Skocz do zawartości
Nerwica.com

CHAD- Choroba Afektywna Dwubiegunowa cz.III


Amon_Rah

Rekomendowane odpowiedzi

Kuurwa.

Muszę jeszcze wytrzymać 45 minut. Mieszkam teraz na 6 piętrze i korci ...och korci...

Wiem , że za nisko. Ale może chiciażto by w końcu mi w życiu wyszlo? Skok na "główkę"

Ja tego wszystkiego dłużej już nie wytrzymam.

Ściana jak skurwyysyn wielka i twarda. Do niej dotarłem.

Nie chcę jutra.

Tak bardzo nie chcę powtórki z "dnia świstaka" zawieszonego na dolegliwościach choroby psychicznej.

Dokładnie wiem jak będzie wyglądał jutrzejszy dzień. A własciwie w jakim bede stanie. O czym bede myślał, czego nie bede mógł zrobić, co stracę, czego nie zyskam...

Kuurwa jeszcze 40 minut....

Oczywiście wytrzymam....

Na swoją zgubę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć, duzo czytam ostatnio te forum i głównie ten wątek. Przewertowałem kilkadziesiąt stron wstecz. Śledząc wasze "relacje" z depresji zastanawiam sie nad sobą i swoim przypadkiem.

 

Od pół roku mam depresje. Przeszedłem bardzo ciężka manie psychotyczna (szpital, pasy). Na poczatku mocno dręczyły mnie wyrzuty sumienia, bo kilku ludziom dałem ostro popalić, doprowadziłem do paru naprawdę nieciekawych sytuacji. Z czasem jednak wybaczyłem to sobie i wspomnienia powracają coraz rzadziej. Mimo tego spie po 12h, nie mam totalnie ochoty wstawać, zero motywacji do czegokolwiek, nic mi nie sprawia przyjemności, nie mam apetytu, miewam dni, w których z łóżka wstaje tylko zeby zapalić.

 

Ale mimo tego, jak juz sie zmuszę to potrafię pójść np. na 16h do pracy i daje radę. Potrafię sie zebrać zeby iść pograć w piłkę, idzie mi całkiem niezle, strzelam gole (pomijając ze nie ma z tego żadnej satysfakcji). Potrafię jechać na miasto, załatwić sprawy w urzędach.

 

I zastanawia mnie czy ja po prostu sie nie rozleniwilem przez ta depresje i czy nie powinienem bardziej walczyć, bo szczerze mówiąc to troche leżę i czekam aż leki zaczną działać. Czy Wam w "chadowej depresji" pomaga jakieś zajęcie, czy idzie to przezwyciężyć siła woli? Czy opłaca sie poświęcać energię na walkę ze swoimi nawykami i prace nad sobą? Czy warto np. iść na siłownie mimo, ze nie sprawia to w ogóle przyjemności tylko meczy?

 

Pytam, bo zastanawiam sie czy nie marnuje troche tego, ze mimo wszystko potrafię wstać i cos robic. Może powinienem bardziej doceniać, ze nie mam lekow przed wyjściem itp. i sie zmuszać? Największym problemem jest to, ze nie widzę sensu w robieniu czegokolwiek, nie mam motywacji i po prostu totalnie mi sie nie chce.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

neon, Jeszcze jakiś czas temu patrząc na zdrowych ludzi czułem zazdrość i czułem się nikim.Trudno było mi się w psychozie(manii) nie porównywać bo nie mogłem normalnie myśleć.Każdy kogo widziałem,widziałem,że ma więcej ode mnie.Tak,nie każda mania podbija samoocenę i pewność siebie w gigantyczne rozmiary.Niektóra dusi,gniecie,zniewala.Nie raz mówiłem,że już nie mogę patrzę na zdrowych.

Osoby ze schizofrenią też nie zawsze czują się w psychozie świetnie.Słyszą głosy które mogą obrażać,obniżać wartość...

Czytałem wypowiedz znanego psychiatry który pisał czego się naczył od osób ze schizofrenią.Tego,że po psychozie nie muszą kłamać i go nie kłamią.Ponieważ psychoza jest na tyle traumatycznym przeżyciem,że po tym już się nie ma czego bać.W myśl,że już nic gorszego nie może spotkać.Już się poznało piekło.

