Skocz do zawartości
Nerwica.com

Problem w związku


Rekomendowane odpowiedzi

Witam wszystkich :)

 

Mam problem w związku i bardzo liczę na porady osób, które cierpią na nerwice lub depresje i znają mechanizmy ich działania. Od niemal 4 lat jestem w związku z chłopakiem, którego bardzo kocham. Od początku bycia ze sobą wspólnie zmagaliśmy się z Jego problemami dotyczącymi dolegliwości zdrowotnych, które kolejno pozbawiały Go możliwości wykonywania wielu ulubionych zajęć. Miał z tego powodu lęki, myśli o stanie zdrowia i niespełnionych możliwościach wracały do niego z różnym natężeniem. W kulminacyjnym momencie było z nim źle: miewał zmienne nastroje, to płakał, to zachowywał się agresywnie, był bezsilny. Skończyło się na wizycie u psychologa, następnie leku od psychiatry (bierze od roku lek z grupy ssri) oraz na nieudolnym rozpoczęciu psychoterapii, którą przerwał po dwóch wizytach.

W następstwie przyjmowania leku stan jakoś się ustabilizował, przynajmniej jeżeli chodzi o zmienne nastroje. Jakość życia poprawiła się. Aktualnie zmagam się z problemem dotyczącym naszej relacji. Mieszkaliśmy razem od kilku lat, a partner nagle poprosił mnie, abym wyprowadziła się na jakiś czas, gdyż on musi przemyśleć nasz związek. Podjął taką decyzję po tym, jak rozmawialiśmy o legalizacji, dałam mu do zrozumienia, że marzę o zaręczynach. Chciałabym dodać, że między nami zawsze wszystko było w porządku, spokój, bez kryzysów, życie seksualne zadowalające. Mieliśmy też wspólne plany, dzieci, dom… Jednak od momentu tamtej rozmowy zaczęło się psuć, choć temat poruszaliśmy nie pierwszy raz. Przebywałam z dala od niego przez jakieś 2,5 tygodnia, ale utrzymywałam kontakt co jakiś czas. On zapewniał mnie, że mam być dobrej myśli, że rozważa naszą sytuację. Po moim powrocie - musiałam znów zamieszkać z nim na pewien czas – udzielała nam się huśtawka emocjonalna. Partner zachowywał się, jakby wszystko było w porządku, byliśmy blisko, zapewniał mnie, że kocha, czułam, że wszystko wraca do normy. Ku mojemu zaskoczeniu pojawiały się jednak co jakiś czas pytania o to, kiedy się wyprowadzę, co bardzo mnie smuciło…Nie wiedziałam już jak to wszystko odczytywać. W okresie naszego emocjonalnego szamotania się mój partner przejawiał dziwne, zmienne zachowania: od miłosnych uniesień i chwil błogiego spokoju do podkreślania, że potrzebuje czasu na przemyślenia. Zaczęłam odczuwać, że bardzo się waha. Zadawał dziwne pytania: czy myśle, że sobie razem poradzimy?, chciałby, abym była z niego dumna; mówił, że musi mieć 100 % pewności, że to na pewno ja, że lepiej w razie czego rozstać się teraz, niż gdy pojawią się dzieci, że nie chciałby mnie zranić, że nie będzie z nikim z litości. Z drugiej strony prosił o czas, twierdził, że chce, aby było dobrze między nami, że musi wszystko poukładać, że jestem wspaniała, bardzo mu zależy, że wierzy, iż na końcu tej drogi przemyśleń spotkamy się ze sobą, że mnie kocha – tylko to uczucie jest chyba inne – może to dojrzała miłość, której nigdy nie przeżył? Najważniejsze jest jednak to, że bardzo często zachowywał się jakby wszystko było w porządku.

Mam ogromny mętlik w głowie i nie mogę pohamowac łez. Ostatecznie stwierdził, że powinniśmy się rozejść, bo on czuje, że uczucie do mnie wypaliło się w nim, jakby nie odczuwa już miłości, aktualnie nie jest ze mną szczęśliwy (choć kilka dni wcześniej mówił, że mu ze mną dobrze), nie czuje teraz potrzeby posiadania rodziny i dzieci ze mną. Powiedział, że myślał, że będzie się czuł inaczej, gdy wyjadę, że będzie bardziej tęsknił, tymczasem tak nie było (wspomnę jedynie, że separacja, której tak potrzebowal ostatecznie nie doszła do skutku, gdyż on już jej nie chciał). Bardzo rozpaczałam i prosiłam, by nie zniszczył trwałych fundamentów, które razem wznieśliśmy, byśmy dali sobie szansę, pomówili o tym, co możemy polepszyć w związku. Był i jest nadal nieugięty, choć twierdzi, że bardzo mu przykro, że dzięki mnie był kimś, że może nie spotka już nikogo tak wspaniałego. Początkowo chciał przygotować listę zadań dla nas, ale szybko się wycofał. Stwierdził, że jego marzeniem jest założenie rodziny i posiadanie dzieci, że będzie do tego dążył, jednak już beze mnie.

Po decydującej rozmowie zaczął psychoterapię, na którą długo nie mógł się zapisać. Postanowiłam pójść go wesprzeć. Średnio ucieszył się na mój widok. Zaczął zadawać dziwne pytania: czy jak wejdzie do gabinetu, to będę podsłuchiwać pod drzwiami. W kilka dni po tym pojawiły się podobne: czy na pewno oddałam klucze od mieszkania jego rodziców, że boi się, iż mogę go śledzić, czy bywać w miejscach, gdzie on się znajdzie. Kiedy przed rozstaniem leżeliśmy razem w łóżku, po kolejnym epizodzie rozmowy o przyszłości powiedział, że boi się, że mu coś zrobię… Te wszystkie zarzuty bardzo mnie zaniepokoiły. Teraz – od dnia kobiet – nie dzwoni do mnie.

