Skocz do zawartości
Nerwica.com

Martwa dusza.


C(c)złowiek

Rekomendowane odpowiedzi

Dzięki Bogu, że w Sieci są takie miejsca jak to. Kilka chwil wcześniej się tu zarejestrowałem i wypadałoby się teraz przedstawić wszystkim. Łatwiej mi to przychodzi ponieważ jest tu wiele osób, więc może nie będzie tak źle.

 

Mam 23 lata i studiuje sobie socjologie w Warszawie. Ale od przeszło roku coś się zmieniło w moim życiu. Właściwie wszystko się zmieniło. Nigdy bym się nie spodziewał, że pewne sprawy się tak potoczą... A wszystko było w porządku na początku studiów. Miałem bardzo dobre oceny, miałem dobrych przyjaciół, znajomych. Byłem szczęśliwy. Jest to wspaniałe uczucie. Pierwszy raz tak naprawdę poczułem tą ciepłą energię wypełniającą każdą czątkę mojego ciała. Wcześniej tego nie znałem. Okres LO to była porażka, podobnie wcześniejsze lata. Już myślałem że wszystko jest dobrze, ale TO znowu wróciło. Brak sensu, celu i radości życia. Teraz już nie mam nic. Nie mam rodziny, przyjaciół, znajomych. Jestem dosłownie sam na tym świecie! Pozostał mi tylko mój skomplikowany świat, który z każdym dniem zawala mi się na głowę.

 

A wszystko to przez to, że zakochałem się (może to dziwne, ale ja naprawdę się zakochałem). Ona też mnie kochała. I było piękne. Tyle tylko, że ja z tej miłości zrezygnowałem. Bałem się. Przestałem się odzywać. I odizolowałem się od wszystkich. Jedna cząstka mojej osoby mówiła mi żebym z nią porozmawiał(widziałem żal w jej oczach), a druga czątka stawiała nieprzekraczalną barierę, której w końcu nie przekroczyłem. I to mnie wykończyło. Nie mogłem jeść, spać, myśleć, uczyć się. Teraz jestem już zupełnie na dnie. Nawet nie mogę się skoncentrować na jakiejś błahej rzeczy. Nic nie mogę robić! Jakie to wszystko jest infantylne. Nawet nie umiem ubrać tego w odpowidnie słowa.

 

Wszystko chciałem kontrolować, analizować. Chciałem rządzić całą otaczającą mnie rzeczywistością. I nawet przez jakiś czas udawało mi się to. Ale te obciążenie psychiczne dodatkowo mnie dobiło.

 

Nie szukam tu wsparcia, ani pomocy, tylko po prostu zwykłego wysłuchania. Teraz nawet nie mam do kogo się odezwać. Żałosne. Miałem wszystko i wszystko straciłem. Teraz może i zrezygnuje z tych studiów. Taka przeraźliwa pustka... i nic. Nic. Pewne osoby mi mówią żebym zaczął żyć. Ale jak mam zacząć żyć? Ja chyba już zapomniałem jak się żyje. Przez chęć kontrolowania całegoświata zapomniałęm jak się żyje... eh...

 

To wszystko jest takie skomplikowane, nawet nie przekazałem tu części tego co mnie otacza. Ale dziękuje za wysłuchanie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj C©złowiek na forum:)

Paietaj ze nie jestes sam, my tu zawsze jestesmy:)

 

Nie szukam tu wsparcia, ani pomocy,

 

Twoje slowa wprost krzycza o pomoc i wsparcie. Prosze cie nie zostawaj sam ze swoimi problemami, otworz sie na kogos, znajdz psychoterapeute, na forum duzo jest ludzi z wawy, napisz , na pewno ktos ci poleci jakiegos dobrego.

W 99% nie jestesmy sobie w stanie sami poradzic.A leki daja plastikowe zycie.

Wyciagnij reke po pomoc i uwierz w ludzi, oni na prawde sa zyczliwi i cie kochaja.

