Skocz do zawartości
Nerwica.com

Moje problemy


Radison

Rekomendowane odpowiedzi

innych podświadomych urazów

 

U mnie to chyba wychodzi z urazów i specyficznego światopoglądu.

 

Bywało tak że nie witałem się ze znajomymi.

 

To akurat nic złego. Ja nigdy nie witałem się ze znajomymi bo ich zresztą nie miałem. Przynajmniej w podstawówce i średniej (15 - 20 lat) ludzie nastawieni są tak, że skupiają się w grupkach tworząc takie prowizoryczne kółka różańcowe. Ze mną to w ogóle jest fajna historia, rozważam nawet napisanie swojej autobiografii w necie. Bo mało kto wie, że np. nie poszedłem nawet na studniówkę choć zapraszały mnie dwie koleżanki. Ładne? Nie wiem, nie przyglądałem im się. Bądź jak bądź nie żałuję swojej decyzji i nie miałbym ochoty zmieniać swoich poglądów. W końcu nie nie grupki tworzą ten świat tylko samodzielne odseparowane jednostki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Co innego nie mieć znajomych a co innego obrażać tych, których się ma - nie witając się z nimi.

Co innego tworzyć grupy znajomych a co innego "prowizoryczne kółka różańcowe".

Co innego chcieć izolować się od świata i co innego pisać autobiografię, czy też posty na forum (bo dla kogo?)

I wreszcie co innego mieć swój oryginalny światopogląd i co innego szukać jego poparcia u innych ludzi.

 

