Skocz do zawartości
Nerwica.com

Boje się że, coś złego sie wydarzy, lub stanie rodzinie...


Jurand

Rekomendowane odpowiedzi

Tak jak juz wspominalem, trzy razy probowalem z psychiatrami i nic z tego nie wyszlo. Zawsze sie konczylo na lekach i zadnych rad.

Co do psychologow to mam dawne zle doscwiadczenie. Jeszcze za czasow kiedy studiowalem chodzilem do poradni psychologicznej. Zadnych rad niedostalem, nachodzilem sie kilka tygodni, zmarnowalem czas, narobili kupe testow i wywiadow i co.

Jaka mam gwarancje , ze tym razem sie uda trafic na czlowieka. Ja potrzebuje szybko, juz po pierwszym spotkani jakis rad, aby moc zaczac pomagac sobie.

 

Jurand

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jaka mam gwarancje

nie masz zadnej gwarancji :!: gwarancje (najczesciej roczna) mozesz dostac kiedy kupisz zonie suszarke do wlosow :lol:

jednak jest bardzo duze prawdopodobienstwo ze jesli udasz sie po pomoc psychologiczna ,otrzymasz ja i to na najwyzszym poziomie.

 

Ja potrzebuje szybko, juz po pierwszym spotkani jakis rad, aby moc zaczac pomagac sobie.

 

a na takie jednodniowe rady nie licz :!: terapia zwykle jest dlugotrwalym dzialaniem bo obejmuje wiele aspektow ,nie da sie tak bez rozpoznania warunkow w ktorych zyjesz , bez analizy wszystkich elementow twojej egzystencji dac jakis zlotych rad

konieczna jest pomoc psychologa , i im szybciej wtloczysz sobie to przekonanie do glowy tym korzystniejsze to bedzie dla ciebie

pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kochajacy mysli i mowi jak ksiazkowy psycholog.

Wiadomo, ze nie wszystko od razu. Ale taki psycholog lub psychiatra po pierwszej lub drugiej wizycie powinien chociaz powiedziec co robic. Nie tak jak potraktowali mnie wczesniej.

 

Po drugie ja jestem strasznie niecierpliwy i to jest moj inny problem. Nie jestem w stanie robic prawie zadnych prac w domu ktore wymagaja cierpliwosci.

Prace tez musialem dawno temu zmienic na taka, w ktorej moja niecierpliwosc nie bedzie miala szans spowodowac wybuchow. Ja nie potrafie czekac Kochajacy. Chociaz male rady na poczatku spotkan z psycholohgiem musza byc inaczej moge peknac i jeszcze w wieksza nerwice wpasc.

Takie gadanie, ze jest to proces dlugoterminowy tylko moga takiej osobie jak ja zaszkodzic. A moze jednak moze stac sie CUD. I to jest wlasnie moja nadzieja, ktora pozwala mi jako tako funkcjonawac. Gdyby nie ona o po lekturach ksiazek o roznych terapiach dawno bym moze skonczyl z soba. Ale za bardzo kocham zycie i mam jeszcze nadzieje na CUD.

 

Pozdrawiam

Jurand

 

[ Dodano: Sro Maj 31, 2006 7:02 pm ]

Musze dodac ,ze mam prawie 41 lat i mam wrazenie ,ze z wiekeim to sie nasila. Moze trzeba to wszystko wiazac z kryzysem wieku sredniego????

 

 

Jurand

 

[ Dodano: Sro Maj 31, 2006 7:09 pm ]

melissaa chyba nie zwrocilas uwagi na to ze jurand to prawdopodobnie facet :P

nie fochaj sie ;)

 

To drobnostki, nie ma znaczenia. MImo ze jestem facetem to od wewnatrz bardziej pasuje na kobiete. I cale zycie wkurzola mnie jak mi ktos mowil : przeciez jestes mezczyzna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jurand... niestety z taka posatwa srodze sie zawiedziesz. Takie cuda sie nie zdarzaja.

To nie slepota, z ktorej cudownie mozna przejrzec. To na wskros przepelnia Twoja psychike. I wiesz Twoje posty tez pisze przez Ciebie nerwica.

 

Jezeli tego nie zobaczysz, bedziesz w tym tkwil do konca swoich dni, a zwazywszy na wiek masz ich jeszcze sporo.