Jesli chcesz pogadac pisz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dlaczego z niej zrezygnowałem?

 

Sam się zastanawiam. Nagle z dnia na dzień przestałem się do niej odzywać. Bez powodu. Może w to trudno uwierzyć, ale tak było. Kochałem ją i chyba nadal kocham(ostatnio sam już nie wiem co to jest miłość...), ale w życiu bym się nie spodziewał, że nagle tak zacznę się zachowywać. Po prostu z dnia na dzień, bez powodu odsunałem się od niej.

 

Może ja po prostu bałem się być szczęśliwy? Wtedy byłem szczęśliwy pierwszy raz w życiu i chyba się tego śmiertelnie przeraziłem. Wiem, że to pewnie dziwnie brzmi jak teraz ktoś to czyta, ale moje wcześniejsze życie było koszmarem i nagle takie szczęście na mnie spłynęło, że nie wiedziałem co z tym zrobić i... po prostu z tego zrezygnowałem, uciekłem, przeraziłem się. Zawsze wszystko kontrolowałem i nagle poczułem że tracę kontrolę. Teraz żałuje, ale chyba jest już za późno. Najgorze jest to, że dusiłem w sobie to wszystko i z nikim się nie dzieliłem i teraz... jestem kompletnie wypalony. A na żywo nie mam nikogo z kim mógłbym na ten temat pogadać.

 

Przynajmniej tu mogę wyrzucić z siebie choć trochę myśli, które coraz trudniej jest mi uchwycić. Eh... może kiedyś dojde do równowagi emocjonalnej. Długo w tym stanie to nie pociągnę...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mom probleme jest rowniez potrzeba wielkiej kontroli, jakakolwieg sprawa ktorej nie moglam kontrlowac, przyprawiala mnie co najmiej o palpitacje serca. Musialo byc zawsze tak jak sobie zaplanowalam, wstawanie o 8, ani minuty wczesniej bo sie nie wyspie(potrafilam sobie wmowic ze sie nie wyspalam bo obudzilam sie za 7.45), chodzenie spac o 22 bo inaczej sie ne wyspie. Wychodzenie z imprezy o 2, jak nie to wpadalam w panike robilam dymy chlopakowi, wmawialm sobie ze jak nie wyjde o tej ustalonej godzinie to nastepny dzien bedzie maskraczyny. (Tragedia). Seks w zaplanowane dni, bo inaczej mi sie bedzie podobal, nie chodzilam do innych knajp niz zaplanowane (bo sama nie wiem). Nie wyjde z domu bez umycia glowy, bez makijazu, ladnego ubrania. po prostu wszystko musialo byc pod kontorla jak sobie zaplanuje.ZERO spontanicznosci.

ale powoli otwieram oczy :)

Powoli zrzucam z siebie potrzebe kontroli , i zamieniam na cos spontanicznego jak bieganie po mokrej trawie w letni poranek bez butow:)

 

Heh zycie jest PIEKNE

:lol::lol:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj C©złowieku :P

Ja króciutko...

Mam nadzieje i tego życzę że forum w jakimś stopniu pomoże Ci dojśc do tej jak piszesz równowagi emocjonalnej.

Faktem jest że zawsze tu znajdziesz kogoś kto Cię "wysłucha".

wiem jak bardzo pomaga wyzucenie z siebie pewnych rzeczy,własnie chocby pisząc je tutaj.

Sama przez to przeszlam.

Życzę więc aby z tobą bylo tak samo,a przede wszystkim byś poczuł się lepiej.

Trzymam kciuki i pozdrawiam ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Słuchaj, ja przechodzę/przechodziłam to samo!!!!

Wiem jak trudno jest uwierzyć człowiekowi, którego życie było koszmarem, w nagłą odmianę losu!!!

Ale teraz właśnie masz super-szansę!

Jeśli tylko dziewczyna jest fajna i czujesz, że ją kochasz, to spróbuj!