Nie tędy droga.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiem ,że nikt z Was nie może mi pomóc, ale to nie szkodzi ,proszę nie przejmujcie się tym .Cieszę się ,że mogę do Was napisać i że ktoś mnie tu zauważył (dzięki Różo i Kaju-ale chyba się na mnie zawiedziecie i zmienicie o mnie zdanie ,jestem słabszy niż Wam się wydaje)....I jak ja mogę komuś pomóc....Ciągle nie wychodzę z domu....próbowałem...Jestem zmęczony ,choć nic nie robiłem ,nie jem nic (oprócz leków) od soboty(19:00) ,nie śpię ok.45 godzin ,czuję się okropnie ,zaczęło się od lęków (strach przed samotnością ,brak akceptacji ,zrozumienia) ,potrzeba bliskości ,dotyku ,wyolbrzymianie swoich wad ,gniew ,smutek ,ciągłe myślenie o śmierci-nie chcę dalej tego opisywać ,ani wdawać się w szczegóły (wstydzę się ich) bo i po co ,po prostu chciałem zasnąć i się nie obudzić.........taki jestem zmęczony.....Zamiast zwalczać i chcieć pokonać moje dziwactwo ,ja je akceptuję i to jest najgorsze ,godzę się z tym co jest we mnie ,nienawidzę się za to......To chyba przez tą moją wyczuloną wrażliwość (nie znoszę jej) i jakieś nieprawidłowości w funkcjonowaniu mózgu tkwię w tym szaleństwie.....W moim życiu nie ma już nic ciekawszego od śmierci .Kiedy nie chcę nic czuć myślę o niej. Nie umiem odnalezć optymizmu i woli życia ,chciałbym aby ktoś mi w tym pomógł ,ale to chyba nie możliwe........Czuję się dość mocno osłabiony...........napisanie tego to był dla mnie spory wysiłek muszę się położyć....nie wiem czy zasnę ,może na krótko ,nie umiem przewidzieć najbliższych godzin czy dni ,ale spróbóję odezwać się wieczorem....Mam nadzieję ,że mogłem to napisać i nikt mnie stąd nie usunie (boję się ,że tak się może stać) ....Może wszyscy kłamią i cały świat jest szalony.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja też nie byłam na studiówce! I też nie żałuję. A w gimnazjum to w ogóle chyba jest najgorzej. To najgorszy okres. Młodzież w tym wieku jest wyjątkowo wredna :smile: . Ja tam w gimnazjum z nikim nie rozmawiałam... Przynajmniej w pierwszej klasie. Kiedy wchodziłam do szkoły, wydawało mi się, że wszyscy się na mnie gapią (co nie było prawdą) i że nikt mnie nie rozumie (co czuję do dzisiaj). Jakbym przybyła z jakiejś innej planety. Strasznie mnie to przytłaczało. W celu pozbycia się tego ciężaru, postanowiłam "skoczyć z wysokości". Najpierw wzięłam mapę Warszawy i wycięłam z niej cały obszar obejmujący Centrum. Koniecznie chciałam skoczyć z jakiegoś śródmiejskiego kościoła albo z wieżowca (dzisiaj myślę, że to raczej "technicznie" niewykonalne) - żeby pośmiertnie pojawić się w mediach :smile: . Potem napisałam jakiś króciutki list i podałam "powód" mojego odejścia - chciałam "zabić się dla Ameryki" (to w moim przypadku nic nie znaczy - nigdy nie byłam w Stanach, po prostu ubzdurałam sobie, że to może być dobra i "medialna" wymówka). Potem jeszcze przez 2 godziny się malowałam (chciałam dobrze wyglądać, gdy przyjadą gliny :smile: ) i pojechałam w miasto, żeby znaleźć odpowiednie miejsce. Zapomniałam dodać, że to była niedziela i okazało się, że wszystkie kościoły są już zamknięte... Nie jestem osobą, która w takiej sytuacji szybko rezygnuje (chociaż dzisiaj widzę, że "zrezygnowałam" już na samym początku i tak naprawdę nigdy bym się nie zabiła) - wróciłam do domu i postanowiłam skoczyć przez okno. Wzięłam walkmana i poszłam na 3. piętro (nie przyszło mi wtedy do głowy, że po skoku z takiej wyskości można przeżyć i jeszcze skończyć na wózku). Naprawdę, miałam nadzieję, że słuchjąc muzyki można się jakoś "wyłączyć" i po prostu skoczyć. WCALE TAK NIE JEST. Kiedy stałam na parapecie, wcale nie czułam się odurzona - wręcz przeciwnie, byłam całkowicie przytomna. Próbowałam jakoś "oderwać" się na chwilę od rzeczywistości (tak jak ma to zazwyczaj miejsce, kiedy jestem w domu i słucham muzyki) i skoczyć, ale zamiast tego cały czas myślałam o tym, czy podczas spadania (dodam, że był to skok na małe drzewko) jakaś gałąź nie wydłubie mi oka albo czy moje włosy nie zaczepią się o coś albo czy nie złamię sobie nosa (jakby to mialo jakieś znaczenie). A najbardziej bałam się tego, że nie poczuję ulgi. Właściwie to jest główny powód, dla którego nie skoczyłam. Jeśli po śmierci nie ma nic, to jak miałabym poczuć ulgę, zabijając się? Samobójstwo ma mnie uwolnić od bólu, ale żeby nie czuć bólu, też trzeba żyć, nie? I w tym właśnie problem. Nie chcę sugerować, że jeszcze mi to chodzi po głowie - ale gdybym wtedy była pewna, że po śmierci też jest jakieś 'życie' (może gdybym była bardziej religijna, chociaż - jak wiemy - samobójcy też nie są mile widziani w Niebie), to pewnie bym skoczyła... Sorry, że tak o tym piszę, ale dzisiaj mnie to nawet bawi. Tzn., dzisiaj wiem, że NA PEWNO się nie zabiję. Chcę żeby mi ulżyło. ZA życia, bo to czy PO można poczuć ulgę, jest dla mnie zbyt niepewne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Młodzież w tym wieku jest wyjątkowo wredna

 

Bo ludzie to gów**, nic innego. :?

 

A najbardziej bałam się tego, że nie poczuję ulgi.