Każdy kto przeszedł ostrą manię,psychozę wie,że ona zawsze coś zabiera ale też coś daję.Poznało się już taką deformację psychiki,takie mocne stany,takie uniesienia,że po tym wszystkim inaczej się już patrzy na pewne sprawy.

Nie piszę tego po to by napisać jakie to złe i,że cierpienie uszlachetnia.Jednak skoro coś się zmienia też na lepsze to już jest pozytyw.

Pozytyw-staram się wszędzie szukać i widzieć pozytywne strony.

Po wcześniejszej manii w której myślałem,że steruję pogodą, czytam w myślach...też miałem takie chwile wiary,nadziei,szukania pozytywów.Wtedy założyłem na forum wątek''bądz szczęśliwy''.Za jakiś czas ta cała wiara i nadzieja mi za pewne przejdzie jak wtedy.

 

O to coś też o mnie napisałeś. Niby nie mam schiY choć wątpie w diagnozę psychuszki który mówi mi że mam nerwicę lękowa. Tylko że ja w swoich praktykach mistycznych doświadczałem rozszczepu jaźni od umysły, porostu w tym doświadczeniu dokładnie widziałem że umysł to nie ja, że to jest mistyfikacja, że on mnie tak prawdę nie definiuje.mnje jako wyżej nieokreślonej istoty, świadomej czujności. Tak zwane przekroczenie umysłu, transcendencja która już zostawia na umyśle zmiany których nie da się cofnąć, konsekwencje takich doświadczeń ciągniesz już do grobu.

 

Ale ja ma znacznie i tka lepiej od ciebie chociaż też się ciągle porównuje do innych ludzi, oczywiście jestem ciągle ten gorszy, choćby nie wiem w jakim syfie ta druga osoba żyła, ja i tak w ostatecznym rozrachunku mam o niebo bardziej przejechane życie.

 

I tak jak piszesz ostatni epizod, gdzie tydzień nie spałem, miałem przez prawie miesiąc objawy mieszane negatywne wraz z zapadaniem się w jakaś czarna otchłań która mnie wciągała głębiej i głębiej, nie jak zwykła depresja, czułem się jakbym cały wszechświat się ode mnie odwrócił, jakby moje jestestwo właśnie wylądowało w najmroczniejszy kąt tego wszechświata, z którego już nie ma drogi powrotnej czy ucieczki.Miałem też hujowe objawy krążeniowo sercowe z mózgu kisiel, bóle jąder, głowy, kręgosłupa, rwanie w nogach, gdy ktoś mówił jakiś brzdękanie w uszach i wszechogarniający cała głowę pisk, mrowienie w koniuszkach palców, a jak sam gębę otworzyłem to w ogóle nie był mój głos po pierwsze ledwie gadałem, może nie na miejscu to stwierdzenie będzie, ale jak krańcowa cipa, jak bym coś do ciebie powiedział to byś uznał że ktoś mnie chyba łopatą łał ostatnie dwa miesiące. Myślałem że to już koniec, piździec, amba Fatima, czas się pakować. A jednak minęło z lekka pomocą prochów. I tak jak mówisz po tym doświadczeniu coś się zmieniło w mojej osobowości, kłamać w ogóle nie kłamie już od sporo czasu nie lubię tego, ale po tym ostatnim ataku odcięło mi jakieś styki bo się bardziej otworzylem , nabrałem większego dystansu do ludzi więc i leki jakby mniejsze mam, tak jak mówi coś mi zabrano ale w zamian coś otrzymałem, wolałby jednak żyć jak normalny człowiek, bo nie wiem co choroba knuje tym bardziej że mam takie ataki okresowo, coś jakby shcizoafektywne. Tylko ja mam diagnoze nerwica lekowa.

