Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nie kocham swojej matki


Rekomendowane odpowiedzi

Gorzej, jeśli rodzic popełnia błędy w dobrej wierze. Tak było w mojej rodzinie i podejrzewam, że w wielu patologicznych rodzinach tak jest, że nikt nie zdaje sobie sprawy, że coś pieprzy. Wtedy też i nie będzie wiedział, ze cos jest do naprawy. Mi rodzice zawsze powtarzali, że wszystko mam i że jestem dzieckiem szczescia :evil: do tej pory nie kumają o co chodzi, podejrzewam, ze ich to przerasta.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

bittersweet, dlatego tak wazna jest samoswiadomosc ..swiadomosc tego co nie tak bylo w rodzinie, co nie tak jest ze mna, czego nie chce powielac przy swoich dzieciach.

A bledy w dobrej wierze sa dosc wygodne i jest ich mnostwo np.

- robie to bo chce zebys miala lepsze zycie ode mnie wiec (nic innego niz nie udalo mi sie spelnic moich marzen wiec ty spelnisz je za mnie bez wzgledu na to czy chcesz)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gorzej, jeśli rodzic popełnia błędy w dobrej wierze. Tak było w mojej rodzinie i podejrzewam, że w wielu patologicznych rodzinach tak jest, że nikt nie zdaje sobie sprawy, że coś pieprzy. Wtedy też i nie będzie wiedział, ze cos jest do naprawy. Mi rodzice zawsze powtarzali, że wszystko mam i że jestem dzieckiem szczescia :evil: do tej pory nie kumają o co chodzi, podejrzewam, ze ich to przerasta.

 

Ja zawsze słyszałam od rodziców: "ty to masz dobrze", "masz wszystko", "masz dobrych rodziców"... mam to tak zakodowane we łbie, że nawet teraz nie jestem pewna, czy rzeczywiście mam prawo ich o cokolwiek winić. O to, że mam trudności w kontaktach z ludźmi, niską samoocenę i problemy z wyrażaniem emocji. Jakoś niestety bardziej wierzę, że to ja jestem zła. Z drugiej strony - dzieci nie rodzą się złe! Więc jak to możliwe? Kiedy się ze mnie taka paskuda zrobiła i z jakiego powodu?

 

Z drugiej strony... Jak sobie przypomnę, że płacząca i drżąca kuliłam się na łóżku, gdy matka rozpoczynała jedną ze swoich godzinnych tyrad... Zawroty głowy ze strachu, agresja wobec rówieśników, wreszcie alienacja. Faworyzowanie mojego brata, traktowanie mnie jak czarną owcę. Wieczne porównywanie mnie do dzieci koleżanek. To na pewno nie wpłynęło na mnie dobrze.

 

Sama nie wiem, czy kocham matkę. Pewnie tak, ale na co dzień raczej czuję jakiś żal do niej, złość.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja czasami aż fantazjuję o tym, że moi rodzice nagle umierają w jakimś wypadku samochodowym. Sama bym ich nie skrzywdziła (nie dlatego, że to akurat moi rodzice, tylko po prostu ludzie), ale jakby coś im się stało, to pewnie bym się zbyt nie przejęła. Skaczę z radości, kiedy gdzieś wyjeżdżają na dłużej i nie muszę się z nimi męczyć. Już naprawdę nie mam skrupułów, sami sobie zasłużyli.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja nie wiem, czy kocham swoją matkę. Teraz gdy przeczytałam Wasze wpisy, to sama się zastanawiam czy to współczucie czy kochanie. Naprawdę ciężko się zdecydować. Jak żył mój ojciec to zawsze rywalizowała ze mną o jego uczucie. Dogadywała mi i dogryzała, że córeczka tatusia. Jako nastolatka też nie mogłam na nią liczyć, bo dla niej była tylko dobra zabawa, a nie myślenie o jedynym dziecku. Zrobiła mi dużo krzywdy, jeszcze nie dawno myślałam, że jej nienawidzę, ale jak zmarł ojciec i zaczęła chorować to martwię się o nią. Tak jakoś nie chciałabym zostać sierotą. Dzwonię codziennie i pytam jak się czuje, ale naprawdę nie wiem czy ją kocham. Kurcze w końcu dała życie jakby nie było. Eh... nie wiem :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moi są przykładem pary, która nigdy nie powinna mieć dzieci, a ma dziecko, bo wpadła. Matka często zachowywała się w stosunku do mnie jak koleżanka (w tym negatywnym sensie, np. robiąc mi na złość itd.), a potem miała pretensje, że odwzajemniam się tym samym. Pamiętam jak miałem z 10 lat i już wtedy mówiłem 'jednodniowy zapał' jak brała jakieś postanowienie naprawienia mnie czy domu, bo wiedziałem, że zaraz będzie po staremu. Dlatego myślę, że gdyby była konsekwentna to może bym ją dzisiaj kochał. Zresztą nigdy się mną bardzo nie interesowała, mam rodziców interwencyjnych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dlatego tak wazna jest samoswiadomosc ..swiadomosc tego co nie tak bylo w rodzinie, co nie tak jest ze mna, czego nie chce powielac przy swoich dzieciach.
Tak, ale skąd wziac taką prawidłową samoświadomość ? moi rodzice tez zwracali uwagę, żeby nie powtarzać blędów swoich rodziców. Przez swoich rodziców byli zaniedbywani i bici... w zwiazku z tym starali się, żeby tak sie nie zachowywac wobec mnie. Dlatego zawsze byłam rozpieszczana materialnie i nigdy wobec mnie nie uzywano przemocy fizycznej.

