Skocz do zawartości
Nerwica.com

Hipochondria - jakie choroby sobie przypisywaliście..?


LINA

Rekomendowane odpowiedzi

7 godzin temu, laveno napisał:

A mnie cos ostatnio mdli czasami albo raz na jakis czas mam zgage i juz mi sie przyplataly mysli o raku zoladka. Jeszcze czytalam kiedys, ze wystepuje wtedy wstret do mięsa i sama juz nie wiem czy mam ten wstret czy nie hahhaah 

Spokojnie ja tez często mam zgagę i niestety zauważyłam, ze potęguje ją stres tak samo jak mdłości. Czasem mam dosłownie gule w gardle z nerwow taka ze nic nie mogę przełknąć i wlasnie uczucie mdłości. Takze myśle ze to nie rak żołądka :D 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 11.10.2018 o 13:49, biedronka napisał:

Zestresowana nic sie u mnie w toalecie nie zmienilo niestety :( Staram sie tym za bardzo nie przejmowac, ale jednak ciagle ogladam te kupe, to sie chyba nigdy nie zmieni ;)

Roza gratulacje przede wszystkim! Trzymaj sie i nie daj wciagnac z powrotem, jak widac nerwica to nie grypa, nie przechodzi latwo i szybko :( Ostatnio myslalam o Tobie i zastanawialam sie co u Ciebie.

U mnie nerwica czepia sie czego moze, jak nie martwie sie o swoje zdrowie to o zdrowie rodziny, raz jedno raz drugie, byle tylko napiecie bylo podtrzymane. Jak juz nie ma czego to dowala mi z derealka, ktora dla mnie jest w tym wszystkim najgorsza, juz wole te nieszczesna hipochondrie niz to uczucie, ze nie wiem gdzie jestem i strach, ze zaraz strace swiadomosc. Okropne. Najgorsze sa dla mnie poranki zaraz po przebudzeniu, otwieram oczy i mam stan bliski ataku paniki, nienawidze tego wszystkiego.

Biedronka dla mnie tez wlasnie poranki są najgorsze. Otwieram oczy i juz czuje jaki mam puls, brzuch mnie boli, toaleta obowiązkowa po przebudzeniu i tak mnie trzyma do południa. Potem jest lepiej choc nie zawsze. Na prawde myślałam ze kiedyś mi to minie ale po takim czasie zaczynam tracić nadzieje. A Ty pisalas ze coś Cię pobolewa pod lewym żebrem? Ja mam od paru dni to samo ale pod prawym. I czuje ze to raczej nie boli mnie żaden „narząd” tylko to jest taki tępy nieokreślony bol, rozbieranie 😕 myslisz ze to nerwobóle? 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czytam ten wątek od dwóch tygodni (nie wiem, czy mi to pomaga, czy wręcz przeciwnie) i jakoś tak odczułam potrzebę, żeby się wygadać, chociaż rzadko wypowiadam się w Internecie. Także cześć wszystkim i wybaczcie za ten wywód. 

Otóż chyba znerwicowana byłam od zawsze – chociaż nikt mnie nie zdiagnozował i staram się nie opierać też w tym względzie na google. Stresowałam się wieloma sytuacjami, często nawet najmniejsze pierdoły wyprowadzały mnie z równowagi. Mam dosyć choleryczne usposobienie (nie rzucam nożami ;) ), które jakoś wyciszałam. Kiedyś nałogowo obgryzałam paznokcie, jak siedzę, to potrząsam nogą id. Czasami stresują mnie jakieś durnowate rzecz (np. wykonanie telefonu – choć w pracy nie mam z tym problemu – ale np. umówienie się do lekarza mnie przerasta). Te moje dziwactwa nie przeszkadzały mi jakoś bardzo w funkcjonowaniu.  Cierpiałam też w przeszłości na zaburzenia odżywiania, ale jakoś udało mi się samej z tego wyjść (niech nikt nie traktuje tego absolutnie personalnie, żałuję teraz, że nie poszłam do terapeuty, bo trwało to u mnie 10 lat). Jednak to, jakiego ostatnio dostałam za przeproszeniem pierdolca, przekracza wszelkie granice.

Zawsze w pewnym stopniu miałam coś na punkcie hipochondrii, nie powiem, że nie. W czerwcu byłam u ginekologa i byłam tak spięta, że lekarka powiedziała, że jak będę dalej tak robić, to nie będzie w stanie mnie przebadać. Oczywiście okazało się, że nie mam wyimaginowanego raka – jaka ulga :classic_rolleyes:. W ogóle pielęgniarka miała do mnie zadzwonić, jak wyniki cytologii będą złe - i oczywiście za każdym razem jak ktoś dzwonił, to dzika panika, aaaa, dzwonią, że mam raka! Ale mimo lęku przed lekarzami na co dzień nie myślałam za dużo o swoim zdrowiu. Zawsze miałam niską odporność i wisiało mi to. Od lat palę papierosy (jedyny pozytyw mojej psychozy – prawie rzuciłam, albo nie palę w ogóle, albo 1-3 papierosy dziennie. W ogóle palić i bać się raka - logika na najwyższym poziomie!). Jednak zawsze miałam coś takiego głupiego, że np. rozmawiam z koleżanką i mówi, że brat jej znajomej złapał HIVA. Moja myśl – o nie, może ja mam?! Inna rozmowa, jakaś młoda dziewczyna zachorowała na raka piersi – panika, a co jak ja też? W ogóle jestem empatyczną osobą, ale zwróciłam uwagę, że rzeczywiście tak niestety robię. Szukam wszystkich objawów innych osób u siebie zamiast im współczuć. Zawsze miałam też jakieś myśli egzystencjalne, ale czytałam też dużo dzieł filozoficznych, książek ogólnie, więc stąd myślę, że pojawiły się u mnie takie jakieś przemyślenia. Jednak nadal – nie wsłuchiwałam się w swoje ciało.