 

Prawdę mówiąc nie poczuła byś ulgi bo i jak skoro by Cię już nie było? :-|

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z tym g... to jednak jak dla mnie lekka przesada :smile: . Mówiąc oględnie, z każdej krowy da się wydoić trochę mleka - takie jest moje podejście do NIEKTÓRYCH ludzi :smile: . I oczywiście, celem mojego wcześniejszego postu, było zniechęcenie ludzi do prób samobójczych za pomocą tej "logicznej dedukcji" :D .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj Neśka! widze ze mamy taki sam problem i takie same poglady na zycie... :oops: wiesz?lepiej byc taka jakie jestesmy i cierpiec niz stac sie jedna z tych zlych jak ja to mowie ludzi-nie martw sie -nie jestes sama!ja jestem taka jak Ty!!!i sa dobrzy ludzie na swiecie,a to ze nas wykorzystuja ci zli?no coz-trzeba to poprostu przemilczec i udawac ze sprawia nam to radosc albo poprostu sie do tego przyzwyczaic i jakos to znosic moze nawet z czasem z lekkim usmiechem.Dzis nawet mialam taka przygode:) :lol: bedac u laryngologa!pani ktora pomagala lekarzowi prawie mnie zwalila z krzesla bo siegala zapalki by cos tam podpalic(jakies lustereczko ktorym pozniej ogladala mi gardlo)Gdyby to wydarzylo sie 4 lata temu czyli przed depresja to dala bym jej popalic,ale dzis tak mnie to zszokowalo ze az sie zaczelam cicho smiac-bo coz ja poradze na to ze sa tacy ludzie?nie potrafia powiedziec przepraszam tylko wala sie na glowe bo ona cos chce!normalnie szok!mowie Ci-do tej pory sie z tego smieje i jestem dumna z siebie ze nic jej nie powiedzialam i ze znioslam to calkiem calkiem:)hihihi..wiec sa czasem takie sytuacje ze poprostu rece opadaja i wtedy lepiej sie usmiechnac i poprostu odpuscic bo to ze cos powiemy moze im sie wydac dziwne:)-wiec glowa do gory jak ci sie bedzie jakas baba kladla na plecy i o malo cie biustem nie zadusi:)!

 

[ Dodano: Pon Sty 15, 2007 10:11 pm ]

oj!zapomnialabym-nic nie da ze ludzie radza nam bysmy byly silne i gruboskorne:)nigdy takie nie bedziemy choc bysmy chcialy bo taka nasza natura-wiec rozumiem cie lublinianko i przeczytaj moj wczesniejszy post bo jestem i taka jak Ty wiec jest nas tu troche:)tych ktore sa poprostu wrazliwe,wrazliwe,wrazliwe..daja sie oszukiwac,i rozpamietuja rane zadana 5 lat temu tak samo jak te ktora zadal nam ktos wczoraj..Pozdrawiam Cie cieputko!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wczoraj wieczorem był Ktoś przy mnie ,mogłem z nią porozmawiać ,przekonała mnie że powinienem coś zjeść ,przynajmniej mnie rozumie ,ale nie umie mi pomóc bo nie może ,nikt nie może.....ja jestem słabym tchórzem ,brak mi silnej woli ,pozwalam żeby moje słabości mną kierowały.....Mocno Wam dziękuję (chociaż jestem słaby) Różo i Kaju .Poczułem jakby radość czy zrozumienie (jakby coś przez chwilę rosło w sercu) gdy przeczytałem Wasze słowa ,wydaje mi się ,że mnie rozumiecie ,kilka bliskich mi osób uważa,że poprostu jestem leniwym egoistą który sobie pobłaża. Wczoraj zjadłem niewiele (bułkę , jabłko i kawałek czekolady) ,było mi niedobrze ,wytrzymałem i jedzenie zostało w żołądku .Ona tłumaczyła mi ,że nie muszę czuć się winny czy gorszy ,że nie muszę wstydzić się tego że mam trudności z okazywaniem uczuć ,że kiedyś spotkam osobę (kobietę) ,która mnie tego nauczy i smutek minie ,ale wydaje mi się że to niemożliwe żeby mnie ktoś polubił (pokochał -wsydzę się tego słowa ,to jest straszne) .Dziś wieczorem może też coś zjem ,narazie nie mogę....czuję się taki słaby....nawet dobrze mi z tym...nic od siebie nie wymagam...na nic nie zasługuję....(chocaż wczoraj upiekłem chleb żytni,przynajmniej na to było mnie stać - już chyba cały zjedzony ,ale przez rodzinę ,ja nie jadłem - chciałem jeszcze posprzątać kuchnie ,ale nie miałem już sił).....Wstyd mi za siebie ,za tą słabość ,że z nią nie walczę ,przez to nie czuję się mężczyzną (człowiekiem) .Wobec trudnych pytań i decyzji pozostaję obojętny.....Nie wiem jak się czuję ,nie wiem kim jestem ,boję się tego ,boję się siebie.......Jestem Wam bardzo wdzięczny za budujące posty .Odezwę się jutro (mam taką nadzieję).

