Skocz do zawartości
Nerwica.com

Hipochondria - jakie choroby sobie przypisywaliście..?


LINA

Rekomendowane odpowiedzi

Witam wszystkich jestem nowy na forum chciałbym się zapytać czy to normalne bedąc hipohondrykiem w ciągu 2,5 roku przypisać sobie mniej więcej 20 chorób lub więcej   od różnego rodzaju nowotworów, sepsy, hiv, tężca, wścieklizny, aż do rzadkich chorób takich jak CJD, SLA, SM, itp. Życie w błędnym kole 👁️‍🗨️🧠

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

5 minut temu, Kubus998 napisał:

Witam wszystkich jestem nowy na forum chciałbym się zapytać czy to normalne bedąc hipohondrykiem w ciągu 2,5 roku przypisać sobie mniej więcej 20 chorób lub więcej   od różnego rodzaju nowotworów, sepsy, hiv, tężca, wścieklizny, aż do rzadkich chorób takich jak CJD, SLA, SM, itp. Życie w błędnym kole 👁️‍🗨️🧠

Cześć, tak to norma niestety. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej u mnie leoiej, na pewno poprawa formy psychicznej, zaczymam olewac te wezly.. Czekam tylko az obrzek od macanoa zginie... Ehh

Witaj nowy kolego. Przykro mi ze i Ciebie to spotkalo. Mam nadzieję ze znajdziesz tu ukojenie i pomoc

Ja wczoraj zrobilam generalne porzadki na dole, zostala mi gora.. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, Marlenka85 napisał:

Hej u mnie leoiej, na pewno poprawa formy psychicznej, zaczymam olewac te wezly.. Czekam tylko az obrzek od macanoa zginie... Ehh

Witaj nowy kolego. Przykro mi ze i Ciebie to spotkalo. Mam nadzieję ze znajdziesz tu ukojenie i pomoc

Ja wczoraj zrobilam generalne porzadki na dole, zostala mi gora.. 

brawo. Widać ja tylko jestem miekka faja, co 9ty miesiac sie buja z wezłami. Gdyby choć koronawirus sie skończył i mogła żyć dawnym życiem, byłoby łatwiej zapomniec

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

8 godzin temu, wszytsko_się_posypało napisał:

brawo. Widać ja tylko jestem miekka faja, co 9ty miesiac sie buja z wezłami. Gdyby choć koronawirus sie skończył i mogła żyć dawnym życiem, byłoby łatwiej zapomniec

Spokojnie, u Ciebie tez przejdzie z czasem tak ze nie będziesz o nich prawie w ogole pamiętać. Potrzebujesz po prostu więcej czasu, a terapia na pewno ułatwi Ci to żeby zapomnieć. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

33 minuty temu, babycrab napisał:

Spokojnie, u Ciebie tez przejdzie z czasem tak ze nie będziesz o nich prawie w ogole pamiętać. Potrzebujesz po prostu więcej czasu, a terapia na pewno ułatwi Ci to żeby zapomnieć. 

dziękuję Ci, oby 🙂 niech albo sie ujawnią objawy, albo niech to spada. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

2 minuty temu, wszytsko_się_posypało napisał:

dziękuję Ci, oby 🙂 niech albo sie ujawnią objawy, albo niech to spada. 

żadne objawy! Nikt z nas tu chloniaka nie ma, a te kulki i „ziarna ryżu” jak widzisz ma tu każdy węzłowy nad obojczykami czy na szyi a nawet pod pachami. Jak wymacalam chłopaka po szyi, brata czy mamę to każdy tam nad tym obojczykiem coś ma dziwnego, jakieś grudki czy inne struktury. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

17 godzin temu, babycrab napisał:

żadne objawy! Nikt z nas tu chloniaka nie ma, a te kulki i „ziarna ryżu” jak widzisz ma tu każdy węzłowy nad obojczykami czy na szyi a nawet pod pachami. Jak wymacalam chłopaka po szyi, brata czy mamę to każdy tam nad tym obojczykiem coś ma dziwnego, jakieś grudki czy inne struktury. 

dziękuje Ci jesteś super pozytywną osobą

słuchajcie, czy Wy macie złudzenia w tych atakach paniki o wezłach, ze je widzicie ? ja czasem jakbym widziała, a potem jak na spokojnie spojrzę to nic nie ma

