Skocz do zawartości
Nerwica.com

Czy czujecie wsparcie kogokolwiek?


enfren

Rekomendowane odpowiedzi

Zaraz, zaraz chyba zapominacie o kotach... w niczym psom nie ustępują i tez można z nimi chodzić na spacery :P a wracając do meritum - bardzo trudno coś doradzić osobom z depresją. Sama miałam depresję, więc znam problem, teraz ma mój przyjaciel - i nie wiem za bardzo, jak mu pomóc... ile razy można powtarzać to samo, dawać te same rady ? ja swoje, a on swoje - pomysły mi się już kończą :roll:

Mi chyba bardziej chodziło o to, żeby ktoś był ze mną. Rady radami, wiadomo że myślenie jest zniekształcone i na to pomogą leki. Ale ważne jest, żeby pokazać komuś, że nie jest sam, odwiedzać, interesować się. Ważne jest to, że ktoś przyjdzie wyciągnąć na spacer chociażby lub obejrzeć film, że się nie zostawia takiego kogoś jak trędowatego żeby się sam kurował i zgłosił się jak znowu się poczuje normalnie.

 

Dla mnie to, że koty nie wymagają chodzenia na spacery to duża zaleta 8) miałam w domu u rodziców dwa koty, jeden był mój ukochany. Niestety, zginął w wakacje przejechany przez samochód. Miał 15 lat i dobrze się trzymał. Właściwie to jego śmierć wywołała u mnie ostrą depresję. I nie tylko u mnie - drugi kot po śmierci pierwszego też popadł w depresję, przestał jeść cokolwiek, do tego był już chory i też umarł... :( niestety obecnie nie mogę wziąć kota, choć bym bardzo chciała. Nie pozwala mi współlokatorka... :?

 

-- 03 mar 2013, 19:16 --

 

o moich kłopotach zdrowotnych wie TŻ, mam w nim wsparcie. Moje rodzina wie, ale nie rozmawiam z nimi o tym. No i faktycznie pies to najlepszy towarzysz w kiepskich chwilach. ja mam dwa psy, codziennie mam spacer nawet jak nie mam siły :) bo ogony wyjść muszą. Jak nie ma TŻ to śpię obłożna psami i to mi pomaga lęki nocne zwalczyć. Nie wiem jak ludzie mogliby mi pomóc, większość pewnie nie wiedziałaby jak się zachować a reszta rzucałaby banałami.

widzę ze nomenklatura wizażowa (TŻ) ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zaraz, zaraz chyba zapominacie o kotach... w niczym psom nie ustępują i tez można z nimi chodzić na spacery :P a wracając do meritum - bardzo trudno coś doradzić osobom z depresją. Sama miałam depresję, więc znam problem, teraz ma mój przyjaciel - i nie wiem za bardzo, jak mu pomóc... ile razy można powtarzać to samo, dawać te same rady ? ja swoje, a on swoje - pomysły mi się już kończą :roll:

Mi chyba bardziej chodziło o to, żeby ktoś był ze mną. Rady radami, wiadomo że myślenie jest zniekształcone i na to pomogą leki. Ale ważne jest, żeby pokazać komuś, że nie jest sam, odwiedzać, interesować się. Ważne jest to, że ktoś przyjdzie wyciągnąć na spacer chociażby lub obejrzeć film, że się nie zostawia takiego kogoś jak trędowatego żeby się sam kurował i zgłosił się jak znowu się poczuje normalnie.

 

Dla mnie to, że koty nie wymagają chodzenia na spacery to duża zaleta 8) miałam w domu u rodziców dwa koty, jeden był mój ukochany. Niestety, zginął w wakacje przejechany przez samochód. Miał 15 lat i dobrze się trzymał. Właściwie to jego śmierć wywołała u mnie ostrą depresję. I nie tylko u mnie - drugi kot po śmierci pierwszego też popadł w depresję, przestał jeść cokolwiek, do tego był już chory i też umarł... :( niestety obecnie nie mogę wziąć kota, choć bym bardzo chciała. Nie pozwala mi współlokatorka... :?

