Skocz do zawartości
Nerwica.com

ODDECH/zdrowienie


niestety

Rekomendowane odpowiedzi

To nie był dobry rok. Nawet teraz, kiedy tylko pomyślę o tych minionych miesiącach, w oczach pojawiają się łzy. To nie był dobry rok. Przygniotło mnie tyle spraw. Smutek, niespełnione plany, nadmiar wrażeń, frustracje własne, oszukiwanie siebie i innych, ucieczki i powroty. Wszystko zaczęło się od drżenia kącików ust, które nie wiedziały już czy zatrzymać przyklejony uśmiech czy zmienić się w bolesny grymas. Każdego ranka jadąc do pracy, walczyłam z wypisanymi, w każdym mimowolnym ruchu powiek, skurczu ust, rytmicznym pulsowaniu tętnicy szyjnej, emocjami. Czułam na swojej twarzy przebiegające, obojętne, spojrzenia ludzkie. Moja twarz zamierała, bandażowałam obolałą od spojrzeń skórę, aż zamieniła się w gipsową maskę. Tylko oczy błyszczące od łez wołały o pomoc. Kiedy zdołałam ukryć swoje ludzkie oblicze, pojawił się ból. Ból fizyczny. Promieniujący do każdej części ciała, w poszukiwaniu swojego miejsca. Brzuch - idealna kryjówka dla niewyrażonej złości i smutnych wspomnień. Zakopane głęboko w labiryncie jelit emocje. W głowie spokój. Tylko ten ból, który pojawił się niewiadomo skąd. Przecież w moim życiu nie ma fałszu, żyję w zgodzie ze sobą, jestem szczęśliwa, mam wszystko - powtarzałam każdego dnia przed lustrem jak mantrę, nie patrząc sobie w oczy, nie potrafiłam zrozumieć co boli. Następował powolny paraliż codzienności. Zamknęłam się w więzieniu obowiązków. Przyjęłam rolę męczennicy i sama podpalałam pod sobą stos. Największym wysiłkiem było otwarcie oczu po nocy. Noc pocieszycielka, sprzymierzeniec, pozwalała utkać ochronną sieć. Łagodziła ból, przewijającymi się sennymi marzeniami i stojącym przy łóżku dźwiękami pozytywki. Idylliczna lekkość trwania w wieczności. Beztroska dzieciństwa. Dźwięki rozbrzmiewające przed zaśnięciem przywodziły najlepsze wspomnienia. Pierwsza zapamiętana melodia. Szelest papieru przy rozpakowaniu bożonarodzeniowych prezentów. Zapach mandarynek na dłoniach matki, mieszający się z wonią jodłowej choinki i pierników. Ciepło ojcowskiego głosu, który naturalnie zachrypnięty pytał, czy nakręcić jeszcze raz. Śmiech dziecięcych ust dochodzący z puszystego dywanu. Przyjemność zasypiania przy wtórze matczynego głosu po ciężkim od emocji dniu. Nocne podróże do dzieciństwa kończyły się z dźwiękami budzika. Wcześniej ulubiona melodia przyprawiała o poranne mdłości. W dzień działałam mechanicznie. Pokonując trasę od punktu A do B - skrupulatnie odliczając każdy krok. W domu włączałam nieużywany wcześniej telewizor. Wpatrywałam się w uśmiechające się do mnie z tafli ekranu szczęśliwe ludzkie twarze. Telewizja codziennej odrazy, zamieniała się w świątynie radości i miłości, patrzyłam na usta dwóch, szczerzących się do siebie fałszywie i układających każde słowo w dzióbek, tak że nie dawało się nic odczytać, prezenterek publicznej telewizji. Migające obrazy hipnotyzowały mnie, zlewały się w jeden migoczący, rażący obraz. Pozwalały doczekać nocy, żeby ponownie wykonać rytuał dnia. Przejść z punktu A do B. Wysiedzieć 6 godzin przy biurku, nie czując nic poza bólem. Przejść z punktu B do punktu A. Ukryć się w swoim pokoju. Zniknąć. Pewnego dnia obudziłam się wcześniej. Obudziły mnie łzy i przygniatający klatkę piersiową smutek. Gdzieś zniknął bół fizyczny. Pojawił się nowy - psychiczny. Okrutnie ściągnął mnie na samo dno. Nie było nic. Nie widziałam niczego, nie słyszałam. Tylko czułam. Czułam siebie i swoje zakopane głęboko przez lata uczucia. To nie był łatwy rok. Obudziłam się. Przetrwałam najgorsze. Świat runął, ale ja przetrwałam. Z gruzów, w bólu, krwawiącymi rękami, tworzyłam go na nowo. Obudziłam się i nie nie chcę już ukrywać swoich emocji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Misternie utkana koronka ze słów, precyzyjnie ułożone zdania, bo jeśli coś nazwiesz i określisz, opiszesz, to znaczy, że również oswoisz, rozwiążesz, naprawisz, uwolnisz się... Kiedyś spędzałam na tym całe noce. Dziś jestem starsza i mam trochę inne problemy, zmieniła mi się perspektywa. I wiesz, czasami myślę, że chyba coś straciłam. Funkcjonuję o niebo lepiej, nie licząc chwilowych kryzysów, ale chyba uciekło mi coś bardzo ważnego.

Twój post przywołał wiele wspomnień.

Życzę Ci, żeby ból ustał, ale zostawił to "coś".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję Amelia. Nie widziałam, że napisałaś. W życiu ciężko.

