Skocz do zawartości
Nerwica.com

Wyleczyłam się sama w kilka dni :)


amoma

Rekomendowane odpowiedzi

Witam. Postanowiłam założyć tu konto i podzielić się swoją drogą do wyzdrowienia, być może to komuś pomoże. Ja znam cały internet wzdłuż i wszerz pod kątek tematów związanych z nerwicą i nigdzie nie znalazłam niczego co by mi pomogło. Mam nadzieję, że ktoś tu trafi i moja historia komuś pomoże.

Na początek opiszę w skrócie moją chorobę.

Zaczęło się ponad 5 lat temu, miałam stresujący dzień, problemy na uczelni (tego dnia rzuciłam szkołę), wracaliśmy z mężem do domu i nagle zaczęła mnie bolec głowa, ale to nie był zwykły ból, było to uczucie jakby ktoś wiercił mi w głowie. Ogarnął mnie paniczny strach, zatrzymaliśmy się i powiedziałam do męża "chyba mam wylew, bo ten ból jest koszmarny i dziwny". W głowie krążyły mi myśli, czy zdąży dojechać do nas karetka gdy coś mi się stanie". W końcu poczułam się lepiej i wróciliśmy normalnie do domu. Wieczorem puls mi przyspieszył, znów się przestraszyłam, wylądowałam na pogotowiu... Wiecie jak potoczyło się moje życie dalej.. problemy z sercem, tachykardia, arytmia, moje serce robiło fikołki i inne cuda, problemy trawienne, przez te wszystkie lata nie miałam ani jednego normalnego dnia, ciągle wzdęcia, niestrawności, cokolwiek bym nie zjadła czułam się źle, duszności, zawroty głowy, napady paniki kończące się niemal odchodzeniem od zmysłów. Najpierw lądowałam na pogotowiu, potem był lekarz rodzinny, kardiolog, serie badań - żadnej diagnozy. Później leczyłam się już sama, leczyłam zakwaszenie organizmu, drożdżycę, niedobory magnezu i wiele wiele innych. Moje zdrowie się ciągle pogarszało, momentami czułam się naprawdę źle, wiele razy "umierałam".

W końcu sama zdiagnozowałam u siebie nerwicę (wcześniej nie wierzyłam w to, choć często mnie odsyłano do psychiatry) i poddałam się, postanowiłam po prostu z tym żyć. I żyłam jako tako, do czasu aż tabletka stanęła mi w gardle. Potem zaczęły się okresowe problemy z połykaniem. W końcu nadszedł dzień, że nie mogłam już połknąć niczego, moje gardło zablokowało się całkowicie. Przez kilka dni prawie nic nie jadłam i nie piłam, szukając w trybie przyspieszonym sposobu wybrnięcia z tego. W tym czasie zrozumiałam swoją chorobę i wyleczyłam się z niej, a trwało to kilka dni i jestem zdrowa do dziś :) Chciałabym się podzielić tym jak udało mi się wyzdrowieć, ale przede wszystkim zrozumieć. Chciałabym przelać moje myśli, które mnie to tego doprowadziły, bo to jest najważniejsze, ale zajęłoby mi to co najmniej książkę. Postaram się streścić i jak najlepiej zachować zrozumienie.

Moje wyzdrowienie przebiegało następująco:

1. Mieszanka ziołowa, która pomogła mi się uspokoić i pozbyć starych myśli.

2. Gdy już miałam świeży umysł zrozumiałam swoją chorobę.

3. Przestałam się bać strachu i wystawiłam siebie na życie pomimo lęku.

4. Nowe myśli, nowe życie :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Teraz rozwinę i napiszę krok po kroku moje zrozumienie i wyzdrowienie. Zrozumienie jest najważniejsze.

