Skocz do zawartości
Nerwica.com

25 lat i doświadczeń w pewnej sferze brak


Rekomendowane odpowiedzi

Na wstępie witam wszystkich serdecznie. Forum jest rewelacyjne, poczytuję je od czasu do czasu i widzę, że panuje tu atmosfera wszechobecnej tolerancji, więc i ja postanowiłam się odważyć i nieco uzewnętrznić :-). Trudno mi opisywać problemy w związkach, bo... No właśnie. Żadnego takowego na swym koncie nie mam. Przejmuje mnie strach przed bliskością, a jednocześnie odczuwam ogromną potrzebę miłości i przelania jej na drugą osobę. Oczywiście wzorzec jest bardzo klasyczny, pochodzę z rozbitej rodziny (nie mam żadnego kontaktu z ojcem), na dodatek doszedł problem różnicy pokoleń, bo mieszkałam całe życie z mamą u dziadków. Do tego babcia o nieco dyktatorsko-apodyktycznych skłonnościach i zamiłowaniu do pedantyzmu. Skończyłam studia, staram się coś zrobić z tym moim życiem, jakoś się usamodzielnić i pokierować je na prostsze tory, ale rezultaty są jakie są. Wstyd się przyznać, ale dopiero teraz postanowiłam wziąć się porządnie za siebie. Nie byłam nigdy u psychologa (wybieram się od września, to moje postanowienie), więc nie zostałam zdiagnozowana, ale podejrzewam u siebie nerwicę i zalążki depresji. W dodatku od okresu dojrzewania borykam się z problemami hormonalnymi (PCOS i niedoczynność tarczycy), co też bardzo wpływa na moją samoocenę i nastrój. Ale jestem ciekawa życia i chciałabym wreszcie zacząć żyć jego pełnią. Interesuję się literaturą, filmem, lubię podróżować, chciałabym poznawać świat. Znajomi, poza jedną najbliższą przyjaciółką, nie wiedzą o moich problemach i postrzegają mnie jako osobę wesołą i zaradną, bo sztukę pozorów opanowałam do perfekcji. A ja czuję, że mam problemy i to duże. Na co dzień niby funkcjonuję ok w kontaktach międzyludzkich i nie unikam ich, ale mam straaaasznie zaniżoną samoocenę, wszystko okropnie przeżywam i odbija się to na moim zdrowiu i samopoczuciu (bóle brzucha i częste latanie do toalety to norma). Jest też we mnie przy tym wszystkim dużo złości na świat, żalu i negatywnej energii. Wyśmiewam świergoczące pary, żeby za chwilę uświadomić sobie, że przemawia przeze mnie zazdrość. No, to trochę się pożaliłam :-). Wiem, że wszystko zależy ode mnie i ja sama wyznaczam sobie granice tego, jak daleko jestem w stanie dojść i co osiągnąć i że czeka mnie dużo pracy nad sobą, a nikt za mnie tego nie zrobi, ale, drodzy forumowicze, może macie dla mnie jakieś rady? Może jest ktoś o podobnych doświadczeniach (a raczej z brakiem pewnych doświadczeń)? Czy jestem jakimś reliktem :-)? Jak radzicie sobie z lękiem przed bliskością, przed zranieniem, stratą? Nie chcę, żeby to zdominowało moje życie, chcę się w końcu zakochać, ale oceniam się tak surowo i widzę wszystko w czarnych barwach, że mam wrażenie, że jest to skazane na porażkę. Muszę coś z tym zrobić, bo nie chcę tak dalej żyć. Zapraszam do dyskusji, chętnie posłucham cennych rad. Jeśli ktoś ma podobne problemy, to śmiało może się ze mną kontaktować - pełna tolerancja i zero oceniania.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

andziana,

Czy jestem jakimś reliktem :-)
Takich reliktów a nawet starszych tu jest sporo na forum zwłaszcza w męskim wydaniu. ;)
chcę się w końcu zakochać,
tak na siłę to jest ciężko, ale trzeba se stwarzać ku temu szanse czyli wychodzić do ludzi, no i ważne też żeby się szczęśliwie zakochać z wzajemnością a to nie zawsze się trafia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

tak na siłę to jest ciężko, ale trzeba se stwarzać ku temu szanse czyli wychodzić do ludzi, no i ważne też żeby się szczęśliwie zakochać z wzajemnością a to nie zawsze się trafia.

