Skocz do zawartości
Nerwica.com

Moje problemy


Radison

Rekomendowane odpowiedzi

może ktoś to już napisał, nie wiem, całego nieczytałam.

 

To jest standart.

Ludzie zdrowi myślą zupełnie w inny sposób.

 

Sama się zwierzałam i dostałam kopa w tyłek. Trudne to, ale przyjaciele potrafią może nam pomóc z problemami egzystencjalnymi, ludzkimi, "normalnymi" codziennymi, ale tych nie rozumieją. Im się nie mieści w głowie, jak to można być cały czas zdołowanym, nie wiedzą (i to ich usprawiedliwia), myślą, że się użalamy, odpycha ich to, sami pomóc nie umieją, czsami wolą umyć ręce. Kiedy mówimy im, że jesteśmy wiecznie nieszczęśliwi, to niektórzy empatują i sami się z tym źle czują, nie chcą już tego, chcą iść dalej

(miałam raz taki przypadek, byłam tą "złą". powiedziała mi to osoba prosto w twarz. Sama rczałam, nie nawidziłam przez to siebie, że ja potrzebowałam pomocy, nikt mi nie udzielił, to sprawy się odwróciły. To jest takie dziwne uczucie, że ja jestem krok dalej, boję się przeszłości, w której nie nawidziłam siebie za to, a jakaś osoba mi się wiecznie zwierza, po czym mówi- ale to nie tak, ale Ty nie rozumiesz, błaga mnie o litość wręcz, przywiązuje mnie emocjonalnie łańcuchem, chce mnie ściskać przy sobie... a jak chcę złapać delikatnie oddech, to dowiaduję się, że jestem nieludzkim stworzeniem, z sercem z kamienia... i mniej mnie na sumieniu potworze) Nie wiem czy to to, ale skoro nie nawidzi się w sobie pewnych rzeczy, to w ludziach owych rzeczy też się nie nawidzi i boi.

 

Ja w depresji mówiłam o sobie: na ich miejscu też bym siebie nie nawidziła

 

nie wiem, czy zrozumieliście.

 

 

może to zabrzmiało brutalnie, ale taka jest moja ocena sytuacji. Może kiedyś sami zrozumiecie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Sama się zwierzałam i dostałam kopa w tyłek. Trudne to, ale przyjaciele potrafią może nam pomóc z problemami egzystencjalnymi, ludzkimi, "normalnymi" codziennymi, ale tych nie rozumieją. Im się nie mieści w głowie, jak to można być cały czas zdołowanym, nie wiedzą (i to ich usprawiedliwia), myślą, że się użalamy, odpycha ich to, sami pomóc nie umieją, czsami wolą umyć ręce. Kiedy mówimy im, że jesteśmy wiecznie nieszczęśliwi, to niektórzy empatują i sami się z tym źle czują, nie chcą już tego, chcą iść dalej

 

ja to rozumiem...wiem, jak to jest w takich przypadkach...ale myślę, że ten przypadek jest inny, według mnie to akurat nie tłumaczy zachowania mojej "koleżanki"....powiem to jeszcze raz: nie wiem, jak bartdzo trzeba nienawidzić kogoś, żeby robić takie rzeczy (powodować, by ktoś stracił pracę, przyjaciół, rozbijać małżeństwo, pozbawiać dziecko matki)? A podejrzewam, że Asia i ja nie byłyśmy jedynymi ofiarami jej postępowania.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej. Dam Ci rade.

