Skocz do zawartości
Nerwica.com

DDA w oczach studentów resocjalizacji.


Flea

Rekomendowane odpowiedzi

Postanowiłam napisać bo bawi mnie to trochę, trochę przeraża...

Jestem na podyplomowych z resocjalizacji i socjoterapii. I chyba jedyna jestem jako DDA/DDD.

Wszyscy są dorośli, większość jest nauczycielami. Sposób w jaki pani psycholog opowiada o swoich doświadczeniach z dziećmi z domów dys poraził mnie a reakcja studentów przyprawiła o zawrót głowy. Np. Weszłam do domu, a tam syf, klątwy...normalnie nie wiedziałam co mam powiedzieć ( p. Pedagog i psycholog).

Coś co dla mnie było normą, dla nich jest mega patologią, więc na sali pojawiają się różne achy, ochy, cmokania, kręcenie głowami, piętnowanie.

Na cechy dda to mało nie pospadali z krzeseł : o boże, o jezu, o maryjo.

Co wtrącę z własnego doświadczenia kwitują : wcale tak nie jest.

Depresja jest dla nich czymś tak obcym i odległym jak Pluton czy Jowisz. Jest - ale czy ktoś go widział?

Metody "aktywizacji" w klasie mnie samą przyprawiły o zawrót głowy i z automatu uruchomiły bunt.

Przeraża mnie, że ci ludzie będą resocjalizować młodzież. Dochodzę do wniosku, że doświadczenia własne wzbogacone o wiedzę książkową są cenniejsze i dzięki temu wiem, że będę w stanie pomóc. Bez oceniania, bez głupiego uśmiechu, bez wywracania oczami i będę wiedziała co powiedzieć wchodząc do domu alkoholika.

 

Z tego się jednak nie wyrasta. Ciągle mam wrażenie, że gdybym się przyznała że jestem DDA to grupa by chyba wylewu dostała i zaczęła cmokać ojojojoj a potem odszczepiła- bo przecież gorszy, przestępca, nie powienien się znajdować z nami na auli.

 

Co jeszcze usłyszałam? Jak ktoś się źle uczył ( tu mogę podać rękę) to nie będzie nigdy kompetentnym pracownikiem i pewnych zawodów wykonywać nie powinien. Ha ha ha ha liceum w moim wykonaniu same mierne, na studiach byłam piątkowa. Szok!!! I pracuję w zawodzie a nie powinnam. Że dzieci mniej zdolne ( w tym patologia) powinny iść do zawodówek. Jakiż numer wywinęłam społeczeństwu.... Aaa i za depresję lękową powinno się usuwać ze studiów. Czyż nie jest to dostateczny powód?

 

Tak się chciałam z Wami podzielić poranną refleksją.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Flea, Napisze tylko tyle przynajmniej wiesz ,że wybrałaś dobrze Twoje doświadczenia tak bolesne są Twoim wielkim atutem wiedza jest wiedzą jesli nie popartą doswiadczeniem marnie to wygłąda.Niestety tacy ludzie resocjalizują młodzież.To odnosi się również do psychologów których wiedza ksiązkowa jest duża a terapie wyglądaja niejednokrotnie żałosnie tyle wynika z mojego dość dużego doświadczenia w tym temacie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Flea, skończyłam resocjalizację i jako jedyna wśród nielicznej , bo 13 osobowej grupy byłam DDD. Reszta słuchając wykładów nawet nie miała zielonego pojęcia, jak wygląda życie osoby DDA czy DDD. Nie zapomne ćwiczenia, podczas drugiego roku studiów, kiedy bylismy jeszcze łączeni z innymi grupami, jak nasza wykładowczyny negowała leki psychotorpowe, że tymbardziej nie do pomyslenia jest przepisywanie go dzieciom i zazywanie przez kilka lat. Według tejże wykładowczyni jedyną i najbardziej skuteczną pomocą była tylko i wyłacznie psychoterapia. Oczywiscie większość grupy ją popierała.

Drugie zajęcia mieliśmy już na 4 roku w tej naszej małej grupce i też był poruszany temat o chorobach psychicznych i lekach. No i znowu spotkało się to z wielkim oburzeniem jak można na zaburzenia psychiczne przepisywać psychotropy.