 

-- 03 mar 2013, 19:16 --

 

o moich kłopotach zdrowotnych wie TŻ, mam w nim wsparcie. Moje rodzina wie, ale nie rozmawiam z nimi o tym. No i faktycznie pies to najlepszy towarzysz w kiepskich chwilach. ja mam dwa psy, codziennie mam spacer nawet jak nie mam siły :) bo ogony wyjść muszą. Jak nie ma TŻ to śpię obłożna psami i to mi pomaga lęki nocne zwalczyć. Nie wiem jak ludzie mogliby mi pomóc, większość pewnie nie wiedziałaby jak się zachować a reszta rzucałaby banałami.

widzę ze nomenklatura wizażowa (TŻ) ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja nie zazdroszczę - jako wierząca byłabym ograniczona szeregiem jakichś zasad i blokad, a w tej chwili kieruję się tylko tym co wydaje MI się słuszne.

 

-- 03 mar 2013, 19:26 --

 

Bo jak już w coś wierzyć i się do jakiejś wiary przypisywać, to też przestrzegać zasad tej wiary w 100%, a nie tylko tego co się podoba. Kompletnie nie rozumiem ludzi, którzy np są ochrzczeni, są katolikami, bo taka u nich w rodzinie tradycja, ale do kościoła nie chodzą. Ślub biorą tylko cywilny, a swoje dziecko chrzczą - bo tak. A takich ludzi jest dużo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja nie zazdroszczę - jako wierząca byłabym ograniczona szeregiem jakichś zasad i blokad, a w tej chwili kieruję się tylko tym co wydaje MI się słuszne.

 

-- 03 mar 2013, 19:26 --

 

Bo jak już w coś wierzyć i się do jakiejś wiary przypisywać, to też przestrzegać zasad tej wiary w 100%, a nie tylko tego co się podoba. Kompletnie nie rozumiem ludzi, którzy np są ochrzczeni, są katolikami, bo taka u nich w rodzinie tradycja, ale do kościoła nie chodzą. Ślub biorą tylko cywilny, a swoje dziecko chrzczą - bo tak. A takich ludzi jest dużo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dla mnie to, że koty nie wymagają chodzenia na spacery to duża zaleta miałam w domu dwa koty, jeden był mój ukochany. Niestety, zginął w wakacje przejechany przez samochód. Miał 15 lat i dobrze się trzymał. Właściwie to jego śmierć wywołała u mnie ostrą depresję. I nie tylko u mnie - drugi kot po śmierci pierwszego też popadł w depresję, przestał jeść cokolwiek, do tego był już chory i też umarł... niestety obecnie nie mogę wziąć kota, choć bym bardzo chciała. Nie pozwala mi współlokatorka...

O nie, jaka okropna historia :hide: sama mam 2 koty, są nieocenioną pomocą. A co do depresyjnego przyjaciela - no własnie staram się nim interesować, dopytuję się, co u niego, chociaż zawsze słyszę to samo... ale frustruje mnie, ze narzeka ciągle na te same rzeczy, a jednocześnie nic nie robi, żeby je zmienić. Wszystko na NIE - to sie nie uda, to nie ma sensu, na to już za późno. Chyba typowe myślenie dla deprechy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dla mnie to, że koty nie wymagają chodzenia na spacery to duża zaleta miałam w domu dwa koty, jeden był mój ukochany. Niestety, zginął w wakacje przejechany przez samochód. Miał 15 lat i dobrze się trzymał. Właściwie to jego śmierć wywołała u mnie ostrą depresję. I nie tylko u mnie - drugi kot po śmierci pierwszego też popadł w depresję, przestał jeść cokolwiek, do tego był już chory i też umarł... niestety obecnie nie mogę wziąć kota, choć bym bardzo chciała. Nie pozwala mi współlokatorka...

