Skocz do zawartości
Nerwica.com

Podłoże wmawiania sobie chorób psychicznych


Pytajka

Rekomendowane odpowiedzi

Witam.

Mój wątek nie ma żadnego związku z proszeniem o radę,wsparcie czy wskazówki.

Zacznę może od tego,że interesuję się psychologią. Czytam dużo informacji z tej dziedziny,oglądam programy itp. To w pewnym sensie mój konik.

Jednak od pewnego czasu udaje mi się trafiać na ludzi posiadających dość "dziwne" problemy ze sobą,które chciałabym zrozumieć. Dlatego swoje pytanie kieruję do psychologa,albo osoby,która posiada dużą wiedzę w tej dziedzinie,gdyż pytanie to jest tylko po to,żeby zgłębić informacje.

Dobra ale do rzeczy :)

Chodzi mi o to,że są na świecie osoby,które symulują różne choroby psychiczne (których w rzeczy samej nie mają,tzn. przed symulowaniem nie występowały takie objawy),a później na nie naprawdę chorują (wykazują objawy charakterystyczne dla symulowanej choroby i same cierpią). Wiem,to trochę zagmatwanie brzmi,postaram się wytłumaczyć na przykładzie.

Jest sobie osoba X. Osoba X obsesyjnie interesuje się dietą ,jedzeniem itp. Osoba X wie także o istnieniu anoreksji. Ta osoba zawsze zachowywała się,wyglądała normalnie i nigdy nie sprawiała wrażenia osoby chorej na anoreksje. Ale po pewnym czasie osoba X zaczyna sobie wmawiać,że choruje na anoreksje (co nie ma potwierdzenia ani u lekarzy,ani tym bardziej w jej własnym zachowaniu/wyglądzie). Nagle,po pewnym czasie ta osoba faktycznie zaczyna przejawiać symptomy tejże choroby i z jednej strony wywołuje je specjalnie,a z drugiej tak się w to wkręca,że nie potrafi przestać i w konsekwencji powstaje u niej coś na wzór anoreksji.

To dotyczyć może każdej choroby. Dobrze to widać na przykładzie depresji,która jest w pewnym sensie "modna" wśród nastolatków. Niektórzy chorują naprawdę,a inni każde złe samopoczucie zrównują z depresją,czasem tak silnie,że po pewnym czasie ta choroba zaczyna u nich naprawdę występować.

Innym przykładem z życia może być sam internet.

Tutaj można znaleźć dużo informacji na temat psychologii (stąd też czerpię najwięcej wiedzy) i często się zdarza diagnozowanie siebie na podstawie internetu.

Mi chodzi o ludzi,którzy nie dość,że na podstawie Wikipedii stwierdzają,że cierpią np. na nerwicę,to na dodatek zaczynają symulować objawy tej choroby (które wcześniej nie występowały) i doprowadzają do tego,że ta choroba faktycznie się u nich rozwija.

Mam np. kolegę,którego znam już dość długo (5 lat) i często spędzamy ze sobą czas. Kolega ten lubi zdobywać wiedzę o otaczającym go świecie z każdej dziedziny. Psychologia go również interesuje. Kiedyś, kolega ten znalazł w Wikipedii dział o zaburzeniach osobowości i wmówił sobie,że jest paranoikiem. Wcześniej nie wykazywał ŻADNYCH oznak paranoi,był towarzyski,otwarty na nowe kontakty,miał duży dystans do swojej osoby,umiał żartować. Ale jak sobie zaczął to wmawiać to stopniowo jego zachowanie uległo zmianie. Na początku śmiać mi się chciało,bo wyglądało to strasznie sztucznie,kolega praktycznie udawał wszystkie objawy zaburzenia wypisane na Wikipedii,bardzo powierzchownie to wyglądało. Jednak po pewnym czasie ta "zabawa" stawała się coraz poważniejsza. Ten kolega sprawia teraz naprawdę wrażenie osoby chorej psychicznie,nawet ludzie,którzy o psychologii mają dość powierzchowne pojęcie twierdzą,że wykazuje oznaki paranoiczne. Rozmawiałam z tym kolegą na poważnie,a raczej to on sam zechciał ze mną pogadać. Dowiedziałam się od niego,że początkowo to faktycznie symulował tę chorobę (chociaż sam nie wie czemu tak robił) ale potem tak się wkręcił,że stało się to jego nawykiem. Tłumaczył mi,że np. jak ktoś chce z nim porozmawiać to naburmusza się,bo ma taki "impuls",który każe mu tak postępować,w wyniku czego zraża do siebie ludzi i sprawia wrażenie osoby nieufnej. I tak jest w przypadku każdego zachowania.

Ktoś wie z czego takie zachowanie wynika ? Zdaje mi się,że takie osoby nie są do końca zdrowe psychicznie. To nie jest zwykła symulacja,która prowadzi do osiągnięcia celu (jak np. przestępcy,którzy udają przed sądem),taka osoba w pewnym sensie wierzy w to,co sobie wmówi,wie,że to ją niszczy (choroba zawsze jest destrukcyjna),nie ma żadnych korzyści z takiego udawania,a jednak to robi...

Ciekawe jest też to,że takie osoby często mają dużą wiedzę o różnych chorobach i potrafią godzinami o nich gadać.