Pamietam, że podczas całych moich studiów czułam się totalnym dziwakiem jednoczesnie rozumiejąc wszystkie informacje na temat niedostosowania, patologii rodzinnej. Reszta robiła sobie czasem jaja, albo traktowała te wykłady pobieżnie, byle prześlizgnąć się z roku na rok.

Pamietam też jak jeden taki nawiedzony z naszej grupy uważał za coś niedorzecznego jak można brac pigułki antykoncepcyjne, jak zabijany jest człowiek...żal.

 

W każdym razie flea wiem co masz na myśli.

 

-- 09 sie 2013, 09:39 --

 

Postanowiłam napisać bo bawi mnie to trochę, trochę przeraża...

Jestem na podyplomowych z resocjalizacji i socjoterapii. I chyba jedyna jestem jako DDA/DDD.

Wszyscy są dorośli, większość jest nauczycielami. Sposób w jaki pani psycholog opowiada o swoich doświadczeniach z dziećmi z domów dys poraził mnie a reakcja studentów przyprawiła o zawrót głowy. Np. Weszłam do domu, a tam syf, klątwy...normalnie nie wiedziałam co mam powiedzieć ( p. Pedagog i psycholog).

Coś co dla mnie było normą, dla nich jest mega patologią, więc na sali pojawiają się różne achy, ochy, cmokania, kręcenie głowami, piętnowanie.

 

Porażka poprostu, nawet nie chce wiedzieć jak się wtedy poczułaś :evil:

Ale opowiem Ci pewną historię z życia wziętą. Sytuacja wydarzyła się na koloniach, chodzilismy mniej więcej do 3 klasy.

Były tam dwie siostry, jedna o rok starsza od drugiej. Ta starsza bardzo tą siostre niszczyła psychicznie, była od niej ładniejsza i pamietam że miała bardzo gęste włosy i długie to tyłka, wychowawczyni zawsze chwaliła jej włosy i traktowała jak swoją ulubienicę.

Ta młodsza miała znacznie wyłupiaste oczy i jej siostra przy każdej nadażającej się okazji drwiła z jej oczu, wyglądu przy innych dzieciach. Jak doszło to do naszej wychowaczyni, osoby która powinna być dla dzieci przykładem, pomocą i ogólnie skoro jedzie z dziecmi na kolonie, w jakis sposób się nimi opeikować i reagować na jakieś niepokojące sygnały, wiesz co zrobiła?

Zaczęła razem z grupą tępić tą dziewczynę i wyśmiewać się z jej oczów. Poprostu bedąc wtedy dzieckiem jej zachowanie było dla mnie czymś strasznym i niepojętym.

 

Także można skończyć tytuł magistra inżyniera, zrobić doktorat, ale jak się w środku jest bezdusznym chamem, to potem można narobić tylko wiele szkód ludziom potrzebującym autentycznej pomocy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Flea, skończyłam resocjalizację i jako jedyna wśród nielicznej , bo 13 osobowej grupy byłam DDD. Reszta słuchając wykładów nawet nie miała zielonego pojęcia, jak wygląda życie osoby DDA czy DDD. Nie zapomne ćwiczenia, podczas drugiego roku studiów, kiedy bylismy jeszcze łączeni z innymi grupami, jak nasza wykładowczyny negowała leki psychotorpowe, że tymbardziej nie do pomyslenia jest przepisywanie go dzieciom i zazywanie przez kilka lat. Według tejże wykładowczyni jedyną i najbardziej skuteczną pomocą była tylko i wyłacznie psychoterapia. Oczywiscie większość grupy ją popierała.

Drugie zajęcia mieliśmy już na 4 roku w tej naszej małej grupce i tas eż był poruszany temat o chorobach psychicznych i lekach. No i znowu spotkało się to z wielkim oburzeniem jak można na zaburzenia psychiczne przepisywać psychotropy.

Pamietam, że podczas całych moich studiów czułam się totalnym dziwakiem jednoczesnie rozumiejąc wszystkie informacje na temat niedostosowania, patologii rodzinnej. Reszta robiła sobie czasem jaja, albo traktowała te wykłady pobieżnie, byle prześlizgnąć się z roku na rok.

Pamietam też jak jeden taki nawiedzony z naszej grupy uważał za coś niedorzecznego jak można brac pigułki antykoncepcyjne, jak zabijany jest człowiek...żal.

 

W każdym razie flea wiem co masz na myśli.