 

Oj to prawda. Pamiętam, że kiedyś na zajęciach z psychologii ktoś porównał bycie w związku do posiadania dwóch skrzydeł. Jednym jesteśmy my sami, drugim nasz partner. Jeśli związek jest udany, to możemy rozkwitnąć, w pełni "rozwinąć skrzydła" i pofrunąć, żyć na całego. Bez jednego skrzydełka jest trochę kulawo, ale lepiej niż w przypadku, gdy w jakimś beznadziejnym układzie ktoś nas ciągnie swoim skrzydłem w dół. Fajna metafora i chyba bardzo prawdziwa. Tego trzeba się trzymać,tylko wiadomo, przychodzą takie dni, że człowiek już chciałby nie tylko lecieć, a wręcz szybować ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

(nie mam żadnego kontaktu z ojcem),

Całkiem nawet zaczynam Cię rozumieć,,,Andzia. Brak ojca i kontaktu na Nim,,,a dla małej dziewczynki to wzorzec i serum Prawdy o facetach . Poza tym hormony , wiek , potrzeba bycia z drugim człowiekiem ( ale nie koleżanką) i już mamy mieszanke , która nazywa się "Przybądz Romeo na białym koniu , zabierz mnie stąd" . Mówię Ci Andzia , będzie jak w tej piosence Oddziału Zamkniętego "O Andzia" ;)

 

<<<< Patrzę wokoło i jest mi źle G C D

 

Coraz więcej widzę i jeszcze więcej G C D

 

Muszę więc szybko z nią spotkać się G C D

 

Z Andzią życie będzie łatwiejsze G C D>>>

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kurcze aż Ci odpisze,bo nie wierzyłem że istnieją jeszcze takie kobiety jak ty;) No ja mam ten sam problem.Ale mam też pewne doświadczenia w szukaniu i może Ci coś poradze i powiem gdzie faceci szukają kobiet i na co lecą ;)

 

Wiem że raczej oczekujesz konkretów a nie rad typu "bedzie dobrze",bo nic tak nie wkurza.No to ode mnie.

 

1/ Najlepsze miejsca do poznania facetów:Kurs tańca,siłownia,jakiś studencki klub,koncert,internet.

2/Faceci to wzrokowcy,pewnie to wiesz.Ale praktycznie kazda młoda dziewczyna może sie podobac,najwazniejsze żebyś nie była otyła,to chyba jedyna rzecz która może odrzucić faceta.Na siłowni nie tylko możesz kogoś poznac ale wyrobisz sobie fajne ciałko,a to działa,taka np.sportowa pupa :105:

3/Kobiecość-największy a zapomniany atut.Kobieta w zwiewnej sukience w groszki wybija się cąłkowiecie na tle dziesiątek lasek w tych samych dżinsach,w ogóle mężczyźni szczególnie tacy na poziomie uwielbiają kobiecość.Mała zmiana image na pewno pomoże.Kokardka we włosy,sukienka i działasz:)

4/

Jak radzicie sobie z lękiem przed bliskością, przed zranieniem, stratą? Nie chcę, żeby to zdominowało moje życie, chcę się w końcu zakochać, ale oceniam się tak surowo i widzę wszystko w czarnych barwach, że mam wrażenie, że jest to skazane na porażkę

A to myśle główna przyczyna twoich problemów.Mam identycznie i też jestem sam,a mniej atrakcyjni faceci ode mnie podbierają mi wszystkie laski:P Ja staram się to poskromic w ten sposób że zakładam że dana dziewczyna na 100% mnie odrzuci,raczej na pewno mnie zrani,jak wszystkie inne itd.....tak wyolbżymiam to odżucenie że aż staje się śmieszne,wiesz zero nacisku na siebie,raczej i tak zostane spławiony więc co sie martwić :D