Pierwszy dnia, gdy już miałam całkowicie zablokowane gardło było przeplatane totalnym załamaniem i myślami o śmierci oraz szukaniem sposobu wybrnięcia z tego. Szukałam sposobu na necie oraz w głowie, rozmawiałam z mężem, który kompletnie mnie nie rozumiał, nie potrafiłam mu wytłumaczyć tego co się ze mną dzieje, ponieważ sama nie rozumiałam. Doszłam do wniosku, że odruch broniącego się gardła przed jedzeniem którym mogę się udławić stał się już nawykiem, instynktem i nie da się go zmienić. Przepłakałam pół dnia, sądząc że już nigdy nie wrócę do normalności i przyjdzie mi umrzeć z głodu albo żyć na kroplówkach, ewentualnie zamkną mnie razem z innymi obłąkanymi. Byłam naprawdę totalnie przerażona. ale to przerażenie przeplatało się z chwilami gdy wstawałam z łóżka i usilnie próbowałam coś na to poradzić. Szukałam sposobu pokonania strachu przed połykaniem, nie znalazłam nic. Pomyślałam, że może wezmę kawałek chleba i pojadę do szpitala, gdziekolwiek gdzie ktoś mnie uratuje gdy się zadławię, może wtedy uda mi się opanować strach i połknąć, najwyżej sie zadławię i jakiś lekarz mnie uratuje. Ale zrozumiałam, że prościej było by mi popełnić samobójstwo niż spróbować coś połknąć. Co dało mi wgląd, że nie boję się tak naprawdę śmierci, to nie był strach przed śmiercią, skoro potrafiłabym się zabić. Skoro to nie strach przed śmiercią to musi to być strach przez życiem, a dokładniej strach przed życiem w strachu, czyli jeszcze dokładniej strach przed strachem. Bałam się bać.

Zrobiłam sobie mieszankę ziołową, która składa się z melisy (podwójna ilość),lawendy, kozłka lekarskiego, owocu głogu i dzikiej róży, osłodzonej łyżeczką miodu. Ta mieszanka rozjaśniła mi umysł, naprawdę przestały mnie nękać natrętne myśli, myślenie zrobiło się świeże i tej nocy spałam naprawdę dobrze.

Kolejnego dnia również nie jadłam anie nie piłam prawie nic, nawet ze śliną miałam problemy. Rozmyślałam o strachu przed strachem i jak z tego wybrnąć. Rozmawiałam dużo z mężem, który mówił "jak można się bać połykać" na co ja powtarzałam w kółko "boję się że się udławię" i myślałam o tym, jaki on jest odważny, że niczego się nie boi w przeciwieństwie do mnie. Wtedy przypomniałam sobie o ludziach, którzy uprawiają ekstremalne sporty lub robią cokolwiek co daje im dreszczyk. hmmm ludzie kochają ryzyko, kochają to uczucie gdy się boją, a ja się boję z każdym najmniejszym łykiem i to nie dawało mi spokoju. W końcu zrozumiałam, że mam problem z ryzykiem. Odkryłam niesamowitą rzecz - przez okres gdy byłam chora unikałam wszelkich sytuacji które były ryzykowne, a nawet niewygodne czy niekomfortowe. Ułożyłam sobie życie bardzo wygodne i bezstresowe. Zero ryzyka i wyzwań. Postanowiłam zmierzyć się ze wszystkim czego unikałam do tej pory, od tych najmniejszych. I wiecie co, mąż zaproponował mi małe niegroźne zadanko na kolejny dzień, poczułam obawy ale razem z nimi zaczęłam się uśmiechać, w końcu zaczęłam się śmiać. Sama myśl o podjęciu wyzwania spowodowała we mnie nieopanowaną radość połączoną z uczuciem dreszczyku. To było to czego mi brakowało - dreszczyku. Zrozumiałam, że życie polega na ryzyku, w każdej chwili coś może się stać, coś może się nie udać, coś popsuć, wszyscy to wiedzą i wszyscy z tym żyją, a ja nie potrafiłam. Takie jest życie, a strach jest nieodłącznym elementem. Ze strachem nie da sie walczyć i nie da się go pokonać, trzeba żyć pomimo strachu. Gdy jesteśmy w sytuacji niebezpiecznej, boimy się ale nie umieramy od tego ani nie chorujemy tylko ratujemy się, bronimy, szukamy rozwiązań. Ja chorowałam od strachu. To było nie normalne. Bałam się udławienia - to normalne, zawsze będę mieć obawy, dlatego jemy ostrożnie, to jest nawyk i nawet o tym nie pamiętamy. Ja bałam się strachu - tu był problem.

Nie potrafimy żyć ze strachem, stresem, problemami. Stąd biorą się nerwice. Boimy się nie tego co nas stresuje, nie problemów czy zagrożeń, boimy się bać, boimy się czuć strach. To wszystko zaczęło układać się w mojej głowie przez 2 dni.