Zastanawia mnie to strasznie ale nigdzie nie mogę nic o takim zachowaniu znaleźć,chociaż sądzę,że nie jest ono wcale aż takim rzadkim zjawiskiem...

 

Z góry dziękuję za odpowiedzi :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pytajka, przerażasz mnie. Wiedza czerpana z internetu... Hmmm. Niestety widzisz tylko to co pływa po wierzchu.

Żeby zrozumieć somatyzacje trzba zrozumieć człowieka na prawdę. A tu wiedza internetowa nie wystarczy.

Trzeba wiedzieć skąd w kimś tyle poczucia winy, niskiej wartości, bólu, żeby zrozumieć że choroba nie jest wymysłem a formą na ukaranie się, na odreagowanie stresu, zamaskowaną depresją (a depresja jest pragnieniem śmierci a nie wymysłem nastolatków).

Ciało (w tym i mózg) wysyła sygnał, komunikuje się z otoczeniem niewerbalnie. Coś co osoba skrywa głęboko, do czego boi się lub wstydzi przyznać wychodzi właśnie w chorobach "symulowanych", w depresji, w stanach obniżonego nastroju.

Dlaczego nastolatek ulega "modzie" i ma depresję? Odpowiedź prosta jak budowa cepa. Wiek, w którym odczuwa się emocje najbardziej, poczucie braku zrozumienia, faza buntu, faza przemian ciała i psychiki. Brak akceptacji swojego ciała, chęć dołączenia do grupy rówieśników i rywalizacji. Ot i zagadka mody rozwiązana.

 

A zanim napiszesz kolejny przykład poczytaj trochę o chorobie samej w sobie. Np. Anoreksja, jak ktoś zaczyna się głodzić to co mu to daje? Poczytaj strony pro-ana i poczytaj o czym te biedne dziewczyny piszą. Poszukaj drugiego dna w ich wypowiedziach po to co na widoku to jak rzęsa na jeziorze. Pod spodem często jest ukrywany ból, wstyd, upokorzenie, brak miłości i wiele innych rzeczy.

Trzeba spojrzeć z szerokiej perspektywy na dany przypadek i indywidualnie rozpatrywać każdego człowieka.

 

Każdy człowiek jest indywidualny, każdy skrywa swoje tajemnice i problemy. Nie można się w sposób niezdrowy napawać cudzym nieszczęściem czytając powierzchowne artykuły w necie. Mało tego, nie wiem jakim cudem można lata studiów i praktyki przekazać na forum. Proponuję zacząć studia w odpowiednim kierunku, zdobyć odpowiednie wykształcenie i wtedy możemy popisać o somatyzacjach i konkretnych przypadkach. Bo na chwilę obecną to jest taplanie się w brodziku, a mam nadzieję że chcesz wypłynąć na szersze wody.

 

Pomyśl: jak ktoś Ci wmawia, że jesteś koniem to w końcu rozglądasz się za siodłem.

Moc podświadomości jest wielka.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Flea

 

Jezuu zaś ?

Dlaczego gdziekolwiek spytam się o symulowanie chorób to jestem zmieszana z błotem i nagle wszystkich "przerażam" ? O.o

Pozwól,że wytłumaczę jeszcze raz...

Mi nie chodzi o osoby,które NAPRAWDĘ cierpią na daną chorobę psychiczną,tylko o ludzi,którzy wmawiają ją sobie,a tacy też są.

Dla pzykładu. Kojarzysz Zespół Münchhausena ? Tam też są pozorowane choroby tyle,że somatyczne. Może powiesz mi,że teraz bredzę,bo osoby cierpiące na Zespół Münchhausena naprawdę chorują (somatycznie),a ja jestem bezduszna i powierzchowna. Otóż nie. Są ludzie,którzy symulują i ja o nich pisałam w poście. Nie o tych wszystkich chorych,tylko o tych SYMULUJĄCYCH.

I może jestem płytka,ale na pewno nie naiwna wierząc,że każdy nastolatek (dla przykładu) tnie się,bo ma wielkie probemy psychiczne.

Spójrz realnie i nie zrównuj mojego pytania ze wszystkimi chorymi,bo mi chodzi tylko o tych konkretnych ludzi,którzy wmawiają sobie choroby psychiczne,

Oczywiście nie wątpię,że tacy ludzie nie mają problemów ze sobą,bo na pewno mają (zdrowa osoba nie wmawiałaby sobie niczego bez żadnego,widocznego powodu) i właśnie chcę odkryć jakie. Osoba,która symuluje depresje może tak naprawdę mieć inne problemy ze sobą,które wpływają na to,że zachowuje się tak,a nie inaczej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chodzi mi o to,że są na świecie osoby,które symulują różne choroby psychiczne (których w rzeczy samej nie mają,tzn. przed symulowaniem nie występowały takie objawy),a później na nie naprawdę chorują (wykazują objawy charakterystyczne dla symulowanej choroby i same cierpią).
Oczywiście nie wątpię,że tacy ludzie nie mają problemów ze sobą,bo na pewno mają (zdrowa osoba nie wmawiałaby sobie niczego bez żadnego,widocznego powodu) i właśnie chcę odkryć jakie.

Chyba sama trochę się w tym zakręciłaś. Najpierw piszesz, że chodzi Ci tylko o osoby zdrowe, ale symulujące chorobę, a potem, że tak naprawdę osoby te nie są zdrowe, bo inaczej nie wmawiałyby sobie choroby.