O nie, jaka okropna historia :hide: sama mam 2 koty, są nieocenioną pomocą. A co do depresyjnego przyjaciela - no własnie staram się nim interesować, dopytuję się, co u niego, chociaż zawsze słyszę to samo... ale frustruje mnie, ze narzeka ciągle na te same rzeczy, a jednocześnie nic nie robi, żeby je zmienić. Wszystko na NIE - to sie nie uda, to nie ma sensu, na to już za późno. Chyba typowe myślenie dla deprechy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja nie zazdroszczę - jako wierząca byłabym ograniczona szeregiem jakichś zasad i blokad, a w tej chwili kieruję się tylko tym co wydaje MI się słuszne.

 

-- 03 mar 2013, 19:26 --

 

Bo jak już w coś wierzyć i się do jakiejś wiary przypisywać, to też przestrzegać zasad tej wiary w 100%, a nie tylko tego co się podoba. Kompletnie nie rozumiem ludzi, którzy np są ochrzczeni, są katolikami, bo taka u nich w rodzinie tradycja, ale do kościoła nie chodzą. Ślub biorą tylko cywilny, a swoje dziecko chrzczą - bo tak. A takich ludzi jest dużo.

No takie małe ludzkie zakłamanko :mrgreen: Ale i tak zazdroszczę tym, którzy idą do kościoła pogadać sobie z Bogiem i faktycznie wierzą w to, że on tam jest i ich kocha i się nimi opiekuje. Więc czują zawsze jakieś dodatkowe wsparcie. Jak dla mnie to wszystko wynika z wewnątrz, czyli jak ktoś to wsparcie od Boga czuje, to tak naprawdę pogadał ze sobą i znalazł w sobie wsparcie. Właściwie to chyba jeden z większych celów wiary - tłumaczenie sobie różnych wypadków życiowych tym, że Bóg nas "próbuje" i przekonanie, że ktoś zawsze nas kocha, nawet jak rodzina i wszyscy inni nas olali. A tak naprawdę to środek do znalezienia siły w sobie. Chciałabym mieć coś takiego, niestety ciężko mi cokolwiek wmówić.

Jakie jest rozwinięcie skrótu TŻ?

Towarzysz życiowy ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja nie zazdroszczę - jako wierząca byłabym ograniczona szeregiem jakichś zasad i blokad, a w tej chwili kieruję się tylko tym co wydaje MI się słuszne.

 

-- 03 mar 2013, 19:26 --

 

Bo jak już w coś wierzyć i się do jakiejś wiary przypisywać, to też przestrzegać zasad tej wiary w 100%, a nie tylko tego co się podoba. Kompletnie nie rozumiem ludzi, którzy np są ochrzczeni, są katolikami, bo taka u nich w rodzinie tradycja, ale do kościoła nie chodzą. Ślub biorą tylko cywilny, a swoje dziecko chrzczą - bo tak. A takich ludzi jest dużo.

No takie małe ludzkie zakłamanko :mrgreen: Ale i tak zazdroszczę tym, którzy idą do kościoła pogadać sobie z Bogiem i faktycznie wierzą w to, że on tam jest i ich kocha i się nimi opiekuje. Więc czują zawsze jakieś dodatkowe wsparcie. Jak dla mnie to wszystko wynika z wewnątrz, czyli jak ktoś to wsparcie od Boga czuje, to tak naprawdę pogadał ze sobą i znalazł w sobie wsparcie. Właściwie to chyba jeden z większych celów wiary - tłumaczenie sobie różnych wypadków życiowych tym, że Bóg nas "próbuje" i przekonanie, że ktoś zawsze nas kocha, nawet jak rodzina i wszyscy inni nas olali. A tak naprawdę to środek do znalezienia siły w sobie. Chciałabym mieć coś takiego, niestety ciężko mi cokolwiek wmówić.

Jakie jest rozwinięcie skrótu TŻ?