Mój były partner jest dla mnie bardzo ważna osobą. Zastanawiam się, czy nie zaczyna się u niego nawrót nerwicy lub epizodu depresyjnego, ponieważ na te dolegliwości przyjmuje leki. Nie wiem dokładnie jaki to typ nerwicy, ale zauważyłam u niego pewne zachowania o których czytałam, jako o symptomach nn: nadmierny pedantyzm, ogromna skrupulatność, nadmierne analizowanie wielu kwestii, nieustanne weryfikowanie wcześniejszych wyborów. Ostatnio wydaje mi się, że widzi przyszłość niezbyt kolorowo, wracają do niego lęki związane z wcześniejszymi dolegliwościami zdrowotnymi i wywołują płacz. Gdy rozmawiałam z nim, twierdził, że jest zagubiony, że ma natłok myśli w głowie, że zwraca się od świata zewnętrznego ku własnemu wnętrzu. Zastanawiam się, czy takie objawy mogą zwiastować powrót depresji czy nerwicy? Czy nerwica może sprowokować wątpliwości dotyczące przyszłości związku i doprowadzić do nagłego, nieuzasadnionego zerwania relacji? Czy takie choroby jak nerwica i depresja mogą powodować poczucie spustoszenia w uczuciach pomimo przyjmowania leku? Może mój partner zdał sobie sprawę z tego, że jestem przyczyną jego lęku przed stałym związkiem i pozbył się mnie, aby źródło lęku zlikwidować? Zapomniałam wspomnieć, że chłopak wychował się w rozbitej rodzinie (rozwód rodziców, gdy miał około 4 lat, ojciec alkoholik, awantury w domu, wychowanie przez matkę i nadopiekuńcze traktowanie przez resztę rodziny).

Proszę o poradę wytrwałych, którzy przeczytali cały post... Bardzo zależy mi na utrzymaniu tej relacji. Nie wiem, co zrobić, ponieważ ukochany odrzuca moją pomoc i mam wrażenie, że upatruje we mnie nieprzyjaciela . Obawiam się, że poszuka szczęścia u boku innej, a ja w głębi duszy czuję, że zbyt szybko podjął decyzję o rozstaniu, że za bardzo się boi tego, że miłość przybrała inne barwy. Czuje się odrzucona. To spadło nagle na mnie i na nasze rodziny, które były jego decyzją równie zaskoczone i załamane jak ja. Nie wiem, co robić...

 

Pozdrawiam wszystkich serdecznie i czekam na wskazówki i doświadczenia.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

brakodpowiedzi, jak najbardziej mogą to być u niego nawroty choroby. Skoro wcześniej było dobrze, a teraz coś zaczyna się psuć. Mogły też leki, które bierze przestać działać, tak niestety bywa z lekami. Sama

mam nawrót od 2 m-cy pomimo zazywania SSRI. Namów go na wizyte u psychiatry, bo może coś trzeba by zmienić lub dołozyć jakiś inny lek do zestawu jaki aktualnie brał.

A nerwica ma to do siebie, że człowiek odwraca się pd świata i zamyka w sobie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję za odpowiedź. Najgorsze jest jednak to, że chłopak odseparował się ode mnie i mimo tego, że prosiłam, aby poczekał z decyzja o zakończeniu związku aż pochodzi trochę na terapie, nie chciał się zgodzić. Aktualnie nie utrzymujemy kontaktu od tygodnia. on twierdzi, że nie będzie raczej podtrzymywał kontaktu, aby nie robić mi nadziei. Starałam się mu wytłumaczyć, że te nagłe wątpliwości mogą być podsycane przez nerwicę, ale on nie słucha. Wiem, że w najblizszym czasie wybiera się na kontrolę do psychiatry, watpie jednak, żeby mówił coś o naszym związku. Obawiam się, że nie umiałby nawet obiektywnie opisać swojego zachowania tak jak ja mogłabym to zrobić. wiem, że rozmawiał o nas na psychoterapii, ale mówił raczej w świetle negatywnym :( gdy mówił ze mną przez telefon wspominał o rozmowie z p. psycholog, że mówił coś o tym, iż się męczył. Czy to możliwe, że odsunął mnie od siebie, bo rozmyślania o stałym związku były przyczyną jego lęku? Czy mógł zadziałać jakiś obronny mechanizm? Wiem, że mój chłopak ma nieprzepracowany problem z wychowaniem i rozwodem rodziców. Może stąd ten strach i odsunięcie kogoś, na kim mu zależy (takie miałam zawsze wrażenie). Zastanawiam się, czy nerwica byłaby w stanie sprawić wrażenie braku odczuwania szczęscia, czy wypalenia uczucia? Partner mówił też, że zauwazył, iż zaczynają mu się podobać inne, myśli, że mogłby mnie zdradzić... Czy osoby z nerwicą mają takie myśli?

 

Proszę o odpowiedzi. Wiem, że bardzo pomogą mi w zrozumieniu problemu.

pozdrówki :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Spodziewam się przez co przechodzisz, sam jestem w podobnej sytuacji.

 

Przez wiele lat byliśmy naprawdę dobrze ułożoną parą, nie mieliśmy problemów z dogadywaniem się, rozumieliśmy się, zawsze wspólnie umieliśmy znaleźć kompromis, nic nie wskazywało, że może się stać coś złego. Wszytko, powoli co prawda, ale zmierzało w kierunku założenia rodziny.

Niestety jakiś czasu temu na dziewczynę zaczęło spadać sporo problemów (początkowo między nami nic złego się nie działo - głownie zdrowotne, służbowe, inne prywatne sprawy). Nerwowość, stres i agresja Ukochanej zaczęły się przekładać na nasze relacje i powodować nieporozumienia między nami (choć tak naprawdę wielokrotnie kompletnie nieuzasadnione, irracjonalne, zupełnie niepotrzebne i bezsensowne). Zaczęła tracić wiarę w siebie, samoocena zaczęła spadać na łeb na szyję, przestała wierzyć, że założymy rodzinę, że się nam uda, zaczęło nachodzić nas widmo rozstania i porzucenia szczęścia i zrozumienia, które do tej pory naprawdę zbudowało porządne fundamenty. Obawiam się, że w wyniku właśnie niskiej samooceny i braku wiary w siebie, przestraszyć się mogła, że związek nie ma przyszłości i że wcale nie chcę z nią być (choć robiłem wszytko żeby było tylko lepiej i nawet przez chwilę nie zwątpiłem w nasz związek, mając przed oczyma cały czas naszą wspólną rodzinną przyszłość, nie dałem żadnego powodu, żeby mogła zwątpić w moje uczucia).

Niestety ostatnim czasy stan się pogorszył (nerwica + depresja - chodzi do psychologa), nie wiedziała w ogóle co do mnie czuje (w ogóle jakiekolwiek uczucia, emocje, zapał, chęć do życia uleciały z niej), niestety rozstaliśmy się (już ponad miesiąc - kontakt praktycznie zerowy).