Będziesz miał wątpliwości, nie będziesz dłuuugo wierzył w to, co się dzieje, ale po kilkunastu miesiącach Twoje życie zacznie nabierać pozytywnych odcieni!!!

Powiedz jej o tym, co czujesz, kiedy nadejdzie właściwy moment, bo jak ją zalejesz na początku wszystkim naraz to biedaczka może się zdołować, a to chyba nie jest to, czego dla niej chcesz!

Nie bój się być z drugim człowiekiem!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chciałem od razu podziękować za odzew. To miłe z Waszej strony – bałem się, że ten post przejdzie tu bez echa. Wcześniej ktoś pisał, że miał podobne problemy do moich. Tyle tylko że ta osoba w tym czasie miała drugą połówkę, myślę że wtedy z tym całym „kontrolowaniem” było łatwiej…

 

U mnie to jest troszeczkę coś innego, to znaczy aktualnie staram się żyć bardziej spontanicznie, ale od tamtej miłości boje się zbliżyć bardziej do drugiego człowieka i izoluje się wewnątrz siebie samego. Umiem być spontaniczny, umiem cieszyć się życiem, umiem się śmiać, ale kiedy czuje, że w moim związku może być coś więcej – uciekam od tego. Nie chce tej ucieczki, ale to jest silniejsze ode mnie. Chyba coś głęboko jeszcze we mnie siedzi z tamtych koszmarnych lat i nie pozwala mi normalnie żyć. Po prostu kiedy widzę że komuś na mnie zależy, nagle pojawia się u mnie mnóstwo wątpliwości i pytań, które sprowadzają się do jednego: ja? Przecież jestem nic nie wart – jak komuś może na mnie zależeć. I wychodzi na to, że uciekam od tej osoby z powodu strachu że mógłbym ją zawieść, że to pierwsze dobre wrażenie które zrobiłem może okazać się złudne i nic nie warte. Wiem że to bez sensu.

 

A czy z tą dziewczyną, z tą moją pierwszą prawdziwą i szaleńczą miłością jest jeszcze szansa? Czasami zadaje sobie to pytanie… Chyba nigdy się nie przekonam. Ta bariera jest tak silna. Chyba musiałby się zdarzyć jakiś cud żebym się do niej odezwał. Zresztą… czy warto? Nie wiem czy kiedykolwiek będę mógł się całkowicie otworzyć na drugiego człowieka, zrzucić wszelkie osłony, mury, barykady i uzbrojenia i… bezbronny… po prostu… zaufać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

proszę Cię , napisz do niej, nie trac kontaktu, zobaczysz ze bedzie dobrze.

ja mialem ten sam problem i podobnie sie zachowalem do Ciebie, kiedy dziewczyna okazala ze tak bardzo jej na mnie zalezy, ja zaczalem sie wycofywac... nie moglem uwierzyc... jednak nie mowilem o tym nikomu i nie zdawalem sobie sprawy ze to mnie przeraza. tez zaczalem sie izolowac, stracilem dawne zainteresowania, wycofywalem sie ze wszystkiego i zaczalem w siebie watpic.

 

Ja wierze , ze naprawde pomogloby Ci to uczucie i jej zrozumienie tego , ze Cie to tak przybilo. Prosze skontaktuj sie z nia i powiedz jej o swoich watpliwosciach i pewnych 'kompleksach' - na pewno bedziesz czul sie lepiej, a jezeli Cie zrozumie i bedziecie razem, Twoja radosc bedzie tak duza jak teraz 'dół'.

 

powodzenia

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

List? Myślałem o dniu w którym jej go wręcze wiele razy. Myślicie, że nie pisałem...? pisałem. I to wiele razy. Tyle tylko, że nigdy jego nie dostała. Chciałem jej to dać, bardzo.

 

Ale... w końcu gdy już myślałem, że przełamie się - wycofywałem się. A listy, które później oglądałem niszczyłem, paliłem rytualnie, by bardziej mnie nie raniły i by zapomnieć. Ale to nie przynosiło takiego efektu jaki bym chciał widzieć...