 

W ogóle masz spoko podejscie,widać że nie przeżywasz tej swojej samotności tak bardzo,jak mam od 2 lat obsesje na tym punkcie i ciągle się tym załamuje:D:P

Ale teraz przestaje i też wrzucam na luz i jakoś się lepiej żyje:) Pozdro

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zapomniałeś dodać forumowe zloty i spotkania bo z reguły jest nadmiar wolnych facetów na nich

Lepiej daj mu namiary , gdzie kształtnych dupeczek jest więcej niż owłosionych klat ;)

 

-- 20 sie 2013, 19:43 --

 

a nie kolejnego nieudacznika z naszego forum

o czym Ty mówisz , pijany jesteś ? Znasz tu jakiegoś nieudacznika ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

andziana, co Ci szkodzi zagadać do chłopaka na pw

To raczej chłopak powinien pierwszy odezwać się do dziewczyny

moze to staroswieckie podejscie, ale chcocby nie wiem jak swedzialy mnie paluszki, nie napisze pierwsza. pierwsza tez nie zagaduje. uwazam, ze to nie moja rola.

i wkurwia mnie, ze sa faceci, ktorzy czekaja az laska zacznie sie lasic, najlepiej od razu, kurde, na klęczkach.

to tylko takie moje wtracenie, wieeem wiem, nie ma zwiazku w ogole z tematem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ha ha ha :D( Dean )^2, jak weźmiesz na siebie ciężar przywdziania i dźwigania tej całej białej sukni z welonem, tiulem, koronkami i innymi diamencikami, których przepychu nie bardzo rozumiem, to możemy stawać przed ołtarzem :D

 

A tak całkiem serio, to kolega fajnie chce się ze mną podzielić radami na temat płci przeciwnej i wsparciem, co bardzo doceniam i jest to bardzo miłe. Niestety, nie sprawia to, że mój problem całkiem zniknął póki co (jeszcze nie wypróbowałam rad ( Deana )^2 :D).

 

Dalej szukam kolejnych bratnich dusz, które może borykają się z czymś podobnym, pozwolą mi lepiej zrozumieć pewne mechanizmy, przyniosą ulgę, że nie jestem sama jedyna z takim problemem.

 

Nie traktuję tego wątku jako czysto matrymonialny, bądź na zasadzie "znajdź przyjaciół w internecie", ale niczego nie wykluczam. Cholera, a nuż? Nie mam nic do stracenia ;). Chętnie poznam kogoś podobnego do mnie i ucieszę się, jak ktoś taki jest. A każdy sposób na poznawanie ludzi jest dobry, trzeba się zmusić, żeby wreszcie myśleć pozytywnie i zburzyć ten mur wokół siebie. Widzę, że panuje tu przyjazna atmosfera, bardzo dużo osób wypowiada się w sposób fajny, na poziomie i naprawdę chcę pomóc. Super, że jesteście. W kupie raźniej.

 

I myślę, że nie ma co oskarżać się o ciapowatość i niezdarność życiową, dlatego, że ma się takie, a nie inne problemy. Dobrze, że piszecie o tym i próbujecie. Grunt to próba pracy nad sobą. Mnie też szkoda paru lat, mogłam wcześniej się zabrać za siebie, ale wiem, że takie myślenie nigdzie mnie nie zaprowadzi. Szkoda mi, że dopiero teraz dostałam objawienia, że nie chcę żyć w samotności, że nie tędy droga, no ale cóż. Nie chcę się zasłaniać ciągle doświadczeniami życiowymi i usprawiedliwiać, ale też chyba muszę przestać być dla siebie taka surowa i zacząć pracować nad samooceną, bo inaczej dalej będzie, jak jest. Także wolę póki co wierzyć, że po prostu pewne rzeczy poukładały się nam tak a nie inaczej, może i nie bez naszego wpływu, ale już tego nie zmienimy i lepiej się skupić na tym, co tu i teraz. Szansa na zmiany i progres jest, w każdym wieku, tylko trzeba trafić na przyjazne otoczenie, które nie będzie nas oceniać przez pryzmat takich a nie innych doświadczeń i od razu budować na tej podstawie obraz danej osoby. Z doświadczenia wiem, że niektóre osoby, które wiodą nie do końca poukładane życie i super im się na polu związkowym nie wiedzie, mają tak naprawdę bardzo dużo do zaoferowania, ale mają też głupie bariery, wynikające właśnie z takich jakichś utartych społecznych przekonań. Nie mówię, że sama jestem od tego wyjątkiem, choć staram się z tym walczyć i nie przejmować się tym, co ludzie powiedzą. Myślę, że paradoksalnie sukcesem jest to,że nie wstąpiłam w żaden przypadkowy związek tylko i wyłącznie pod presją tego, że już czas wielki na te sprawy.