 

-- 09 sie 2013, 09:39 --

 

Postanowiłam napisać bo bawi mnie to trochę, trochę przeraża...

Jestem na podyplomowych z resocjalizacji i socjoterapii. I chyba jedyna jestem jako DDA/DDD.

Wszyscy są dorośli, większość jest nauczycielami. Sposób w jaki pani psycholog opowiada o swoich doświadczeniach z dziećmi z domów dys poraził mnie a reakcja studentów przyprawiła o zawrót głowy. Np. Weszłam do domu, a tam syf, klątwy...normalnie nie wiedziałam co mam powiedzieć ( p. Pedagog i psycholog).

Coś co dla mnie było normą, dla nich jest mega patologią, więc na sali pojawiają się różne achy, ochy, cmokania, kręcenie głowami, piętnowanie.

 

Porażka poprostu, nawet nie chce wiedzieć jak się wtedy poczułaś :evil:

Ale opowiem Ci pewną historię z życia wziętą. Sytuacja wydarzyła się na koloniach, chodzilismy mniej więcej do 3 klasy.

Były tam dwie siostry, jedna o rok starsza od drugiej. Ta starsza bardzo tą siostre niszczyła psychicznie, była od niej ładniejsza i pamietam że miała bardzo gęste włosy i długie to tyłka, wychowawczyni zawsze chwaliła jej włosy i traktowała jak swoją ulubienicę.

Ta młodsza miała znacznie wyłupiaste oczy i jej siostra przy każdej nadażającej się okazji drwiła z jej oczu, wyglądu przy innych dzieciach. Jak doszło to do naszej wychowaczyni, osoby która powinna być dla dzieci przykładem, pomocą i ogólnie skoro jedzie z dziecmi na kolonie, w jakis sposób się nimi opeikować i reagować na jakieś niepokojące sygnały, wiesz co zrobiła?

Zaczęła razem z grupą tępić tą dziewczynę i wyśmiewać się z jej oczów. Poprostu bedąc wtedy dzieckiem jej zachowanie było dla mnie czymś strasznym i niepojętym.

 

Także można skończyć tytuł magistra inżyniera, zrobić doktorat, ale jak się w środku jest bezdusznym chamem, to potem można narobić tylko wiele szkód ludziom potrzebującym autentycznej pomocy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Flea, skończyłam resocjalizację i jako jedyna wśród nielicznej , bo 13 osobowej grupy byłam DDD. Reszta słuchając wykładów nawet nie miała zielonego pojęcia, jak wygląda życie osoby DDA czy DDD. Nie zapomne ćwiczenia, podczas drugiego roku studiów, kiedy bylismy jeszcze łączeni z innymi grupami, jak nasza wykładowczyny negowała leki psychotorpowe, że tymbardziej nie do pomyslenia jest przepisywanie go dzieciom i zazywanie przez kilka lat. Według tejże wykładowczyni jedyną i najbardziej skuteczną pomocą była tylko i wyłacznie psychoterapia. Oczywiscie większość grupy ją popierała.

Drugie zajęcia mieliśmy już na 4 roku w tej naszej małej grupce i tas eż był poruszany temat o chorobach psychicznych i lekach. No i znowu spotkało się to z wielkim oburzeniem jak można na zaburzenia psychiczne przepisywać psychotropy.

Pamietam, że podczas całych moich studiów czułam się totalnym dziwakiem jednoczesnie rozumiejąc wszystkie informacje na temat niedostosowania, patologii rodzinnej. Reszta robiła sobie czasem jaja, albo traktowała te wykłady pobieżnie, byle prześlizgnąć się z roku na rok.

Pamietam też jak jeden taki nawiedzony z naszej grupy uważał za coś niedorzecznego jak można brac pigułki antykoncepcyjne, jak zabijany jest człowiek...żal.

 

W każdym razie flea wieasdm co masz na myśli.

 

-- 09 sie 2013, 09:39 --

 

Postanowiłam napisać bo bawi mnie to trochę, trochę przeraża...

Jestem na podyplomowych z resocjalizacji i socjoterapii. I chyba jedyna jestem jako DDA/DDD.

Wszyscy są dorośli, większość jest nauczycielami. Sposób w jaki pani psycholog opowiada o swoich doświadczeniach z dziećmi z domów dys poraził mnie a reakcja studentów przyprawiła o zawrót głowy. Np. Weszłam do domu, a tam syf, klątwy...normalnie nie wiedziałam co mam powiedzieć ( p. Pedagog i psycholog).

