Skocz do zawartości
Nerwica.com

moja historia.


the_knife

Rekomendowane odpowiedzi

witam. od dawna próbuję znaleźć odwagę żeby napisać o swoim problemie w sieci i myślę że tu jest odpowiednie miejsce. chciałabym porozmawiać z kimś, kto ma odobne problemy, niekoniecznie chcę dowiedzieć się oczywistego - żebym poszła do psychologa lub psychiatry.

wszystko zaczęło się bardzo dawno temu. właściwie zawsze byłam bardziej wrażliwa niż inni. już w przedszkolu byłam bardzo nieśmiała. nie wiem skąd to się wzięło - zawsze miałam koleżanki, rodzinę i niczego mi nie brakowało. Podstawówkę pamiętam jako okres czucia się gorszym od innych. Nie byłam nigdy taka przebojowa, ładna jak moje koleżanki. Zawsze stałam pod ścianą, na dyskotekach nigdy nie tańczyłam, nigdy nie krzyczałam, nigdy nie płakałam. W środku czułam smutek. Bywało, że dzieci śmiały się z mojego wyglądu - miałam kompleks który nie dawał mi spokojnie żyć. W liceum było podobnie. czułam się niatrakcyjna, płeć męska nie zwracała na mnie uwagi. koleżanki miałam zawsze. byłam inna, miałam poczucie humoru, inną wrażliwość. kiedy ktoś się ze mnie naśmiewał, na przykład grupa chłopców w autobusie, przeżywałam to przez kilka dni lub tygodni, ale mnie mogłam zrobić nic.

mając 18 lat znalazłam pierwszą miłość. był to chłopak - bożyszcze wielu dziewczyn w moim otoczeniu. zawsze się zastanawiałam jak on nie wstydził się ze mną być przez 3 lata? na studiach związek się zakończył bez większych problemów. studia minely w miare dobrze. nie brakowalo osób które nadal mi dokuczały z powodu wyglądu, jednak miałam wielu przyjaciół. byłam ambitną dobrą studentką, ale potrafiłam być szalona. dzięki pomocy rodziców miałam operację plastyczną, która miała raz na zawsze sprawić że będę pewna siebie i że się zmienię też w środku.

Rodzice zwykli wspierać mnie bardziej finansowo, niż duchowo. raz w życiu usłyszałam od mamy "kocham Cię". napisała mi to na gadu gadu, gdy byłam bardzo smutna. ja ich kocham z całego serca, jednak też im tego nie mówię.

w międzyczasie poznałam faceta, od którego się uzależniłam w dziwny sposób. byłam "tą drugą", choć myślałam że jestem pierwsza, on wielokrotnie okłamywał. chciałam go mieć, ale nie potrafiłam go kochać. trawło to około 3 lat. był to okres wielkiej namiętności, emocji zarówno dobrych i złych, jednak bardzo skrajnych. mocno ucierpiała moja pewnośc siebie, którą przecież miałam odbudować. z trudnem, po wielu próbach Udało mi/nam się to zakończyć. to już był okres w którym zaczynałam pracę.

dążyłam, by znaleźc pracę w zawodzie. studia wybrałam chyba takie żeby zadowolić mamę i mocno nie odbiegać od moich zainteresowań, a tak naprawdę nie wiedziałam do końca kim chcę być i co robić.

dziś mam 28 lat, mam pracę w zawodzie, mam faceta. jednak nic mi nie pasuje i jestem na skraju wyczerpania.

pracę mam poważną, kieruje ludzmi, nadzoruje, jestem robotem. teoretycznie zaszlam bardzo daleko. praktycznie jestem wrakiem samej siebie.

moje cialo jest rozlaczone z dusza i tylko mi przeszkadza. zrobilam sie gruba. moja dusza ciagle placze. moje cialo plakac nie potrafi.

nie wyrabiam, życie mnie przerasta, dorosłe życie mnie przerasta. odpowiedzialnośc za siebie , za ludzi, za wszystko, dązenie do doskonalosci, brak umiejętności przyjmowania krytyki, rozpamietywanie, lęki, koszmary senne, podjęte dwie próby leczenia psychotropami, brak chęci do życia, do pracy, brak entuzjazmu. nie mam ochoty wstawać. stresuje się wszystkim. z partnerem jestem chyba dlatego, żeby zupełnie nie zwariować. na dziś dzień niewiele nas łączy:(. do tego on ma problemy finansowe od dłuższego czasu, które również spedzają mi sen z powiek. jest cudownym człowiekiem, ale nie mam z nim przyszłości. gnębią mnie jego problemy i to, że go właściwie skreślam jako ojca moich dzieci ze względów finansowych.

