Skocz do zawartości
Nerwica.com

Zakaz poddawania się! :)


ashley

Rekomendowane odpowiedzi

Według mnie jeżeli się poddamy to może ten "atak" choroby minie, ale tylko na chwile - dzień, godzinę... A jak wróci to z dwojoną siłą. Poddając się jedynie odsuwamy w czasie "pojedynek" z chorobą, a im bardziej go odsuwamy tym będzie dla nas trudniejszy. Wiem, że na walkę potrzeba sił. Ale jestem gotów stwierdzić iż to my, ludzie z nerwicą, jesteśmy silniejsi od zdrowych osób. My żyjemy z chorobą często przez całe życie, nawet jeśli nie zdajemy sobie z tego sprawy walczymy z nią każdego dnia. Ileż siły trzeba mieć aby walczyć dzień w dzień, noc w noc, bez wytchnienia?? A oni? Teoretycznie zdrowi? Cóż oni wiedzą o walce? Dla nich problemem nie do pokonania jest często zwykły nic nieznaczący "duperel". A gdyby mieli nagle, z dnia na dzień zmierzyć się z naszymi problemami? Z naszymi słabościami? Wziąć udział w naszej walce? Nie mieli by żadnych szans. A my trwamy, my ciągle walczymy i mimo iż czasem myślimy, że to już koniec, że nie mamy sił, podnosimy się i ruszamy w kolejny dzień, zmierzyć się z kolejnymi trudnościami. A gdy w końcu zwyciężymy będziemy mogli iść do tych "zdrowych" osób i im powiedzieć jesteśmy silni, silniejsi niż wy i w przyszłości gdy zmierzymy się z ich "duperelami" pokonamy je bez najmniejszych problemów, gdyż to właśnie choroba nas nauczyła co znaczy słowo "szczęście". My pokonamy każdy problem a oni będą trwali w nieświadomości.

 

[ Dodano: Dzisiaj o godz. 9:25 pm ]

Jak tak to teraz przeczytałem to brzmi to prawie jak jakieś nawoływanie do rewolucji :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ileż siły trzeba mieć aby walczyć dzień w dzień, noc w noc, bez wytchnienia??

Dużo i czesto jest tak ze nie zdajemy sobie sprawy z naszej sily, jak w ciezkich okresach naszego zycia codziennie rano pokonujac swoje slabosci ruszamy w nowy dzien.

 

Dla nich problemem nie do pokonania jest często zwykły nic nieznaczący "duperel"

Kiedys potrafilam sie przejmowac duperelami, teraz nawet jak sprawy codzienne sie wala i pala ja ciesze sie tym ze mam spokoj psychiczny i poprostu sie nie przejmuje duperelami.

 

gdyż to właśnie choroba nas nauczyła co znaczy słowo "szczęście"

Bardzo cenna rzecza jest to co dala nam choroba albo kryzys - wiemy czym jest szczescie. Powiem Wam ze ja dopiero teraz go smakuje i dopiero teraz wiem jak smakuje. Teraz szczesciem jesd dla mnie kazda chwila bez tych problemow ktore byly kiedys. Teraz do szczescia nie potrzebuje wielkich rzeczy.

To Wasze cierpienie ma sens- jest nim powyzsze. Ale musicie walczyc zeby pokonac cierpienie i moc w pelni przezywac szczescie. Walczcie bo warto :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bardzo cenna rzecza jest to co dala nam choroba albo kryzys - wiemy czym jest szczescie. Powiem Wam ze ja dopiero teraz go smakuje i dopiero teraz wiem jak smakuje. Teraz szczesciem jesd dla mnie kazda chwila bez tych problemow ktore byly kiedys. Teraz do szczescia nie potrzebuje wielkich rzeczy.

