Skocz do zawartości
Nerwica.com

Mieszkam z byłym


Rekomendowane odpowiedzi

Jakieś 2,5 może 3 tygodnie temu zerwaliśmy z chłopakiem po 2 latach i 4 miesiącach bycia razem. To dotąd mój jedyny tak poważny związek. Mój chłopak miał dosyć serdecznie tego, że ciągle czegoś się boję, że jestem zazdrosna o każdą kobietę, że często płaczę i nie umiem określić siebie. Jak podejrzewam moje zachowania to jakaś nerwica albo inne schorzenie. Jak czytałam mam większość objawów nerwicy tj. bóle/ucisk żołądka przez, które potrafię nie jeść dzień, dwa o czym nie mówiłam w miarę możliwości chłopakowi z którym mieszkam od listopada gdzieś. Mimo to chłopak chce mi pomoc wie ze na swoje mieszkanie/pokój mnie nie stać a do domu rodzinnego jak wrócę nie pójdę na terapie bo tam jest tylko prywatna opieka psychologa no i ojciec który w dużej mierze przyczynił się do moich stanów lękowych. z chłopakiem jesteśmy od tamtej pory jak przyjaciele, ale bardzo ciężko przestawić mi się na ten "tryb". Ciągle myślę czy to jest dobry pomysł żebyśmy razem mieszkali i myślę nad innym rozwiązaniem. On mówi, że jako tylko mój przyjaciel łatwiej mu znosić moje stany i lżej mu z tym. Na wizytę u lekarza muszę poczekać jeszcze dobre 2 tygodnie żeby dowiedzieć się co dokładnie mi jest. Mam te stany odkąd pamiętam i pogłębiają się z roku na rok. Najciężej mi z tym że swojego chłopaka dalej kocham i nie wiem często jak się zachować. Rodzina chłopaka jest dla mnie jak rodzina. Tak też oni traktują mnie. Do tego każdy miły gest chłopaka byłego odbieram z nadzieją, że on chce wrócić

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mój chłopak miał dosyć serdecznie tego, że ciągle czegoś się boję, że jestem zazdrosna o każdą kobietę, że często płaczę i nie umiem określić siebie. Jak podejrzewam moje zachowania to jakaś nerwica albo inne schorzenie.

 

 

To nie musi być "schorzenie", dużo osób ma problemy z poczuciem kontroli. Naucz się odpuszczać niewiedzę, brak kontroli itp. Postaraj się zmienić swoje nastawienie do stanu rzeczy, którego teraz nie lubisz. Na przykład nieświadmość tego, co się dzieje. Lub brak kontroli nad innymi ludźmi, przyszłością, każdym aspektem Twojego życia. Zacznij od jakichś małych spraw. Odpuść sobie na przykład wiedzę na temat tego, co Twój były chłopak robi, jak go nie ma w domu. Po prostu nie pytaj, nie myśl o tym i przekonaj siebie, że nie potrzebujesz tej wiedzy.

Myślisz, że takie działania by Ci pomogły? Bo, jeśli tak, mogę Cię trochę poinstruować. Ja miałam identyczną potrzebę etykietowaia wszystkiego, a teraz potrafię odpuścić naprawdę wiele rzeczy- wiedzę na temat tego, czy ktoś mnie lubi, co robi partner, jakie będą konsekwencje moich działań, co się dzieje wokół mnie. Taką umiejętność odpuszczania wyrabia się kilka miesięcy, to nie jest łatwe, ale przynosi w rezultacie ulgę i spokój ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