Ja nadal ją kocham, chce jej pomóc i wspierać ją w stanie jakim się znalazła (odrzuca moja pomoc całkowicie i nawet nie ma mowy żebym mógł cokolwiek zrobić). Nadal marzy mi się życie u jej boku i założenie rodziny (z nikim do tej pory tak się nie rozumiałem i nie było mi tak dobrze).

Bardzo chcę wierzyć, że jak się podniesie ze swojego kryzysu (odzyska wiarę w siebie, podniesie swoją samoocenę, wrócą emocje, chęć do życia, uczucia, zapał) to będziemy mieli szanse, że wrócą dobre wspomnienia ze nami związane, że wrócą uczucia. Jak tylko będzie nam dane chce żebyśmy razem poszli do psychologa, żeby nam pomógł odnaleźć się.

Na chwilę obecną sam nie wiem już co robić, momentami odchodzę od zmysłów, sam zaczynam brać proste ziołowe leki na apatię, przygnębienie i stres (trzymam się mocno i depresja mi nie grozi). Nie wiem w ogóle co się z nią dzieje i jak sobie radzi, a chciałbym jej pomagać, mobilizować do dbania o siebie, wspierać. Z drugiej strony nie chcę się narzucać, bo zdaje sobie sprawę, że może potrzebować spokoju i wyciszenia. Ale podobnie czuję się odrzucony, jakbym był wrogiem.

 

Może są osoby na forum, które są po podobnych przejściach, albo podobne coś przeżywają i są w stanie powiedzieć, czy taki stan jest odwracalny, czy emocje i uczucia są w stanie wrócić i da się jeszcze związek uratować. A może są tacy co wniosą optymizm i powiedzą, że tak mieli i się pozbierali i znowu są ze swoją miłością znowu szczęśliwi.

 

A Tobie załamanaena życzę mnóstwa cierpliwości i liczę, że poukłada się wam znowu, wiem jak to boli. Trzymaj się i staraj się zadbać też nieco o swoją psychikę i swoją pogodę ducha, żebyś Ty jeszcze nie wpadła w jakieś tarapaty emocjonalne. Też potrzebujesz obecnie wsparcia i sił.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dobrze, dziękuję za upomnienie i również pozdrawiam!

 

-- 15 mar 2012, 21:45 --

 

Drogi forumowiczu!

Dziękuję za słowa otuchy. Paradoksalnie dobrze jest wiedzieć, że ktoś przeżywa podobnie i służy dobrym słowem. Kiedy rano przeczytałam Twojego posta pozytywnie mnie natchnął i jakoś łatwiej było mi wyjść do pracy. Trudno mi bowiem zmobilizować się do ambitnych zajęć. Wciąż myślę i zastanawiam się, co jeszcze zrobić, aby rozjaśnić sytuację...

1522, mam nadzieję, że

wasza historia szczęśliwie się zakończy, że wygracie z chorobą. Dla Ciebie będzie to nauka cierpliwości, dla Twojej wybranki - trudna walka ze sobą, do stoczenia. Myślę, że sukcesem jest to, że Twoja ukochana ma świadomość choroby. Skoro jest to ostre stadium i dopiero początek leczenia, to bardzo prawdopodobnym wydaje się, że zamieszanie w Jej uczuciach spowodowała właśnie depresja. Z moim ukochanym jest trochę inaczej, bierze leki i mam wrażenie, że uważa, że bardzo mu już pomogły (przypominam, że nie korzystał z długotrwałej terapii), nie chce dopuścić do siebie tego, że uczuciowe spustoszenie może być wynikiem nawrotu choroby.

Bardzo boli mnie, że traktuje mnie trochę jak wroga, gdy ja oddałabym Mu wszystko, wiem też, że w chorobie wsparcie bliskiej osoby jest bardzo ważne - a tu taki nasz paradoks....odtrącenie, brak kontaktu.

Ostatnio dużo czytałam o depresji i nerwicy, wiem, że wtedy chory odsuwa się od swiata zewnętrznego i zwraca ku własnemu wnętrzu. Nie liczy się to, co wokół, tylko problemy, biorą górę nieustanne lęki i obawy, które wydają się bardzo przekonujące, rzeczywiste.

Ciesze się bardzo, że Twoja wybranka chodzi na terapię - na podobno daje lepsze efekty niż samo przyjmowanie leków. Często zaleca się tez łączenie tych sposobów walki z dolegliwościami. Mam nadzieję, że przyniesie to dobry skutek, że powrócą uczucia, wspomnienia, szczęście.

Jeśli chodzi o mojego partnera, strasznie się boję, że zaangażuje się w inny związek. Jest zagubiony - jak sam przyznał - chce byc szczęśliwy. wydaje mi się, że jest trochę neurotykiem - rozpaczliwie będzie poszukiwał miłości... choć ja ma. Wierzę, że choroba przysłoniła mu świat - nawet mnie. Wiem, że nie miał jeszcze okazji na zmierzenie się ze źródłem swoich lęków - które pewnie bije w dzieciństwie :( Tak bardzo chcę, by pozwolił mi kroczyć obok siebie, po tej trudnej drodze poznawania siebie. Wiem, że należy mi się to, ale podobnie jak ty - nie mogę zrobić nic. Boję się zadzwonić, nie chcę słyszeć, że decyzja jest świadoma, że ja nie moge się z nią pogodzić.

Drogi forumowiczu, jak będziesz chciał popisać, daj znać. Może skontaktujemy się mailowo, by wymienić doświadczenia? Myślę, że rozmowa bardzo pomaga, szczególnie, gdy ktos jest w podobnym położeniu. Mam nadzieję, że do watku dołączy ktos, kto pomoże nam zrozumieć zachowania naszych miłości....znaleźć jakieś rozwiązanie...?

Poszłam za twoją rada i zaaplikowałam ziołowe kropelki :) Chyba działają :)

 

Pozdrawiam ! :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Drogi forumowiczu!

Dziękuję za słowa otuchy. Paradoksalnie dobrze jest wiedzieć, że ktoś przeżywa podobnie i służy dobrym słowem. Kiedy rano przeczytałam Twojego posta pozytywnie mnie natchnął i jakoś łatwiej było mi wyjść do pracy. Trudno mi bowiem zmobilizować się do ambitnych zajęć. Wciąż myślę i zastanawiam się, co jeszcze zrobić, aby rozjaśnić sytuację...

