Skocz do zawartości
Nerwica.com

Witam


infrared

Rekomendowane odpowiedzi

Ja też się przywitam, a co :)

 

Z nerwicą walczę od niedawna, czasami jest lepiej, częściej gorzej, ale mam nadzieję, że wyjdę z tego zwycięsko.

 

Na forum zarejestrowałam się, żeby nie marudzić wszystkim naokoło, a jednak móc się czasami wygadać.

 

I to chyba tyle :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak mnie tu dawno nie było. I chyba nigdy nie myślałam, że wrócę.

A w sumie trafiłam chyba po to, żeby wyrzucić z siebie wszystkie żale, bo dotarłam do ściany i nikt naokoło nie rozumie mojego zachowania, a ja nie mam siły tłumaczyć.

 

Z moim epizodem nerwicowym męczyłam się prawie dwa lata, przeszło! Nie do końca samo, trafiłam na bardzo mądrą panią kardiolog, która wyjaśniła mi wszystkie moje strachy, a ponadto zaczęłam się faszerować jakąś kosmiczną ilością magnezu i soku pomidorowego - i pomogło.

Miałam poźniej "delikatny" nawrót - nauczona doświadczeniem i przebadana z każdej możliwej strony wiedziałam, co się święci, wiedziałam skąd i dlaczego -

tym razem pomogła zmiana pracy i otoczenia. I było dobrze.

Do zeszłego roku. Mama, najbliższa mi osoba na świecie, pod koniec 2015 zaczęła umierać. Wiem, jak to patetycznie - i paskudnie brzmi, ale tak to właśnie wyglądało. Chorowała na raka od 15 lat, okazało się, że ma nawrót, że jest guz mózgu, przez chemię doustną mało nie zeszła, dorobiła się padaczki, anoreksji, wysiadły nerki...od sierpnia był już praktycznie tylko szpital. W listopadzie zmarła. Zmarła w bólu, ostatni dzień spędziłam praktycznie cały przy niej, patrząc, jak cierpi, nie mogąc jej w żaden sposób pomóc - najgorszy dzień w moim życiu.

I teraz dopiero wiem, że ładnie przechodziłam przez wszystkie etapy żałoby, ale byłoby zbyt prosto.

Przez ten ostatni rok, dwa lata, przez to wszystko przestałam kontrolować swoje finanse. Wierzyciele się dobijają, straszą, no nie pomogło to na pewno - pretensji do nich nie mam, ich praca, moje błędy, ale przerosło mnie to wszystko. Z jednej strony nie potrafię się do końca podnieść po śmierci mamy, z drugiej popadłam w długi, z trzeciej nie mam siły, żeby stawić im czoła - bo siły mi starcza na tyle, żeby innym się wydawało, że normalnie funkcjonuję, z czwartej nie mam pieniędzy na terapię, a jak nigdy czuję, że potrzebuję pomocy specjalisty. Żyję za szkłem, nie dopuszczam do siebie pewnych informacji, co wcale nie jest łatwe, bo ile można trzymać swoje demony pod poduszką. Cały mój świat sie rozleciał i nie umiem, nie chcę, nie mam siły, żeby odbudować go na nowo. Czekam nie wiem na co, bardziej wegetując, czasami próbuję się mobilizowacy, żeby coś zrobić, ale szybko mi przechodzi, bo czuję się przytłoczona.

Czasami patrzę na tych ludzi naokoło, tacy szczęśliwi, tacy swobodni, nie to, że im zazdroszczę tego. Każdy ma swoje problemy mniejsze bądź większe, zazdroszczę im, ze potrafią sobie z nimi jakoś radzić. Ja nie potrafię i przez to wpędzam się w jeszcze gorszą sytuację.

Aż mi się nie chce wspominać, że nie chce mi się żyć...No nie chce się. Nie widzę niczego pozytywnego naokoło, żadnych "kolorowych" perspektyw na przyszłość. Nic mi się nie udało z tego, co miałam zaplanowane, nie ma już osoby, dla której robiłam od zawsze wszystko (moja relacja z mamą nie była zdrowa, wiem o tym, ale tak to jest, kiedy ojciec jest tylko obecny ciałem, nie duchem, a dorastasz w przekonaniu, że mama może w każdej chwili umrzeć - chorowała długo i często paskudnie), zaraz stuknie mi trzydziestka, a nie przenosi się to jakoś na mój dorobek życiowy...

No nic, dość narzekania. Może - może mi w jakiś sposób chociaz to na chwilę pomoże.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj infrared!

