Skocz do zawartości
Nerwica.com

Kancerofobia - jak pomóc bliskiej osobie?


Myslozbrodnia

Rekomendowane odpowiedzi

Cześć, piszę do Was, bo znów ogarnia mnie bezradność i czuję, że po wielu latach przestaję sobie z tym wszystkim radzić... Główny problem dotyczy mojej siostry.

 

Chyba śmiało mogę napisać, że moja siostra cierpi na kancerofobię. Odkąd tylko pamiętam, odkąd byłam dzieckiem, w naszym domu wiecznie przewijało się widmo (nieistniejącego) raka. Wystarczył jakiś uporczywy kaszel, który gnębił siostrę - rak płuc, ostry ból gardła - rak krtani, bóle żołądka - wiadomo..., torbiele na jajniku - rak, a jakże by inaczej... Domyślacie się łatwo, jak to mogło podziałać na psychikę dziecka, które jest okropnie mocno związane emocjonalnie ze swoją siostrą. Odbierałam to wszystko w zwielokrotniony sposób, co odbiło się na mnie później w postaci nerwicy. Ach, i nie bez znaczenia chyba będzie, że między nami jest różnica 12 lat... To, co wymieniłam wyżej, działo się mniej więcej w okresie, gdy ja miałam 9 lat, a ona 21.

 

Przez to wszystko w domu często panowała grobowa, ciężka atmosfera. Były okresy, w których nieprzerwanie czułam, jakbym połknęła wielki głaz. Moja siostra nawet nie zdawała i dalej nie zdaje sobie sprawy, jak to wszystko się na mnie odbiło, bo prawda do niej nie dociera.

 

A najgorsze lamenty się zaczęły, kiedy z 10 lat temu podłączyli nam Internet - lekarz nr 1! Kuźwa... Wystarczyło, że czepi się jej byle głupota i od razu odpalała net w poszukiwaniu informacji, czy takie objawy daje jakiś rak. No zwariować można!

 

Siostra jakieś 7 lat temu wyjechała za granicę, zaczęła pracę, więc ilość scen, jakie potrafiła odwalić, trochę się zmniejszyła, ale tak czy siak, kiedy znów ma jakieś dolegliwości, potrafi dzwonić do mnie albo do mamy i gadać, żebyśmy się przygotowały na najgorsze, bo niedługo może zadzwonić z przykrymi wieściami, bo coś tam... - najbardziej mnie zadziwia, że po tych wszystkich latach nie mówi tego już w taki spanikowany sposób, nie płacze, tylko mówi to takim głosem, jakby relacjonowała nudny dzień.

Chyba wiecie, co mam na myśli.

 

Mam wrażenie, że ona uzależniła się od swojego stresu, tylko teraz przeżywa go inaczej. Ona chyba potrzebuje się tym podzielić i potrzebuje, by ktoś ten stres odczuwał razem z nią, więc zadręcza i mnie i mamę. Być może nie zadowala ją to, że jej mąż patrzy na nią tylko pobłażliwie i do znudzenia powtarza, że wszystko jest ok, w ogóle się przy tym nie denerwując. Podziwiam tę jego anielską cierpliwość do niej.

Jeszcze jedną z męczących rzeczy jest to, że właściwie kółeczko zamyka się na mnie, bo to ja muszę tłumaczyć i użerać się z siostrą, a potem muszę zapewniać i uspokajać mamę, bo mama wymiękła już jakiś czas temu i mimo że podczas rozmowy z siostrą, jest twarda i też wkłada mnóstwo energii, by racjonalnie jej coś wytłumaczyć i nie okazuje jej, że przejmuje jej strach, to później, gdy kończą rozmawiać, widzę jak wypompowana jest przez to. A wszystko wisi na mnie, wszystko dźwigam ja... bo ja nie mogę okazać słabości ani siostrze, ani mamie. Nie chcę, by któraś z nich zaczęła się jeszcze bardziej załamywać, ponieważ wiem, że to byłoby bardziej obciążające psychicznie, niż to, co robię teraz.

 

Piszę to wszystko dzisiaj, bo siostra znów daje popisy. Niedawno zdiagnozowali jej jakąś torbiel komorową na jajniku. Oczywiście miała zrobione markery nowotworowe i wyniki były ok. Dostała od lekarki tabletki hormonalne, by sprawdzić, czy torbiel wchłonie się po nich, czy jednak potrzebna będzie operacja. No, ale jazda jest niezła, bo dziś siostra ma kontrolną wizytę i już wczoraj odebrałam telefon ze standardową śpiewką: "Przygotujcie się na złe wieści, blablabla, ale ty nie rozumiesz, ja czytałam, że ten rodzaj torbieli jest czasem złośliwy, dobra, nie chce mi się z tobą gadać, bo nie potrzebuję, żebyś mnie znowu opieprzała, cześć pa".

 

Ja już nie radzę sobie z tym stresem...

 

Kiedy sugerowałam siostrze, że mogłaby jakoś sobie pomóc, że mogłaby poszukać terapeuty, który pomoże jej zwalczyć tę fobię, to zaczęła się na mnie wydzierać, że chcę z niej robić wariatkę, że ona ma taką naturę i tego nic nie zmieni, że coś tam. Nawet nie chciała mnie wysłuchać do końca. Nigdy nie chce, mojej mamy też nie. Nie jesteśmy w stanie na nią wpłynąć, ani nawet podstępem gdzieś zaprowadzić, bo każda z nas mieszka w innym kraju. Jej mąż chyba nie zdaje sobie sprawy, jakiej wagi jest ten problem, bo on zdaje się być od tego odizolowany. A być może siostra go aż tak nie zadręcza, bo nie ma w nim takiego pełnego stresu i emocji odzewu, jak ma w nas.