calineczk, Uważam,że mieszkanie z byłym po Waszym rozstaniu to zły pomysł mimo wszystko,tym bardziej że nadal go kochasz a on teraz ma być tylko Twoim przyjacielem?to nie wypali.Rozumiem,że masz trudną sytuacje w domu lecz dalsze mieszkanie tam nie zniweluje problemów.Dobrze,że się zamierzasz leczyć.Pomoc psychologa też byłaby wskazana.Masz jakiś przyjaciół którzy mogli byCi pomóc?kogokolwiek poza byłym?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Saraid no właśnie ciężko bo tak na prawdę niewiele osób ze mną wytrzymuje. Kilka dni moze być ze mną wszystko ok a kolejnego dnia uważam że wszyscy mnie nienawidzą ciągle płaczę, wszystko mnie drażni i nie mogę opanować emocji. Nie jestem w stanie sama się utrzymać studiuję na prywatnej uczelni został mi jeszcze jeden pełny semestr i sama nie dam rady finansowo. Tak dzięki mieszkaniu u niego mogę słacać raty za studia stypendium socjalnym (przez moje wahania nastrojów wyleciałam z państwowej uczelni bo nie dawałam rady zmobilizować się do przedmiotów których się bałam co się zapętliło problem narastał i moja blokada do przedmiotu i wylądowałam na prywatnej) czesne jest za wysokie a jedyne prace jakie dostawałam to call center gdzie psychika jeszcze bardziej siada od gadania cały dzień tego samego. Poza tym to jest jedyna osoba przy której czuję się w 100% bezpiecznie i wiem że świadomie za nic mnie nie skrzywdzi, zawsze pomorze i nie ma opcji żebym zerwała z nim kontakt. Najbardziej boję się go zapytać czy po tych wszystkich kłótniach i moich niemiłych słowach( bo w napadach złości i strachu mówię rzeczy których nie uważam za odpowiednie i prawdziwe ) zapytać się go czy on mnie jeszcze kocha. Cały czas mam nadzieję, że jeszcze będziemy razem. Swoim nielicznym znajomym chociażby z roku nawet nie mówiłam że zerwaliśmy bo nie mam siły na wyjaśnianie dlaczego, kto zerwał i dlaczego dalej z nim mieszkam. Do tego jak jestem w szczytowej złości często pamiętam z wydarzenia wyłączie swoje emocje a nie wiem kto co dokladnie powiedzial. Tylko strzępki słów do których dopowiadam sobie najczarniejszy scenariusz i si nakręcam bardziej. I tak ze zdania "Nie mam ochoty rozmawiać na ten temat" rodzi się w mojej głowie "Nigdy więcej nie chcę z tobą rozmawiać" itp. Poza tym lekarz bankowo się przyda bo ja tak sobie czytam to nawet nie musi być nerwica ale przyczyna może być chociażby (i pewnie jest) w mojej rodzinie gdzie często były kłótnie wyczytałąm że mam sprą część objawów DDA i DDD więc może po trochu czy coś. Sama nie wiem...

 

-- 26 maja 2013, 19:44 --

 

Nie kocha.... powiedział że zależy mu na mnie ale nie chce być już ze mną i nie wie czy kiedykolwiek będzie chciał. Nie chcę żyć. mam dość. Nawet on ze mną nie wyrobił. zastanawiam się czy zwyczajnie nie dać się zamknąć w psychiatryku. Z drugiej strony straciłam motywację do leczenia jakąkolwiek. Nie mam już sił. Jestem w domu rodzinnym ojciec przed chwilą poszedł pić więc miło nie będzie. Mam wszystkiego dosyć. Od prawie roku myślał nad zerwaniem. Nie mam pojęcia co mam robić. Najchętniej bym leżała najbliższe 2 tygodnie w łóżku i się nigdzie nie ruszała. a obowiązki wzywają. Najgorsze ze teraz nie dosyć że muszę sobie radzić z moją huśtawką nastrojów to jakoś ogarnąć się po zerwaniu którego dalej nie umiem zaakceptować. Nie radzę sobie z niczym. Do tego ten zapierdol myśli w głowie i ból brzucha. Znowu schudnę bo pewnie kilka dni nic nie tkne. Ja naprawdę od niego tak dużo nie wymagałam... Nienawidze siebie. Nienawidzę świata. Nienawidze tej pustki w środku, opuchniętych oczu, bólu głowy.... i odruchu wymiotnego. I tego cholernego strachu bo ja lubię wiedzieć co będzie. Zwyczajnie chcę mieć cokolwiek pewne w życiu. Chcę niektóre jego aspekty zaplanować. Tak jak zaplanowalam ze po moich studiach weżmiemy ślub będziemy mieli dzieci jakieś mieszkanie i będziemy cholernie szczęśliwi. I co mam? Umre sama gdzieś w melinie otoczona co najwyzej zwierzętami bo ludzie mnie nienawizą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nawet on ze mną nie wyrobił.

