Skocz do zawartości
Nerwica.com

Co dalej?


Akordeonista

Rekomendowane odpowiedzi

Witam Wszystkich na forum, gdyż jestem nowym użytkownikiem serwisu.

Otóż mój problem ciągnie się już długo, a ja widzę, że sam o własnych siłach go nie rozwiążę.

A historia ta zaczyna się w gimnazjum, kiedy po raz pierwszy wziąłem się "na poważnie" do nauki. Trafiłem na wyjątkowo miłych i ambitnych nauczycieli, którzy obudzili we mnie zapał. Tak, lubiłem się uczyć, nie narzekałem na konieczność chodzenia do szkoły (no, dobrze, nie zawsze :) ). Ale w każdym bądź razie czułem pociąg do wiedzy. Ze wszystkim radziłem sobie dobrze, acz przedmioty humanistyczne (a szczególnie historia i języki obce, ale też wiedza o społeczeństwie) lubiłem zdecydowanie bardziej niż ścisłe, ale z tymi i z tymi nie miałem problemów, ba, radziłem sobie bardzo dobrze.

Problemy zaczęły się przy przejściu do szkoły średniej. Kiedy w ręce moich rodziców dostało się moje podanie do wymarzonego liceum i zobaczyli profil humanistyczny, zirytowali się i kazali mi zmienić to na matematyczno - fizyczny lub biologiczno - chemiczny. Podkreślę już tutaj, że ich bezwzględnym życzeniem jest, abym studiował medycynę, na co się nie zgadzałem, ponieważ biologii delikatnie mówiąc nie lubię. Nie chciałem się zgodzić, ale ostatecznie uległem ich namowom, że "mat fiz" uczy wszystkiego w dużej ilości i otwiera drogę na każde studia.

No dobra, potem poszedłem do liceum. Początkowo bardzo fajnie - nowi znajomi, nowi nauczyciele, początki wcale nie były takie trudne(w sensie nauki). Ale liceum to już nie przelewki, zaczęła się prawdziwa nauka. Odezwała się moja niechęć do przedmiotów ścisłych. Rodzice zaś byli niezadowoleni z klasy, którą wybrałem, i nalegali, abym przeszedł do klasy biologicznej, na co za nic nie chciałem się zgodzić. Postawiłem sprawę jasno: chcę studiować prawo lub historię. Jedyną dopuszczalną alternatywą był jakiś kierunek inżynieryjny (w liceum szczerze polubiłem fizykę). Niestety, rodzice nie zamierzali ustępować, cały rok słyszałem słowa o tym, jak to źle, kiedy facet jest humanistą, jak to nie będę miał żadnej pracy, a jeśli już, to żałosne zarobki. Pod koniec pierwszej klasy siłą dałem się wcisnąć na korki z biologii, ale do tej pory uważam to za złą decyzję. Bardzo złą.

Nie było dotychczas lekcji, na którą przyszedłbym dobrze przygotowany. Za przedmiotem permanentnie nie przepadam. Próbowałem sobie wmawiać, że to słuszne, że będę miał dobrą pracę - na nic. Tego po prostu nie mogę robić. Nie potrafię się nad tym skupiać, pracować efektywnie, w ogóle mnie to nie "pociąga".

Ale rodzice nie ustępują. Kiedy tylko próbuję coś powiedzieć o moim rzeczywistym podejściu do tej całej nauki wybuchają wielkie "wojny domowe", które wcale mojej sytuacji psychicznej nie poprawiają.

Przez to wszystko mocno zaniedbywałem szkołę, a moje życie towarzyskie stopniało do minimum. Nie dosypiam, ciągle czuję się zestresowany. Nie widzę sensu w żadnym moim działaniu, staję się coraz bardziej obojętny i zrezygnowany. Dawno nie stwierdziłem, że jestem szczęśliwy. Jedyne moje marzenia, to się wyspać i trochę odpocząć.

Z drugiej strony - być może jest to istotne - mimo tego, we wszystkich innych sferach oceniam relacje z rodzicami jako pozytywne.

 

Bardzo proszę o obiektywne opinie, rady. Może ktoś z Was miał podobne przeżycie?