Coś co dla mnie było normą, dla nich jest mega patologią, więc na sali pojawiają się różne achy, ochy, cmokania, kręcenie głowami, piętnowanie.

 

Porażka poprostu, nawet nie chce wiedzieć jak się wtedy poczułaś :evil:

Ale opowiem Ci pewną historię z życia wziętą. Sytuacja wydarzyła się na koloniach, chodzilismy mniej więcej do 3 klasy.

Były tam dwie siostry, jedna o rok starsza od drugiej. Ta starsza bardzo tą siostre niszczyła psychicznie, była od niej ładniejsza i pamietam że miała bardzo gęste włosy i długie to tyłka, wychowawczyni zawsze chwaliła jej włosy i traktowała jak swoją ulubienicę.

Ta młodsza miała znacznie wyłupiaste oczy i jej siostra przy każdej nadażającej się okazji drwiła z jej oczu, wyglądu przy innych dzieciach. Jak doszło to do naszej wychowaczyni, osoby która powinna być dla dzieci przykładem, pomocą i ogólnie skoro jedzie z dziecmi na kolonie, w jakis sposób się nimi opeikować i reagować na jakieś niepokojące sygnały, wiesz co zrobiła?

Zaczęła razem z grupą tępić tą dziewczynę i wyśmiewać się z jej oczów. Poprostu bedąc wtedy dzieckiem jej zachowanie było dla mnie czymś strasznym i niepojętym.

 

Także można skończyć tytuł magistra inżyniera, zrobić doktorat, ale jak się w środku jest bezdusznym chamem, to potem można narobić tylko wiele szkód ludziom potrzebującym autentycznej pomocy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Trochę mnie przeraziłaś, bo ja idę też na podobną specjalność, zastanawiałam się między opieką i wychowaniem z profilaktyką społeczną (czyli bardziej stawiam na trudną młodzież i dzieci) a resocjalizacją, w sumie prawie jedno i to samo, z tym, że to pierwsze chyba ma szerszy zakres.

Pewnie też będę przechodzić to samo, co Ty. W sumie obawiam się tego, że będę sama. Ale wiesz co? Wiesz pewnie, że dda umieją dobrze udawać, pewnie z Tb jest ich tam wiele, ale wtapiają się w tłum po to właśnie, by nie być odrzuconą. Ty przecież też nie krzyknęłaś "jestem dda", Ty po prostu nic nie powiedziałaś. Parę osób pewnie tak samo jak i Ty postąpiły - są przerażone reakcją pozostałych osób.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Flea, no proszę czyli jednak się potwierdza :) Chodziłam kiedyś z facetem po resocjalizacji i on nie miał pojęcia o niczym z zakresu swoich studiów, a zrobił nawet mgr :shock: Dodam, że pracę pisał pod kątem tego jakie małżeństwo jest super, a sam był przeciwnikiem, więc... Szkoda słów.

 

Ja miałam bardzo "mądrą" panią z tytułem doktoratu wykładającą psychologię na moich studiach i ona stwierdziła jednoznacznie, że "DDA nigdy nie będą szczęśliwe". Skoro to prawda to po co są wszystkie terapie? Przecież to totalna bzdura, nie wiem w ogóle jak można coś takiego powiedzieć, mało się nie popłakałam na tym wykładzie, kolega musiał mnie uspokajać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Trochę mnie przeraziłaś, bo ja idę też na podobną specjalność, zastanawiałam się między opieką i wychowaniem z profilaktyką społeczną (czyli bardziej stawiam na trudną młodzież i dzieci) a resocjalizacją, w sumie prawie jedno i to samo, z tym, że to pierwsze chyba ma szerszy zakres.

Pewnie też będę przechodzić to samo, co Ty. W sumie obawiam się tego, że będę sama. Ale wiesz co? Wiesz pewnie, że dda umieją dobrze udawać, pewnie z Tb jest ich tam wiele, ale wtapiają się w tłum po to właśnie, by nie być odrzuconą. Ty przecież też nie krzyknęłaś "jestem dda", Ty po prostu nic nie powiedziałaś. Parę osób pewnie tak samo jak i Ty postąpiły - są przerażone reakcją pozostałych osób.

