Skocz do zawartości
Nerwica.com

czy płakaliście kiedyś na terapii?


Bree

Rekomendowane odpowiedzi

A Ty na jakiej terapii jesteś obecnie MalaMi1001?

 

Niektórzy polecają przychodzenie na sesję z notatkami (w domu notujemy co chcielibyśmy przerobić na spotkaniu). W emocjach -człowiek (ja tak mam) - często ma problem z uporządkowaniem myśli. Zamiast unikać lepiej dać kartkę terapeucie- jesli wstydzimy się sami czytać- i według mnie jest to jakiś pomysł. Pewnie na kolejnej terapii zasugeruję to właśnie.

 

Wiesz co, nie wiem na jakiej jestem terapii, w sumie nie pytałam. Ale dość dziwnie to wygląda, jakby mnie facet olewał. Kiedy nie mówię, on też milczy, czeka aż coś zacznę mówić, nie zaproponuje tematu, o nic mnie nie pyta. Ogólnie to jakoś dziwnie, bo np. każe mi ustawiać na stole takie wysokie klocki, które mają odzwierciedlać moje relacje z ludźmi w danych sytuacjach (np. miedzy mną, matką, ojcem albo mną a siostrą itp) i na podstawie tego odgrywamy "scenki" jak on te emocje rozumie. Jak źle rozumie to ja mu tłumaczę co jest nie tak i jak chciałabym żeby było. Dziwne to, nie kumam tej zabawy z klockami. Ogólnie jest zdystansowany jakiś.

 

Z tą kartką to nie jest głupie, ale wiesz o czym myślę? Że przecież zawsze mogę zdecydować, że nie wyjmę tej kartki i nie przeczytam/nie podam terapeucie i i tak nic z tego nie będzie :P Jakoś dziwnie wstydzę się o pewnych sprawach rozmawiać, mam wrażenie, że on będzie się z tego śmiał albo stwierdzi, że nie mam większych problemów...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

Wiesz co, nie wiem na jakiej jestem terapii, w sumie nie pytałam. Ale dość dziwnie to wygląda, jakby mnie facet olewał. Kiedy nie mówię, on też milczy, czeka aż coś zacznę mówić, nie zaproponuje tematu, o nic mnie nie pyta. Ogólnie to jakoś dziwnie, bo np. każe mi ustawiać na stole takie wysokie klocki, które mają odzwierciedlać moje relacje z ludźmi w danych sytuacjach (np. miedzy mną, matką, ojcem albo mną a siostrą itp) i na podstawie tego odgrywamy "scenki" jak on te emocje rozumie. Jak źle rozumie to ja mu tłumaczę co jest nie tak i jak chciałabym żeby było. Dziwne to, nie kumam tej zabawy z klockami. Ogólnie jest zdystansowany jakiś.

 

To milczenie terapeuty kojarzy mi się z psychoanalizą (te wszystkie terapie psychodynamiczne), ale klocki to juz coś innego- może to terapia łączona?

Ja też zrobiłam ten błąd nie pytając w jakiej w ogóle terapii jestem- nie było żadnego "kontraktu" na początku, nie ustalałam jaki jest mój największy problem i co chcę przez terapię osiągnąć i po roku chodzenia 2 razy w tygodniu, po wydaniu mnóstwa kasy (jedna wizyta 100 zl, więc łatwo policzyć, ile mnie te sesje kosztowały) nic nie poprawiło się w moim życiu, ot pogadałam sobie za grube pieniądze.

Dlatego po konsultacji z moim obecnym psychiatrą wiem, że najlepsza dla mnie będzie behawioralno-poznawcza i tylko taką biorę teraz pod uwagę. Nie to, żebym zniechęcała Cię do terapii, ale skoro źle się czujesz w jego towarzystwie, nie ufasz to może szkoda czasu/pieniędzy na to i lepiej poszukać kogos, komu mogłabyś zaufać?

 

 

Z tą kartką to nie jest głupie, ale wiesz o czym myślę? Że przecież zawsze mogę zdecydować, że nie wyjmę tej kartki i nie przeczytam/nie podam terapeucie i i tak nic z tego nie będzie :P Jakoś dziwnie wstydzę się o pewnych sprawach rozmawiać, mam wrażenie, że on będzie się z tego śmiał albo stwierdzi, że nie mam większych problemów...