"Gdy jesteś sama i życie samą Cię zostawia

zawsze możesz pójść do mnie

na wszystkie problemy mój dotyk i szept

to zdaje się pomagać mówię Ci

Pójdziemy po chodnikac ,gdzie pięknie lśnią latarnie

Jak możesz przegrać?

Tu światła świecą mocniej ,ja jestem przy Tobie

Zapomnij o kłopotach .Porzuć zmartwienia i bądż przy mnie".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Faunik,cały czas jesteśmy z tobą :D Ale,że też chciało ci się upiec ten chlebek(na pewno pyszniutki,mniam)-no no podziwiam!I rób tak dalej,powoli,byle co,ale rób.Nic tak nie pogłębia dołu jak nic nierobienie.A z kolei w dole nie ma się sił na robienie czegokolwiek.Wiem,wiem,ale trzeba się zmuszać.Na siłę coś zrobić i odpocząć.Na siłę się uśmiechać i odpoczywać.Na siłę ogladaj komedie,mówię ci-to naprawdę pomaga.Nie od razu jest efekt,ale po kilku dniach już będzie lepiej.Ja tak sobie wpadam co raz w dołek i znowu się z niego wygrzebuję.I zostaje mi już tylko nerwica :lol: A potem znowu dołącza się deprecha i sobie walczę z nią albo przeczekuję.I znowu mija i za chwilę od nowa.Wierz mi,ja już nauczyłam się z tego żartować.Ty też sie nauczysz-bo jest taka granica cierpienia,za którą się uśmiech beztroski zaczyna :D Trzym się. :D Pa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Faunik- pomożemy Ci! Nie zostawimy Cię samego z tą okropną chorobą, wszyscy mamy jej dość dlatego musimy się wspierać.

Trzymaj się :!::!:

 

Tak musimy się wspierać...

 

Przez ostatnie dni nie pisałam...Dałam sobie, życiu i innym szanse...I wiecie co? znów się rozczarowałam...Jedyne co mnie teraz trzyma przy życiu to ta moja muzyka przez którą uswiadamiam innych...Docieram do ludzi i jeszcze trzyma mnie przy życiu to że ktoś bardziej zbłądził ode mnie...Muszę tą osobę ściągnąć w rodzime strony.

