Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nerwica natręctw - higiena, brak życia.


Patryk000

Rekomendowane odpowiedzi

Witam,

 

postanowiłem udzielić się na forum (dotychczas byłem tylko obserwatorem), bo już nie mam, co ze sobą zrobić, życie obróciło mi się o 180 stopni i nie potrafię tego zmienić.

 

Mam 19 lat, na nerwicę natręctw można powiedzieć, że cierpię od dzieciństwa (pamiętam jak jako dziecko musiałem w pokoju ustawiać każdy przedmiot na swoim miejscu, gdy wychodziłem z niego na pięcie się odwracałem i jeszcze raz sprawdzałem czy wszystko jest tam gdzie trzeba, to takie najstarsze wspomnienie tej choroby). Przez te wszystkie lata mniej więcej do 17 roku życia, nie byłem jednak świadomy swojego zaburzenia, dlatego, że nie umożliwiało ono mi normalnego funkcjonowania, wspominam te lata jako najlepsze dni swojego życia, życia bez choroby (dopiero chyba się we mnie rozwijała), gdzie mogłem się realizować we wszystkim czym chciałem i przede wszystkim gdzie mogłem się cieszyć życiem, przynajmniej tym wczesnym, okresem dzieciństwa i dojrzewania.

 

Niestety z czasem (2 klasa LO) choroba wyszła z ukrycia. Początkowo chciałem sam sobie z nią poradzić, modliłem się codziennie do Boga (wtedy byłem wierzący, teraz już nie jestem), powoływałem się na logikę, aby tylko w racjonalny sposób wytłumaczyć, że to co chciałem zrobić było wynikiem błędu w moim umyśle. Chodziło tu o sprawdzanie światła (czy zgaszone) po kilkanaście razy, kurków, drzwi itp. Dociskałem przedmioty, aby równo wszystko przylegało do mebli. Nie mogłem się na nikogo denerwować, przepraszać za wszystko (obsesja religijna itp.). Mówiąc w skrócie: typowa nerwica natręctw.

W pewnym momencie nie wytrzymałem, miałem dosyć tego, że przed każdą czynnością tracę godzinę czasu na zajęcia wywołane przez NN, powiedziałem o tym rodzicom - to była najgorsza decyzja jaką mogłem podjąć. Ojciec mnie nie zrozumiał, chciał to wszystko wytłumaczyć na "chłopski rozum", matka tym bardziej, nie chciała dopuścić do myśli, że jej syn może "mieć coś z głową" , w złych chwilach w domu wyzywała mnie od psychicznie chorych itp.

 

Mijał czas, a choroba przybrała najgorsze możliwe stadium - przesadne dbanie o higienę. Na prawdę przesadne, ciągle mycie rąk (był okres, że szorowałem je, aż do ran), kąpiele po 1.5h. Najgorsze były wydzieliny z organizmu, w związku z tym zaprzestałem jakiegokolwiek życia seksualnego, bo po każdej czynności z dziewczyną miałem ogromne wyrzuty sumienia (wtedy miałem 17 lat i byłem wierzący), że robię coś złego. Wydzieliny z organizmu powodowały, musiałem się myć 2h (dosłownie), myć wszystko co mogło mieć kontakt z ciałem lub rękami po stosunku - klamki, łóżko, kran itp. To było nie do wytrzymania, postanowiłem szukać pomocy u lekarza.

 

Trafiłem do psychiatry, dostałem leki, chodziłem na psychoterapię, te leczenie bardzo mi pomogło, moje życia było dużo bardziej optymistyczne, mnóstwo czasu spędzałem pracując nad sobą, wyznaczyłem sobie cele - wtedy miałem się dostać na wymarzone studia, realizowałem plany itp. Z czasem wyzbyłem się typowych objawów: sprawdzanie światła, kurków, przymusowa modlitwa, przepraszanie za każdy zły gest itp. Poprawiła się moja sytuacja związana z higieną, jako tako było widać mały progres.

