Skocz do zawartości
Nerwica.com

witam wszystkich, na chwilę, może dwie.


gunia

Rekomendowane odpowiedzi

Cześć. Zarejestrowałam się na tym forum, żeby poszukać wsparcia. Ale, może od początku. Trochę tego będzie

 

Jestem kobietą, mam 24 lata. Niedawno skończyłam studia. Narazie nie mam stałej pracy, ale pracuję dorywczo i stażuję. Mam zdrowych rodziców, siostrę z mężem, chłopaka, na których mogę polegać. Sama też jestem zdrowa. Wiedzie się nieźle. A mimo to nie jestem szczęśliwa.

 

Wszystko z zewnątrz wygląda zupełnie normalnie. Tylko że wewnątrz czasami czuję, że nie może być już gorzej. Że nie chce mi się żyć.

 

Nie mam do niczego energii. Do większości rzeczy się zmuszam. Szybko się wypalam. Po powrocie z pracy już nie ma mowy o robieniu czegokolwiek. Jestem ciągle przygaszona i smutna. Czasem się śmieję, ale pod uśmiechem nie ma prawdziwej radości, tylko jakaś taka plytka, płaska. Często czuję złość na obcych ludzi, denerwują mnie. Kiedyś miałam różne pasje, ale przestały mnie kręcić. Wszystkiego się boję, jestem niepewna siebie. Wybieram więc sytuacje, które nie wzbudzają takich emocji, ale też mnie nie pasjonują, i tak jest z wieloma wyborami. W efekcie moje życie jest szare. Nawet mój chłopak nie wzbudza we mnie uniesień. Wstydzę się, gdy to piszę. Czuję bezsilność i beznadzieję. Czuję że egzystuję, czuję się przezroczysta. Jakby mnie w ogóle nie było.

 

W dodatku funkcjonuję jak dziecko. Nie dojrzałam do dorosłego życia. Nie potrafię wziąć za siebie odpowiedzialności. Złoszczę sie bardzo, gdy nie dostaję czegoś szybko. Jestem niecierpliwa. Chcę, żeby ktoś robił różne rzeczy za mnie. Kiedy uświadomiłam sobie, że tak jest, wcale nic się nie zmieniło.

 

Od prawie trzech lat uczęszczam na psychoterapię. Dużo więcej rozumiem, skończyłam zresztą psychologię. Znam już całkiem dobrze źródła swoich problemów. Nie przekłada się to jednak na moje lepsze funkcjonowanie. Od kilku miesięcy mój depresyjny nastrój się pogłębił. Nasiliły się też występujące już kiedyś lęki. O siebie, o własne zdrowie - panikuję nad każdym objawem, który może zwiastować ciężką chorobę, albo ciągle panikuję że jestem w ciązy, choc zabezpieczam się na dwa fronty. Podobnie zawsze boję się o moich rodziców, czy im się coś nie stało, czy są zdrowi. Jeśli nie odbierają telefonu, panika. Jeśli robię coś i dzwoni telefon, panika.

 

Nie potrafię siebie zaakceptować. Nie lubię w sobie właściwie wszystkiego. Nie akceptuję negatywnych emocji i negatywnych rzeczy w życiu. nie dostrzegam i nie umiem docenic tych pozytywnych.

 

Wiem, że muszę pracować na terapii. Niecierpliwię się, bo nie ma efektów.

Myślę o pójściu do psychiatry i wzięciu leków.

 

to tyle o mnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć. Zarejestrowałam się na tym forum, żeby poszukać wsparcia. Ale, może od początku. Trochę tego będzie

 

Jestem kobietą, mam 24 lata. Niedawno skończyłam studia. Narazie nie mam stałej pracy, ale pracuję dorywczo i stażuję. Mam zdrowych rodziców, siostrę z mężem, chłopaka, na których mogę polegać. Sama też jestem zdrowa. Wiedzie się nieźle. A mimo to nie jestem szczęśliwa.

 

Wszystko z zewnątrz wygląda zupełnie normalnie. Tylko że wewnątrz czasami czuję, że nie może być już gorzej. Że nie chce mi się żyć.