 

Jest sobie osoba X. Osoba X obsesyjnie interesuje się dietą ,jedzeniem itp. Osoba X wie także o istnieniu anoreksji. Ta osoba zawsze zachowywała się,wyglądała normalnie i nigdy nie sprawiała wrażenia osoby chorej na anoreksje. Ale po pewnym czasie osoba X zaczyna sobie wmawiać,że choruje na anoreksje (co nie ma potwierdzenia ani u lekarzy,ani tym bardziej w jej własnym zachowaniu/wyglądzie). Nagle,po pewnym czasie ta osoba faktycznie zaczyna przejawiać symptomy tejże choroby i z jednej strony wywołuje je specjalnie,a z drugiej tak się w to wkręca,że nie potrafi przestać i w konsekwencji powstaje u niej coś na wzór anoreksji.
To nie jest takie proste jak piszesz. Po pierwsze, zaburzenia odżywiania nie rozwijają się w jeden dzień. Nie ma tak, że wczoraj była zdrowa, a dziś sobie coś wmówiła i jest chora. Zazwyczaj jest to skutek wielu wydarzeń z przeszłości, niskiej samooceny, uzależnienia swojej wartości od wagi itp., itd. W momencie kiedy piszesz, że osoba OBSESYJNIE interesuje się dietą, jedzeniem, to są to już jakieś zaczątki zaburzenia. Stwierdzasz potem, że "nie ma to potwierdzenia u lekarzy, ani tym bardziej w jej własnym zachowaniu/wyglądzie". Bzdura. W zachowaniu ma, bo skoro obsesyjnie myśli o dietach, jedzeniu, wyglądzie to znaczy że już coś się dzieje, a że nie jest to widoczne dla innych osób, to zupełnie inna sprawa. Jeśli chodzi o wygląd, to nie każda anorektyczka waży od razu 40 kg. Może ważyć 60 kg i wyglądać "normalnie", ale co z tego jeśli przykładowo pół roku temu ważyła 110 kg i doszła do wagi 60 głodząc się, ćwicząc po kilka godzin dziennie, obsesyjnie myśląc o wadze. Co z tego, że ta osoba będzie ważyć 60 kg, jeśli przeglądając się w lustrze wg jej samej będzie widziała 110 kg potwora. Z zewnątrz wygląda to ładnie - wszyscy myślą: "ooo, dziewczyna wzięła się za siebie, ładnie schudła, super", a w jej głowie i zachowaniu, które UKRYWA, dzieje się zupełnie coś innego. A lekarz... Lekarz może postawić diagnozę tylko na podstawie tego, co usłyszy. A nie sądzisz chyba, że osoba, której najważniejszym celem jest schudnąć za wszelką cenę, za wczasu pójdzie do lekarza i opowie o głodzeniu się. Widzisz więc, że mimo, iż dla kogoś z zewnątrz może to wyglądać różnie, to tak naprawdę niewiele ma wspólnego z symulacją?

 

Dobrze to widać na przykładzie depresji,która jest w pewnym sensie "modna" wśród nastolatków. Niektórzy chorują naprawdę,a inni każde złe samopoczucie zrównują z depresją,czasem tak silnie,że po pewnym czasie ta choroba zaczyna u nich naprawdę występować.
Zrównanie złego samopoczucia z depresją nie nazwałabym symulowaniem. To zupełnie inne zjawisko raczej wyolbrzymiania, a nie symulowania. Ale często jest też tak, że osoby, które jak to określiłaś "wcześniej nie przejawiały żadnych objawów", naprawdę bardzo cierpią, ale do tej pory to ukrywali i wg otoczenia byli "otwartymi, wesołymi osobami", a któregoś czasu po prostu nie wytrzymują i "pękają".

 

Dla pzykładu. Kojarzysz Zespół Münchhausena ? Tam też są pozorowane choroby tyle,że somatyczne. Może powiesz mi,że teraz bredzę,bo osoby cierpiące na Zespół Münchhausena naprawdę chorują (somatycznie),a ja jestem bezduszna i powierzchowna.
Z tym że to nie jest takie zwykłe "symulowanie", ale jest ściśle związane z chorobą psychiczną. Osoba zdrowa psychicznie nie będzie tego robiła. Akurat takie przypadki są znane, że ktoś choruje psychicznie, a symuluje choroby somatyczne, ale zawsze jest jakaś tego przyczyna np. chęć zwrócenia na siebie uwagi, niemy krzyk o pomoc, pragnienie bycia zaopiekowanym itp. Nie sądzę jednak, że to dobry przykład, bo Tobie chodziło o wmawianie sobie chorób psychicznych.

 

Zresztą, ja nie wierzę we wmówienie sobie choroby przez osobę zdrową. Coś takiego nie istnieje. Jeśli komuś wydaje się, że choruje na to, na to i na to, to zazwyczaj choruje na jedno - hipochondrię. A jeśli ktoś odnajduje w internecie chorobę i wg Ciebie zaczyna ją sobie wmawiać, to przecież coś musiało być na rzeczy. Osoba, która jest autentycznie szczęśliwa, nie wmówi sobie, że ma depresję, ale ktoś, kto często ma beznadziejny nastrój, tyle że nie pokazuje tego na zewnątrz, może w końcu stwierdzić, że być może faktycznie ma depresję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Boże dlaczego nikt nie potrafi tutaj mnie zrozumieć ?