Zaczęło się najpierw od nieprzyjemnej sytuacji w życiu osobistym. Następnie złapałam anginę i bolała mnie klatka piersiowa. Ja od razu panika – na pewno rak płuc. Poszłam do lekarza, który mnie osłuchał, stwierdził, że szmerów nie ma, zobaczył spuchnięte migdały, dał antybiotyk i do widzenia. Niby się polepszyło. Wtedy też bolały mnie np. piersi – teraz nie bolą mnie wcale. Ale nagle po tej antybiotykoterapii zobaczyłam krew wiadomo gdzie. Mam hemoroidy, nigdy się tym nie przejmowałam, ale tym razem poleciałam do lekarza, bo kolor był inny (tak sobie teraz myślę, że to mogło być od soku z buraków, bo się nie powtórzyło). Wygooglowałam – no wiadomo co to jest! Weszłam nawet na forum onkologiczne. Jednego dnia przepłakałam dwie godziny, choć nikt mnie nie zdiagnozował. Internista powiedział mi, że to na pewno hemoroidy i dał skierowanie do chirurga. Chirurg przebadał, powiedział, że mam hemoroidy, ale nie jest w stanie zagwarantować, że to tylko to i jak to się powtórzy, to dodał, że mam przyjść po skierowanie na kolonoskopię. Oczywiście zrobiłam minę rasowej psychopatki rodem z „Fatalnego zauroczenia” i w dodatku wyglądałam, jakbym miała się przekręcić lada moment, więc już chyba dał mi to skierowanie od razu, bo stwierdził, że będę może przychodzić codziennie z fotografiami tego, co znajduję w toalecie. Dodał jeszcze, że nie ma nawet na myśli zmian nowotworowych, ale jakieś polipy, które mogą się rozwinąć itd.

No ale ja oczywiście WIEM swoje zamiast po prostu iść na badanie. W dodatku zauważyłam, że mam od zawsze błyskawiczną perystaltykę jelit praktycznie – jak się stresuję, to już w ogóle. Rak zdążył się rozwinąć! Mój dziadek umarł na raka jelit, brat mamy chorował w moim wieku - 25 lat. Nie będę też opisywać kształtów, ale nie są oczywiście „normalne”, więc muszę mieć guza.  Od tych nerwów miałam jakąś nadprodukcję kwasów w żołądku, palił mnie żywym ogniem, znowu poszłam do internisty (tylko 50 raz w tym miesiącu), który dał mi lek i w sumie przeszło mi po jednej tabletce, już nawet nie brałam więcej. Ech. Chociaż w międzyczasie oczywiście pomyślałam, że może mam jednak raka trzustki, raka żołądka (chociaż to palenie plus zgaga jest tak "przypadkowo" połączone z moim stresem, że no już nawet trudno mi uwierzyć, że to wina czegoś innego niż nerwy). 

Moim problemem jest to, że po pierwsze panicznie boję się badań. Byłam już tak wyczerpana psychicznie, że zrobiłam sobie morfologię plus cukier i TSH, bo byłam pewna, że wszystko wyjdzie mi nieprawidłowo. Morfologia ok. Z tarczycą mogę mieć problem, bo mam TSH podwyższone do normy wiekowej (inne hormony w normie), cukier również mam podwyższony, ale spada mi generalnie po posiłku. W dodatku już sama nie wiem, czy to, że urósł mi cukier na czczo, nie jest winą permanentnego stresu, ponieważ żyję generalnie zdrowo oprócz tych fajek, sporo się ruszam, mam wagę w normie, czy może samopoczucie mam kiepskie przez cukier. Chociaż internista powiedział mi, że z moim cukrem nie ma tragedii i żebym po prostu unikała słodyczy, ograniczyła węglowodany, ale ja już od razu myślę, że pewnie psują mi się narządy wewnętrzne. Ale ta morfologia mnie przeraziła. Przez pół dnia miałam ściśnięty żołądek – byłam pewna, że wyniki wyjdę mi tragicznie, zadzwonią do mnie, że takich wyników nie widzieli (🤦‍♀️), musiałam poprosić moją matkę, żeby mi je sprawdziła przez internet. Dlatego nie wyobrażam sobie, żeby zrobić sobie nawet USG brzucha czy kolonoskopię, bo ja przecież zejdę z tego świata. Jakby jeszcze – odpukać – wyszło mi coś delikatnie źle, to ja przecież wpadnę w zupełną histerię. Już po prostu oczami wyobraźni widzę sytuację, że lekarz robi mi kolonoskopię i mówi, że mam straszne guzy w jelitach. Albo robi mi USG i mówi, że ta trzustka nadaje się do błyskawicznej operacji! 

Dlatego zazdroszczę większości osób z tego wątku, że przynajmniej badają się, te badania wychodzą im wzorcowo i są spokojni przez jakiś czas. Jestem tak przekonana, że coś mi dolega, że po prostu ostatnio czytam tylko o śmierci i boję się zrobić głupiego USG. W ogóle już nie będę szczegółowo opisywać swoich objawów z ich intepretacją, żeby nie nakręcać innych, ale bóle mam tak wędrujące, że raz mnie zaboli w skroni, później np. mocno, bardzo mocno w mostku (kilka razy już myślałam, że mam zawał), raz w lewym boku, raz w prawym itd. Ostatnio jak idę spać, to myślę, że się rano nie obudzę - ale cóż, spotyka mnie rozczarowanie. Jakby ktoś mnie zapytał, co mnie boli, to w sumie chyba nie potrafiłabym odpowiedzieć. Idę ulicą, idę zupełnie prosto, ale czuję się, jakbym szła w ogóle w jakiejś innej przestrzeni. Jak byłam z 1,5 miesiąca temu w dużym centrum handlowym, to czułam się, jakbym miała zaraz umrzeć. Nie że fizycznie, ale jakoś tak umysłowo (?), jakbym była gdzieś daleko. Ogólnie jestem wesołą osobą, nawet lekarz mi powiedział, że jestem zawsze taka wesoła, mimo że pali w żołądku, że angina czy coś tam, mam pasje, ale przez ostatnie dwa miesiące mam ochotę tylko leżeć w łóżku. Kiedy gdzieś wychodzę, nie mogę się doczekać, kiedy do niego wrócę. Od kilku lat ćwiczę, tańczę, a teraz idę na trening i zastanawiam się, co mnie zaboli. Mam też np. tak podczas dnia, że czasami mój umysł jest zupełnie sprawny, a innym razem – przy najprostszej czynności w pracy mylę się, nie mogę się skupić, skoncentrować. Jest to dla mnie o tyle dotkliwe, że właśnie intelekt ceniłam w sobie zawsze najbardziej i nie chciałabym nagle go stracić, być otumaniona. Jestem tak skupiona na sobie i swoich objawach, że wszystko mi praktycznie zwisa. Nie chcę mi się czytać, a zawsze to uwielbiałam, nie mam motywacji do pracy nad jedną rzeczą, na której bardzo mi zależało. Nie wyobrażam sobie, żebym była teraz np. w związku - o czym bym rozmawiała? O tym co mnie boli? Albo zastanawiała się, czemu mnie boli w lewym boku? 