Nie powiem że za bardzo sie przejmujesz, bo nie sztuka sie nie przejmowac. Ostatnio znow dzieją sie ze mną przedziwne rzeczy i sam nie wiem co mi jest. Jestem po dwóch kuracjach psychotropowych. Najpierw był EfectinER, a przez ostatnie 2 lata do czerwca tego roku seronil. WIem napewno, że te tabletki bardzo wpływały na moją psychikę. Mianowicie pozwoliły mi być w wielu miejscach i nie czuć sie niechcianym, obrzucanym wścipskimi spojrzeniami, wręcz jak to czasami czułem szykanami. PARALIŻ CZŁOWIEK W POTRZASKU. Środki farmakologiczne uwolniły mnie od różnego rodzaju dolegliwości od strony somatycznej. Serce, żołądek, uściski w głowie oraz w podbrzuszu. To była dla mnie masakra. Była... i znowu jest. Minęły dwa miesiące, kres w którym nic wielkiego nie wydarzyło sie w moim życiu, może poza rozstaniem z dziewczyną po 3 latach. Ale powiedzmy że to nie byłudany związek dla nas obojga. Od około miesiąca pojawiają się niepokojące objawy i lęki przed otoczeniem. Zauważyłem że niemal każde wyjście poza dom to wzrost napięcia i pojawiające się (PONOWNIE), nasilające się uściski rozpierania (to nie bóle!) głowy. W pewnych momentach to uczucie doprowadza do jakiegos totalnego oszołomienia i jakby izolacji, co dodatkowo prowadzi do świadomości bycia źle odbieranym przez współrozmówcę. Masakryczne błędne koło!! Co więc można opowiedzieć o lekach psychotropowych?? Albo pijmy je przez całe życie, albo nawet nie zaczynajmy. Mentalności człowieka i podejścia do świata, samego siebie nie zmieni jakaś tam flueksytyna. Co może zmienić? Napewno nie izolowanie sie od wszystkich tylko dlatego że twój rzekomo przyjaciel Cie zawiedzie. Musisz po prostu przełknąć pigułkę, że ta osoba od samego początku nie byłą twoim przyjacielem. Co więc zrobić? Spojrzeć na siebie i odszukać tych najlepszych swoich stron (choćby to trwało bardzo długo) i nie próbować niczego na siłe. Żyć swoim naturalnym rytmem, kupić filomag b6 (polecam) i starać nie stesować sie. Na nerwice dzisiaj choruje każdy, ale można z nią żyć. Ja szukam dla siebie odpowiedniej drogi i wierzę, że kiedyś ją znajdę.

I jeszcze coś. Mimo tego wszyskiego co tu napisałem leje na to co mówią o mnie inni i Tobie też to radze.

 

Pozdro

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dziękuję wszystkim, którzy zabrali głos...wszyscy macie bardzo dużo racji.

dzięki Waszym radom postanowiłam:

1.nie martwić się na zapas - i tak już nie mam wpływu na to,co się po dzisiejszym dniu wydarzy,więc przejmowanie się na zapas nic nie zmieni, a tylko zepsuje mi humor

2.macie rację - jeśli przyjaciele uwierzą w te kłamstwa, to znaczy, że to nie prawdziwi przyjaciele, a po co mi tacy?

3.tak myślę - chyba powinnam bardziej współczuć mojej fałszywej "przyjaciółce" - żałosne, że ona żeby zdobyć czyjeś zaufanie musi oczernić kogoś innego, jest chora i powinna się leczyć. Ja może i stracę przyjaciół, ale przynajmniej wiem, co to jest prawdziwa przyjaźń, a ona ze swoim postepowaniem chyba nie ma przyjaciół.

4.nie zrażać się tym, nie skreślać nikogo na zapas - to że zawiodłam się na niej, nie znaczy, że wszyscy tacy są

5.zamiast rozpaczać z powodu jednej fałszywej "przyjaciółki" i sporego grona, które być może jej uwierzy i zwątpi we mnie, cieszyć się z kilku, ale za to wypróbowanych prawdsziwych przyjaciół

6.doceniać życzliwość w ludziach - choćby tu na forum. DZIĘKI, że to dzieki WAM mogłam wyciągnać takie wnioski. Mam nadzieję, że uda mi się ich trzymać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja też się odizolowałąm od ludzi. Ciężko mi komukolwiek zaufać. Kiedyś miałąm przyjaciół i ufałam jak wariatka. Dostałam po dupie tyle razy, że przestałam wkońcu ufać.

I powiem, że sprawa zaufania nie zależy od siły woli. Nie wystarczy powidziać sobie " tak, teraz zaufam"

Jejku - ile ja razy próbowałam jeszcze raz zaufać. Nie udaje się. Czuję blokadę, wielki mór, przepaść między mną a ludźmi i nie umiem tego zmienić Choćbym chciała.

