Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nerwica lękowa na wesoło :)..


Lukasz1983

Rekomendowane odpowiedzi

Będąc ostatnio w sklepie a raczej przy okienku (sprzedaż nocna)kupywałem sok,papieroski i kurczaczka z rożna.Pani udajac sie po kurczaka(zwazyc zapakować troche trwa)zamkła przedmną okienko a za mną kolejka że ło ho ho ... pewnie wyobrażacie to sobie co sie zaczeło dziac ?? Lęk straszne myśli no i zaczął sie atak ale w pewnym momencie w oknienku ukazał się pani z kurczakiem w ręku.Nigdy nie byłem tak podzielony przez emocje... z jednej strony atak a z drugiej pani z kurczakiem.Byłem tak niesamowicie głodny że na widok starannie zapakowanego jedzenia atak ustąpił a ja wybuchłem co prawda panicznym ale śmiechem co wywołało skolei zaskoczenie dla ludzi stojących w kolejce.Omal nie popłakałem sie ze śmiechu że zwykły kurczaczek z rozna powstrzymał mój atak :lol::lol::lol: Gdy odchodziłem od okienka ludzie patrzyli na mnie jak na idiote a ja ze stoickim spokojem i bananem na twarzy zapytałem "NO CO ? ? ?

 

I tak poraz kolejny zło i wystepek zostały pokonane przez DRÓB :shock::shock::shock:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

:lol: to ja kiedyś miałam prawie identycznie (prawie robi wielka roznice) poszlam do budki gdzie sprzedaja tylko frytki. nagle atak. patrze na babke z frytkownica i pytam: "dzien dobry sa frytki??? aha to ja porosze... yyy frytki" nie wiem czemu ale zaczalam sie okropnie smiac i samo przeszlo :))))))

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No to ja dopiszę swoje:

 

Zawroty głowy - mój ulubiony objaw. ;) Oczywiście bez przesady, jak się kręci non-stop przez tydzień, nie jest już fajnie. Pewnego dnia kręciło mi się tak ostro, że się zataczałem. Czasami trzeba było się przytrzymać np. lady w sklepie, żeby nie pieprznąć, albo jakiegoś drzewka na ulicy. Cały się chwiałem – jak po kilku browarach. Wszyscy patrzyli na mnie jak na pijanego. We łbie miałem istną karuzelę. Szedłem ulicą i z przeciwka nadciągał w moim kierunku zalany (etanolem – i to od środka ;) ) jegomość. Ledwo się z nim minąłem! Myślałem, że na siebie wpadniemy. Mogę się, założyć – nikomu do głowy nie przyszło, że byłem 100% trzeźwy!

 

Innym razem szedłem sobie na uczelnię, gdzie miałem pisać kolokwium. Oczywiście zdenerwowanie objawiało się zawrotami. Czułem się, jakbym 40 lat na morzu spędził. Szedłem sam, przez park. W parku tak mnie dopadło, że nie wiedziałem, gdzie jestem. Alejki mi się pochrzaniły, zgubiłem się! :) Zdążyłem w ostatniej chwili. Oczywiście podczas pisania ledwo mogłem trzymać długopis w garści i musiałem się skupiać na pisaniu liter, co mi wychodziło średnio. Drugą łapą trzymałem się stolika, żeby na glebę nie pieprznąć. Ostatecznie zaliczyłem, i to na 4. W przypadku biochemii i opisanego stanu to sukces ogromy. :)

 

Najlepsze zostawiłem na koniec.

Atak lęku. Tak to jest, że kiedy się przydarzy, boimy się podobnych sytuacji. Jeśli miał miejsce w kościele – boimy się do niego wejść, w autobusie – jeździć nimi, na ulicy – przejść ponownie obok tego miejsca. Ja dostałem ataku siedząc na kiblu! :) Przez miesiąc bałem się załatwiać. Teraz mam z tego polewkę, ale wtedy nie było mi do śmiechu. Sprawę załatwiałem w błyskawicznym tempie. Jak wicher – wpadałem do łazienki i za chwilę byłem z powrotem. Każde siadanie na „tronie” rozpoczynało gonitwę myśli, więc musiałem być szybszy. :D

