Skocz do zawartości
Nerwica.com

Osobowość unikająca (lękliwa)


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

12 minut temu, Psychoanalepsja_SS napisał:

Z pozytywnymi efektami doświadczeń to bym uważał. Czasem można wyjść na tym gorzej, niż gdyby się czegoś takiego nie doświadczyło. Jeżeli doświadczenie będzie przykre i nie nastąpi jakaś konstruktywna analiza, znajdująca w nim plusy i tłumacząca, czemu doświadczenie wywołało przykrość, lękowiec może jeszcze bardziej zamknąć się w swojej skorupie i nici ze wzrostu pewności siebie.

Aha, czyli jak przez całe życie unikałem angażowania się, bo się bałem odrzucenia, często także niedopasowania charakterów, i teraz mam 34,5 lat nie mając na koncie żadnego związku z kobietą, to znaczy że dobrze robiłem, to było ok, taaa?

Zgadzam się, że trzeba do tego podejść mądrze, ale unikanie relacji jest najgorsze. Nie mówimy tu przecież o tworzeniu małżeństwa na całe lata, ale zwykłym chodzeniu ze sobą, ba, choćby nawet przyjaźni damsko-męskiej. W przypadku takich osób jak ona i ja, to są rzeczy wielkie, nigdy nieprzeżyte, nie chodzi tu o tworzenie głębokiego związku, tylko czegoś na początek.Trzymając zatem odpowiednią rezerwę, ale będąc blisko, można zacząć się wiązać. Poza tym tacy ludzie jak ja i ona powinniśmy od początku brac w rachubę to, że związek może się rozpaść.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

28 minut temu, Psychoanalepsja_SS napisał:

Co do kwestii wyglądu i związku. Jeżeli jest wygląd, ale osobowości się nie zgadzają, to do związku może zwyczajnie w ogóle nie dojść. Bo one-night-standu, po którym kontakt się urywa, nie nazwiesz chyba związkiem.

jak jest ładna, to nie ma takiego problemu, bo z kilkudziesięciu amantów, którzy będa się do niej lepić, wybierze najwłaściwszego wg niej. jeśli nie ma pewności, to może spróbować przyjaźni z kilkoma naraz i po czasie zdecydować. To facet będzie miał problem, nie kobieta.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Człowiek_z_księżyca napisał:

Aha, czyli jak przez całe życie unikałem angażowania się, bo się bałem odrzucenia, często także niedopasowania charakterów, i teraz mam 34,5 lat nie mając na koncie żadnego związku z kobietą, to znaczy że dobrze robiłem, to było ok, taaa?

Nie i nie musisz przeinaczać sensu mojej wypowiedzi, bo ja Cię nie atakuję. Chodzi o warunkowanie. Jeżeli jakaś sytuacja sprawi, że będę się czuł źle, to moja głowa sobie to zakoduje i przy następnej okazji będę odczuwał jeszcze gorszy lęk. Co, jeśli koleżanka faktycznie uda się do klubu, będzie się czuła mega chujowo i po prostu zwieje? Jeżeli nie przepracuje w głowie/z terapeutą tej sytuacji, swoich myśli, emocji i zachowań, jej pewność siebie w takich miejscach zleci jeszcze niżej. 

Wg mnie kluby nocne dla fobika/unikającego to trochę głęboka woda. Nie lepiej już by było założyć Tindera? Zakładasz profil, wstawiasz fotkę, czekasz. Bez duszącej atmosfery omawianych przybytków.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

8 minut temu, Psychoanalepsja_SS napisał:

Co, jeśli koleżanka faktycznie uda się do klubu, będzie się czuła mega chujowo i po prostu zwieje?

No ale znając już trochę siebie, wie jak może zareagować, czyli wie co zrobić, żeby nie zwiać, nie dostać paniki itp. Alkohol. Musi się schlać ostro i tyle, tak by lęk został zahamowany. Ale musiałaby iść z kimś tam - jeśli nie ma koleżanki, to jest jedyny problem (ja np. nie mam kolegów, więc nie mam z kim iść).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, Człowiek_z_księżyca napisał:

A skoro każda ładna dziewczyna będzie przyciągać wielu mężczyzn, to oznacza, że dziewczyna może sobie wybrac spośród kilku-kilkunastu amantów najbardziej dopasowanego dla niej. Więc jest jak mówię - taka dziewczyna nie ma żadnego problemu ze znalezieniem partnera.