Cała patologia ujawniała się w inny sposób, bardzo subtelny, ale nie mniej destrukcyjny :evil: tylko, zeby ktokolwiek to zauważył, trzeba by bylo zrobić w chałupie jakąs superwizję albo psychologiczny audyt. A w przeciętnym domu nikt tak nie cuduje, tylko wszystko toczy sie do przodu na zasadzie "jakos to będzie".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mi rodzice zawsze powtarzali, że wszystko mam i że jestem dzieckiem szczescia :evil:

Mi z tego co kojarzę, to tylko raz rodzice powiedzieli (było to jakoś w drugiej połowie dzieciństwa), że każde inne dziecko ma gorzej ode mnie, wtedy gdy mi to powiedzieli, bez problemu w to wierzyłem. No w drugiej połowie dzieciństwa oraz w okresie młodzieżowym w ogóle uważałem, że moja rodzina jest najnormalniejsza, jaka tylko może być.

 

Ja zawsze słyszałam od rodziców: "ty to masz dobrze", "masz wszystko", "masz dobrych rodziców"... mam to tak zakodowane we łbie, że nawet teraz nie jestem pewna, czy rzeczywiście mam prawo ich o cokolwiek winić. O to, że mam trudności w kontaktach z ludźmi, niską samoocenę i problemy z wyrażaniem emocji. Jakoś niestety bardziej wierzę, że to ja jestem zła

Ja mam tak, że wiem, że błędy popełnili zarówno moi rodzice, jak i ja; ale czy większe ja, czy większe moi rodzice, to tego nie wiem. Ale i tak jakoś nie wydaję mi się, by te błędy miały duży wpływ na psychikę.

Część moich negatywnych cech może być także kwestią przypadku (jakaś wrodzona wada w mózgu, co spowodowało, że nie funkcjonował nigdy do końca poprawnie). Myślę, że mało kto (o ile w ogóle ktoś), mając taką rodzinę, jak ja, miałby problemy z psychiką, więc wrodzone uszkodzenie mózgu to u mnie też bardzo możliwa opcja i bardzo dużo by wyjaśniała odnośnie mnie.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Matkę mimo wszystko, ale do ojca to już nawet nie nienawiść, bo to zbyt wiążące. Mam już tylko obojętność, mechaniczne omijanie się, obustronne zresztą. Chociaż dalej wytrącają mnie z równowagi jego wyrzuty i daję się obciążać winą.

Nie jestem z patologicznej rodziny ale nie mam najmniejszej chęci zakładać własnej. Byłabym straszną matką.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kurcze w końcu dała życie jakby nie było. Eh... nie wiem :(

A ja za życie swoim rodzicom wdzięczny nie jestem. Wolałbym, żeby mnie nie robili.

 

moi rodzice tez zwracali uwagę, żeby nie powtarzać blędów swoich rodziców.