To Wasze cierpienie ma sens- jest nim powyzsze. Ale musicie walczyc zeby pokonac cierpienie i moc w pelni przezywac szczescie. Walczcie bo warto :)

 

dokładnie tak samo uważam. :D:D:D

Mąz teraz mówi do mnie SZCZEBIOTKU bo cały czas sie usmiecham, żartuję, wygłupiam, seplenię i doceniam każdą chwilę swojego życia. Kiedyś tego ni ezauważałąm jak mi jest dobrze. Teraz jest tak samo jak przed choroba, a ja usmiecham sie do siebie w lustrze taka jestem szcześliwa :mrgreen::mrgreen::mrgreen:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jak fajnie, ze ashley zalozyla taki temat!! :) wczoraj zaczal sie rok akademicki i normalnie bym sie z tego nie cieszyla ale wiem, ze to dobrze, ze sie czyms zajme! wieczorem odwiedzila mnie rodzina, nie wytrzymalam, zadzwonilam po przyjaciolke i wyplakalam sie jej na ramieniu w parku! ale zajebiscie mi pomogla i co wazniejsze wytlumaczyla mi, ze jesli chodze juz do psychologa 1,5 roku (powinnam od 5lat), mam swiadomosc swoich slabosci, lekow i WALCZE Z TYM WSZYTSKIM to bardzo dobrze! teraz mam naprawde trudny okres, brakuje mi mojego chlopaka, do ktorego chce sie bardzo mocno prztytulic; mam za soba probe samobojcza, ostatnio siedzialam i czekalam az mi przejdzie ochota, aby znowu wziac wiecej tabletek. jest ciezko i jeszcze moze nie widze szansy na to,ze bedzie lepiej, ale wiem tez ze poprawa wymaga czasu. cierpienie tez mi duzo daje! kurde nigdy nie doszlabym do tylu wnioskow bedac szczesliwa, smutek jest konstruktywny. wiem, ze przez swoja duza wrazliwosc zauwazam wiecej niz inni ludzie, bardziej mnie bola pewne sprawy ale kurde wszystko zalezy od nas prawda? w kazdej beznadziejnej rzeczy jest cos dobrego. takze w depresji. dzis tez mi jest ciezko, smutno jak 150 ale staram sobie tlumaczyc pewne rzeczy, pokazywac sobie, ze naprawde jestem zajebista,ze moj chlopak mnie uwielbia, pragnie, pomaga mi (dzis czeka mnieprawdziwy sprawdzian zaufania wyjezdza ze swoimi znajomymi na bibe, mam nadzieje, ze mnie nie zostawi dla swojej przyjaciolki - wiecie jak trudno mi wierzyc,ze nic takiego nie zrobi??). placze co chwile ale musze dac rade! kurde chce tego jak 150!!!ile bym dala za to zeby wszystkie moje problemy gdzies zniknely?czesto sobie mysle ze juz nie daje rady, nie mam sily walczyc ale nie poddaje sie, robie to chyba oduchow, przeczekalam ostatnio,zeby nie wziac lekow - to chyba powod do dumy?walcze walcze walcze!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja tam nie wierze w 100% wyzdrowienie, to za bardzo sie wbilo w moja tozsamosc emocjonalna, znam sie troche na tym i wiem jak jest, to nie epizod to cale zycie

Wydaje mi się, że % zależą od wielu rzeczy, od choroby, najbardziej chyba od nas. Ale jeśli nawet nie uleczysz się w 100% możesz się uleczyć tak, żeby być szczęśliwym czlowiekiem. Zycie nie jest idealne ale wlaśnie musimy zaakceptować jego nieidealność. A tylko od nas zależy ile % osiągniemy. Bo czy np z 80 czy 90% nie można się cieszyc? pozdrawiam :)

 

Anu po przeczytaniu Twojego posta przypomnial mi się burzliwy okres w moim życiu, pelen problemów i wahań. Walczysz to bardzo dobrze. Tak trzymaj. Poradzisz sobie z tym wszystkim. Ja walczylam i teraz problemy mnie opuścily(te ktore zatruwaly mi zycie) i odzyskalam spokój. Dlatego kochana walcz, dąż do celu a wszystko się uloży. Przytulam mocno :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dzieki dzieki dzieki!!!! poprawilo sie dzis jest lepiej:) od piatku nie plakalam i nawet nie nachodzily mnie zle mysli:) zycze tego Wam wszystkim bo kazdy ma prawo do szczescia!! dzieki za wsparcie i ja tez trzymam za Was kciuki! pozdrawiam i jeszcze raz dzieki za zalozenie tego tematu ashley!!! pomoglo!