Nie no nie ogarniam....

 

Podałam przykłady. TYLKO przykłady. Jeden tylko jest realny,z tym kolegą,reszta jest zmyślona na potrzeby pytania.

Nie wiem kto symuluje,kto nie blablabla ,nie wytykam nikogo palcem i nie mówię,że ta osoba na pewno udaje. Ale kuźwa.. Spójrzmy realnie tak ? SĄ OSOBY,KTÓRE UDAJĄ ! Czy nikt serio tego nie widzi ? Nie mówię,że każdy z depresją czy anoreksją wmawia to sobie,na pewno tych symulantów jest mniejszość ale to nie zmienia faktu,że wcale ich nie ma.

Piszecie,że

skąd niby TY masz wiedzieć, że ktoś symuluje depresję/anoreksję etc. ?

A co to ma do rzeczy ja się pytam ? Czy ja diagnozuję KONKRETNE osoby ? Gdzie ja to napisałam ? To bez sensu,bo równie dobrze można to samo powiedzieć,kiedy będę chciała porozmawiać z kimś o schizofeni. Wtedy też powiesz,że "skąd ja mogę wiedzieć,ze ktoś tam ma schizofrenie?"

 

 

Chyba sama trochę się w tym zakręciłaś. Najpierw piszesz, że chodzi Ci tylko o osoby zdrowe, ale symulujące chorobę, a potem, że tak naprawdę osoby te nie są zdrowe, bo inaczej nie wmawiałyby sobie choroby.

 

Nie napisałam NIGDZIE,że takie osoby są zdrowe,tylko,że nie wykazywały oznak choroby,którą symulują,co nie znaczy,że teraz są zdrowiuśkie jak ryby,bo w to szczerze wątpię. Ktoś może mieć np. psychozę i pod jej wpływem wmawiać sobie depresję,która w wyniku autosugestii naprawdę powstanie u takiej osoby. Albo jakieś inne zaburzenia lub np. poważne braki jak np. silna chęć zwracania na siebie uwagi otoczenia i to przez to taka osoba używa choroby,aby uzyskać wsparcie i opiekę. To takie przykłady.

 

Co do anoreksji to był TYLKO przykład,nie oparty na rzeczywistości,bo nie znam ani jedenej osoby chorej na anoreksję.

Podałam przykład tej choroby,dlatego,że kumpela kiedyś opowiadała mi właśnie o jakimś programie dokumentalnym,w którym było o dziewczynach wywołujących u siebie anoreksję (takich,które SPECJALNIE to robiły) i ten program mówił między innymi o tym,o czym tutaj piszę. Tylko zapomniałam nazwy,koleżanka też bo było to ładnych parę lat temu.

 

Ale często jest też tak, że osoby, które jak to określiłaś "wcześniej nie przejawiały żadnych objawów", naprawdę bardzo cierpią, ale do tej pory to ukrywali i wg otoczenia byli "otwartymi, wesołymi osobami", a któregoś czasu po prostu nie wytrzymują i "pękają".

 

Dobra,spoko,ja to rozumiem ale jest też druga część osób,które po prostu udają. Nie powiesz mi,że teraz 100% chorych na depresję na pewno ją ma,bo to naiwność. Duża większość pewnie tak ale jest też część ludzi,którzy wmawiają sobie i o nich tutaj piszę. Nie mam zamiaru nie wiem obrazić chorych,naśmiewać się z chrób psychicznych,czy je umniejszać,ja po prosotu patrzę realnie i wiem,że zdarzają się takie przypadki.

 

Z tym że to nie jest takie zwykłe "symulowanie", ale jest ściśle związane z chorobą psychiczną.

 

Każde symulowanie jeżeli nie ma w nim konkretnych celów jest związane z chorobą psychiczną tyle,że niekoniecznie tą symulowaną.

 

 

Zresztą, ja nie wierzę we wmówienie sobie choroby przez osobę zdrową. Coś takiego nie istnieje. Jeśli komuś wydaje się, że choruje na to, na to i na to, to zazwyczaj choruje na jedno - hipochondrię. A jeśli ktoś odnajduje w internecie chorobę i wg Ciebie zaczyna ją sobie wmawiać, to przecież coś musiało być na rzeczy. Osoba, która jest autentycznie szczęśliwa, nie wmówi sobie, że ma depresję, ale ktoś, kto często ma beznadziejny nastrój, tyle że nie pokazuje tego na zewnątrz, może w końcu stwierdzić, że być może faktycznie ma depresję.

 

Jest różnica. Hipochondryk wmawia sobie różne choroby,przy czym cierpi i szuka pomocy (chodzi po lekarzach itp.),a ja mam na myśli ludzi,którzy nie dość,że sobie wmawiają to na dodatek sami robią wszystko,żeby pewne objawy się potwierdziły.

 

 

Dobra ostatni przykład. Jak tego nie zrozumiecie to już serio nie wiem....

Kojarzycie Magika ? Z Paktofoniki ? Koleś wmówił sobie,że cierpi na schizofrenię,żeby uniknąć wojska przez co naprawdę zachorował na schizofrenię i popełnił samobójstwo.

 

Teraz wiezycie,że coś takiego NPRAWDĘ istnieje i nie jest to tylko mój wymysł ?