Niestety wszelkiego rodzaju nerwice to nie tylko choroba jednej osoby, ale także mocno dotyka i odbija się bardzo mocno na osobach z najbliższego otoczenia... i tak samo jak sam chory potrzebuje wsparcia, jego bliscy którym zależy na tej osobie też potrzebują i mnóstwa, mnóstwa cierpliwości i zapału.

 

Skoro jest to ostre stadium i dopiero początek leczenia, to bardzo prawdopodobnym wydaje się, że zamieszanie w Jej uczuciach spowodowała właśnie depresja. Z moim ukochanym jest trochę inaczej, bierze leki i mam wrażenie, że uważa, że bardzo mu już pomogły (przypominam, że nie korzystał z długotrwałej terapii), nie chce dopuścić do siebie tego, że uczuciowe spustoszenie może być wynikiem nawrotu choroby.

Z lekami jest tak, że owszem zakrywają co nieco i jest łatwiej przez pewne rzeczy przejść... ale pewnie ich działanie terapeutyczne jest znikome i poza lekami niezbędne jest pracować samemu nad sobą (bez walki o siebie i najlepsza psychoterapia nie wiele da) i ewentualnie wsparcie psychologa lub terapeuty. Jednak najważniejsze jest chcieć samemu sobie pomóc. No i tego boję się najbardziej, że przy obecnym stanie i naprawdę niskiej samoocenie, może zabraknąć Mojej Ukochanej zapału. Wiem, że w domownikach (rodzina) na pewno ma niemałe wsparcie, tylko boję czy wsparcie to jest mobilizujące, podbudowujące i nie jako zmuszające do pracy nad sobą, czy to nie przypadkiem tylko takie poklepywanie po plecach, powtarzanie frazesów (będzie dobrze, trzymaj się) i poddawanie leków i wszystkiego innego pod nos. Znam ją na tyle, że wiem, że do wielu rzeczy kiedy nie ma zapału trzeba ją zmobilizować, zachęcić i troszkę razem z nią to porobić.

 

Bardzo boli mnie, że traktuje mnie trochę jak wroga, gdy ja oddałabym Mu wszystko, wiem też, że w chorobie wsparcie bliskiej osoby jest bardzo ważne - a tu taki nasz paradoks....odtrącenie, brak kontaktu.

Ostatnio dużo czytałam o depresji i nerwicy, wiem, że wtedy chory odsuwa się od swiata zewnętrznego i zwraca ku własnemu wnętrzu. Nie liczy się to, co wokół, tylko problemy, biorą górę nieustanne lęki i obawy, które wydają się bardzo przekonujące, rzeczywiste.

No niestety dość specyficzny egocentryzm przy nerwicach to norma, jest to podobno rodzaj taktyki obronnej.

 

Jeśli chodzi o mojego partnera, strasznie się boję, że zaangażuje się w inny związek. Jest zagubiony - jak sam przyznał - chce byc szczęśliwy. wydaje mi się, że jest trochę neurotykiem - rozpaczliwie będzie poszukiwał miłości... choć ja ma. Wierzę, że choroba przysłoniła mu świat - nawet mnie. Wiem, że nie miał jeszcze okazji na zmierzenie się ze źródłem swoich lęków - które pewnie bije w dzieciństwie :( Tak bardzo chcę, by pozwolił mi kroczyć obok siebie, po tej trudnej drodze poznawania siebie. Wiem, że należy mi się to, ale podobnie jak ty - nie mogę zrobić nic. Boję się zadzwonić, nie chcę słyszeć, że decyzja jest świadoma, że ja nie moge się z nią pogodzić.

Strach przed taką opcją niestety i mnie paraliżuje... choć wiem (no dobra 100% pewności nikt nigdy nie ma, ale z przybliżeniem graniczącym na poziomie pewności), że do czasu kiedy byliśmy razem nie miała na pewno nikogo na boku, nie zabiegała o względy innych chłopaków/mężczyzn, o jakieś miłostki czy flirty... ale teraz sam nie wiem co może się zdarzyć. Sam jednak póki co nie zamierzam też szukać ukojenia i uczuć gdzie indziej... raz że nie chce bo wierzę w poprawę, a po drugie nie chciałbym, żeby wieść, że ja się układam już z kim innym dobiło ją i pogorszyło jeszcze samoocenę (no tak on sobie poradził, a ja jestem taka beznadziejna, jednak nie chciał mnie).

 

Drogi forumowiczu, jak będziesz chciał popisać, daj znać. Może skontaktujemy się mailowo, by wymienić doświadczenia?

Namiary do siebie wysyłam na PW.

 

Pozdrawiam i trzymaj się.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam forumowiczów. Od miesiąca zażywam leki na depresję, jest już lepiej ale bywało i tak że nie miałam sił się umyć, uczesać, rozmawiać wszystko było bezsensu:( nie mialam ochoty na zakupy, brak apetytu, bezsennosc.Problem zaczął się od związku,pojawiła się 3 osoba a ja już myslałam że on zechce układac sobie życie z inną, po 4 latach naszego związku, jestemy zaręczeni. Niepotrzebnie zaczełam sobie wkręcać ze juz mnie nie kocha, czytalam horoskopy ze sie rozstaniemy itp itd.brakowało mi wsparcia miłości choć potem zapewnił ze mnie kocha i to ze mną chce ułożyć sobie życie. Jego rozmowy z tamtą dziewczyna spowodowały że straciłam zaufanie. Obiecał mi ze zrywa kontakt i tak tez zrobil dla naszego dobra. Zaczęłam utrzymywac kontakt z kolegą, by zapomniec troszke o nerwach,rozmowy spowodowały że on zaczał sypać komplementy,wspierać itp itd szybko urwałam ten kontakt bo zalezy mi na moim związku!! Partnerowi o wszystkim powiedziałam, ale ciagle zastanawiam sie co ja czuje do niego? nie dopuszczam mysli jakiegoś wypalenia uczuc bo odrazu mam łzy w oczach czesto ogladam nasze wspolne zdjecia i tesknie za tym co było przed depresją. Uwielbiam sie przytulac do niego, nie mam zadnego urazu. Nie wiem czy tak jest w depresji ze gdzies te uczucia sa przytłumione? uśpione? nie urwałam konaktu ani nie chce zerwac związku, zalezy mi aby odbudowac to co było przed chorobą. Dodam ze w rodzinie jest problem z alkoholem co moze potęgowac moja stres oraz problem zdrowotny jakim jest rowniez sztywnieni nogi, od ortopedy dowiedzialam sie ze to na tle nerwowym:/ Chce isc ale mam taka blokade ze nie zegnę nogi, najbardziej stresuje mnie gdy ktos na mnie patrzy jak idę:/

 

Brakodpowiedzi....doskonale wiem przez co przechodzisz, ja nie umiem odpowiedziec jeszcze co czuje ale depresja taka jest ze nie potrafimy odczuwac uczuć:/ patrzalam w TV i jakbym w innym swiecie była, ja powoli odczuwam zazdrosc, zlosc, nawet na filmie osttanio płakałam. Co z uczuciami do partnera? na razie nie mowie o rozstaniu, powiedzialam tylko ze nie wiem co czuje. Oboje staramy sie!! Czekam co czas przyniesie.

