki od wczoraj..i mam nadzieję, że po kilku tygodniach będę bardziej normalna i zacznę być lepszą mamą...Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hmm...ja nie mam dzieci, ale przez swoje problemy bardzo obawiam się czy będę potrafiła zająć się dzieckiem i dać mu wystarczająco dużo miłości i czułości. Boję się zwłaszcza dlatego, że dzieci bardzo łatwo wyczuwają nastroje, a ja często nie mam już ochoty udawać wesołka. Choć wiele osób twierdzi, że dziecko to swoista mobilizacja, daje siłę i zmusza do normalniejszego funkcjonowania...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Marla_30g powinnaś unikać kontaktu z dzieckiem kiedy masz złe dni-o ile to jest możliwe-bo to jest tak że-czym skorupka za młodu nasiąknie itd..wiesz o czym mówie-ty masz depresje a dziecko będzie miało nerwicę-ono cie nie znienawidzi bo jesteś jego mamą ukochaną i najlepszą na świecie -tylko że małe dziecko nie rozumie dlaczego mamusia krzyczy kiedy ono jest grzeczne.Marla_30gkoniecznie idz z dzieckiem do psychologa i nieważne ile ma lat-bo tylko psycholog tu pomoże jesli juz dziecko zamyka się w sobie, w czasei wspólnej zabawy wytłumaczy dziecku na czym polega twoja choroba i powie dlaczego mamusia jest tak zdenerwowana,zrobi to lepiej niż ty bo tego się właśnie uczył.Psychika dziecka jest tak skonstuowana że bardzo głegoko pozostają te najcudniejsze przeżycia jak i też te ktorych nie rozumiały,te ktore sprawiały im ból jako dziecku.

Mam nadzieję że wszystko się ułoży i że choroba nie odbierze ci tej nawiększej miłości twojego życia i życia każdego człowieka-miłości do dziecka i dziecka do nas.....Sciskam cie bardzo mocno i twoja pociechę też ;)

 

[ Dodano: Dzisiaj o godz. 4:38 pm ]

Jeszcze raz to odczytałam co napisałaś i mam ochotę utulić i ciebie i twoje dziecko bo to jest naprawdę straszne kiedy człowiek cierpi i w to cierpienie wciągnieci są mimowolnie najbizsi.Pozdrawiam Cie cieplutko.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Powiem jak to wygląda od drugiej strony. Moja matka jest histeryczką, ma nerwice, nie leczy się, nawet pewnie nie wie, że jest chora. Ale każdy to może dostrzec. Kiedy ma atak potrafi krzywdzić, bardzo, bardzo mocno. Kiedyś fizycznie, teraz emocjonalnie. Nie będę wdawał się w szczegóły, zbytnio mnie bolą. Ale doradze Ci coś.

Twoje dziecko ma 7lat, pewnie nie zrozumie pojęć nerwicy ani podobnych. Ale MUSISZ poradzić się psychologa co powinnas robić, inaczje Twoje dziecko będzie miało spaczoną psychike. jestem szczery i brutalny, wiem, ale taka prawda. Nie wiem co Ci doradzi psycholog, ale nie możesz tego tak zostawić.

Rozpieszcanie dziecka kiedy nie masz ataków, nic nie da, tylko będzie przewrażliwione na zmiany nastrojów. Póki co jest dobrze, ale psychika się kształtuje jeszcze, naprawdę, powinnaś na ten temat porozmawiać z kimś kto ma odpowiednią wiedze.

Ja tylko mówię, że to może zaszkodzić. Obserwuję to na sobie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja mam 2 dzieci. Kasandra ma 10 lat, Kaspian 7. Wiedzą że jestem chora, wiedzą o depresji i NL. Moje ataki depresji są łagodne prawie cały czas śpię. Muszą być samodzielne, bo ja nie jestem w stanie nawet jeść im zrobić. Przyjęły to normalnie, wytłumaczyłam im na czym polega ta choroba. Jeśli chodzi o nerwicę to starają się mi pomóc po swojemu (boję się mostów), dostaję od nich rysunki na których stoję na moście i napis :"Poradzisz sobie". Szczerze porozmawiaj z synkiem co Ci dolega, opowiedz mu co wtedy czujesz. Dzieci więcej rozumieją niż Ci się wydaje. Powodzenia

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja swojemu 5letniemu brzdącowi zwyczajnie powiedziałem, że jestem chory (to nie boli)

mamy ze sobą całkiem spoko kontakt

choć mógłbym tyle nie spać i bardziej się nim zajmować, lepszym być ojcem, to on to jakoś czai i nie ma większych pretensji

nie drę się na niego i jak czasem mam gorszy nastrój to zwyczajnie mu mówię coś w stylu "młody, jestem dzisiaj lekko wkurzony, więc mnie dodatkowo nie denerwuj" :D

 

nie rozumiem rodziców, którzy każdy swój problem skrywają przed dziećmi, czy w ogóle przed innymi

dzieci nie są głupie choć oczywiście pewnych rzeczy nie czają, wystarczy im przekazać wiadomość "nie ty mnie denerwujesz, po prostu mnie denerwują różne rzeczy"

to bardzo prosta informacja dla dziecka - "to nie moja wina, że mama czy tata się wkurza"

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W skrócie..