 

Nie wiem czy ci to poprawi chumor ale jesteś jednym z nielicznych j ludzi który uważam że ma gorzej przejebane ode mnie w życiu. Ogólnie ci w rl to wszyscy mają lepiej ode mnie na parterze żule bez wątroby i wypalonym żołądkiem bo i taki potrafi się śmiać z życia czego byle niedawno świadkiem. A gorzej ode mnie to uważam tylko parę osób z tego forum.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Źle mi. Wiedziałam, że lecę w dół. Wiedziałam, mówiłam. Ja zawsze wyczuję jakieś zmiany zanim jeszcze cokolwiek je zwiastuje, nie wiem skąd ani jak, ale zawsze przewidzę, że będę chora, coś się stanie i tak dalej albo że z górki spadnę w dół czy odwrotnie. A było tak fajnie, nawet pracę znalazłam i co, i nic, bo najlepiej to mi teraz wychodzi siedzenie i płacz. Żebym jeszcze miała powód do niego jakiś konkretny... Ale oczywiście powodu nie mam, bo wszystko się pięknie układa w życiu, na studiach i w ogóle. A mi źle, źle, źle. I jak pomyślę, że tylko gorzej będzie, to aż same pomysły przychodzą do głowy niedobre. Bo teraz jeszcze przez trochę mi resztki hipomanii urozmaicają ten zjazd w depresję i mimo że na łeb można dostać, bo nie ogarniam już niczego ani trochę, bo to jak 2w1, to i tak jest to lepsze niż już później normalna depresja, kiedy cokolwiek przestaje mieć znaczenie. Pusto jest, nic się nie liczy, na nic nie ma siły. I ciągnie wtedy najbardziej, i kusi... i niby nie wolno. Ehhh. Nawet nie mam komu poopowiadać tego, to przywędrowałam na forum. Może mi coś da jak to z siebie gdzieś wyrzucę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mentor, to długo już, życzę ci, by tak już zostało, chciałoby się, nie? :)

 

Jakbym miała siłę na to, to bym była na siebie strasznie zła, że jestem tak okropnie słaba, duma cierpi niesamowicie. I podwójnie trudno będzie się do lekarza wybrać, bo raz, że jak to tak przyznać (znowu!), że się sobie rady z własną głową nie umie już dać, a dwa - no ogólnie wychodzenie gdziekolwiek jest obecnie tak trudnym zadaniem, że to aż śmieszne. Upokarzające. To już tak zawsze będzie, że mi mój chory łeb będzie fundował na zmianę takie atrakcje? Nie umiem się z tym pogodzić, to nic innego jak przegrać sama ze sobą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak, tylko że ja dobrze wiedząc, że jestem idealnie pomiędzy hipomanią a powrotem do depresji (nie że równowaga, tak dobrze nie ma, chodzi mi o to, że w ramach przejściowego stanu mam "atrakcje" zapewniane przez oba stany na raz) i to kwestia kilku dni nim spadnę całkiem w dół znowu i jedyne co będę umiała ogarnąć to spanie i płakanie bez powodu (nienawidzę się za to, no jedna z najbardziej żałosnych rzeczy jakie istnieją), powiedziałam mu, że wszystko super, czuję się świetnie, nie chcę leków ani tam przychodzić. I jak ja mam tam wrócić? A innego psychiatry do wyboru nie mam w tej małej mieścince. Głupio zrobiłam. Ale czego ja nie robię głupio, wszystko chyba. Monster, zazdroszczę ci takiego podejścia do siebie. Ja nie potrafię zaakceptować w sobie żadnych ograniczeń, słabości i tak dalej, wychodzisz na tym lepiej niż ja ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja nie mam możliwości jeżdżenia gdzieś dalej, bo zwyczajnie mnie nie stać. A leków nie chcę, nie cierpię leków, ja i bez nich mam straszny problem się połapać w tym, która część mojej głowy - MNIE - to ja, a która choroba, a jak jeszcze dochodzą leki, to już w ogóle nie wiem, czy tam jeszcze jestem JA, czy moje zachowanie, odczucia, reakcje to już tylko choroba i lekarstwa... i jeszcze to trochę upokarzające, musieć brać leki, być kompletnie do niczego bez nich, taki popsuty egzemplarz "człowieka". Ale ech, szkoda życia mimo wszystko, bo w takim stanie albo je zmarnuję na bycie takim żałosnym, nieprzydatnym czymś (moja cudowna wysoka samooceno, wróć, proszę...), albo zwyczajnie je przed czasem wreszcie zakończę. To już lepsze te próby leczenia się tabletkami, prawda? Więc spróbuję się przełamać i pójść tam. Kiedyś. Dzięki, myślę, że potrzebowałam, żeby mi ktoś powiedział, że mimo że zrobiłam głupio i tak dalej, to nic i że nie ja pierwsza i nie ostatnia. Ale to najpierw muszę wyzdrowieć, bo pochorowałam się i leżę z gorączką, przesypiając prawie całą dobę i nie ogarniając, co się dzieje. Jak się nad tym zastanowić, to dzięki temu psychicznie czuję się lepiej, bo przynajmniej mało jest chwil, kiedy dociera do mnie jak bardzo beznadziejna jestem. Choć dziś już gorączka mniejsza, mniej śpię, to i z powrotem zaczynam nad sobą się użalać jak to mi źle. Przynajmniej schudłam (póki co) te głupie dwa kilo, które mi po mianserynie zostały jeszcze i nie chciały sobie pójść :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ḍryāgan, dzięki. A co jeśli to jakaś pokręcona postać bez remisji? Ech, nie będę udawała, że się znam na tym, to wszystko jest strasznie nowe dla mnie. To znaczy nie to, że się miotam między górą a dołem naprzemiennie, z kilkoma/kilkunastoma dniami pomiędzy, kiedy mi się oba stany mieszają ze sobą w ramach przejścia i fundują mi takie 2w1, bo to mi urozmaica życie od paru latek. Tylko to, że się dowiedziałam, że to ma swoją nazwę i się leczy, i tak dalej...