Towarzysz życiowy ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

O nie, jaka okropna historia :hide: sama mam 2 koty, są nieocenioną pomocą. A co do depresyjnego przyjaciela - no własnie staram się nim interesować, dopytuję się, co u niego, chociaż zawsze słyszę to samo... ale frustruje mnie, ze narzeka ciągle na te same rzeczy, a jednocześnie nic nie robi, żeby je zmienić. Wszystko na NIE - to sie nie uda, to nie ma sensu, na to już za późno. Chyba typowe myślenie dla deprechy.

No historia okropna :( najbardziej boli mnie sposób, w jaki zginął, że strasznie cierpiał i że mimo że miał 15 lat to był jeszcze zdrowy i mógł trochę pożyć :( to był bardzo mądry, duży i silny kot. A drugi kot, mimo że młodszy był już schorowany ale autentycznie popadł w depresję i zanim się obejrzeliśmy, zagłodził się praktycznie na śmierć... trzeba było uśpić :(

 

A czy przyjaciel bierze leki? Myślenie i nastawienie "wszystko na nie" zmienia się po lekach i wtedy dopiero można komuś konstruktywnie pomóc. Wcześniej to lepiej ograniczyć się z radami bo do wprowadzania zmian w życiu i nastawieniu do świata nie ma się siły ani ochoty.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

O nie, jaka okropna historia :hide: sama mam 2 koty, są nieocenioną pomocą. A co do depresyjnego przyjaciela - no własnie staram się nim interesować, dopytuję się, co u niego, chociaż zawsze słyszę to samo... ale frustruje mnie, ze narzeka ciągle na te same rzeczy, a jednocześnie nic nie robi, żeby je zmienić. Wszystko na NIE - to sie nie uda, to nie ma sensu, na to już za późno. Chyba typowe myślenie dla deprechy.

No historia okropna :( najbardziej boli mnie sposób, w jaki zginął, że strasznie cierpiał i że mimo że miał 15 lat to był jeszcze zdrowy i mógł trochę pożyć :( to był bardzo mądry, duży i silny kot. A drugi kot, mimo że młodszy był już schorowany ale autentycznie popadł w depresję i zanim się obejrzeliśmy, zagłodził się praktycznie na śmierć... trzeba było uśpić :(

 

A czy przyjaciel bierze leki? Myślenie i nastawienie "wszystko na nie" zmienia się po lekach i wtedy dopiero można komuś konstruktywnie pomóc. Wcześniej to lepiej ograniczyć się z radami bo do wprowadzania zmian w życiu i nastawieniu do świata nie ma się siły ani ochoty.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bo jak już w coś wierzyć i się do jakiejś wiary przypisywać, to też przestrzegać zasad tej wiary w 100%, a nie tylko tego co się podoba.

Ale dlaczego? :smile: Panuje wolność przekonań i poglądów, więc dopóki nikt nikogo nie krzywdzi, co w tym złego? Nie rozumiem, dlaczego niektórych drażni to, że ktoś może się określać jako chrześcijanin i nie chodzić do kościoła- a może wielu postrzega kościół jako skorumpowaną instytucję, która wypaczyła zasady pisane w Biblii? Każdy postrzega te sprawy w indywidualny sposób, a to, co wykłada np. Kościół też jest naznaczone CZYIMŚ światopoglądem i subiektywną interpretacją- wiec co, ten, kto umie myśleć samodzielnie, jest wg. Ciebie hipokrytą? ;) A te sprawy są akurat bardzo subiektywne.

 

Ale to nie jest temat o religiach.

