Skocz do zawartości
Nerwica.com

Zakaz poddawania się! :)


ashley

Rekomendowane odpowiedzi

Jesli przez walke rozumiemy, nie poddawanie sie bycie silnym, ciagla prace nad soba, to jak najbardziej ok. Niestety wiele (wiekszosc) osob utożsamia walke z nerwica lekowa z walka z lekami. Z lekami sie nie walczy, z nimi sie zyje! Walczac z lekami, uciekajac przed nimi, nie wygramy z nerwica.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Żeby z czymś walczyć trzeba wiedzieć jak się do tego zabrać. Bo inaczej to źle się skończy i zamiast walki poddany się i padniemy bez zbędnych pytań. Będziemy myśleć o samobójstwie , będziemy się dołować, będzie nam wiecznie smutno. Czasem trzeba się uśmiechnąć i pokazać że to też się jeszcze potrafi nawet w najgorszym przypadku. Ja nie mówię że jestem święta ale czasem gdy chce mi się płakać pokazuje że można się z tego uśmiechnąć . Nie wolno się poddać bo to wtedy oznacza koniec.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja już dość dawno zauważyłam, że gdy tylko chcę z siebie wyrzucić te emocje, z kimś porozmawiać, bo czuję się silniejsza, przychodzi to zło jeszcze tego samego dnia, w którym z kimś szczerze rozmawiałam. Przychodzi mocniejsze, i znów przegrywam. Na przykład, gdy mówię o problemach z rodzicami, których już dawno nie było, nagle przestają one być przeszłością i stają się teraźniejszością. Takie przywoływanie i ożywianie nieszczęścia. Więc u mnie rozmowy są niewskazane, przynajmniej tak mi się wydaje, a sama sobie nie poradzę, więc co mam robić? To porozmawiam, poczuję się odrobinę lepiej, a tu nagle za pięć minut kolejne nieszczęście. I już nie jestem w stanie się otworzyć i tkwię w tej beznadziei kolejne tygodnie. Zamknięte koło. Czuje się jak szczur w zamkniętym labiryncie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zdaję sobie sprawę, czytając m.in. to forum jak puste i smutne jest to moje życie. Dziś przyjechał brat ze swoją ciężarną dziewczyną i ta wizyta dodatkowo mnie dobiła, zresztą, jak zawsze mnie dołują te spotkania z nimi. Są tacy szczęśliwi, optymistyczni, towarzyscy, mają siebie, są zdrowi, mają kasę, liczne grono znajomych, całe szczęśliwe życie przed sobą, a ja jak śmieć, nic i nikogo nie mam, ale przestanę pisać, bo znowu mi ktoś zarzuci, że uprawiam 'pseudointelektualny bełkot'.

Czuję się tak ilekroć spotykam kogokolwiek ze znajomych :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie tylko ty. Ja mam to samo. Udaje przez koleżanką miła i szcześliwą, ale me udawanie wyszło z normy i widzi co rusz ze ze mną coraz to gorzej. Mówie jaj o różnych rzeczach i takich tam. A po jakimś czasie robie się smutna, a za razem wkurwiona. I tak na okrągło.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam, jestem tu zupełnie nowy... Postanowiłem napisać, bo zaciekawił mnie temat walki, niepoddawania się i nadziei. Otóż mogę powiedzieć, że przetrwałem wiele. Może mniej niż jedni, może więcej niż drudzy, ale były w moim życiu naprawdę traumatyczne wydarzenia i nawet jak się nimi załamywałem chwilowo, to po czasie właśnie one dodawały mi kopa. Im więcej traciłem, im więcej złego się działo, tym bardziej czułem po jakimś czasie, jak bardzo muszę docenić życie i to, co mam. Pomagała mi w tym też psychoterapia, na którą chodziłem kilka lat. Często sprawdza się w moim przypadku powiedzenie, że co Cię nie zabije, to Cię wzmocni. Ale w obecnym okresie, nie wiem dlaczego, nadziei nie mam żadnej. Wszystko, co kiedyś miało sens, teraz wydaje mi się funta kłaków niewarte. Najśmieszniejsze jest to, że właśnie powinienem chyba być szczęśliwy. Nic się nie dzieje. Przeciwnie, mam dość dobrą pracę, nie mam żadnych większych problemów. Jak się zastanawiam na spokojnie, to wychodzi na to, że naprawdę obecnie nie mam żadnych zmartwień. Tylko dlaczego w takim razie nie chce mi się żyć i mam myśli samobójcze? Może po prostu nie potrafię żyć bez problemów, bez dramatycznych sytuacji, które kiedyś przeżywałem i które mnie stymulowały do działania? Teraz, gdy jest zupełnie spokojnie i teoretycznie powinienem zająć się swoim rozwojem, podjąć ponownie rozpoczęte dawniej plany, mam dużo czasu na swój rozwój i tak naprawdę nic mi w tym nie przeszkadza, to nie mam siły, ochoty i chęci, by cokolwiek robić i w ogóle żyć. Nie mam też siły ani chęci na kolejną psychoterapię, mam wrażenie, że to mi już nie pomoże. Za namową przyjaciółki poszedłem do psychiatry i od kilku dni biorę leki przeciwdepresyjne. Na razie jeszcze nie działają, ale mam nadzieję, że wkrótce zaczną. Czy ktoś z was kiedyś się tak czuł? Czuł, że przecież wszystko powinno być w porządku, a coś jest cholernie nie tak, że wkrótce nastąpi coś strasznego? Zdroworozsądkowo myśląc, wiem, że to minie, że musi minąć. Ale obecnie czuję, że chyba sobie z tym nie poradzę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czasami też mam ochotę się poddać. Nic mnie wtedy nie cieszy, widzę tylko same negatywne aspekty swoich wyborów. Moim sposobem na poradzenie sobie ze zwątpieniem jest przeżyć te emocje w momencie kiedy występują i dać sobie czas na pojawienie się nowych myśli typu: ,,Może faktycznie powinnam coś zmienić?'', ,,Czy aby przypadkiem nie przesadzam, nie dramatyzuję za bardzo?''. Odpowiedzi są wtedy bardziej obiektywne i nie są przepełnione żalem czy smutkiem. Czasami minie pół dnia zanim rozwiążę problem lub odpowiedź na niego, a innym razem 2 dni czy nawet tydzień.