 

 

Wiesz ...też tak samo pomyślałam ale teraz sądząc po reakcjach to daleka jestem od tego, żeby znaleźć chociaż jedną osobę z dysfunkcyjnej rodziny.Wróć! Takiej, która sobie z tego zdaje sprawę. Nikt z nich nie słyszał o terapiach (wytrzeszcz oczu że to w Polsce już są- bo terapeuta to tylko w Stanach i tylko w telewizji) to lekceważące podejście, że jak ktoś ma problemy to niech się ogarnie. Że patologia, syf, kiła i mogiła. I ... No wiecie to się czuje. Jak w klasie. Niby współczucie, niby troska ale przy okazji misja "ja cię poprostuję" a nie zwykła chęć pomocy człowiekowi bo warto.

 

Dziś wykłady z panią doktor Bejger. Cudowna kobieta pełna ciepła, pełna empatii i zrozumienia. A miałam ochotę podejść i poprosić żeby mnie pogłaskała. I żałuję, że takich ludzi nie spotkałam na swojej drodze kiedyś.

 

Wiecie co. Z tego się nie wyrasta, to nie mija. Wraca jak bumerang. Tylko inaczej. Inna wiedza inne podejście, ten wstyd, ta paląca bycia "normalną", ten brak zrozumienia, to kiedy czujesz, że jesteś tak czy inaczej odszczepieńcem bo jesteś z patologii. Niedostosowanym, z depresjami i innymi lękami podświadomymi. Kiedy psycholog nabija się z terapii, która dla mnie jest zbawieniem i mogę normalnie żyć to mam ochotę strzelić ją w gębę i zaprowadzić do domów gdzie matka i ojciec oboje bici jako dzieci, molestowani przekazują dalej utarte schematy. Że tym dużym też trzeba pomóc, że oni nie wiedzą, nie rozumieją i cierpią.

Mało tego, nie wiedzą nawet jak odróżnić depresanta od reszty społeczeństwa... I tekst" bo ja oglądam taki program i tam o depresjach mówią, i tak się zainteresowałam" to mi się słabo zrobiło. Nie mają pojęcia co czuje i myśli człowiek w depresji.

 

I poraża mnie to, że ludzie nie mający pojęcia co się dzieje w głowie takiego dziecka idą do ośrodków i wbijają swoje metody wychowawcze pięścią, wykrzywioną gębą, pogardą.

Trudno jest kochać wszystkich, ale poszanować da się.

 

Uruchomił mi się cały żal chyba do wszystkiego, nie dla tego że jestem DD tylko pojawia się pytanie " skąd w was ludzie tyle pogardy, skąd tyle nienawiści..." Teraz jestem dorosła, ale widzę co musiałam przejść jako dziecko i wiecie co? Jestem dumna ze swojego dziecka, że zdało klasy, poszło na studia zostało dobrym nauczycielem i dziś jest cenione jako pedagog. Bo nie w pieniądzach tkwi siła. Kiedy wracają moi uczniowie i dziękują, kiedy mówią mi dzień dobry (i nie jest to burknięcie ) ściskają, kiedy dzwonią mamy, że rozpaliłam w dziecku pasję - to jest moja nagroda i to jest moja zapłata.

 

Ale mi się wylało. :) będzie dobrze, trzeba robić swoje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kafka,

Pani faktycznie mądra. Chyba na bazarze zdobyła ten doktorat. Idiotka pieprzona. Wrzuciła elegancko wszystkich do jednego worka. Według jej "teorii" już od dawna powinienem sobie szukać jakiejś gustownej i niedrogiej urny, bo skoro nigdy nie będę szczęśliwy to po cholerę się męczyć. :evil:

 

Monar,

Znasz kogoś w pełni szczęśliwych? Bo ja nie i nigdy pewnie nie poznam. Ludzie dążą do tego wyidealizowanego pragnienia przez całe życie, ale tylko nielicznym będzie dane osiągnąć coś bardzo bliskiego temu uczuciu.

 

Pytania ogólne. Kogoś kto jest DDA można nazwać ( a raczej czy trzeba nawet) nazwać również DDD? Przecież wychowywanie się w rodzinie, w której jest alkoholik tworzy dysfunkcje tejże rodziny.

Czy dziecko wychowywane w rozbitej przez rozwód rodzinie to też DDD czy już nie?