I takie jest moje życie...Od praiwe 10 lat...Zawsze tak sobie tłumaczę...Odejdę tylko pierwsze kogoś wyciągnę z bagna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Różo dziękuję Ci najszczerzej jak potrafię ,naprawdę potrafisz dodać wiary .We mnie wlałaś troszkę optymizmu .Miałem napisać wczoraj ,ale brat mi przerwał ( a ja jak zwykle ustąpiłem ) ,pózniej gdy komputer był wolny ,nie miałem chęci ( wmówiłem sobie ,że nie wolno mi odkrywać przed Wami moich słabości ,żeby Was nie przygnębiać i że jedynie kobiety mają prawo do okazywania słabości i zasługują na troskliwą opiekę - tego chyba jestem pewien ). Musiałem wczoraj wyjść zdomu ( od ponad trzech tygodni się w nim kisiłem),zmusiła mnie do tego wizyta u psychiatry ,wyglądałem koszmarnie ( nadal wyglądam ) , więc doprowadziłem się w miarę do porządku ,tylko dla tego żeby nikt nie uciekł na mój widok ( wystarczy że mnie ignorują ) .Bałem spotkać się kogoś znajomego ,ich pytań - dlaczego sie nie odzywałem i czy bedę miał siłę znowu udawać ,że jest w porządku ,że jestem zadowolony .Całą drogę ,miałem strach przed atakiem panicznego lęku ,miałem negatywne myśli ( ja tu nie pasuję , wszyscy są normalni oprócz mnie ) ,ból który czułem na przedramieniu troche je tłumił ,tabletki też łyknąłem ,ale ich skuteczność była mniejsza niż zwykle ,chyba przez ogromny stres jaki ciąggle czułem .Wracając czułem się jakby trochę luzniej ,spokojniej ,ale to nie zasługa psychiatry ,tylko tego że byłem na tyle zmęczony ,że myślałem ,żeby już się położyć i choć na chwilę zasnąć ,a sen mam kruchy i często się budzę i śpię tylko jak mnie zmorzy ( czy to w dzień czy w nocy ) ,z jednej strony chciałem już być w domu ,uciec od wszystkich żeby nie musieli się na mnie patrzeć ,zastanawiać się -co z nim nie tak- .Pomyślałem : muszę iść do domu samotność na mnie czeka ,jestem z nią w stałym ,chorym związku....Nie umiem z nią zerwać.....jest chyba tylko jeden sposób żeby od niej uciec......skończyc z nią......Albo dam sobie szansę ,przecież mam znajomych.....tylko ,że oni umieją się śmiać z byle czego ,potrafią sobie radzić w każdej sytuacji - w tej najgorszej widzą dobre strony ,a gdy się pokłócą ,jeszcze w ten sam dzień się godzą .Ale ja tak nie umiem .Smutek jest we mnie ,czuję go bezprzerwy,pewnie się z nim urodziłem i będe musiał z nim umrzeć ...Gdy się uśmiecham ,to jakbym nie był sobą ,to do mnie nie pasuje .Nie potrafię się śmiać na siłę ,musiał bym być wesoły ,albo szalony - to drugie jest mi bliższe .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bardzo ci współczuję.Trzymaj się cieplutko i pisz,wyżalaj się ile chcesz i jak chcesz-jeśli tylko przynosi ci to ulgę.Nie jedynie kobiety maja prawo do okazywania słabości i zasługują na opiekę.Mężczyzna to nie maszyna,tylko czlowiek i ma prawo do okazywania tych uczuć,których z reguły się wstydzi.Ja żyję wśród samych facetów i wiem jak to jest.

Mam nadzieję,że jednak przyjdzie niedługo chwila i się uśmiechniesz-bez przymusu.Życzę ci tego serdecznie :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam,

Jestem tu nowa i nie bardzo wiem w jakim to dziale napisać. Ale ok to przejde do sedna sprawy. Otóż

po 1. od zawsze jestem strasznie nieśmiała i zamknięta w sobie, mam mało przyjaciół,

po 2. od zawsze boje sie strasznie szkoły, teraz znów nie chodze już prawie miesiąc do szkoły i grożą mi jedynki i nieklasyfikowanie, raczej nie grożą a raczej na 99% będe miałą bo konferencja jest 9 lutego. Nawet jak pochodze pare dni do szkoły to czuje straszne zmęczenie i fizyczne i psychiczne i przestaje chodzić do szkoły. Tak samo jak chodze i dostane np. jedynkę to znów sie zacinam i nie chodze. Na lekcjach sie nie odzywam bo jak czegoś nie wiem na 100% to nie mówię boję sie wyśmiania, jak to bywało we wcześniejszych latach. Co roku mam ten sam problem, teraz jestem w 1 kl. LO. Nawet jak próbuje sie pouczyć to i tak trema i stres działa tak że maksymalnie pisze coś na 2,3.