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1 minutę temu, wszytsko_się_posypało napisał:

dziękuje Ci jesteś super pozytywną osobą

słuchajcie, czy Wy macie złudzenia w tych atakach paniki o wezłach, ze je widzicie ? ja czasem jakbym widziała, a potem jak na spokojnie spojrzę to nic nie ma

Haha no pewnie, ja staje przed lustrem i czasem mi się zdaje ze mam tam spuchnietnie nad obojczykiem😂 Ale to moja głowa tylko, bo jak dotykam to wszystko jest jak było.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1 minutę temu, babycrab napisał:

Haha no pewnie, ja staje przed lustrem i czasem mi się zdaje ze mam tam spuchnietnie nad obojczykiem😂 Ale to moja głowa tylko, bo jak dotykam to wszystko jest jak było.

to mnie maga wytrąca z równowagi bo zaraz muszę sprawdzić w innym lustrze albo zmacać, a chciałabym przestać 🙂 to pewnie nasz mózg szuka zagrożenia i byle cień , czy ścięgno które sie tam poruszy już interpretuje jako guz

zapisałam się jednak do psychologa bo moja głowa wkurza mnie bardziej niz te wezły

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

20 minut temu, wszytsko_się_posypało napisał:

to mnie maga wytrąca z równowagi bo zaraz muszę sprawdzić w innym lustrze albo zmacać, a chciałabym przestać 🙂 to pewnie nasz mózg szuka zagrożenia i byle cień , czy ścięgno które sie tam poruszy już interpretuje jako guz

zapisałam się jednak do psychologa bo moja głowa wkurza mnie bardziej niz te wezły

Ja robiłam nawet zdjęcia żeby sobie porównać 😂😂 wystarczyło ze cień zle padł albo było słabe światło 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

12 minut temu, babycrab napisał:

Ja robiłam nawet zdjęcia żeby sobie porównać 😂😂 wystarczyło ze cień zle padł albo było słabe światło 

haha, ja bym pewnie na tych zdjeciach widziała rzeczy których nie ma wiec lepiej nie 🙂 ale zapisywałam w notatkach gdzie była bardziej wypukła żyła, a gdzie ściegno. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ból nogi nie odpuszcza. W czwartek mam na usg doppler. Wybudziłam się przez duszności, ciężar w klatce piersiowej. To najgorsze uczucie jakie znam. Jakbym niedługo miała się udusić. W głowie mam teraz, że to zakrzep. Nakręciłam się na niego. Próbuję dożyć do Usg w czwartek. Dosłownie. Boję się że fikne do czasu badanie. Boję się tego.

Staram się myśleć pozytywnie. Ostatnio widziałam poprawę. A tu znowu...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja też wstaje rano i jak zawsze uciski w brzuchu i ta pokrzywka w postaci czerwonych swędzących plamek. Zaraz wezmę lek antyhistaminowy i pewnie przejdzie. Ale stolec też jak zawsze grudkowy luźny ale bez krwi. Poza tym czuje się dobrze i w ciągu dnia staram się o tym wszystkim nie myśleć i czyms się zajmować a jutro alergolog to zobaczymy co mi powie trzymajcie kciuki żeby było gitez

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Boże już oczywiście te kłucia w brzuchu i pokrzywke interpretuje jako zapalenie wątroby typu b albo c .... 

Bo przeczytałem artykuł o pokrzywce naczynioruchowej itd. masakra w sumie testów pod kątem tych chorób nie robiłem. Bosze co ja ze sobą robie....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

4 minuty temu, Przerażony234 napisał:

Boże już oczywiście te kłucia w brzuchu i pokrzywke interpretuje jako zapalenie wątroby typu b albo c .... 

Bo przeczytałem artykuł o pokrzywce naczynioruchowej itd. masakra w sumie testów pod kątem tych chorób nie robiłem. Bosze co ja ze sobą robie....

No na WZW B to na bank Ci wyjdą przeciwciała z krwi........w końcu byłeś na to szczepiony🤦‍♀️

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, Przerażony234 napisał:

Boże już oczywiście te kłucia w brzuchu i pokrzywke interpretuje jako zapalenie wątroby typu b albo c .... 