Co Wam pomogło? Terapia? Leki? Nie otumaniają Was? Ktokolwiek z Was wrócił do normy? Bo już nie wiem, co mam ze sobą zrobić. Ostatnio nawet boję się chodzić do toalety czy oglądać swoje ciało, znajomi i rodzina nie mogą mnie słuchać. Co prawda akurat ta hipochondria nie trwa długo, ale inne rzeczy (np. derealizacja) mam wrażenie, że towarzyszą mi nawet od kilkunastu lat. Jeszcze parę miesięcy temu byłam tak optymistycznie nastawiona do życia, a teraz... Szkoda gadać. 

Edytowane przez alicja_z_krainy_czarów

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć @alicja_z_krainy_czarów, witamy Cię w naszym gronie hipochondryków. Widzę, że posiadasz pełen pakiet nerwicowca, ze wszystkimi dodatkami, czyli czuj się na forum, jak u siebie w domu - niestety. Lęk przed badaniami ciężko pokonać, ale uczucie, gdy dostajesz pozytywną diagnozę, jest najwspanialszym na świecie. Ten nagły przypływ endorfin przelatujących po całym ciele, ma się ochotę skakać, kochać ludzi, a świat mieni się jedynie w różowych barwach. Oczywiście, neuroza ma to do siebie, że nawet tak wspaniały moment potrafi zrujnować w sekundę, ale mimo to warto czasem go osiągnąć. Mnie pomogła terapia poznawczo-behawioralna, podczas której nauczyłem się racjonalizować lęki. Brałem także leki, przede wszystkim Seronil, który w moim przypadku okazał się złotym środkiem. Nie zamulał, nie miałem żadnych efektów ubocznych (choć parę razy jak łyknąłem na czczo, to wystąpiła zgaga) i dość szybko powodował wzrost serotoniny w mózgownicy. Doraźnie Lorafen, aby wyciszyć ataki paniki, ale z nim nie można przesadzać, bo łatwo uzależnia.

No i co najbardziej istotne - kiedy widzę, że szajba zaczyna za bardzo odbijać, od razu robię dwie rzeczy:

1. Badania, które mają na celu mnie uspokoić,
2. Gdy okazuje się, zawsze, że to znowu psychika, bo wyniki są perfekcyjne, to umawiam się do psychiatry na krótką pogadankę i przepisanie Seronilu. Nigdy nie czekam, nie zwlekam, od razu biorę się do działania.

Edytowane przez Tukaszwili

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

21 godzin temu, alicja_z_krainy_czarów napisał:

 

Co Wam pomogło? Terapia? Leki? Nie otumaniają Was? Ktokolwiek z Was wrócił do normy? Bo już nie wiem, co mam ze sobą zrobić. Ostatnio nawet boję się chodzić do toalety czy oglądać swoje ciało, znajomi i rodzina nie mogą mnie słuchać. Co prawda akurat ta hipochondria nie trwa długo, ale inne rzeczy (np. derealizacja) mam wrażenie, że towarzyszą mi nawet od kilkunastu lat. Jeszcze parę miesięcy temu byłam tak optymistycznie nastawiona do życia, a teraz... Szkoda gadać. 

Witaj w naszym gronie @alicja_z_krainy_czarów

Jestem powracającym gościem tej trupy artystycznej, co świadczy o dwóch rzeczach: a) da się z tego wyjść b) nic nie jest na stałe

Na pocieszenie powiem, że remisje czasem trwają latami. Tak też się udaje. Nigdy nie przerobiłem terapii. Przy pierwszych zejściach wychodziłem sam, powoli dochodząc do siebie. Obecnie leczę się przy pomocy zdobyczy farmacji z różnym skutkiem. Ogólnie sertralina, która biorę, jakoś na mnie działa, wyciąga z piekła. Czy leki mnie otumaniają? Ciężko powiedzieć, bo moja nerwica objawia się m.in. otumanieniem, więc biorąc leki nie rozróżniam już co jest tępotą lekopochodną, a co tępotą wrodzoną 🙂

Dodatkowo mam lęki o zdrowie rodziny, taka hipochondria pożyczona. Ogólnie moja konstrukcja psychiczna to listewki powiązane nitkami. 

Bądź dobrej myśli , to się może udac, ja się wyrywałem 🙂

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pozwolę sobie opisać na mym przykładzie, jak bardzo zryta jest psyche nerwicowców. Ostatnio pisałem, że stolczyk zrobił mi się luźny, często odczuwam bóle pod lewym żebrem i takie tam. Oczywiście już tryby hipochondrii zostały uruchomione, jakieś tam nowotwory na horyzoncie się pojawiły, widziałem ich delikatną poświatę. Zacząłem się zastanawiać - kurde, a może ja coś złego jem? Postanowiłem w piątek, że zrezygnuję z codziennego picia wywaru z lnu mielonego, ostropestu, nasion konopi i miodu. Codziennie wieczorem serwowałem sobie bowiem taki napój, od paru dobrych miesięcy. Odpuściłem w piątek, odpuściłem w weekend i co? Fekalia utwardzone, żadnego dyskomfortu pod żebrem. Po prostu się za mocno przeczyszczałem wcześniej. Ehhh, szkoda ryja strzępić 🙂

Edytowane przez Tukaszwili

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wiecie co, jestem po 2 wizycie u psychologa..z jednej strony cieszę się że zrobiłam krok i zdecydowałam się na terapie a z drugiej wstyd mi o tym wszystkim opowiadać ale kobitka jest naprawdę w porządku, wzbudza zaufanie, wyciąga różne sprawy i już się zryczałam kilkukrotnie, za wcześnie mówić o jakiś efektach ale wierzę że może coś z tego będzie 🙂 zaproponowała mi zioło do łykania ashawaganda, zakupiłam i na razie testuję ale może ktoś to już brał? rzeczywiście takie cudo? podobno osoby z naszymi zaburzeniami chwalą, co prawda stałam się ostatnio jakby spokojniejsza i nie krzyczę wkoło ale nie przypisywałabym tego działaniu zielska, po tym psychologu próbuję kontrolować emocje i nie wyładowywać się na otoczeniu

poza tym w dalszym ciągu macam węzły, cos mnie pobolewa w klacie, mam wrażenie kłaczków w gardle no i poszukuję przyczyny

@alicja_z_krainy_czarów  witaj  :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jghj

mam jeszcze zapytanie, czy ktoś z Was ma problemy z tarczycą? podobno mimo że leczona to może oddziaływac na psychike, sama nie wiem co o tym myśleć, ja na niedoczynność zapadłam w ciąży, jestem niby pod kontrolą endo ale podobno wszystko jest w porządku, nie sądzę więc że przynajmniej część tych zaburzeń mogłabym przypisać tarczycy, co sądzicie?