 

Litery nie układają się w słowa. Słowa nie tworzą sensownej całości. Ciało napięte od emocji. Pręży się i drży. Przeładowane codziennymi doznaniami. Wytrzymać ból spojrzeń. Bliskość mijanych na ulicy ludzi. Wykrzywione od niechęci twarze, puste spojrzenia, zmęczone gesty. Nieznośne odgłosy, warkot samochodów, skrzypienie drzwi, furkot spalinowych kosiarek, stukot obcasów, szum wiatru, ruch powietrza, strzępki rozmów, hałas oddechów, które wbijają się w ciało jak igły. Raz po raz wbijając się coraz głębiej do środka mnie, podrażaniają, zostawiają blizny. Dźwięki przed którymi nie można się obronić. Wciśnięte do uszu zatyczki pozostawiają szczeliny, a cisza dźwięczy w rytmie serca. Dlaczego nie można uszu zamknąć tak jak oczu? Zastwosować ćwiczenia relaksacyjne jak na kolejne partie napiętego ciała. Psychiatra zaleca: Zacisnąć, napiąć, poczuć ciężar, twoje uszy są ciężkie, twoje uszy są ciepłe, poczuć ciężar, puścić, odprężyć, odpocząć. Powtórzyć dwa lub trzy razy. Stosować regularnie kiedy hałas miasta wywołuje dysforię, występującą codziennie przez przeważającą część dnia, odczuwaną subiektywnie i dostrzeganą przez otoczenie.

Szukając spokoju w rytmicznych dźwiękach, znanej melodii, kojących głosach, przemierzam ulice mojego miasta w dużych, ciężkich, różowych słuchawkach. Odgradzam się od świata, panicznie reagując na każdy atakujący z zewnątrz odgłos. Szukam spokoju...

 

-- 20 lip 2013, 20:12 --

 

Złość i strach płynie w moich żyłach zamiast krwi... czuję je w każdym kawałeczku mojego ciała. Głowa jest najsilniejsza. Prowadzi nieustający dialog, walczy, nie daje poddać się ciału. To wszystko przez to, że nie potrafię okazywać tych uczuć, nie umiem wentylować, oczyszczać. Do tej pory oczyszczeniem była dla mnie sztuka. Siedziałam w ostatnim rzędzie w teatrze i po policzkach płynęły mi łzy. Zachłystywałam się każdym scenicznym obrazem. Utrwalałam w pamięci. Siedziałam nocami przed komputerem, oglądając filmy o samotności, cierpieniu, smutku, niezrozumieniu, to te emocje pokazane na ekranie stawały się moimi.

 

-- 20 lip 2013, 20:34 --

 

Dziękuję Amelia. Nie widziałam, że napisałaś. W życiu ciężko.

 

Litery nie układają się w słowa. Słowa nie tworzą sensownej całości. Ciało napięte od emocji. Pręży się i drży. Przeładowane codziennymi doznaniami. Wytrzymać ból spojrzeń. Bliskość mijanych na ulicy ludzi. Wykrzywione od niechęci twarze, puste spojrzenia, zmęczone gesty. Nieznośne odgłosy, warkot samochodów, skrzypienie drzwi, furkot spalinowych kosiarek, stukot obcasów, szum wiatru, ruch powietrza, strzępki rozmów, hałas oddechów, które wbijają się w ciało jak igły. Raz po raz wbijając się coraz głębiej do środka mnie, podrażaniają, zostawiają blizny. Dźwięki przed którymi nie można się obronić. Wciśnięte do uszu zatyczki pozostawiają szczeliny, a cisza dźwięczy w rytmie serca. Dlaczego nie można uszu zamknąć tak jak oczu? Zastwosować ćwiczenia relaksacyjne jak na kolejne partie napiętego ciała. Psychiatra zaleca: Zacisnąć, napiąć, poczuć ciężar, twoje uszy są ciężkie, twoje uszy są ciepłe, poczuć ciężar, puścić, odprężyć, odpocząć. Powtórzyć dwa lub trzy razy. Stosować regularnie kiedy hałas miasta wywołuje dysforię, występującą codziennie przez przeważającą część dnia, odczuwaną subiektywnie i dostrzeganą przez otoczenie.

Szukając spokoju w rytmicznych dźwiękach, znanej melodii, kojących głosach, przemierzam ulice mojego miasta w dużych, ciężkich, różowych słuchawkach. Odgradzam się od świata, panicznie reagując na każdy atakujący z zewnątrz odgłos. Szukam spokoju...

 

-- 20 lip 2013, 20:12 --

 

Złość i strach płynie w moich żyłach zamiast krwi... czuję je w każdym kawałeczku mojego ciała. Głowa jest najsilniejsza. Prowadzi nieustający dialog, walczy, nie daje poddać się ciału. To wszystko przez to, że nie potrafię okazywać tych uczuć, nie umiem wentylować, oczyszczać. Do tej pory oczyszczeniem była dla mnie sztuka. Siedziałam w ostatnim rzędzie w teatrze i po policzkach płynęły mi łzy. Zachłystywałam się każdym scenicznym obrazem. Utrwalałam w pamięci. Siedziałam nocami przed komputerem, oglądając filmy o samotności, cierpieniu, smutku, niezrozumieniu, to te emocje pokazane na ekranie stawały się moimi.

Wsłuchuję się w siebie, prowadzę dialog. Staram się nie zrzucać problemów na chorobę. Nie obwiniać siebie. Nie szukać dziury. NIe skupiać na problemach. Kiedy nadchodzą negatywne myśli, próbuję skierować je na inny tor. Nie tak jak kiedyś, kiedy uwielbiałam zagłębiać się w najczerniejsze pokłady smutku, melancholii.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×