Nie wiem czy takie dokładne szufladkowanie siebie ma jakiś głębszy sens, ale pytam głównie z ciekawości.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

rotten soul, Zawsze odwołuję się do tej analogii- każdy kwadrat jest prostokątem(bo ma wszystkie kąty proste), ale nie każdy prostokąt jest kwadratem(bo nie każdy ma wszystkie boki równe). Tak samo każde DDA jest DDD, bo problem alkoholowy w rodzinie tworzy dysfunkcje tejże rodziny, ale nie każde DDD jest DDA, bo nie w każdej rodzinie dysfunkcjonalnej jest problem alkoholowy.

 

Zgodnie z definicją rodzinę rozbitą/niepełną klasyfikuje się jako dysfunkcyjną. Tak samo taką w której jest ubóstwo materialne/bieda, członkowie są bezrobotni, występują konflikty z prawem, jest problem alkoholowy, przemoc fizyczna/psychiczna, ciężka choroba jednego albo obojga rodziców itp. Oczywiście rodzina niepełna w wyniku rozwodu to żadna patologia w porównaniu z alkoholizmem i przestępczością, ale nie zmienisz faktu, że uznaje się ją za dysfunkcjonalną- co za tym idzie niespełniającą do końca swojej roli.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Użyłam DDA bo tak szybciej.

Nie ma ludzi zdrowych są tylko niezdiagnozowani. Więc wszyscy są jakoś dysfunkcyjni na swój sposób. Jestem wręcz przeciwna podpieraniu się "bo ja jestem DDA" jako usprawiedliwienie swoich wad i lęków.

 

Mamy temat o rodzinach dysfunkcyjnych: rozwiedzione też są dysfunkcyjne.

 

To co mnie mierzi to, to że ktoś rości sobie prawo do poczucia się lepszym, bardziej kompetentnym i wiedzacym lepiej od samego zainteresowanego. I tu zawsze padają słowa " ty musisz, powinieneś, tak się robi w społeczeństwie" i proszę... Dzieciak właśnie dostał mega dawkę informacji, że jest odszczepieńcem od plemienia porządnych, szanowanych ludzi. A gorszość wynika z tego, że ktoś w twojej rodzinie pił. Tak jakby dziecko miało wpływ na to.

To rozdarcie pomiędzy kocham- nienawidzę , zrozumie tylko dziecko alkoholika (przemocowca, gwałciciela itd.) obcym wstęp powinien być zabroniony. Nie czuję, że osoba totalnie pozbawiona wiedzy, empatii i rozumu może pomagać dzieciom z rodzin dysfunkcyjnych, tylko dlatego, że poczuł misję zbawiania świata.

Ja takich zbawicieli widziałam mnóstwo, od psychologów po nauczycieli którym jak się mówiło, że ma się próbę samobójczą po śmierci ojca, to każą na karteczce pisać co w sobie lubisz a w międzyczasie śmiać się ze swoją asystentką, koleżanką whatever.

 

Sorry, że tak się rozpisuję ale mi się tak ruszyło, ale nawet się nie spodziewałam, że może mnie jeszcze tak zaboleć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pytanie teraz tylko, co "krzywi" dziecko bardziej - rozwód rodziców, ale taki po którym dziecko jest normalnie traktowane przez dwójke rodziców, którzy dbają o nie, tylko nie żyją razem.. Czy "pełna" rodzina, w której rozwód już dawno powinien być, bo rodzice się nie dogadują, kłócą ale tylko są (bo dziecko, bo pieniądze, bo cos jeszcze).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja takich zbawicieli widziałam mnóstwo, od psychologów po nauczycieli którym jak się mówiło, że ma się próbę samobójczą po śmierci ojca, to każą na karteczce pisać co w sobie lubisz a w międzyczasie śmiać się ze swoją asystentką, koleżanką whatever.

Bynajmniej pełno takich pedagogów/psychologów w szkołach, nie wiem, na jakiej podstawie ich zatrudniają :roll:

Nie wiem, jak można drwić z problemów innych.

U mnie w szkole było tak, że pedagog rozpowiadała każdemu co, komu jest. Często wchodziła do klasy i rozmawiała przy całej klasie razem z wychowawczynią o tym, że Jan Kowalski się tnie, bo ma ojca pijaka.