 

I jeszcze jedna sprawa - co do odzywania się przez dziewczynę, jako pierwszą. Jak wiecie nie mam zbyt dużego doświadczenia na tym poletku, ale myślę, że nie ma nic złego w tym, żeby do kogoś zagaić właśnie tak jakoś na luzie, choćby i na forum. Nie postrzegałabym tego jako łaszenie się i płaszczenie przed kimś. A nuż można przez takie rezerwy stracić szansę na poznanie kogoś wartościowego, bo druga strona jest właśnie tą bardziej nieśmiałą? W końcu jest XXI wiek. A jak tak teraz o tym myślę, to sama chyba straciłam parę potencjalnych możliwości właśnie przez to, że założyłam, że to facet ma się starać i pierwszy odzywać, bo jak to tak, a nie daj Boże jakby miał mnie odrzucić. No i niestety w moim przypadku zaprowadziło mnie to donikąd.

 

Pozdrawiam wszystkich!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

andziana, witaj na forum :D

 

Bardzo fajnie, że do nas dołączyłaś. Z Twoich wypowiedzi emanuje taka siła, chęć dokonywania zmian w swoim życiu. :uklon: Do tego jeszcze wnikliwe przemyślenia. Bardzo mi się to podoba. :D

 

Nie odkryję Ameryki, gdy wysnuję przypuszczenie, że Twoje problemy mogą mieć swoje źródło w osobie babci, w jej apodyktyczności i pedantyzmie. Prawdopodobnie wysłuchiwałaś od niej nieporównywalnie więcej nagan niż pochwał, co spowodowało, że 'wzrosło wraz z Tobą' mylne przekonanie o Twojej niskiej wartości. :? A to mogło doprowadzić do strachu przed bliskością podyktowanego kolejnym fałszywym przekonaniem 'bliskie osoby potrafią tylko ranić'. Myślę, że to jest przyczyna Twojej niechęci do wchodzenia w bliskie relacje. Najlepiej by było powalczyć z tymi błędnymi przekonaniami u psychologa. Do tego całkiem pomocne byłoby wyprowadzenie się z domu rodzinnego (uwolnienie się spod negatywnego wpływu babci). Przyjaciółka mogłaby Cię w tym wspierać?

Wg mnie nie jest wykluczone, że babcia również przyczyniła się do rozpadu związku/małżeństwa Twoich rodziców. :roll: Może Twoja mama była (i jest) nadal pod zbyt silnym wpływem babci? Piszę o tym dlatego, że być może mogłabyś zyskać pomoc w usamodzielnieniu się ze strony taty? Nie wiem, na ile czujesz taką potrzebę, by nawiązać z nim kontakt (czy w ogóle odczuwasz taka potrzebę), ale wspominam o tym jako o jednej z możliwych opcji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie odkryję Ameryki, gdy wysnuję przypuszczenie, że Twoje problemy mogą mieć swoje źródło w osobie babci, w jej apodyktyczności i pedantyzmie.