 

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam Wszystkich na forum, gdyż jestem nowym użytkownikiem serwisu.

Otóż mój problem ciągnie się już długo, a ja widzę, że sam o własnych siłach go nie rozwiążę.

A historia ta zaczyna się w gimnazjum, kiedy po raz pierwszy wziąłem się "na poważnie" do nauki. Trafiłem na wyjątkowo miłych i ambitnych nauczycieli, którzy obudzili we mnie zapał. Tak, lubiłem się uczyć, nie narzekałem na konieczność chodzenia do szkoły (no, dobrze, nie zawsze :) ). Ale w każdym bądź razie czułem pociąg do wiedzy. Ze wszystkim radziłem sobie dobrze, acz przedmioty humanistyczne (a szczególnie historia i języki obce, ale też wiedza o społeczeństwie) lubiłem zdecydowanie bardziej niż ścisłe, ale z tymi i z tymi nie miałem problemów, ba, radziłem sobie bardzo dobrze.

Problemy zaczęły się przy przejściu do szkoły średniej. Kiedy w ręce moich rodziców dostało się moje podanie do wymarzonego liceum i zobaczyli profil humanistyczny, zirytowali się i kazali mi zmienić to na matematyczno - fizyczny lub biologiczno - chemiczny. Podkreślę już tutaj, że ich bezwzględnym życzeniem jest, abym studiował medycynę, na co się nie zgadzałem, ponieważ biologii delikatnie mówiąc nie lubię. Nie chciałem się zgodzić, ale ostatecznie uległem ich namowom, że "mat fiz" uczy wszystkiego w dużej ilości i otwiera drogę na każde studia.

No dobra, potem poszedłem do liceum. Początkowo bardzo fajnie - nowi znajomi, nowi nauczyciele, początki wcale nie były takie trudne(w sensie nauki). Ale liceum to już nie przelewki, zaczęła się prawdziwa nauka. Odezwała się moja niechęć do przedmiotów ścisłych. Rodzice zaś byli niezadowoleni z klasy, którą wybrałem, i nalegali, abym przeszedł do klasy biologicznej, na co za nic nie chciałem się zgodzić. Postawiłem sprawę jasno: chcę studiować prawo lub historię. Jedyną dopuszczalną alternatywą był jakiś kierunek inżynieryjny (w liceum szczerze polubiłem fizykę). Niestety, rodzice nie zamierzali ustępować, cały rok słyszałem słowa o tym, jak to źle, kiedy facet jest humanistą, jak to nie będę miał żadnej pracy, a jeśli już, to żałosne zarobki. Pod koniec pierwszej klasy siłą dałem się wcisnąć na korki z biologii, ale do tej pory uważam to za złą decyzję. Bardzo złą.

Nie było dotychczas lekcji, na którą przyszedłbym dobrze przygotowany. Za przedmiotem permanentnie nie przepadam. Próbowałem sobie wmawiać, że to słuszne, że będę miał dobrą pracę - na nic. Tego po prostu nie mogę robić. Nie potrafię się nad tym skupiać, pracować efektywnie, w ogóle mnie to nie "pociąga".

Ale rodzice nie ustępują. Kiedy tylko próbuję coś powiedzieć o moim rzeczywistym podejściu do tej całej nauki wybuchają wielkie "wojny domowe", które wcale mojej sytuacji psychicznej nie poprawiają.

Przez to wszystko mocno zaniedbywałem szkołę, a moje życie towarzyskie stopniało do minimum. Nie dosypiam, ciągle czuję się zestresowany. Nie widzę sensu w żadnym moim działaniu, staję się coraz bardziej obojętny i zrezygnowany. Dawno nie stwierdziłem, że jestem szczęśliwy. Jedyne moje marzenia, to się wyspać i trochę odpocząć.

Z drugiej strony - być może jest to istotne - mimo tego, we wszystkich innych sferach oceniam relacje z rodzicami jako pozytywne.

 

Bardzo proszę o obiektywne opinie, rady. Może ktoś z Was miał podobne przeżycie?