po 3. to może jest takie dziwne dla niektórych ale od wielu lat nakłaniam rodziców na drugiego psa ale najpierw mam umieć sobie radzić ze szkołą i tymi problemami.

po 4. ostatnio nic mi nie wychodzi i ciągle chodzę smutna, nic mnie już nie cieszy.

po 5. ostatnio bardzo zranił mnie pewien chłopak. Ja kocham takiego jednego od paru dobrych lat ale on ma dziewczyne. Jesteśmy przyjaciółmi tylko.

Prosze doradźcie mi coś, ja już nie wiem co mam robić.

Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

no hej.jestes poprostu bardzo wrazliwa i niesmiala,ale to idzie wyleczyc ze tak powiem.potrzebna ci wieksza wiara w siebie bo z pewnoscia masz tez jakies plusy o ktorych tu nie napisalas,bo jak juz ujelam ukrywasz to bo jestes niesmiala.nie zamartwij sie tak szkola-wiem ze to latwo mowic a problem i tak w tobie bedzie sie pietrzyl,ale postaraj sie tak do tego nie podchodzic jakby na tym mial sie skonczyc swiat-a swoja droga to naprawde szkoda ze nie odwazysz sie odpowiadac kiedy cos wiesz bo zobacz ile to zmienilo i o ile bylo by latwiej:)moze pogadaj z rodzicami jesli masz z nimi dobry kontakt i powiedz co ci lezy na sercu dlaczego tak sie dzieje moze to ci pomoze.wiecej wiary w siebie Madż:)napewno sobie poradzisz,a z tym chlopakiem to wiem jak to jest czasem kiedy kocha sie kogos a uczucia sa nieodwzajemnione-ale jak napisalas masz w nim przyjaciela,a czy on wie o tym ze cos do niego czujesz?bo moze sie okazac ze on to samo czuje do ciebie a skoro nic nie mowisz.....bedzie dobrze-nie martw sie,zobacz ile tu jest ludzi i wszyscy sa z toba. glowa do gory.

 

[ Dodano: Wto Sty 30, 2007 10:14 pm ]

ach.jeszcze chcialam napisac ze moze ta szkola jest poprostu dla ciebie za ciezka?moze zle sie w niej czujesz?moze to czas zmienic i zaczac zyc od nowa?pomysl nad tym.pozdrawiam cie cieplutko.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja sie w każdej szkole źle czuje. w gimnazjum też tak było.

Teraz jestem w tym LO i przeniosłam sie na tydzień do innej szkoły ale tak samo, tak więc wróciłam bo to prywatna szkoła jest.

Tak ten chłopak wie i mówi że gdyby nie był z tatmą dziewczyną to byłby ze mną.

 

Ja sama nie wiem co zrobić bo jak mam iść do szkoły to dostaje bółu brzucha, jest mi niedobrze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wiesz bednde jak zawsze szczery!!

Jesli chlopak mowi ,ze gdyby nie byl z dziewczyna to byl by z toba , to on nigdy z toba nie bedzie !!Czemu dajesz sie tak wykorzystywac ty powinnas stawiac warunki ty powinnas byc pania samej siebie a nie jakis kolo!

Z nauka tez mialem podobny proble , uczylem sie b. szybko ale jak przyszlo co do czego to nie moglem sie skupic i lecialem na tych 3 czy tam 2, bylo ciezko mi rowniez ale nigdy sie nie poddalem bo wiedzialem jak ja sobie sam w zyciu nie poradze to nikt za mnie tego nie zrobi!!ale do matury dotrwalem i jakos ja zdalem z nawet niezlym wynikiem!!