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiecie, to tak w kółko trwa :( dzis zobaczylam na stopie plamke brązowa wyglada jak maly siniak. Z tym, ze mam to juz dlugi czas wiec raczej nie siniak. Pierwsza mysl skaza krwotoczna = bialaczka/zz albo jakas plamica. No przecież zwariowac mozna :( Srednio raz na miesiąc cos znajde, tydzien/dwa z nerwów nie bede funkcjonowac, potem sie uspokoje do następnego razu i tak nonstop :( nie mam sił. Najlepiej jakbym za kazdym razem chodzila do lekarza, ale tak sie nie da. Mam isc z plamka wielkości 1 cm? 😆 Ehhhh

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 15.10.2018 o 15:12, obłędna napisał:

jghj

mam jeszcze zapytanie, czy ktoś z Was ma problemy z tarczycą? podobno mimo że leczona to może oddziaływac na psychike, sama nie wiem co o tym myśleć, ja na niedoczynność zapadłam w ciąży, jestem niby pod kontrolą endo ale podobno wszystko jest w porządku, nie sądzę więc że przynajmniej część tych zaburzeń mogłabym przypisać tarczycy, co sądzicie?

 

Tak, tarczyca potrafi rozłożyć wszystko, a psychikę rozbraja na miękko. W dodatku kontrolowanie jej stabilnego funkcjonowania wcale nie jest łatwe, więc nawet leczona stwarza problemy.

14 godzin temu, laveno napisał:

Wiecie, to tak w kółko trwa :( dzis zobaczylam na stopie plamke brązowa wyglada jak maly siniak. Z tym, ze mam to juz dlugi czas wiec raczej nie siniak. Pierwsza mysl skaza krwotoczna = bialaczka/zz albo jakas plamica. No przecież zwariowac mozna :( Srednio raz na miesiąc cos znajde, tydzien/dwa z nerwów nie bede funkcjonowac, potem sie uspokoje do następnego razu i tak nonstop :( nie mam sił. Najlepiej jakbym za kazdym razem chodzila do lekarza, ale tak sie nie da. Mam isc z plamka wielkości 1 cm? 😆 Ehhhh

@laveno osobiście to ja bym poszedł z plamką do lekarza. Skąd wiem? Bo kiedyś w pośpiechu zwolniłem się z pracy, umówiłem na cito do dermatologa i wystrzeliłem prZez 3 miasta, żeby pilnie i nagle zbadać narośl, która miałem od 5-6 lat. 🙂 Po prostu nagle stała się zagrożeniem życia. Nie przesądzam, że u Ciebie będzie taka samo, ale to co napisałaś przypomina mi mnie samego 🙂

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Pholler ale ze cos powaznego bylo? To moje nawet nie plamka jak przycisne to blednie/znika wyglada jak siniak wielkości 1 cm :P

 

Dalej mnie meczy ten rak zoladka a dlatego ze dzis na obiad mialam noge z kurczaka i jakos tak nie mialam ochoty na nia, zemdlilo mnie po zjedzeniu jej troche i odrazu przypomnial sie ten objaw wster do miesa ....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@laveno, skoro już przed rozpoczęciem konsumpcji przypominasz sobie o objawach raka żołądka, to wiadomo, że Twoje znerwicowane ciało zrobi wszystko, aby uaktywnić bodźce determinujące pewne reakcje świadczące o zagrażającej życiu chorobie, mimo że jej nie masz. Jakbyś miała nowotwór bebechów, to za przeproszeniem, ale byś srała i rzygała pod siebie. Ta choroba naprawdę daje się ostro we znaki, więc szanse, że masz raka są zerowe.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie . Jestem tu nowa ,nawet nie wiem od czego zacząć. Męczę się już chyba z 15 lat . Zaczęło się od serca ,przeskoki ,szybkie bicie , uczucie że zaraz umrę , mierzenie ciśnienia co 15 minut , sprawdzanie pulsu ,wizyty u lekarzy ,EKG ,badania i niby nerwica . Męczyło mnie to bardzo długo , później się przyzwyczaiłam nawet nie zwracam uwagi na serce . W międzyczasie natrętne myśli, robienie czegoś po kilkakrotnie ,bo jak tego nie zrobię to coś się stanie mi albo moim najbliższym,tak jest do dzisiaj od 15 lat . Później miałam niewielkie plamienia po miesiączce , weszłam w google , wpisałam ,wynik rak szyjki macicy . Panika , ogromny lęk, paraliżujący, życie mnie przestało cieszyć,bo wiedziałam że umrę. Wkoncu lekarz , badania i nic . Na chwilę przeszło . Później dowiedziałam się że mój kuzyn ma raka mózgu ,za kilka dni czułam paraliż jednej strony ciała , zawroty głowy,coś strasznego . Ale przeszło . Teraz zaczęło się od tego że jadłam sporo buraków ,barszcz,buraki gotowane i ćwikłę . Zauważyłam że mój kał jest czerwony ,czy tam bordowy ,i nagle straszny lęk ,nie do opisania ,wpis w google i wyszło rak jelita grubego . Było to prawie dwa miesiące temu , od tej pory boję się  chodzić do toalety, zaczęłam oglądać swój kał i to tak że nawet wstyd mówić ,paranoicznie ,aż z tydzień temu faktycznie zauważyłam żyłkę krwi , później drugi raz , dosłownie milimetrowa niteczka . Sama nie wiem czy coś sobie tam podrażniłam bo czasami wymuszam stolec byle go oglądać czy nie ma w nim krwi . Wiem jest to straszne , czuję do siebie wstręt. Panika jak zobaczyłam tę nitkę krwi ,od razu mi słabo było itp. Nie jem prawie nic od półtora miesiąca , jeden posiłek byle jakoś funkcjonować ,byle nie chodzić do toalety . A gdy muszę iść to jest mi słabo ,mam atak paniki . Pieczę mnie tam w środku ,szczypie. Cały czas myśli o tym raku ,czytanie w internecie ,paniczny lęk. Poszłam do lekarza w poniedziałek , powiedziałam mu że się boję że to rak , on stwierdził że może za 20 lat. Zbadał mnie w wiadomy nieprzyjemny sposób, stwierdził że mam żylaki odbytu , hemoroidy . Przepisał maść , tabletki itp. Byłam spokojna dosłownie może pół dnia . I myśli że lekarz może się nie zna , że to nie hemoroidy tylko rak . Zawsze po badaniach mam tak że na pewno lekarz się pomylił. I dalej czytam , myślę , analizuję . Im bardziej czytam tym bardziej czuję że to rak . Już nie mam siły do tego . Budzę się w nocy i myśli od razu ,że zaraz rano że będę musiała iść do toalety ,panika ,stres . Nie wiem co robić. Inny człowiek idzie do lekarza ,ma diagnozę i nie myśli o tym ,a ja . Tak strasznie boję się raka . Nawet tabletki na uspokojenie które mi przepisał lekarz nic nie dają. Nie jestem w stanie normalnie funkcjonować. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu ‎2018‎-‎10‎-‎18 o 10:10, Pholler napisał:

 

@laveno osobiście to ja bym poszedł z plamką do lekarza. Skąd wiem? Bo kiedyś w pośpiechu zwolniłem się z pracy, umówiłem na cito do dermatologa i wystrzeliłem prZez 3 miasta, żeby pilnie i nagle zbadać narośl, która miałem od 5-6 lat. 🙂 Po prostu nagle stała się zagrożeniem życia. Nie przesądzam, że u Ciebie będzie taka samo, ale to co napisałaś przypomina mi mnie samego 🙂

Pholler nie strasz do cholery, każdy ma jakąś plamkę gdzieś. To było coś poważnego???

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

5 godzin temu, Fiołek 85 napisał:

Witajcie . Jestem tu nowa ,nawet nie wiem od czego zacząć. Męczę się już chyba z 15 lat . Zaczęło się od serca ,przeskoki ,szybkie bicie , uczucie że zaraz umrę , mierzenie ciśnienia co 15 minut , sprawdzanie pulsu ,wizyty u lekarzy ,EKG ,badania i niby nerwica . Męczyło mnie to bardzo długo , później się przyzwyczaiłam nawet nie zwracam uwagi na serce . W międzyczasie natrętne myśli, robienie czegoś po kilkakrotnie ,bo jak tego nie zrobię to coś się stanie mi albo moim najbliższym,tak jest do dzisiaj od 15 lat . Później miałam niewielkie plamienia po miesiączce , weszłam w google , wpisałam ,wynik rak szyjki macicy . Panika , ogromny lęk, paraliżujący, życie mnie przestało cieszyć,bo wiedziałam że umrę. Wkoncu lekarz , badania i nic . Na chwilę przeszło . Później dowiedziałam się że mój kuzyn ma raka mózgu ,za kilka dni czułam paraliż jednej strony ciała , zawroty głowy,coś strasznego . Ale przeszło . Teraz zaczęło się od tego że jadłam sporo buraków ,barszcz,buraki gotowane i ćwikłę . Zauważyłam że mój kał jest czerwony ,czy tam bordowy ,i nagle straszny lęk ,nie do opisania ,wpis w google i wyszło rak jelita grubego . Było to prawie dwa miesiące temu , od tej pory boję się  chodzić do toalety, zaczęłam oglądać swój kał i to tak że nawet wstyd mówić ,paranoicznie ,aż z tydzień temu faktycznie zauważyłam żyłkę krwi , później drugi raz , dosłownie milimetrowa niteczka . Sama nie wiem czy coś sobie tam podrażniłam bo czasami wymuszam stolec byle go oglądać czy nie ma w nim krwi . Wiem jest to straszne , czuję do siebie wstręt. Panika jak zobaczyłam tę nitkę krwi ,od razu mi słabo było itp. Nie jem prawie nic od półtora miesiąca , jeden posiłek byle jakoś funkcjonować ,byle nie chodzić do toalety . A gdy muszę iść to jest mi słabo ,mam atak paniki . Pieczę mnie tam w środku ,szczypie. Cały czas myśli o tym raku ,czytanie w internecie ,paniczny lęk. Poszłam do lekarza w poniedziałek , powiedziałam mu że się boję że to rak , on stwierdził że może za 20 lat. Zbadał mnie w wiadomy nieprzyjemny sposób, stwierdził że mam żylaki odbytu , hemoroidy . Przepisał maść , tabletki itp. Byłam spokojna dosłownie może pół dnia . I myśli że lekarz może się nie zna , że to nie hemoroidy tylko rak . Zawsze po badaniach mam tak że na pewno lekarz się pomylił. I dalej czytam , myślę , analizuję . Im bardziej czytam tym bardziej czuję że to rak . Już nie mam siły do tego . Budzę się w nocy i myśli od razu ,że zaraz rano że będę musiała iść do toalety ,panika ,stres . Nie wiem co robić. Inny człowiek idzie do lekarza ,ma diagnozę i nie myśli o tym ,a ja . Tak strasznie boję się raka . Nawet tabletki na uspokojenie które mi przepisał lekarz nic nie dają. Nie jestem w stanie normalnie funkcjonować. 

Cześć. Wszystko o czym piszesz to klasyka. To samo mógłby napisać o sobie każdy z nas tutaj obecnych. Wszyscy przechodzimy przez różne raki. Lekarz wybije Ci z głowy jednego, to wymyślisz sobie drugiego. I lecisz znowu do lekarza. Zawodowcy robią prywatnie badania, wyrzucając na nie masę pieniędzy. Tukaszwili, powiedz koleżance ile wydałeś na kolonoskopię, na której nic nie wyszło. Mimo że teraz nie myślisz racjonalnie i nie przyjmiesz tego do wiadomości, to wiedz, że nie masz raka. Mózg Ci podpowiada że masz śmiertelną chorobę i generuje jej objawy. Taki jest sprytny. Na temat krwi w stolcu napisano w tym wątku całe strony i wszyscy żyją. Brak zaufania do lekarza, który jasno Ci mówi co Ci dolega, to standardowy przejaw hipochondrii. Moja rada na początek: natychmiast i kategorycznie przestań korzystać z wujka google w celu poszukiwania objawów. Tam nawet kichnięcie to objaw raka. Wierz mi, też to przerabiałem. Napisz coś więcej o sobie. Korzystałaś z pomocy lekarza psychiatry? Jakieś leczenie farmakologiczne? Jakie te tabletki uspokajające przepisał Ci rodzinny? Nie bój się, nie jesteś sama, mnóstwo ludzi walczy z takimi lękami jak Ty. Od tego się nie umiera, ale jakość życia jest do bani.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Trochę o mnie . Mam 33 lata , kiedyś dawno byłam u psychologa , później radziłam sobie jakoś sama. Tabletki to sympramol , ale chyba nie bardzo działają. Sama nie wiem już co robić ,jak sobie poradzić. Tym razem to już chyba na mnie za dużo. Najgorsze że myślałam że jak pójdę do lekarza to będzie już spokój. A ja dalej czytam , wyszukuję, wpatrując się w swój organizm. Doszukuje się nowych objawów,takich o których czytam . To zabiera mi normalne życie , czuję się jak w koszmarze . 