 

Wracając do tematu, odniosę się do kwestii wiary w odniesieniu do depresji. Jako ateistka i osoba z depresją zmieszaną z fobią społeczną, widzę to tak, że wiary bardzo mi brakuje. Uważam, że dla mnie to naprawdę byłoby pocieszające- myśl, że życie się nie kończy, że może po śmierci jest jakiś nowy, lepszy świat, w którym mogłabym doświadczyć wszystkiego tego, czego nie będzie mi dane doświadczyć w życiu doczesnym.. Ale niestety, uważam, że to bajki :( zazdroszczę ludziom wierzącym, bo to jest po prostu bardziej optymistyczna wersja. Ja jednak nie umiałabym się oszukiwać, że "coś" tam jest, bo uważam niestety, że nie ma :(

 

Też mam psa, ale racją jest, że na dłuższą metę to wcale tak wiele w życiu nie zmienia, a nawet wprowadza element jednostajności i regularności- właśnie te osławione spacery z psem, które są wymieniane jednym tchem zaraz po psychologu, przyjaźni, prozacu... jako remedium na depresję. Spacer to tylko spacer i nie widzę w tym nic ekscytującego, nawet, jeśli dla urozmaicenia "pójdę sobie inną dróżką niż zazwyczaj"... Piesek owszem, cudowny, kochany i oddany kompan- ale to zupełnie inna sprawa niż inny człowiek, który porozmawia, doradzi, zrozumie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bo jak już w coś wierzyć i się do jakiejś wiary przypisywać, to też przestrzegać zasad tej wiary w 100%, a nie tylko tego co się podoba.

Ale dlaczego? :smile: Panuje wolność przekonań i poglądów, więc dopóki nikt nikogo nie krzywdzi, co w tym złego? Nie rozumiem, dlaczego niektórych drażni to, że ktoś może się określać jako chrześcijanin i nie chodzić do kościoła- a może wielu postrzega kościół jako skorumpowaną instytucję, która wypaczyła zasady pisane w Biblii? Każdy postrzega te sprawy w indywidualny sposób, a to, co wykłada np. Kościół też jest naznaczone CZYIMŚ światopoglądem i subiektywną interpretacją- wiec co, ten, kto umie myśleć samodzielnie, jest wg. Ciebie hipokrytą? ;) A te sprawy są akurat bardzo subiektywne.

 

Ale to nie jest temat o religiach.

 

Wracając do tematu, odniosę się do kwestii wiary w odniesieniu do depresji. Jako ateistka i osoba z depresją zmieszaną z fobią społeczną, widzę to tak, że wiary bardzo mi brakuje. Uważam, że dla mnie to naprawdę byłoby pocieszające- myśl, że życie się nie kończy, że może po śmierci jest jakiś nowy, lepszy świat, w którym mogłabym doświadczyć wszystkiego tego, czego nie będzie mi dane doświadczyć w życiu doczesnym.. Ale niestety, uważam, że to bajki :( zazdroszczę ludziom wierzącym, bo to jest po prostu bardziej optymistyczna wersja. Ja jednak nie umiałabym się oszukiwać, że "coś" tam jest, bo uważam niestety, że nie ma :(

 

Też mam psa, ale racją jest, że na dłuższą metę to wcale tak wiele w życiu nie zmienia, a nawet wprowadza element jednostajności i regularności- właśnie te osławione spacery z psem, które są wymieniane jednym tchem zaraz po psychologu, przyjaźni, prozacu... jako remedium na depresję. Spacer to tylko spacer i nie widzę w tym nic ekscytującego, nawet, jeśli dla urozmaicenia "pójdę sobie inną dróżką niż zazwyczaj"... Piesek owszem, cudowny, kochany i oddany kompan- ale to zupełnie inna sprawa niż inny człowiek, który porozmawia, doradzi, zrozumie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale dlaczego? Panuje wolność przekonań i poglądów, więc dopóki nikt nikogo nie krzywdzi, co w tym złego? Nie rozumiem, dlaczego niektórych drażni to, że ktoś może się określać jako chrześcijanin i nie chodzić do kościoła- a może wielu postrzega kościół jako skorumpowaną instytucję, która wypaczyła zasady pisane w Biblii? Każdy postrzega te sprawy w indywidualny sposób, a to, co wykłada np. Kościół też jest naznaczone CZYIMŚ światopoglądem i subiektywną interpretacją- wiec co, ten, kto umie myśleć samodzielnie, jest wg. Ciebie hipokrytą?