 

-- 09 sie 2013, 15:01 --

 

OceanSoul, oczywiście, że odpowiedniejsze jest życie z jednym rodzicem i z drugim weekendowym. Bo przynajmniej nie widzi, nie słyszy rodziców, którzy skaczą sobie do gardeł. Ja to zawsze marzyłam o tym, by rodzice się rozwiedli, wtedy mialabym święty spokój :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie szkole podstawowej w klasie był chłopak któremu bardzo dokuczano i napisał do matki list, w którym chciała popełnić samobójstwo. Jego matka wystraszona tym faktem przyniosła ten list do wychowaczyni, a ta zamiast odpowiednio zareagować na ich stosunek do niego, przeczytała ten list przy klasie i śmiała się z tego. Bywało też tak, że uzywała do niego tych samych przezwisk co klasa.

Widać, że takich "pseudopedagogów" jest masa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kafka, "DDA nigdy nie będą szczęśliwe", poniekąd to prawda, choć zdanie powinno brzmieć trochę inaczej "DDA nigdy nie będą w pełni szczęśliwe"

a skąd możesz to wiedzieć? przeżyłaś całe życie swoje już i po śmierci to stwierdzasz? :P

to jest kretyńskie stwierdzenie, nie ma czegoś takiego jak NIGDY i tyle

ja obecnie jestem szczęśliwa, mimo że jestem DDA i niektórzy nie będący DDA/DDD są mniej ode mnie szczęśliwi

a jeśli mówić o pełni szczęścia, to czy jest ktoś w pełni szczęśliwy, cały czas? kwestia rozumienia

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pytanie teraz tylko, co "krzywi" dziecko bardziej - rozwód rodziców, ale taki po którym dziecko jest normalnie traktowane przez dwójke rodziców, którzy dbają o nie, tylko nie żyją razem.. Czy "pełna" rodzina, w której rozwód już dawno powinien być, bo rodzice się nie dogadują, kłócą ale tylko są (bo dziecko, bo pieniądze, bo cos jeszcze).

 

Wiadomo, że to drugie jest gorsze i czyni szkody w psychice dziecka.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dark Passenger,

Tak też podejrzewałem. Zabawne jest to, że podczas pisania tamtego pytania, też sobie podsunąłem ten przykład matematyczny, o którym wspomniałeś.

Teraz z czystym sumieniem, mogę sobie dokleić kolejną etykietkę w podpisie. ;)

 

ladywind,

Widzę, że miałaś "przyjemność" poznać jednych z bardziej wybitnych przedstawicieli grona pedagogicznego. Wcześniej ta wychowawczyni z kolonii, a teraz ta nauczycielka z bardzo czarnym poczuciem humoru :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kafka, "DDA nigdy nie będą szczęśliwe", poniekąd to prawda, choć zdanie powinno brzmieć trochę inaczej "DDA nigdy nie będą w pełni szczęśliwe"

a skąd możesz to wiedzieć? przeżyłaś całe życie swoje już i po śmierci to stwierdzasz? :P

to jest kretyńskie stwierdzenie, nie ma czegoś takiego jak NIGDY i tyle

ja obecnie jestem szczęśliwa, mimo że jestem DDA i niektórzy nie będący DDA/DDD są mniej ode mnie szczęśliwi

a jeśli mówić o pełni szczęścia, to czy jest ktoś w pełni szczęśliwy, cały czas? kwestia rozumienia

 

Zależy kto jak rozumuje pojęcie "szczęście", mi chodzi o te rzeczy, które budują szczęście jak np. kochający mąż, zdrowe dzieci itp.

My np. możemy mieć zdrowe dzieci, kochającego męża, ale domu szczęśliwego nie mieliśmy i to prowadzi do tego, że w pełni nie będziemy szczęśliwi, choćby nie wiem co. Zawsze bedzie nam tam czegoś brakować, bo nie wiemy, jak to jest mieć normalną, zdrową rodzinę. Mimo, że mamy tego kochającego męża, zdrowe dzieci i możemy taki dom stworzyć. Nie, oczywiście, że nie przeżyłam całego swojego życia i nie wiem wszystkiego. Po prostu tak myślę ja. Może po terapii mi się odmieni :)

Pełnię szczęścia uważam za właśnie szczęśliwy dom, satysfakcjonującą pracę, ogólnie chodzi tu o to, że no jak mamy tą kochającą osobę przy sobie, to jest jakoś łatwiej. Wiadomo, że każdy na coś narzeka, zawsze. Ale nie zawsze to oznacza, że ktoś jest nieszczęśliwy

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zależy kto jak rozumuje pojęcie "szczęście", mi chodzi o te rzeczy, które budują szczęście jak np. kochający mąż, zdrowe dzieci itp.