 

Przykro mi na to patrzec, ale Twoj problem polega na tym, ze Ty nie wierzysz w to co mogloby Ci naprawde pomoc.

Ulegasz zludzeniu.

 

Psycholog nie ma za zadanie kierowac Toba, mowic Ci co masz robic, psycholog ma za zadanie nauczyc Cie myslec prawidlowo.

Ma dac ci wedke do reki, zebys sam sobie radzil, a nie lowic za Ciebie.

 

 

Dopoki tego nie zrozumiesz, bedziesz kluczyl w zamknietym kole. Odrzucajac wlasciwe rozwiazania. A petla natrectw bedzie sie zaciskac.

 

Szkoda, ze nic do Ciebie nie dociera.

 

Zycze powodzenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nie pomogę ci bo sama mam ten problem.najwazniejszy dla mnie jest syn majuz 12 lat i jak wychodzi na dwór to drżę o niego strasznie.siedzę wtedy cały czas w oknie i patrze czy;nikt go nie bije,czy pies go nie gryzie ,czy nie ma problemów z kolegami.najchętniej nie puszczałabym go z domu ale tak sie nie da.za miesiąc jedzie na kolonie nie wiem jak to wytrzymam.drugi powód to mój mąż.nie mogę znieś jak ma jakies problemy w pracy.przezywam to gozej jak ja bym je miała.maqm wtedy taki niepokój w sobie ,że ktoś mógłby mu coś nieprzyjemnego powiedziec.wiem że to dorosły chłop i da sobie radę.ale to nic nie pomaga.on to zauważył i już teraz mało mi mówi jak coś nie tak jest. kocham ich dwóch tak strasznie mocno że nie wyobrazam sobie ani minuty bez nich.czasami sobie tłumaczę ,że człowiek nie ma wpływu na wszystko i co ma się stać to się stanie.no ale lepiej być przezornym i stac w oknie.męczy mnie to strasznie.koło bez wyjscia

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzieki Aska,

Tego typu posty bardzo sa pomocne i podnasza mnie na duchu

 

Jurand

 

[ Dodano: Czw Cze 01, 2006 10:29 pm ]

Virginio. W innym poscie napisalas ,ze nie masz nerwicy a tylko twoj maz. Wydaje mi sie, ze wlasnie dlatego masz takie podejscie.

A propo psychoteraputy lub psychologa. Dzwonilem dzisiaj do tutejszej poradni "zdrowia psychicznego" i dostalem wizyte na kwiecien rok 2007. Czyli za 14 miesiecy. Powiedzieli mi , ze moge miec wizyty za 8 miesiecy jak zostane skierowany przez swojego interniste.

W Innej prywatnej poradni, na ktorej sie zawiodlem czas czekania na wizyte jest okolo 6 miesiecy. No i co, mam wyzionac ducha do tego czasu.

Wlasnie tutaj na forum, chce posluchac innych i wiele moze to pomoc w czasie oczekiwania.

Jeszcze raz dzieki Asiu za slowa otuchy

 

Jurand

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Virginio. W innym poscie napisalas ,ze nie masz nerwicy a tylko twoj maz. Wydaje mi sie, ze wlasnie dlatego masz takie podejscie.

 

Ale wlasnie dla tego mam duza wiedze o nerwicy, bo bylam zmuszona ja zdobyc. Poza tym znam doskonale problemy z jakimi sie boryka i borykal moj maz. Wiem, tez co go z tej nerwicy, lekow i natrectw oraz depresji wyciagnelo.

Wiesz moze to nieskromnie zabrzmi, ale razem pracowalismy na to, zeby on z nerwicy wyszedl i juz prawie sie to udalo, funkcjonuje i zyje jak zdrowy. Objawy sie cofaja.

Moje podejscie jest zdroworozsadkowe, poparte tym czego sie dowiedzialam o tej chorobie i mordega jaka wspolnie przeszlismy z mezem.

 

Moze Tobie pomaga sam fakt, ze nie jestes sam z tym problemem.

 

Nie bede juz nic do Ciebie pisac. Zycze Ci powodzenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jurand, nie przesadzaj i nie dramatyzuj! Skoro od ponad dwudziestu lat żyjesz z nerwicą to wytrzmasz jeszcze 8 miesięcy, co?

