Skocz do zawartości
Nerwica.com

Ciagłe udawanie, że jest ok, udawanie w domu, w pracy..


Bez

Rekomendowane odpowiedzi

Nie wiem czy to dobry pod dział żeby to napisać. Ale czytając te posty uderza mnieile osób tu wchodzi, ile osób ma preoblemy. Osoby, które tu piszą mogą być moimi znajomymi. Ale jak często gramy w normalnym życiu. Nie pokazujemy prawdziwych uczuć. Jaką maskę nosimy... I udajemy, że nasze życie jest wspaniałe:( Buu Jakie to smutne, że nie potrafimy ufać ludziom. To straszne...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak ,masz rację..ogrom ludzi ma problmy "ze sobą" ,nawet by czlowiek nie przypuszczał ,o tym sie nie mówi ...ale to smieszne ,przeciez to nie jest żaden wstyd ,więc ja osobiscie uważam że taka maskarada i pozerstwo , kreowanie się na kogoś ,kim naprawdę nie jesteśmy jest idiotyczne. bo udajemy i zdajemy sobie z tego sprawę ,niejednokrotnie mając później poczucie winy.Zaufanie do ludzi?Hmm...więc ja ufam ,czasmi zabardzo ,zdaję sobie z tego sprawę ,ale niepotrafie inaczej ,niestety ....ale nie przeszkadza mi to w życiu chyba ....bo jesli ktoś mnie akceptuje ,miło ,jesli nie---trudno ,sama nie chcę by ktoś udawał ...to nie ma sensu ,fałsz ,obłuda...ech...

Tyle mam do powiedzenia na ten temat.

Pozdrawiam serdecznie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

tak ,to prawda bardzo czesto udajemy.ja mam problem z zaufaniem, ale to dlatego,ze tyle razy zostalam oszukana i zdradzona przez bliskich.a mimo to wciaz mowie o sobie, swoich uczuciach, tym co mnie dreczy. pewnie powinnam nauczyc sie nie mowic o sobie, a jednak.. ale z przyjaciol zostala taka mala grupka juz tylko ktorej ufam, kocham i w nich wierze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niestety zgadzam sie z Toba, sama udaje przed wszystkimi, tylko na terapi odkrywam sama siebie. w szkole jestem poprawna studentka, starosta roku, energiczna, ponoc wesola osoba, ktora tak na prawde nie nawidzi ludzi i ma ochote krzyczec ze zlosci. wstajac z lozka mowie sobie - maski wloz... kladac sie - maski zdejm, a czasem nawet nie zdejmuje ich na noc - to dopiero jest zalosne! jak bedziesz mial pomysl jak sobie z tym radzic, napisz do mnie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

gusia ja mam tak slabo wyczulone uczucia ze jest mi trudno spostrzec co ja tak naprawde lubie wydaje mi sie czasami ze ja tylko gram ta osobe ktora kiedys bylem.czasem wydaje mi sie ze ludzka psychika jest to zbior nabytych masek ktore wciaz wzbogacamy o nowa kolekcje!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam nawrót depresji, od ok.miesiąca jestem na Asentrze, w tej chwili na 100 mg...tej dawki nie osiagnęłam przy poprzednim rzucie, o wiele szybciej poczułam sie lepiej, ale teraz jest koszmarnie....

Ona mnie osacza od ponad roku, do tej pory udawało mi sie stawiac jej czoła, na lekach lub bez....ale w któryms momencie poczułam, że jak nie wrzasne to sie uduszę...to ciagłe udawanie, że jest ok, udawanie w domu, w pracy, przed swoim Ukochanym...to tak jakby człowiek na siłe powstrzymywał grymas bólu...ale ile można...W piątek poczułam, że nie dam rady dłużej...nie dam rady wyjśc z domu, nie dam rady spotkac się z nikim, nie dam rady wykrzesać z siebie słowa...w sobotę napisałam do mojego mężczyzny że nie mogę, zostaje w domu, nic nie planowalismy...od tamtego czasu się nie kontaktujemy...ja odcięłam się zupełnie od świata, on nie próbuje mnie z tego wyciągnąc...paradoksalnie ja potrzebuję choć szczątkowego zainteresowania z jego strony...ale sama chciałam...i nie doczekam się...boje sie tylko jak długi ma to byc reset i czym sie skończy...dziś wszystko jest tak beznadziejne, że czuję się jakby nie było mojego zycia, jakby nie było nas...nie ma nic....nie mogę mówić...a poza wszystkim mam potworne poczucie winy za takie zachowanie...zniknęłam...pierwszy raz w życiu...nie wiem do czego to ma mnie doprowadzić, do czego doprowadzi nasz związek...ta choroba to gówno które zniszczy wszystko...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mezczyzna który zapewniał o miłości, który obiecywał że będzie o mnie dbał i sie mna opiekował nie odzywa sie do mnie od tygodnia...a przeciez tylko weekend chciałam spedzić w domu...sama...i dupa...on wie o mojej chorobie, mówiłam ze zapadam się coraz bardziej, że jest mi cholernie zle, ze może powinnam zmienic lek lub psychiatrę...nie oczekiwałam wiele...ale nawet jesli sie daje bliskiej osobie czas na reset to małe ciepłe slowo nic nie kosztuje...i po raz kolejny okazuje się ze człowiek jest w tym kompletnie sam i wszyscy maja cie w d...i dobrze...bo niby dlaczego ma byc inaczej..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Distress, rzeczywiście te ciągle udawanie że jest ok. przybiera taką moc że wystarczy tylko malutka iskierka by pękło. Lecz wcale a to wcale nie powinnaś się obwiniać. Nic złego nie zrobiłaś. Potrzebujesz trochę spokoju , wyciszenia. Nie jesteś sama w tej dziadowskiej chorobie. Ile tylko potrafię przesyłam Ci cieplutkie słowa by na serduszku zrobiło Ci się cieplej i dlatego będzie inaczej. Pa. Przesyłam buziaczki. Dasz radę przejść tę drogę. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję za ciepłe słowa...szkoda że zawiodłam się wymagając ich od bliskiego mi człowieka...a teraz uświadomiłam sobie jak długo robiłam dobra mine do złej gry...to naprawdę na dłuższą metę jest nie do zniesienia...a teraz tylko odbębniam kolejne dni, 8 g pracy w "masce" i wracam do domu z ulgą że mogę zdjąc z twarzy sztuczny uśmiech...