Spałam cudownie, zioła dały mi rewelacyjny sen, śniłam piękne sny. Rano wstałam niesamowicie zrelaksowana i świeża, ze świeżymi myślami, byłam spragniona sięgnęłam po butelkę z wodą i piłam, piłam, piłam, zupełnie normalne, przypominając sobie jak to jest naturalnie przełykać i starałam się nie przerywać, utrwalić w pamięci ten wspaniały odruch aż do braku tchu, wtedy przestałam i byłam szczęśliwa. Postanowiłam, że załatwiając sprawy na mieście wpadnę do mcdonalda i zamówię coś sobie, może uda mi się zjeść. Zjadłam :) Zastosowałam ten sam sposób, co poranne picie wody, czyli odchylając głowę do tyłu przy każdym kęsie, wyglądało to chyba komicznie :)

Następnego dnia pojechałam na zakupy i kupiłam mnóstwo żarcia i jadłam już wszystko normalnie i jem do dziś.

Wszystko zniknęło, mam spokojny puls i nie boję się już bać, jem wiedząc, że mogę się zadławić ale nie myślę o tym podczas jedzenia, mam to w podświadomości, a nie w świadomości. Mam teraz nowe świeże myśli, stare wyparowały.

 

To jest ta mała różnica, wcześniej pierwszą myślą po przebudzeniu było, że nie mogę jeść, nawet nie miałam szansy pomyśleć inaczej. Teraz wstaję rano ze świeżymi myślami i gotowa na dzień pełen ryzyka, tak jak kiedyś, a te 5 lat jest jak zabrane mi 5 lat życia. I chociaż wszystko dobrze pamiętam, to nie są to już natrętne myśli, zioła bardzo mi pomogły dotrzeć do sedna problemu.

 

Jeśli mogę komuś jakkolwiek pomóc, piszcie, pytajcie, chętnie opowiem więcej i ze szczegółami. Jestem zdrowa i doskonale rozumiem nerwicę. Spróbujcie coś zrobić, wystawić się na życie, idźcie tam, gdzie boicie sie iść, zróbcie to czego nie lubicie robić, po prostu bo takei jest życie :)

 

-- 10 lut 2013, 20:01 --

 

Nerwica wyleczona w kilka dni? Trochę dziwne :105:

 

to nie jest absolutnie dziwne :) nie wiem jak jest w przypadku innych nerwic, ale nerwica lękowa jest próbą walki ze strachem podczas gdy trzeba iść z nim ramię w ramię, to kwestia zmiany poglądu i odświeżenia myśli, a to może potrwać chwilę a potem tylko trzeba nauczyć sie od nowa żyć ze strachem, jeść ze strachem, czy cokolwiek co wywołuje w nas panikę, to sprawia, że strach odsuwa się w dalszy plan, do podświadomości, instynktów, tam gdzie jego miejsce, a myśli idą już w innym kierunku. Zobacz ilu ludzi idzie i robi różne rzeczy pomimo lęku, niektórzy twierdzą nawet, że się nie boją, ale to nie prawda wszyscy się boją, czy niepokoją ale zdrowi ludzie nie robią z tego problemu tylko idą dalej mimo strachu, a u mnie strach był paraliżem.

 

Candy14 - diagnozy przez psychologa czy psychiatry nigdy mi nie postawiono, dlatego, że nigdy nie byłam. Diagnozę nerwicy postawili mi tylko lekarze na pogotowiu, mój lekarz rodzinny i dwóch kardiologów, ale ja w to nie wierzyłam, uwierzyłam długo po tym jak przestałam odwiedzać lekarzy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moje wyzdrowienie przebiegało następująco:

1. Mieszanka ziołowa, która pomogła mi się uspokoić i pozbyć starych myśli.

2. Gdy już miałam świeży umysł zrozumiałam swoją chorobę.

3. Przestałam się bać strachu i wystawiłam siebie na życie pomimo lęku.

4. Nowe myśli, nowe życie :)

WOW :shock: co to za mieszanka cudowna co stare myśli kasuje - JA TEŻ CHCĘ!