Powodzenia dla wszystkich borykających się z podobnym problemem!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj xxsloneczkoxx22!

Mój partner przyjmuje lek an depresje od niemal roku (jest to lek z grupy ssri - Elicea). Sama nie wiem na co dokładnie ma działać: czy bardziej na zaburzenia depresyjne, czy nerwicowe. Jest to lek o dosyć szerokim zastosowaniu. Jeżeli przyjmujesz lek od miesiąca to najprawdopodobniej nie zaczął jeszcze działać w pełni. Psychiatra powiedział mojemu chłopakowi, że lek zacznie działać po około 6 tygodniach, przy czym na początku przyjmowania objawy mogą się nasilić, włącznie z próbami samobójczymi. Trzeba to przetrzymać, przygotować się.

Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze z Waszą relacją. Myślę, że zrozumienie ze strony partnera i chęć podtrzymania związku to połowa sukcesu. Na pewno się uda :) Jeśli chodzi o nas, to sama już nie wiem. Zastanawiam sie na ile choroba może spustoszyć ludzkie uczucia, czy do rozterek partnera mógł doprowadzić gorszy czas, nawrót objawów zaburzenia...? Konsultowałam się z psychiatrą (niezależnym) i psychologiem poznawczo - behawioralnym.Pierwszy twierdzi, że jeśli chłopak przyjmuje lek, to powinno być lepiej... drugi, że leki psychiatrów nie działają, dlatego wymyślają wszelkie terapie. Pani psycholog twierdzi, że to błędne koło nerwicy, które przerwać może tylko terapia. Leki działają - jej zdaniem - na samopoczucie pacjenta, ale nie likwidują przyczyn, dlatego lęki i wątpliwości będą powracać dopóki osoba chora nie nauczy się z nimi walczyć z pomocą stosowania świadomych mechanizmów.

Sama już nie wiem, co myśleć. chłopak milczy od dnia kobiet :(

Moja Droga, życzę Ci powodzenia w walce o uczucie i zwycięstwo w chorobie. Jestem pewna, że się uda, ale trzeba mieć dużo cierpliwości i chęć do walki. Trzymaj się i napisz czasem, co u Was.

 

Pozdrawiam :)!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj brakodpowiedzi!

Każdy przechodzi inaczej depresję. Ja odsuwałam się od rodziny, brakowało mi miłości, wsparcia ale nie mówiłam o tym nikomu, nawet nie miałam sił płakać. Dopiero po wizytach u lekarza otworzyłam się, wypłakałam, rodzina stara się wspierać! Partner bardzo pociesza, mam nadzieję że będę kiedyś potrafiła się odwdzięczyć mu za to!! Musisz uzbroic sie w cierpliwosc, choc nie rozumiem dlaczego odrazu Twój partner odrazu zerwał kontakt, ja powiedziałam że nie wiem co czuje, ale tez zaznaczyłam by mnie wspierał i nieopuszczał że potrzebuje jego pomocy!! Czuje sie coraz lepiej alete uczucia, raz jestes pewna raz nie. U mnie pojawiały sie przebłyski, na poczatku nic nie czułam nawet do bliskich mi osób, potem mialam prześwity jakby juz normalnie było, ale to wracało szybko i znów nie byłam pewna:/ Mój partner juz chciał sale oglądać na ślub ale byłam w takim stanie okropnym, wystraszyłam się i na razie odłożyliśmy ta decyzję w czasie, co będzie dalej zobaczymy. Tak bym chciala mu szczerze od serca powiedziec ze go kocham!! nie umiem oszukiwać, a on zasługuje na szczęście bo jest wspaniałym człowiekiem. Psycholog stwierdził ze idalizuję swój związek, a on naprawde taki był do czasu jak mój partner nie napisał do tej koleżanki. Pewnie tez troszke na złość zaczełam pisac z tamtym kolesiem, nieraz zastanawiam sie czy moze cos czuje do niego ale odrazu się wkurzam bo nie chce z nim byc, zalezy mi na moim zwiazku a on zachwiał moją miłościa, nie chce go widziec!! Jeśli to możliwe poproszę o numer gadu chętnie bym porozmawiała na powyższy temat z Tobą:)

Mam nadziej ze Twój partner odnajdzie własciwa drogę, zrozumie ze to choroba wymusiła na nim taka decyzję. A rozmawialas z nim szczerze? Moze on boi sie przyznac do czegos? Niestety wstydzimy sie swojej choroby, ja balam sie powiedziec rodzinie ze lecze sie u psychiatry,wstyd jak cholera!! dopiero lekarz mi uswiadomil jak wiele osob ma taki sam problem:/

Oby nasze życie znów było kolorowe i piękne. Chce w to wierzyć ale niektóre mysli zabierają mi tą nadzieję.

Brak odpowiedzi a Twój partner zachorował po jakiejs konkretnej sytuacji? U mnie na pewno stres to spotęgował!!

Pisz śmiało co u Was? i poproszę o jakiś kontakt priv. Gadu mail cokolwiek:) Będę wdzięczna:)

Pozdrawiam i zyczę wytrwałości!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

xxsloneczkoxx22 jak czytam co piszesz naprawdę dodajesz mi otuchy i wiary.

Super, że nie porzucasz wszystkiego z powodu depresji i pomimo tego co Cię dręczy strasz się walczyć i nie poddajesz się tak totalnie chorobie... to z pewnością bardzo dobry znak dla Ciebie (bo nie pozwalasz żeby choroba w całości układała i organizowała Ci życie), ale też z pewnością ogromna motywacja dla Twojego wybranka. Tak naprawdę oboje teraz potrzebujecie nawzajem swojego wsparcia (pamiętaj o tym, że i on Ciebie potrzebuje, kocha Cię i dla niego to też jest nie łatwa przeprawa).

