Skocz do zawartości
Nerwica.com

poczucie męskości


Vilgefortz

Rekomendowane odpowiedzi

Witam,

 

Może to forum nie jest najlepszym miejscem na takie tematy ale czuję, że mam z tym problem i chciałbym się nim zająć. Odkryłem w sobie silny, wewnętrzny, często nieuświadomiony brak poczucia męskości. Mam 28 lat ale gdzieś wewnętrznie czuję się małym chłopcem, który nie jest mężczyzną. Kimś, kto na swojej drodze nigdy nie spotkał innego mężczyzny, który byłby dla niego wzorem, ideałem, ojcem i bogiem. Ojciec-mężczyzna to dla mnie krzywdziciel a ja mam wewnętrzny przymus, żeby nie być takim jak on. W moim życiu nie ma miejsca na agresję, którą utożsamiam z męskim sposobem okazywania emocji. Boję się odwetu lub że kogoś skrzywdzę. Czuję jednak, że agresja jest w mojej głowie i mnie rozwala od środka. Jeśli ktoś to czyta i nie ma takiego problemu to chciałbym postawić pytanie, może głupie i banalne ale dla mnie ważne. Co wewnętrznie czyni z Ciebie faceta? Nie zależy mi na tym, żeby ktoś walnął tutaj jakimś stereotypem albo pisał o oczekiwaniach jakie ma się w stosunku do mężczyzn, albo też czymś niepoważnym. Domyślam się, że świadomość swojego zaburzenia zagraża poczuciu męskości niektórym z nas chociażby dlatego, że otwarcie przyznajesz się przed sobą do słabości. Mi moje słabości odbierają męskość ale czuję, że skoro tak się dzieje to z tą męskością chyba nie jest najlepiej u mnie. Jeśli ktoś myślał kiedyś w podobny sposób to chętnie poczytam o jego doświadczeniach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja Cię rozumiem, ponieważ mam podobnie. Jestem rok młodszy od Ciebie, ale też nie przypominam sobie w swoim życiu dłuzszych okresów, w których czułem się naprawde pewny siebie. Jeśli juz, było to bardzo sporadyczne epizody, a na ogół moje poczucie własnej wartosci i męskości jest na bardzo marnym poziomie.

Trudno mi jednoznacznie odpowiedzieć, co mnie wewnętrznie czyni męskim. Kluczowe w naszym przypadku jest poczucie akceptacji ze strony innych mężczyzn, lub przynajmniej jednego. Niekoniecznie musi to być nasz ojciec, może być np kolega, ale taki, którego za coś podziwiamy, imponuje nam czymś.

Jeżeli osoba, którą ja uważam za dobry wzorzec mężczyzny, daje mi odczuć, iż ja też nim jestem, automatycznie moje poczucie męskiej wartości idzie w górę.

Niestety ja wokół siebie takich ludzi nie mam. Praktycznie w ogóle nie posiadam kolegów, znajomych. Jestem odludkiem społecznym.

Często myślę o sobie w bardzo negatywnych kategoriach, nawet kiedyś przebywająć wsród osób upośledzonych i niepełnosprawnych, czułem się od nich gorszy.

Mam z tym bardzo poważny problem i nie wiem jak sobie poradzic. Wiem też, że jesli mam dni, gdy ta moja samoocena jest jakimś cudem większa, potrafię być nawet fajnym i lubianym facetem. Aż widzę wtedy, ze ludzie do mnie bardziej lgną i lubią prowadzic ze mną rozmowy.

Niestety częściej dominują te ciche dni, kiedy uwazam się za osobę gorszą od innych pod wieloma względami, mało inteligentną, a nawet głupia, mało rozmowną..i ogolnie nieciekawa spolecznie.

To wszystko jeszcze bardziej zamyka mnie w sobie i koło się zamyka.

Cóż..życzę Ci powodzenia na drodze do odkrywania swojej męskości.

Trudno mi dać jakieś sensowne rady, ponieważ sam sobię z tym problemem nie poradziłem .

Możesz spróbowac opracowac strategie pokonywania jakichś swoich słabosci, które Ty zapewne znasz najlepiej. Zrób sobię na kartce listę tych cech, lub okoliczności zyciowych, z których nie jestes zadowolony, ktore jakoś uwłaczają Twojej męskości i pomyśl nad ich realnym ogarnięciem.

Nic od razu, ale stopniowo wdrażaj zmiany. Wierzę, ze z czasem będzie dobrze :) Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

rav71,

 

Jeżeli osoba, którą ja uważam za dobry wzorzec mężczyzny, daje mi odczuć, iż ja też nim jestem, automatycznie moje poczucie męskiej wartości idzie w górę.

Niestety ja wokół siebie takich ludzi nie mam. Praktycznie w ogóle nie posiadam kolegów, znajomych. Jestem odludkiem społecznym.

