Skocz do zawartości
Nerwica.com

wolałabym nie być


studnia bez wody

Rekomendowane odpowiedzi

Od jakiegoś czasu chodzę i myślę i prześladują mnie myśli.

Przeszłość mnie prześladuje. Ostatnio śnił mi się ojciec (człowiek przez którego wiele krzywdy zaznałam) i w tym śnie bałam się go jak zwykle . Przypominam sobie wiele obrazów z dzieciństwa. Jako dziewczynka w wieku szkolnym siedzę na ławce a obok mnie starsza pani karmi gołębie i coś tam mówi a ja... siedzę i po prostu było mi przyjemnie. Koleżanek nigdy jakoś za bardzo nie miałam. Po pierwsze dojrzałam szybko fizycznie wiec mama zakazała mi biegać "z cyckami" no i "wyglądasz jak ich matka". Nie wolno było mi się uśmiechać bo po bardzo chorowitym dzieciństwie miałam uszkodzone zęby .... Każde moje zainteresowanie było od razu tłamszone i miałam zakaz. Strzelałam na strzelnicy - zakaz ! Bo za dużo czasu tam spędzam. Pomagałam prowadzić schole dziecięcą - wieczne wojny i awantury ; o dzieci bo przecież ode mnie młodsze a dwa że pewnie z księdzem się "puszczam". Nie mogłam spotykać się z chłopakiem bo był 4 lata starszy ode mnie wiec "k*** się z nim , dziwko" itd itp. Od zawsze ciągłe bicie i poniżanie. Przy koleżankach z klasy oberwałam nie raz a jeden pamiętam bo za mocno pociągnęłam za sznurowadło ... Odliczali mi czas co do minuty i sekundy. Najpierw była awantura a po chwili dostawałam obiad na stół i musiałam jeść " na jedzenie się obrażasz?!" . Nie uczyłam się w szkole dobrze a nawet jak mialam dobre wyniki to wiele z tego nie było bo mieszkając w małej mieścinie i pochodząc z patologicznej rodziny nie miałam szansy już za samo nazwisko ... Pamietam ze jako dzieci moczyliśmy z bratem łóżka ... wiec bywał czas ze dostawalismy na noc pieluchy jak niemowlaki a chodziliśmy do podstawówki .... Pamietam niszczenie moich rzeczy , wkładanie mi brudnych ubrań z łazienki z powrotem do szafki i jak bałam się wkładać bieliznę do brudów wiec nosiłam skarpety kilka dni.... Zawsze byłam "dwójarzem" . Bałam się wracać do domu ze szkoły, stawałam pod drzwiami i nasłuchiwałam jaki może mieć nastrój. Od zawsze słyszałam że jestem niechciana i że badania DNA były 3 razy i że to sąd przyznał po "tatusiu" nazwisko. Raz słyszałam jaki to ten "tatuś" okropny sku*** itd a potem że przecież to "tata" i szacunek mu sie należy. On natomiast nienawidził mnie całym sobą i nie przyznawał ludziom do mnie, terroryzował mnie jak tylko mógł. "Uczył" mnie odczytywania wartości z termometru efektem czego bałam się podchodzić do okna z termometrem jakieś 20 lat i do dziś jak sprawdzam to mam w głowie " JESTEŚ PEWNA?!". Nie lubił mojego głosu wiec jak byłam w pokoju z bratem to musiałam milczeć bo mnie upominał (zza zamknietych drzwi). Nazywał mnie "świeta krowa" "ktoś" ale po imieniu czy "córuś" nigdy. Wiem ze lubil wszystkie obce dzieci bo same mi to mówiły. Zawsze robił wszystko żeby matka tylko się na mnie uwzięła a on ją podjudzał i tak wisieli na mnie oboje o każdą namniejszą rzecz. Pamiętam że było lato, zostałam posłana po lody i nie było takich jak mama chciała i wtedy dostałam lanie kijem na środku pokoju a "tatuś" i brat oglądali na łózku tv... Pamiętam te kopy jak nie mogła znaleźć czarnej aksamitki na pogrzeb chrzśniaka ... pamiętam jak uchylałam sie przed nozyczkami czy metalowym stołeczkiem żeby nie dostac w głowę. Pamiętam że kiedy próbowałam się zabić ale mi ktos przeszkodzil i tylko uszkodziłam sobie nadgarstki a ona to zauważyła to podlozyła mi wielki nóż pod szyję i kazała się iść zabic do lasu bo po mnie sprzątać nie będzie. Nigdy nie udało mi się zabić , nie wiem dlaczego zupełnie bo tak bardzo tego chciałam ale chyba nawet tego nie potrafiłam . Nigdy nie interesowała ich moja nauka a raczej stopnie a ja nigdy nie czułam w sobie motywacji do nauki , lubiłam być niezauważona najlepiej. Tak nie mialam motywacji nigdy do niczego, dotarło do mnie kiedys że jestem człowiekiem bez marzeń, nie umiem marzyć tak samo jak nie umiałam myśleć . Brzmi to może dziwnie ale .... nie posiadalam w sobie czegoś takiego jak chęć dowiedzenia się czegokolwiek ! Nie wiem dlaczego ale nie dociekałam niczego ... Majac jakieś 16-17 lat uciekłam z domu . Po 4 dniach zostalam znaleziona i miało byc lepiej... nie było . Chodziłam do zawodówki bo to była jedyna szkoła bez egzaminow (matematyki nie kumałam) a mamusia jak ja kto pytał mówila ze chodzę do technikum.... nie wiem po co. Pamietam wyrzucanie nas na klatke schodowa z bratem i wyzywanie że nas odda do domu dziecka. Nie miałam nigdy za bardzo koleżanek i niestety zostało mi to do dziś ... Jak skończyłam ta szkole srednia to poszlam do klasztoru..... bo tam był spokój i cisza , po kilku latach wróciłam i piekło znowu się rozpetało . Miewam dziwny bardzo sen ktory powtarza mi sie bardzo czesto , jestem w klasztorze ... i wiem ze za murami mam meza i corke ale nie wiem jak stamtad wyjsc . Zupełnie nie wiem jak go interpretowac , to juz nascie lat mija od tamtego czasu.