 

wiem,wiem-ja też pewnie nie wyjęłabym tej kartki, dlatego jeśli znajdę dobrego terapeutę, to od razu na pierwszej wizycie (póki jeszcze nie będę czuła uczucia przywiązania) mówie co i jak i że chcę dawać mu/jej taką kartkę i żeby mi pomógł jakos w tym przełamaniu się.

Po tej rocznej terapii jestem mądrzejsza o tyle, że wiem co chcę osiągnąć, że nie chce kolejny raz wyrzucić pieniędzy w błoto...

Chciałabym też popłakać sobie, ale na obecnych lekach to raczej bez szans ;p

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie to, żebym zniechęcała Cię do terapii, ale skoro źle się czujesz w jego towarzystwie, nie ufasz to może szkoda czasu/pieniędzy na to i lepiej poszukać kogos, komu mogłabyś zaufać?
Ja mam to szczęście, że zmądrzałam i zaczęłam leczyć się w przychodni przy szpitalu psychiatrycznym w mieście obok mojego. Do tej pory chodziłam i do psychiatry i do terapeuty na NFZ do jedynej poradni w moim mieście, więc nie dość, że na wizytę trzeba było czekać czasami 2 miesiące na NFZ (miesiąc to norma) to jeszcze podobnie jak Ty niczego z terapii nie wyniosłam. Powiedziałam sobie, że nie będę płacić, bo 100-120zł to kupa kasy i nie po to odciągają mi składki od dwóch pensji, żebym jeszcze musiałam chodzić prywatnie. Teraz też chodzę na NFZ, ale że to szpital to mają dużo psychiatrów i terapeutów, więc z terminami jest ok, raz, dwa razy w tygodniu mam sesję.

Co do mojego terapeuty dam mu szansę, zobaczymy jak się to rozwinie. Na razie były dwie sesje, możliwe że z czasem będzie mi łatwiej, a jak nadal będę czuła taki dystans, taką "sztywność" przejdę do kogo innego.

 

wiem,wiem-ja też pewnie nie wyjęłabym tej kartki, dlatego jeśli znajdę dobrego terapeutę, to od razu na pierwszej wizycie (póki jeszcze nie będę czuła uczucia przywiązania) mówie co i jak i że chcę dawać mu/jej taką kartkę i żeby mi pomógł jakos w tym przełamaniu się.

Po tej rocznej terapii jestem mądrzejsza o tyle, że wiem co chcę osiągnąć, że nie chce kolejny raz wyrzucić pieniędzy w błoto...

Chciałabym też popłakać sobie, ale na obecnych lekach to raczej bez szans ;p

No ja może faktycznie spróbuję z tą kartką, może na którejś sesji ją wyjmę :P

 

Co do płaczu to też mnie to wkurza, bo czuję się smutna i zrezygnowana, ale leki nie pozwalają dać ujścia emocjom. Czuję się tak nienaturalnie, płacz jest mi niestety bliższy niż śmiech.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja próbowałam z kartką, kilka razy ją miałam, ale nigdy jej nie wyjęłam... i tak bym nie umiała nic przeczytać, bo nawet jak dostaje od T czasem pracę domowe, to nie potrafię ich przeczytać... tzn przez pierwsze pół godziny mówię że w sumie to nic nie napisałam, albo że nie wiedziałam co napisać i że to nic ciekawego albo ważnego...

 

Ja swojej terapeutce ostatnio "obiecałam" że nie będę urywać swoich wypowiedzi i jak coś już powiem jedno słowo to będę kończyć zdanie, a nie mówić "oj dobra, nie ważne", teraz gdy tak ucinam, to ona mówi że przecież obiecałam... no i mówię nawet największe głupoty :) Ale nadal na większość pytań odpowiadam "nic" albo "nie wiem", nawet gdy dobrze wiem, no i często mówię nie, zamiast tak.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zdarzyło mi się płakać na terapii grupowej sprowokowana kłótnią z uczestnikiem terapii. I to był chyba raz. Jak płacze to sama i nie lubię jak ktoś to widzi. I nie znoszę jak mnie ktoś pociesza może to jest powód.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale nadal na większość pytań odpowiadam "nic" albo "nie wiem", nawet gdy dobrze wiem, no i często mówię nie, zamiast tak.

Czemu? chce Ci sie stac w miejscu?