 

Kilka rad na życie. Nie potrzebujesz akceptacji społeczeństwa, by dobrze się czuć. Naprawdę, da się bez tego. Nikt nie wyrobił z Kantem, ale to nie znaczy, że nie był wielkim filozofem ;) Twoja wartość to Twoje dobre samopoczucie. O to warto walczyć.

 

Nie mam pojęcia co mam robić. Najchętniej bym leżała najbliższe 2 tygodnie w łóżku i się nigdzie nie ruszała.

 

I co potem? Jeśli będziesz robić coś, co tylko pogorszy Twoją sytuację- będzie gorzej. Zrób cokolwiek, co może choć odrobinę pomóc. I myśl o tym, w jaki sposób to pomoże. Myśl o dobrych aspektach tego, co robisz. Nakręcaj się. To trudne, ale przypominaj sobie o jednym w kółko- nie chcesz, żeby było gorzej. Tam, po drugiej stronie tych dwóch tygodni jest świat i stany emocjonalne, których nie chcesz poznać ;)

 

Umre sama gdzieś w melinie otoczona co najwyzej zwierzętami bo ludzie mnie nienawizą.

 

Jesteś jeszcze młoda. Przez następny rok możesz zmienić wiele, nie mówiąc o 10 czy 40 latach. Rozumiem bardzo doobrze, jak trudno jest Ci znaleźć najmniejsze pokłady motywacji, najmniejszą nadzieję, ale to jest możliwe. Mam do Ciebie prośbę- połóż się i wyobraź sobie jakieś dobre wydarzenie z Twojej przyszłości. Spróbuj trochę przekierować swój mózg. On twierdzi, że czeka Cię czarna przyszłość- podsuń mu do refleksji coś pozytywnego. Przez chwilę się nad tym "rozpłyń". To się nie uda od razu, ale jeśli dopuścisz do siebie w końcu pozytywne wizje, zaczniesz o nie walczyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Najchętniej bym leżała najbliższe 2 tygodnie w łóżku i się nigdzie nie ruszała. a obowiązki wzywają. Najgorsze ze teraz nie dosyć że muszę sobie radzić z moją huśtawką nastrojów to jakoś ogarnąć się po zerwaniu którego dalej nie umiem zaakceptować. Nie radzę sobie z niczym. Do tego ten zapierdol myśli w głowie i ból brzucha.

calineczk, wiem że to żadne pocieszenie, ale dokładnie rok temu byłem w podobnej rozsypce. 'Stała', czyli mój związek - który dawał mi poczucie sensu, bezpieczeństwa i trwania 'czegoś' silnego i stabilnego ponad wszystko - przestał istnieć. Po dwa i pół roku związku, moja była stwierdziła, że po okresie w swoim życiu kiedy była zagubiona i potrzebowała miłości, nastał teraz czas kiedy czuje się na tyle niezależna i samowystarczalna, że związki w najbliższym czasie są jej niepotrzebne. Sporo zmian zaszło w jej życiu - rozpoczęcie studiów, pierwsza praca, jakiś wpływ na nią to na pewno miało. Ja etap studiów już za sobą miałem, widocznie na innych etapach byliśmy. No ale mniejsza, do rzeczy - chce powiedzieć, że również bardzo źle to znosiłem. Przez tygodnie jedynym znośnym momentem była dla mnie noc, gdy mogłem spać i na chwile mieć spokój czyli wyłączyć myślenie i śnić o byle czym. Marzyłem o długim, długim śnie po którym się obudzę już spokojny i zregenerowany emocjonalnie, to wszystko będzie za mną. No ale to było nierealne. Na pierwszym etapie przetrwania :why: , dla mnie najlepsze było aby stawiać sobie że wytrwam do końca dzisiejszego dnia i tak każdego kolejnego dnia. Wybieganie w przyszłość było dołujące, było niewiadomą, a na marzenia o dobrej przyszłości nie miałem siły.