Jeżeli już doszliście z wybrankiem tak daleko, uważam, że naprawdę warto powalczyć z chorobą i zobaczyć co będzie dalej, szukać swoich uczuć i emocji.

 

Sam z całego serca bym chciał wspierać swoją Ukochaną, jej pomagać, po prostu być z nią jak to się mówi nie tylko na dobre, ale właśnie teraz. Niestety u mnie też bez zmian, kontakt zerowy.

Jest cholernie trudno, momentami chyba zaczynam dopuszczać myśli, że to może się nie udać, ale nie chcę się poddawać... za bardzo zależy mi na tym co zbudowaliśmy do tej pory, na szczęściu które potrafiło nas ogarniać na co dzień.

 

xxsloneczkoxx22 Tobie i Twojemu wybrankowi życzę, żeby nie zabrakło wam cierpliwości, żebyś czym prędzej przegoniła z siebie depresję, odzyskała wiarę w siebie, swoje możliwości, żeby wróciły emocje i uczucia, a serce wypełniła gorąca krew i żebyś znowu miała "motyle w brzuchu" na widok swojego mężczyzny, i na widok wszystkich innych bliskich żebyś potrafiła się cieszyć i okazywać im sympatię.

 

brakodpowiedzi Tobie w obecnej sytuacji pozostaje mi Tobie życzyć cierpliwości, wytrwałości i nadziei... wiem, że to banalne i wyświechtane i nie ma żadnych gwarancji, że cokolwiek to da (o zgrozo później będzie bolało jeszcze bardziej), ale to chyba jedyne co w podobnej sytuacji pozostaje taki osobom jak my. Trzymaj się.

 

PS. Ja również chętnie popiszę o tym jak sobie radzicie i co można w takiej sytuacji robić... albo po prostu jako wsparcie.

pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1522 Niestety ale depresja jest chorobą braku miłości, gdzies głęboko w sercu Twoja partnerka musiała odczuwać braki, może nie wspierałeś jej? Ja tak miałam, szukałam pocieszenia w internecie i tak zaczał pocieszac jeden ze nawet najezdzal na mojego chlopaka co mi sie nie spodobało i zerwałam ten kontakt, a teraz zastanawiam sie co ja wlasciwie czuje? Niestety mężczyzni budza sie zwykle jak jest za późno. Mój partner zrozumiał ze przez stres zachorowałam, choc teraz mi pomaga to nie wiem jak nasz zwiazek bedzie dalej wygladał. Nie chce go ranic, ale tez nie chce oszukiwac. A z drugiej strony moze po rozstaniu bym zrozumiala ze to jego kocham tylko zatraciłam się, pogubiłam, sama juz nie wiem. Kazdy pyta o ślub a ja nie wiem co robic, gdzie jeszcze miesiąc temu byłam pewna czego chce. Moze sie okazac ze drugiego tak wspanialego mezczyzny nie spotkam a wtedy sie zalamie jak bedzie zapozno.

Moze powinnam docenic to co mam? Na widok moich bliskich ciesze sie, podobnie jak na widok mojego partnera gdy przyjezdza, uwielbiam jego glos, jego oczka, usta, jego dlonie, silne ramie, przy nim czuje sie bezpiecznie. Nawet ostatnio ogladalam suknie ślubne. Choc jeszzcze mnie przeraża wizja ślubu, moze jeszcze za wczesnie, podziwiam że on jeszcze nie odszedł, myslalam ze nie kocha mnie az tak bardzo, zaskoczył mnie tym!!

1522 a powiedz mi czy masz jakis kontakt ze swoja byłą dziewczyną? czy ona moze pisała dzwoniła? spotykasz ja nieraz? Jak długo juz od waszego rozstania? nie cierpię tego słowa i oby mnie ominęło to:(

Życzę wytrwałości!!! wsparcie innych jest szalenie ważne!! ja takie otrzymuję i moze przez to w miare szybko dochodze do siebie i licze ze pewnego dnia powiem partnerowi ze go KOCHAM!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

brakodpowiedzi, no to jak milczy od dnia kobiet to dosc dlugo. Moze po prostu mu bylo z Toba dobrze, jak sie czul bardzo zle, a jak sie poczul lepiej to rozwinal skrzydla? A moze po prostu sie w nim faktycznie wypalilo, nie zatrzymasz nikogo na sile, poczekaj jeszcze z 2 tyg moze sie odezwie, a moze juz nie, a moze po kilku m-cach, jednak Ty nie nawiazuj kontaktu jak kocha naprawde to wroci....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak pisałem kontakt praktycznie zerowy, skrobnałem kilka razy smsa, pozdrowić, zapytać jak się czuje, ale dostawałem raczej zdawkowe odpowiedzi i nic praktycznie nie wiem.

Sytuacja taka (rozstanie), jak już pisałem wcześniej w wątku, już trwa ponad miesiąc. Powolne pogarszanie stosunków i opór z jej strony to jeszcze więcej (sporo pierwszych jakichś objawów to jeszcze grubo w minionym roku).

 

1522 Niestety ale depresja jest chorobą braku miłości, gdzies głęboko w sercu Twoja partnerka musiała odczuwać braki, może nie wspierałeś jej?

Właśnie o to chodzi, że od kiedy zaczęło się dziać gorzej robiłem wszytko, żeby nie miała powodów żeby we mnie zwątpić. Jak pisałem wszytko powoli zmierzało do planów rodzinnych... i o to "powoli" się najpewniej rozchodzi. Wiem że chciała żeby to wszytko toczyło się szybciej (tylko że w tym wypadku szybciej znaczyło by trochę na łapu capu), ja chciałem żeby to miało ręce i nogi (żeby poukładane były również inne sprawy nie tylko sfera uczuć), ale nigdy się nie wycofywałem, nigdy nie dawałem powodów do podejrzeń, że myślę o czymś innym, zawsze okazywałem uczucia jak tylko umiem, zawsze starałem się być przy niej i pomagać w tym co robi. Innymi dziewczynami się nie interesowałem, nie flirtowałem nigdzie.

Fizycznego okazywania uczuć, jak i samych uczuć, zainteresowania na pewno nie mogło jej brakować z mojej strony.