Moi też raczej nie chcieli popełniać błędów swoich rodziców; raz tylko ojciec powiedział mi, że żałuje, że w dzieciństwie nie robił mi tego, co jego ojciec robił jemu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

bittersweet, jak wiesz jak robili twoi rodzice to masz przewagę

nad innymi wiesz czego na pewno nie robić

Nie za bardzo mam ochote uczyc się prawidłowych relacji na własnym potomstwie... :arrow: za bardzo kocham własne dzieci, żeby je powoływac na swiat ;) a moze po prostu nie mam instynktu macierzyńskiego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To, że nie kocham mojej matki wiedziałam już jako dziecko (dziwne, nie?). W podstawówce, na "Dzień Matki" mieliśmy napisać wypracowanie pt: "Za co kocham moją mamę", a później odczytać je publicznie przed rodzicami. Ja nie napisałam wypracowania, bo nie wiedziałam co miałabym napisać. Jedyną osobą, w dzieciństwie, którą kochałam i okazywała mi miłość była moja babcia...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kokojoko, ooo.. A ja miałam inaczej.

Kiedyś to byłam tak zapatrzona w swoją matkę, że aż się teraz tego wstydzę. Podobała mi się, jak była oczywiście trzeźwa, naprawdę była piękną kobietą (chciałam wyglądać tak jak ona, więc np. mam zdjęcie jak pozuję do zdj tak jak ona), a do tego czasami potrafiła być matką (pamiętam jak czasem brałyśmy dezodoranty i udawałyśmy, że to mikrofony i śpiewałyśmy, to było fajne, było parę dobrych momentów, np. jak wyruszaliśmy nad morze - też w samochodzie zawsze śpiewałyśmy... choć jak wracaliśmy znad morza zazwyczaj klimat był już inny). Ale niestety czas sprawił, że coraz mniej do tej roli zaczęła się nadawać. Moja fascynacja swoją matką trwała do wieku 6 lat. Potem zaczął się okres "buntowniczy".

 

Ponadto, potrafiło być tak, że jednego dnia chciałam być swoją matką, strasznie ją uwielbiałam, i jej nienawidziłam, złościłam się, w sumie nawet to złość nie była, ja po prostu byłam smutna i bałam się swojej mamy. W południe wariowałyśmy przy dezodorantach, a po południu leżała na kanapie i robiła złe rzeczy nam. Wieczorami jak już wytrzeźwiała namawiała ojca do picia alkoholu i tak o to praktycznie cały dzień był kiepski i zawsze ten strach i smutek przeważał :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja mimo, że nie kochałam swojej matki, zawsze bardzo chciałam zasłużyć sobie (tak... to dobre określenie :/) na jej miłość, być przez nią docenioną, mieć w niej oparcie, także jakieś pozytywne uczucia musiałam żywić...

A nie kochałam, bo nie znałam tego uczucia. Jako dziecko nigdy nie usłyszałam od rodziców słów "kocham cię", nigdy nie byłam pocałowana czy przytulona. Za to wyzywana od najgorszych, nawalana paskiem, butami czy metalowymi wieszakami byłam regularnie, za to, że wszystko robiłam "nie tak".

Zawsze zależało mi, żeby cokolwiek zrobić tak, żeby była ze mnie dumna. Rzadko się udawało... Pamietam, że była zadowolona tylko wtedy, kiedy osiągnełam coś dużego np. napisałam najlepiej egzamin gimnazjalny, albo byłam najlepsza w szkole z j. angielskiego i dawałam korepetycje. A tak poza tym to zawsze byłam niewystarczająco dobra. Dla niej oczywiście :P

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak czytam i czytam Wasze wpisy i myślę o tym, że bardzo nie chciałabym mieć powodu żeby nie kochać któregokolwiek z rodziców.

Nigdy nie byłam z nikim porównywana, nie doświadczyłam z ich strony przemocy fizycznej czy psychicznej. Zawsze dużo rozmawialiśmy. Pozwalali mi na samodzielne decyzje, nawet jeśli były błędne. Zawsze mogłam się do nich zwrócić o pomoc. Kocham ich jak nikogo na świecie, a poza tym lubię ich po prostu jako ludzi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×