Wyczyściłaś umysł za pomoca ziółek i zrozumiałaś że jesteś chora i na czym ta choroba polega. Potem przestałaś się bać i wsadziłaś w głowę nowe myśli i to w kilka dni - no BRAWO :mrgreen: A tak poza tym to już nic Ci nie dolega?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gdyby to było takie proste jak napar z melisy to nie byłoby tego forum. Wybacz ale, albo niewiele Ci było albo ja nie pojmuję o co chodzi :105:

 

te zioła pomogły mi pozbyć się natrętnych myśli, ja nie potrafiłam wziąć do ręki szklanki wody żeby nie myśleć o tym że się mogę udławić, na widok jedzenia gardło mi się zaciskało, to było tak potwornie poważne, że nie miałam ani jednej myśli która wierzyłaby, że kiedyś się to zmieni, to był już dla mnie koniec, nie widziałam wyjścia z tej sytuacji, a po kilku dniach picia ziół te myśli oddaliły się i mogłam zacząć myśleć świeżo. ale to nie zioła mi pomogły tylko zrozumienie tego czego się tak naprawdę boję. Tylko że przedtem nie potrafiłam normalnie myśleć, nie było miejsca w moim umyśle na nowe myśli.

 

Znalazłam kiedyś mieszanki na necie:

Recepta przy nerwicy wg. O. Sroki:

1. Owoc dzikiej róży – 100 g

2. Koszyczek rumianku – 100 g

3. Liść melisy – 50 g

4. Ziele krwawnika – 50 g

5. Korzeń arcydzięgla – 50 g

6. Ziele dziurawca – 50 g

7. Szyszki chmielu – 20 g

8. Korzeń kozłka – 20 g

9. Liść mięty pieprzowej – 20 g

 

Recepta przy nerwicy histerycznej wg o. Klimuszki:

1. Ziele krwawnika – 50 g

2. Korzeń arcydzięgla – 50 g

3. Korzeń kozłka – 50 g

4. Kłącze tataraku – 50 g

5. Szyszki chmielu – 50 g

6. Kwiat lawendy – 50 g

7. Liść mięty pieprzowej – 50 g

8. Liść rozmarynu – 50 g

9. Liść melisy – 50 g

10. Ziele wrzosu – 50 g

11. Ziele macierzanki – 50 g

 

ale tam nie ma głogu, a głóg działa na serce, zanim miałam problemy z połykaniem to "chorowało" głównie moje serce. Problem z połykaniem był ostatnim moim problemem, bo z z tym nie da się już żyć, nie jadłam kilka dni i MUSIAŁAM coś z tym zrobić, bo nie można bez jedzenia żyć. Skupiłam się tylko na tym problemie, ale miałam wiele więcej, a razem z połykaniem zniknęly wszystkie. Poczytajcie o tych ziołach, które ja ja piję (bo pije je do dziś, mój mąż tez pije i lepiej śpi) o ich działaniu. Nie odrzucajcie tych najprostszych metod, bo zwykle sa najlepsze, natura najlepiej wie jak nam pomóc.

 

Nie potraficie uwierzyć, ale to najprawdziwsza prawda, jestem tak szczęśliwa, że chcę się z tym dzielić, chciałaybm abyście byli wszyscy zdrowi, bo ja 5 lat cierpiałam, wiem jak to jest, gdyby nie to że mam męża którego bardzo kocham i 2 psy które życia poza mną nie widzą dawno bym się rzuciła pod pędzący pociąg żeby z tym skończyć. Próbujcie wszystkiego i nie poddawajcie się, ja szukałam co tylko mogłam żeby znów móc jeść, nigdy nic nie znalazłam co by mi pomogło, sama sobie pomogłam, własnym rozumem, ale gdy jest się chorym nie ma sie zdrowego rozumu, mi pomogły te zioła odpędzić stare myśli, one mnie dręczyły, zasypiałam i budziłam się z nimi, nie umiałam sama ich odpędzić, zaczęłam pić zioła i jakoś odeszły. Zioła są tanie jak barszcz, niewielka strata jeśli nie pomoże, a na pewno nie zaszkodzi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moje wyzdrowienie przebiegało następująco:

1. Mieszanka ziołowa, która pomogła mi się uspokoić i pozbyć starych myśli.

2. Gdy już miałam świeży umysł zrozumiałam swoją chorobę.

3. Przestałam się bać strachu i wystawiłam siebie na życie pomimo lęku.

4. Nowe myśli, nowe życie :)

WOW :shock: co to za mieszanka cudowna co stare myśli kasuje - JA TEŻ CHCĘ!