Mój syn (9 lat) ,doskonale zdaje sobie sprawę z tego że jestem "chora".

Niewidzę potrzeby ukrywania tego przed Nim ,poza tym na przecież sam widział co działo się z mamą trzy lata temu.

Kiedyś sobie myślalam że to złe że wie o tym ,że wie ze matka czasem lata do psychiatry ,do psychologa ,dziś myślę inaczej.

Przecież on wie doskonale że niejestem jakąs tam dziwną osobą ,jestem normalną matką ,owszem mam gorsze dni ale niezanidbuję mojego dziecka w tym wszystkim.

Szkoda mi tylko tego że od trzech lat niewychodzimy sobie sami na spacery itp...ale ja wiem ze nie to jest najważniejsze.

Czasem..hmm,czasem ,nie ,nieczasem tak to jest poprostu,mój syn myślę zyje troszkę moją przypadłoscią ,wnioskuję to po tym jak czasem mówi "mamuś a jak już będziesz zdrowa to........................." ,wtedy jest mi przykro

Z drugiej jednak strony wiem że w pewien sposób on uczy się tolerancji.

To dla mnie bardzo ważne,bo widzę tego rezultaty.

Dużo by pisac na ten temat..

Oczywiście ,wściekam sie czasem sama na siebie ,depresja?...ee już chyba nie,ale ten piepszony perfekcjonizn:/ .walczę z tym a wiem ze czasem wymagam za dużo od syna,aczkolwiek w zeszłym roku było gorzej.

 

Rozmawiałam z psychologiem na ten temat,wiem jak postepowac,myslę że sobie poradzę ,wiem że niejestem mamą z prawdziwego zdażenia ale..ale Kocham go całym sercem i to okazuję a to myślę jest najważniejsze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

no i dokładnie, o to chodzi przecież

 

ja nie używam słowa miłość zbyt często, bo sądzę, że nikt na tym forum ani ja, czy w ogóle 99% ludzi nie wie co to znaczy, ale lubię swojego chłopaka, lubię się z nim wygłupiać, lubię go wychowywać jakoś i nie chcę, żeby cierpiał, po prostu fajny kumpel :)

takiemu kumplowi można chyba powiedzieć coś szczerze? :D więc ja mu mówię szczerze na tyle na ile jest w stanie pojąć i on to akceptuje

oczywiście jest mi przykro, że nie jestem lepszy i staram się na tyle, na ile mogę być lepszy, ale on tego nie wymaga ode mnie i dlatego właśnie sie staram

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja rownież nie mówię wprost dziecku, że mama jest trochę nie tego...Zwyczajnie się tego wstydzę..Czytam Wasze posty po kilka razy i za każdym razem mówię sobie..Dziś spróbuję porozmawiać z synkiem..Zrobię tak jak Wy,bo wiem że to jest najlepsze co można zrobić..Być szczerym wobec dziecka.Ale nie umiem się przełamać.. :? i czuję złość do siebie przez to..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja rownież nie mówię wprost dziecku, że mama jest trochę nie tego...

 

ale co nie tego? to już nie wolno być chorym? :D wyolbrzymiacie ten problem, ale wyolbrzymiacie we własnych oczach

a Ciebie Ampułek to już całkiem nie rozumiem (choć może to trudniej omawiać z młodzieńcem) - jesteś facetem, chyba masz za sobą na tyle wiele lat małżeństwa, żeby zaczaić, że żona pewnych rzeczy nie pojmie (jak nie chce, albo zwyczajnie) i tyle, więc po co porównujesz ją na zasadzie "skoro ona nie czai, to syn już zupełnie"?

może Twój syn jest pod zbytnim wpływem Twojej żony i stąd się boisz z nim zwyczajnie pogadać jak chłop z chłopem, nie wiem, a może nie wytworzyłeś z nim własnego, odrębnego 'kąta'?

ja mam małe dziecko i wychowuję je na zasadzie - "są sprawy, które załatwia się z mamą i takie, które załatwia się z tatą", mama ma swój 'obszar' i tata ma swój

wchodzisz w swój obszar relacji z synem i możesz mu powiedzieć/przekazać praktycznie wszystko co chcesz, mama do tego 'pola' nie ma dostępu i już, to wasz męski obszar... w końcu kiedyś ten chłopak ma stać się mężczyzną no nie? :) rozmawiaj z nim, albo się tylko przyglądaj wlepiając gały w tv albo gazetę :)

nie chcę Cię urazić, ale panienką chyba nie jesteś :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