Po to instytucja kościoła ma swoje zasady, aby ludzie do niej wstępujący ich przestrzegali. Prawdziwi katolicy chcieliby wywalić ze statystyk wszystkich wierzących-niepraktykujących, aby ich nie zaburzali. Wierzący-niepraktykujący członkowie parafii to hipokryci. :P Wierzący i nie identyfikujący się z kościołem to już nie hipokryci, choć najlepiej jakby się wypisali. Wtedy oficjalnie nie byliby już związani z instytucją kościoła.

 

-- 03 mar 2013, 20:45 --

 

Niech sobie każdy myśli co chce i interpretuje jak chce, ale jak wstępuje się do jakiegoś ugrupowania o jasnych, określonych zasadach, to po to się wstępuje, aby tych zasad przestrzegać. Nie po zgłasza się do np wojska, aby robić tylko wybrane ćwiczenia...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale dlaczego? Panuje wolność przekonań i poglądów, więc dopóki nikt nikogo nie krzywdzi, co w tym złego? Nie rozumiem, dlaczego niektórych drażni to, że ktoś może się określać jako chrześcijanin i nie chodzić do kościoła- a może wielu postrzega kościół jako skorumpowaną instytucję, która wypaczyła zasady pisane w Biblii? Każdy postrzega te sprawy w indywidualny sposób, a to, co wykłada np. Kościół też jest naznaczone CZYIMŚ światopoglądem i subiektywną interpretacją- wiec co, ten, kto umie myśleć samodzielnie, jest wg. Ciebie hipokrytą?

Po to instytucja kościoła ma swoje zasady, aby ludzie do niej wstępujący ich przestrzegali. Prawdziwi katolicy chcieliby wywalić ze statystyk wszystkich wierzących-niepraktykujących, aby ich nie zaburzali. Wierzący-niepraktykujący członkowie parafii to hipokryci. :P Wierzący i nie identyfikujący się z kościołem to już nie hipokryci, choć najlepiej jakby się wypisali. Wtedy oficjalnie nie byliby już związani z instytucją kościoła.

 

-- 03 mar 2013, 20:45 --

 

Niech sobie każdy myśli co chce i interpretuje jak chce, ale jak wstępuje się do jakiegoś ugrupowania o jasnych, określonych zasadach, to po to się wstępuje, aby tych zasad przestrzegać. Nie po zgłasza się do np wojska, aby robić tylko wybrane ćwiczenia...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale dlaczego? Panuje wolność przekonań i poglądów, więc dopóki nikt nikogo nie krzywdzi, co w tym złego? Nie rozumiem, dlaczego niektórych drażni to, że ktoś może się określać jako chrześcijanin i nie chodzić do kościoła- a może wielu postrzega kościół jako skorumpowaną instytucję, która wypaczyła zasady pisane w Biblii? Każdy postrzega te sprawy w indywidualny sposób, a to, co wykłada np. Kościół też jest naznaczone CZYIMŚ światopoglądem i subiektywną interpretacją- wiec co, ten, kto umie myśleć samodzielnie, jest wg. Ciebie hipokrytą?

Po to instytucja kościoła ma swoje zasady, aby ludzie do niej wstępujący ich przestrzegali. Prawdziwi katolicy chcieliby wywalić ze statystyk wszystkich wierzących-niepraktykujących, aby ich nie zaburzali. Wierzący-niepraktykujący członkowie parafii to hipokryci. :P Wierzący i nie identyfikujący się z kościołem to już nie hipokryci, choć najlepiej jakby się wypisali. Wtedy oficjalnie nie byliby już związani z instytucją kościoła.

 

-- 03 mar 2013, 20:45 --

 

Niech sobie każdy myśli co chce i interpretuje jak chce, ale jak wstępuje się do jakiegoś ugrupowania o jasnych, określonych zasadach, to po to się wstępuje, aby tych zasad przestrzegać. Nie po zgłasza się do np wojska, aby robić tylko wybrane ćwiczenia...

