Skocz do zawartości
Nerwica.com

Hipochondria - jakie choroby sobie przypisywaliście..?


LINA

Rekomendowane odpowiedzi

Róża to bardzo ciekawe co napisalas. Może spróbuje poćwiczyć w ten sposób, z wyobrażeniem sobie leku, rozmawianiem z nim...przecież mi to nie zaszkodzi 🙂

Widzisz, jesteś zdrową osobą. Zobaczysz ze wszystko kiedyś minie🙂 a jak gardło juz lepiej? 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ania, celowo Wam to pisze, moze komuś się przyda, kto nie ma odwagi lub możliwości wizyt u psychologa. Sprobuj, ja już rozmawiam ze swoim lekiem 🙂 zawdzięczam mu to, że jestem przebadana, czego na pewno bym nie zrobiła, nie mając hipochondrii. Zarzucam mu jednak o wiele więcej.

Też muszę Wam napisać coś, co nie będzie super optymistyczne, ale może da kopa do walki. Psycholog powiedział, że czynnikiem zapalnym do powstawania chorób jest, oprócz oczywiście genetyki, niestety stres... Mówił, że na studiach badał związek psychiczny z rozwojem choroby nowotworowej i niestety wyniki sa przerażające. Stres tak obciąża organizm i układ immunologiczny, że ten zamiast zajmować się występującymi patologiami (występującymi nawet kilkanaście razy w ciągu życia człowieka, z czego nawet nie zdajemy sobie sprawy) zajmuje się pierdolami, takimi jak obniżenie hormonu stresu, żebyśmy w ogóle jakkolwiek funkcjonowali. Nasza odpornosc, jeżeli dobrze o nią zadbamy jest praktycznie zdolna sama sobie poradzić. Wiadomo, wyjątki są jak w każdej dziedzinie. Ale im bardziej się boimy, tym bardziej sobie szkodzimy. 

Wiem, że w teorii wszyscy to wiemy. 

A na koniec dodał:"widzisz, była ta smutna historia o Annie Przybylskiej. Straszna tragedia. Fakt, była obciążona genetycznie, ale każdy kto ją znał wspominał, że często mówiła, że nie dozyje 40-stki. Ciężko nie zauważyć, że umysł grzecznie posłuchał" 

To mnie przerazilo, ale jednocześnie zmotywowalo, żeby z tego gówna wyjść. Więc nie dajmy się! 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, Roza00 napisał:

A jak Twoje objawy? Masz stwierdzono hipochondrie? Czy oprócz tych problemow z wymiotami, wyproznianiem, coś jeszcze sobie wkrecales? Jedynie to zolkniecie gałek jest dosyć niepokojące. 

Jestem ćpunem, lekomanem, alkoholikiem. Mogę mieć milion objawów. Moja psychika nie istnieje. Czy jestem hiphondrykiem? W jakimś stopniu pewnie tak. Ale jak mam problem z odróżnieniem rzeczywistości od nierzeczywistości to sam nie wiem czy sobie coś wkręcam czy nie. Ostatnio po przedawkowaniu miałem przez 3 miesiące problem z sercem i oddychaniem. W sumie wtedy myślałem, że kiedyś się po prostu uduszę. Ile było w tym rys na psychice spowodowanych otarciem się o śmierć, a ile faktycznym uszkodzeniem serca, to nie wiem. Wiem tylko, że w tamtym momencie nie dawałem sobie żadnych szans na przeżycie. Serce mnie piekło i bolało, a biło ze sto razy szybciej niż powinno. 

Świat dla mnie jest fikcją i nie odróżnię hipochondrii od faktycznej choroby. 

Na pocieszenie dodam, że 10 dniowy maraton picia okazał się sto razy lepszą kuracją niż dieta i leki na żołądek. Być może odkazilem i przeplukalem jakieś choróbsko.  Obecnie fizycznie nie jest najgorzej 🙂

To z tym stresem to mnie nie pocieszyło. Bowiem stres mnie już nigdy nie opuści, a zniszczenie jakie sieje w moim organizmie jest ogromne.

Edytowane przez Apek

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Apek, a z racji uzależnień uczestniczyłes w jakiś odwykach? Zobacz, my wszyscy tu tak walczymy o zdrowie, oprócz pernamentnego stresu, dokładamy starań, żeby żyć zdrowo i długo 🙂 szukany sposobu, żeby wyjść z obsesyjnego myślenia o zdrowiu i chorobach. Musisz uwierzyć, że Ty też możesz z tego wyjść i być zdrowym! Nie będzie łatwo, ale musisz. Leki, alkohol, narkotyki- zabijają. A nie wierzę, że nie chcesz żyć. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chcę żyć.