Wyczyściłaś umysł za pomoca ziółek i zrozumiałaś że jesteś chora i na czym ta choroba polega. Potem przestałaś się bać i wsadziłaś w głowę nowe myśli i to w kilka dni - no BRAWO :mrgreen: A tak poza tym to już nic Ci nie dolega?

 

tą mieszankę znalazłam kiedyś na necie, ktoś pisał że mu pomogło, ale nigdy nie zastosowałam jej, gdzie dokładnie ją znalazłam niestety nie pamiętam. Skład mieszanki:

melisa - 100g

owoc głogu - 50 g

owoc dzikiej róży - 50 g

kwiat lawendy - 50 g

kozłek lekarski - 50 g

 

pić 3 razy dziennie (ja piłam 2 razy) po zaparzeniu i ostygnięciu dodać łyżeczkę miodu.

 

Gdy się czegoś boję to wali mi serducho i dzieje się to wszystko co dzieje się podczas uczucia strachu, ale po chwili wszystko wraca do normalności, nie powoduje już błędnego koła i napadu paniki. Czasem mam dodatkowe skurcze serca gdy mam stresujący dzień lub wypiję za dużo kawy, nic nie dzieje się z innego powodu niż proste ludzkie życie. Czasem mam gorszy dzień i czuję sie fatalnie. Kiedyś w zły dzień umierałam, a teraz mogę sobie mieć złe dni, może mi serce warować od nadmiaru kawy i takie tam. Gdy muszę zrobić coś czego się obawiam to odczuwam to wszystko co przedtem ale idę dalej i po chwili wszystko mija. Kiedyś bałam się wszystkiego ponieważ bałam sie napadu paniki. W jakiejś książce przeczytałam kiedyś cytat pacjenta "boję się brać leki, bo boję sie odczuć po nich" przypomniałam sobie jak zażyłam lek przepisany przez moją lekarkę rodzinną na arytmię, siedziałam z palcem na pulsie. Przedtem potrafiłam chorować i zdrowieć, a w nerwicy nawet grypy się bałam, bo gdyby płuca mnie bolały to umarłabym na uduszenie. To jest właśnie to , strach przed odczuciami, w moim przypadku był to strach przed odczuciami które wywołuje strach. Teraz nei boję się tych odczuć pomimo tego że one są zawsze gdy się czegoś przestraszę ;)

 

Próbujcie ziółek, nawet jeśli sen się poprawi to już jest wielki krok, bo po dobrym śnie rano są lepsze myśli :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

amoma, a co proponujesz żeby wymazac traumy i koszmarne wspomnienia?

 

w moim przypadku traumatycznymi przeżyciami był zabieg usunięcia torbieli z jajnika oraz rzucenie studiów z powodu problemów z pracą licencjacką, nie potrafiłam się zmierzyć z tymi wydarzeniami, próbowałam jakiś czas temu, nigdy mi się nie udało. Jedyne co wiem o nich, to to ze nie przeżyłam ich wtedy gdy powinnam, zepchnęłam je i one były we mnie choć tego nie wiedziałam. Potem było zadławienie tabletką.

 

Nie da się wymazać, bynajmniej ja nie umiem. Ale wiem, że ludzie potrafię pochować dziecko i urodzić drugie, jak moja mama. Można się dławić a potem znów normalnie jeść, jak ja. Takie wydarzenia mogą wpływać na nasze dalsze życie lub nie. Ale sama myśl o tym, że raz sobie z tym poradziliśmy, przeżyliśmy, to znaczy że można też drugi raz, i trzeci. A jeśli traumy są po prostu przykre to wiem że nic tak nie podnosi jakości życia jak chorować by w końcu wyzdrowieć, to jest nieporównywalne do bycia zdrowym całe życie. Albo przeżyć koszmar a potem móc wreszcie wyjść z niego i posmakować życia bez tego koszmaru, tego nie posmakuje człowiek, który tego koszmaru nie zaznał. Zdrowie jest niczym dopóki się go nie odzyska. Szczęście jest niczym jeśli się go nie odzyska. Trauma daje kontrast, porównanie, docenianie. Fajne są książki o rozwoju duchowym, bo one uczą życia w teraźniejszości, czyli tam gdzie przeszłość nie zagląda.