Tamte rany pozostawiły blizny nie do wygjenia.

Może czas pomoze.

Wciąż mam nadzieję...

:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a ja mam na to proste lekarstwo- ufać ludziom, bo jesteśmy istotami społecznymi i bez innych ludzi życ nie potrafimy, ale niczego od nich nie oczekiwać. Wiem, ze łatwiej powiedziec niz zrobić, ale jeśli nie liczysz na nic z niczyjej strony to jest mniejsze prawdopodobieństwo, ze ciebie oszuka, bo w pewnym sensia nie bedzie miał powodu... A przyjdzie taki czas, ze pojawi sie osaba, której będzie zalezało na tym, żebys to Ty jej zaufała... Wyjątkiem są związki damsko-męskie, od partnera nalezy oczekiwać, bo na tym polega partnerstwo w związku, tyle, ze żeby dojść do takiego momentu niestety związek musi juz byc dobrze ugruntowany, a to nie taka prosta sprawa... takie są przynajmniej moje doświadczenia- nie oczekuje i sie nie zawodzę, a ludzie daja mi to na co maja ochotę... (nie twierdze, że to mi wystarcza)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zgadzam się z iman - człowiek jest istotą społeczną i potrzebuje innych ludzi a tródno jest przebywać wśród ludzi i im nie ufać. Moim zdaniem jednak nigdy nie należy ufać nikomu do końca - zawsze należy zostawić sobie jakąś rezerwę, zachowac dystans i przekonać się z czasem czy dana osoba na nasze zaufanie naprawdę zasługuje. Niestety ludzie popełniają błędy, czasem nas zawodzą i co najgorsze nawet jeśli tak się dzieje nie zawsze oznacza to że Ci ludzie chcieli dla nas źle i że nie są nic warci. Istotnie można ufać ale nie należy niczego oczekiwać, przynajmniej ja tak do tego podchodzę i jest mi z tym dużo lepiej niż w przeszłości kiedy to miałam dla każdego serce na dłoni i dawałam z siebie wszystko a inni mnie kopali i poniewierali...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Coz, ja wychodze z zalozenia ze od drugiego czlowieka mozna dostac zazwyczaj tyle dobrego ile sami mu damy. Niestety ze zlem to juz nie dziala tak prosto. Ale lepiej raz na czas sie zawiesc na kims, niz raz przegapic kogos wartosciowego. Nie ma idealnego sposobu na zycie. Kazdy tak naprawde uczy sie zycia metoda prob i bledow. Dopoki z porazek wyciagamy wnioski na przyszlosc to ponoszenie porazek tez ma sens. A nie da sie czegos osiagnac nie ponoszac ryzyka. Dlatego ja ryzykuje, staram sie ufac ludziom, przynajmniej niektorym. I moim zdaniem wychodze na tym dobrze. Kilka razy zostalem zraniony, wykorzystany, jak chyba kazdy zreszta. Ale poznalem tez kilka wartosciowych osob dzieki ktorym moje zycie stalo sie lepsze, pelniejsze. I dlatego uwazam ze warto w rozsadnych granicach byc otwartym na ludzi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

lublinianka ---> gratuluje tak wórczych wniosków....to co piszesz jest

obrazem tego, że nie jest tak źle, że możesz docenić to co masz i dasz radę!

 

 

Co do sytuacji w firmie - ja zadarłam z tym toksycznym facetem :) wiem do

czego jest zdolny, ale ratuje mnie pewien grunt. m. in. jest to pewność

w swoje racje, to że niedam się zastraszyc i to, że nie można się przejmowac

bo szkoda zdrowia juz i tak nadciągniętego.;)

 

 

 

Pozdrawiam i całego serca życzę wszystkiego dobrego!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem dlaczego tak jest, ale zawsze, prawie w każdej sytuacji spotykam się ze złym nastawieniem do siebie...

Załatwiam sprawy, dzwonię gdzieś, jestem grzeczna...a mimo to ktoś zawsze oburza się na mnie bez przyczyny, robi ze mnie po prostu idiotkę...