 

Samego zrywania nie polecam, bo w pierwszym momencie tracąc bliskość faktycznie poczujesz coś i będziesz gotowa zaraz wszytko odkręcać... tylko nie wiadomo z czego to będzie wynikać. Czy ze strachu przed straceniem tej osoby, czy ze strachu przed samotnością, czy z głębi serca faktycznie, albo jeszcze jakiegoś innego powodu... ale zerwanie to tyle emocji, że ciężko w takiej sytuacji o racjonalne odczucia. Naprawdę rozstanie zalecałbym odsunąć, do momentu kiedy jest się pewnym, że się z drugą osobą być nie chce, bo samo stwierdzenie, że nie wiesz co chcesz, to owszem z jednej strony brak pewności, że chcesz... ale z drugiej strony również to nie jest pewność, że nie chcesz być z tą osobą. Dlatego takie decyzje najlepiej podejmować, kiedy jest się pewnym tego. Samo "nie wiem co czuję" na pewno nie wystarczy i może zasiać w najlepszym wypadku jeszcze więcej wątpliwości, niepokoju, stresu i poczucia, że jednak robi coś się źle.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I dlatego nie zamierzam podejmować zadnych kroków, bo moge stracic najwazniejsza milosc mojego zycia!! Nie sadze abym nie chciała juz z nim być, bo zalezy mi na kontakcie, piszemy, rozmawiamy spotykamy sie tak jak wczesniej, przytulamy, nawet strona seksualna jest zaspokojona, choc u mnie bywa gorzej bo przez leki moje libido jest zerowe, ale zblizenie jest, poniewaz zalezy mi aby mój partner nie cierpiał. Nie wiem czy cos zgasło, oby nie!! czy moze moja choroba powoli mija, czy wypalenie uczuc prowadzi do depresji?? gubie sie w tym wszystkim:( staram sie wrocic do normalnego stanu, nie myslec o tamtym kolesiu, no chyba ze mam takie mega poczucie winy które doprowadzilo do depresji, ale przeciez nie zdradzilam mojego partnera!! Nie wiem jak to rozumiec. Nie chce go opuszczac, jest czescia mojego zycia nawet imiona dla naszych dzieci juz wybralam!! Samotna raczej bym nie była, bo jest wiele osob ktore sie mna interesuja ale nie chce nikogo innego!! Przezylismy wiele wspolnych chwil- 4 lata, zareczyny, slub odwlekalismy co mnie irytowało bardzo ale teraz on tego chce a ja nie jestem pewna. Mam nadzieje ze wkoncu sie bede pewna swoich uczuc!!

1522 a myslales o tym by ja odwiedzic, porozmawiac szczerze niech nie boi sie Ciebie, jesli przestała kochac niecch nie boi sie to powiedziec, powiedz ze rozstaniecie sie w zgodzie ale chcesz wiedziec co ona czuje, ze nadal bedziesz ja szanował ale wazna jest szczera rozmowa!! Bo jesli ktos niechce widziec kogos hm dziwne, ale ja nie oddalam swojego partnera, to on mnie zaciagnał do lekarza zgodziłam sie bo wykonczyłabym sie, zjechałam z wagi niespalam, dopiero dostrzegłam ze jest moim prawdziwym przyjacielem!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mój ukochany odezwał po długim czasie. Niestety była to tylko wiadomość dotycząca spraw formalnych, nie nas :( Gdy ją zobaczyłam, nie mogłam skupić się na pracy, dobrze, że już kończyłam. Ta cała sytuacja mocno nadwyrężyła moje nerwy. Doszło do tego, że nie kontaktuję się z nim ze swojej strony, boję się odtrącenia, które miało miejsce już raz. On niestety też nie daje znaku. Gdy zobaczyłam wiadomość odczułam silny lęk :( Te dwa uczucia toczą we mnie walkę: lęk i miłość, miłość i lęk i w kółko :( Po tym fakcie musiałam pojechać załatwić pewna sprawę. Na miejsce zmierzałam ze łzami w oczach... bo tam, gdzie jechałam, wszystko się zaczęło... :( cała nasza miłość. Tak wygląda niestety teraz moje życie...dużo wspomnień, miejsc...niepewność. Nie chcę, aby to wszystko, co było tak piękne i wyjątkowe się skończyło... Nie wiem już co robić...

 

Trzymajcie się, mam nadzieję, że z Wami lepiej. Miłego wieczoru!

 

-- 22 mar 2012, 21:07 --

 

xxsloneczkoxx22, cieszę się, że chcesz nawiązać kontakt. Ja również bardzo chętnie porozmawiam. Myślę, że wymiana doświadczeń może nam jakoś pomóc. Liczę na wsparcie wszystkich na forum, wiem, że zewnętrzne spostrzeżenia są w stanie bardzo wspomóc nasze wysiłki, dać siłę do tego, by jakoś przejść to wszystko, wyjaśnić pewne wątpliwości. Przesyłam maila na prv :smile:

 

-- 22 mar 2012, 21:15 --

 

Witaj agusiaww :) Masz rację. Gdy rozmawialiśmy o Jego decyzji na temat rozejścia się powiedział mi coś podobnego do Twojej wypowiedzi - że może nasz związek był wynikiem choroby. Poczułam się strasznie, nie mogę w to uwierzyć tym bardziej, że bardzo zaniepokoiło mnie Jego zachowanie w czasie poprzedzającym rozstanie. obawiam się, że zamieszanie w uczuciach ukochanego mogła spowodować nerwica, na która cierpi :(Napisałabym więcej na prv, ale nie wiem, czy masz ochotę i czas zapoznawać się się z naszą nerwicowo-miłosną historią :( ? Dziękuję za trafne spostrzeżenie i serdecznie pozdrawiam! :D

 

-- 22 mar 2012, 21:31 --

 

1522 dziękuję bardzo za wsparcie. Jest dla mnie ważne, że ktoś rozumie i ma nadzieję... Ja wierzę, że Wam się uda, że w końcu stopnieją lody. Wiem jednak jak boli brak kontaktu :( Próbowałeś dowiedzieć się jak czuje się Ukochana? Masz jakiś kontakt z Jej rodziną? Pytam, bo wiem, że mnie samej towarzyszy potrzeba zdobycia informacji. Tak naprawdę nie mam jednak źródła. Mój Ukochany mieszka z mamą, ale nie wypytuje Jej. Trudno mi przewidzieć jak by to potraktowała. Mam wrażenie, że w Jej oczach wszystko jest w porządku, albo przynajmniej wraca do normy. gdy się wyprowadzałam szczerze rozpaczała razem ze mną, jednak ostatecznie chyba myśli, że skoro syn jest w stanie wykonywać to co Niego należy i jeszcze raz na miesiąc wyjść na piwo z przyjacielem, to Jego problemy nerwicowo-depresyjne się skończyły. Ja czuję inaczej. Niestety jestem z tymi przeczuciami sama i na tym polega problem, którego nie potrafię rozwiązać. Niepokoiło mnie zachowanie Partnera przed rozstaniem, ale tylko ja i On o tym wiemy. Ja patrzę na sprawę w miarę obiektywnie - bo na pewno nie do końca :( On nie widzi problemu. Ona także. Pozostała część rodziny chyba nie zdaje sobie sprawy w rangi problemu, przyjmują decyzję i boją się odezwać, gdyż mój Ukochany bywa impulsywny, gdy ktoś chce forsować swoje stanowisko :(

Wytrwałości, nadziei...Trzymaj się !