 

Czuję się okropnie przytłoczona i czuję, że sama powinnam udać się na jakąś terapię, bo nerwica zaczyna mnie wykańczać. Tylko nie wiem, czy to mogłoby dać jakiekolwiek rezultaty, bo przecież nie wyeliminuję ze swojego życia siostry, która jest punktem zapalnym wszystkiego.

Czy mogłabym jakoś pomóc siostrze? Rozmowy z nią nic nie dają, potrzeba czegoś innego, tylko jestem kompletnie bezradna. Czy mogłabym też pomóc jakoś sobie? Ja długo tak nie pociągnę, czuję się jak wrak, a mam 21 lat.

 

Będę okropnie wdzięczna, jeśli ktokolwiek mi odpowie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bardzo bym chciała tak umieć, Mamre. Poza tym to problemu nie rozwiązuje... Nawet, jeśli jakimś cudem przestałabym się tym stresować, to w dalszym ciągu ona wciąż będzie zadręczała siebie. Martwi mnie to okropnie, wolałabym, żeby umiała cieszyć się życiem, dlatego szukam pomocy...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Sama piszesz, że ona to mówi beznamiętnie. Ona się tym nie martwi tak naprawdę. Wydaje mi się, że ona chce "zaczarować rzeczywistość" i jest przekonana, że ilekroć zrobi aferę, że to rak, wtedy nie będzie to rak. A że wiele razy już nie był to rak, więc coś w jej głowie stwierdziło, że "magia" działa i siostra to praktykuje.

 

Możesz spróbować to ignorować. Jak znów zacznie opowiadać o swoim stanie zdrowia, powiedz, że wszystko będzie dobrze i zakończ rozmowę. Nie rozmawiaj z nią często, a jak już rozmawiasz, opowiadaj o sobie, co w domu itd, bądź pogodna. A jak temat zejdzie na jej stan zdrowia, za każdym razem mów, że wiesz, że wszystko będzie dobrze i kończ rozmowę.

 

Po jakimś czasie powinna się nauczyć, że jej tragiczne scenariusze nie robią na Tobie wrażenia, a Ty jesteś całkowicie spokojna i pewna, że wszystko będzie dobrze.

 

Może poszukaj psychologa na jedno-dwa spotkania i znajdziecie jakieś rozwiązanie? To na pewno wzmocniłoby Twoją asertywność :)

 

I jeszcze jedno. Wiem, że to Twoja siostra, że ją kochasz itd. Ale to jest drugi człowiek i masz też swoje problemy, zajmij się sobą, przestań mieć czas na użalanie się siostry. To pomoże Wam obu. Ona nie jest jakaś samotna i opuszczona. Jest dorosłą kobietą i sobie poradzi. Bez Twojego wysłuchiwania jej żali.

 

I nie wdawaj się z nią w dyskusje, nic jej nie tłumacz. Jak zacznie swoje, po prostu powiedz, że wszystko będzie ok i że musisz kończyć, że ją kochasz i papapa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Marciatka, to co mówisz, to chyba najlepsze rozwiązanie i na pewno bym tak robiła, gdyby nie to, co się ze mną stało w ciągu ~10 lat takiego rycia psychiki.

Ja sama mam wielki problem.

Zaczęłam przejmować jej strach. Nawet teraz siedzę jak na szpilkach, bo zaczęłam ulegać tym sugestiom. Czuję się rozdarta pomiędzy resztkami racjonalnego podejścia, a chorobliwą wyobraźnią i czarnowidztwem.

 

Skoro tak fatalnie radzę sobie z tym, co jest do tej pory, to zaczęłam zastanawiać się, jak sobie poradzę, jeśli tym razem faktycznie będzie już naprawdę źle... Jestem okropnie rozsypana. Im bliżej godziny spodziewanego telefonu, tym bardziej się trzęsę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Więc bądź silna, zrób dwa tygodnie wakacji od siostry. Serio. Od dzisiaj. Bądź zajęta. Idź na ploty, idź do kina, rób na drutach, biegaj, czytaj. Z siostrą niech gada mama. A Ty nie miej czasu. Nikt Ci nagle nie pomoże ot tak. Musisz o siebie zawalczyć. Więc zbierz wszystkie siły i zawalcz. Zobaczysz, że z czasem będzie coraz łatwiej. Wierzę w Ciebie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Można też odwiedzić psychologa kiedy przebywa się blisko osoby z zaburzeniami. Nie dość że on może pomóc nam jakoś to przeżyć to może też nam powiedzieć jak z nim rozmawiać. Są sytuacje kiedy lekarz/terapeuta na prośbę klienta odwiedza dom i wtedy rozmawia z chorą osobą (pewnie nie zawsze się na to zgadza).

Wydaje mi się że mimo wszystko nie powinnaś się tym aż tak przejmować, pewnie tłumaczyłaś jej że nerwica to nie jest jeszcze wariatka, tylko zaburzenie psychiczne a nie choroba. Nie możesz brać za nią odpowiedzialności, za to że nie chce się leczyć. Wydaje mi się że zbytnio czujesz się odpowiedzialna za cały świat. W miarę możliwości należy pomagać, ale nie zawsze nasze starania będą skuteczne. Tak po prostu jest, nie musisz czuć się winna że nie jesteś doskonała.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×