 

Czułem też przez jakiś czas tętno na czubku ucha i mogłem sobie je tam mierzyć. :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witam,

cierpiący na nerwicę codziennie walczą z atakami paniki, opierają się ograniczeniom, poddają się, rezygnują z życia, ze swojego szczęścia by następnego dnia znowu podjąć kolejną próbę z nadzieją, że tym razem to oni okażą się zwycięzcami. i tak co dnia...

mam dni kiedy jestem tak wyczerpana ochroną swojego spokoju, że padam wczesnym wieczorem. przynajmniej jednym nie muszę się przejmować - nie cierpię na bezsenność:)

rano przebudzam się z chwilowym, ledwie kilku sekundowym spokojem. zaraz za mną budzi się jednak moja nerwica, robi się nagle mniej sennie i przyjemnie, pokój zalewa uczucie niepokoju. po tylu latach traktuję to jak drobny dyskomfort, jak otarcie na pięcie od przyciasnego buta.

to już trwa tak długo...

przez te lata przeżyłam wiele chwil przerażającej paniki, bezradności i bezsensu. byłabym jednak niesprawiedliwa gdybym napisała, że tylko takie. były chwile wesołe, pełne wrażeń i również szeroko rozumianej namiętności:)

i były chwilę śmieszne. co dziwne również dzięki szanownej, wszędobylskiej nerwicy (bo my się tak zżyłyśmy ze sobą troszeczkę:))

 

po dwóch miesiącach przerażenia i ciągłego zastanawiania się co mi jest rozpoczęłam psychoterapię (nie robiłam wcześniej żadnych badań bo i lęków typu zawał albo nagłe zejście z tego świata nie miałam).

spotkanie po spotkaniu snułam opowieści o swoim dzieciństwie, dojrzewaniu, nieśmiałości, wiecznym poczuciu winy i całej reszcie składającej się na jakość mojego życia. mówiłam o lękach i natręctwach:

- Panie doktorze, męczy mnie kiedy wieszam na suszarce mokre ubrania i nie jestem w stanie przypiąć jednego ciucha klamerką w takim samym kolorze. zawsze muszą być różne kolory. jak sobie z tym poradzić?

- proszę przełamać to w sobie i zacząć przypinać tymi samymi kolorami.

wróciłam do domu pełna determinacji i z postanowieniem, że walka będzie ostra, do ostatniej kropli krwi! wypowiedziałam mojej nerwicy wojnę na klamerki.

zrobiłam pranie i rozpoczęłam ofensywo-defensywę. wzięłam dwie jednakowe klamerki i głęboki wdech (na wypadek jakby to miał być ostatni. starczy na dłużej:))

przypięłam. chwila przerażenia, ogromna potrzeba ucieczki i jeszcze większa przepięcia tej cholernej klamerki. 15 sekund - żyję, 30 - żyję i oddycham. szybko i płytko ale co tam. minuta - lęk stracił na sile.

dumna jak paw skończyłam rozwieszanie prania: bluzka i dwie czerwone klamerki, spodnie - dwie zielone...

 

minęło już kilka lat od tamtego dnia i co?

- Panie doktorze, męczy mnie kiedy wieszam na suszarce mokre ubrania i nie jestem w stanie przypiąć jednego ciucha klamerką w innym kolorze

 

eh życie:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nie no poprostu mnie rozbroilas tym co tu napisalas...świetne!ja moglabym duzo pisac o swojej nerwicy ale ostatnio tak mi juz dokucza ze nawet nie mam siły tego wszystkiego znow tu wylewac!najbardziej smieszne i zalamujace jest to -jak zreszta swietnie to napisalas, ze codziennie biore ten wdech pokonuje lek wracam dumna do domu i mysle ooo pokonalam napad lęku i jutro juz go nie bedzie spokojnie pojade na uczelnie wogole sie nie bede bala i telepala.....rano wstaje dalej z przekonaniem ze ide tam- a co tam jest git! dojezdzam do uczelni i co i psikus nagle stwierdzam ze jednak sie boje i nie chce tam isc ze moze lepiej jak sobie dzisiaj podaruje zajecia i wogole stad uciekne....biore kolejny wdech ide tam cala zapocona z trzesacymi sie nogami biore wdech i znowu udaje mi sie przezyc nastepnny dzien wracam do domu bla bla rano wstaje ooo psikus- nerwica-cala ona!pozdrawiam cie cieplo i pisz wiecej takich fajnych postow chetnie je poczytam!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

DOBREEE!!!hehe

 

A to moja anegdotka:

 

Którejś niedzieli zeszłego roku samą w domu odwiedził mnie atak o słusznej mocy.