Pomagało mi też maksymalne zapełnienie czasu - czym więcej zajęć tym lepiej. Wiele z nich wydawało mi się bezsensownych, ale byle coś robić. Zawsze jakaś minimalna odskocznia od ciągłej gonitwy myśli. Jako że na początku nic mnie nie cieszyło i przyjemne wydarzenia nie odrywały mnie od myślenia (nie wiem jak to określić, ale czułem się jakbym szedł we mgle własnych myśli) to starałem się spędzać jak najwięcej czasu na niekoniecznie miłych zajęciach. Wiem że to brzmi dziwnie, ale pomagał mi taki realny, naturalny silny stres - np w pracy, czym więcej pilnych, trudnych zadań, napiętych harmonogramów, awarii które trzeba w silnym stresie szybko naprawiać (ooo awarie były zbawieniem :mrgreen: ) - to było to, nienawidziłem tego ale pomagało oderwać myśli. Wolny czas to naprawdę największe przekleństwo, najgorsze co mogło być, weekend powinien być zakazany - przynajmniej dla mnie na początku. Po jakimś czasie, zacząłem powoli doceniać drobne przyjemności, umiałem je odczuć, skupić się na nich gdy się pojawiły, a to już wielki sukces ;)

 

Nie wiem czy to coś pomoże, ale jeśli mogę Ci coś zaproponować, patrząc na siebie to:

- Warto znaleźć sobie jak najwięcej zajęć, niekoniecznie lekkich i przyjemnych, np. przyda się jak się postresujesz sesją, albo coś innego co Ci będzie dawało zmagania z codziennymi, realnymi sprawami. Wtedy dla mnie przekleństwem było skupianie się na swoich emocjach, pstryczek innego stresu był przyjemny ;)

- Warto mieć wysiłek fizyczny - dobra sprawa, np proste bieganie. Gdy się jest naprawdę zmęczonym, to jedyne o czym się myśli to "dam radę przebiec jeszcze 50 metrów". Wiem że bieganie wydaje się bez sensu, ale jeśli coś Cię będzie odrywało chociażby na chwile od pędu myśli, to już to ma duże znaczenie. No i jak się jest zmęczonym to się mniej i wolniej myśli - dobra rzecz.

- Warto się na siłę czymś nakręcać, wymuszać emocje. Czasem może nawet na siłę uśmiechać się, mimo że czuje się na początku że jest to sztuczne. No i wielka sprawa - uśmiech generuje uśmiech u drugiego. Taki dziwny odruch - jak udawałem wtedy od czasu do czasu 'względną radość' i byłem wśród ludzi co są uśmiechnięci i śmieją się, to po kilkudziesięciu minutach łapałem się na mimowolnych, już bardziej naturalnym uśmiechaniu. Zawsze coś, a wiem że każda lżejsza minuta była wtedy bardzo cenna.

- Warto sobie dać czas na poskładanie się do kupy, nie warto liczyć jak długo 'jest już ze mną źle', bo to dołuje. 'Widać ja tyle czasu na to potrzebuje ! ' . Warto wziąć pod uwagę że jest się bardziej wrażliwym emocjonalnie i potrzebuje się więcej niż inni czasu na uporanie się.