3 godziny temu, Teksas napisał:

Cześć. Wszystko o czym piszesz to klasyka. To samo mógłby napisać o sobie każdy z nas tutaj obecnych. Wszyscy przechodzimy przez różne raki. Lekarz wybije Ci z głowy jednego, to wymyślisz sobie drugiego. I lecisz znowu do lekarza. Zawodowcy robią prywatnie badania, wyrzucając na nie masę pieniędzy. Tukaszwili, powiedz koleżance ile wydałeś na kolonoskopię, na której nic nie wyszło. Mimo że teraz nie myślisz racjonalnie i nie przyjmiesz tego do wiadomości, to wiedz, że nie masz raka. Mózg Ci podpowiada że masz śmiertelną chorobę i generuje jej objawy. Taki jest sprytny. Na temat krwi w stolcu napisano w tym wątku całe strony i wszyscy żyją. Brak zaufania do lekarza, który jasno Ci mówi co Ci dolega, to standardowy przejaw hipochondrii. Moja rada na początek: natychmiast i kategorycznie przestań korzystać z wujka google w celu poszukiwania objawów. Tam nawet kichnięcie to objaw raka. Wierz mi, też to przerabiałem. Napisz coś więcej o sobie. Korzystałaś z pomocy lekarza psychiatry? Jakieś leczenie farmakologiczne? Jakie te tabletki uspokajające przepisał Ci rodzinny? Nie bój się, nie jesteś sama, mnóstwo ludzi walczy z takimi lękami jak Ty. Od tego się nie umiera, ale jakość życia jest do bani.

Witajcie . Jestem tu nowa ,nawet nie wiem od czego zacząć. Męczę się już chyba z 15 lat . Zaczęło się od serca ,przeskoki ,szybkie bicie , uczucie że zaraz umrę , mierzenie ciśnienia co 15 minut , sprawdzanie pulsu ,wizyty u lekarzy ,EKG ,badania i niby nerwica . Męczyło mnie to bardzo długo , później się przyzwyczaiłam nawet nie zwracam uwagi na serce . W międzyczasie natrętne myśli, robienie czegoś po kilkakrotnie ,bo jak tego nie zrobię to coś się stanie mi albo moim najbliższym,tak jest do dzisiaj od 15 lat . Później miałam niewielkie plamienia po miesiączce , weszłam w google , wpisałam ,wynik rak szyjki macicy . Panika , ogromny lęk, paraliżujący, życie mnie przestało cieszyć,bo wiedziałam że umrę. Wkoncu lekarz , badania i nic . Na chwilę przeszło . Później dowiedziałam się że mój kuzyn ma raka mózgu ,za kilka dni czułam paraliż jednej strony ciała , zawroty głowy,coś strasznego . Ale przeszło . Teraz zaczęło się od tego że jadłam sporo buraków ,barszcz,buraki gotowane i ćwikłę . Zauważyłam że mój kał jest czerwony ,czy tam bordowy ,i nagle straszny lęk ,nie do opisania ,wpis w google i wyszło rak jelita grubego . Było to prawie dwa miesiące temu , od tej pory boję się  chodzić do toalety, zaczęłam oglądać swój kał i to tak że nawet wstyd mówić ,paranoicznie ,aż z tydzień temu faktycznie zauważyłam żyłkę krwi , później drugi raz , dosłownie milimetrowa niteczka . Sama nie wiem czy coś sobie tam podrażniłam bo czasami wymuszam stolec byle go oglądać czy nie ma w nim krwi . Wiem jest to straszne , czuję do siebie wstręt. Panika jak zobaczyłam tę nitkę krwi ,od razu mi słabo było itp. Nie jem prawie n

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Teksas @laveno

Oczywiście , że moja narośl okazała się tak niegroźnym czymś (wlokniakiem?) , że zapomniałem rozpoznania. Ważne, że niegroźne i wyfrunalem na skrzydłach lżejszy o kamień z serca i 120zł. Właśnie chodzi mi o to, że przez kilka lat miałem to gdzieś, że mam jakieś zgrubienie, a nagle coś zrobiło jakieś zwarcie w mózgu i musiałem polecieć to zdiagnozować mało nie dostając  niepowstrzymanej sraczki w drodze do dermatologa. Tak działamy. 

@Fiołek 85 witaj wsrod swoich. Kałobadaczy ci u nas dostatek. Sam też miałem epizody, też robiłem kupkę na siłę, żeby upewnić się, że kolejna będzie też ok. A jak nie była, to cisnąłem kolejną. Sprawdzanie na papierze, testy, przyglądanie się kupce i unikanie jej oglądania że strachu, tak dla urozmaicenia zaburzenia. Kiedy kilka razy odkryłem, że czerwone coś to skórka z pomidora albo papryki - dałem sobie spokój. Przypomniałem sobie też, Że jak byłem dzieckiem zdarzało mi się mieć krew ma stolcu przy masywnym wypróżnieniu. Potem potwierdził to Google i to forum i mi przeszło. Oczywiście inne fantazje chorobowe szybko wypełniły niszę.

A propos fantazji chorobowych. Mam nową dolegliwość. Ponad miesiąc jestem na sercie, i dziś sprzątałem strych. Dwie rzeczy trzeba było wyrzucić, pięć poukładać. I stałem jak kołek nie wiedząc jak się za to zabrać. Stoję jak ten kot na ulicy wystraszony światłami samochodu i patrzę. I stoję. I myślę, że w sumie może serta mnie tak zmula, że nie potrafię podjąć 2 decyzji i 3 czynności. No i trudno, trzeba to przejść. Tyle, że chwilę później patrzę na żaluzję, a tam wystaje coś spod niej, albo taki dziwny cień się zrobił. Normalnie nic takiego, a mnie zaczęło się w głowie gotować, że nie mogę tego rozgryźć, a do tego strasznie mnie irytuje sam fakt, że tam jest coś pod tą żaluzją. I znów stoję i patrzę, i nie podchodzę, bo muszę to rozkminić tak jak stoję. Normalnie to bym podszedł i sprawdził, a ja dostaje cholery, bo coś tam mi się nie widzi. Kurde, to ma sens? Czy to normalne nerwicowe czy sertralinowe, czy jednak wchodzę na jakiś wyższy poziom znerwicowania? Kiepsko ta poprawa przebiega w takim razie.