 

W pewnym momencie (zima 2011), wszystko pękło, nie wiem z jakiego powodu rzuciłem leczenie, rzuciłem wszystkie starania, wszystko co mi pomagało, nie chodziłem do szkoły, leżałem cały dzień w łóżku albo przed komputerem. Forma nerwicy jaką jest przesadne dbanie o higienę osiągnęła apogeum (pozostałe objawy nie wróciły po dziś dzień), w domu ze mną nie wytrzymywali, bo zużywałem wody za całą rodzinę, rachunki przychodziły kolosalne, co kończyło się zawsze licznymi awanturami. Byłem abstynentem seksualnym, ale pojawiły się polucje, musiałem wszystko szorować, a jak ktoś dotknął to co wrzuciłem do prania - to potem musiałem szorować cały dom (często zostawałem sam na noc i właśnie do samego rana chodziłem ze szmatą w ręce i wszystko szorowałem). Brzydziłem się dotykać to co inni dotykali, jak wiedziałem, że ktoś uprawiał z kimś stosunek kiedyś (np. poza domem - czyli nie dotrzymał należytej higieny), to brzydziłem mu się podać ręki na ulicy, w szkole chodziłem cały czas do WC myć ręce, ubranie - wystarczyło że ktoś mnie otarł, a np. wiedziałem, że ta osoba się onanizuje itp. Stałem się wrakiem psychicznym człowieka, nie wiedziałem co robić.

 

Były okresy że po umyciu wszystko - mogłem normalnie funkcjonować, ale już nie miałem siły tego robić, w końcu przestałem. I tak od wiosny 2012 zaprzestałem tego robić, co skończyło się dzisiaj dla mnie katastrofą. Brzydzę się własnego pokoju, własnego łóżka, w ogóle całego domu, bo przecież ludzie dotykali rzeczy w moim pokoju, a potem przenieśli je na rzeczy w całym domu, przestałem myć wszystko po wizytach osób, których się brzydziłem, co spowodowało, że w ogóle uważam, że mój dom jest cały zarażony, łącznie z klatką schodową. Brzydzę nadal się ludzi, ale teraz jeszcze bardziej.

 

Tak mijał czas - wakacje, alkohol, leżenie, komputer, aby tylko płynął. Od października poszedłem na studia, na które się dostałem. Wynajęłem pokój, myślałem ze to nowy etap w moim życiu, ale nie, nic się nie poprawiło. Przecież rodzice też tam weszli go obejrzeć, przecież przywiozłem rzeczy z domu (piszę o tym, że niby ten pokój miał kontakt z tym co w domu uważałem za brudne i czego się brzydziłem). Tutaj też byłem normalnym mężczyzna, czyli wydzieliny ludzkie też się pojawiły. Więc i tu kąpałem się, zużyłem wodę, aż zostałem wyrzucony przez właściciela bo nie mógł już wytrzymać.

 

Kilka dni temu przeprowadziłem się na kolejną stancję i znowu to samo, te same rzeczy, znowu wydzieliny (przecież tego nie zastopuję bo to mój organizm), dodatkowo ktoś tu wchodzi z dworu w butach do mieszkania itp. Siedzę w łazience po 3h, dzisiaj otrzymałem wiadomość, że chyba zostanę i stąd wyrzucony przez to, nie wiem co robić, nie chodzę na uczelnię,z której też mnie pewnie z tego powodu niedługo wyrzucą. Siedzę i piszę bo jestem wrakiem psychicznym. Wszystko się spieprzyło, nie mam motywacji do żadnego działania, 0 ambicji, brzydzę się tej stancji, brzydzę się wrócić do domu, brzydzę się ludzi, brzydzę się własnych ubrań i własnego jedzenia. Nie mogę normalnie funkcjonować i nie wiem co przyniesie mi dzisiejszy poranek, mimo, że mam na rano zajęcia to nie wiem czy się na nich pojawię.

 