Bo przeczytałem artykuł o pokrzywce naczynioruchowej itd. masakra w sumie testów pod kątem tych chorób nie robiłem. Bosze co ja ze sobą robie....

o to ja też mam wzw ;/ bo wyłazi mi wysypka na udach od roku, ale na to jeszcze nie wpadłam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Byłem dzisiaj u znajomego i zjedliśmy hamburgera z maca a potem poszedłem się przejść zimno jak cholera , posiedziałem nawet chwile na ławce i jak już kończyłem spacer to oczywiście rozbolał mnie brzuch i tak zgadliście w domu okazało się że pojawiła mi się pokrzywka szczególnie na rękach i nie wiem czy może nie jest ona spowodowana zimnem cholera wie dobrze że jutro jestem u tego alergologa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej, od wczoraj przeglądam forum i dzisiaj postanowiłam sama napisać. We wrześniu zrezygnowałam z pracy, by znaleźć lepszą opcję i niestety od tamtej pory jestem na bezrobociu, co wpływa chyba za bardzo na moją psychikę. Już w wieku 16 lat miałam objawy nerwicowe, wtedy występowały u mnie szumy w uszach, zawroty głowy - lekarze nic poważnego nie stwierdzili, "przeszło samo". Ale niestety na tym bezrobociu chyba powróciło,  od października/listopada całe dnie spędzałam w łóżku, zero apetytu, sił, pierwszy posiłek jadłam dopiero około 15. Najgorsze dopiero przydarzyło się po świętach Bożego Narodzenia, poczułam lekki ból z lewej strony w okolicy żebra i mostku przy dotyku, od razu wygooglowałam i podejrzewałam śledzionę, kolejne dni mijały pod znakiem dyskomfortu w tamtym miejscu, skupiałam się tylko na tym. Straciłam już w ogóle ochotę na cokolwiek, czułam w tym miejscu czasami lekkie pieczenie, gniecenie itd. Potem przeszło na jakiś czas, ale niestety znowu coś mnie kłuje, w jednym konkretnym miejscu pod lewym żebrem, tylko już nie  przy dotyku. Jest to lekkie ukłucie/skurcz/ciągnięcie, do zniesienia, ale bardzo uciążliwe, dzisiaj najbardziej mi dokucza. Dodatkowo jakoś godzinę po jedzeniu mój brzuch wydaje różne dziwaczne dźwięki, bardzo głośno, mam też znowu te szumy w głowie. Na szczęście nie mam problemów z wypróżnianiem, brzuch raczej też nie jest wzdęty. Cały czas zbieram się, żeby pójść w końcu do lekarza, bo niczym innym nie żyję, przerobiłam już wszystkie możliwe choroby i wiecie jak jest..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

3 minuty temu, mała_e napisał:

Hej, od wczoraj przeglądam forum i dzisiaj postanowiłam sama napisać. We wrześniu zrezygnowałam z pracy, by znaleźć lepszą opcję i niestety od tamtej pory jestem na bezrobociu, co wpływa chyba za bardzo na moją psychikę. Już w wieku 16 lat miałam objawy nerwicowe, wtedy występowały u mnie szumy w uszach, zawroty głowy - lekarze nic poważnego nie stwierdzili, "przeszło samo". Ale niestety na tym bezrobociu chyba powróciło,  od października/listopada całe dnie spędzałam w łóżku, zero apetytu, sił, pierwszy posiłek jadłam dopiero około 15. Najgorsze dopiero przydarzyło się po świętach Bożego Narodzenia, poczułam lekki ból z lewej strony w okolicy żebra i mostku przy dotyku, od razu wygooglowałam i podejrzewałam śledzionę, kolejne dni mijały pod znakiem dyskomfortu w tamtym miejscu, skupiałam się tylko na tym. Straciłam już w ogóle ochotę na cokolwiek, czułam w tym miejscu czasami lekkie pieczenie, gniecenie itd. Potem przeszło na jakiś czas, ale niestety znowu coś mnie kłuje, w jednym konkretnym miejscu pod lewym żebrem, tylko już nie  przy dotyku. Jest to lekkie ukłucie/skurcz/ciągnięcie, do zniesienia, ale bardzo uciążliwe, dzisiaj najbardziej mi dokucza. Dodatkowo jakoś godzinę po jedzeniu mój brzuch wydaje różne dziwaczne dźwięki, bardzo głośno, mam też znowu te szumy w głowie. Na szczęście nie mam problemów z wypróżnianiem, brzuch raczej też nie jest wzdęty. Cały czas zbieram się, żeby pójść w końcu do lekarza, bo niczym innym nie żyję, przerobiłam już wszystkie możliwe choroby i wiecie jak jest..