Poza tym skąd taka niecierpliwość? Jeszcze kilka postów temu byłeś na nie - odrzucałeś myśl o terapii...

Coś mi się wydaje, ze twoja nerwica jest wielka jak słoń :lol:

Mimo to nie rezygnuj, a my tu na forum będziemy się starać cię wspierać

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zwracam uwagę, Kochający, ze mamuty nie wyginęły ot tak sobie, ale pomógł im w tym jakis wielki wstrząs czy też inne wydarzenie o wielkiej skali i sile. Ja tam Jurandowi nie życzę kataklizmu w życiu, więc pozwólcie, że zostanę przy "słoniowym" porównaniu, bo słonie to mądre zwierzaki i uczą się wielu rzeczy. Sądzę, że Jurand to rozsądny człowiek (tylko mu nerwica - nomen omen - widok świata "zasłoniła") i zostanie pierwszym w świecie terserem nerwicy wielkiej jak słoń, a ona bedzie słuchała każdej jego komendy :lol:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zwracam uwagę, Kochający, ze mamuty nie wyginęły ot tak sobie, ale pomógł im w tym jakis wielki wstrząs czy też inne wydarzenie o wielkiej skali i sile.

 

mysiu_fisiu sluszna uwaga :) jednak wyjsciu z nerwicy musi towarzyszyc takie wydarzenie o wielkiej skali i sile,przebudowa i uzdrowienie systemu wartosci jest takim wydarzeniem ,jesli stare rozwiazania zawiodly i doprowadzily do slepej uliczki trzeba zbudowac nowe ,lepsze :!: oparte na milosci i akceptacji ,nastawienie na akceptacje siebie i swojego otoczenia jest kluczowym elementem

afirmacja tych wartosci i wspieranie sie wiara w Boga to wg mnie najlepsza droga :idea:

pzdr

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A co ma do tego Bóg? tzn że człowiek niewierzący jest z góry skazany na przegraną dopóki się nie nawróci? Shocked

 

jak zauwazylas napisalem:

 

afirmacja tych wartosci i wspieranie sie wiara w Boga to wg mnie[/b/] najlepsza droga Idea

 

czlowiek niewierzacy ma prawo robic to na co tylko ma ochote :)

ale czlowiek wierzacy ma w sobie moc wyplywajaca z wiary

czlowiek wierzacy ma w sobie ufnosc w to ze kieruje nim i wspomaga go ktos kto ma nieograniczone mozliwosci ,ktos kto kocha miliony razy bardziej niz ktokolwiek inny.

to wyzwala ogromne poklady energii ,ogromna wole zycia i milosc

 

warto tez zwrocic uwage na wartosci jakie plyna z wiary ,sa one uniwersalne

milosc i akceptacja

czego wiecej nam trzeba :?: :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czesc Jurand!

 

Ja bym nie pakował się w żadne leki, skoro jakotako funkcjonujesz, pracujesz itp., no chyba że grupa lęków się powiększy i utrudni ci w dużym stopniu funkcjonowanie.

Te lęki o rodzinę i lokomocyjne mogą wynikać ze zbyt dużego poczucia odpowiedzialności oraz nadmiernej chęci kontroli twojego życia i twoich bliskich:

Wiadomo, ze w domu tez moze sie cos przydarzyc. Ale w domu tez wyeliminowalem wiekszosc niebezpieczenstw. I jestem bardziej spokojny kiedy mam nad czyms kontrole.

Brak kontroli pobudza twoją wyobraźnie do kreowania czarnych scenariuszy, możliwych, ale mało prawdopodnych. Pomyśl, że tak naprawdę każdy człowiek musi liczyć się z różnymi zagrożeniami, każdy teoretycznie jest tak samo "zagrożony". Świadmośc zagrożeń jest ważna, ale paraliżowanie swojego życia z tego powodu jest bezsensowne. Nie jesteś w stanie kontrolować wszystkiego w swoim życiu, nie jesteś w stanie przewidzieć wszystkich zagrożeń, nie możesz mieć wpływu na wszytko co cie otacza. Czasami po prostu TRZEBA ŻYĆ.