Potrzebuję rad i opinii, wszystkich pomocnych komentarzy itp. Wiem, ze jestem dziwnym przypadkiem, ale nic na to nie poradzę, nie chcę spieprzyć sobie kolejnych lat życia, ale nie potrafię normalnie żyć, nie potrafię nic robić normalnie, ciągłe zastanowienia w głowie czy to co używam czy dotykam, czy to jest czyste, czy nikt niewłaściwy tego nie dotykał? Wyjście z domu zajmuje mi mnóstwo czasu, potrafię się 5 razy wrócić do łazienki. Potrzebuję pomocy. Pozdrawiam, Patryk.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Patryk000, Jak dla mnie nie jesteś dziwakiem, a niestety dla mnie jesteś tym czego bardzo się obawiam. Ja na NN cierpię od niedawna i nie ma ona jeszcze takiej siły. Ale bardzo podobnie jak Ty reaguję na otoczenie. Zaczęło się u mnie od kurków od gazu, drzwi i okien. Sprawdzałam i ciągle sprawdzałam. Do dziś nie cierpię wychodzić z domu sama, bo wiem, że będę się wracać ze sto razy. Ale potem jednak moje NN zaczęło płatać mi niezłe figle. Dzięki niej zrezygnowałam z imprez, życia towarzyskiego, zakupów itd:) I własnie :BRZYDZĘ SIĘ WSZYSTKIEGO I WSZYSTKICH! Nie cierpię jak ludzie dotykają mnie, moich rzeczy, jak korzystają z łazienki czy sedesu(co w domu jest nieuniknione), nie cierpię jak nie myją rąk, jak mają na dłoniach zadrapania czy rany. Ogólnie brzydzi mnie brud, brak higieny. W każdej plamce dopatruję się krwi i możliwości zakażenia jakąś chorobą. Wiele na swojej drodze spotykam przeszkód, których inni nie dostrzegają.

Rytuały pochłaniają mi masę czasu:) Mycie szafek, kupionego jedzenia, kosmetyków- kąpiel tylko tak, żeby moje rzeczy leżały na mojej kosmetyczce i nie dotykały niczego w łazience. Szorowanie butów bo się weszło w coś co mi się nie podoba:D Albo się nie weszło, a się sobie wmawia! I potem zaczęło się właśnie wmawianie: NAPEWNO WESZŁAM BO TAKA JESTEM GŁUPIA, MAM TEKIEGO PECHA NA PEWNO JAK MNIE DOTKNĄŁ MIAŁ KREW NA PŁASZCZU. W domu płacz złość deprecha!

Ale byłam u psychiatry, dostałam leki, jestem dopiero po dwóch dawkach, czuję chyba wszystkie uboczne skutki, ale będę je brała i będę się leczyła! Bo nie pozwolę żeby NN zniszczyła mi życie i rodzinę:) Bo moja mama już niestety jest u granicy wytrzymałości:| Ja będę wrakiem, a przy mnie ona...

Także nie miej siebie za dziwaka. Wiele z nas to ma.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Patryk000 Ogromnie Ci współczuję, chociaż nigdy nie miałem takich sytuacji jak ty (miałem za to inne), ale ponieważ tez kiedyś ostro walczyłem z NN to zdaję sobie sprawę jaki to jest obłęd. Definitywnie powinieneś wrócić do leczenia farmakologicznego a potem terapeutycznego bo zniszczysz sobie być może kilka lat swojego życia. Od NN nie uciekniesz wynosząc się na inną stancję czy w inne miejsce, "ona" pójdzie razem z Tobą bo to w Tobie jest. Podstawą jest co zapewne wielokrotnie było tu już napisane, zaakceptować istniejący stan faktyczny (chociaż wiem, że może być to bardzo trudne i czasem się wydaje że to jakiś zewnętrzny intruz Cie atakuje) i coś z tym zacząć robić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dobra, potrzebuje waszej pomocy.

Jak pewnie niektórzy już wiedzą w październiku wyprowadzam się z domu do wynajmowanego pokoju. Nie da się ukryć że dzieje się to w dużej mierze za sprawą T., która twierdzi ze poza domem będzie mi łatwiej pokonać nerwicę. Brzmi nieźle...- ale nie jest tak kolorowo. Z T. spotykam się przed październikiem jeszcze 2 razy (w tym raz, dosłownie przed), a ja nie mam pojęcia jak to ogarnąć. Postanowiłam napisać w tym wątku, bo w pierwszym poście odnalazłam znaczna część siebie sprzed lat (mycie rąk przez 1h, 3h lub całonocna kąpiel, wody do wanny nalewałam tyle ze musiałam ją wypuszczać w trakcie kąpieli bo by się przelała, potrafiłam tylko udac ze się myłam bo godziny spędzone w łazience nie wystarczyły w ogóle na wejście do wanny (np. cały czas myłam ręce). Najgorsze były komentarze (słyszałam przez drzwi) mamy która widziała np. przez okno, że ciągle stoję przed umywalka (domyślała się że jeszcze nie zaczęłam się myć).