Tyle,że mi chodzi o ludzi symulujących bez jakiś konkretnych,widocznych na pierwszy rzut oka powodów.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak nie jesteś specjalistą to nie możesz określić czy coś jest symulacją czy nie ... Dla Ciebie chłopak z depresją jest symulowaniem, a dla specjalisty on może mieć prawdziwą depresję.

 

Przykład z Paktofoniką, mi nieznany ale trzymając się twoich danych.

Nikt nie jest w stanie wmówić sobie schizofrenii !

Jest prostsze rozwiązanie - po prostu zachorował i w odpowiednim czasie jego choroba się uaktywniła.

Na tej samej zasadzie - ja będę mówić, że zachoruje na raka ... a za 20 lat na prawdę go będę mieć - to też powiesz że sobie to wmówiłam ? Odp. NIE.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pytajka, nie unoś się tak. Jeżeli podajesz przykłady, które nijak mają się do pytania, to nie dziw się, że nikt Cię nie rozumie. Przykład z anoreksją był kompletnie nie trafiony, a przynajmniej opisany w taki sposób, że w życiu bym nie posądziła takiej osoby o symulowanie.

 

Nadal w sumie nie wiem o co Ci chodzi, bo nie piszesz dość jasno, ale najbliżej ma to się chyba do efektu placebo i nocebo. O ile o placebo słyszeli chyba wszyscy, o tyle o nocebo już mniej.

Efekt nocebo działa na zasadzie "wmówienia" sobie niepożądanych działań. Np. osoba znająca skutki uboczne leku zdecydowanie częściej i więcej ich odczuwa niż osoba nie znająca tych skutków ubocznych. Albo osoba, której powiedziano, że może odczuwać takie i takie działania niepożądane, może je odczuwać pomimo podania substancji obojętnej. Albo jeśli dana osoba wierzy, że jest zagrożona chorobami serca, znacznie częściej na nie zapada niż osoba, która nie żyła w takim przekonaniu.

Tyle, że efekt nocebo nie jest chyba tym o czym myślisz, bo aby efekt nocebo zaistniał, dana osoba nie może wiedzieć, że to nieprawda i nie robi tego świadomie. A ty piszesz o świadomym symulowaniu i potem zachorowaniu. A w to, to ja już nie wierzę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

essprit

 

Czy według Ciebie nie ma ANI JEDNEJ osoby na tym bożym świecie,która nie wmawiałaby sobie choroby psychicznej ?

 

A wiesz,że istnieje coś takiego jak autosugestia ? Wyobraź sobie,że najwidoczniej mozna sobie coś wmówić... Myślisz,że świat jest czarno-bialy ?

Sorry ale skoro isnieją tak dziwne choroby jak np. rozdwojenia jaźni to dlaczego miałoby nie być ludzi,którzy symulują sobie choroby ?

 

-- 03 sie 2013, 20:47 --

 

niosaca_radosc

 

Unoszę się,bo zadałam NORMALNE pytanie. NIKOGO nie obraziłam w nim,nie uogólniłam nic,nie napisałam wulgarnym językiem,nie zrobiłam nic złego,zadałam tylko pytanie,które według mnie jest normalne,a zostałam potraktowana jako ktoś bezduszny,kto wrzuca wszystkich chorych do jednego worka. Mogłam się unieść,bo już kiedyś zadałam podone pytanie (na innym forum) i podobnie mnie potraktowano. Mnie trochę dziwi to,że nikt jakoś nie potrafi uwierzyć w to,że ludzie są w stanie symulować choroby psychiczne. Dziwne,bo jakoś w symulację tych somatycznych każdy wierzy,a sądzę,że to może mieć podobne podłoże.

 

Nie rozumiesz o co mi chodzi ? Piszę przecież,że o wmawianie sobie chorób psychicznych przez ludzi.

Może przykłady,które podałam są faktycznie niejasne, przeczytaj może w takim razie o tym koledze,co nie jest zmyślone tylko oparte na faktach.

 

No tak, mi chodzi o sytuację,kiedy ktoś udaję jakąś chorobę świadomie z tym,że ta choroba później u niego wystąpi (poprzez silne wmawianie sobie).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mnie trochę dziwi to,że nikt jakoś nie potrafi uwierzyć w to,że ludzie są w stanie symulować choroby psychiczne. Dziwne,bo jakoś w symulację tych somatycznych każdy wierzy,a sądzę,że to może mieć podobne podłoże.
Tylko, że Ty uważasz, że na symulacji się nie kończy, a dana osoba faktycznie zachorowuje na tę chorobę. A przecież wiara w symulację chorób somatycznych opiera się na tym, że zazwyczaj taka osoba cierpi psychicznie i akurat w taki sposób próbuje zwrócić na siebie uwagę, aby ktoś w końcu zorientował się, że coś jest nie tak i jej pomógł.

 

Bo jeśli chodzi o świadome symulowanie, udawanie jakiejś choroby/zaburzenia, a potem faktycznie na nią zachorowanie, to niestety, ale w to nie wierzę.