 

Sam nie wiem czy jeszcze jest szansa... Może spróbuje... może jeszcze nic straconego... Tyle tylko, że dla mnie to nie jest takie proste. Naprawdę dla mnie to nie jest takie proste, jak dla innych. :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mojej historii ciąg dalszy...

 

Więc jak już wcześniej w "jęczarni" wspomniałem udało mi się zrobić pierwszy -dla mnie ważny i ciężki zarazem- krok i przeprosiłem pewną dziewczynę.

A dziś zrobiłem drugi troszkę mniejszy krok i poprosiłem ją by przeprosiła ode mnie swoją koleżankę, która jest moją wielką miłością. Sam jednak nie mam na to siły. Sam nie wiem co z tego wyniknie. Może nic. Ale po prostu teraz czuje się lepiej. O wiele lepiej........

 

Eh... szkoda jednak, że tego napisanego listu jej nie dałem... ale może jeszcze nie jest za późno... eh... sam nie wiem. :/

 

W każdym razie - mieliście świetny pomysł z tym forum - gratulacje! -myśle, że pomoże wielu osobom. Jak coś się zmieni w mojej sytuacji to dam znać.

 

Chyba teraz po tym wszystkim mam siłę by pójść do psychologa... eh... życie może być i piękne! - tak naprawdę wszystko leży w nas samych, wszystko jest w naszej głowie i w dużej mierze to od nas zależy jak będzie owo życie wyglądało. Trzeba tylko mieć chęć poleszenia czegoś, silną wolę i motywację - myśle, że z tymi rzeczami jest duża szansa dla człowieka by mógł żyć, lepiej żyć a przede wszystkim by mógł cieszyć się owym życiem. Chociaż wciąż mam tą przeklętą pustkę w sobie to myśle, że teraz z każdym dniem będę chciał ją wypełnić czymś dobrym i pięknym co jest wokół każdego z nas, tylko trzeba to dostrzec i... przyjąć. Nie bać się. Otworzyć się i po prostu zacząć żyć. Choć wiem, zdaje sobie sprawę, że początki są trudne, ale jak już zrobi się coś, cokolwiek to później powinno być lepiej. Trzeba w to wierzyć.

 

Pozdrawiam! :)

Piotrek.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Napisales wiele pieknych slow...

 

Odebrałem to trochę jak ironię, ale może jestem po prostu ostatnio przewrażliwiony... w każdym razie chciałem tylko zaznaczyć, że teraz nie umiem pisać pięknych słów ani jakichkolwiek słów. Może znów posiądę tą umiejętność jak odżyje... kiedy przypominam sobie niektóre listy które kiedyś pisałem... sam nie wiem skąd ja czerpałem natchnienie... eh... :roll:

 

W każdym razie chciałem zaznaczyć jeszcze, że pewnie wielu z Was moje posty wydadzą się błahe i mało ważne. Może i jest to prawda. Sam nie wiem. Wiele osób pisze tu o swoich "prawdziwych" problemach a ja tu wcinam się z jakimiś rozterkami miłosnymi. Eh... tyle tylko, że to nie są zwykłe rozterki... ale nie chce już tu pogłębiać tej sprawy. W każdym razie dziękuje wszystkim do uwagę.

 

Może znajdę odwagę i dam jej osobiście ten list, który napisałem. Miałem dać jej przez jej koleżankę - dziś miałem świetną okazję, ale nie zrobiłem tego. Jednak taką rzecz wolałbym zrobić osobiście. Cóż... może to znacza że do pewnych spraw dojrzałem... hm...

 

-- Pn paź 10, 2011 5:21 pm --

 

Sporo czasu minelo....

 

Okazało się że mam F.20 i depresje :(

 

Studia skonczyłem. Mam licencjat z socjologii. O moich dawnych miłościach zapomniałem.

 

Żyje dalej... po co????

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×