Kiedyś nie chciałem, ale po kilku przedawkowaniach stwierdziłem, że co by się nie działo, to chcę żyć.

Mimo wszytko w głębi głowy mam silnie zakorzenioną autodestrukcję i autoagresję. Jak dożyję 40 to będzie cud.

Nie uczestniczyłem w żadnych odwykach, bo jak dla mnie to nic nie dają. Jak człowiek sam sobie nie pomoże to nikt tego nie zrobi.

Mimo wszystko w jakiś specyficzny sposób kocham swoje szaleństwo. Czuję, że mam do odegrania jakąś ważną rolę, bo dalej żyję.

Ja mam zbyt namieszane w głowie by mnie wyleczyć. Psychiatrzy co chwila mi diagnozę zmieniają i są bezsilni. Chcą mnie do psychiatryka wysłać.

Ja już nadzieję straciłem. Moje życie to parodia. Żyję z dnia na dzień. Nie potrafię niczego sobie ułożyć. Nie potrafię nawet głupiego kontaktu z drugim człowiekiem utrzymać. Ludzie traktują mnie jak jakiegoś trędowatego.

Krzywdzę ludzi i nawet nie potrafię mieć wyrzutów sumienia. Nie potrafię okazywać uczuć. Do dupy z takim życiem.

Edytowane przez Apek

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Apek, ile masz lat, jesli mogę zapytać? 

Co do jednego, to się nie zgodzę. Człowiek sam sobie nie pomoże, bo nie potrafi zmienić nauczonego przez siebie samego roku myślenia. Działa na określonych trybach funkcjonowania. Wyuczonych. Tylko trzeba zrozumieć, że ma się problem i dać sobie pomóc. Uwierzyć, że można coś zmienić, że można z tego wyjść, że da się żyć normalnie. Na nowo z czysta kartka. Nigdy nie jest na to za późno. Wiesz, możesz trafić na 100 do dupy psychiatrow i terapeutów, ale trafi się ten jeden, który poda Ci rękę i rzuci tratwe, żeby się z tego bagna wydostać. 

Walcz o siebie chłopie, co by nie było, życie mamy niestety jedno, i jaki by nie był jego start, to ważne, żeby na końcu być szczęśliwym.

Wiem, że łatwo nie jest. Sama nie mam nałogów, oprócz wmawiania sobie raka, więc na pewno nie rozumiem tej destrukcyjnej namiętności. Ale nie możesz żyć z czymś, co Cię niszczy. Dasz radę! 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A co do Twojego szaleństwa... 

Każdy z nas ma do odegrania jakas rolę. Rodzimy się po coś. Myślę jednak, że tak naprawdę to masz wyjątkowo pracowitego Anioła Stróża, który daje Ci kolejne szanse. Spróbuj więc wziąć się za siebie i zawalczyć i daj mu trochę odpocząć, bo ma chłop pełne ręce roboty! 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

22 lata.

Mam tak silne zaburzenia osobowości, że mam milion toków myślenia. Co chwilę jakiś inny. Także ciężko wyleczyć milion osobowości w jednym człowieku.

Co z tego jak psychiatra mi "pomoże" jak ludzie zniszczą znowu moją psychikę. A w szczęście nie wierzę. Można co najwyżej godnie żyć i jakoś umrzeć, ale na pewno nie będąc szczęśliwym.

Ja sam siebie niszczę. Wiem, że jest mi to z góry przypisane. Nie mogę znaleźć spokoju, bo czuję się osaczony. Przez świat i własny umysł. Tylko neuroleptyki pozwalały mi jako tako normalnie myśleć. Ale funkcjonować po nich nie mogłem.

PS. Co do Anioła Stróża - to chyba sam Abbadon mnie wziął pod swoje skrzydła.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiecie co jest najgorsze? Na pewno tez tak macie, ze chcielibyście uzyskać efekt natychmiastowy. Ja mam tak...mówię sobie wieczorem „jutro będę myśleć pozytywnie, nie będę się denerwować i zwracać uwagi na rewolucje w wc” po czym wstaje rano i jest tak samo jak dzien wczesniej. Koltanie serca, papkowate stolce...i myśle sobie no tak. Jednak jestem chora bo próbowałam się nie denerwować a objawy dalej są. To mnie zawsze gubi. Albo jest np tydzien lepiej a w jakis dzien pojwia się biegunk czy coś innego i juz znowu się nakręcam. To jest wlasnie ta cholerna nerwica.