Chyba jednak odkryłes , bo cos Andzia ucichła. :?;)

 

Andzia nie ucichła, tylko jej wczoraj nie było ;)

 

Gods Top 10, bardzo Ci dziękuję za chęć pomocy, próbę zrozumienia mojej sytuacji i dobre słowa. Myślę, że babcia nie była winna rozpadu małżeństwa, aczkolwiek nie wiem o tej sprawie zbyt wiele. Znam tylko wersję, że mój ojciec lubił się zabawić, poszaleć, a także i zbyt dużo wypić w niewłaściwym czasie i miejscu (co było i tym tragiczniejsze, że jest lekarzem) i w końcu się to rozpadło. Prawda jest taka, że u nas w rodzinie problemy zamiatane są pod dywan. Mama bardzo nie lubi o tym rozmawiać, ja starałam się nie naciskać, bo widziałam, że ją to boli. Co do taty, to wiele lat byłam na niego zła, wręcz agresywnie wściekła, że mnie porzucił, że się nie troszczył, nie interesował. Z biegiem lat i nabraniem trochę większej dojrzałości emocjonalnej doszłam do wniosku, że znam tylko jedną stronę medalu. Wciąż jednak nie umiem się przełamać, żeby być tą pierwszą, która się odezwie, wciąż mam jakąś urazę, opory. A jednak jestem ciekawa i wydaje mi się, że pomogło by mi to w jakimś stopniu osiągnąć spokój. Usłyszałam gdzieśtam pocztą pantoflową, że cośtam kiedyś próbował się ze mną kontaktować, ale do mnie osobiście nic nie dotarło. Uznałam wtedy, że za mało się starał i że to on powinien o to bardziej zabiegać. Na chwilę obecną gniew jest mniejszy, ale nie wiem, czy umiałabym się już zdobyć na jakiś kontakt z nim. A już na pewno nie chciałabym od niego pomocy, bo jednak nie było go tyle lat w moim życiu i nie chcę go nagle o coś prosić, jestem na to za dumna.

 

Wracając do babci, to było i jest dokładnie tak jak pisałeś, Gods Top 10. Nic nie jest nigdy wystarczająco dobrze zrobione, w dodatku opinia innych ludzi i pozory mają dla niej ogromne znaczenie. Strasznie mi to podkopuje pewność siebie i podcina skrzydła. Moją frustrację zawsze potęgował jeszcze fakt, że siostra mojej mamy i jej rodzina, byli i są przez babcię ewidentnie faworyzowani, bo wiadomo, nie mieszka z nimi pod jednym dachem. Pałałam do nich przez wiele lat głupią zazdrością o to i jest mi z tym bardzo źle, bo wiem, że nie oni są temu winni. Nie jestem dumna, że tak było, ale staram się to zmieniać. Ale babcia ma też dobre cechy i nie jest ogólnie złym człowiekiem. Wychowała mnie po części, kochała jak umiała. Wierzę, że nie chciała mi świadomie zrobić krzywdy, była inaczej wychowywana, dorastała na wsi, gdzie nikt się nie patyczkował. Ale nie ukrywam, że mam do niej żal o to, który żyje we mnie i wpływa na nasze wzajemne relacje. Nieraz ogarnia mnie czułość i miłość do niej, że jest, że pomaga, że zawsze była. A potem nagle zaczyna mi te wszystkie swoje dobre uczynki wypominać, opowiadać, że się dla mnie poświęcała, a ja jestem niewdzięczna, tylko dlatego, że coś mi się nie podoba, chciałabym coś zmienić. W dodatku bardzo emocjonalnie reaguje, płacze, mówi, jak ja tak mogę, że ona dla mnie wszystko, a mnie się nie podoba i mnie potem łapią wyrzuty sumienia, że nadwyrężam jej zdrowie i narażam na niepotrzebny stres. U nas właśnie tak kółko się zamyka, że ja wybuchnę nieraz, powiem, co mnie boli, potem robi mi się głupio, bo całe życie byłam uczona, żeby doceniać, co się ma i nie mieć postawy roszczeniowej i mam wyrzuty sumienia, próbuję zrobić coś miłego i potem jak to jest niedocenione to jest mi przykro. Chciałabym być dobrym człowiekiem i żyć w zgodzie z własnym sumieniem, mieć dobry kontakt z rodziną. Nie umiem zrozumieć, jak nieraz młodzi ludzie olewają starszych, ale ogólnie widzę, że ta relacja ma toksyczny charakter.