a do mojego "ukochanego" nie mam siły zadzwonić, nie mam siły i ochoty z nim rozmawiać...pomyślałam sobie że mogłabym nie żyć, albo leżeć w stuporze robiąc pod siebie...i nic by nie wiedział....jest mi żal...cholernie żal...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Droga Distress, to tylko tydzień, pewnie nic się nie dzieje...Ja mam tak bardzo często, że mój chłopak, który choruje, po prostu oświadcza mi, że nie chce się z nikim widzieć, że weekend spędzi sam...strasznie mnie to boli za każdym razem jak dochodzi do takiej sytuacji...wtedy jestem zła i bardzo rozżalona...później próbuję dzwonić..ale jak nikt to nikt, więc on nawet nie odbiera telefonu ode mnie...Więc uzbrajam się w cierpliwość i czekam, aż zadzwoni, czy mnie odwiedzi...zadzwoń do niego, pewnie czeka...na pewno czeka...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hmmm...

 

A może jest jakieś ziarenko dobra w tej złej smutnej sytuacji?

 

Podobno prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie, a to w końcu była/jest osoba która ma być czymś więcej?

 

Skoro tak traktuje kogoś kogo kocha, to jak potraktuje żonę dziecko itp?

 

Czasami tragedie mają pewien pozytywny wydzwięk choc najpierw wydają nam się kompletną porażką - dowiadujemy się czegoś o sobie - a przede wszystkim -o naszych bliskich.....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja też długo udawałam że jest okey. Robiłam dobrą minę do złej gry. Aż w końcu zemdlałam w pracy i od 3 tygodni jestem na L-4.

Nie wyobrażam sobie narazie powrotu do pracy , jestem słaba , co chwilę mam zasłabnięcia bliskie omdleniu ,a po tym jestem wykończona że nic tylko leżeć bo na nic nie mam siły.

Czekam w kolejce na terapię , dopiero mam termin za miesiąc.A co do tego czasu niewiem. Niewiem czy dostanę zwolnienie , a jak nie to jak pracować.Nie umiem już udawać , szczególnie że mam bardzo odpowiedzialną pracę i pomyłka może mnie kosztować kilkadziesiąt tysięcy złotych.

Jak by tego było mało dostałam wezwanie na komisję do ZUS na poniedziałek , będą sprawdzać czy nie symuluję , a jak im udowodnić że człowiek chory jak się ma wszystkie badania dobre?

Poradźcie co mam robić?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam musze się przyznać że właśnie udawanie noszenie wielu masek doprowadziło mnie do nerwicy bo jak długo można tak żyć.Teraz zmieniam się staje się powoli sobą już nie udaje i to powoduje że nerwica powoli mnie opuszcza może warto swoje postępowanie zmienić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Donkey, dobrze jest zaczynać chociaż do teg. Wydaje mi się że początkiem to wogóle musi być koniec udawania przed samym sobą. Dopiero później możemy przestać udawać przed kimś. Ja jestem na etapie tym wcześniejszym, próbuje sam siebie nie oszukiwać, uczę się słuchać siebie. Szukam, kim tak naprawde jestem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pajak sama zanim do tego dojrzalam to minelo troche czasu. Ale teraz jak wiem ze jest osoba ktorej wsyztsko moge powiedziec to lzej jest -na prawde. Ale tak jak juz nei raz pisalmimo staranam na forum - nikt kto tego nie przezyl tak na prawde nie wie co to znaczy jak czlowiek nie am sily wstac z lozka i boi sie wlasnego cienia :(.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kolejny mistrz udawania i trzymania się dołącza się do Was. Nie przeszło by mi przez gardło powiedzenie ,,mam depresje, mam nerwicę" szczególnie osobom, ktore same liczą na moją pomoc, którym jak muszę być oparciem...Udaję przed rodziną, przed koleżankami na studiach, tylko chłopak wie, ale zachowuje się tak jakby nie wiedział, jakbym mu nigdy o tym nie powiedziała...nawet kiedy depresja daje mocno o sobie znać pyta mnie:,, co Ci jest?", staje się wtedy milczący i zły na mnie bo już nie jestem taka wesoła, fajna, bo chodzę zapłakana.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×