 

A ten przykład z kolegą. Jaki był cel tej symulacji? Co chciał przez to osiągnąć?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja nie przeczytałam wszystkich postów, ale chyba rozumiem. Ludzie lubią czasem cierpieć i to jest moja odpowiedź. Choroba może nieść ze sobą "korzyści". Prawda jest taka, że łatwo jest być szczęśliwym, kiedy ma się już wyrobiony nawyk szczęścia (trudno może być STAĆ SIĘ szczęśliwym, ale to inna kwestia). Ale jeżeli ktoś nigdy NIE STAŁ SIĘ szczęśliwy, to może nie znać najkorzystniejszych sposobów, w jakie osoba szczęśliwa i zdrowa radzi sobie z życiem. Wtedy używa innych sposobów. Jednym z nich może być choroba. Człowiek może stać się chory, bo chce być chory, tak samo, jak człowiek może stać się zdrowy, bo chce być zdrowy (jest oczywiście wiele przypadków takich wyleczeń). Podsumowując: ktoś może nie znać lepszego sposobu na osiągnięcie tych samych rzeczy.

 

Też na tym forum wielokrotnie sugerowałam, że niektórzy ludzie są chorzy, bo sami sobie to wmówili i dlatego, ze z takich, czy innych powodów chcą być chorzy i zawsze zostawałam atakowana.

 

Poza tym wydaje mi się, że w niektórych przypadkach wcale nie trzeba być specjalistą, żeby widzieć, że ktoś sam sobie wmówił chorobę. To czasem po prosto aż razi po oczach. Niektórzy po prostu nie lubią słyszeć prawdy, która mogłaby im pomóc.

 

-- 03 sie 2013, 23:32 --

 

Pytajka, ten przykład z paktofoniki... no właśnie, facet miał powód: nie chciał iść do wojska. Czyli jakiś powód był. Zawsze jest jakiś powód.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tylko, że Ty uważasz, że na symulacji się nie kończy, a dana osoba faktycznie zachorowuje na tę chorobę.

 

No może nie do końca zachoruje. To jest raczej takie kurde... "powierzchowne". Mi kumpel tłumaczył,ten o którym pisałam,że on ma coś takiego teraz,że np. jak idzie gdzieś np. ze mną i jakaś młodzież przechodzi obok i się śmieją to on wie,że to nie z niego ale ma taki "impuls",taki przumus,że musi myśleć,że z niego się śmieją,przez co zaczyna być niemiły i całą drogę mi marudzi,że tamci ludzie się z niego smiali. On mi przynajmniej tak tłumaczył. Mówił,że to jest coś na wzór takiego przymusu,że on boi się teraz "normalnie" zachowywać. On powierzchownie wygląda na paranoika ale sądzę,że jego myślenie całkowicie odbiega od tego zaburzenia (tak mi przynajmniej tłumaczył). Mimo to,ma bardzo poważny problem i martwię się o niego.

 

A przecież wiara w symulację chorób somatycznych opiera się na tym, że zazwyczaj taka osoba cierpi psychicznie i akurat w taki sposób próbuje zwrócić na siebie uwagę, aby ktoś w końcu zorientował się, że coś jest nie tak i jej pomógł.

 

Niektórzy mogą też sobie wmawiać choroby psychiczne (nie tylko somatyczne),żeby ktoś zwrócił na nich uwagę. To może być też jeden z powodów.

 

A ten przykład z kolegą. Jaki był cel tej symulacji? Co chciał przez to osiągnąć?

 

Właśnie nie wiem. On powiedział,że było mu czegoś brak w życiu i nadal jest ale nie ma pojęcia czego. Coś tam mówił,że nie potrafi czuć się szczęśliwy,że czuje się bez celu i nic go nie potrafi cieszyć,bo właśnie czegoś jest mu brak. I tak zaczął,a teraz to mu się wkręciło i nie potrafi się od tego uwolnić. To coś chyba jak natrętne myśli.

 

 

Ludzie lubią czasem cierpieć i to jest moja odpowiedź.

 

Możliwe,że męczenie siebie psychicznie to jakiś przejaw masochizmu albo autoagresji.

 

Też na tym forum wielokrotnie sugerowałam, że niektórzy ludzie są chorzy, bo sami sobie to wmówili i dlatego, ze z takich, czy innych powodów chcą być chorzy i zawsze zostawałam atakowana.

 

No to jesteśmy dwie. Mnie to trochę przeraża takie myślenie. No bo fakt,większość chorych naprawdę choruje ale jednak jest ten mały odsetek ludzi,którzy sobie tylko wmawiają z różnych przyczyn. Ja uważam,że zazwyczaj robią to dlatego,że chcą zwrócić na siebie uwagę,mają niezaspokojone potrzeby albo właśnie przejawy jakiegoś masochizmu. Uważam też,że taka symulacja bez wyraźnych korzyści wynika też z dużych problemów psychicznych,których te osoby nie są świadome i które ukrywają pod maską innych chorób.

 

Poza tym wydaje mi się, że w niektórych przypadkach wcale nie trzeba być specjalistą, żeby widzieć, że ktoś sam sobie wmówił chorobę. To czasem po prosto aż razi po oczach. Niektórzy po prostu nie lubią słyszeć prawdy, która mogłaby im pomóc.

 

Tu się w 100% zgodzę. No na przykładzie tego mojego kolegi. Przecież on jak sobie wmówił zaburzenie paranoiczne to początkowo zachowywał się tak sztucznie,że aż raził po oczach. Miał bardzo mało wiedzy o tym zaburzeniu,większość z jakiś pierwszych lepszych stron i np. taką cechę jak nieufność to udwał w stosunku do każdego,nawet do ludzi,z którymi jeszcze dzień wcześniej normalnie rozmawiał.