 

 

Dzięki, że napisałeś - myślałem przez chwilę, że jestem jakimś ewenementem na skalę światową, a przy najmniej na tym forum w tym co mnie boli. To, co napisałeś o poczuciu męskiej wartości to strzał w samo sedno problemu. Ja zwykle nie byłem akceptowany przez 'męskie grono' - a moja duma nie pozwalała mi zabiegać o to. Zawsze myślałem sobie, że skoro naturalnie nie czuję się dobrze w towarzystwie mężczyzn to znaczy, że tak ma być i że mnie to nie obchodzi a w sercu cierpiałem. A teraz czuje się głupio z faktem, że jako 28-letni facet miałbym zabiegać o to.

 

Oczywiście ta jedna kwestia to wierzchołek góry lodowej ale od czegoś chciałbym zacząć. Nie mogłem się oprzeć pokusie, żeby przeczytać watki, które zacząłeś w innych działach ; słomiany zapał, niechęć do pracy i nietypowe uzależnienie. Widzisz mogę podpisać się pod tym wszystkim obiema rękami i nogami - przy czym to ostatnie mi przeszło ze względu na mój słomiany zapał plus obawę przed byciem zdemaskowanym.

 

Czytałem ostatnio książkę 'Dziekie serce' o męskości, żeby zaznajomić się z moim problemem. Mierziło mnie trochę, że jest napisana przez pastora i dużo jest w niej odniesień religijnych ale co ważne to wyniosłem.

 

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jakkolwiek niemadrze to zabrzmi

z przyjemnością przeczytalam waszą rozmowę

tak pod względem formy jak i tresci

jak i sposobu podejscia do tematu...

szkoda ze tacy mężczyźni maja taki problem

nie odpowiem na pytanie postawione w pierwszym poscie

z przyczyn obiektywnych

ale

pozdrawiam serdecznie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

BłękitnaAbstrakcja, dzięki - lepiej mi się zrobiło czytając to co napisałaś - mam tak jak wywlekam jakieś swoje potwory i czuję, że nie spotykam się z oceną tylko z czymś pozytywnym, czego nie potrafię nazwać. Chciałbym doświadczać tego częściej od znajomych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Betty_boo i Błękitna Abstrakcja, aż się zarumieniłem po przeczytaniu słów od Was :)

Cóż..ja też się cieszę, że nie jestem osamotniony ze swoim problemem i również tak jak autor posta przeczytałem książkę Dzikie Serce.

Zawiera sporo wartościowych treści, choć pewne fragmenty budziły we mnie jakiś bunt wewnętrzny. Między innymi te, dotyczące marzeń każdego chłopca, by zostać kowbojem i zdobywać dziki zachód :) Dla mnie to bardzo spore uogólnienie, bo ja nie przypominam sobie bym jako dziecko miał tego typu fantazje.

W ogóle cieżko mi sobie przypomnieć o czym w tamtym czasie marzyłem. Odkąd pamiętam, to od najwcześniejszego dzieciństwa czułem się inny od reszty moich rówieśników. Nie poszedłem do przedszkola, co pewnie też w jakimś sensie zaważyło na moim rozwoju społecznym.

W podstawówce również czułem się jak ktoś inny. I już sam nie wiem na ile to wszystko była nieśmiałość, lęk przed ludźmi, a na ile cecha osobowości (introwertyzm) , która przejawia się ograniczonym zapotrzebowaniem na kontakty społeczne.

Ja do dziś mam coś takiego, że jak przebywam długo w samotności, czuję się źle, od razu pojawiają się myśli w mojej głowie, jakie to moje zycie jest puste i beznadziejne, lecz gdy wyjdę do ludzi..po paru godzinach jestem zmęczony. Odczuwam cos jakby wyczerpanie psychiczne. Przestaję reagować nawet na śmieszne teksty, które na początku mnie bawiły, robię się sztywny i przymulony, mam ochotę znów zaszyć się w swojej samotni.

Ten mechanizm funkcjonuje u mnie odkąd pamiętam i nie wiem jak to zmienic..Już zacząłem się powoli godzić z tym, że taki jestem, choć bardzo trudno zyje mi się z tak aspołeczną naturą.

Nawet zacząłem chodzić na spotkania z ludzmi z innego forum, cierpiących na fobię społeczną, lecz wśród nich też czuję sie jakis inny, gorszy, mniej inteligentny. W teorii wiem, że nie powinienem tak sam po sobie jechać w myślach, ale nie potrafie tego ogarnąć w praktyce.

Wracając do tematu męskości, to moj problem tez polega na tym, ze posiadam mało męskich zainteresowań. Nie przepadam za piłką nożną, motoryzacja też niezbyt mnie interesuje. Jedynie lubię czasem majsterkowac.