po pierwsze lekarz , nie można podpinać wszystkiego pod nerwicę jeśli na serio Cię boli. Po drugie nie goolować bo to nic nie wnosi, zwykle nie jesteśmy w stanie sobie nic zdiagnozować tym...Mój brzuch od zawsze wydaje dźwięki i nigdy się nie przejmowałam tym. Im dłużej tu jestem, tym wiecej chorób mam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

34 minuty temu, mała_e napisał:

Hej, od wczoraj przeglądam forum i dzisiaj postanowiłam sama napisać. We wrześniu zrezygnowałam z pracy, by znaleźć lepszą opcję i niestety od tamtej pory jestem na bezrobociu, co wpływa chyba za bardzo na moją psychikę. Już w wieku 16 lat miałam objawy nerwicowe, wtedy występowały u mnie szumy w uszach, zawroty głowy - lekarze nic poważnego nie stwierdzili, "przeszło samo". Ale niestety na tym bezrobociu chyba powróciło,  od października/listopada całe dnie spędzałam w łóżku, zero apetytu, sił, pierwszy posiłek jadłam dopiero około 15. Najgorsze dopiero przydarzyło się po świętach Bożego Narodzenia, poczułam lekki ból z lewej strony w okolicy żebra i mostku przy dotyku, od razu wygooglowałam i podejrzewałam śledzionę, kolejne dni mijały pod znakiem dyskomfortu w tamtym miejscu, skupiałam się tylko na tym. Straciłam już w ogóle ochotę na cokolwiek, czułam w tym miejscu czasami lekkie pieczenie, gniecenie itd. Potem przeszło na jakiś czas, ale niestety znowu coś mnie kłuje, w jednym konkretnym miejscu pod lewym żebrem, tylko już nie  przy dotyku. Jest to lekkie ukłucie/skurcz/ciągnięcie, do zniesienia, ale bardzo uciążliwe, dzisiaj najbardziej mi dokucza. Dodatkowo jakoś godzinę po jedzeniu mój brzuch wydaje różne dziwaczne dźwięki, bardzo głośno, mam też znowu te szumy w głowie. Na szczęście nie mam problemów z wypróżnianiem, brzuch raczej też nie jest wzdęty. Cały czas zbieram się, żeby pójść w końcu do lekarza, bo niczym innym nie żyję, przerobiłam już wszystkie możliwe choroby i wiecie jak jest..

To jakbym słyszał siebie serio. Leć do lekarza to sprawdzić a potem daj znać co i jak . Jesteśmy z tobą !