Przepraszam, nie tego się spodziewałaś, ale ja sobie nigdy nie poradziłam z przeszłością, stosuję taką prostą naukę buddyjską na każdy problem odpowiedź "idź, napij się herbaty" (wtedy przestaję myśleć i idę się czymś zająć, bo nic tak nie niszczy jak myśli o problemach)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

amoma, a co proponujesz żeby wymazac traumy i koszmarne wspomnienia?

Do tego potrzeba więcej szyszek chmielu oraz: jęczmień, słód, wodę i drożdże :P

Można ewentualnie poeksperymentować z ziołami :roll:

 

bo proste sposoby są najlepsze, mój mąż pije taka miksturę często :P i ma zdrowe myśli, bo mało myśli ;) siądzie przed tv i gapi sie na mecz, a ja siedziałam i układałam schizy w głowie, tak ponoć jest, że im prostszy umysł tym zdrowszy. Mniej myśleć i już będzie się zdrowszym.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość pysiunia
Gdyby to było takie proste jak napar z melisy to nie byłoby tego forum.

 

To co Ci dokuczało i z czym sobie poradziłaś piciem ziółek to na pewno była lekka nerwica, a nie nerwica lękowa czy paniczny lęk.

Walczę z tym wiele lat, rozumiem nerwicę lękową, paniczny lęk, ALE gdyby wyjście z tego było takie proste jak piszesz, nie byłoby tego forum i nas tutaj.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jesteście niemożliwi.. ja tu wpadłam Was podbudować, dodać nadziei i wiary, czego ja nigdy nie znalazłam, gdziekolwiek zajrzałam czytałam tylko o tym jak długo ludzie się zmagają z nerwicami, nigdy o uleczeniach. Przez kilka lat wierzyłam, że jestem skazana na takie życie, że nigdy nie będę już żyć normalnie, to są myśli podtrzymują chorobę. Trzeba to przerwać. Trzeba uwierzyć. Skoro mi się udało to każdemu się uda, nie szukajcie haczyków, nie podważajcie tylko uwierzcie i do dzieła :)

Nerwica bierze się z myśli, każdy człowiek się boi, przeżywa problemy i nie zawsze sobie ze wszystkim radzi, ale to jest chwilowe, ma koniec i początek. Gdy tworzy się koło, trzeba z tego koła jakoś wyjść i to wszystko. Dopóki myślimy że jest to proste to takie jest, jeśłi myślimy że jest trudne to będzie trudne, a jeśli sądzimy że jest niemożliwe, to takie będzie.

 

To nie jest cudowna zasługa ziół, one pomogły mi pozbyć się starych natrętnych myśli, może to być cokolwiek innego co spowoduje podobny efekt. Ale ten efekt trzeba wykorzystać, aby stworzyć nowe myśli, nowe schematy.

 

Moja nerwica nie była lekka, nie była też krótka. Podczas napadów traciłam wszystkie zmysły, czułam że umieram. Miałam takie miejsca w domu które nazywałam "piekłem", bo gdy tam usiadłam to czułam wstręt do życia, obrzydzenie tak straszne że musiałam uciekać, często nie dawałam sama razy wstać, bo mdlałam. Miałam okresy, że nie spałam, krew spływała mi z nosa przez gardło tak byłam wykończona brakiem snu. Nie mogłam zasnąć bo budziły mnie wstrząsy w klatce piersiowej, jakieś dziwne częstoskurcze, które mnie budziły i tak w kółko aż wstawałam z łóżka bo bałam się zasypiać. Potem gdy już się poddałam, napady były rzadsze i doświadczałam czasem dobrych okresów. Dopiero gdy zaczęłam bać się jeść wzięłam się w garść i wtedy zaczęłam pić te zioła i układać myśli. Myślałam bez przerwy, nic innego nie robiłam, nie wychodziłam z domu. Raz beczałam bo to oznaczało dla mnie śmierć z głodu albo zadławienie, a gdy przestawałam płakać zaczynałam szukać ratunku, rozwiązań, sposobów. Dopiero gdy zrozumiałam, że boję się nie zadławienia tylko strachu przed strachem zadławienia, zaczęłam szukać inaczej. Wystarczyło zrozumienie że strach będzie mi zawsze towarzyszył, zaczęłam się z nim oswajać aż w końcu zaczęłam połykać ze strachem. To jest ta różnica, bałam się że sie zadławię, więc robiłam to ostrożnie, ale nie bałam sie już bać i ten dzień nauki połykania ze strachem był tylko jeden, następnego juz połykałam normalnie. Teraz gdy się zakrztuszę, już się tego nie boję, jem dalej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wtedy przypomniałam sobie o ludziach, którzy uprawiają ekstremalne sporty lub robią cokolwiek co daje im dreszczyk. hmmm ludzie kochają ryzyko, kochają to uczucie gdy się boją, a ja się boję z każdym najmniejszym łykiem i to nie dawało mi spokoju. W końcu zrozumiałam, że mam problem z ryzykiem. Odkryłam niesamowitą rzecz - przez okres gdy byłam chora unikałam wszelkich sytuacji które były ryzykowne, a nawet niewygodne czy niekomfortowe. Ułożyłam sobie życie bardzo wygodne i bezstresowe. Zero ryzyka i wyzwań. Postanowiłam zmierzyć się ze wszystkim czego unikałam do tej pory, od tych najmniejszych. (...) Zrozumiałam, że życie polega na ryzyku, w każdej chwili coś może się stać, coś może się nie udać, coś popsuć, wszyscy to wiedzą i wszyscy z tym żyją, a ja nie potrafiłam. Takie jest życie, a strach jest nieodłącznym elementem. Ze strachem nie da sie walczyć i nie da się go pokonać, trzeba żyć pomimo strachu. (...) Ja bałam się strachu - tu był problem.