Ta (na swój sposób idealistyczna) wizja milcząco pomija (przynajmniej) kilka aspektów, które mogłyby się pojawić w rzeczywistej sytuacji.

Czy tych kilku, kilkunastu amantów to totalnie bezmyślni mężczyźni (desperaci?), którzy mieliby potulnie godzić się na tak instrumentalne traktowanie? A co za tym idzie, czy tak postępująca kobieta istotnie nie miałaby problemu ze znalezieniem partnera, skoro niemal na pewno jej śladem podążałby ostracyzm otoczenia? Wreszcie, czy zgodnie z tą wizją każda ładna dziewczyna miałaby chcieć wchodzić w rolę kusicielki wianuszka adoratorów?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Gods Top 10 napisał:

Czy tych kilku, kilkunastu amantów to totalnie bezmyślni mężczyźni (desperaci?), którzy mieliby potulnie godzić się na tak instrumentalne traktowanie?

Ale przecież mówię, że trzeba kłamać. Także w tym czy ma się jeszcze kogoś na oku. (Więc jeszcze parę rzeczy o teraźniejszości także kłamać - jednak gdy zostanie wybrany ten jedyny, to i tak się nie dowie, że byli inni kandydaci, więc to niczego nie popsuje). Nie, ty jesteś jedyny - tak musi mówić wszystkim facetom. Zatem nie będą się godzić, bo po prostu nie będą wiedzieć, że jak się ich traktuje. Ale tak trzeba.

Edytowane przez Człowiek_z_księżyca

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Człowiek_z_księżyca napisał:

Świat dla nas też nie jest łaskawy.

Mi chodziło o to, że sytuacje, interakcje, które opisujesz, mogą wyglądać sensownie, jeśli patrzy się na nie jak na abstrakcyjny, zimny, matematyczny wręcz model. W rzeczywistości natomiast pakowanie się w taki galimatias przyniosłoby więcej stresu i byłoby trudniejsze niż, nie wiem, zaproszenie kolegi ze szkoły/z pracy na kawę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1 minutę temu, Psychoanalepsja_SS napisał:

Mi chodziło o to, że sytuacje, interakcje, które opisujesz, mogą wyglądać sensownie, jeśli patrzy się na nie jak na abstrakcyjny, zimny, matematyczny wręcz model. W rzeczywistości natomiast pakowanie się w taki galimatias przyniosłoby więcej stresu i byłoby trudniejsze niż, nie wiem, zaproszenie kolegi ze szkoły/z pracy na kawę.

Zapominasz, że my nie jesteśmy normalni. Żeby COKOLWIEK nam się udało, co wymaga wysiłku i stresu, musimy pracować 3-4 razy więcej nad sobą niż osoba zdrowa, mieć zaplanowane w postaci strategii. Inaczej wystawiamy się na ślepy los (i to nie tylko z zewnetrznego świata, ale i wewnętrznego), to jak hazard i nie jest to racjonalne, skoro można opracować pewien "model" prowadzący do sukcesu. Czy matematyczny, to kwestia sporna, jest tu dużo zmiennych stochastycznych, ale chodzi o to, by minimalizować działanie tych zmiennych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

7 godzin temu, Człowiek_z_księżyca napisał:

Zapominasz, że my nie jesteśmy normalni. Żeby COKOLWIEK nam się udało, co wymaga wysiłku i stresu, musimy pracować 3-4 razy więcej nad sobą niż osoba zdrowa, mieć zaplanowane w postaci strategii. Inaczej wystawiamy się na ślepy los (i to nie tylko z zewnetrznego świata, ale i wewnętrznego), to jak hazard i nie jest to racjonalne, skoro można opracować pewien "model" prowadzący do sukcesu. Czy matematyczny, to kwestia sporna, jest tu dużo zmiennych stochastycznych, ale chodzi o to, by minimalizować działanie tych zmiennych.