- Warto przejść wszystkie 'etapy destrukcji' (jak to brzmi :-| ), u mnie była: walka o odzyskanie związku, rozpacz, analiza, walka, rozpacz, złość, analiza, złość i po po długim, długim czasie powolne nabieranie dystansu. (Hej złość jest też dobra, koi. Oczywiście nie wyładowywać jej na innych. Ja ją trzymałem mocno w sobie i była to przyjemna odskocznia od innych, bardziej męczących emocji. Także jeśli jej potrzebujesz to sobie jej nie zakazuj)

 

Jak się pewno domyślasz u mnie etap walki o odzyskanie nie przyniósł efektów na jakie wtedy miałem nadzieję, jej nie zależy na utrzymaniu znajomości, ja również się chcę odciąć od tych spraw, tak więc z perspektyw czasu wiem że znajomość z byłą jest dla mnie niemożliwa, a przynajmniej obecnie.

No czyli, myślę podobnie jak poprzednicy - mieszkanie z byłym raczej nie służy. Będzie Ci przeszkadzało ruszyć dalej i niepotrzebnie przypominało całą tą sprawę.

 

Aaaa i jeszcze jedna sprawa - nie idealizuj swojego było, jeśli by Cie kochał naprawdę mocno to tak by się sprawa nie zakończyła. Tym bardziej że jak piszesz od roku już nad tym myślał. Gorzej jak by mu sie za ileś kolejnych lat odechciało :-|

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Narazie padła decyzja - wracamy do siebie.

Mam jakieś lepsze dni na co nie wątpliwie wpływ miał mój uroczy chrześniak z którym spędzając kilka dni miałam czas tylko na radosne myśli. Staram się skupić na jasnych stronach życia. Bardzo usilnie. W przyszłym tygodniu mam wizytę u psychiatry może coś to da. Próby nie denerwowania się utrudnia mi znacznie sesja która właśnie mnie dopadła ale postaram się nie dać suce. I za skrobanie pracy licencjackiej też się wezmę. Mam nadzieję że się uda..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

calineczk,

moze jakos sie ułozy

Taką mam nadzieję, a jak narazie powrót do rutyny do spółki z sesją systematycznie jedzie mi po nastroju. Na siłę walnęłam dziś wycieczkę pieszą nad rusałkę na poprawę humoru. Jutro wizyta u psychiatry. Wycieczki chyba muszę częściej robić przynajmniej nie boli mnie tak głowa wtedy.

 

-- 13 cze 2013, 10:19 --

 

Cóż nic dziwnego, że mam problem w związku. Psychiatra określił mnie wczoraj jako DDA. Jak poczytałam sobie o tym trochę to nic dziwnego, że nie umieliśmy razem funkcjonowac....

 

-- 19 cze 2013, 22:06 --

 