Kiedyś szukałam przyczyny w sobie, bo może ja cos robię źle, może źle cos powiedziałam....ale teraz doszło do tego, że boje się każdej sprawy, jaką mam załatwić. Siedzę w domu, odkładam na później, parzę w sufit i ... nic nie załatwiam. Najprostsze, codzienne czynności są wielkim problemem.

Nawet, jak się zmobilizuję to znowu mi się to przytrafia.

 

Nie wiem, czy przyciągam do siebie takich ludzi, czy może coś ze mną nie tak, czy tak na mnie reagują. Najgorsze jest to, że ja nigdy nie chcę niczego na nikim wymusić, zawsze staram się być miła, a traktują mnie nie jak człowieka, a śmiecia.

Czy spotkaliście się z czymś takim, czy macie podobne odczucia?

A może to ludzie dzisiaj w większości tacy są? Nie wiem, co mam p tym wszytskim myślec, jak już jestem w stanie pomyśleć.....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wiesz co?Tak naprawde to tu rządzi prawo dżungli,dobrze że starasz sie byc miła, ale musisz tez byc stanowcza, musisz dac im do zrozumienia, że sama wierzysz w siebie, że wiesz, że to Ty masz racje,inaczej zjedzą Cię.... Tak to jest. Niestety większość chce jak najlepiej dla siebie i nie patrzy czy komuś zrobi tym krzywde.Bądź silna, usmiechaj się, ale badź tez stanowcza.Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No właśnie. Musisz walczyć. Niestety, ale tak jest jak się jest miłym. Wszyscy Cię gnoją i wykorzystują. Trzeba zawalczyć o swoje miejsce w tym świecie. I nic na to nie poradzimy. A wewnętrzne ciepło musisz zachować dla naprawdę bliskich osób póki Cię nie będzie stać na bezinteresowne rozdawanie dobroci...

Smutne, ale cóż. Taki jest świat. Nie lepszy, nie gorszy. Po prostu taki jest.

I nie da się go zmienić. Tylko siebie można kształtować i mieć nadzieję że poprzez własny przykład coś poruszysz w tym kolosie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No właśnie najgorsze jest stać się jednym z nich... ale macie rację, że żeby przetrwać trzeba walczyć - to odwieczne prawo dżungli.

Zastanawiam się nieraz, jak tak można...bo ja nie potrafię!!! I dlatego każdego dnia czuję, że ginę...

Czy ktoś z Was może to rzezwyciężył?

Bo widzicie - ja mam tak, że jest mi strasznie źle, gdy postąpie "niemile" i wtedy wszyscy mi wypominają, że to ja jestem tą niedobrą, wredną zołzą.

Czasami zastanawiam się też, czy nie jest tak, że ludzie mają już taki sposób bycia, że zawsze ludzi naiwnych wykorzystują, jak coś złego się stanie to ich obwiniają. Ja odnoszę wrażenie, że traktuje mnie tak nawet własna rodzina...

Czy to więc zależy od tego z jakim cżłwoiekiem mamy do czynienia? Czasem boję się, że myśląc, iż ludzie tak potrafią wykorzystywać upraszczam sprawę...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam od kilku moze dwoch miesiecy potworne problemy ze soba. Znowu zaczynam watpic, znowu widze tylko negatywne strony swojego zycia znow czuje ze wszystko we mnie sie kotłuje gdy mam kogos o cos poprosic albo powiedziec cos publicznie. Do tego objawy takie jak bóle uciski głowy, lęki, kołatania serca, częste arytmie, oszołomienie graniczące niekiedy z otępieniem brak zainteresowania sferą intymną (przy wytrysku brak satysfakcji zero pozytywnych emocji), ucieczki przed problemami życia codziennego, brak wizji na życie... Gdy próbuje sobie przedtawic wizje siebie zmieniającego prace, zakładającego rodzine to dostaje stanu lękowego i nie potrafie sobie tego inaczej poukładac. Bezsilnosc.