Zgadzam się z Tobą. Jeśli ktoś uważa się za katolika, ale np. stosuje środki antykoncepcyjne, albo chodzi do kościoła na wielkanoc i boże narodzenie, to dla mnie taki "wygodnicki wierzący", Wybiera sobie co mu odpowiada w religii a co nie. Dlatego chociaż jestem wychowana w tradycji KK i mam wiele sakramentów, nie utożsamiam się z tą wiarą.

 

-- 03 mar 2013, 21:07 --

 

Ja nie zazdroszczę - jako wierząca byłabym ograniczona szeregiem jakichś zasad i blokad, a w tej chwili kieruję się tylko tym co wydaje MI się słuszne.

 

-- 03 mar 2013, 19:26 --

 

Bo jak już w coś wierzyć i się do jakiejś wiary przypisywać, to też przestrzegać zasad tej wiary w 100%, a nie tylko tego co się podoba. Kompletnie nie rozumiem ludzi, którzy np są ochrzczeni, są katolikami, bo taka u nich w rodzinie tradycja, ale do kościoła nie chodzą. Ślub biorą tylko cywilny, a swoje dziecko chrzczą - bo tak. A takich ludzi jest dużo.

Takich pseudokatolików są całe stada.

 

Odnośnie wątku, chciałabym dodać, że także przekonałam się niednokrtonie, gdy człowiek jest w formie i wypełnia swoje obowiązki wobec innych, to jest super, póki coś znaczy, coś może. Dopiero kiedy poważnie zachorowałam, okaząło się , że mogę iczyć jedynie na mamę, na siebie... Cóż, do chorego na depresję, zdrowy boi się chyba cokolwiek powioedzięc, pewnie taki chory trochę wkurza zdrowego. Zdrowy także go nie rozumie, a co nieznane przeraża najczęściej;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale dlaczego? Panuje wolność przekonań i poglądów, więc dopóki nikt nikogo nie krzywdzi, co w tym złego? Nie rozumiem, dlaczego niektórych drażni to, że ktoś może się określać jako chrześcijanin i nie chodzić do kościoła- a może wielu postrzega kościół jako skorumpowaną instytucję, która wypaczyła zasady pisane w Biblii? Każdy postrzega te sprawy w indywidualny sposób, a to, co wykłada np. Kościół też jest naznaczone CZYIMŚ światopoglądem i subiektywną interpretacją- wiec co, ten, kto umie myśleć samodzielnie, jest wg. Ciebie hipokrytą?

Po to instytucja kościoła ma swoje zasady, aby ludzie do niej wstępujący ich przestrzegali. Prawdziwi katolicy chcieliby wywalić ze statystyk wszystkich wierzących-niepraktykujących, aby ich nie zaburzali. Wierzący-niepraktykujący członkowie parafii to hipokryci. :P Wierzący i nie identyfikujący się z kościołem to już nie hipokryci, choć najlepiej jakby się wypisali. Wtedy oficjalnie nie byliby już związani z instytucją kościoła.

 

-- 03 mar 2013, 20:45 --

 

Niech sobie każdy myśli co chce i interpretuje jak chce, ale jak wstępuje się do jakiegoś ugrupowania o jasnych, określonych zasadach, to po to się wstępuje, aby tych zasad przestrzegać. Nie po zgłasza się do np wojska, aby robić tylko wybrane ćwiczenia...

Zgadzam się z Tobą. Jeśli ktoś uważa się za katolika, ale np. stosuje środki antykoncepcyjne, albo chodzi do kościoła na wielkanoc i boże narodzenie, to dla mnie taki "wygodnicki wierzący", Wybiera sobie co mu odpowiada w religii a co nie. Dlatego chociaż jestem wychowana w tradycji KK i mam wiele sakramentów, nie utożsamiam się z tą wiarą.

 

-- 03 mar 2013, 21:07 --

 

Ja nie zazdroszczę - jako wierząca byłabym ograniczona szeregiem jakichś zasad i blokad, a w tej chwili kieruję się tylko tym co wydaje MI się słuszne.