W życiu nie czułam tyle złości i nienawiści. Nie mam z kim o tym pogadać a skoro wszyscy się tu wygadują ze szczegółami o sobie to i ja mogę. Może przynajmniej mnie ktoś zrozumie. Bo na te wkurwienie nie pomagają nawet leki uspokajające. Ciągle trzęsą mi się ręce i jestem WŚCIEKŁA. I nie wiem jak sobie poradzić z tymi emocjami. Jak już gdzieś skrobałam wrócilimy do siebie z chłopakiem. W dzień po mojej pierwszej wizycie u psychiatry, która była dla mnie ogromnym przeżyciem bo nie umiem mówić o patologii jaka działa się w domu a tym bardziej obcej osobie. Wieczorem tego samego dnia chcialam z nim posiedzieć pooglądać film i nie myśleć o wizycie i złych wspomnieniach a ten zawzięcie z kimś skrobał sobie na skypie i chichotał sobie. Ale mówię sobie nie miałam nie wnikać chce sam powie. Miałam się ogarnąć i opanować i tak będę robić. Jak się okazało wczoraj skrobał sobie z "przyjaciółką" o której wiedziałam, że jest jego koleżanką i że kiedyś ona baaaardzo chciała być jego dziewczyną. On ją wtedy olał. Mówił mi kiedyś że zdarzy im się pisać ale określił to jako znajomość "z życzeniami na święta i sylwestra" bardziej i że kiedyś byli blisko. I co? Jak sie okazało ona się podpytywała czy ja nie mam nic przeciw że piszą a on że krzywo się patrzą i hihiihh między sobą i jakieś teksty niby się tłumaczył że to żarty były czy ona mu striptiz zrobi (ona mieszka w innym mieście gadają tyko nna skypie) albo opisy że ja łażę do psychiatry. Co to kur*** mają być za żarty? I jeszcze się obraził że jestem zła na niego że z nią gada. Co to w ogóle ma być? I jakieś teksty że jak jej źle to ona może się wprowadzić do niego (ma męża z którym się kłóci i dziecko) co jego zdaniem również było żartem. Dla mnie nie jest!! I nigdy nie będzie zabawne! Dla mnie to zdrada emocjonalna (teskt ze striptizem z jej odpowiedzią że kiedyś mu robiła szczególnie mnie zdenerwował bo co to niby ma być obydwoje są zajęci i nie obchodzi mnie że mój chłopak miewa zboczone teksty jest ze mną sprośne żarty są dla mnie i tylko dla mnie chce głupoty gadać niech gada kolegom). Zastanawiam się nad wyprowadzeniem się bo czuję się zniżona do poziomu szmaty od podłogi ale jedyna opcja jest do ojca. A ojjciec zacznie bić. Zasrane zamknięte koło. Nie mam na nic siły i ochoty. Takie żarty to on może sobie wsadzić nie powiem gdzie .... Teraz wyjechałam na pare dni ale i tak zobaczymy się w piątek i i tak ni mogę tu zostać. Nie wiem czy go zostawić. NIe wiem czy chcę go zostawić. Nie wiem czy chcę być z kimś kto się ze mnie nabija i opowiada obcej mi osobie szczegóły z mojego życia. Nikt nie wie że się leczę poza nim i mamą. A on gada że musiał się komuś wygadać jaki jest biedny. I dlaego pisał jej o szczegółach naszego życia? Nie mogli ogadać o pogdodzie? Jego zdaniem normalna luźna rozmowa. MOIM NIE JEST. Nie chcę żeby wredny obcy dzieciaty babsztyl wiedział że mam problemy i się lczę. Najgorsze że teraz jak mnie nnie ma w mieszkaniu to myśle czy oni znowu nie pizą o mnie i się ze mnie nie nabijają. I czy znowu z nią nie bazgrze. I nie zwierza się jej z nazej kłótni o nią. I biorąc pod uwagę że z poprzednią dziewczyną jak był i ona też mu "jazdy" robiła za gadanie z nią to mam wrażenie że teraz do ego ona w myślach sie bezie cieszyla ze on teraz bedzie zly ze nie jest z nia tyo z taka wariatka jak ja. W końcu ją olał i bazgrze do niej głownie jak ja z horyzontu znikam. :why::why::why::why: I jego zdaniem ja pzsadzam a z nim wszystko jest ok...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj, doskonale Cię rozumiem. Mam teraz ogromny problem w życiu. Ostatnio doszłam ze mam załamanie nerwowe dosłownie mam takie same objawy ale nikt nie jest mi w stanie pomoc. Jestem dokładnie sama jak palec tak się czuje. Mam rodzine ale mama moja woli swoich kochanków od własnych dzieci wyrzuciła mnie i moja siostrę niejednokrotnie z domu. Ma problemy psychiczne ze sobą wyzywała nas nie jednokrotnie od dziwek szmat ja musiałam się opiekować najmłodsza siostra przez która zawaliłam rok szkoły średniej. . . wróciłyśmy z siostra do ojca a ojciec jest alkoholikiem wieczne awantury bije mnie jak mu się coś nie spodoba. Miałam także chłopaka bywaliśmy ze sobą 5 lat wielka miłość tak bardzo go kochałam chyba nadal go kocham.. pomógł mi strasznie w ciężkich chwilach mieszkaliśmy razem. Zdradził mnie przynajmniej tak przypuszczałam i miałam taka sama sytuacje jak ty opisałaś z "koleżanka" nasza wspólna przyjaciółka która kordys już rozwaliła nam związek. A ona jest i to jest sprawdzone info czysta kur**.. jak mu zakręci dupa poleci do niej ale mówi ze nie zw jest gruba itp a widzę ze go kręci jakiś czas temu czytałam jego wiadomości z nią kiedy ja byłam pobita to on był u niej i się domyślam macali.. oczywiście po rozmowie nie było problemu dla niego a ja wydziwiać.. wszystko było pięknie całe życie planowałam z nim dzieci rodzine myslalm ze on zemna tez aż w styczniu tego roku się rozstaliśmy. Wróciłam do ojca terorysty.. i codziennie awantury bijatyki nie stać mnie aby coś wynająć nie dopuścił mnie do matury ciężko o prace codziennie latam po rozmowach ale nic.. mam dość tego życia. Siostra teroerystka mnie gnębi wyzywa.. ojciec bije i pije. Mam tylko jego mojego ex? Mój ex bardzo chciałabym z nim być ale widzę ze mnie coraz częściej zawodzi. Ostatnio mi powiedział ze zawsze na niego mogłam liczyć i ma dość mi pomagać.. kocham go i chciałabym do niego wrócić ale nie wiem jak bo twierdzi ze nie jestem odpowiednia dla Noego ponieważ nie mam szkoły ani pracy jestem nudna i z depresja.. pomóżcie. Teraz muszę się wyprowadzić mam już na prawdę dość.. kiedyś już byłam w psychiatryku i chciałam popełnić samobójstwo.. dogadałam się z nim ze mogę u niego zamieszkać jako lokatorka nie wiem czy to dobry pomysł. Ale chyba nie mam innego wyjścia.. nie wiem co robić..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak teraz wygląda Twoja sytuacja?