Jestes jeszcze mloda przyjdzie czas na faceta zajmij sie teraz soba i nauka, porozmawiaj z rodzinka o tej sprawie to jest bardzo wazne no i terapeuta sie przyda!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

J.w

Faceci w tym wieku w 90% zachowuja sie jak psy ogrodnika.

Dopiero po utracie lub zwroceniu uwagi przez osobe 3 zaczyna dostrzegac wszystko to co nie wiedzial, nie docenial wczesniej i co jest obecnie ilozuja spowodowana zazdroscia lub pozadaniem.Jestem przekonany ze w obecnej sytuacji jest podobnie.

Co do pozostalych problemow....zreszta kazdy twoj problem nie jest ciezki jezeli go nie wyolbrzymisz bo to moze sie skonczyc i zaczniesz sie sama siebie oszukiwac ze wszystko jest ok.

Znajdz sobie zajecie.

Proponuje bieganie wysilek fizyczny oczyszcza organizm.

 

Ale terapeute odradze jak niepoprawny optimista ,,hyte".....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej Madź ja przeżywam to samo co ty.

Również chodzę do I LO i uczęszczam tam jak na skazanie, nienawidzę przebywać w "budzie", zawsze odliczm godziny do końca lekcji.

Kiedyś nie miałam problemów z nauką a teraz jadę na samych 3 i 2. Jak mówię o swoich obawach mamie, to tylko gada że sobie poradzimy i załatwi mi jakieś korepetycja, dodaje również żebym nie panikowała, a ja już mam dość. Nie wiem jak się zabrać do uczenia się, nie mam siły i motywacji.

Zastanawiałam się nad zmianą szkoły, bo pomyślałam że wybrałam za wysoki poziom, ale chyba to niebyłby najlepszy pomysł ;/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja już mam dość, psychicznie nie wytrzymuje :roll: Miałam posprzątać wszystkie szafki, półki, zakątki w pokoju, ale tego nie zrobiłam. W domu słyszę tylko: leń, syfiarz, bałaganiarz, stara krowa... i wieczne biadolenie: ''Ty nic nie robisz, tylko obijasz się cały dzień'', ''kur** posprzątaj wreszcie w tym pokoju'' itd...kiedy powiem ''nie mam ochoty'' zaczyna się krzyk. Rany! Szlak mnie trafia :shock: ich słowa mnie parzą, mam ochotę się ulotnić albo zapaść pod ziemię. Wieczna krytyka, wieczne zawodzenie...a bo ja nie jestem jak jakaś tak Asia, a bo jestem dziwak, bo nie pójdę sobie korepetycji z matematyki załatwić, że jestem dzicz, bo się boję ludzie. Do jasnej cholery własny dom, a zrozumienia zero! :roll: nic nie robię tylko się opieprzam. Po drugie matka chce wiedzieć wszystko wiem, że sprawdza jakie strony przeglądam ale ja zazwyczaj muszę wszystko kasować zanim siądzie na komputer, ha! bloga mojego chciała czytać, nakłamałam, że nie mam...Mam dość szkoły i ludzie, którzy do niej uczęszczają, mam dość znajomych, oni tak bardzo mnie męczą...Przecież ja nie jestem leniem, tylko mam dysfunkcję przez tą głupia chorobę, mam jakieś zaburzenie osobowości a oni mi wmawiają, że wszystko wymyślam. Czuję się jakby cała rodzina i świat uwziął się na mnie :( mam ochotę coś rozwalić...tak mnie nosi...czy ktoś mnie rozumie? Dlaczego to tak boli....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ojj, ja Cię baaardzo dobrze rozumiem. mam podobną sytuację. przy borderline też masz depresję?

ludzie niestety nie rozumieją tego zaburzenia osobowości, moja matka też przez to często robi mi wyrzuty. w szkole ledwo semestr zaliczyłam, ale musiałam przenieść się na nauczanie indywidualne, bo nie byłam w stanie obcować dłużej z ludźmi, miałam dość wiecznego stresu.

pocieszam się tylko tym, ze tak nie będzie zawsze. bo k*** nie może, prawda?!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×