Skocz do zawartości
Nerwica.com

Mieszkanie, razem czy osobno?


Gość Strzyga

Rekomendowane odpowiedzi

Ja mam mieszane uczucia ostatnio.

Znaczy mieszkam ze swoim facetem i dobrze nam się układa, ale...

 

Kiedyś nie mogłam zrozumieć par, które mieszkają oddzielnie (zwłaszcza jeśli są po ślubie), nie wyobrażałam sobie jak można rezygnować z bliskości, skoro można ją mieć.

Mój związek przez prawie 1,5 roku był związkiem na odległość i marzyłam o mieszkaniu razem.

Za to teraz mimo iż naprawdę jest wszystko świetnie czasem mam wrażenie, że się w tym trochę duszę.

 

Chyba ważne jest w mieszkaniu razem to, żeby każdy miał jakieś miejsce tylko i wyłącznie dla siebie, bo całkowita wspólnota czasoprzestrzeni też przyczynia się do podduszania.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak z kimś mieszkasz, to wychodzą wszystkie koszmarki, które wcześniej, podczas spotkań, można było ukryć - jakieś paskudne przyzwyczajenia czy to, jak bardzo druga osoba potrafi (lub nie) pójść na kompromis. W sumie zgodziłabym się z twierdzeniem, że tak naprawdę poznajesz człowieka dopiero, jak z nim zamieszkasz ;) I chociaż w kwestii mieszkania z drugą osobą jestem bardzo na tak, to tylko przy założeniu, że mam w mieszkaniu swój kąt, swoje miejsce, w którym mogę się zaszyć i pobyć trochę sama.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Strzyga, to zalezy.. jezeli chcesz wyjsc za niego za maz to wspolne zamieszkanie przed obowiazkowe.

; )

 

Tzn. ja nie biorę tego do siebie. Patrzę po opiniach ludzi. Ciekawi mnie co ludzie myślą. Bo np. moi bliscy uważają, że jak się nie mieszka razem to nie jest to prawdziwy związek miłość itd. Ja mam jeszcze inniejsze zdanie.

 

A ciekawa jestem jak ludzie patrzą.

 

Candy, masz blond włosy, nie?

 

-- 28 lis 2012, 10:51 --

 

Jak z kimś mieszkasz, to wychodzą wszystkie koszmarki, które wcześniej, podczas spotkań, można było ukryć - jakieś paskudne przyzwyczajenia czy to, jak bardzo druga osoba potrafi (lub nie) pójść na kompromis. W sumie zgodziłabym się z twierdzeniem, że tak naprawdę poznajesz człowieka dopiero, jak z nim zamieszkasz ;) I chociaż w kwestii mieszkania z drugą osobą jestem bardzo na tak, to tylko przy założeniu, że mam w mieszkaniu swój kąt, swoje miejsce, w którym mogę się zaszyć i pobyć trochę sama.

 

Czemu dopiero wtedy poznajesz człowieka? Dopiero wtedy poznajesz jego wady. A człowieka już znasz. To, co Ciebie ujmuje to na pewno nie te wady. A wady ma każdy jakieś. Zawsze coś będzie chyba nie pasowało w mieszkaniu razem - bo po prostu są to dwie osoby i każda potrzebuje przestrzeni - nikt mi nie wmówi, że nie.

 

Człowiek jest obecnie na takim etapie ewolucji rewolucji świadomości itd.; ), że po prostu potrzebuje indywidualności, jakiejś przestrzeni. To tak samo jak dziecko ma swój pokój, a rodzice swój.

 

Ja się duszę i tyle. I to z każdym. Dla mnie mieszkanie w akademiku lub internacie to ogromny stres. Ciągle jestem zła wtedy. Hałas, i inne pierdoły. Ciągłe imprezy.

 

Usłyszałam ostatnio dwie opinie na ten temat: trudności adaptacyjne [ czy jakoś tak ]- psychiatra, oraz od raczej mądrego znajomego kogoś z rodziny - kwestia wrażliwości. Do tego jeszcze dołożyć moje zab. nastroju i gotowe.