My np. możemy mieć zdrowe dzieci, kochającego męża, ale domu szczęśliwego nie mieliśmy i to prowadzi do tego, że w pełni nie będziemy szczęśliwi, choćby nie wiem co. Zawsze bedzie nam tam czegoś brakować, bo nie wiemy, jak to jest mieć normalną, zdrową rodzinę. Mimo, że mamy tego kochającego męża, zdrowe dzieci i możemy taki dom stworzyć. Nie, oczywiście, że nie przeżyłam całego swojego życia i nie wiem wszystkiego. Po prostu tak myślę ja. Może po terapii mi się odmieni :)

Pełnię szczęścia uważam za właśnie szczęśliwy dom, satysfakcjonującą pracę, ogólnie chodzi tu o to, że no jak mamy tą kochającą osobę przy sobie, to jest jakoś łatwiej. Wiadomo, że każdy na coś narzeka, zawsze. Ale nie zawsze to oznacza, że ktoś jest nieszczęśliwy

 

Takie rzeczy właśnie jak kochający mąż czy dzieci nie zastąpi czegoś, co się straciło bezpowrotnie, terapia może pomóc zmienić sposób myślenia, nauczyć się akceptować siebie, zmienić podejscie do rzeczywistosci (o ile jest to możliwe) ale nie naprawi do końca emocjonalnej pustki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ale nie naprawi do końca emocjonalnej pustki.

Emocjonalna PUSTKA.

To co ją naprawi lub Kto ?

I na ile to pojęcie jest rzeczywiste , a na ile nieokreślone , wręcz abstrakcyjne. Nie do końca pojmuję , lecz mniej więcej łapię co miałaś na myśli.

Jesli czuję się przykładowo żle emocjonalnie , to juz nie jest pustka , dobrze , tak samo . Musiałbym byc w jakiejśc prózni i nie mieć kontaktu z innymi ,żeby znależć si w emocjonalnej pustce. Może tylko świat skrajnego schizofranika tak ma ? A może każdy z nas też kiedy dręczy go metaficzyczny , wręćz duchowy ból istnieni?. Kto wie , skoro najczęściej tylko uciekamy , tak jest tu nam fajnie.

Nie wiem , może podczas tych moich wywodów cos sknociłem ,,,

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zależy kto jak rozumuje pojęcie "szczęście", mi chodzi o te rzeczy, które budują szczęście jak np. kochający mąż, zdrowe dzieci itp.

My np. możemy mieć zdrowe dzieci, kochającego męża, ale domu szczęśliwego nie mieliśmy i to prowadzi do tego, że w pełni nie będziemy szczęśliwi, choćby nie wiem co. Zawsze bedzie nam tam czegoś brakować, bo nie wiemy, jak to jest mieć normalną, zdrową rodzinę. Mimo, że mamy tego kochającego męża, zdrowe dzieci i możemy taki dom stworzyć. Nie, oczywiście, że nie przeżyłam całego swojego życia i nie wiem wszystkiego. Po prostu tak myślę ja. Może po terapii mi się odmieni :)

Pełnię szczęścia uważam za właśnie szczęśliwy dom, satysfakcjonującą pracę, ogólnie chodzi tu o to, że no jak mamy tą kochającą osobę przy sobie, to jest jakoś łatwiej. Wiadomo, że każdy na coś narzeka, zawsze. Ale nie zawsze to oznacza, że ktoś jest nieszczęśliwy

 

Takie rzeczy właśnie jak kochający mąż czy dzieci nie zastąpi czegoś, co się straciło bezpowrotnie, terapia może pomóc zmienić sposób myślenia, nauczyć się akceptować siebie, zmienić podejscie do rzeczywistosci (o ile jest to możliwe) ale nie naprawi do końca emocjonalnej pustki.

dokładnie, to miałam na myśli, zbytnio nie potrafię tego opisać, ale widzę, że mnie rozumiesz

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×