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich. Długo zbierałam się, żeby tu napisać, ale widzę, że to miejsce dla mnie. Moja historia będzie długa, ale postaram się zawrzeć najistotniejsze fakty. Mam 32 lata, a wszystko zaczęło się w grudniu 2015 r gdy zmarła moja przyjaciółka na raka. Wtedy zaczęłam panicznie bać się tego gnoja. Zaczęłam macać i oglądać całe ciało, piersi, znamiona. W końcu w sierpniu 2016 r poszłam na usg piersi, bo nigdy nie byłam, a moja babcia miała raka piersi. Usg wykazało zmiany mastopatyczne. W jednej piersi włókniak, w drugiej skupisko torbieli. Radiolog dał mi namiar na profesora który mi to wytnie i będzie po sprawie. Byłam oszołomiona, roztrzesinona i gdy wyszłam stamtąd zaczęłam płakać i oczywiście czytać w internecie. Okazało się, że ten profesor pracuje w szpitalu w którym ja pracowałam, tylko na innym oddziale. Ale go nie było,był jego zastępca. Poszłam, zbadał mnie palpacyjnie, stwierdził włókniaka i torbiele, dał skierowanie na biopsję i powiedział, że jak będę mieć wynik mam zgłosić się na zabieg wyłuszczenia. Wpadłam w panikę, a doktor uspokajał mnie, że to standardowa procedura(biopsja). Poszłam, bolało, ale chyba bardziej bolało mnie serce i psychika, bo za drzwiami była moja roczna córeczka z partnerem. Czekałam długie 2 tyg. na wynik, oczywiście wertując internet. Codziennie płacz, ataki paniki, aż w końcu wynik, potwierdzający włókniaka. Lekarz powiedział mi, że zabieg nie jest potrzebny,jeśli nie boli mnie i nie przeszkadza. A ,że tak było, zrezygnowałam. Po tej sytuacji brzydziłam się dotykać swoich piersi, płakałam gdy przymierzałam biustonosze. Gdy uspokoiłam się z piersiami, zaczęłam przeszukiwać znamiona, a mam pełno pieprzyków. Jeden nie dawał mi spokoju, zwłaszcza, że zmienił się  w ciąży- przyciemniał i wykruszył się trochę. Mam go od urodzenia. Poszłam do dermatologa cała w starchu, okazało się, że ten jest ok, ale na ramieniu jej się nie podoba. Znów strach, panika, płacz. Dała namiar do znajomego profesora na usunięcie. Od razu zadzwoniłam i płacząc prosiłam żeby mi go wyciął najlepiej tego samego dnia. Powiedział, że najpierw musi obejrzeć i że mogę przyjść za kilka dni. Jak za kilka dni?!? Na drugi dzień poszłam do innego dermatologa i stwierdził, że nie widzi nic złego w tym pieprzyku, ale dla pewności mogę pójść do jednego profesora. Pojechałam zapłakana, bardzo się mną przejął. Zobaczył i okazało się, że to zwykły pieprzyk. Jest jednym z najlepszych dermatologów w Polsce, więc uwierzyłam. Porozmawiał że mną po tym i powiedział, żebym nie doszukiwała się chorób,  bo niszczę sobie życie. Zasugerował też, że powinnam pójść do specjalisty po pomoc. Moja ciocia załatwiła mi wizytę u psychiatry i kiedy do niej weszłam rozbeczałam się, opowiedziałam o lękach przed rakiem, chorobami i śmiercią. Stwierdziła zaawansowaną nerwicę lękową i zapytała czemu tak późno przyszłam. To był listopad 2016r. Dostałam leki antydepresyjne na stałe + jeden który miał przyspieszyć działanie tego pierwszego. Nie mogłam zacząć ich przyjmować, bo podejrzewałam ciążę. W międzyczasie poszłam jeszcze zrobić cytologię i podczas pobierania ginekolog stwierdziła, że podejrzewa u mnie "na oko" wirusa hpv. Myślałam, że zejdę na tym fotelu. Znów płacz, internet, brak apetytu i chęci do czegokolwiek. 2 tyg czekania na wynik, który okazał się dobry, za wyjątkiem drobnego stanu zapalnego. W końcu odżyłam, cieszyłam się, że sprawdziłam wszystkie stresujące mnie sprawy. Aż do dnia przed wigilią.. językiem wyczułam coś twardego w dolnym dziąśle. Atak paniki, zimny pot i lecę do swojej dentystki. Okazało się, że to kość i taką mam budowę szczęki. Nie wiem, może miałam to od zawsze? Ale ludzie z nerwicą nie potrafią czegoś takiego stwierdzić. Wróciłam spokojna i cieszyłam się zbliżającymi się świętami. Zaczęłam brać leki, bo okazało się, że nie jestem w ciąży. Nastał u mnie dość dobry czas, prowadziłam z partnerem sklep, pracowałam od rana, szłam po córkę do żłobka i razem spędzałyśmy czas. W kwiwtniu 2018 r zaszłam w drugą ciążę. Z jednej strony radość, z drugiej strach "Boże, muszę odstawić leki?! Co teraz że mną będzie?!" I było fatalnie, ciągle bałam się i płakałam, doszukiwałam się chorób. Jak tylko urodziłam zaczęłam przyjmować leki na nowo. Zaczęło robić się lepiej, jednak cały czas do dnia dzisiejszego jestem zalękniona. I tak zastanawiam się skoro przy lekach czuję strach to co by było gdybym ich nie brała?? Powinnam zapisać się do ginekologa na badanie piersi i cytologię, ale w styczniu mój lekarz odszedł i nie mam ginekologa. Nie dość, że mam traumę po tamtych przejściach to jeszcze teraz muszę szukać nowego lekarza. Boję się, że trafię na kogoś niekompetentnego. Codziennie boję się i 3/4 moich myśli kręci się wokół tego, że muszę iść na badania. Dodatkowo gapię się ciągle na swój jeden pieprzyk na plecach, co nie jest łatwe. Nie mam wsparcia w partnerze, on mnie nie rozumie. To typ człowieka mocno stąpającego po ziemi. Tego mu bardzo zazdroszczę. Moja mama dużo mnie wspierała na samym początku, ale i ona wymięka. W obecnej chwili nie pracuję, więc wiadomo, że to odbija się dodatkowym echem. Szukam cały czas pracy, bo wiem, że w jakiś sposób by mi to pomogło. Ogólnie przerażają mnie przychodnie, szpitale; mam syndrom białego fartucha. Robi mi się słabo, gdy ktoś w mojej obecności rozmawia o nowotworach. Tak bardzo chciałabym być taka jak kiedyś, a nie wiecznie zamartwiać się swoim zdrowiem. Nie życzę nikomu "takiego życia ". Szkoda mi moich córeczek, że mają taką zrytą matkę. I najbardziej dla nich chciałabym być normalna.  Ale się rozpisałam. Mam nadzieję, że ktoś dobrnie do końca 😀