 

Wydaje mi się w takim razie, że ta kwestia wrażliwości jest bliska kwestii inteligencji. Wiem, że to głupio brzmi. Ale ja na prawdę nie rozumiem jak można umieć mieszkać z kimś non stop. Ja umiem mieszkać z kimś cały czas. Umiem. Daje radę, pomagam, są kompromisy, bla bla. Ale potrzebuję swojej przestrzeni - tylko tyle. Wyciszenia. Spacer to nie to samo. Na spacerze nie pomaluję, nie pośpiewam, nie pomedytuję itp. Nie pomasturbuję się. No itd. itp.

 

U mnie w domu to jak w szkole albo pracy, cały czas przynieś wynieś pozamiataj, kłótnie itd. Ja na to nie jestem odporna, może dlatego, że się wychowałam w taki a nie inny sposób - w takim a nie innym otoczeniu.

 

A co do internatu - cały czas ktoś przyłaził do moich koleżanek. Ile razy ja zostawałam sama w pokoju, nie szłam do szkoły - byleby pobyć sama.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czemu dopiero wtedy poznajesz człowieka? Dopiero wtedy poznajesz jego wady. A człowieka już znasz. To, co Ciebie ujmuje to na pewno nie te wady. A wady ma każdy jakieś. Zawsze coś będzie chyba nie pasowało w mieszkaniu razem - bo po prostu są to dwie osoby i każda potrzebuje przestrzeni - nikt mi nie wmówi, że nie.

 

Człowiek zachowuje się inaczej, jak jest sam, a inaczej, jak jest wśród innych ludzi. Tu nie chodzi tylko o wady, ale ogólnie o zachowanie w sytuacjach, kiedy dana osoba w żaden sposób nie czuje się oceniana. Podczas wspólnego mieszkania (oczywiście po jakimś czasie dopiero) wytwarza się taka właśnie swojska atmosfera, dzięki której można poznać drugą osobę od tej strony, której się publicznie nie pokazuje. Dlatego uważam, że dopiero wtedy się zna człowieka.

Nie stawiałabym na to, że zawsze będzie coś nie pasowało - jasne, nie będzie dokładnie tak, jak się sobie wymarzyło i trzeba iść na kompromisy, ale przy dobrym układzie wszystkim wszystko pasuje :) Kwestia dogadania się.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chyba ważne jest w mieszkaniu razem to, żeby każdy miał jakieś miejsce tylko i wyłącznie dla siebie, bo całkowita wspólnota czasoprzestrzeni też przyczynia się do podduszania.

Mógłbym napisać to samo. Szczególnie jak się we dwójkę nie ma pracy a tylko same marzenia. Które są fajne i potrzebne, ale trzeba też coś robić w związku a nie tylko siedzieć i wpatrywać się w swoje, oczywiście piękne oczy. Bo jak można kogoś nie akceptować fizycznie i nie mówić mu tego wprost? A jednak są takie przypadki i niestety wtedy wszystko się sypie przez zwykły brak zrozumienia i jednocześnie wielkim strachu przed ponowną samotnością. I tak się to ciągnie, aż do coraz częstszych kłótni. O pierdoły tak naprawdę, bo wystarczyło powiedzieć, że się nie lubi czegoś w zachowaniu partnera/ki, albo czegoś się pragnie, a nie nie ukrywać to w sobie i okłamywać, żeby tylko związek na siłę ciągnąć.