 

W dłuższym okresie, dla własnego komfortu warto popracować nad tym z psychologiem, bo wiesz czas leci, a ty będziesz "zatykał" swoje lęki jakimiś półśrodkami. Technicznie, naprawdę warto znaleźć dobrego na miejscu, troche wysiłku i na pewno ktoś się znajdzie. Z tym jęzkiem to nie rozumiem, podejrzewam że angielski biegle skoro w norwegii, więc w czym problem?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Super no_fear. Caraz bardziej zblizam sie do sedna problemu.

Chec kontroli albo inaczej lek przed niewiadomym, niepewnym itp..

Do tego to sie sprowadza.

Wyobrazcie sobie, ze gdy przed wyjazdem zony z dziecmi, zaloze sobie z gory czarny scenariusz i godze sie znim. Jest mi wtedy latwiej. Okropne ale prawdzine.

Jezeli wracaja cali i zdrowi jestem wtedy bardzo uradowany jakby cud sie stal i zartwych wstali. Natomiast gdy nie akceptuje czarnego scenariusza przed ich wyjazdem po ich powrocie jestem zly, ze pojechali i ja musialem sie o nich martwic.

Czy ktos z was podobnie sobie tlumaczy i pomaga w taki glupi sposob.

 

Czyli gdy pogodze sie z faktem, ze Jutro umieram, zalatwiam swoje prywatne srawy to moze bylbym w stanie poleciec nawet na ksiezyc bo juz pogodzilem sie z faktem smierci.

Kiedys czytalem ksiazke Bhagwana Shree Rajneesha "Sztuka umierania" i tam dowiedzialem sie, ze aby moc byc w pelni szczesliwy na ziemi i nie bac sie trzeba pogodzic sie z faktem smierci, a wlasnie w tym tkwi problem, ze ja jak na razie nie moge z tym faktem sie pogodzic.

 

Pozdrawiam Jurand

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wydaje mi się, że docelowo to nie powinieneś od razu zakladać katastrof a później cieszyć się ze się nie wydarzyły :)

Ten mechanizm który opisałeś jest charakterystyczny dla natręctw i lęków. Boisz się czarnych scneriuszy i do tej pory panicznie ich unikałeś. Nie chciałeś pogodzić się tym że istnieją i mogą sie zdarzyć i że nie możesz ich kontrolować. W momencie gdy skonfrontowałeś się z czarnym scenariuszem wobrażając go sobie i godząc się z nim, że może się wydarzyć, tak naprawde twoja świadomośc zaakceptowała te fakty i obnażyła twój lęk :)

 

Teraz nie chodzi o to żeby za każdym razem sobie tak radzić, bo chyba nie chcesz życ czarnymi scenariuszami ?:)

Chodzi u UREALNIENIE swoich wyobrażeń oraz uświadomienie sobie że nie ma się kontroli nad zdarzeniami na które nie mamy wpływu, nie można się za nie winić i często nie można ich przewidzieć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiec wlasnie dlatego mam dwa wybory w takich sytuacjach:

1. Przyjac czarny scenariusz i cieszyc sie gdy sie nie spelni

2. Unikac sytuacji stwarzajacych zagrozenia. Czyli namowienie zony na pozostanie w domu. Zalatwienie spraw za nia itp

 

Ktore z tych rozwiazan jest lepsze?

 

To tak samo ze strachem lotem samolotem. tam nie ma sie kontroli. Gdy jedziesz samochodem, Ty osobiscie kontrolujesz, gdy jedzie zona i ciebie nie ma przy niej nie masz kontroli.

 

Wiec wniosek jest taki. Ja staram sie unikac zdarzen nad ktorymi nie moge miec kontroli

 

Powiedzcie jak w takich sytuacjach zdrowy czlowiek reaguje. Czy zdrowi nie boja sie. Nie mysla o zagrozeniach. Przeciez na przyklad ryzyko w pojechania na wakacje smolotem (strach przed lotem). I kladac wszystko na wadze, wiadomo,ze wybiore zycie niz ryzyko smierci w wypadku samolotem, a po drugiej stronie 2 tygodnie fajnych wakacji.

 

Ludzie przeciez bycie normalnym to bycie nienormalnym. Czyzby caly swiat nalezal do lekkoduchow.

 

No to starczy na dzisiaj, dalszy ciag jutro, bo dzisiaj cos nieskladnie mi sie pisze

Jurand

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiec wlasnie dlatego mam dwa wybory w takich sytuacjach:

1. Przyjac czarny scenariusz i cieszyc sie gdy sie nie spelni

2. Unikac sytuacji stwarzajacych zagrozenia. Czyli namowienie zony na pozostanie w domu. Zalatwienie spraw za nia itp

 

Ktore z tych rozwiazan jest lepsze?