W każdym razie, nie brzmi to jak postać z remisjami. O ironio, nawet na głowę nie umiem normalnie chorować ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy ktoś może mi odpowiedzieć kiedy ta lamotrygina zaczyna działać? Biorę ją już jakieś 5 tygodni, obecnie w dawce 150 i czuję się jakbym łykała cukierki. Zero różnicy, tracę chęci na faszerowanie się czymś co w ogóle nic nie daje... Ja też mam jakąś ultra szybką wersję, albo po prostu stany mieszane. Tak twierdzi mój lekarz i że leczy się to tak samo. Nie mam wyjścia muszę mu zaufać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

klakierka, lamotrygina się wolno rozkręca, myślę że minimum to 3 miesiące. Pomaga na depresję, ale przed manią niestety nie chroni

 

Dziękuję za info, czyli trzeba dalej czekać. Do lamotryginy mam dodany kwetaplex, na razie dawka 150 ale lekarz chce podnieść. Nie wiem czy dam radę bo już przy tej dawce ledwo z łóżka się podnoszę. Ten kwetaplex wg mojego lekarza ma także działać stabilizująco w dawce minimum 300. Że niby antydepresyjnie i przeciwmaniakalnie. Na razie żaden z tych leków wg mnie nie działa. Wszystko jest tak samo jak było przed lekami, nie wiem jak lamotrygina, ale ten kwetaplex to chyba jakiś niewypał. W dawce 150 już powinien jakoś działać, a tu nic. No może lęki maskuje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tez biore Lamotrygine juz ponad miesiąc i rownież nie czuje żadnej poprawy. Do tego po odstawieniu sertraliny łykam teraz juz 3ci antydepresant - wenlafaksyne i tez zero reakcji. Przy żadnym z leków żadnych skutków ubocznych i tez żadnych zmian. Juz powoli zaczynam wątpić, ze cokolwiek mi pomoże..

 

Jest ktos z Was rownież taki "lekooporny"?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Biorę Lamo juz chyba czwarty rok......

200, czasami 250 mg na dobę. To dawka docelowa ( ale ja ważę 90 kg, więc u innych może być inaczej )

Przed lamo przez cztery lata było samobójczo "forte".

Od czasu lamo jest "tylko" źle i "tylko" czasami samobójczo.