 

[ Dodano: Dzisiaj o godz. 9:53 pm ]

ooo muszę Wam jeszcze powiedzieć moi drodzy co ostatnio usłyszałam od kolegi. zapytałam się go co sądzi o naszej uczelni, czy mu się podoba itp. odpowiedział mi, że jest super i cały czas sobie tak mówi i choćby było beznadziejnie on i tak będzie sobie tłumaczył, że jest zajebiście, bo przez ostatni rok obijał się i nic nie robił więc teraz jest ok. i tak pomyślałam, że to bardzo analogiczne do mojej sytuacji. przez większość swojego życia,a przynajmniej przez jego już taką świadomą (życia, różnych dziwnych spraw dotyczących człowieka) część było mi źle z różnych powodów, wmawiałam sobie jaka jestem beznadziejna i jakie życie jest do niczego. zakładałam przy każdej sytuacji czarne scenariusze (choć zawsze miałam nadzieję, że inaczej się wszystko potoczy) i chyba sama podświadomie podkładałam sobie kłody pod nogi, doprowadzając do takich,a nie innych zakończeń. kurde ale tak nie można!! teraz kiedy w końcu ktoś mnie docenił i udowodnił, że mogę liczyć na wsparcie i bliskość nie mogę mówić sobie, że jest źle, prawda?ludzie z depresją chyba zauważają więcej rzeczy niż "inni, zdrowi". mamy chyba większą świadomość i wrażliwość i trzeba to wykorzystać. wiele razy słyszałam, że za dużo "myślę, niepotrzebnie się nad czymś zastanawiam..." tak!! ale to też dużo mi daje! może i nie wyleczę się z deprechy, to tak jak napisała ashley: "tylko od nas zależy ile % osiągniemy. Bo czy np z 80 czy 90% nie można się cieszyć?"

hmmm jest lepiej, mam tylko nadzieję, że taki stan się długo utrzyma, życzę tego i Wam! kurde jesteśmy zajebiści!!

ech rozpisałam się ale musiałam to z siebie wyrzucić w końcu, a jak!

pozdrawiam!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W sumie to nie wiem gdzie powinnam ten temat napisać, czy w depresji- bo mowa o kryzysach, czy w krokach do wolności bo dostrzegam plusy kryzysów. Nieważne. Kryzys to kryzys. Depresji już od dawna nie mam. To przeszlość. Ale pisalam na tym forum, kiedyś bylam stala użytkowniczką więc postanowilam opisać ten dzień- 2 życiowy kryzys. Co ciekawe nie czuję się tak fatalnie jak w ten dzień kiedy przeżywalam swój pierwszy kryzys. Wręcz przeciwnie teraz czuję się calkiem dobrze. Fakt, czuję upadek, widzę beznadzieję sytuacji, momentami przerażalo mnie to aż naroslo do dzisiaj i dosięglo dna. Pierwszy kryzys dotyczyl spraw psychicznych, tego wszytskiego co dzialo się we mnie, w mojej glowie. Totalna ruina, świaopogląd eh szkoda wspominać. Balam się, że z tego nie wyjde, bariery się piętrzyly. Wyszlam- odnioslam już sukces teraz odnoszę go z każdym dniem dopelniając go. Tak więc to sprawy natury psychicznej. Teraz kryzys 2- sprawy fizyczne, codzienność- niedobrze jest. Chodzi min o zle zorganizowanie, beznadzieje ogolna, codzienne popelnianie calej masy blędów z czystej glupoty i starych nawyków. Niech nikt nie mysli ze przesadzam, daje sobie prawo do bledów ale to to juz Grube przegiecie. No i dzisiaj przeszlam sama siebie. Poczulam to co wtedy- dzis jest kryzys, jestem na dnie. Teraz mogę się odbić. I to jest piękne, nie jest to proste ale czuję się silniejsza i pewniejsza mimo niepewnej sytuacji w jakiej tkwię. Ostatni kryzys tak mnie zachartowal, że aż jestem zdziwiona. Psychiczny spokój, wiem, że dam z tym radę, tak jak dalam z tamtym. Wydawalo mi się, że nie dam rady- dalam. Wszystko się dobrze ulożylo. Cytat z mojego pamiętnikaw momencie gdy bylam w poprzednim kryzysie "Coś się we mnie w środku dzieje. czuję to. Coś tam o mnie walczy. Nie pozwala mi się poddać. Daje mi silę." i dalo tej sily wystarczająco, więc teraz jak myślę nie mam sily od razu mówie sobie: piep*ysz bo ją masz. Wiem że i teraz to coś we mnie będzie o mnie walczyć i że i tym razem sobie poradze. Wiem, że sama będę o siebie walczyć. Wiem też jak będzie- trudno potem zacznie się przejaśniać aż zaświeci slońce. Co dal mi kryzys? Co mi dalo to, że czulam się wtedy jak narkoman rzucony na beton któremu strasznie ciężko się pozbierać? że wychodzilam z tego tak dlugo? Otórz tamten wielki kryzys dal mi silę, niewyobrażalnie wielką silę, wiem co mam teraz robić, już nie czuję zagubienia, tylko spokój, wiem, że z tego wyjdę, wiem, że muszę tylko robić swoje a efekty przyjdą. Nie przechodzę emocjonalnego piekla i traumy jest we mnie tylko spokój. Poczucie nieciekawej sytuacji tez ale to sie nie liczy az tak.