To jest śmieszne i masz rację,że po niektórych to widać. Co nie znaczy,że takie osoby nie mają problemów ze sobą,bo je mają ale na pewno nie są to problemy symulowane. Dla przykładu: ten kolega na bank nie jest paranoikiem ale założę się,że ma jakiś inny,poważny problem. Szkoda tylko,że tak ciężko wysłać go na terapię.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Miałem coś takiego i wiem dlaczego się to robi.Lęk i brak zaufania do siebie,zdajesz sobie sprawe że są rzeczy,np.choroby,których nie jesteś w stanie kontrolować.To powoduje napięcie i myślenie"co będzie jeśli mi sie to przydaży?Co jeśli dostanę raka,anoreksji,etc.".strach przed choroba jest tak duży że żeby go zredukować wmawiasz sobie że jesteś chory.To pokręcone ale jeśli boisz sie raka a dostajesz raka to już nie ma się czego bać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

elo, lęk przed nieznanym. Brak poczucia kontroli nad niewiadomym powoduje frustrację. Kiedy już wiesz co ci jest to lęk mija i możesz się realnie martwić.

 

Pytajka, wiele chorób wynika z wewnętrznych konfliktów, z odczuwania świata w inny sposób i z wielu rzeczy których po prostu nie wiemy a możemy się domyślać.

Dlaczego łatwiej jest chorować? Proste. Kiedy organizm się zorientuje, że choremu łatwiej usprawiedliwić własne "niedociągnięcia" i porażki to zaczyna chorować.

Jako przykład podam Ci dzieci. Dziecko jak się gapnie, że matka żywo reaguje na wymioty to potrafi zwracać na zawołanie. Potem przechodzi to w nawyk niekontrolowany. I dzieciak naprawdę cierpi. A zatrzymać to jest bardzo trudno.

Wiele problemów zaczyna się właśnie w dzieciństwie. Niemożność wyjścia poza utarte schematy, brak świadomości i wglądu w swoje emocje powoduje wewnętrzne cierpienie, które jakoś musi się wyładować.

Twój kolega mówi Ci tylko część prawdy, o wielu rzeczach sam nie wie na pewno, bo są w jego nieświadomości.

A dlaczego szukamy po portalach chorób? Wędrujemy od lekarza do lekarza? Bo ktoś musi nazwać to co nam dolega. Tylko, że "łatwiej" jest chorować na depresję i różne choroby somatyczne niż rozpocząć walkę ze sobą i swoją podświadomością. Łatwiej mu być paranoikiem, niż odczuwać może napięcie, może żal lub złość z przyczyn niewiadomych.

Bardziej martwi mnie to, że widzisz i nie grzmisz. No tak, ciekawość uber alles.

Nigdy nie nazwałabym osoby chorej symulantem, raczej uznaję że ktoś coś skrywa głęboko pod płaszczem choroby.

Być może są symulanci- ale to akurat jest jasne- chcą osiągnąć konkretne korzyści np. Renta ( kiedyś choroba psychiczna "żólte papiery" chroniła przed wojskiem)

 

Wygodnictwo w chorobie - jak najbardziej. Dzięki niej można w końcu poczuć się bezpiecznie i powiedzieć sobie "jestem przecież chory/a" a prawdziwe podłoże lęków zepchnąć daleko. Łatwiej powiedzić, że to wynika z choroby niż z własnych doświadczeń życiowych i wyuczonych (wręcz wdrukowanych) nawyków.

 

Łatwo też depresanta nazwać symulantem. No bo czego leży i ryczy. Trudniej jest zrozumieć i podać rękę.

Tym bardziej, że nawet lekarze ostrożnie podchodzą do depresantów, nerwicowców i somatyzujących bo to ludzie zdolni do samobójstwa niestety. (Depresja to pragnienie śmierci i autodestukcji).

 

klarunia, niektórzy na usłyszenie prawdy nie są gotowi. Do tego trzeba dojrzeć i dorosnąć. Zgadzam się z Tobą, że gdyby ta prawda nawet z krzeków wyskoczyła i kopnęła delikwenta w d...ę to i tak by zaprzeczył i opatulił się swoją chorobą szczelniej. Trzeba czasu. Każdy sam decyduje kiedy ma już dość.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Flea, trafnie ujęte :)

 

A co do chorób... jestem zdania, że w 99% wywołujemy je sami i w tylu też procentach jesteśmy je w stanie wyleczyć. Mi samej udało się wyleczyć niektóre dolegliwości, a teraz walczę z pozostałymi. Ostatnio byłam na wizycie u okulisty, bo jestem krótkowidzem i chciałam znowu zacząć nosić soczewki. I pani okulistka do mnie takie zdanie: "Pani będzie nosić okulary do końca życia. Wyleczenie się z tego nie jest możliwe.". A ja do siebie w myślach: "Chyba się Pani coś pomyliło :P ". nie chodzi mi oczywiście o pokazanie, że ona była głupia, itp., z resztą nie uważam o niej tak. Była kompetentna. Ale moim zdaniem po prostu faktycznie w tej kwestii się pomyliła. Dlaczego tak uważam? Dlatego, że miałam terapeutkę, która podczas spotkań potrafiła mnie zainspirować i zawsze, ZAWSZE po tych spotkaniach bardzo wyraźnie wyastrzał mi się wzrok. Nie mam pojęcia, jak to się stało. Ale widocznie choroba moich oczu nie jest spowodowana czynnikami fizycznymi, tylko zgorzknieniem mojego mózgu :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

klarunia, mówi się, że krótkowidz to ten, który ni chce zobaczyć czegoś. ;) oczywiście jeżeli nie ma wad genetycznych czy fizycznych uszkodzeń.