 

Brzydzę się własnego pokoju, własnego łóżka, w ogóle całego domu

Mam to. Wszystko jest w moim mniemaniu zakażone: komputer, ubrania, klamki (więc cokolwiek ktoś dotknie tez)...

 

Wynajęłem pokój, myślałem ze to nowy etap w moim życiu, ale nie, nic się nie poprawiło.

 

Przerabiałam to 3 lata temu kiedy to też zamieszkałam w wynajętym pokoju – porażka, porażka … .

Natręctwa nie minęły, co więcej byłam narażona na stres związany z tym ze inne osoby na to patrzą, nawaliłam na studiach (niewiele brakowało bym nie studiowała). Dodatkowo miałam straszne krwawienia z nosa (nie wiem czy nerwica miała z tym cokolwiek wspólnego, ważne że było strasznie).

 

przecież przywiozłem rzeczy z domu (piszę o tym, że niby ten pokój miał kontakt z tym co w domu uważałem za brudne i czego się brzydziłem)

 

Nic dodań, nic ująć...

 

Właściciel mnie nie wyrzucił, ale wiedziałam, że moje wizyty w łazience nie wyglądają tak jak innych.

Wstydziłam się tego. Gdy tylko współlokatorzy wychodzili biegłam się kąpać (żeby nie wiedzieli ile mi to schodzi), gdy wracali po godzinie często nadal w niej byłam i myślałam jak to zrobić żeby pomyśleli ze dopiero weszłam.

 

Teraz o teraźniejszości: nie wiem jak dam rade, boję się. potrafię się teraz szybciej umyć,ale nie wygląda to tak jak u zdrowej osoby (nie chodzi tylko o czas).

Nie mam pojęcia jak mam się spakować (i nie chodzi tu wcale o to że czegoś zapomnę).

Będę wynajmować pokój ze siostrą, która zapewne spakuje się normalnie a tym samym weźmie wszystko „zakażone” nie zwracając na to uwagi- w tym komputer który jest dla mnie numerem jeden jeśli chodzi o zarazki. Wiem jak to brzmi, naprawdę wiem... . Wiem że zarazki są wszędzie, że się od nich nie umiera, nie o to chodzi...

Do października został miesiąc, tylko miesiąc, nie wiem co robić.

Wizytę u psychiatry mam pod koniec września, chciałabym większą dawkę leków (by nie czuć się jak na krawędzi, nie analizować każdej błahostki, bo nie wytrzymam tego). Nawet jeśli ją dostanę to może być już za późno by cokolwiek zmieniła przed przeprowadzką.

Co robić?

 