3. Rozważyć zagrożenie, zrozumieć że jest realne, ale mało prawdopodobne i że ma się niewielki wpływ. Być świadomym konsekwencji i braku kontroli.

 

W ten sposób z czasem twoja psychika powinna przestac uruchamiac tę lawinę niepokojów. Tylko że tak naprawdę to podejrzewam że podejście powinno być bardziej kompletne, tzn. do nerwicy jako takiej - uciąć korzenie a nie gałezie - te potrafią odrastać.

 

 

Powiedzcie jak w takich sytuacjach zdrowy czlowiek reaguje. Czy zdrowi nie boja sie. Nie mysla o zagrozeniach. Przeciez na przyklad ryzyko w pojechania na wakacje smolotem (strach przed lotem). I kladac wszystko na wadze, wiadomo,ze wybiore zycie niz ryzyko smierci w wypadku samolotem, a po drugiej stronie 2 tygodnie fajnych wakacji.

 

Ludzie przeciez bycie normalnym to bycie nienormalnym. Czyzby caly swiat nalezal do lekkoduchow.

 

No to starczy na dzisiaj, dalszy ciag jutro, bo dzisiaj cos nieskladnie mi sie pisze

Jurand

Nie to nie jest chyba tak. Są ludzie którzy się boją ogólnie, boją w pewnych określonych sytuacjach i tacy jak nerwicowcy - rozregulowani potrafiący rozdmuchać byle lęk do niewyobrażalnych rozmiarów.

 

Ja podchodze w ten sposób - ostatnio sypał mi sie samochód - miałem świadomość konkretnego zagrożenia, unikałem jazdy albo jeździłem powoli, do momentu aż go naprawiłem (wcześniej technicnzie nie mogłem tego zrobić). Byłem świadomy ryzyka i je podejmowałem. Gdy już je podjąłem nie siedziałem sparaliżowany - "żeby tylko nic się nie zdarzyło!". Zdecydowałem, reszta jest w rękach losu i czegoś co było w danym momencie poza moją kontrolą - samochodu. W ten sposób przestałem myśleć o zagrożeniu, po prostu jechałem przed siebie :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jurand Twoja historia do złudzenia przypomina dramaty mojej koleżanki. Mieszka w Krakowie a rodzinę ma w Wieluniu. Kiedy mąż zabierał dzieci i jechał do Wielunia,ona wpadała w panikę. Dzwoniła do mnie i płacząc opowiadała o swoim strachu. Potwornie bała się,ze rodzinie przytrafi się coś w czasie drogi. Nie było sposobu na uspokojenie jej.. Żadne rozsądne tłumaczenia nie dawały efektu. Rozmawiając z nią odnosiło się wrazenie,ze jest chora psychicznie.. Z czasem zaczęła unikać miejsc publicznych np.środków lakomocji.Wolała trasę do przedszkola z dzieckiem pokonywać pieszo bo uważała,ze tramwaj jest siedliskiem bakterii,wirusów etc.. W zimie zamykała się szczelnie z dziećmi w dusznym mieszkaniu..bo choroby krążą światem. Nie pozwalała sobie w żaden sposób pomóc. Kiedy była już w sytuacjach podbramkowych szła do psychiatry a kiedy ten wystawiał jej receptę na leki,rezygnowała z niego i udawała się do kolejnego.. Trwało to ponad rok.. Rozmawiałam z moim lekarzem o niej. Pani dr. stwierdziła,ze nic nie można zrobić. Koleżanka musiałaby zagrażać sobie lub otoczeniu,by można było poddać ją przymusowemu leczeniu. Samo zamykanie dzieci przed światem w obawie przed chorobą nie jest wystarczającym powodem. Historia zakończyła się chyba pozytywnie. Min.ze względu na męża wreszcie zdobyła się na wykupienie lekarstw..Zmieniła się diametralnie. Jest teraz spokojną osobą i żałuje,ze wcześniej nie pozwoliła sobie pomóc. Choroba potrafi pozbawić człowieka logicznego myślenia.. Trzymam kciuki za Ciebie:) Pozdrówki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×