P.S.: zakaz diagnozowania przez Googla i szukania chorób przez Googla. Tak do ciebie mówię @Fiołek 85 🙂 Teksas ma rację i doświadczenie w tej kwestii, jak i zresztą większość z nas. Odkąd nie szukam w googlu moja nerwica jest trochę mniejsza. A może więcej niż trochę. Zmuś się do nieszukania 🙂

Edytowane przez Pholler

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Pholler moze masz racje. Objawy bylyby wieksze. Wszystko przez to, ze na fb wyświetlił sie artykuł jak to ktoś sie rok diagnozowal i nie wiedzieli co i nagle wyszedl rak zoladka w IV stopniu 😕

 

Ja mam problemy zoladkowe juz od 8 lat a pisało, ze ten typ rozwija sie do 10 lat i sa w miedzy czasie tylko okresowo jakies małe dolegliwości no to sie zaczęło ... Czasami mam takie palące/piekące bole nad pępkiem w żołądku (raz, dwa razy na rok przez tydzien się zdarzało, w tym roku akurat nic nie bylo jeszcze może dzięki diecie bo odstawiłam gluten), czasem np po truskawkach mnie tez piecze w żołądku (pomaga nospa) no i to odbijanie powietrzem po posiłkach, teraz sie na tym skupiam to mam wrażenie, ze caly czas mi sie odbija a jak dlugo nie zjem po posilku 4-5h to czasami sie odbija kwasem :/, zgaga sie zdarza, ale rzadko. No i to wszystko pisze w objawach raka żołądka. A jeszcze mam nadwage i grupe krwi A a pisze, ze sa to czynniki ryzyka ... Chyba po nowym roku wybiore sie na gatroskopie, nigdy nie bylam i nawet nie wiem czy się odważe. Normalny czlowiek by sobie nie zawracał glowy, ze mu sie odbija ehhh

Edytowane przez laveno

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję Wam za odzew i pocieszenie . Niestety dzisiaj znowu zauważyłam kilka nitek krwi . Ehhh czy to faktycznie od tych zdiagnozowanych  hemoroidów . Tyle się naczytałam że mam mętlik w głowie . Najgorsze że ciągle ten rak ma takie objawy ,albo jelita albo odbytu . Myślicie że w moim wieku to już by był tak aż rozwinięty rak ? 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, laveno napisał:

O teraz sie napilam wody z witamina c (nie musujące) jestem przed sniadaniem i juz mi się odbiło powietrzem :( To normalne, ze sie tak odbija? 

Kochana, spokojnie odbijanie powietrzem jest w stu procentach normalne, ponieważ ja sama tak mam często że odbija mi się samym powietrzem więc naprawdę nie martw się o to :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, Fiołek 85 napisał:

Dziękuję Wam za odzew i pocieszenie . Niestety dzisiaj znowu zauważyłam kilka nitek krwi . Ehhh czy to faktycznie od tych zdiagnozowanych  hemoroidów . Tyle się naczytałam że mam mętlik w głowie . Najgorsze że ciągle ten rak ma takie objawy ,albo jelita albo odbytu . Myślicie że w moim wieku to już by był tak aż rozwinięty rak ? 

No to powiem Ci że masz chyba taką samą sytuacje jak ja...Ja krew w sumie widziałam u siebie tylko podczas miesiączki ale stwierdziłam że to przecież niemożliwe żeby krew miesiączkowa była na stolcu...Teraz niestety raczej u siebie nie zaobserwuje krwi, ponieważ musze brać tabletki na żelazo bo mam niedobór i stolec jest cały czarny. Ale ciekawe jest to, że gdybym nie wiedziała że żelazo barwi stolec to pewnie pomyślała bym, że to krew ale iż wiem że barwi to kompletnie się tym nie przejmuje, olewam to :D masz 33 lata tak? a nowotwór jelita czy odbytu rozwija się około 10lat w sensie jeden polip potrzebuje tyle czasu żeby się rozwinąć a jeśli miałoby minąć juz te 10 lat to w takim razie musiałabyś chorować mając 23 lata no a w takim wieku to tego typu nowotwory są rzadkością naprawde :) więc jestem pewna że jesteś zdrowa, tylko ta głupia, wstrętna nerwica próbuje Ci wmówić że "jesteś chora" 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 11.10.2018 o 15:11, obłędna napisał:

przepraszam że nie opisałam co mi się dzieje, więc w skrócie..nerwica objawiać zaczęła mi się dobre kilka lat temu, jednak poprzednie epizody to był pikuś, brałam ok 6 m-cy lek antydepresyjny po czym żyłam pełnią życia jak normalny człowiek, po kilku latach znów jakieś stresy, wychowanie dziecka, budowa, brak kasy, zmiana pracy i stresujący początek w nowej, życie mnie jakoś przytłoczyło i przestałam sobie dawać radę, zaczęłam czuć ogromne zmęczenie, przychodziłam z pracy i leżałam nie mając ochoty wstać z łóżka, pojawiły się kołatania serca, jakieś drętwienia, mrowienia twarzy, skoki ciśnienia, mdło0ści, bóle brzucha..udałam się do lekarza, po badaniach krwi wyszła anemia, zaczęłam brać żelazo, pić soki po 2 m-cach anemi brak ale jakieś odchylenia w innych parametrach co oczywiście lekarz nie stwierdził że to chorobowe ale zaczął się mój maraton poszukiwania chorób, dalsze uczucie złego samopoczucia mnie nie opuszczało, odwiedziłam kardiologa, holter dobowy ok jedynie przyspieszone bicie serca ale podobno moja uroda więc metocard 25  do brania, poza tym mam stwierdzoną niedoczynoość tarczycy, zamiast gastrologa chirurg bo nie trzeba czekać (badanie usg jamy brzucha ok, gastroskopia, zapalenie błon śluzowych ale nic poza), niby człowiek zdrowy ale zaczęłam wsłuchiwać się w organizm, miałam już białaczke, raka trzustki, kości , guza mózgu, bolerioze itp.  trafiłam do szpitala bo miałam takie kołatania serca że myślałam że już się żegnam ze światem dodatkowo zaczęłąm drętwieć, zostawili mnie na różne badania, neurloogicznie, kardiologicznie ok, pacjent zdrowy, nie przekonało mnie to wcale ponieważ miałam problemy że mi słabo, nie miałam siły chodzić, szybka męczliwość więc wizyta u neurologa i psychiatry (biegiem ledwo doszłam ale już prywatnie bez kolejek ekspresowo), po badaniu TK niby ok, leki od psychiatry niewiele pomogły być może zbyt krótko brałam ale uznałam że jeśli psychicznie coś ze mną nie tak to sobie poradzę sama i męczę się do dziś, mam straszne zawroty głowy, odrealnienie, czasami jakies klatkowanie obrazu, zmęczenie, brak sił i ochoty do czegokolwiek, bóle w klatce, gula w gardle, ataki paniki, napięcie, lęk i lęk przed wyjściem  z domu boję się że się przewrócę itp. poczucie nie bycia sobą, jakby ja to nie ja ,czasem poczucie pustki przymulenie, odciecie od swiata, patrzenie jakby z za szyby , brak pewności siebie choć nie zawsze, przymuszanie prawie sie do wszystkiego, zaburzenia równowagi, już rzadziej, ciągłe zamartwianie się, bole karku, drżenie mięśni, kończyń.. no mogłabym tak ciągnąć , ogólnie jest mi źle samej ze sobą, płakać mi się chce, w dodatku zamartwiam się już i wyszukuję nowych chorób bo lekarka ostatnio zwórciła uwagę że mam powiększone węzły za uszami, zamiast zbadać już dopisuję sobie historię, zdaję sobie sprawę że to co się ze mną dzieje nie jest normalne, tak się nie da żyć   byłam już u psychologa 1 raz, taka ogólna wizyta, dziś mam 2 wizytę więc mam nadzieję ze zacznie ze mną jakoś pracować, bo od momentu otworzenia oczu od razu mam jakieś wewnętrzne skanowanie mojego samopoczucia, stawiam krok i oho zaczyna się, nie mam sił, kreci się w głowie itp. więc od rana nakręcam się na to że czuję się źle, w dodatku 100 razy dziennie macam węzły czy cos się przypadkiem nie zmieniło.. Tyle o mnie w wielkim skrócie, zdam relację jakie kroki podejmie psycholog, ale to już jutro