Działa. Potrzebowała tak naprawdę kilku miechów na "wejście" i zaprezentowanie swego potencjału.

Nie daje skutków ubocznych absolutnie żadnych.

Z tego co czytam Wam też lamo nie doskwiera.

Tak więc co wam szkodzi brać dalej?

Brać ! Brać dalej!

Posłuchajcie weterana.

Nie wyleczy, nie zaleczy, nie sprawi że niemożliwe stanie się możliwym co wyczerpuje znamiona cudu :D

...ale ulży.....

A w naszych stanach nawet 20% stałej ulgi może zadecydować o być albo nie być...

Trzymajcie się

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Intel dzięki za zachęcające słowa. Też nie zauważyłam żadnych skutków ubocznych, może jeszcze za krótko biorę. Lekarz kazał podnosić do dawki 200 i będziemy widzieć. Na pytanie na co to dokładnie jest powiedział na wahania. Więc w sumie już nie wiem czy ma spłycać stany depresyjne czy łagodzić tą zasraną zmienność nastroju. Pożyjemy, pobierzemy zobaczymy... strasznie długo trzeba czekać żeby ocenić działanie. Natomiast ten kwetaplex to dla mnie niewypał, jak powiem to lekarzowi na najbliższej wizycie to mi tak pewnie każe podnieść do 300. Niewiem czy to wytrzymam i czy jest sens.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dla mnie kwetaplex okazał się zbawieniem, to że nie działa w twoim przypadku nie skreśla go z listy jednych z najlepszych stabilizatorów. Spełnia również dwie ważne dla mnie funkcje : usypia i zwiększa apetyt. Biorę go tylko na noc.

Jak nie był refundowany to cena odstraszała. Opakowanie kosztowało przeszło trzy stówy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

klakierka, a ja zapytam przewrotnie co rozumiesz pod pojęciem "pomagać"? Znaczy na co konkretnie ma Ci to pomóc i jak chcesz odnotować fakt, że działa?

Myślę że pomagać to dla mnie poprostu fakt że na tym leku jest lepiej niż bez niego, że jest sens go brać. Może zmniejszyć amplitude wahan, złagodzić depresje, cokolwiek co zlagodzi chorobę. Jak narazie na leku i bez leku jest tak samo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

klakierka, no to na pocieszenie - powinien zmniejszyć depresję. To nie jest takie spektakularne działanie jak przy lekach antydepresyjnych, ale raczej łagodne. Wahania zmniejsza, więc czekaj cierpliwie, bo wolno się rozkręca. Jak dla mnie powoduje jakby lekkie kłopoty z pamięcią. Innych skutków ubocznych nie odczuwałem. Teraz nie biorę, głównie z tego względu, że jak wyżej pisałem - nie chroni przed manią. Jednak chemia pozostaje chemią, nie widzę powodów, żeby się truć choćby tylko lamotryginą

 

Czekam i powoli podnoszę dawkę. O tych kłopotach z pamięcią już wiele osób tu pisało. Ja akurat masz szybką zmianę i stany mieszane. A mój lekarz twierdzi, że taki przebieg najlepiej leczy się połączeniem stabilizatora z neuroleptykiem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie daje skutków ubocznych absolutnie żadnych.

 

Nie wcale nic. 8) Mnie tylko funkcje poznawcze wykosiła. Dlatego odstawiłam lamo.

 

Bierzesz clona a jego destrukcyjny wpływ zwalasz na lamo....

Poza tym nie zapominaj, że funkcje poznawcze kosi też sam pierdolec....

Też obecnie po kilku latach przerwy "jadę" na clonie. Nie wiem ile mi czasu zostało, tak więc dlaczego mam się męczyć, skoro mogę sobie ulżyć? I teraz właśnie zaczęły się moje duze kłopoty z pamięcią krótkotrwałą i z funkcjami poznawczymi.

Jestem trochę debilkowaty, ale za to mniej zdychający....

Wiem oczywiście, że jeszcze kilka-kilkanaście tygodni i przestanie byc już tak "różowo" na clonie...

Ale walić to póki moja sytuacja jest bardzo niekomfortowa

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×