Mama nigdy nie była ze mnie dumna, dumna była z dzieci swoich znajomych, którzy mieli swoje firmy i stać ich było na mieszkanie. mnie na razie nie stać na nic specjalnego. mimo, że wyprówam flaki z siebie w pracy nic z tego nie mam. nie stać mnie na to o czym marzę.

boje się że nigdy nie bede miała domu, rodziny, szczęścia. jestem sparaliżowana, zrezygnowana.

już nigdy nie bedę normalna. nigdy nie byłam. nigdy nie czułam się naprawde dobrze ze sobą. nie potrafię zmienić podejścia, bo lęki są silniejsze ode mnie.

nie stać mnie na psychoterapeutę. w lekarzy nie wierzę, bo byłam u wielu.

co musi się stać, zebym chociaż przez jeden dzień od samego ranka chciała wstać, chciała wyjśc z domu i żebym w środku czuła radość?

czasami myślę, że muszę odciąc swoje życie wielką grubą linią, zmienić pracę i faceta... ale nie mogę tego zrobić, bo boję sie pustki, boję się że sama sobie nie poradzę, boję się że będzie jeszcze gorzej.

Jeśli chodzi o leki, brałam dwukrotnie wenfalaksynę. niby było lepiej - zrobiłam się jakaś taka obojętna, ale skutki uboczne, takie jak: problemy ze snem - jakbym w ogóle nie spała, problemy z seksem i ogólne poczucie że nie jestem sobą, skłoniły mnie do zaprzestania brania leku.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

cześć knife

 

Znaczy się nie mam podobnych problemów, nasze sytuacje życiowe bardzo się różnią.

Wyczuwam w Tobie jednak pewną frustrację,niepokój i dręczącą Cię zgryzotę. Negatywne uczucia zdominowały Twą codzienność. Według Ciebie podłożem Twoich problemów jest otoczenie i życie jakie prowadzisz. Czy naprawdę tak jest?

Gdyby ktoś za dotknięciem magicznej różdżki rozwiązał Twoje problemy to czy byłabyś wtedy szczęśliwa? Potrafisz jeszcze odczuwać radość?

Może właśnie w tym tkwi przyczyna, niezależnie jak dobrze by nie było Ty zawsze byłabyś czymś strapiona. Nie dostrzegasz pozytywnych aspektów Twego życia, za to koncentrujesz się na negatywnej jego stronie. Bo taki masz charakter?

Też to tłumaczyłem charakterem, myślałem, że za pomocą auto-perswazji, motywacji, jestem w stanie pokonać pojawiające się przeszkody, ale ileż można?

Skoro zdecydowałaś się podzielić z nami Swoją historią to zapewne liczyłaś się z tym, że spotkasz się z różnymi opiniami na jej temat.

Moja jest taka:

-depresja/ choroba afektywna dwubiegunowa/ w najlepszym wypadku apatia

-wymaga leczenia i konsultacji z drogim, doświadczonym, uznanym psychiatrą

- kuracja silniejszymi od wenlafaksyny antydepresantami ( w większych dawkach) np. anafranil bądź seronil(prozak)

-stabilizator nastroju, np. lamitrin 100-0-100?

-urlop zdrowotny, wczasy w miejscu o dużym nasłonecznieniu

-zakaz alkoholu

-psychoterapię bym sobie darował bo to niepotrzebne bicie piany

Reasumując.

Jeśli się nie mylę to jesteś w niezaawansowanym stadium depresji, która jest uleczalna. Za zły obraz postrzeganego przez Ciebie świata odpowiada zaburzenie biochemicznej równowagi Twojego mózgu, na myśli mam przede wszystkim niewystarczająco wysokie stężenie serotoniny i dopaminy bez których nie będziesz mogła czuć się szczęśliwą.

Tak o tym wszystkim myślę.

Chciałbym się mylić.

Wolałbym jednak żeby to nie był kolejny wpis typu ,,mam dzisiaj zły humor, tak bardzo potrzebuję z siebie wyrzucić negatywne emocje i chcę jakiejś psiapsiółki, która będzie mnie pocieszać i mówić, że wszystko będzie dobrze''.