 

-- 03 mar 2013, 19:26 --

 

Bo jak już w coś wierzyć i się do jakiejś wiary przypisywać, to też przestrzegać zasad tej wiary w 100%, a nie tylko tego co się podoba. Kompletnie nie rozumiem ludzi, którzy np są ochrzczeni, są katolikami, bo taka u nich w rodzinie tradycja, ale do kościoła nie chodzą. Ślub biorą tylko cywilny, a swoje dziecko chrzczą - bo tak. A takich ludzi jest dużo.

Takich pseudokatolików są całe stada.

 

Odnośnie wątku, chciałabym dodać, że także przekonałam się niednokrtonie, gdy człowiek jest w formie i wypełnia swoje obowiązki wobec innych, to jest super, póki coś znaczy, coś może. Dopiero kiedy poważnie zachorowałam, okaząło się , że mogę iczyć jedynie na mamę, na siebie... Cóż, do chorego na depresję, zdrowy boi się chyba cokolwiek powioedzięc, pewnie taki chory trochę wkurza zdrowego. Zdrowy także go nie rozumie, a co nieznane przeraża najczęściej;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wierzący-niepraktykujący członkowie parafii to hipokryci. :P Wierzący i nie identyfikujący się z kościołem to już nie hipokryci

To zupełnie dwie różne rzeczy i inny poziom ;)

 

Nie mówiąc już o tym, że nie zapisujemy się do kościoła z własnej inicjatywy, prawda? A potem, jak ktoś jest niepraktykujący, ale nie wycofał papierów to jego sprawa i nikomu nic do tego. Tak Cię to razi? Może papiery go w ogóle nie obchodzą, wystarczy, ze nie przyjmuje księdza i nie chodzi do kościoła, może przeżywa kryzys wiary i nie chce się kategorycznie odcinać od kościoła- powodów mogą być setki, ale przecież najłatwiej jest od razu wszystkich wrzucić do jednego obszernego wora z pieczątką "hipokryta"- wojujący z kościołem zarzucają mu głównie jego radykalizm, a sami są niemniej radykalni :D

 

Jak dla mnie największą hipokryzją jest bycie "wierzącym praktykującym" dulszczakiem, ale swoją drogą bycie "niewierzącym niepraktykującym" i zainteresowanie sprawami katolików czy ogolnie chrześcijan/ wyznawców czegoś tam/ i klasyfikowaniem ich "hipokryta" czy "nie hipokryta" też jest wg mnie hmmm... specyficznym zajęciem :) no ale ok, nie wnikam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wierzący-niepraktykujący członkowie parafii to hipokryci. :P Wierzący i nie identyfikujący się z kościołem to już nie hipokryci

To zupełnie dwie różne rzeczy i inny poziom ;)

 

Nie mówiąc już o tym, że nie zapisujemy się do kościoła z własnej inicjatywy, prawda? A potem, jak ktoś jest niepraktykujący, ale nie wycofał papierów to jego sprawa i nikomu nic do tego. Tak Cię to razi? Może papiery go w ogóle nie obchodzą, wystarczy, ze nie przyjmuje księdza i nie chodzi do kościoła, może przeżywa kryzys wiary i nie chce się kategorycznie odcinać od kościoła- powodów mogą być setki, ale przecież najłatwiej jest od razu wszystkich wrzucić do jednego obszernego wora z pieczątką "hipokryta"- wojujący z kościołem zarzucają mu głównie jego radykalizm, a sami są niemniej radykalni :D

 

Jak dla mnie największą hipokryzją jest bycie "wierzącym praktykującym" dulszczakiem, ale swoją drogą bycie "niewierzącym niepraktykującym" i zainteresowanie sprawami katolików czy ogolnie chrześcijan/ wyznawców czegoś tam/ i klasyfikowaniem ich "hipokryta" czy "nie hipokryta" też jest wg mnie hmmm... specyficznym zajęciem :) no ale ok, nie wnikam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×