Ale za Twoja rada Róża, próbuje mówić sobie „jestem zdrowa” „poradzę sobie” nawet wyobrażałam sobie swój lęk 🙂

Trzeba wytrwałości w walce z tym wszystkim 😒

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ania, mój psycholog też o tym mówi. To nie jest kwestia paru godzin. Nie pozegnasz leku w kilka minut. Bo ciężko jest rozstac się w minute z czymś, z kim byłaś tyle czasu, do czego się przyzwyczaiłas. To trochę jak z destrukcyjna miłością. Masz faceta, jest do dupy, nie jesteś z nim szczęśliwa, często płaczesz, ale kochasz go na swój sposób, bo on jednak zawsze przy Tobie jest. Zawsze. Rodzina, przyjaciele dochodzą, ale on jest zawsze. I terwz podejmujesz decyzję, że jednak musisz od niego odejść, ale milion razy wracasz i się zastanawiasz, a on mówi, żebys została, i przypomina Ci, że jednak Ci towarzyszy. Stara się bardziej, więc Ty znów zostajesz. Tylko zamiast faceta postaw w tym miejscu nerwice. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Apek, mimo, że sam w to nie wierzysz, ja wierzę, że kiedyś uda Ci się z tego wyjść i uwierzysz, że jest o co walczyć. I, że szczęście istnieje. Bo Tobie jest źle z tym, jak jest teraz. Gdzieś musi być przyczyna, dlaczego tak się stało. Tym bardziej, że jak widać, zdajesz sobie Sobie sprawę z własnego problemu. Spróbuj chociaż. I idź do tego szpitala! 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

20 minut temu, Roza00 napisał:

Ania i żadne:" nie będę się denerwować", tylko:"będę spokojna" haha 😀

No wlasnie muszę zmienić tok myślenia...będę spokojna, będę zdrowa🙂 trzeba sobie z tym jakoś poradzić bo nie wyobrażam sobie całego życia w ten sposób funkcjonować 🙄 

Zaczelam nawet czytać w necie historie osób, którym udało się pokonać nerwice🙂 jest to motywujące.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

11 godzin temu, Roza00 napisał:


🙂

 

A na koniec dodał:"widzisz, była ta smutna historia o Annie Przybylskiej. Straszna tragedia. Fakt, była obciążona genetycznie, ale każdy kto ją znał wspominał, że często mówiła, że nie dozyje 40-stki. Ciężko nie zauważyć, że umysł grzecznie posłuchał" 

To mnie przerazilo, ale jednocześnie zmotywowalo, żeby z tego gówna wyjść. Więc nie dajmy się! 

 

Sorry, ale padłabym ze śmiechu u tego psychologa. Bo ja też mam raka i też się boję, że umrę przed 50 (na szczęście moje ca daje duże rokowania, ale to zupełnie inna bajka, niż moje obciążenie genetyczne - w porównaniu do Przybylskiej i tak pikuś). Sorry, ale nie wierzę, że mam raka od stresu, bo całe życie żyłam szczęśliwie. Po prostu to zachorowanie nie ma przyczyny, którą mogłabym nazwać. Mam też wadę przełyku, która w przyszłości może zaowocować taką chorobą i jak mi psycholog kiedykolwiek powie, że mam być popieprzoną optymistką, to każę mu spie.rdalać na drzewo, bo nie ma pojęcia, o czym mówi. Realny strach przed chorobą, wynikający z konieczności dorocznej kontroli moich rodziców czy mojego rodzeństwa (też obciążonego) nie ma nic wspólnego z optymizmem czy jego brakiem. Już o sobie nie mówię. Ani ze słuchaniem umysłu. Mój ojciec 90% życia żył jak mnich, zero używek, żadnych libacji alkoholowych kiedykolwiek, żadnej nadwagi i otyłości, stosunkowo zdrowy styl życia. Plus wada przełyku, która powodowała, że przez pół życia rzygał jak kot, nie mógł jeść wielu potraw, miał straszne bóle. I tak kurva zachorował na raka przełyku, którego udało się chwilowo zatrzymać, po operacji, która zagwarantowała mu życie mnicha do potęgi entej (i tutaj wszyscy psycholodzy zapewne przyklasnęliby ręce, że powinien być szczęśliwy, bo rokowania dla zachorowań na raka przełyku są niewielkie, max 20% 5-letnich przeżyć, a ojciec jest dokładnie 7 lat operacji). Dlaczego piszę chwilowo? Bo w cholernym kawałku przełyku, który pozostawiono, znowu rozwija się chora komórka. Tym razem za bardzo nie ma już możliwości leczenia. I takie są historie wszystkich, którzy są obciążeni genetycznie (nie po babciach czy dziadkach, a nawet rodzicach, którzy umarli na raka płuc czy innego żołądka, nie dbając o styl życia, dietę, używki). To, co powiedział psycholog, jest po prostu żałosne.
Pozytywne nastawienie może pomóc w chorobie, czy to psychicznej, czy somatycznej, ale nie ma nic kluczowego znaczenia w tworzeniu się nowotworów złośliwych. To, że tam w jednych czy drugich badaniach wykazuje się, że stres mógł się przyczynić do rozwoju choroby, raczej ma średnie przełożenie w rzeczywistości.