Gdy przerażenie sięgnęło zenitu i zaczęło odbijać mi się własnym sercem, w całej swej słabości (hehe) wykąpałam się, ubrałam i poszłam na pogotowie jak każdy zawałowiec...

Tam już wiedzieli jak się mną zająć-zignorowali moją "zapaść" i serce co z piersi już wyskoczyć miało.....

Nie mogłam doczekać się na interpretację ekg i wyników badania krwi, bo właśnie przywieziono kogoś z wypadku i dla mnie prawdziwie jedynie potrzebującej pomocy nikt nie miał głowy.

 

Wtedy byłam tym bardzo oburzona, więc uniosłam się dumą i wyszłam. Na odchodnym poinformowałam panią pielęgniarkę, że nie mam siły już dłużej czekać, więc jeśli to był zawał to poproszę o kontakt telefoniczny!

 

Makabra! Ja naprawdę tak powiedziałam. Ale wstyd!!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja nadal zawsze muszę przypinać klamerkami w tych samych kolorach...

 

kupiłam jednokolorowe i nie mam innych:)

co się będę męczyć jak psychologia okazała się bezsilna:)

 

[ Dodano: Sro Sty 17, 2007 7:29 pm ]

a i jeszcze jedno...

Lula! popłakałam się ze śmiechu:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

przedewszystkim gratuluje lotta fajnego tematu ;) takie tez sa potrzebne. Kiedys siedzialam w domu mąz w pracy , starszy syn w szkole, mlodszy u mojej mamy i jak to zwykle bywa ni z gruszki ni z pietruszki malymi kroczkami , powoli uraczyla mnie swoimi odwiedzinami szanowna, nieodlączna nerwica..... nakrecanie sie to moja specjalnosc od glupiego uklucia w zebrach zacząl sie moj rytual, , no coz jesli chodzi o ataki lekow jestem w tym mistrzynia potrafie doprowadzic siebie do takiego stanu jakim by sie niepowstydzil zawodowy nerwicowiec. kiedy juz moj szanowny atak siegnąl zenitu, tzn. zegnalam sie pokornie z tym swiatem nagle uslyszalam dzwonek do drzwi.......... pomyslalam: a moze to smierc z kosą lep[iej nieotwieram, dzwonek nieustepowal.... a co mi tam najwyzej niebede sie juz meczyc, otworzylam..........ku mojemu zdiwieniu w drzwiach zamiast kostuchy ujzalam usmiechnietego listonosza pieniązki przynioslem (za zwolnienie z dwoch miesiecy) wyplacil mi nalezną sume na ktorą czekalam z niecierpliwoscia od dluzszego czasu. fajnie szybko sie ubralam i wyrwalam do sklepu. niosac zakupy nagle olsnilo mnie ze przeciez mialam juz niezyc, co sie stalo z atakiem? chyba ten listonosz postury ochroniarza go wyploszyl,,,, no coz szkoda ze listonosz nieprzychodzi codziennie :-| pozdrawiam lidia z lodzi

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jedyną śmieszną historie jaką kojarzę z moją nerwicą jest historia z szambem . Historia ta nie dotyczy bezpośrednio mojej osoby..ale usmiałam się przy tym przednio.