Przejście takiej drogi, bagna daje bardzo duzo, mozna to zobaczyc np przezywajac kolejny kryzys. W moim przypadku zgadza się powiedzenie, że co mnie nie zabije to mnie wzmocni. Dla wszystkich tych co przechodzą kryzys: walczcie bo to ma sens, to Was umocni a zobaczycie jak dopiero po jakimś czasie. Piszę o kryzysach ale powiem też że to wlaśnie dzięki nim możemy zobaczyć jak szczęście naplywa do naszego życia- wychodząc z nich. A naplywa i to czasem ze zdwojoną silą :) Pozdrawiam(szczególnie moich starych znajomych ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Co do procentów. Czasem nawet 1% daje dużo radości. Bo jest to sygnał, że w końcu nadchodzą lepsze dni ;)

 

Anu

Oby tak dalej :) Ciesz się z każdego najmniejszego zwycięstwa (choćby przeczekanie z lekami) to naprawdę pomaga. Ja też często różne sytuacje odbieram w sposób zupełnie inny niż otoczenie, często zwracam uwagę nawet na pozornie błahe szczegóły, których nikt inny nie zauważa. A to jak długo ten stan się utrzyma w dużym stopniu zależy od Ciebie. I z czasem "przerwy" między złymi dniami będą coraz dłuższe.

 

kurde jesteśmy zajebiści!!

I właśnie o takie myślenie chodzi :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak, to ważne słowa.

Generalnie-nasze porażki są nauczką na przyszłość. Jeśli przeszło się przez jedno piekło, drugie też da się pokonać. Trzeba o tym pamiętać, gdy jest w się trakcie przeżywania czegoś złego.

Tylko, że takie kryzysy mają też swój mankament0ile ich można przetrwać? W pewnym momencie traci się siły.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Goplaneczka napisał:

Tylko, że takie kryzysy mają też swój mankament0ile ich można przetrwać?

 

Wiele, więcej niż nam się wydaje.

tak można przetrwać wiele, bardzo wiele, nawet więcej niż nam się wydaje. Tylko tu raczej chodzi o skutki uboczne. dlatego musimy z kryzysami wlaczyć, żeby nastepne eliminować. Bo one nas niszcza

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak, dokładnie.

Można mieć siły przetrwac masę burz, lecz poddać się po deszczyku.

Doświadczenia są ważne. Te negatywne też. Ale raczej powinny słuzyc nauce, jak ich unikac na przyszłość, by się nie powtarzały.

Nie powiem-złe doświadczenia bardziej ukształtowały mnie niż pozytywne. Nauczyły doceniać dobre momenty-jak pisze de Mello, nie można mówić o słońcu, jeśłi nie poznało się ciemności. Ale mimo wszystko-wolę nie sprawdzać na ile mam siły ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ashley Masz bardzo fantastyczne podejście :mrgreen: prawie takie jak ja tylko że ja mam jeszcze bardziej optymistyczne wręcz prawie jak marzyciel i z tego powodu (marzycielstwo) doznaję wielu zawodów, ale jak się powiedzie to dostarcza mi to radość i szczęcie nie do opisania dzięki którym zapominam o większości niepowodzeń ;) Choć sam do końca nie wiem czy moje podejście jest prawidłowe.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Można mieć siły przetrwac masę burz, lecz poddać się po deszczyku.