 

Rebelia, mnie tez.. po prostu w milczeniu poczekala az sie wyrycze. Cenilam to bo gdyby zaczela mnie pocieszac czulabym sie niezrecznie i pewnie zaczela uzalac nad soba a a potrzebowalam jedynie wyryczec

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak, płakałem nie raz na terapii.

Ale terapia nie przyniosła mi coś dobrego zajmowałem się może nie tym co trzeba.Chodziłem na terapie Gestalt.

 

Teraz mam myśli samobójcze.

Nie chce mi się coś zrobić.

Czuję smutek.

Nie wierzę że mogę sobie sam poradzić w życiu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

anel92, mnie terapeuta nigdy nie "pocieszał", kiedy wyłam na terapii. Zresztą też nie lubię pocieszania i ogólnego użalania, lepszy jest kop w dupsko, a takie to często od swojego terapeuty dostawałam i chwała mu za to.

no właśnie użalanie się nade mną powoduje, że czuje się jeszcze gorzej

 

poza tym no właśnie co to jest z tym kłamaniem na terapii? brak zaufania, pieprzenie tak żeby się odwalili przynajmniej w moim odczuciu. Niby chce pomocy a potem ją odrzucam. Bez sensu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

anel92, dla mnie takie kłamstwa to generalnie motyw "nie chcę pokazać swoich prawdziwych uczuć, więc pozmyślam trochę, nikt się nie domyśli". Być może nie chcesz gadać o tym co Cię trapi albo boisz się tego jak zostanie to odebrane. Tyle, że terapeuta nie jest Twoim wrogiem, tylko kimś, kto ma Ci pomóc uporać się z przeszłością/teraźniejszością/czymkolwiek co Ci na wątrobie siedzi i w związku z tym zasługuje na szczerość. Bo bez tego raczej nie zbudujecie sobie relacji, bo w sumie terapeuta wali Ci pomocą, a Ty go oszukujesz, więc grochem o ścianę trochę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rebelia tak masz rację. Ale takie zachowanie wynika z braku zaufania, a jak ktoś ma duży problem z zaufaniem to będzie to długo trwało zanim się przekona

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pojscie na terapie do czegos zobowiazuje... to taka niepisana umowa pomiedzy Toba a terapeuta. Jestem na terapii a wiec chce sobie pomoc i to zobowizuje do szczerosci. W inym wpadku marnujesz czas swoj i terapeuty z ktorego ktos inny , potrzebujacy moglby skorzystc

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

na 90 procentach sesji terapetycznych i chyba u kazdego psychiatry. to cos zlego cos nie tak ze sie placze? nigdy nie rozumialam tego cisnienia na nieplakanie. /cenzura/ .

 

Nie wiem jak inni,ale ja odkąd pamiętam miałam wpajane do głowy "nie płacz". Szybko musiałam nauczyć się być silna i nie płakać, żeby nie dołować reszty rodziny. Przez to na chwilę obecną mam cholernie zablokowane emocje i marzę o tym, żeby na terapii porządnie się wyryczeć ;p Do tej pory tylko raz pociekło kilka łez. Mam nadzieję na więcej

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zawsze plakalam i cieszylam sie z tego bo to znaczylo uwolnienie emocji. Sa takie momenty kiedy pacjent nie chce sie otworzyc. Czesto nie jest gotowy na dany etap. Chodzenie wtedy na terapie nie ma sensu, to dziala wrecz odwrotnie, chyba ze terapeuta pracuje nad otwarciem sie pacjenta.Ja po kazdej sesji wychodzilam zawsze lzesza. Ale ja w sobie mialam potrzebe pomocy i chcialam kopac do dna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Podobnie Perplessa, a właściwie to identycznie. I jak z tym dnem, dokopałaś się, jesteś już blisko? Ja teraz widzę, że chyba się nie da dokopać i zgłębiając się w siebie może być tylko coraz ciężej. Oby to było przejściowe, błagam (właściwie to czuję, że jest, na zmianę z perspektywą przykrej konieczności samobójstwa).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

. I jak z tym dnem, dokopałaś się, jesteś już blisko? Ja teraz widzę, że chyba się nie da dokopać i zgłębiając się w siebie może być tylko coraz ciężej. Oby to było przejściowe, błagam (właściwie to czuję, że jest, na zmianę z perspektywą przykrej konieczności samobójstwa).