W moim najgorszym okresie życia (kiedy miałam silną nerwicę lękową jeszcze nie zdiagnozowaną i męża,który z zapałem zatruwał mi życie :lol: ), dostałam okropnych bólów brzucha. Bolało mnie właściwie wszystko - żołądek,jelita i cholera wie co tam jeszcze. Przez dwa dni zwijałam się z bólu i żaden lek nie pomagał. W końcu wieczorkiem (po drastycznej interwencji rodzinki) zdecydowałam się na odwiedziny w pogotowiu krakowskim. Miał mnie tam odwieść mój mąż (obecnie ex) autem mojego taty. Nie kwapił się do tego zbytnio bo jak zwykle miał "inne plany" na wieczór. Mieszkamy na osiedlu domków jednorodzinnych a więc posiadamy coś takiego jak szambo :lol: Tak wyszło,ze mój tata zaparkował tego dnia samochód obok owego dołka z "nieczystościami".. Wsiadłam do samochodu a ex poszedł sprawdzić czy bagażnik jest domknięty..Po chwili usłyszałam grzmotnięcie i wiązankę przekleństw. Wygramoliłam się z auta i ujrzałam mojego ex po uda wysmarowanego zawartością szamba :twisted:

 

W życiu się tak nie śmiałam! :D Na chwilę zapomniałam,że jestem "umierająca" ;):twisted:

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wygramoliłam się z auta i ujrzałam mojego ex po uda wysmarowanego zawartością szamba

 

dużo bym dała by zobaczyc swojego eks w ekstrementach :mrgreen:

 

mnie się natomiast przypomniało jak mierzyłam co 1 minutę ciśnienie, więc właściwie nie zdejmowałam już tego urządzenia z nadgarstka. Pewnego dnia mama poprosiła mnie żeby jej skoczyc po wędlinę do sklepu, włożyłam kurtkę ( ciśnieniomierz oczywiście znajdował się nadal na nadgarstku) i lecę do sklepu, akurat sie tak złożyło że trzeba było trochę postac, gdyż utworzyła się kolejka, więc stoję i zaczynam się wiercic na prawo i lewo i stado myśli zaczęło kopytac przez mój mózg z oczywistym pytaniem czy aby przypadkiem znów ciśnienie nie skoczyło za wysoko i czy nie będzie kolejnego zejścia :roll: tak wiercąc się i rozglądając jakbym miała owsiki doczekałam się swojej kolejki pani zważyła co trzeba i już płacę a tu wwwrrrrrrrrrruuuuuuuuuuuuu mój ciśnieniomierz uruchomił się gdyż niechcący go załączyłam Ci co stali mnie najbliżej patrzą na mnie ja na nich od jakiejś babci słyszę dziecko ale fajny ciśnieniomierz :oops: po drodze nie mogłam opanowac śmiechu :lol: ale jedno po tym zdarzeniu pozostało: więcej tego aparaciku nie zakładam już nigdzie :lol:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hm... chyba powinnam tu napisac o tym, jak z objawami zawalu zjawilam sie w izbie przyjec.. cisnienie skacze, puls oszalaly, ja cala dygocze.lekarz mowi, ze nic mi sie nie bedzie, ekg w normie, to "poprostu nerwy".powiedzialam oczywiscie, ze sie nie zna, ze wogole nie jest doktorem, tylko zwyklym lekarzyna, wyrwalam ekg(bez komentarza) i jak kazdy przechodzacy wlasnie zawal chory, obrazona, zolnierskim krokiem wyszlam ze szpitala, oznajmiajac, ze pojde do "normalnego doktora"... najgorsze, ze w tym szpitalu pracuje moja mama, oj musiala sie biedaczka nawstydzic..przepraszam mamo w imieniu nerwicy..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