 

Każdy musi mieć własną przestrzeń i nie powinien obrażać się o to, że ktoś chce czasami pobyć samemu lub z kimś innym. Nauczyłem się tego po rocznym związku pełnym emocji i stłumionego rozczarowania. A miało być tak pięknie... :P Już chyba nigdy w to nie uwierzę (wiem, teraz tak sobie myślę, za kilka lat bankowo będę się z tego śmiać)

Jak na razie próba powrotu do tego jaki byłem wcześniej i do tego jak bardzo miałem wyjebane na innych :) Bo wtedy chyba byłem szczęśliwszy.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wydaje mi się w takim razie, że ta kwestia wrażliwości jest bliska kwestii inteligencji. Wiem, że to głupio brzmi. Ale ja na prawdę nie rozumiem jak można umieć mieszkać z kimś non stop. Ja umiem mieszkać z kimś cały czas. Umiem. Daje radę, pomagam, są kompromisy, bla bla. Ale potrzebuję swojej przestrzeni - tylko tyle. Wyciszenia. Spacer to nie to samo. Na spacerze nie pomaluję, nie pośpiewam, nie pomedytuję itp. Nie pomasturbuję się. No itd. itp.

Nie wydaje Ci się, tak właśnie jest. :smile:

 

 

Candy14, nie można, a i tak każdy to robi :)

(o, zmiana avka, lepszy od poprzedniego)

 

-- Śr, 28 lis 2012, 23:04 --

 

aviska, ja też tak samo myślę, im więcej czasu spędza się z drugą osobą, tym bardziej się go poznaje, a wspólne mieszkanie to właśnie ten moment kulminacyjny, a właściwie jakiś czas po zamieszkaniu razem. Ale jeżeli chodzi o kompromisy to też nie zawsze wychodzi i tutaj wielką rolę odgrywa ta wrażliwość. Jeżeli obie osoby są wrażliwe i mają podobne cechy charakteru, psychiki, czyli podobne problemy, to ciężko jest ciągle chodzić na kompromisy. W pewnym momencie po prostu zaczyna to wkurwiać i wszystko sprowadza się do akceptacji, zarówno siebie jak i drugiej osoby. Jeżeli podświadomie w obu przypadkach tej akceptacji brakuje, a to jest ukrywane ze strachu, to zaczyna tworzyć się katastrofa i jest wielka szansa, że niedługo runie wszystko co się razem zbudowało. I niestety jest to bardzo bolesne potem, jeżeli uzależniło się emocjonalnie od drugiej osoby i nawet się tego nie zauważyło wcześniej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

We wronach nie odpisują, to się tu dopiszę. Z tego co widzę, mieszkanie "razem" sprowadza się do częstych tarć między ludźmi, typu: rozsypałeś tytoń, zostawiłeś zapalone światło w pokoju, co robi ten talerzyk w lodówce, gdzie są moje skarpetki itd. Można wyjść poza rutynę codziennych sporów o te same problemy, trzeba tylko dostrzec te powtarzające się motywy i to że w gruncie rzeczy są one nudne. Ile można się spierać o to samo? Wtedy może mieszkanie razem nabrałoby lepszych kolorów.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Co do poznania człowieka jak się z nim mieszka - no dobra. Ale mozna kogoś poznać i mieszkajac z nim 2 tyg, a potem pójść do siebie do domu. Ja bym tak chciala.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mieszkając razem poznaje się pewne strony innej osoby. Zakładam, że gdy się razem mieszka to zarabia się na siebie a nie "bawi w dom" uważam, że to poważna i trudna decyzja bo takie "wyprowadzanie się" przy każdej kłótni ( a takie powstaną zapewne) jest infantylne.

Trzeba rozdzielić obowiązki domowe, uzgodnić kwestę "mojego i twojego" budżetu, kwestię poszanowania sfery prywatności - to się wydaje takie błahe ale przy mieszkaniu razem urasta do rangi poważnego problemu. Trzeba będzie nauczyć się akceptować wady drugiej osoby które wychodzą w praniu .....

 

Nie jest łatwo i sielankowo jakby się mogło wydawać ale to moim zdaniem podstawa gdy się myśli o poważnym związku.