 

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chore ambicje rodziców. Straszne. Oni chyba nie zdają sobie sprawe jak bardzo Cię gnębią.

Masz siłę sie wyłamać i postawić na swoim? Może nie tak otwarcie, ale docelowo. Byś studia wybrał takie jakie byś chciał? Najlepiej z dala od domu...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chore ambicje rodziców. Straszne. Oni chyba nie zdają sobie sprawe jak bardzo Cię gnębią.

Masz siłę sie wyłamać i postawić na swoim? Może nie tak otwarcie, ale docelowo. Byś studia wybrał takie jakie byś chciał? Najlepiej z dala od domu...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzięki za odpowiedź.

Nie przesadzałbym jednak z ostrą oceną ich postępowania - chcą dobrze, ja to rozumiem, ale, właśnie, czemu kosztem mojego życiowego szczęścia?

Jestem im nieopisanie wdzięczny za dobrą opiekę i wychowanie, bo to wiele razy już dotychczas zaprocentowało w moim życiu.

Czy mam siłę się stawić? Trudne pytanie. Obawiam się ich nerwów przy kolejnej próbie postawienia się - po prostu nie chcę łamać ich nadziei, którą we mnie pokładają.

Studia i tak planowałem daleko od domu :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzięki za odpowiedź.

Nie przesadzałbym jednak z ostrą oceną ich postępowania - chcą dobrze, ja to rozumiem, ale, właśnie, czemu kosztem mojego życiowego szczęścia?

Jestem im nieopisanie wdzięczny za dobrą opiekę i wychowanie, bo to wiele razy już dotychczas zaprocentowało w moim życiu.

Czy mam siłę się stawić? Trudne pytanie. Obawiam się ich nerwów przy kolejnej próbie postawienia się - po prostu nie chcę łamać ich nadziei, którą we mnie pokładają.

Studia i tak planowałem daleko od domu :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Akordeonista, ale wiesz, że tymi dobrymi nadziejami to piekło jest wybrukowane...? Myślę, że najwyższy czas przyszedł by sie uniezależniać. W końcu tu chodzi o Twoje życie, a nie bycie zdalnie sterowanym robotem. Rozumiem przywiązanie do rodziców, ale ta pępowina zaczyna Ci się oplatać wokół szyi. Nie żyjesz tylko po to by spełniać cudze marzenia. Trzeba być asertywnym. Walcz o siebie, bo to nic złego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Akordeonista, ale wiesz, że tymi dobrymi nadziejami to piekło jest wybrukowane...? Myślę, że najwyższy czas przyszedł by sie uniezależniać. W końcu tu chodzi o Twoje życie, a nie bycie zdalnie sterowanym robotem. Rozumiem przywiązanie do rodziców, ale ta pępowina zaczyna Ci się oplatać wokół szyi. Nie żyjesz tylko po to by spełniać cudze marzenia. Trzeba być asertywnym. Walcz o siebie, bo to nic złego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję za odpowiedzi.

 

Hobby, własne zajęcia... Oczywiście, całe mnóstwo!

Generalnie jednak moje zainteresowania wiążą się z pasją historią, a więc w dużym stopniu ze szkołą. Uczę się trzech języków i nie zamierzam na tym poprzestawać - sprawia mi to frajdę. Gram na akordeonie. Czytam jak mam czas gazety o tematyce historycznej, kupuję książki, wertuję internet za ciekawostkami. Lubię rozmaitą literaturę - psychologiczną, fantasy, science-fiction, przygodowa, młodzieżowa, wojenna. Podobne gatunki preferuję w filmach. Czytam także książki pisane przez różnych filozofów i socjologów. Interesuję się polityką, ale raczej pod kątem ideologii aniżeli bieżących wydarzeń. Uwielbiam grać we wszelakie gry wojenne, czy to "strzelanki" czy strategiczne. Ze sportów to raczej tylko te, które pozwalają na zachowanie formy i dobrego zdrowia - gier typu siatkówka, piłka nożna nie lubię. Od wiosny do jesieni lubię iść pobiegać, pojeździć na rowerze. Uwielbiam strzelectwo - wcześniej chodziłem na strzelnicę, do kolegów na postrzelanie z wiatrówki i tak dalej. Planuję też zacząć grać w ASG. Kiedyś składałem także modele plastikowe, planuję wrócić na miarę możliwości do tego zajęcia.