No to może zacząć od czegoś, co nie wymaga aż tyle stresu. Scenariusze, które opisujesz aż parują stresem, a lęk cieknie z nich jak pot z ciał spiętych fobików w imrezowni. 

Koleżanka najlepiej zrobi, udając się na odpowiednią terapię (czytaj: taką NIE opierającą się o pierdziusianie "terapeuty" o fiksacji analnej i tym podobnych bzdetach), a nie ryzykując gwałt, syfa, bachora i emocjonalnie wykańczające pseudozwiązki, "terapeutyzując się" alkoholem w klubie nocnym.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 11.01.2019 o 22:38, Nieistotne00 napisał:

No nie byłabym taka pewna..;)

 

Jeżeli pojęcie "raj" definiują teksty piosenek disco polo, to może coś w tym jest :D:D :D. 

Jak dla mnie to obraz pełen goryczy i próba przypisania winy za swoją sytuację czynnikom, których nie da się zmienić. Wygodnie przy tym pomija się takie elementy "raju" jak choćby to, że będąc kobietą, łatwiej jest znaleźć także *niechcianego* partnera seksualnego. I inne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Psychoanalepsja_SS Posłucham tego disco-polo może usowadomie sobie jak cudowne jest moje życie i może wszystkie moje problemy znikną ;)

A tak poważnie, to nie jest wielki wyczyn napisać wywód, z którego by wynikało, że :

a) wystarczy być facetem, żeby życie było rajem 

b) wystarczy być kobietą, żeby życie było rajem

c) wystarczy być młodym,żeby życie było rajem

d)wystarczy być bogatym,żeby życie było rajem

na to wszystko wystarczy tylko kilka aspektów pominąć. Zważywszy na to gdzie się wszyscy spotkaliśmy to chyba po prostu...jednak nie wystarczy ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć, jest tu ktoś?:) Napisałam bo mam kryzyz, prawie zaliczyłam sesję, został mi tylko jeden egzamin, w sumie nawet nieźle się układa, realizuje swoje pasję, ćwiczę regularnie, spełniam powoli wyznaczone cele a czuje się tak źle wewnątrz, tak mi brak energii na wszystko, leżę przez większość czasu w łóżku, przed wczoraj miałam zdecydowanie więcej energii i lepiej się czułam psychicznie, mimo że dni wyglądają tak samo i nic specjalnego się nie wydarzyło w ostatnim czasie, co mogło by wyjaśnić tą sinusoidę.:((

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

10 minut temu, forrest95 napisał:

Cześć, jest tu ktoś?:) Napisałam bo mam kryzyz, prawie zaliczyłam sesję, został mi tylko jeden egzamin, w sumie nawet nieźle się układa, realizuje swoje pasję, ćwiczę regularnie, spełniam powoli wyznaczone cele a czuje się tak źle wewnątrz, tak mi brak energii na wszystko, leżę przez większość czasu w łóżku, przed wczoraj miałam zdecydowanie więcej energii i lepiej się czułam psychicznie, mimo że dni wyglądają tak samo i nic specjalnego się nie wydarzyło w ostatnim czasie, co mogło by wyjaśnić tą sinusoidę.:((