Jak się objawiła guz mózgu U Ciebie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

8 godzin temu, laveno napisał:

Ja mam problemy zoladkowe juz od 8 lat a pisało, ze ten typ rozwija sie do 10 lat i sa w miedzy czasie tylko okresowo jakies małe dolegliwości no to sie zaczęło ... Czasami mam takie palące/piekące bole nad pępkiem w żołądku (raz, dwa razy na rok przez tydzien się zdarzało, w tym roku akurat nic nie bylo jeszcze może dzięki diecie bo odstawiłam gluten), czasem np po truskawkach mnie tez piecze w żołądku (pomaga nospa) no i to odbijanie powietrzem po posiłkach, teraz sie na tym skupiam to mam wrażenie, ze caly czas mi sie odbija a jak dlugo nie zjem po posilku 4-5h to czasami sie odbija kwasem :/, zgaga sie zdarza, ale rzadko. No i to wszystko pisze w objawach raka żołądka. A jeszcze mam nadwage i grupe krwi A a pisze, ze sa to czynniki ryzyka ... Chyba po nowym roku wybiore sie na gatroskopie, nigdy nie bylam i nawet nie wiem czy się odważe. Normalny czlowiek by sobie nie zawracał glowy, ze mu sie odbija ehhh

Możesz sobie zrobić gastroskopię, ale mnie takie coś męczyło od dwóch tygodni. Żołądek palił mnie żywym ogniem. Nigdy w życiu czegoś takiego nie doświadczyłam. A skąd się to wzięło? Bo prawie codziennie od miesiąca myślałam, że zaraz się przekręcę. Pieczenie aż czułam na kręgosłupie. 

Piekło mnie po wszystkim. Lekarz dał mi emenarę, ale nawet jej nie biorę, bo naczytałam się w Internecie bzdur, a poza tym jakoś to pieczenie mi samo przeszło, jak już przestałam się aż tak nakręcać. Czytając fora, dochodzę do wniosku, że refluks żołądkowo-przełykowy czy zgaga to częste przypadłości u osób cierpiących na nerwicę. Tym bardziej, ze teoretycznie lekarz powiedział, żebym nie piła wina, szampana, skoro mnie męczy ta przypadłość, a ja nie pijam innych alkoholi. Na wyjeździe firmowym wychlałam mnóstwo wińska i brzuch ani razu mnie nie zapiekł, co pokazuje, jak to bardzo jest na tle psychicznym. 

Co do tego, co znajdujemy w toalecie, to jakoś pociesza mnie, że nie tylko ja tak mam, bo prawdopodobieństwo, że wszyscy w tym wątku mają raka jelita, jest znikome. Jednak dla świętego spokoju zrobiłabym sobie tę kolonoskopię, szczególnie że mam skierowanie, ale lęk mnie paraliżuje. W ogóle ja chyba z kolei mam osobowość unikającą, bo przestałam cokolwiek analizować/ oglądać. Spłukuję wodę, nie patrzę się (tylko sporadycznie). 

Dziękuję wszystkim za przywitanie. Spróbuję też jakoś ogarnąć tego psychiatrę, a lepiej psychologa i właśnie jak znam nurty, to myślę, że może terapia poznawczo-behawioralna mogłaby mi pomóc. 

Ja byłam na wyjeździe służbowym i trochę mi się zrobiło lepiej. Bardzo boję się latać i miałam ataki lęku w samolocie, ale jakoś przetrwałam. Napatrzyłam się w słońce i pojawiła mi się przed oczami żółta plama i od razu się zestresowałam, że umieram, no bo pewnie mam jakiegoś tętniaka czy guza :classic_dry::classic_dry::classic_dry:. Dziwię się, że koleżanka wytrzymała ze mną w podróży, bo co chwilę pytałam się, czy to, co się dzieje, jest normalne. Na miejscu raz mnie coś kuło w lewym boku, raz w prawym, raz jeszcze gdzieś indziej, ale już starałam się nie zwracać na to uwagi, szczególnie że miałam wystąpienie publiczne (co zabawne, to mnie nie zestresowało wcale i wypadłam nieźle). Chyba najzabawniejszym moim lękiem było to, jak jednego dnia coś mi się stało z podeszwą buta, i wydawało mi się, że jakoś tak idę bardziej na prawą stronę. Zapomniałam, że to but i byłam przekonana, że to początek stwardnienia rozsianego (nie wiem, czy takie ma objawy i nie będę ich googlować) albo paraliżu jednostronnego. No po prostu debilizm, czysty debilizm. 

Trochę też wypiłam, nie ukrywam, i niestety alkohol pomaga mi pozbyć się leków, ale nie mam zamiaru go traktować jako remedium.

Mnie chyba w ogóle od zawsze najbardziej męczą myśli egzystencjalne. Byłam na tym wyjeździe z koleżanką, która mi powiedziała, że niczego się nie boi, bo nie obawia się śmierci. Jakie logiczne. Sądzę, że właśnie z tego strachu przed śmiercią bierze się większość leków, a ja taki strach mam od dzieciństwa. Z drugiej strony chyba każdy się tego boi - no i czy co prawda życie, ale w ciągłym lęku, jest takie pociągające, no to mam wątpliwości. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×