Nie musisz wyprowadzać się do ojca, poszukaj taniego pokoju, pracy, może mieszkanie u kogoś znajomego? Są różne rozwiązania na które możesz sobie pozwolić. Pomyśl na spokojnie a na pewno znajdziesz to czego szukasz. Przede wszystkim chodź na terapię i nie odpuszczaj tego tematu, bo naprawdę warto sobie poradzić z tym co się dzieje w Tobie i Twojej głowie.

 

Wydaje mi się, że Twój chłopak/były chłopak jest zmęczony sytuacją i dlatego szuka jakiegoś pocieszenia co oczywiście go nie tłumaczy. Doskonale wiem, jak się czujesz. Uważam, że powinnaś odpocząć od tego związku, zobaczyć wszystko z dystansem bo teraz nie masz do tego okazji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja jeszcze nigdy nie mieszkałem z żadną kobietą, bo nawet nie byłem w żadnym związku.

Zresztą ja nie sądzę, żeby to tak od razu mi pasowało, o ile w ogóle. Nawet gdybym był z jakąś kobietą, to być może "wspólne mieszkanie" by mi w ogóle nie pasowało.

To jest też odpowiedzialność, dzielenie się obowiązkami w domu, kompromisy, ugody między sobą, a to wcale nie jest łatwe.

No i trzeba też mieszkać z właściwą osobą, co tym bardziej nie jest łatwe.

 

W tym przypadku, jeżeli koleżanka ma pewne problemy psychologiczne, to może nie być łatwo z nią razem mieszkać.

Łatwo jest z kimś zamieszkać pod jednym dachem, ale potem trudniej żyć z drugą osobą, jeżeli są pewne przeszkody i problemy.

Nad tym się należy dobrze zastanowić, czy z każdą osobą warto razem mieszkać.

 

Mi nie odpowiadałoby mieszkać z kobietą, z którą bym się źle czuł psychicznie i nawet by mnie to zniechęcało.

Musiałaby być naprawdę do tego odpowiednia kobieta, no ale o to nie jest łatwo, a mówić to sobie można dużo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×