Ps: Z T. miałam do tej pory 3 spotkania, z psychiatrą 4.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tutaj jestem wśród "swoich". Kurczę, jak ja to znam...Swego czasu też mieszkałam w wynajmowanych pokojach. Byłam już wtedy chora, ale nie wiedziałam o tym, więc też się nie leczyłam, ale i moja choroba nie była tak zaawansowana, jak to się stało później, nie była zatem tak bardzo uciążliwa. Teraz mieszkam w domu rodziców, mam swój pokój, do którego nikt nie ma wstępu. Wychodząc z domu, zamykam go na kłódkę. Mam swoje absurdalne zasady postępowania w pokoju, dotyczące dotykania "zawartości" mojego lokum. Nawet nie wiem, jak to ująć w słowa, chyba dlatego, że są to kompletnie bezsensowne zasady. Na początku choroby nie znosiłam, jak ktoś się o mnie otarł.W zatłoczonych środkach komunikacji miejskiej nie było o to trudno. Po czymś takim zawsze musiałam wytrzeć ręką miejsce, które ktoś dotknął. W domu wycierałam wszystkie ubrania i oglądałam je centymetr po centymetrze. Sypiałam po 4-5 godzin na dobę, bo nie "wyrabiałam" się z tym wszystkim.Teraz tego nie robię, ubrania wytrzepuję, zajmuje mi to o wiele mniej czasu. Ale w zestawie ubrań, w których wychodzę z domu, na pewno nie usiądę na kanapę lub fotel w moim pokoju (chociaż po zdjęciu ich z siebie mogę je położyć na tę kanapę lub fotel- to jeden z absurdów w moim postępowaniu). Nie mogę po zdjęciu tych ubrań przebrać się w "ciuchy" domowe, dopóki się cała nie umyję. Myję się ze stoperami w uszach, żeby niczego nie usłyszeć, co mogłoby mnie zaniepokoić, rozproszyć podczas mycia się, bo wtedy mogłabym np. zapomnieć umyć którąś część ciała, lub też zdenerwować się jakimś odgłosem, spocić się z tego powodu, i ostatecznie mimo, że będę umyta, nie będę świeża i czysta. Jakie to wszystko jest żałosne, ale mogłabym tak jeszcze długo. Cieszę się, że kiedy ja studiowałam i mieszkałam w trzyosobowym pokoju w akademiku nie byłam chora, bo teraz nie mam pojęcia, jak miałoby to wszystko wyglądać. Pomyśl bei może o oddzielnym pokoju, jeśli pod względem finansowym nie stanowiłoby to problemu. Chociaż, z drugiej strony, może ta sytuacja pomoże Ci. Ja np. zauważyłam, że jeśli przez jakiś czas nie wykonuję jakiejś natrętnej czynności, lecz nie dlatego, że sobie zabraniam tego, tylko dlatego, że nie wykonuję normalnej czynności, z którą powiązane jest natręctwo-wracając do owej normalnej czynności, nie odczuwam już tak przemożnej potrzeby wykonania przy niej tego całego obrzędu rytuałów. Tak jakbym to robiła wcześniej już bardziej z przyzwyczajenia, a nie z lęku...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak, przesadne dbanie o higienę i czystość w otaczającym mnie środowisku to rzecz bardzo dobrze mi znana. Nie ma dnia żebym nie myślał o tym ile wokół mnie jest zarazków czy paskudnych bakterii wywołujących przeróżne choroby. Moje życie jeszcze do niedawna wyglądało podobnie do opisanych powyżej historii. Wszystko zaczęło się zmieniać dzięki farmakologii i terapii. Jeszcze pewnie trochę wody w Wiśle upłynie zanim będę miał w miarę normalne - wolne od natrętnych myśli - życie, ale już teraz jest znacznie lepiej niż np. 3 miesiące temu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

założę się, że nikt z was nie posunął się do zrobienia zdjęć telefonem opuszczając włości na dłużej, by móc sobie potem na spokojnie usiąść, obejrzeć i pomyśleć 'oho, wszystko na swoim miejscu, tu leży to, tu tamto, a tego również nie brakuje!'. z innych cudownych absurdów, to np. mycie odkażaczem przycisku spłuczki kilka razy pod obecność gości w domu, daamn. no ale z drugiej strony, cholera wie, jaką zarazę mogli przywlec ze sobą. a życie ma się tylko jedno.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam. Jestem nowa na tym forum. Bardzo bym chciała nawiązać kontakt, móc porozmawiać z kimś na priv, kto też ma natręctwo nadmiernego mycia się. Nie ma to jak pogadać o swoich problemach z kimś, kto sam ma podobne i Cie zrozumie. Jeśli jest tu ktoś, kto także chciałby nawiązać znajomość, moc pogadac o swoich problemach, niech pisze.

Edytowane przez Heledore
Edytowano na prośbę użytkownika

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kotek em, niestety finansowo jestem dość ograniczona, ale mam wspólny pokój z siostrą (co pod pewnymi względami także stanowi problem), a ona wie ze mam nn i to dużo pomaga.

 

Co do tego że to żałosne to nie zliczę ile razy tak pomyślałam o sobie, a jednak jak czytałam o Tobie nie mam takiego odczucia- nn i tyle. To jest dziwne, że dla siebie nie potrafię być tak wyrozumiała.

 

harlancoben, nie posunęłam się, ale myślę że niejedna osoba mogła by napisać coś do czego inni by się nie posunęli (w tym pewnie ja, ale zawsze bałam się o tym pisać by ktoś przypadkiem nie wziął ze mnie przykładu).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

bei, obecność siostry może być pomocna, choćby dlatego, że zmaleją szanse na zatracenie się w swoich kompulsjach i obsesjach. Mnie "stawia do pionu" moja dziewięcioletnia siostrzenica. Ale przyznaję, że u mnie, zanim zaczęłam przyjmować leki, niewyobrażalne było zrezygnować z czegoś, co musiałam zrobić, lub, o czym musiałam pomyśleć. A wracając do mojej siostrzenicy: czasami myślę, że przy niej i przy siostrzeńcu szybko wyzdrowiałabym ;) .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×