Hej, może jesteś zmęczona natłokiem przygotowań do sesji? Ja ostatnio z tego powodu chodziłem mocno wnerwiony. Po prostu jesteś zmęczona, czy dotykają Cię też jakieś nieprzyjemne myśli?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Istnieje taka możliwość, będzie to najtrudniejszy egzamin dla mnie.:( Tylko że niestety w moim życiu bardzo często tak się dzieje, to znaczy mam stale obniżony nastrój, z niewielkimi spadkami i wzlotami, niezależnymi w sumie od niczego. Potrafię w ciągu jednego dnia mieć z 10 razy takie przypadki, ranek jest zazwyczaj najlepszy i najbardziej produktywny, te pierwsze 2 godziny dnia są moimi ulubionymi:) Potem zazwyczaj następuje spadek energii, poczucie, że jestem beznadziejna, nie radzę sobie w życiu, leżę wtedy zazwyczaj w pozycji embrionalnej, by za chwilę mieć odwagę marzyć i wyobrażać sobie siebie w miejscu do którego chcę dotrzeć i z entuzjazmem wykonywać chociażby czynności domowe, i tak w kółko, film na YT może mnie zmotywować, gdy włączę go za 2 godziny, jest totalnie odwrotna sytuacja i ten chochlik w głowie mówi mi tylko:dziewczyno zejdź na ziemię, ty się nie nadajesz, nie osiagniesz itp. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Może gdzieś tam z tyłu głowy siedzi niezadowolenie z życia, które o sobie przypomina. U mnie zazwyczaj można wyodrębnić jakiś konkretny trigger, przez który czuję się źle/zdenerwowany. Zazwyczaj te myśli są zepchnięte do ciemnego lasu, ale czasem się wyłaniają, kiedy z zewnątrz pojawia się coś niemiłego. 

8 minut temu, forrest95 napisał:

ranek jest zazwyczaj najlepszy i najbardziej produktywny, te pierwsze 2 godziny dnia są moimi ulubionymi:)

O matko, szczęściara. Ja pierwsze dwie godziny spędzam w łóżku, próbując załapać, że już jest dzień i trzeba wstać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Oj tak, uwielbiam poranki, mam wtedy najczystszy umysł, moja głowa nie jest jeszcze skażona złymi myślami. Myślę też, że pomaga mi ta cała rutyna, zdrowe śniadanie, ćwiczenia, woda z cytrynką, w co by się tu ubrać dzisiaj:) Wszystko jest takie świeże, dzień jeszcze niezmarnowany i nie mam wyrzutów sumienia, że czegoś nie zrobiłam. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ano, rutyna pomaga, niestety ja nie mam żadnej i robię wszystko od zajawki do zajawki. Taka niemożność planowania to wraz z dziedziną kontaktów międzyludzkich moje najgorsze problemy.

Ćwiczenia fizyczne są super. Odkąd ćwiczę, faktycznie czuję, że moja energia jest pożytkowana w dobry sposób. Na razie tylko że sprzętem w domu, bo na siłowni są... Ludzie :D.

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Oj tak, chodziłam swego czasu i zrezygnowałam z tego powodu. Miałam wrażenie, że każdy na mnie patrzy, niestety ten problem przybrał większe rozmiary, jadąc pociągiem, chodząc po ulicy, wydaje mi się, że ludzie zwracają na mnie uwagę, lub myślą, że coś ze mną nie tak, czuje się jakby zamknięta w swoim umyśle. W żadnym miejscu nie mogę zaznać ulgi, najlepiej czuje się w domu, ale nie służy mi ciągłe siedzenie w nim.:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

4 minuty temu, forrest95 napisał:

Oj tak, chodziłam swego czasu i zrezygnowałam z tego powodu. Miałam wrażenie, że każdy na mnie patrzy, niestety ten problem przybrał większe rozmiary, jadąc pociągiem, chodząc po ulicy, wydaje mi się, że ludzie zwracają na mnie uwagę, lub myślą, że coś ze mną nie tak, czuje się jakby zamknięta w swoim umyśle. W żadnym miejscu nie mogę zaznać ulgi, najlepiej czuje się w domu, ale nie służy mi ciągłe siedzenie w nim.:(

Zawsze można założyć kaptur na głowę, okulary przeciwsłoneczne i słuchawki na uszy. Niektórym to pomaga wyizolować się na siłce od innych ludzi. Mnie przeraża tłok. Kiedy bywałem a siłowni w mieście rodzinnym, to jeszcze było ok, ale ponoć na siłowniach zazwyczaj panuje tłok. Szatnia, a potem trening z tymi wszystkimi ludźmi dookoła.