Poszedłem do lekarza piewszego kontaktu i opowiedziałem wszystko, co mnie przerasta i co wydażyło sie od odstawienia seronilu (czerwiec 2006r.) Generalnie jesli chodzi o strone fizyczną nawróciły objawy niemal takie same. Specyficzny ucisk w głowie o charakterze napadowym z tendencjami do nasilania się. W sierpniu lekarz rodzinny zdiagnozował ten ucisk jako ból zatok związany ze stanem zapalnym, dostałem antybiotyk. Zero rezultatu. Do dzisiaj bez zmian. Otóż mój lekarz bez chwili namysłu wypisał receptę na seronil zapytałem czy tak mozna i czy bez konsultacji z psychiatra, który prowadzi moje leczenie to jest w ogóle bezpiecznie. Powiedział, że nie ma na co czekac z uwagi na trudnosci z dostaniem sie do psychiatry i koniecznosc długiego oczekiwania. Dzis wypiłem pierwsze 2 tabletki, pierwszy raz od 4 miesięcy. Jestem świadomy tego, że takie leczenie ma na celu złagodzenie jedynie objajow i zlikwidowanie tych paraliżących lęków któe nie pozwalają mi odnaleźc sie w życiu, które każą mi uciekać. Wiem, że musze rozmawiac duzo z psychologiem i tak naprawde wszystko zalezy ode mnie, a nie od flueksytyny, ktorej całe zycie przeciez nie bede pił.

 

Pozdrawiam, piszcie o swoich problemach

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj.Masz racje że lekarstwa nie są w stanie ci pomóc przezwyciężyć lęki.Gdyby tak było każdy kto ma problemy psychiczne zażywałby tabletkę i byłoby po sprawie!Trochę za piękne żeby było prawdziwe.Niestety twój lekarz rodzinny nie jest specjalistą w tej dziedzinie!Oczywiście leki również są istotne z tym że powinny iść w parze z psychoterapią.Dobrze by było gdybyś wybrał się na jakąś terapie grupową która z czasem pozwoliłaby ci się otworzyć,wyzbyć strachu przed ludzmi i wypowiadaniem się na forum.Porozmawiaj z jakimś psychologiem,psychiatrą o miejscach gdzie stosuje się tego typu terapie.Trzymam kciuki, powodzenia

Zawalcz o siebie-zobaczysz jak pięknie jest się cieszyć z małych rzeczy:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

miałem takie same objawy jak ty tylko ja zdobyłem sie na odwage poszedłem do psychiatry sam bo już nie widzialem żadnego celu .

ani zycia.teraz biorę leki to zaledwie 3 tygodnie więc na poprawę jeszcze zapewne czas ale mam do tego raz na tydzien sesję z psychologiem i kochająca rodzinę bo bez nich już bym dał za wygraną.A leki które biorę to

EFECTIN ER,CLORANXEN, I ZOLAFREN jakoś trwam i ty dasz radę ten ostani lek podaje się już przy pierwszych stanach schizo.więc widzisz sam.mam tylko nadzieję że szybko sie to zakończy. więc powodzenia będzię tylko lepiej

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

siedze i czytam wasze problemy to jak nie mozecie sobie poradzic z cierpieniem smutkiem,czasami nawet wydaje mi sie ze z brakiem motywacji, ja nawet nie moge sie poplakac a tak bardzo bym chcial,poplakac sie i byc smutny.a czuje tylko ciemnosc i pustke ,bezsens. moze to bedzie dla was jakas motywacja : nic nie czujac tylko jakis dziwny strach i pustke codziennie o 9 rano biegam potem chodze na silownie ,gotuje,robie to bez zadnej satysfakcji tylko z nerwami bo czasem nawet niewiem co robie taki mam brak koncentracji