 

Kiedyś popadałam w skrajności odnośnie zakazu poddawania się. Jak przychodził gorszy dzień to mówiłam sobie, że absolutnie nie mogę się poddać, że muszę być silna i dzielnie robić to co do mnie należy. Blokowałam wtedy emocje i po pewnym czasie następowało załamanie, które było dramatyczne w skutkach i trwało dość długo. Obecnie wiem już, że co jakiś czas chwile zwątpienia czy chęć poddania się występują i najważniejsze to zrozumieć myśli i emocje jakie się z tym wiąże i dopiero potem iść dalej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zdaję sobie sprawę, czytając m.in. to forum jak puste i smutne jest to moje życie. Dziś przyjechał brat ze swoją ciężarną dziewczyną i ta wizyta dodatkowo mnie dobiła, zresztą, jak zawsze mnie dołują te spotkania z nimi. Są tacy szczęśliwi, optymistyczni, towarzyscy, mają siebie, są zdrowi, mają kasę, liczne grono znajomych, całe szczęśliwe życie przed sobą, a ja jak śmieć, nic i nikogo nie mam, ale przestanę pisać, bo znowu mi ktoś zarzuci, że uprawiam 'pseudointelektualny bełkot'.

Czuję się tak ilekroć spotykam kogokolwiek ze znajomych :?

 

Gosia Ale Ty masz pracę i tego swojego zniewolonego :P a ja?

Btw. Bosz... kiedy ja to napisałam :roll:

kurwa nic się nie zmieniło :( Dziś mam ochotę się poddać :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zdaję sobie sprawę, czytając m.in. to forum jak puste i smutne jest to moje życie. Dziś przyjechał brat ze swoją ciężarną dziewczyną i ta wizyta dodatkowo mnie dobiła, zresztą, jak zawsze mnie dołują te spotkania z nimi. Są tacy szczęśliwi, optymistyczni, towarzyscy, mają siebie, są zdrowi, mają kasę, liczne grono znajomych, całe szczęśliwe życie przed sobą, a ja jak śmieć, nic i nikogo nie mam, ale przestanę pisać, bo znowu mi ktoś zarzuci, że uprawiam 'pseudointelektualny bełkot'.

Czuję się tak ilekroć spotykam kogokolwiek ze znajomych :?

 

Gosia Ale Ty masz pracę i tego swojego zniewolonego :P a ja?

Btw. Bosz... kiedy ja to napisałam :roll:

/cenzura/ nic się nie zmieniło :( Dziś mam ochotę się poddać :roll:

 

:nono:

ja nie mam pracy, obecnie nie mam zaintersowań, pasji, zajęć,

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kiedyś popadałam w skrajności odnośnie zakazu poddawania się. Jak przychodził gorszy dzień to mówiłam sobie, że absolutnie nie mogę się poddać, że muszę być silna i dzielnie robić to co do mnie należy. Blokowałam wtedy emocje i po pewnym czasie następowało załamanie, które było dramatyczne w skutkach i trwało dość długo. Obecnie wiem już, że co jakiś czas chwile zwątpienia czy chęć poddania się występują i najważniejsze to zrozumieć myśli i emocje jakie się z tym wiąże i dopiero potem iść dalej.

 

Masz całkowitą rację... Trzeba czasem pozwolić sobie na gorsze dni, na doła, bo to się prędzej czy później zemści. Chyba mnie właśnie coś takiego spotkało. Przez bardzo długi czas musiałem być cholernie silny i pod żadnym pozorem nie okazywać słabości. Być może teraz właśnie to wychodzi - z opóźnieniem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

najgorzej jest, kiedy człowiek się budzi i odkrywa, że jest mu niedobrze na samą myśl, że ma cos zrobić - choć jest to rzecz, którą lubi! Patrzę czasem na zaczęte robótki, na niedokończone doniczki do pomalowania, na materiały, które gromadziłam z taką pasją...