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

25 minut temu, Bulinka napisał:

Witam wszystkich. Długo zbierałam się, żeby tu napisać, ale widzę, że to miejsce dla mnie. Moja historia będzie długa, ale postaram się zawrzeć najistotniejsze fakty. Mam 32 lata, a wszystko zaczęło się w grudniu 2015 r gdy zmarła moja przyjaciółka na raka. Wtedy zaczęłam panicznie bać się tego gnoja. Zaczęłam macać i oglądać całe ciało, piersi, znamiona. W końcu w sierpniu 2016 r poszłam na usg piersi, bo nigdy nie byłam, a moja babcia miała raka piersi. Usg wykazało zmiany mastopatyczne. W jednej piersi włókniak, w drugiej skupisko torbieli. Radiolog dał mi namiar na profesora który mi to wytnie i będzie po sprawie. Byłam oszołomiona, roztrzesinona i gdy wyszłam stamtąd zaczęłam płakać i oczywiście czytać w internecie. Okazało się, że ten profesor pracuje w szpitalu w którym ja pracowałam, tylko na innym oddziale. Ale go nie było,był jego zastępca. Poszłam, zbadał mnie palpacyjnie, stwierdził włókniaka i torbiele, dał skierowanie na biopsję i powiedział, że jak będę mieć wynik mam zgłosić się na zabieg wyłuszczenia. Wpadłam w panikę, a doktor uspokajał mnie, że to standardowa procedura(biopsja). Poszłam, bolało, ale chyba bardziej bolało mnie serce i psychika, bo za drzwiami była moja roczna córeczka z partnerem. Czekałam długie 2 tyg. na wynik, oczywiście wertując internet. Codziennie płacz, ataki paniki, aż w końcu wynik, potwierdzający włókniaka. Lekarz powiedział mi, że zabieg nie jest potrzebny,jeśli nie boli mnie i nie przeszkadza. A ,że tak było, zrezygnowałam. Po tej sytuacji brzydziłam się dotykać swoich piersi, płakałam gdy przymierzałam biustonosze. Gdy uspokoiłam się z piersiami, zaczęłam przeszukiwać znamiona, a mam pełno pieprzyków. Jeden nie dawał mi spokoju, zwłaszcza, że zmienił się  w ciąży- przyciemniał i wykruszył się trochę. Mam go od urodzenia. Poszłam do dermatologa cała w starchu, okazało się, że ten jest ok, ale na ramieniu jej się nie podoba. Znów strach, panika, płacz. Dała namiar do znajomego profesora na usunięcie. Od razu zadzwoniłam i płacząc prosiłam żeby mi go wyciął najlepiej tego samego dnia. Powiedział, że najpierw musi obejrzeć i że mogę przyjść za kilka dni. Jak za kilka dni?!? Na drugi dzień poszłam do innego dermatologa i stwierdził, że nie widzi nic złego w tym pieprzyku, ale dla pewności mogę pójść do jednego profesora. Pojechałam zapłakana, bardzo się mną przejął. Zobaczył i okazało się, że to zwykły pieprzyk. Jest jednym z najlepszych dermatologów w Polsce, więc uwierzyłam. Porozmawiał że mną po tym i powiedział, żebym nie doszukiwała się chorób,  bo niszczę sobie życie. Zasugerował też, że powinnam pójść do specjalisty po pomoc. Moja ciocia załatwiła mi wizytę u psychiatry i kiedy do niej weszłam rozbeczałam się, opowiedziałam o lękach przed rakiem, chorobami i śmiercią. Stwierdziła zaawansowaną nerwicę lękową i zapytała czemu tak późno przyszłam. To był listopad 2016r. Dostałam leki antydepresyjne na stałe + jeden który miał przyspieszyć działanie tego pierwszego. Nie mogłam zacząć ich przyjmować, bo podejrzewałam ciążę. W międzyczasie poszłam jeszcze zrobić cytologię i podczas pobierania ginekolog stwierdziła, że podejrzewa u mnie "na oko" wirusa hpv. Myślałam, że zejdę na tym fotelu. Znów płacz, internet, brak apetytu i chęci do czegokolwiek. 