W domu cisza i spokój. Tylko że najciekawsze rzeczy dzieją się na zewnątrz... Zmarnowałem lata na gnicie w czterech ścianach. Szczątkowy social life, zero wydarzeń kulturalnych, ostatnio nawet na spacery mam mniejszą ochotę. Zakupy już często zamawiam internetowo, więc nie muszę łazić do tej biedry.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja jednak wolę ćwiczyć w domu, tym bardziej że nie przepadam za tym całym przebieraniem się, szatnią, gdzie jest mnóstwo dziewczyn, głównie robię stretching, jogę, więc takie miejsca nie do końca są dla mnie:) Właśnie wróciłam z krótkiej wyprawy do sklepu, krótki spacer i od razu poprawiło mi się samopoczucie:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

10 godzin temu, forrest95 napisał:

Ja jednak wolę ćwiczyć w domu, tym bardziej że nie przepadam za tym całym przebieraniem się, szatnią, gdzie jest mnóstwo dziewczyn, głównie robię stretching, jogę, więc takie miejsca nie do końca są dla mnie:) Właśnie wróciłam z krótkiej wyprawy do sklepu, krótki spacer i od razu poprawiło mi się samopoczucie:)

Ano, takie formy ćwiczeń faktycznie nie wymagają zbyt dużej ilości sprzętu i miejsce. Cieszę się, że mam hałasującą sąsiadkę na dole, więc bez skrupułów mogę obijać podłogę sztangą :d. 

Jak u Ciebie z wyjściami do sklepu? Masz z tym problem? 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja mam ogólnie problem z pracą, po prostu zostało mi 4 dni na starej umowie i mam mieć nową znów na miesiąc, ale to też nie jest pewne...
z jednej strony mega chciałabym się uwolnić od tej pracy w której mnie nie lubią i nie są ze mnie zadowoleni chociaż ja się staram i spinam, z drugiej złapałam się na refleksji kilka dni temu, że boję się nowej pracy w której znów będę musiała przejść przez to całe obczajanie, wypytywanie o to czy mam kogoś, przez to całe obserwowanie i stopniowe zdobywanie wiedzy kto przyjaciel a kto wróg jak już spadną te wszystkie "kurtuazyjności i uprzejmości" , że boję się pierwszego ochrzanu, drugiego które są dla mnie tą granicą klęski że "och tu już też jestem spalona". Boję się zarzucania mnie jako nowej robotą której się innemu komuś nie chce robić, trudnymi zadaniami których się nikomu innemu nie chce robić i w które ja będę brnęła i nad którymi będę ślęczeć dołując się że nie umiem tego zrobić.

Już sobie wykminiłam, że do nowej pracy przyniosę na pewno ciasto na początek  wymyślając jakąś okazję, żeby przełamać jakieś lody (tak, wiem, dla normalsa to jest normalne, ale dla mnie która boi się wstać na siku w pierwszych dniach, żeby nie przykuwać do siebie uwagi, że "o wstała i poszła, o jak długo tam siedzi"  takie rzeczy jak ciasto i stres przy tych talerzach i krojeniach i robienie zamieszania  to jest jakaś masakra bo ja nie lubię zwracać na siebie uwagi). Że od razu będę pytała o wszystko, wszystko, wszystko, że od razu powiem to głośno, że "kogo mam pytać jeśli będę miała jakiś problem"  żeby wtedy to głośno zostało powiedziane do kogo i niejako ta osoba została oficjalnie ustalona, a nie żeby  było tak, że zostaję sama z problemami. 

No i generalnie mam doła bo wokół same ciąże i śluby aa ja heh heh heh no i zostało mi doradzone legendarne "wyjdź do ludzi, zapisz się na coś" no ale to nie jest takie proste. Normals jak miałby gdzieś pójść sam to też by się czuł nieswojo to po pierwsze, po drugie jak się tych znajomych nie ma no to pójście na imprezę nawet taką kulturalną to jest taki znak zapytania i przypał i tyle niepewności że serio mam panikę  jak sobie myślę jak będę widziała tu grupki, tam grupki, tu praki a ja sama...
 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×