 

Jestem z tym samym "chłopakiem" od 12 lat z czego od dwóch lat mieszkamy razem, wcześniej on studiował 300 km od naszego miejsca zamieszkania przez 4 lata reszta związku była "oddzielna" ja mieszkałam ze swoimi rodzicami on ze swoimi. Przeżyłam niemal każdą fazę tego na swój sposób i każda ma złe i dobre strony. Wszystko musi przyjść z czasem, nie wolno się poganiać ani do niczego zmuszać, po co?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie jest łatwo i sielankowo jakby się mogło wydawać ale to moim zdaniem podstawa gdy się myśli o poważnym związku.

 

Dlaczego?

 

Gdybym miała wielką chatę, gdzie mam swoje miejsce, gdzie mogę narzygać to spoko.

 

Ale nie każdy tak ma. Podstawa.

Podstawa podstawie nie równa...

 

Ja mieszkam z chłopakiem ponad pół roku. Nie podoba mi się to, jest też dużo miłych bardzo stron tego mieszkania razem, ale ja wolę sama. Wolę działać sama. A nie w jednym pokoju. Jak ktoś ma kasę to się nie dziwię. Np. na wynajęcie mieszkania.

 

Denerwuje mnie, gdy ktoś uważa, że nie jest to poważny związek, gdy osoby nie mieszkają razem. Przecież związek to nie mieszkanie razem. To wg mnie byłoby śmieszne. Związek to związek dwóch ludzi. Psychiczny. Nie fizyczny. D u c h o w y.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zacytuje: "Każdy człowiek ma swój własny sen o życiu, który całkowicie różni się od snów innych ludzi. Śnimy zgod­nie z naszymi przekonaniami i modyfikujemy owe sny zgodnie z tym, jak się osądzamy, wyrokujemy i ponosimy karę. Dlatego dwoje ludzi nigdy nie śni o tym samym. Pozostając w związku, udajemy, że jesteśmy tacy sami, że myślimy to samo, czujemy to samo, śnimy o tym samym, ale to nigdy nie stanie się prawdą. Zawsze jest dwoje śniących dwa odrębne sny. Każdy śni na własny sposób. "

 

Dlatego bez kompromisów z obu stron, wspólne zamieszkanie to tak jakby na ochotnika iść na wojnę :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ojej. ; )

 

Piękne jest kochać czyjeś sny.

 

Ale i mieszkanie wspólne ma swoje plusy, uważam. Ale nie rutynowe i ciągłe mieszkanie. A każdy dzień nie da się by byl inny, chyba, że śpisz na banknotach. [ my opinion ]

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Strzyga, wybacz ale co tp za związek skoro nie chcesz z tą osobą przebywać?

Związek to równowaga pomiędzy byciem z kimś ciałem i umysłem....

N ale racji troszkę w tym jest, każdy potrzebuje przestrzeni dla siebie więc kiszenie z kimś na kilku metrach kwadratowych też może być udręką....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Strzyga w życiu wszystko ma swoje plusy i minusy, w przyrodzie nic nie ginie :)

 

No tak, też to widzę ; )

 

linka, no ja teraz mieszkam i czasem muszę odetchnąć. Nie wiem, czy każdy tak ma. Ja lubię mieć swoje miejsce, gdzie robię coś tak jak chcę. Żeby nikt mi się nie wtrącał. Ale to nie znaczy, że jestem taka zasadnicza, czy jak to nazwać.

 

No coż, wszystko ma plusy i minusy. Czasem potrzeba tego a czasem tamtego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Strzyga, ale inaczej brzmi czasem muszę odetchnąć..... Ja lubię mieć swoje miejsce, gdzie robię coś tak jak chcę bo tak ma chyba każdy, a przynajmniej mieć powinien dla zachowania równowagi psychicznej a inaczej brzmi : Ja mieszkam z chłopakiem ponad pół roku. Nie podoba mi się to.....Wolę działać sama być a nawet na pewno trzeba do tego dorosnąć, mi to zajęło duuużo czasu .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×