Co robisz na co dzień? Jesteś w stanie pracować, by stopniowo spłacać swoje zobowiązania finansowe? Czy masz możliwość pożyczyć od kogoś pieniądze (bez oprocentowania), by nie musieć oddawać z odsetkami? Jeśli potrzebujesz chociażby doraźnego wsparcia specjalisty, możesz skorzystać z pomocy w Centrum Interwencji Kryzysowej. Taka placówka znajduje się praktycznie w każdym mieście wojewódzkim, a czasem nawet w miastach powiatowych. Poszukaj w swoich okolicach. Pomoc jest darmowa, więc nie narażasz się na koszty. Pozdrawiam!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gdyby ktoś mógł mi takie pieniądze pożyczyć, bądź mogłabym to spokojnie spłacać z tego, co zarabiam, nie byłoby problemu. To też jest chyba tak trochę, że trzymam ten temat w zawieszeniu, bo mimo wszystko pozwala mi się skupić na nim jako na moim największym problemie, który jasne, że odbiera mi poczucie bezpieczeństwa i wpędza w poczucie żadnej wartości. Ale to trochę na własne życzenie, żeby nie skupiać się na tym, co przeżyłam przed - i w trakcie śmierci mamy. Największy żal mam do mojego pracodawcy, który odgórnie narzucił mi powrót do pracy po pogrzebie, gdzie nawet nie miałam kiedy przerobić sobie tego, co się wydarzyło i do dziś nie poukladałam sobie tego w głowie. Dużo mam rzeczy do przepracowania sama ze sobą. Liczę na to, że uda mi się zmienić i pracę, i miejsce zamieszkania, i że da mi to jakąkolwiek motywację do zawalczenia o siebie. Po raz pierwszy od dawna poczułam, że chyba chciałabym spróbować wrócić do życia, zamiast ślizgać się z dnia na dzień. Ale brakuje mi jeszcze siły i jeszcze muszę jej trochę w sobie nabierać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej...czytając wątek stwierdzam, że jestem w bardzo podobnym punkcie życia i od kilku lat nie wiem jak ruszyć do przodu...z jednej strony samotność mnie dobija z drugiej nie mam ochoty praktycznie na nic, letni okres jest tym lepszym a ja ciągle siedzę na doopie i również nie mam już ochoty tłumaczyć moim bliskim jak się czuje i, że życie przelatuje mi przed oczami...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A widzisz, ja się wycofuję z bliższych kontaktów, bo boję się i odrzucenia, i straty. Nie wiem, jak mój chłopak ze mną wytrzymuje jeszcze i dodatkowo mam wyrzuty sumienia, że mógł lepiej trafić ;) a dzielnie przeżył wszystko i nadal jest.

W każdym razie, jako że pozytywne afirmacje, techniki relaksacyjne itp. na mnie nie działają, staram się motywować, wyznaczając sobie małe zadania. Wiem, że po powrocie do domu muszę od razu zrobić to, co mam do zrobienia, siłą rozpędu, bo inaczej spedzę cały wieczór leżąc. Potrafię mówić sobie: teraz zrób to, teraz to...Ratują mnie zwierzaki, bo cokolwiek mi by się nie działo, one muszą być ogarnięte, nakarmione, napojone. Nadal odrzuca mnie od wszystkiego, co raz, że kiedyś sprawiało mi przyjemność, a dwa, zmusza do myślenia, ale może niedługo...

Dodam jeszcze tylko, że powolne wyciąganie za kłaki tych pochowanych potworków jest równie nieprzyjemne, co skuteczne - co prawda na razie je tylko "oglądam", ale już widzę pierwsze objawy, nerwica powoli się dobija, co mnie trochę martwi, bo jakkolwiek znam sposoby na przyspieszony puls, bezsenność, "stawanie" serca, to na brak możliwości jedzenia i picia jeszcze nie znalazłam rozwiazania. A że swoją nerwicę lubię sobie wyobrażać jako złośliwą babę, to ten właśnie wredny babsztyl doskonale wie, że tego boję się najbardziej (dwa epizody kilkumiesięczne, kilkunastu lekarzy - "nic pani nie jest, czego pani chce", 20 kg mniej). Ale świadczy to tylko o tym, że idę dobrą drogą.

A idę, bo ostatnio pomyślałam, że kiedyś bywało fajnie. I może jeszcze chciałabym coś fajnego przeżyć. Że nie chcę być taka nieogarnieta, nie chcę się czuć sama źle ze sobą, że cokolwiek by się nie działo, mi musi na mnie zależeć. Mam napady płaczu i histerii, niekontrolowane, ale - w końcu mam! W końcu czuję coś innego oprócz beznadziei.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A odświeżę sobie wątek, a co. 

Od ostatniego czasu sporo się u mnie zmieniło i na gorsze, i na lepsze.

Przeżyłam epizod depresyjny, nawrót nerwicy; teraz ponownie podobno nawrót nerwicy - podobno, bo trochę posypało mi się zdrowie i nie ogarniam, co może być objawem nerwicy (oprócz standardowo totalnie spiętych mięśni i zablokowanego przełyku), a co nie, zwłaszcza że lekarze tu niezbyt pomagają.

Trochę jestem zmęczona i zniechęcona, a trochę chciałabym się otrząsnąć i wziąć za bary z życiem. Co się trochę wygrzebię z jednych lęków, to zaraz znajduję sobie nowe lęki albo frustracje (aktualnie na tapecie mam: jak bardzo złym człowiekiem jestem - efekt smsowych wypocin brata, jaką to jestem niewdzięczną hipokrytką, bo nie pojawiłam się w "domu" - po śmierci mamy unikam tego miejsca).

Po raz trzeci mam niewykupioną receptę na SSRI, bo znów doszłam do wniosku, że dam radę bez leków - mimo że na początku tego nawrotu myślałam, że teraz już nie dam rady - stopniowo walczę o każdy kolejny dzień. 

Chciałabym doczekać etapu, w którym będę miała chociaż trochę spokoju, że właśnie nie będę musiała walczyć, tylko w spokoju trochę pożyć. Ale wiem, że bez mobilizacji nic z tego nie będzie. I że z każdego starcia mimo wszystko do tej pory wychodziłam zwycięsko.

Mocno mi ostatnio spadła samoocena - nie owijając w bawełnę, czuję się jak śmieć, co usilnie staram się sobie rekompensować pracoholizmem i mini sukcesami zawodowymi.

I tyle. Musiałam z siebie pokrótce wyrzucić podsumowanie.

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chyba możemy sobie przybić piątkę. Lęki, nerwica, epizody depresyjne i też próbuje to ogarniać bez leków, próbując rzucać się w wir pracy.

Tak czy siak, witaj. Gdybyś chciała popisać na pw-jestem do dyspozycji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×