Mi wzrok po śmierci ojca poleciał o całą dioptrię w dół w ciągu kilku dni.

I coś w tym jest - ja też mam ostrzejsze widzenie po terapii. Tylko, że nie zwróciłam wcześniej na to uwagi. Jak wracam to świat wydaje mi się taki ostry, klarowny, dobrze zarysowany. :)

Coś wym jest. Jeżeli ludzie potrafią oślepnąć ze stresu, to czemu nie krótkowidztwo ze stresu.

 

Autorka tematu gdzieś zwiała.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam, jestem tu nowa i chciałabym podbić temat. Nie chciałam dublować w nowym wątku, a to o czym Pytajka napisała jest mi w jakimś sensie bliskie. Zacznę od tego, że jestem Monika, mam 24 lata i do końca sama nie wiem co mi jest. Mając 11 lat zmarł mój tata i od tej pory zaczęły się cyrki ze mną i moją psychiką. Już jako dziecko miewałam lęki nocne, paraliżował mnie strach- przede wszystkim przed śmiercią. Później zaczęło się właśnie symulowanie... omdlenia, wyrostek robaczkowy, skręcenie nogi plus szyna gipsowa itd, a to wszystko wymyślone przez moją psychikę. Nigdy nie zastanawiałam się dlaczego tak robię i co jest ze mną nie tak. To się po prostu działo. Mama później wyszła drugi raz za mąż i przy ojczymie często dopadały mnie ataki furii (spowodowane znęcaniem psychicznym ojczyma nad moim młodszym bratem). Często miałam zaciśnięte gardło i nie mogłam oddychać- to już nie było symulowane. Z czasem jak dorastałam symulowanie było coraz rzadsze, omdlenia najwyżej raz w roku. Matka ciągała mnie po psychologach- ona sama chorowała na bulimie w młodości, później doszła nerwica i podejrzenia choroby afektywnej dwubiegunowej. Teraz jest już po terapiach i jest z nią wszystko ok, mamy świetny kontakt. Po skończeniu szkoły średniej została zdiagnozowana mi nerwica lękowa. Diagnoza wynikała z częstych panicznych ataków przed śmiercią, wizyt na pogotowiach itd. Dostałam środki psychotropowe, jednak po pół roku je odstawiłam- nie chciałam, żeby rządziły moim życiem. We wrześniu 2013 zrozumiałam, że znowu nie daję rady i postawiłam wszystko na jedną kartę- terapia grupowa, na której jestem do dzisiaj. Odeszłam z pracy, zawaliłam szkołę i znowu zaczęło się szukanie na siłę chorób. Będąc na terapii nadal nie potrafię o tym wszystkim mówić, nie jestem w stanie, po za tym z reguły wiele osób jest chętnych do poruszania swoich tematów, więc czasem nawet nie ma kiedy. Ostatnio lekarz powiedział mi, że jestem osobą, która świadomie wzbudza w otoczeniu współczucie w celu osiągnięcia korzyści w postaci troski i zainteresowania. Dodał, że w mojej sytuacji jest to ucieczka w chorobę. Przez te słowa wrócił mi obraz dzieciństwa i tego jak naprawdę symulowałam lecz teraz jest mi się z tym ciężko zgodzić. Moje objawy są realne, istnieją we mnie. Czy istnieją przypadki wmówienia takiej choroby? Czy naprawdę człowiekowi o wiele łatwiej jest uciec w chorobę, niż wziąć odpowiedzialność za swoje życie? Tego nie wiem. Wiem jedynie, że czuję się coraz większą wariatką i ciągle mam myśli, że terapia mi nie pomaga, że oni mnie tam nie znają i nie mogą przez to mnie zdiagnozować. Z drugiej strony panicznie boję się odejścia z terapii i zderzenia się z prawdziwym życiem. Bardzo chciałabym nie bać się znalezienia nowej pracy. Myśl o rozmowie kwalifikacyjnej przyprawia mnie o ból głowy i pojawia się paniczny lęk. Jestem wycofana z życia towarzyskiego, przestałam spotykać się z ludźmi, wymyślając coraz to nowsze ściemy. Dodam, że codziennie przed wyjściem na terapię dostaję mdłości (chyba ze stresu). Chciałabym żeby to wszystko było tylko wymysłem mojej wyobraźni i aby istniało antidotum, które przemieni mnie w normalnego człowieka. Dochodzi do tego to, że po śmierci ojca zaczęłam się jąkać- co dziwne nie jest to normalne jąkanie. Jąkam się tylko czasami i wtedy boję się mówić i wolę milczeć. Kiedy mam okresy niejąkania, potrafię gadać godzinami bez jakiegokolwiek zająknięcia. Nie wiem już jak mam sobie pomóc, gdzie się udać i czy dalsza terapia grupowa ma sens skoro i tak poruszam tam tylko problemy o których nie boję się mówić...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×