2 tyg czekania na wynik, który okazał się dobry, za wyjątkiem drobnego stanu zapalnego. W końcu odżyłam, cieszyłam się, że sprawdziłam wszystkie stresujące mnie sprawy. Aż do dnia przed wigilią.. językiem wyczułam coś twardego w dolnym dziąśle. Atak paniki, zimny pot i lecę do swojej dentystki. Okazało się, że to kość i taką mam budowę szczęki. Nie wiem, może miałam to od zawsze? Ale ludzie z nerwicą nie potrafią czegoś takiego stwierdzić. Wróciłam spokojna i cieszyłam się zbliżającymi się świętami. Zaczęłam brać leki, bo okazało się, że nie jestem w ciąży. Nastał u mnie dość dobry czas, prowadziłam z partnerem sklep, pracowałam od rana, szłam po córkę do żłobka i razem spędzałyśmy czas. W kwiwtniu 2018 r zaszłam w drugą ciążę. Z jednej strony radość, z drugiej strach "Boże, muszę odstawić leki?! Co teraz że mną będzie?!" I było fatalnie, ciągle bałam się i płakałam, doszukiwałam się chorób. Jak tylko urodziłam zaczęłam przyjmować leki na nowo. Zaczęło robić się lepiej, jednak cały czas do dnia dzisiejszego jestem zalękniona. I tak zastanawiam się skoro przy lekach czuję strach to co by było gdybym ich nie brała?? Powinnam zapisać się do ginekologa na badanie piersi i cytologię, ale w styczniu mój lekarz odszedł i nie mam ginekologa. Nie dość, że mam traumę po tamtych przejściach to jeszcze teraz muszę szukać nowego lekarza. Boję się, że trafię na kogoś niekompetentnego. Codziennie boję się i 3/4 moich myśli kręci się wokół tego, że muszę iść na badania. Dodatkowo gapię się ciągle na swój jeden pieprzyk na plecach, co nie jest łatwe. Nie mam wsparcia w partnerze, on mnie nie rozumie. To typ człowieka mocno stąpającego po ziemi. Tego mu bardzo zazdroszczę. Moja mama dużo mnie wspierała na samym początku, ale i ona wymięka. W obecnej chwili nie pracuję, więc wiadomo, że to odbija się dodatkowym echem. Szukam cały czas pracy, bo wiem, że w jakiś sposób by mi to pomogło. Ogólnie przerażają mnie przychodnie, szpitale; mam syndrom białego fartucha. Robi mi się słabo, gdy ktoś w mojej obecności rozmawia o nowotworach. Tak bardzo chciałabym być taka jak kiedyś, a nie wiecznie zamartwiać się swoim zdrowiem. Nie życzę nikomu "takiego życia ". Szkoda mi moich córeczek, że mają taką zrytą matkę. I najbardziej dla nich chciałabym być normalna.  Ale się rozpisałam. Mam nadzieję, że ktoś dobrnie do końca 😀

cześć! Nie myśl o sobie ze jesteś zryta! Wszystko z Tobą dobrze, tylko masz w sobie lęk. Czy uczęszczasz na terapie? 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×