BlueOrange Masz rację we wszystkim co mówisz..Ale spróbuj spojrzeć na to z tej strony że nie dla każdego jest to takie proste..To fantastyczne ze Ty potrafisz..że umiesz znaleźć nić porozumienia z dzieckiem..I dla wielu z nas Twoje podejście jest(tak ja to widzę),przykładem na to jak dobrze to wszystko rozwiązać aby było dobrze.. :smile: ja niestety tak nie umiem i nie potrafię się przełamać żeby małemu normalnie,tak zwyczajnie powiedziec ze mama jest chora...Przynajmniej dla mnie jest to problem.. :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja rozumiem, że to nie jest proste i ja żadnym przykładem wielkim nie jestem, ja tylko zachęcam na różne sposoby :)

zapewniam Cię, że to nie jest aż takie trudne, po prostu 'daj sobie prawo do tego, żeby być chorą', a dziecku daj prawo, żeby się o tym dowiedziało... i Tobie i jemu spadnie kamień z serca i Ty musisz to zrobić...

czy chcesz czy nie chcesz idziesz siku no nie? :D wyobraź sobie, że dzisiaj musisz to zrobić, musisz pogadać ze swoim dzieckiem i już, tak jak siku, musisz i koniec, nie ma świrowania, zero kombinacji, musisz i już, wybierz dogodny moment oczywiście, ale musisz i tyle

 

a potem napisz jak było :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja tez mam takie problemy.

mieszkam z narzeczonym, a on ma syna.

i często jest tak, że wściekam sie na niego o byle co, krzyczę, płaczę i wogóle zachowuję sie napewno dziwnie.

to nie jest moja wina, mam takie stany, ze potrzebuje ciszy spokoju gdy wszystko mi przeszkadza, potrzebuje samotności..

jestem bardzo nerwowa.

 

martwie sie, bo mój facet nie rozumie że ja nie chce sie tak zachowywac, ze to nie jest moja wina, że czasem mam stany chorobowe, nad ktorymi nie moge zapanowac. On uwaza ze to moja wina i że jakbym chciala to mogę zachowywac sie normalnie. czesto powtarza ze ten maly chlopczyk mi przeszkadza po prostu. Czesto slysze ze wmówilam sobie chorobę, i ze nic mi nie jest.

 

on chce zebym wychowywala malego, zebym byla aniolem, ciepla i kochana, spokojna.

jestem taka, ale nie zawsze.

wydaje mi sie ze nie nadaje sie do zwiazkow, a juz wogóle do wychowywania dziecka.

 

to nie tak ;( ja nie wiem co mam robic. mam dosyc ciągłych kłótni.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ameli Witaj.

 

To wcale nie prawda,że nie nadajesz się do związku i że nie nadajesz się aby wychowywać dziecko...Nadajesz się i to bardziej niż Ci się wydaje.Wiem że to trudne,tym bardziej że nie jest to Twoje dziecko,tylko Twojego partnera.Jeśli o Twoje "dziwne"zachowania chodzi to doskonale Cię rozumiem..a byłaś już u specjalisty z tym problemem?Mnie pomogli ludzie z forum podjąc taką decyzję abym znów spróbowała iść po pomoc..niestety bez leków się nie obyło..ale trudno..

Myslę że powinniście o tym oboje porozmawiać..powiedz swojemu Partnerowi co sie z Tobą dzieje,że to nie Jego wina że masz takie a nie inne zachowania..Wytłumacz mu..ale tak na spokojnie..wszystko po koleji..

Dasz radę!Zobaczysz że Ci się uda.partnerom przewaznie jest trudno zrozumieć te "dziwne"zachowania,ale myślę że jednak rozmowa byłaby najlepsza.Pozdrawiam Cię cieplutko.Trzymaj się i nie daj się.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Olimp Bathory - mam podobną historię. Niestety uważam, że naszym życiem kierują schematy i możemy jedynie spodziewać sie tego, że nasze dzieci w przyszłosci, będa mieć taki sam problem jak my...

 

Chyba nie ma złotego środka by ustrzec pociechy przed atakami złosci, melancholii czy innych objawów depresji czy załamania nerwowego.... Jak sprawić by zrozumiały, że to nie jest ICH wina? Że to nie one są powodem tego co się z nami dzieje?

 

W oczach dzieci ( z autopsji piszę) stajemy się powoli "potworami" i chociaż znają problem, to często same czują się winne badź też chcą uciec od tej sytuacji które wyraźnie przerasta. Bardzo trudno jest pomóc osobie która tej pomocy nie oczekuje badz też OCZEKUJE ale po prostu nie chce przyjąć...

 

W małych miastach trudno jeszcze przełamać stereotyp "wariata" odwiedzającego psychologa czy psychiatre...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×