 

Do mamy też mam żal, o to, że nie próbowała jakoś interweniować w sprawie naszych wzajemnych relacji, żeby nie były tak napięte. Za dużo tego żalu, trzeba coś z tym robić, zamiast szukać winy u każdego wokół. Chcę to zmienić, zacząć nowe życie, które będzie skupiało się na przyszłych wyzwaniach, a nie przeszłych porażkach.

 

Nadal nie umiem zdecydować, czy żyję w toksycznym układzie, w którym jestem tyranizowana i z którego należy uciekać, czy może też wyolbrzymiam niektóre problemy, powinnam bardziej iść w stronę inwestycji w siebie, a nie skupiać się na tym co negatywne, lub co było i minęło i w koło Macieju to rozpamiętywać.

 

Jeśli chodzi o wyprowadzenie się z domu, usamodzielnienie się. Chodzi mi to po głowie, nie ukrywam, ale też jestem świeżo po studiach, nie mam jeszcze stabilnej sytuacji zawodowej. W dodatku niedawno zmarł nam dziadek, po długiej i ciężkiej chorobie, która dotknęła nas wszystkich i jakoś nie mam serca teraz, czuję, że jestem potrzebna. Sprawę komplikuje ponadto fakt, że jestem jedynym kierowcą w domu. Wiadomo, chciałabym pomóc, podwożę, zawożę do lekarza, robię zakupy i jest łatwiej, szybciej, wnoszę jakiś wkład. A zarazem mam takie poczucie, że za dużo daję od siebie w tej relacji, kosztem własnego życia osobistego. Chciałabym to wszystko jakoś pogodzić w zdrowy sposób, żeby nie mieć sobie nic do zarzucenia. Z jednej strony wyrwałabym się z domu, odżyła, a z drugiej nie chcę być egoistką, która ma w nosie potrzeby innych osób. A bardzo i możliwe, że znowu się boję i tak sobie to tłumaczę. Bo przecież można mieszkać poza domem, a nie zaniedbywać relacji z rodziną, może nawet darzylibyśmy się większym szacunkiem. Sama nie wiem, jak to już jest. Czasami chciałabym odpocząć od tego wszystkiego, od tej emocjonalnej kołomyi. Bardzo dużo sobie wyrzucam, bardzo mnie to męczy, a moje domowniczki niestety nie są skore do rozmowy i prób naprawiania sytuacji. Myślę, że choćby ze względu na tych kilka problemów, o których wspomniałam wskazana byłaby wizyta u jakiegoś mądrego psychologa, który rozwiałby moje wątpliwości.

 

Pozdrawiam wszystkich!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej Andzia ;) .

Masz dużo oleju w głowie , poradzisz sobie ,,,jak nie popełnisz jakiegos kardynalnego , nieodwracalnego błędu ...

Psycholog by ci sie na pewno przydał , albo lepiej jakas terapia grupowa , co by Cie uwolniła z tych wewnętrznych rozterek.

Ja z Ojcem szukał bym kontaktu ,ale nie szukał u niego pomocy , lecz chciałbym z nim pogadać i choć troche zrozumieć . Nie wyrzucać mu nic , tylko zrozumieć i niech dalej robi co chce.Co chce, teraz już jestesmy dorosli...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja z Ojcem szukał bym kontaktu ,ale nie szukał u niego pomocy , lecz chciałbym z nim pogadać i choć troche zrozumieć . Nie wyrzucać mu nic , tylko zrozumieć i niech dalej robi co chce.Co chce, teraz już jestesmy dorosli...

 

Jest to mądra rada. Tylko chyba właśnie najpierw dobrze by było zrobić trochę porządku z sobą, wyciszyć się wewnętrznie, żeby właśnie nie napaść na chłopa tak od razu i nie wybuchnąć w najbardziej kulminacyjnym momencie ;).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×