Niestety, moje wszystkie praktycznie hobby również ogarnęła niemoc - poświęcam im mało czasu, gdyż każdą wolną chwilę wolę po prostu przeznaczyć na bierny odpoczynek. Jak mówiłem - tracę chęć do czegokolwiek...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję za odpowiedzi.

 

Hobby, własne zajęcia... Oczywiście, całe mnóstwo!

Generalnie jednak moje zainteresowania wiążą się z pasją historią, a więc w dużym stopniu ze szkołą. Uczę się trzech języków i nie zamierzam na tym poprzestawać - sprawia mi to frajdę. Gram na akordeonie. Czytam jak mam czas gazety o tematyce historycznej, kupuję książki, wertuję internet za ciekawostkami. Lubię rozmaitą literaturę - psychologiczną, fantasy, science-fiction, przygodowa, młodzieżowa, wojenna. Podobne gatunki preferuję w filmach. Czytam także książki pisane przez różnych filozofów i socjologów. Interesuję się polityką, ale raczej pod kątem ideologii aniżeli bieżących wydarzeń. Uwielbiam grać we wszelakie gry wojenne, czy to "strzelanki" czy strategiczne. Ze sportów to raczej tylko te, które pozwalają na zachowanie formy i dobrego zdrowia - gier typu siatkówka, piłka nożna nie lubię. Od wiosny do jesieni lubię iść pobiegać, pojeździć na rowerze. Uwielbiam strzelectwo - wcześniej chodziłem na strzelnicę, do kolegów na postrzelanie z wiatrówki i tak dalej. Planuję też zacząć grać w ASG. Kiedyś składałem także modele plastikowe, planuję wrócić na miarę możliwości do tego zajęcia.

Niestety, moje wszystkie praktycznie hobby również ogarnęła niemoc - poświęcam im mało czasu, gdyż każdą wolną chwilę wolę po prostu przeznaczyć na bierny odpoczynek. Jak mówiłem - tracę chęć do czegokolwiek...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Takie szerokie zainteresowania to bardzo dużo przy zwalczaniu depresji. W moim przypadku depresja sprawiła, że powoli one jednak mimo wszystko zanikały. Dawało to przykry efekt zmuszania się do czegoś, co cię kiedyś pociągało i z czym wiązałeś nadzieję na lepsze funkcjonowanie. Systematycznie ubywa energii, ty próbujesz coś z tym robić, przeciwdziałać, krzątać się, ale cię to zawodzi bo krzątasz się nie wokół źródła problemu i w efekcie jeszcze bardziej usychasz przy tym, co miało cię pobudzić do życia.

Trudno mi mówic co jest źródłem Twego problemu, ale z tego co piszesz może to być pragnienie wyjścia naprzeciw oczekiwaniom rodziców. Masz nieźle określone zainteresowania, nie jest Ci wszystko jedno w jakim kierunku chcesz zmierzać, a mimo to podążasz za czymś co do tych zainteresowań nie należy i Cię stopniowo przepełnia zniechęceniem. Nie kazdy kocha biologię. Może pogadaj o tym szczerze z rodzicami - że Twoje sklonności to raczej humanistyka, ew. fizyka. Wiem, bywają rodzice, którym trudno wybić coś z głowy, ale nie zaszkodzi cierpliwie próbować.

Ja mam akurat wyrozumiałych rodziców; woleliby żebym studiował prawo, i na nie się też dostałem, ale ja wolałem wybrać filozofię i psychologię (przez co teraz trudno o pracę w zawodzie, no ale wiedziałem na co się decyduję). Nie było protestu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Takie szerokie zainteresowania to bardzo dużo przy zwalczaniu depresji. W moim przypadku depresja sprawiła, że powoli one jednak mimo wszystko zanikały. Dawało to przykry efekt zmuszania się do czegoś, co cię kiedyś pociągało i z czym wiązałeś nadzieję na lepsze funkcjonowanie. Systematycznie ubywa energii, ty próbujesz coś z tym robić, przeciwdziałać, krzątać się, ale cię to zawodzi bo krzątasz się nie wokół źródła problemu i w efekcie jeszcze bardziej usychasz przy tym, co miało cię pobudzić do życia.