Przepraszam, że nie jest optymistycznie, ale takie jest życie. Życzę Wam dużo siły i zdrowia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przeraża mnie przebywanie poza miejscem zamieszkania. Świra bym dostał w takim szpitalu. U mnie każde wyjście z domu, gdzie jestem gdzieś "uwięziony" to męka. A jak wychodzę gdzieś bez powodu to czuję się wolny.

Nie wiem czy chcę dać sobie szansę. 

Ale chyba znalazłem przyczynę problemów żołądkowych! Nie toleruję wyrobów mlecznych. Nie piłem przez tydzień mleka, tylko wodę i piwo i było wszystko dobrze. Napiłem się mleka i od razu złowrogo zaczęło mi bulgotać w żołądku! Może w tym leży problem!

Edit: biegunka też się pojawiła.

Edytowane przez Apek

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

13 godzin temu, zestresowana1990 napisał:

Biedronka ja mam to samo. Wierze, ze każdy z Was jest zdrowy a ja jedna nie😒

Ze wy przykładowo macie biegunki z nerwów a ja nie 😒

Biedronka a tez czasem tak masz, ze jak juz w miarę załatwisz się normalnie to stolec jest odbarwiony?? Taki żółtawy??

Zestresowana nie, raczej nie, aczkolwiek moja kupa ma naprawde rozne kolory ;). A jak mam biegunke to jest zielona :(  Wiesz ja tez mam tak, ze chcialabym natychmiastowych efektow, jak zaczynam pozytywnie myslec, a objawy nie znikaja to od razu mysle "No tak, to nie dziala, jestem chora" i od nowa sie nakrecam, nie dociera do mnie, ze do tego trzeba tygodni albo i miesiecy cierpliwego znoszenia zycia z natretnymi myslami i objawami 😕 

Roza ja juz wlasnie kiedys o tym pisalam, ZAWSZE jak zaczynam czuc sie lepiej, to od razu dowala mi albo z nowym objawem albo stare sie nasilaja i tak w kolko. 

Z tym rakiem, mam wrazenie, ze to jakas wypadkowa jest, kwestia szczescia chyba, moja szwagierka z natury jest optymistka, nigdy specjalnie sie nie stresowala, zawsze usmiechnieta i beztroska i co? W wieku 35 lat zachorowala na raka piersi i nawet obciazona genetycznie nie byla, u mojego meza w rodzinie nigdy raka piersi nie bylo. 

 

Edytowane przez biedronka

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zgadzam się, że od stresu nie można dostać raka. Nie o to chodziło. Chodziło o to, że długotrwały stres, jak u nas hipochondrykow, bardzo obciąża układ odpornościowy, którego zadaniem jest zwalczanie patogenow. Natomiast, jeżeli ktoś ma predyspozycje lub wrodzone wady natury fizycznej to nawet pozytywny tok myślenia nie pomoże. To też powiedział mi psycholog. Ale to, że stres jest zapalnikiem wielu chorób jest udowodnione. Tylko, że mówimy o długotrwałym stresie. Ja np w takim żyje już grubo ponad rok. Nie wierzę, że to na mnie nie działa. 

Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że rok temu (kiedy jeszcze nie miałam jako takich rzutów hipochondrycznych tylko bardziej ataki paniki) jak każdy kto choruje na nerwice czułam, że coś mi jest. Nie wiedziałam co, ale wiedziałam, że coś we mnie siedzi. Często byłam zmęczona, miałam bóle wedrujace, nie mogłam oddychać. I pamiętam, jak nagle wystraszylam sie, że może ja mam JAKIEGOŚ raka. Wpisałam więc w Google "pierwsze objawy raka". I wyskoczyła mi cała lista... I najbardziej zwróciłam uwagę na "powiększone węzły chłonne". Tylko wtedy nie za bardzo wiedziałam jak ich szukać i sprawdzać. Musnelam sobie ręką po szyi, wszystko w porządku. W dzieciństwie przechodziłam zapalenie węzłów chłonnych, więc pamiętałam, że wygląda się wtedy jak chomik i nie trzeba ich szukać. Oprócz tego zwróciłam uwagę na podwyższona temperaturę. Mierzylam elektronicznym, było ok. Ale bałam się dalej. Miesiąc później, w październiku, siedzac w pracy wyczułam za uchem gulke. Nie bylo trzeba jej szukać. I pomyślałam, cholera, węzeł. A więc rak! Wpisuje "powiększone węzły chłonne" wyskakuje chloniak. Czytam objawy, no kurde, niewiele pasuje, no czasem swędza mnie plecy. Doczytałam, że wystarczy zrobić morfologie i będzie wiadomo. Zrobiłam podstawowa, bez ręcznego, bo nawet nie wiedziałam wtedy o czymś takim. Wyniki idealne, crp niskie. Ulga. W ogóle przestałam się przejmowac. Zszedł po kilku dniach. W grudniu miałam jazdę na piersi, więc sprawdzałam węzły pod pachami. Jak z piersiami wyszło, że ok, to kilka dni potem powiększył mi się ten sam węzeł, co wcześniej. Znów morfologia i znów prawidłowa. Tyle, że tym razem przeczytałam cały internet o chloniakach, wszystkie fora, wszystkie opowieści ludzi, złe diagnozy lekarzy i to, że morfologia gówno daje. Udałam się więc na usg, z przekonaniem, że mam tylko jeden węzeł. A tam cała plejada na szyi. Lekarz mówi :w ogóle się Pani nie musi tym przejmować. Wychodzę szczęśliwa, ale na ziarnica.pl doczytuje, że usg gówno daje. Morfologia nic nie daje, usg nic nie daje, rtg nic nie daje. A kiedy udaje mi się zawierzyc lekarzom i trochę odpuszczam nagle pojawiają się nowe węzły. Trudno nie zauważyć jakieś autosugestii. 

Edytowane przez Roza00

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

22 minuty temu, zakazana88 napisał:

Tak. U mnie fatalnie psychicznie. Biore leki zobaczymy czy cos pomoga. Miewacie wysoki puls?

Oczywiście jeśli chodzi o wysoki puls to ja dzien w dzien praktycznie się z tym zmagam. W ogóle mam manie ciągłego mierzenia pulsu. Do tego w klatce piersiowej mam takie uderzenia jakby serce mega szybko waliło no i ciagle poddenerwowanie nawet jak jestem w pracy i niby nie myśle ale czuje ze puls mam baaaardzo szybki :( rozumiem ze Ty masz podobnie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Róża zgadzam się z Tobą. Stres ma bardzo zły wpływ na Nasz organizm, osłabia układ odpornościowy i dokładnie tak, jak napisałaś może przyczynić się do wielu chorób w tym raka niestety:( i niby człowiek o tym wszystkim wie a jak co do czego przyjdzie to nie potrafimy opanować tego lęku :(

Ja miałam dzis nawet dobry humor...ale pamiętacie jak kiedyś pisałam, ze mamy zakład pogrzebowy w rodzinie. Niestety dzis przypadkiem usłyszałam o śmierci młodej dziewczyny na raka jajnika...nie trzeba było czekać na długo reakcje mojego organizmu, jestem w pracy ale puls juz mam wysoki serce wali...

Do tego postanowiłam ze pójdę w poniedziałek może na badanie krwi crp itp ale tak bardzo się boje ze wyjdzie ze mam np wysokie crp ze może mam jakis stan zapalny w jelitach albo próby wątrobowe mi złe wyjdą bo te moje stolce są jakies żółte odbarwione cienkie Boże....Róża Ty tez masz takie dziwne „kupy”???

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

5 minut temu, biedronka napisał:

Zestresowana przy chorobach watroby stolce sa odbarwione, ale nie zolte tylko prawie biale. Kiedys sie tym mocno interesowalam, bo mojemu synowi jak byl malutki czasem takie kupy sie zdarzaly, doslownie biale.

A przy trzustce???

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×