 

Szeretet ( to z wegierskiego? )- tak, dokopalam sie ale nie tylko dzieki psychologii lecz takze alternatywnych metod. Dzisiaj, po 11-stu intensywnych latach parcy czuje sie jak puste naczynie, ktore zaczyna powoli wypelniac sie Nowym.Stany , ktore przezywasz ja tez mialam. Te dolki pamietam od liceum, potem te mysli samobojcze-pierwszy raz tez w liceum ale sie wystraszylam i czulam,ze to tylko mysli. Potem mialam coraz czesciej i w podobnych odstepach takie zalamki i wzloty.Im wyzszy wzlot tym wiekszy upadek. Zaczelam medytowac dzieki koledze, ktory wytlumaczyl mi,ze jesli emocje sa wysoko to potem musza nisko opasc.Chodzilo o wyregulowanie tak by nie czolgac sie powielkiej euforii. Nie zgadzalam sie na to bo kto nie lubi odczuwac stanu radosci i szczescia. Niestety wiazalo sie to z krzywa sinusoida, ktore logicznie nam pokazuje,ze w pewnym momencie trzeba zejsc w dol. Pomogly medytacje tylko,ze ja pracowalam ze soba w ciaglej topicznej sytuacji stresogennej przez te lata wiec moze cos , co mozna bylo zrobic szybko, u mnie rozciagnelo sie w czasie. Wazne,ze cala ta praca nie poszla na marne. Teraz obserwuje siebie. Owszem bywaja chwile smutniejsze ale nie jest to ten sam smutek, nie ma desperacji, mam wrazenie jakby to byla tafla, powierzchnia jeziora. Kiedys to czulam w glebinach, teraz tylko powierzchownie.Tak wiec glowa do gory, wszystko przed Toba:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Perplessa, bardzo się cieszę, że tak szybko odpisałaś. Jestem ostatnio w rozsypce. Tak, z węgierskiego, znaczy miłość.

Jak medytowałaś, gdzie, sama? Ja próbowałam, cała filozofia wschodu jest dosyć interesująca, ale nie wiem czy mi to nie zrobiło wody z mózgu. Teraz jak nie radzę sobie z życiem realnym (a nie radzę, ostatnio nie chodzę na zajęcia od kilkunastu już dni i nie mam pojęcia co z tego wyjdzie!!!) to uciekam w jakieś myśli, przekonanie, że i tak jestem tylko "czystą świadomością", nie ma mnie, nie mam na nic wpływu. Sama nie wiem, głupie to strasznie.

Wiem, że tak jest z tymi euforiami, nauczyłam się że nie mogę wierzyć w nic z tego co czuję (choć nic to może przesada, z pewnego punktu widzenia, w którym teraz już chyba się umiem umiejscowić...) bo to i tak się zmieni. Kurczę, co zrobić z tym lękiem, z potrzebą krzywdzenia siebie.

Dzięki.

 

btw MalaMi1001, słodkie ; )

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak myslalam, bo pamietam slowo szeretnem bodajze-kocham Cie? jesli blad to popraw prosze :)

 

Powiem tak: co do filozofii wschodzu, ktora takze i mnie pociagala od zawsze, to nalezy podejsc do niej ze zdrowym rozsadkiem gdyz my europejczycy mamy zupelnie inna kulture, inne pojecie wszystkiego. Wchodzac w te filozofie mozna sie pogubic w koncu. Medytacji mozesz nauczyc sie z netu, sa na you tubie swietne medytacje ale uwazaj na to czego sluchasz i jakiej medytacji sie poddajesz. Moge Ci pomoc w znalezieniu czegos odpowiedniego jesli zechcesz. Mnie medytacji nauczyl kumpel kiedy bylam w Polsce, lata temu -zupelny chaos. W ogole raz przeprowadzil ze mna medytacje potem na skype zadawalam mu pytania, ktore mialam po.