Przepraszam że się wylałam tak szeroko ale nie mam sił chyba a nie mam tez opcji pójścia na terapię :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

studnia bez wody, wiem jak ciężko tak żyć z tym ciężarem.

Wiem, że w głębi żal ci tej małej dziewczynki, którą byłaś.

Wiem, bo też miałam podobne dzieciństwo, tylko skryte za pozorami normalności.

Współczuję Ci, ale niestety jedyne co mogę zrobić to cię przytulić.

Postaraj się iść na terapię, są przecież na nfz. Już uwolniłaś się fizycznie od tego, teraz kwestia psychiki.

Nie zasłużyłaś na to, co cię spotkało, żadne dziecko na to nie zasługuje. Niczemu nie byłaś winna, i tak, masz prawo ich nienawidzić, zdrowo by było ich nienawidzić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzięki że chciało Wam się to czytać w ogóle...

Mam taką sytuację życiową że nie mam opcji terapii ...

Nie wiem nawet czy umiałabym o tym z kimś rozmawiać tak twarzą w twarz.

Nie lubię wychodzić z domu , poza sprawami oczywistymi, nie lubię spotkań rodzinnych.

To co opisałam to nie wielka próbka tylko twórczości moich rodziców.

Zastanawiam się po co ja żyję w ogóle , o ile można to nazwać życiem bo to wegetacja jest bardziej.

Przy życiu trzyma mnie mąż i córka ale oni nie wiedzą że są trochę jak gniazdko z prądem dla mnie . Nic innego mnie nie trzyma i nigdy chyba nie trzymało.

Męczę się w sobie i z sobą.

Ostatnio czynność która zajeła mi w efekcie 20 minut to "robiłam" 2 dni.

Mam ciagłe wrażenie że każdy widzi jaka jestem , kim jestem i że w zasadzie to ja nic sobą nie reprezentuję.

Jestem zniszczona, brzydka i szara. Nie mam nic do zaoferowania światu ani ludziom.

Co jakiś czas dowiaduję się natomiast od mojej mamy że przecież nie było tak i tak. No czasem dostałaś "klapsa".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bo nie mam jak pójść. Nie mam czegoś takiego jak godzina wyjścia w tygodniu czy miesiącu SAMA.

Gdybym miała jak to poszłabym ... operację miałam mieć (nie ratującą życie) i nie mogłam bo chyba musiałabym dziecko wyłączyć i odłożyć na półkę na 2-3 dni.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie jest to drastyczne ograniczenie mojej wolności tylko realia życia. On pracuje i nigdy nie wiem kiedy i jak. Jego po prostu nie ma ale nie z jego wyboru a z konieczności.

Wiadomo, bywa czas że dziecko zdrowe to jest w przedszkolu ale pewności nie mam nigdy, pomijam że ilekroć cokolwiek zaplanuję to dziecko chore i wszystko bierze w łeb....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

studnia bez wody, terapia przeciez może sie odbywac przed południem.... a jak dziecko chore, to na pewno znajdzie sie jakieś rozwiązanie /czyjaś pomoc, albo odwołasz spotkanie z terem itp/ Bo mama po terapii czułaby sie lepiej sama ze sobą, a na wychowanie dzieciaka na pewno wpłynęłoby to pozytywnie... dzieci wyczuwaja emocje dorosłych czesto nieświadomie, więc podjełabys terapie też ze względu na córkę . Myśle że ten klasztor z Twojego snu to Twój wewnetrzny świat smutku i bólu, który odgradza Cie od szczesliwego zycia 8)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Też tak myślę, że dobrze było zrobić wszystko co możliwe, by jednak trafić na terapię, bo ona naprawdę pomaga. Oczywiście, że dzieci wyczuwają emocje dorosłych, nawet jakoś podświadomie. To się czuje, po prostu. Sam to wiem, bo ja jako dziecko właśnie byłem w takiej sytuacji i teraz się min. z tego leczę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

studnia bez wody, Skoro dziecko chodzi do przedszkola to chyba nic nie stoi na przeszkodzie żebyś w tym czasie chodziła do psychologa. To przecież jest zwykle nie częściej (a często rzadziej) niż jedno spotkanie na tydzień.

Jeśli chodzi o sny to czytałem u Freuda taką technikę "dochodzenia" do źródła, która polegała po prostu na metodzie swobodnych skojarzeń. Przypominasz sobie sen (ten cały klasztor) i pierwsze co ci się z tym kojarzy. Cała sztuka polega na tym żeby nie "poprawiać" tych pierwszych skojarzeń, bo wydają się głupie, albo "jakoś nie chcę o tym myśleć".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

studnia bez wody, bardzo smutne to co opisałaś :cry: Niestety w twojej sytuacji nie ma innego wyjścia jak terapia. Masz zniekształcone 'podstawy" całe Twoje dzieciństwo było okropne i pełne lęku trzeba to przerobić żeby Twoje dalsze życie było spokojne, wartościowe, zebyś się nauczyła myśleć pozytywnie i duuuużo by pisać. To dla Ciebie przede wszystkim ale i dla rodziny = córeczki bo teraz nieświadomie również jej przekazujesz chore zachowania bo nie znasz innych. Przemyśl to na spokojnie zapewniam że warto.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×