 

Nie mam do niczego energii. Do większości rzeczy się zmuszam. Szybko się wypalam. Po powrocie z pracy już nie ma mowy o robieniu czegokolwiek. Jestem ciągle przygaszona i smutna. Czasem się śmieję, ale pod uśmiechem nie ma prawdziwej radości, tylko jakaś taka plytka, płaska. Często czuję złość na obcych ludzi, denerwują mnie. Kiedyś miałam różne pasje, ale przestały mnie kręcić. Wszystkiego się boję, jestem niepewna siebie. Wybieram więc sytuacje, które nie wzbudzają takich emocji, ale też mnie nie pasjonują, i tak jest z wieloma wyborami. W efekcie moje życie jest szare. Nawet mój chłopak nie wzbudza we mnie uniesień. Wstydzę się, gdy to piszę. Czuję bezsilność i beznadzieję. Czuję że egzystuję, czuję się przezroczysta. Jakby mnie w ogóle nie było.

 

W dodatku funkcjonuję jak dziecko. Nie dojrzałam do dorosłego życia. Nie potrafię wziąć za siebie odpowiedzialności. Złoszczę sie bardzo, gdy nie dostaję czegoś szybko. Jestem niecierpliwa. Chcę, żeby ktoś robił różne rzeczy za mnie. Kiedy uświadomiłam sobie, że tak jest, wcale nic się nie zmieniło.

 

Od prawie trzech lat uczęszczam na psychoterapię. Dużo więcej rozumiem, skończyłam zresztą psychologię. Znam już całkiem dobrze źródła swoich problemów. Nie przekłada się to jednak na moje lepsze funkcjonowanie. Od kilku miesięcy mój depresyjny nastrój się pogłębił. Nasiliły się też występujące już kiedyś lęki. O siebie, o własne zdrowie - panikuję nad każdym objawem, który może zwiastować ciężką chorobę, albo ciągle panikuję że jestem w ciązy, choc zabezpieczam się na dwa fronty. Podobnie zawsze boję się o moich rodziców, czy im się coś nie stało, czy są zdrowi. Jeśli nie odbierają telefonu, panika. Jeśli robię coś i dzwoni telefon, panika.

 

Nie potrafię siebie zaakceptować. Nie lubię w sobie właściwie wszystkiego. Nie akceptuję negatywnych emocji i negatywnych rzeczy w życiu. nie dostrzegam i nie umiem docenic tych pozytywnych.

 

Wiem, że muszę pracować na terapii. Niecierpliwię się, bo nie ma efektów.

Myślę o pójściu do psychiatry i wzięciu leków.

 

to tyle o mnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

gunia, Witam Cię serdecznie na forum.

 

Trochę dziwię się, ze uczęszczasz tyle czasu na psychoterapię, a wydaje się na pierwszy rzut oka, że wszystko wraca, zatacza błędne koło. Może przechodzisz jakiś kryzys wewnętrzny. Porozmawiaj o tym na psychoterapii. Wiadomo,że podczas procesu terapeutycznego są gorsze okresy. Może przechodzisz właśnie taki z jakiegoś powodu. Może coś się wydarzyło w ostatnim czasie co spędza Tobie sen z powiek?

 

Myślę, ze powinnaś porozmawiać o tym wszystkim na sesji.

Myślę też, że Twoja samoocena daje wiele do życzenia no i ten paniczny lęk o rodziców.

 

A może potrzebujesz zmiany, czujesz, że się nie rozwijasz? Nie podcina Ci czasami ktoś skrzydeł?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

gunia, Witam Cię serdecznie na forum.

 

Trochę dziwię się, ze uczęszczasz tyle czasu na psychoterapię, a wydaje się na pierwszy rzut oka, że wszystko wraca, zatacza błędne koło. Może przechodzisz jakiś kryzys wewnętrzny. Porozmawiaj o tym na psychoterapii. Wiadomo,że podczas procesu terapeutycznego są gorsze okresy. Może przechodzisz właśnie taki z jakiegoś powodu. Może coś się wydarzyło w ostatnim czasie co spędza Tobie sen z powiek?

 

Myślę, ze powinnaś porozmawiać o tym wszystkim na sesji.

Myślę też, że Twoja samoocena daje wiele do życzenia no i ten paniczny lęk o rodziców.

 

A może potrzebujesz zmiany, czujesz, że się nie rozwijasz? Nie podcina Ci czasami ktoś skrzydeł?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

po pierwsze muszę powiedzieć że jestem pozytywnie zaskoczona, że w ogóle ktoś odpisał - dzięki.