Jesli chodzi o to co masz w glowie. Usiadz spokojnie i zapamietaj: Twoje zycie to Twoje doswiadczenia. Nie to co ktos mowi, pisze czy wyglasza. Sama musisz przezyc cos, dotknac, poczuc, doswiadczyc-nie musisz wierzyc w teorie czy filozofie-jestes na takim etapie, na jakim jestes i tak jest dobrze. Tak ma byc. Nie pedz przed siebie po omacku, idz po prostu, szukaj, sluchaj, patrz ale bez radykalnej zmiany jesli ta mialaby Ci zawrocic w glowie i w zyciu. Jesli pragniesz cos osiagnac, cos odkryc to objawi Ci sie. Spoko. Twoje kroki pokieruja Cie w odpowiednim momencie w odpowiednie miejsca. Nieprawda,ze nie masz na nic wplywu-przeciwnie. Ty jestes kowalem swojego losu. Wg teori fizyki kwantowej jestesmy polaczeni energia kosmiczna, ktora jest wszedzie. W zaleznosci od tego jakimi wibracjami emanujemy, z takimi, sobie podobnymi, laczymy sie. Moga nawet zewnetrznie, zachowawczo bardzo sie od nas roznic ale w glebi okazuje sie,ze laczy nas ta sama wiez. Jesli Ty pracujesz nad soba, to swiat wokol tez sie zmienia dzieki wibracjom jakie emanujesz. Mialam ten sam problem: czy mam jakikolwiek wplyw na swoje zycie czy to juz z gory jest ustalone. Czysta Swiadomosc jest w kazdym z nas, jak kropla w oceanie. Ale mamy cialo fizyczne, jestesmy cielesni, fizyczni i musimy dzialac z tym pancerzem-nie mozesz zyc w tym momencie bez niego. Wniosek: poczuj,ze zycie zalezy od Ciebie, poczytaj Osho albo Eckhart'a Tolle'a. Moze pomoga Ci jeszcze bardziej rozjasnic w glowie :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

szeretlek to kocham cię, szeretet to miłość a szeretnem to akurat nie lubię (:

Właściwie to Tolle mi namieszał, ciut ciut, albo to ja za dużo czasu poświęciłam rozmyślaniom a nie życiu. Później miałam trochę deprechę po potędze teraźniejszości ale też nie wyobrażam sobie teraz życia bez tego co wtedy hm zauważyłam? czy jak to nazwać. To co napisałaś znowu mi tak bardzo silnie pomogło, trysnęło we mnie energią a teraz zaczynam już opadać i wygasać. Trochę wiem tam swoje i jak iść i którędy tylko nie wiem, siły mi brakuje czy co. Trzeba mieć dużo siły. Nie wiem nie wiem albo już wiem, może tej świadomości, którą, świadoma już teraz tych mechanizmów!!!, ciągle sobie zasłaniam, odwracam uwagę.. życie zależy ode mnie, tak, tak jest. a jak jestem taka słaba że nie mam prawa żyć? no dobra, już milknę

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a coz tak Cie zdolowalo po Potedze Terazniejszosci? A moze wlasnie Swiadomosc sie odezwala i nie daje Ci teraz spokoju? Mnie ta ksiazka uratowala zycie, wyjasnila wiele mechanizmow. Wracam do niej jak do Biblii-za kazdym razem doczytuje cos nowego. Moze nie tak zinterpretowalas niektore rzeczy? Podziel sie, mozesz na piva. Chyba,ze zalozymy watek o Tolle'u :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Prawie na każdej albo co drugiej sesji. Właśnie ta zbyt duża płaczliwość była jednym z sygnałów,że pora szukać pomocy. Nie wiem, co powodowało, ale wystarczyło coś smutnego lub dołującego i od razu potrzebowałam chusteczek. Terapeuta pytał się, dlaczego płaczę i próbowałam mu to powiedzieć, ale nie potrafiłam. Za to powiedziałam o tym, jak nauczyłam się hamować łzy i zmuszać do lecenia nosem [teraz ta metoda już nie działa]. Niestety, ponieważ tego użył, gdy argumentował, dlaczego mi terapia niepotrzebna [między innymi], bo sobie poradzę, umiem przecież płakać nosem. U psychiatry tylko na pierwszym spotkaniu się rozbeczałam, gdy zasugerował,że nie kocham rodziców, gdy mówiłam mu o tym, że chciałabym się tak zabić, by wyglądało na wypadek. i Kilka razy na grupowej, co nie zjednało sympatii innych. Dwa dni przed końcem się rozbeczałam z napięcia [bo płaczę często z frustracji] i następnego dnia część rysunków przedstawiała mnie w tym stanie i jeden stwierdził, że w ogóle się nie zmieniłam przez terapię.

 

Płacz jest zły, płacz tylko prowokuje ludzi do dalszych niemiłych zachowań, ale jest lepszy od agresji...

 

Tak z tematem :

http://www.depressioncomix.com/posts/029/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×