Fajnie, że to napisałaś. Tak często boimy się wychodzić poza strefę komfortu, boimy się podejmować ryzyko, a przecież życie samo w sobie to nieustanne ryzyko. Nie chcemy tego uczucia niepokoju, obawy, strachu. Przez to rezygnujemy z wielu rzeczy. Bo coś byłoby zbyt stresujące, więc lepiej tego nie robić. Najlepiej przestać bać się tego, że coś będzie stresujące i iść na to. Bo życie bywa stresujące. Pogodzić się z tym, że czegoś będziemy się bać i to robić. Pogodzić się ze strachem. Ja się boję oceniania przez ludzi w bezpośredniej konfrontacji. Jestem tego wszystkiego świadoma, ale i tak nie mogę tego zmienić. Wszystko chyba zależy od źródła problemów... Tak czy siak, miło się czyta takie posty. :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

amoma, wybacz nie to ze Ci nie wierzę że pomogłaś sobie ziołami. Powszechnie wiadomo że zioła są zdrowe i pomocne. Piszesz z pełnym przekonaniem że wyleczyłaś sie z nerwicy ale tak naprawdę sama sobie diagnozę postawiłaś. Skąd wiesz że ją miałaś? Nerwica nie pojawia się i nie znika z dnia na dzień jak za dotknieciem czarodziejskiej różdżki. Piszesz o traumach usuniecie torbieli czy przerwanie studiów. No może dla Ciebie to traumy dla mnie by to była rzecz trudna ale zwyczajna, życiowa. Nie wiem jakim jesteś typem człowieka być może te objawy co opisywałaś były spowodowane histerią (jest to rodzaj zaburzenia nerwicowego) miłaś słabszy okres i poddałaś się. Popiłaś ziółek, przemogłaś się i wzięłąś w garśc (jak to określiłaś) i objawy "pstryk" przeszły. Każdy może spróbować ale nikt z prawdziwą nerwicą nie wyleczy się w kilka dni za pomocą ziółek. Nerwica to konflikty wewnętrzne, mechanizmy obronne wypracowane przez długie lata. Na newricę trzeba sobie "zapracować" ale trzeba też 'zapracować" sobie potem na odkręcenie tego co się zakręciło. Fajnie że Ci pomogło i że sie tym dzielisz ale jeżeli przeszło Ci po kilku dniach picia ziółek i "wzięciu się w garść" to nie była nerwica. Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

[ Nerwica nie pojawia się i nie znika z dnia na dzień jak za dotknieciem czarodziejskiej różdżki.

Czasami i tak bywa . Pojawiają się u mnie jedno-trzy sekundowe kołatanie serca , czasami raz na miesiąc ,czasami raz na pół roku . Nigdy na to nie zwracałem uwagi ,ani nie doszukiwałem się w tym jakichkolwiek problemów .A można z tego powodu rozkręcić niezły koszmar. Wszystko zależy od człowieka .W taki sposób można opanować nerwicę w kilka sekund .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×