no czemu ten temat jest tak gleboko schowany?? wyjmuje go na wierzch bo fajnie chociaz troche ponabijac sie z nerwicy, ona pewnie smieje sie z tego co z nami robi codziennie. a wracajac do tematu, smieszne dla mnie ejst to ze jak czuje sie zle, np boli mnie serce albo cos innego wchodze tutaj, bol mija jakby reką odjal, czytam, odpisuje i nic nieczuje, jak tylko odejde od kompa..... tragedia!!! :shock:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja kiedys nie mogac spac tak sie nakrecalam ze jak nie zasne to chyba nie przezyje bo to juz ktoras noc z rzedu itd, wszyscy sobie u mnie w domku mocno spali, wiec ja cichcem siegnelam po taki syropek Valused , wtedy jeszcze nie wiedzialam ze jest taki ostry , wiec wzielam poteznego lyka i za chwile... myslalam ze sie udusze, oczy mi wyszly na wierzch nie umialam zlapac oddechu, zaczelam kaszlec ( do poduchy zeby nikogo nie obudzic), a potem juz bylam taka wsciekla, ze teraz na pewno nie zasne ze zaczelam sie sama do siebie smiac , wkoncu tak sei zmeczylam tym smianiem ze zasnelam , ale do teraz jak lykam Valused to cholernie uwazam zeby mi sie to samo nie stalo

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja tez mam pewną historię. Otóż jak wiadomo z nerwicowcem w domu cięzko żyć choć można sie ponoć przyzwyczaić. Obecnie od pewnego czasu nie miewam zadnych ataków, ale był czas kiedy to przydażało się co kilka dni. Pewnego razu będąc na uczelni, zaczęło mi sie robić duszno, po okolo 5 minutach byłem już tak nakręcony,że zostawiłem wszystko na stole i myśląc ,że zaraz będzie koniec w panice szybkim krokiem zbiegłem po schodach na zewnątrz . Gdy juz tam byłem zacząłem z kom. dzwonić na pogotowie tłumacząc Pani,że umieram. Kilka metrów przed sobą zobaczyłem postać swojej żony która akurat zaszła do mnie bo wiedziała,że niedługo kończe. Gdzie dzwonisz usłyszałem stanowcze i głośne pytanie. Źle się czuję chyba mam zawał. Ja ci zaraz dam zawał i zaczęła okładać mnie torebką. Pani na pogotowiu musiała chyba słyszeć. Powiedziała tylko czy dalej wezwanie jest aktualne, a ja sie wtedy rozłączyłem Po 3 minutach byłem już na górze zabrałem swoje rzeczy akurat sie kończyły zajęcia i powiozłem jakby nigdy nic żonę na zakupy, mając nadzieję ze nikt z roku nie widział przez okno całej tej historii. Atak ustąpił samoistnie i szybko. Realny strach przed obciachem był silniejszy od tego nerwicowego.Moja żona wie o mojej chorobie i ma jedną taktykę nigdy mnie nie żałuje ,w przeciwnym razie bym sie chyba bardziej nakręcał. Jestem jej za to wdzięczny choc nie powiem,że w chwili ataków mi to łatwo przychodziło, nienawidziłem jej za to,że nie pozwalała mi pojechac na pogotowie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiecie, uważam że jest coś w tym, że takie realne, nagłe, zupełnie nieoczekiwane sytuacje odrywają (przynajmniej na chwilę) od lęków. Tak jakby nerwica ustępowała na moment miejsca wtedy, gdy organizm musi swoje siły skierować nagle na te zdarzenia. Czyli - na nerwicę najlepiej mieć stłuczkę samochodową, oparzyć się, ukłuć, a w moim przypadku... Siedzę sobie kiedyś przed kompem niby coś tam w necie przeglądając, ale oczywiście cały czas analizując własne myśli, objawy, czując silny lęk (czyli dla mnie normalka) i, jak to często mi się zdarza, czując, że zaraz zwariuję, że to już koniec, że zaraz nie wytrzymam i... w tym momencie jakoś tak niefortunnie poruszyłem się na krześle, że z impetem (i z krzesłem) runąłem na podłogę. Pamiętam jak moje ciało automatycznie wykonywało takie odruchy, żeby upaść w miarę miękko, a głowa sama mi się podniosła, tak by nie uderzyć w kaloryfer. Już leżąc i rozcierając tyłek pomyślałem, że jednak nie jest z moim instynktem samozachowawczym tak żle, skoro bronię się przed upadkiem. Śmiałem się w duchu z kontrastu "zaraz ze sobą skończę - ratować się za wszelką cenę". Poza tym oczywiście na ten moment spadania i łupnięcia o podłogę minął mi lęk i się tak dobrze poczułem... ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×