 

Monika - lepiej zapytać, co NIE spędza mi snu z powiek... chyba najważniejszym wydarzeniem ostatnio było skończenie studiów. do tej pory czułam się bezpiecznie, wszystko szło swoim rytmem - szkoła, studia - ktoś to uporządkował za mnie. w momencie kiedy dostałam wolność okazało się że zupełnie nie potrafię sobie ze sobą poradzić - nie wiem, co chcę w życiu robić, a jeśli znajdzie się coś, co wydaje mi się ciekawe, boję się, że sobie nie poradzę. nagle muszę wziąć za siebie odpowiedzialność, a nie mam na to siły. muszę oddzielić się od rodziców, z którymi jestem bardzo mocno związana - chyba za mocno. obiektywnie sobie radzę - bo pracuję, robię studia podyplomowe, mam jako taki plan - tylko nie radzę sobie emocjonalnie, niczego nie jestem pewna. chciałabym przewinąć czas do przodu i sprawdzić, czy moje wybory są dobre. nie jestem w stanie zaakceptować faktu, że mogę wybrać źle.

 

mam wrażenie że całe moje życie to takie błędne koło. nie mogę nigdzie znaleźć punktu zaczepienia.

 

z tymi sesjami teraz to jest tak, że na bezpłatną (na płatną nie mogę sobie pozwolić) terapię przychodzę co 2 tygodnie, ze względu na godziny pracy.

 

z tym podcinaniem skrzydeł to jest tak, że właściwie przez całe życie czułam, że moi rodzice to robią... ale teraz kiedy o tym myślę, czuję, że po prostu nie umieli mnie inaczej wychować. nie obwiniam ich za swoje problemy. bądź co bądź radzę sobie w życiu - z wielkim trudem, ale jednak. nigdy nie miałam nałogów, anoreksji, bulimii, nie byłam agresywna i nie przejawiałam zachowań antyspołecznych. wszystkie lęki zamknęłam w sobie w środku. krok po kroku staram się jednak je przezwyciężać.

 

-- 19 mar 2013, 23:17 --

 

w ogole to chcialam jeszcze dopowiedziec, ze mam problemy w nawiązywaniu relacji, tzn zawsze wydaje mi się, że nawet znajomi których znam od kilku lat mnie nie lubią i nie chcą inicjować ze mną kontaktu, a kiedy robię to ja to robią mi łaskę. widzę, że na tym forum też jakos nie zachęcam do swojej osoby....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

po pierwsze muszę powiedzieć że jestem pozytywnie zaskoczona, że w ogóle ktoś odpisał - dzięki.

 

Monika - lepiej zapytać, co NIE spędza mi snu z powiek... chyba najważniejszym wydarzeniem ostatnio było skończenie studiów. do tej pory czułam się bezpiecznie, wszystko szło swoim rytmem - szkoła, studia - ktoś to uporządkował za mnie. w momencie kiedy dostałam wolność okazało się że zupełnie nie potrafię sobie ze sobą poradzić - nie wiem, co chcę w życiu robić, a jeśli znajdzie się coś, co wydaje mi się ciekawe, boję się, że sobie nie poradzę. nagle muszę wziąć za siebie odpowiedzialność, a nie mam na to siły. muszę oddzielić się od rodziców, z którymi jestem bardzo mocno związana - chyba za mocno. obiektywnie sobie radzę - bo pracuję, robię studia podyplomowe, mam jako taki plan - tylko nie radzę sobie emocjonalnie, niczego nie jestem pewna. chciałabym przewinąć czas do przodu i sprawdzić, czy moje wybory są dobre. nie jestem w stanie zaakceptować faktu, że mogę wybrać źle.

 

mam wrażenie że całe moje życie to takie błędne koło. nie mogę nigdzie znaleźć punktu zaczepienia.

 

z tymi sesjami teraz to jest tak, że na bezpłatną (na płatną nie mogę sobie pozwolić) terapię przychodzę co 2 tygodnie, ze względu na godziny pracy.

 

z tym podcinaniem skrzydeł to jest tak, że właściwie przez całe życie czułam, że moi rodzice to robią... ale teraz kiedy o tym myślę, czuję, że po prostu nie umieli mnie inaczej wychować. nie obwiniam ich za swoje problemy. bądź co bądź radzę sobie w życiu - z wielkim trudem, ale jednak. nigdy nie miałam nałogów, anoreksji, bulimii, nie byłam agresywna i nie przejawiałam zachowań antyspołecznych. wszystkie lęki zamknęłam w sobie w środku. krok po kroku staram się jednak je przezwyciężać.

 

-- 19 mar 2013, 23:17 --

 

w ogole to chcialam jeszcze dopowiedziec, ze mam problemy w nawiązywaniu relacji, tzn zawsze wydaje mi się, że nawet znajomi których znam od kilku lat mnie nie lubią i nie chcą inicjować ze mną kontaktu, a kiedy robię to ja to robią mi łaskę. widzę, że na tym forum też jakos nie zachęcam do swojej osoby....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×