To na wszelki wypadek też dorzucę- nie martw się, wszystko będzie dobrze.

Pozdrawiam i życzę zdrowia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję za odpowiedzi.

Łazarz... dobre pytanie czy jak moje otoczenie się zmieni czy będę szczęśliwa? prawdopodobnie nadal będę niespełniona, nieszczęśliwa.

może wygrana 5 milionów w lotto i wizja wiecznych wakacji? tak, myślę że to jest to.

A tak poważnie.. dojrzewam do pewnych kroków. Niestety wciąż myślę, że może dam radę sama. Że może moja motywacja jest zła, że zmienię/wzmocnię charakter. Że uda mi się być bardziej odważną, asertywną, konsekwentną.. że potrzebuję czasu żeby się oswoić z nowymi sytuacjami w życiu. a tak nie jest i oszukuję sama siebie.

Przede wszystkim tyczy się to mojej pracy. Na ten moment nic mi innego nie pozostaje, praca zajmuje mnie (życie rodzinne odpada chociaż bym chciała). Praca mnie stresuje, niszczy i wiem, że nie nadaję się do niej - skoro tak mnie niszczy. z drugiej strony zaszłam już daleko, mam dość prestiżowe stanowisko, ale nikt nie ma pojęcia ile wysiłku w to włożyłam. do tego firma bardzo źle prosperuje, redukują etaty, a innym dodają obowiązków, nie płacą, oszczędzają w wręcz chory sposób na wszystkim na czym tylko się da. Czuję się wykorzystywana, niedoceniana... i wierzcie mi, niełatwo jest znaleźć lepszą pracę.

No ale nie o tym miałam pisać jaka firma jest zła, tylko o tym jak ja jestem nieprzystosowana do niesprzyjających warunków, podczas gdy patrzę jak inni obok sobie dobrze radzą i nie tracą tej radości z życia, której ja już dawno nie mam.

 

Pisząc to wszystko mam wrażenie że krążę wokół tematów, że brzydko mówiąc "pier...olę o niczym", że w sumie czego ja się czepiam? Że patrząc z boku to czy czegoś mi brakuje?

 

I czuję się winna że marnuje miejsce w internecie, że narażam kogoś na czytanie tych wypocin, które nie są napisane ani dobrym językiem, ani też nie mają w sobie nic interesującego.

 

Nie napisałam na forum "bo mam zły dzień i chcę się wypłakać, pocieszcie mnie".

Ja nie chcę pocieszania.

Nie chcę słyszeć że będzie dobrze i wesoło i przyjdzie wiosna bedzie kolorowo...

chciałabym realnych, wniosków, może ktoś by się pokusił na ocenę mojego charakteru z tego co napisałam, może trzeba mi dosadnie powiedzieć, że jestem zgorzkniała, egocentryczna, malkontencka...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hej moim zdaniem wszystkie Twoje problemy biora sie ze zbyt niskiej samooceny , a to prowadzi do tego ,że koniec konców uważasz ze studia , które skonczyłas sa nieciekawe , nawet jesli były powiedzmy trudne, po drugie wystarczy ze ktos sie zasmieje powie cos na Twój temat a Ty odrazu bierzesz to do siebie, często si e o kims tam rozmawia i ludzie puszczaja to mimo uszu a niska samoocena prowadzi do tego ze sie pamieta, po trzecie jestes wrazliwa osoba , która ma pewnie prace, w której jest duza presja, moze czasem trzeba kontrolowac ludzi , złatwiać pomiedzy nimi konflikty pilnować, nadzorowac, opierdzielic , Ty wiesz jak to zrobic merytorycznie ,ale poniewaz masz duza wrazliwośc i niska samoocenę myślisz sobie nawet podswiadomie dlaczego ktos ma mnie słuchac, pewnie powie tak a w głebi duszy mnie oleje a jak musisz komus powiedzieć,ż eutniesz np. p[remie bo cos skopał to Cie to duzo kosztuje bo jestes empatyczna i wrazliwa i wiesz ,ze komuś robisz przykrośc , po czwarte jestes w zwiazku , w którym zyjesz nie razem z partnerem ,ale obok , czujesz ,ze nie tworzycie wspólnego świata ,z e on jest inny, ze sa konflikty pomiedzy wami i to nie daje ci spełnienia a zę marzysz o miłości prawdziwej, takiej zeby ktos był z toba ,zeby rozmawiac ,wymieniac poglady, szanowac te osobe i chcesz dostac miłość, której nie miałas w domu to odruch zupełnie normalny, po czwarte udezyło mnie ze piszesz ze ktos nie moze być ojcem Twojego dziecka ze wzgledów ekonomicznych, pieniądze w takich kwestiach schodża jednak na drugim plan , bardziej wazne jest to ,ze napisałas, że żyjecie obok siebie, pewnie z tych rozterek z tego samopoczucia nie spowiadasz sie partnerwi poniewaz czujesz sie nieroumiana przez niego, moze powiedział Ci kiedy s cos niemiłego jak próbowałaś rozmawiac i tutaj jest głowny problem Twojego związku a nie w finansach , potrzebujesz czegos wiecej, ciepła, zrumienia a raczej tego nie dostajesz , zycz Ci powodzenia i znalezienia kogos z kim bedziesz razem i będziecie mieli wspólne problemy a nie osobne,