licze na was tak bardzo jak licze na samego siebie xxxxxxxxxxxdaniel

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

brak sensu,brak celu,bezsensownosc,obojetnosc,poprostu spingwinienie albo syndrom lodówkowy :P robisz cos jak maszyna w dodatku zaprogramowana,nie daje Ci to radosci,moze zacznij robic cos innego?moze usiadz i pomysl co takiego jest na swiecie co sprawiło by Ci radosc?jak znajdziesz to zacznij to robic,jak zaczniesz to robic to zaczniesz sie cieszyc wtedy wrócisz do nudniejszych aspektów swego zycia które stana sie tylko dodatkiem koniecznym do niego,cos co musisz odbebnic i wrócic do czegos co lubisz robic.Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hyte moja rada jest tak zeby udac sie jak najpredzej do dobrego lekarza. Ja zmarnowalam dwa lata oszukujac sie ze jest wszystko dobrze az przyszedl taki czas kiedy przestalam wogole wychodzic z domu i zaczelam miec leki. Wczesniej miewalam okresy kiedy wszystko bylo mi zupelnie obojetne, mechaniczne wykonywanie czynnosci, podobne do Twojego stanu. Dlugo trwalo zanim dalam sie namowic na wizyte u psychiatry i psychologa, teraz zaluje, ze nie zrobilam tego juz dawno. Czuje, ze zaczynam normalnie funkcjownowac, rozmawiac z ludzmi, a patrzac w lustro widze inna osobe. Jestem dopiero na poczatku leczenia ale wiem, ze to jedyna wlasciwa droga. Porozmawiaj tez o swoich problemach z rodzina, to bardzo pomaga o ile oczywiscie znajdziesz zrozumienie.

Trzymaj sie cieplo.

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dzieki meskalina ja chodze do terapelty !!!ale ona wydaje mi sie gozej schizowana ode mnie!!mam tez lekaza daje mi leki one pomagaja ale to jest tak wolny proces teraz mam tak ze niezadaje sobie glupich pytan jak np.czemu to jest smieszne !!!czemu jest czas? przeciez to wszystko jest tak umowne i w gruncie zeczy istniejace tylko w naszej wyobrazni. ale juz teraz nie mam z tym problemow przyjmuje do wiadomosci , i nawet sie smiej ze kiedy musialem miec niezle nasra... ale caly czas mam!!]pozdrawiam i dzieki

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam osiemnaście lat, prawie za mniej niż 2 miesiące dziewiętnaście. Moja matka od ponad 11 lat jest alkoholiczką, nie mieszkam w domu od ponad roku. Jestem na utrzymaniu mojej Cioci, która finansuje mój wynajęty pokój i praktycznie zupełnie obcych ludzi, którzy wyciągneli do mnie ręce, dali mi miejsce do życia, życzliwość. Trochę pomaga też mi tata, ale jest to znikoma pomoc, ma większe problemy niż ja i nie potrafi sobie z nimi poradzić, ani z nimi, ani ze mną. W wakacje miałam próbę samobójczą. Próbowałam się zatruć lekami psychotropowymi. Zrobili mi płukanie żołądka, musieli wlać we mnie kilka litrów wody zanim udało im się mnie zmusić do wymiotów. Tak bardzo chciałam umrzeć. To był jak dotąd najlepszy krok w moim życiu, w pewnym sensie odciełam pępowinę. Wciąż żyję, chodzę do szkoły- a raczej chodziłam, od dwóch tygodni nie biorę już leków. Cały czas leżę w łóżku, nie mogę spać, albo śpię po 20 godzin. Chodzę jak potłuczona, wyglądam jak narkoman po odwyku. Nie jestem w stanie się podnieść. Liczę dni do matury i końca szkoły, piszę co powinnam zrobić, ale nic w związku z tym nie robię. Przestałam czytać książki, przestałam się uczyć, przestałam normalnie funkcjonować. Przestałam żyć, stałam się pustą skorupą, do niczego nie zdatną, nie potrafiącą się podnieść. Nie chcę brać więcej otępiających mnie leków, nie chcę więcej leżećw domu i nic nie robić. Nie potrafię się podnieść, nie potrafię nie myśleć o problemach, wszystkie zaczynają się ode mnie. To ja nie potrafię się podnieść, zmusić do nauki, uśmiechnąć, czy zrobić cokolwiek innego. Dzisiaj znowu nie byłam w szkole, juz nie wiem co mam robic.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej rave freak, wedlug mnie to straszna depresja, jesli nawet leki nie pomagaja. Idz do psychoterapeuty, najlepiej z polecenia, zebys nie trafila na jakiegos wariata, zmus sie do tego zeby wyjsc, taka wegetacje nie ma sensu. Nawet jesli mialby to byc ktos z kasy chorych, to od niektroych slyszalam ze tacy tez potrafia pomoc. Walcz! Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×