 

-- 22 mar 2012, 21:51 --

 

Kurcze, w tym radiu ciągle coś o miłości... nie na darmo tylu wielkich pisarzy i poetów poświęcało jej swoje utwory... a nawet życie. Jestem początkującą poetką. Doświadczenie, które teraz przezywam nie pozwoliło się przetworzyć w zgrabne strofy i okiełznać językiem :( Nie wiem, czy kiedykolwiek będę potrafiła stworzyć z tego, co czuję klejnot oprawiony w metal najczystszej próby :(Cóż, jednych miłość uskrzydla, innym plącze ścieżki. Życzę Wam, Kochani - i sobie gdzieś w głębi serduszka - aby Wasz skarb uczuć zalśnił tak jak niegdyś, by uzyskał trwałość i przezroczystość diamentu, który jaśnieje niczym oczy pełne szczęścia... jedynie Wy wiecie czyje :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

brakodpowiedzi oj widze, ze jestes po ciezkim dniu, oby jak najmniej takich.

Nikt nie da Ci recepty na taka sytuacje, tym bardzieje ze nie jest to typowe rozstanie i nie da sie tego prosto zrozumiec. Dlatego przynajmniej mnie ciezko znalezc wsparcie, bo mnie to ciezko pojac i zrozumiec, wiec jak mam to komus wytlumaczyc i oczekiwac zrozumienia od kogos "trzeciego" kto nie wie o takiej sytuacji prawie nic.

 

Pamietaj przede wszystkim o sobie, bo sama musisz tez dbac o siebie i nie zagubic sie, wiem ze nie jest latwo, ale walcz tez o siebie i swoje zdrowie, niezaleznie w co wierzysz i ile nadziei pokladasz.

 

U mnie radykalne ograniczenie kontaktu nie wiele daje szans na dowiedzenie sie jak faktycznie u Ukochanej sie uklada, wiec tym bardziej na spotkanie nie licze (choc serce z piersi chce sie wyrwac i byc przy niej) i nie narzucam sie (staram sie rozumiec i akceptowac decyzje).

 

-- 23 mar 2012, 09:40 --

 

Przewalając czeluści tego forum i oraz internetu, trafiłem na określenie podobnego/takiego stanu - "anhedonia".

http://pl.wikipedia.org/wiki/Anhedonia

 

Więc jednak naukowo (chyba) stwierdzone, że coś takiego faktycznie występuje. Pocieszające zatem, że to nie jest świadomy wybór osoby, która przechodzi przez depresję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1522, A jak długo wogole trwał Twój związek i z czego wynikla depresja u twojej partnerki? Jakie objawy miała.

Też duzo czytałam o tej anhedonii i faktycznie tak czułam przez pierwsze 2 tygodnie zanim leki nie zaczęły działać, nie potrafiłam się uśmiechać, żadnych pozytywnych emocji, kamienna twarz i nic więcej, jak maszyna się czulam. Teraz już się uśmiecham mija miesiąc od brania leków, jeszcze nie do końca czuje sie szcześliwa:/

Jeśli mial ktos depresję proszę niech wypowie się jak to było z uczuciami, czy wróciły czy nie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1522, A jak długo wogole trwał Twój związek i z czego wynikla depresja u twojej partnerki? Jakie objawy miała.

Trochę na PW się rozpisałem, bo sporo w tym nie tylko mojej prywatności i nie chciałbym zbyt publicznie roztrząsać.

 

Co do objawów to typowe - spadek samooceny, spadek nastrój, ucieczka od problemów i unikanie rozwiązywania ich, niechęć do podejmowania decyzji, agresja i opór w stosunku do mnie głównie, ograniczenie motywacji, problemy z jedzeniem, oziębłość, przez chwilę nawet zastanawianie się po co jest na tym świecie (ale do myśli samobójczych daleko).

A depresja najprawdopodobniej została wywołana, przez sporo natężenie problemów ostatnimi czasu i chyba utrata wiary w powodzenie naszego związku (pomimo że naprawdę wszytko drobnymi krokami sami sobie wszytko układaliśmy).

 

Też duzo czytałam o tej anhedonii i faktycznie tak czułam przez pierwsze 2 tygodnie zanim leki nie zaczęły działać, nie potrafiłam się uśmiechać, żadnych pozytywnych emocji, kamienna twarz i nic więcej, jak maszyna się czulam. Teraz już się uśmiecham mija miesiąc od brania leków, jeszcze nie do końca czuje sie szcześliwa:/

Dokładnie tak samo nieraz to wyglądało nie raz u mojej Ukochanej i wypisz wymaluj to jest jej stan.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1522, na poczatku choroby nawet nie mialam sił sie uczesac ani umyć! a jak słyszałam imie mojego partnera wrzasnelam na wszystkich ze nie chce o nim slyszec. Masakra!!! przez jedno potknięcie tak sie zraziłam do niego że depresja była gotowa, wkręcałam sobie rozne dziwne choroby tez, bo spadłam ze schodów i odrazu myslalam ze moje sztywnienie nogi to uraz kregosłupa,ze na wózku bede jezdzic, ze wygladam beznadziejnie, ze są lepsi ode mnie,zdrowi, ale noga nie boli i ortopeda sam stwierdził ze to nerwica. Wiecej info napisałam na priv:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Na razie bez pozytywnych zmian niestety.

 

Za to weekend obejrzałem film "Helen"

http://www.filmweb.pl/film/Helen-2009-459059

 

Co prawda forma terapii w filmie przerysowana nieco jak na dzisiejsze standardy i warunki, ale sam film pokazuję całkiem dobrze przez co przechodzą osoby z depresją, a także pokazują co przechodzą bliscy takiej osoby (wiadomo że nie każdy dokładnie w taki sposób przez to przechodzi, ale pewne stany są dość dobrze pokazane).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×