Trudno mi mówic co jest źródłem Twego problemu, ale z tego co piszesz może to być pragnienie wyjścia naprzeciw oczekiwaniom rodziców. Masz nieźle określone zainteresowania, nie jest Ci wszystko jedno w jakim kierunku chcesz zmierzać, a mimo to podążasz za czymś co do tych zainteresowań nie należy i Cię stopniowo przepełnia zniechęceniem. Nie kazdy kocha biologię. Może pogadaj o tym szczerze z rodzicami - że Twoje sklonności to raczej humanistyka, ew. fizyka. Wiem, bywają rodzice, którym trudno wybić coś z głowy, ale nie zaszkodzi cierpliwie próbować.

Ja mam akurat wyrozumiałych rodziców; woleliby żebym studiował prawo, i na nie się też dostałem, ale ja wolałem wybrać filozofię i psychologię (przez co teraz trudno o pracę w zawodzie, no ale wiedziałem na co się decyduję). Nie było protestu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj Akordeonista

Jeżeli człowiek ma pasję, siedzi w tym co go kręci i generalnie umie się w tym swobodnie poruszać to jakoś sobie w życiu poradzi. Natomiast jeśli będziesz się do czegoś zmuszać i nawet jeśli udałoby Ci się skończyć medycynę, czy jakikolwiek inny kierunek, który nie korespondowałby z twoimi zainteresowaniami, czy umiejętnościami, to możliwe, że szybko byś się wypalił zawodowo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj Akordeonista

Jeżeli człowiek ma pasję, siedzi w tym co go kręci i generalnie umie się w tym swobodnie poruszać to jakoś sobie w życiu poradzi. Natomiast jeśli będziesz się do czegoś zmuszać i nawet jeśli udałoby Ci się skończyć medycynę, czy jakikolwiek inny kierunek, który nie korespondowałby z twoimi zainteresowaniami, czy umiejętnościami, to możliwe, że szybko byś się wypalił zawodowo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W moim przypadku depresja sprawiła, że powoli one jednak mimo wszystko zanikały. Dawało to przykry efekt zmuszania się do czegoś, co cię kiedyś pociągało i z czym wiązałeś nadzieję na lepsze funkcjonowanie.

U mnie niestety jest podobnie.

 

A tak z innej beczki - obserwuję u siebie jakąś podatność na złość. Na większość prostych problemów, zamiast je przemyśleć i na spokojnie rozwiązać, wolę reagować irytacją. Czy to też objaw depresyjny?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W moim przypadku depresja sprawiła, że powoli one jednak mimo wszystko zanikały. Dawało to przykry efekt zmuszania się do czegoś, co cię kiedyś pociągało i z czym wiązałeś nadzieję na lepsze funkcjonowanie.

U mnie niestety jest podobnie.

 

A tak z innej beczki - obserwuję u siebie jakąś podatność na złość. Na większość prostych problemów, zamiast je przemyśleć i na spokojnie rozwiązać, wolę reagować irytacją. Czy to też objaw depresyjny?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

A tak z innej beczki - obserwuję u siebie jakąś podatność na złość. Na większość prostych problemów, zamiast je przemyśleć i na spokojnie rozwiązać, wolę reagować irytacją. Czy to też objaw depresyjny?

 

Owszem. Ogólna większa podatność na stres, czyli też szybsza irytacja na siebie i otoczenie. I jak sobie z tym radzisz?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

A tak z innej beczki - obserwuję u siebie jakąś podatność na złość. Na większość prostych problemów, zamiast je przemyśleć i na spokojnie rozwiązać, wolę reagować irytacją. Czy to też objaw depresyjny?

 

Owszem. Ogólna większa podatność na stres, czyli też szybsza irytacja na siebie i otoczenie. I jak sobie z tym radzisz?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×