Dokladnie, eh, ciezko wzdycham w tym momencie, bo nie raz przetrwalam burze- dzielnie, a często się poddaję i ulegam wlasnym slabością, choć wcale nie muszę.

Nie powiem-złe doświadczenia bardziej ukształtowały mnie niż pozytywne

Mnie też.

Nauczyły doceniać dobre momenty

To jest chyba najcenniejsza umiejętność jaką nabylam przez cierpienie. teraz nawet jak jest niedobrze jest nieźle. Bo wiem, że kiedyś bylo gorzej, a teraz jest lepiej. Bo udalo mi się coś osiągnąć, co teraz sprawia, że zyje mi się lepiej, latwiej.

Choć sam do końca nie wiem czy moje podejście jest prawidłowe.

Jedno wiem na pewno- lepiej być przesadnym optymistą niż przesadnym pesymistą. We mnie jest dużo wiary(to slowo lepsze niz optymizm) zawsze nawet w kryzysach wierzylam w to ze bedzie dobrze. Wiara jest najważniejsza. To plonące w nas dobro, które ma ogromną silę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

bardzo madre slowa ;)

Ja sie nigdy nie poddaje, w zadnej dziedzinie zycia ;) Staram sie jak moge a jak wlasnie widac pozytywne rezultaty to dostaje sie jeszcze wiekszego kopa do dzialania w dobrym kierunku ;)

Choc jak zawsze zdarzaja sie i gorsze dni... ale o nich nie warto pamietac ;)

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja tez już straciłam siłę:( od ponad miesiąca znowu jestem sama (choć ostatnio przerzuciłam się na mówienie: "jestem wolna" bo to inaczej brzmi, naprawdę pomaga!), bo mój były stwierdził, że się nie zaangażował, że to nie to, po czym po jakimś dość krótkim czasie dowiedziałam się, że ma inną....nie rozumiem tego, nie mogę pojąć dlaczego tak szybko mu się "odwidziałam", powody, które podał mi przy rozstaniu do mnie nie trafiają. zrobił mi ogromną przykrość i niby wzięłam się za siebie, mam ogromne wsparcie w rodzinie i znajomych, zajebistą pracę, bawię się, ale to mnie nie cieszy tak jak powinno, bo wciąż mi Go brakuje. ile bym dała, żeby do mnie wrócił:( wszyscy wokół są szczęśliwi, kogoś mają, a ja znowu jestem sama, bez wsparcia tej najbliższej osoby, której teraz maksymalnie potrzebuję! i jak tu dochodzić do siebie, gdy w momencie kiedy masz zajebiście trudny okres i sam/a nie dajesz rady ktoś najbardziej ci bliski mówi ci: "to koniec, dasz sobie radę jesteś silna, nie zaangażowałem się, to nie to, zostańmy przyjaciółmi, zawsze możesz do mnie przyjść z problemem, będziemy sobie mówili cześć na uczelni..." ? porażka! co gorsza mam nadzieję, że do mnie wróci (co jest wkurzające, bo wiadomo, że tego nie zrobi), a nie mam nadziei na to, że bez niego będzie lepiej. absurd i smutek!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czytałem Twojego posta z łzami w oczach... Można powiedzieć, że mam podobną sytuację. Jestem na 1 roku studiów. Był to dla mnie niezły stress (nowe miejsce, nowe osoby, inne podejście i ogólnie). Poznałem fajną dziewczynę. Jestem skłonny powiedzieć, że się w niej zakochałem. Ja jej też nie jestem obojętny ale... jak zwykle jedno małe ale... W momencie kiedy ją poznałem Ona miała już chłopaka, i stwierdziła, że bardzo mnie lubi ale niestety tylko jako znajomego, kolegę, przyjaciela... Dla niej w tydzień byłem w stanie odstawić wszystkie tabletki, chciałem wrócić do normalnego życia, wyzdrowieć... Teraz... Widuje Ją na uczelni, mamy razem wykłady, często rozmawiamy... Jak to Anu napisała: Ja ciągle mam nadzieję, ale wiem że nic z tego nie będzie... I jak tu zapomnieć?? :cry::cry:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×