co do pracy to jakos próbowąc to jednak rozdzielać chociaż wiem ,że ci cięzko moze zmiana pracy na mniej stresująca,

Z tych wszystkich powodów na pewno zaczyna sie rozwijac u Ciebie depresja , która jeszcze pogłębia Twój stan i twoje krytyczne patrzenie na świat i własna osobe, jednak psychiatra by sie przydał a do p0sycholga mozna pójśc z NFZ-u równiez tylko trzeba mieć skierowanie od psychiatry i moze jednak praca nad wzmocnieniem włąsnej watrości własna i terapia

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

the knife

 

Jeśli chodzi o mnie to opinię dotyczącą bardziej somatycznego niż psychicznego podłoża twego samopoczucia już znasz.

Skoro jednak prosisz o ocenę Twojego charakteru na podstawie Twoich wpisów to już zupełnie inna bajka.

Po pierwsze, ciężko jest osiągnąć pewne wnioski na podstawie 2 średniej długości wypowiedzi, ocenianie tego bardziej chyba polega na domysłach i intuicji, jednakże przeczytawszy jeszcze raz Twoje posty to coś zaświtało mi w głowie, mogę tylko zgadywać ale co tam, ryzyk fizyk.

Pisałaś ,,z partnerem jestem chyba dlatego, żeby zupełnie nie zwariować. na dziś dzień niewiele nas łączy:(. do tego on ma problemy finansowe od dłuższego czasu, które również spędzają mi sen z powiek. jest cudownym człowiekiem, ale nie mam z nim przyszłości. gnębią mnie jego problemy i to, że go właściwie skreślam jako ojca moich dzieci ze względów finansowych'' myślę, że oprócz stresującej pracy tu także może tkwić przyczyna Twoich problemów z psychiką.

Uważam, że nie znajdujesz w swoim partnerze oparcia, codziennie jesteś wystawiona na wyniszczające Cię czynniki, to naturalne, że w domu oczekujesz by ktoś opatrzył Twoje rany, kogoś kto jest dla Ciebie autorytetem, w którego byś wierzyła i nie martwiła się dzięki niemu o przyszłość, rodzinę czy dom.

Nie chcę się bardziej zagłębiać, ale może jest z tym związanych kilka innych spraw, o których z racji poziomu tego forum lepiej nie pisać(chyba,że to zrobi osoba której to dotyczy).

Realne wnioski?

Pisałaś, że chcesz zmienić faceta i pracę ale się boisz. Narzekałaś na swą tuszę.

Może warto zadbać o linię na siłowni, zapisać się na aerobik czy basen, kupić bieżnię.

Z lepszą aparycją znalezienie nowego, spełniającego Twoim wymaganiom partnera nie powinno być takie trudne, jesteś w końcu kobietą sukcesu, wykorzystaj to.

Jeśli chodzi o Twą pracę to się nie wypowiadam bo mam mieszane co do tego uczucia, co jest ważniejsze w tych czasach, kasa czy mniej stresu? Może za mało w prywatnym życiu masz odreagowania(co można zmienić j.w.) i stąd negatywne nastawienie do pełnionego przez Ciebie stanowiska. Warto trochę powalczyć, a w razie klęski poważniej pomyśleć o zmianie posady na mniej wyniszczającą.

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×