 

Jedyne, co mogę wtedy zrobić, to przeczekać, aż chęć wróci. Jak dotąd zawsze wracała. W tym czasie "niechętnym" przymuszam się do robienia rzeczy nowych i czytania np. ciekawostek, przeglądania blogów i przyznaję - do oglądania ładnych obrazków w internecie.

 

I - aż wstyd się przyznać - bardzo mi pomagają filmiki z kotkami... taka stara panna ze mnie wtedy wychodzi, taka stereotypowa babcia właśnie, co to koty oglada :D Moi w domu już się przyzwyczaili i sami mi podtykają rózne rzeczy, albo oglądają ze mną i to mi bardzo pomaga w niepoddawaniu się.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kornelia_lilia, ale mowa była o tym jak puste i smutne jest nasze życie. A moja praca w żaden sposób nie sprawia, że jest mniej smutne lub mniej puste - wręcz przeciwnie. W znacznej części to właśnie ona doprowadziła mnie do tych stanów...

 

I też nie mam zainteresowań, pasji, zajęć... A miałam... Nie jestem jedną z tych osób, które ich nie potrzebuję... Bo są i tacy, spotykam ich codziennie na peronie :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kiya, rozumiem. Ale chyba lepsza taka niż żadna, prawda? W każdym bądź razie, ja bym się z Tobą zamieniła ;) Ktoś mi z forum napisał kiedyś, że zawsze może być gorzej i tego staram się trzymać, no może oprócz dzisiaj. Ale to, że jednak teraz piszę tu to chyba znaczy, że się nie poddałam :roll:

 

Vett, MA SENS.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mi z dosyc ciezkiej depresji pomogła wyjsc swiadomosc ze jak moge tak sie miotac 4 lata to moge sie tak miotac 40...

 

ale jeszcze mam ten problem...zeby sie nie poddawac... moze to trzeba sobie wytatuowac... :P jakos symbolicznie

 

i tak sobie myślę, że w tym niepoddawaniu się i wychodzeniu ku lepszej kondycji wazne jest nie oczekiwanie mount everestu od razu... kroczek po kroczku. To trudne ale jak dla mnie nie ma innej rady

 

Pozdrawiam!

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam. Ktoś kto przygląda mi się z boku widzi zazwyczaj zwykłą,uśmiechniętą dziewczynę,która "nie ma żadnych problemów". Czasem ten ktoś podchodzi i pyta jak ja to robię,że nic po mnie nie widać? I zaraz ta osoba się reflektuje i stwierdza-Już wiem! Ty się nie poddajesz!

A prawda jest taka,że poddaję się i poddawałam się już tyle razy i rozczulałam nad sobą-jaka ja biedna ale za każdym razem przychodzi taki dzień kiedy potrafię się zmobilizowac i brnąc dalej w moje "życie"...Teraz mam lepszy lek niż kiedyś-Fluxemed 20mg i daję rade...oby było już tylko Lepiej! Zyczę tego Wszystki Forumowiczom.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam. Ktoś kto przygląda mi się z boku widzi zazwyczaj zwykłą,uśmiechniętą dziewczynę,która "nie ma żadnych problemów". Czasem ten ktoś podchodzi i pyta jak ja to robię,że nic po mnie nie widać? I zaraz ta osoba się reflektuje i stwierdza-Już wiem! Ty się nie poddajesz!

A prawda jest taka,że poddaję się i poddawałam się już tyle razy i rozczulałam nad sobą-jaka ja biedna ale za każdym razem przychodzi taki dzień kiedy potrafię się zmobilizowac i brnąc dalej w moje "życie"...Teraz mam lepszy lek niż kiedyś-Fluxemed 20mg i daję rade...oby było już tylko Lepiej! Zyczę tego Wszystki Forumowiczom.

 

:great::great: brzmi jak mantra

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam, mam na imię Ewelina, mam 27 lat i jestem z Częstochowy.. Mam już dosyć. Pracuję na produkcji. z mężczyznami, i uszy mi więdną od tych ich głupich rozmów, ale nie to jest najgorsze. Jest tam chłopak, który notorycznie mnie poniża przy innych. Wczoraj np wyzwał mnie od s...i. Mam problem z włosami, niestety, kiedys przez chorobę część z nich mi wypadła i miałam wielki placek... Troche odrosło ale to widać... I wczoraj tamten powiedział, że jestem łysa itp.... że gruba, brzydka.. Zgłaszałam przełożonemu, ale on na nic nie ma czasu.. :cry: i jestem tam z tym sama, bo nikt nie może sie za mna wstawic... to boli, bo nie umiem w siebie uwoerzyc, wiem jak to wygląda i nic nie umiem z tym zrobic, wiem że ludzie widzą to nie MNIE. wiem że mam brzuch i chociaż "wciągam" go jak mogę to wyłazi na wierzch.. nie jetem ładan, jestem brzydka łysa i gruba... po prostu beznadziejna. do niczego.........

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×