Czasem marzy mi się tak jak w tej książce Dzikie Serce, aby przeżyc jakąś przygodę, sprawdzic się w trudnych warunkach, np na jakims obozie przetrwania. Bałbym się tego jak cholera, ale jest we mnie taka potrzeba przetestowania samego siebie. W dziecinstwie nie byłem nawet na kolonii, ani na zadnych dłuższych wyjazdach klasowych. Pomimo dojrzałego wieku, często chciałbym się cofnąć do lat gdy bylem nastolatkiem i przezyc na nowo swoje zycie..juz inaczej, bardziej aktywnie . Jednak czasu nie cofnę..

 

No nic.rozpisałem się trochę. Zycze powodzenia :) Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

rav71, skąd ja to znam... myślałem ostatnio nad tym co by było jakbym cofnął czas, znów stał się nastolatkiem z tą wiedzą i doświadczeniem co mam teraz. Wydaje mi się, że wewnętrznie nie mogę się pogodzić z tym co utraciłem raz na zawsze, taki resentyment który podświadomie na mnie wpływa.

 

Wyczerpanie psychiczne - znam to - zinterpretowałem to sobie jako brak poczucia akceptacji, który budzi u mnie podświadomy lęk. Lęk, który mnie usztywnia więc męczę się. Zaczynam grać w myślach jaki mam być więc męczę się. A na samą myśl o tym, że miałbym przestać grać - to wyobrażam sobie mojego ojca, który mówi mi, że nie zachowuje się jak facet. To jest taki silny rys wpisany w moją osobowość, tak że w towarzystwie, w sytuacjach impulsywnych całkowicie mnie ogranicza i męczy.

 

Co do aspołeczności to też czasem myślę, że mam wszystkich w dupie i najlepiej jakbym się gdzieś zaszył. Wyobrażam sobie wtedy, że mógłbym zostać pustelnikiem jakimś w Bieszczadach, albo dalej na południe bo w Bieszczadach czasem zimno :D. Z drugiej strony myślę też, że sam ze sobą czuję się źle i potrzebuje kontaktu, ale te ciągłe porażki... Myślę, że jestem takim dzieckiem wewnątrz, które chciałoby skupiać na sobie uwagę wciąż. A jak tego nie odczuwam to czuję się odrzucony. I tu wracamy do sedna sprawy. Wewnątrz nigdy nie pogodziłem się z utratą dzieciństwa. Wewnątrz jestem spontaniczny, rozwrzeszczany, impulsywny, szybko się nudzę, boję się odpowiedzialności, jak ktoś mnie denerwuje to mam ochotę opluć tego kogoś albo uciec i poskarżyć się nie wiadomo komu. Ja czułbym się szczęśliwy jakbym mógł pokazywać to dziecko i dostawać to, czego chcę ale tak nie będzie wiec zostaje albo świat fantazji albo zadowolenie się tym co mam, a to dla mnie marne pocieszenie. W grę wchodzi też długa wieloletnia praca nad sobą i metoda, drobnych kroczków i nieustannej frustracji. Ale z pewnymi rzeczami nie potrafię się pogodzić - odkryłem, że potrzebuję zdrowej, męskiej przyjaźni z wyraźnymi granicami z którymi się będę dobrze czuł.

 

PZDR

 

-- 08 sty 2012, 15:38 --

 

Sorrow, Fizycznie wygląda to dość prosto :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A najgorsze w tym wszystkim jest to, że powoli zaczyna się we mnie budzić instynkt ojcowski, pragnienie założenia rodziny. Nawet mam większe parcie na to, niż na posiadanie dziewczyny ..choć wiadomo, że najpierw wypadałoby mieć z kim tę rodzinę założyc :)

Niestety prędzej czy później odzywa się we mnie głos, który mówi, że z taką psychiką jak moja nie uda mi się założyć rodziny, a nawet jeśli jakimś cudem to nastąpi, mogę tylko zranić swoich najbliższych.

Moja tolerancja na czas przebywania wsród ludzi jest naprawdę na bardzo niskim poziomie. Stąd też obawy, że nawet moja żona i dzieci zaczną mnie szybko nudzić, męczyć, az będe myslał jedynie o tym, by gdzieś uciec i nie uczestniczyć w tym wszystkim.

Tak naprawdę pomimo dojrzałego metrykalnie wieku, nie czuję się kompletnie dojrzały wewnętrznie. Do tego nie potrafię odpowiedzieć na pytanie kim jestem, jaki jestem, do czego dążę w życiu. Wciaż nie znam odpowiedzi na tak kluczowe pytania.

Obecnie mam pracę, w której jestem ponad 2 miesiące i nie mam zamiaru z niej rezygnować jak z poprzednich. Nie narzekam na nią, ponieważ jak osoba bez ambicji może powiedzieć, że praca nie spełnia jego oczekiwań ;P Moimi jedynymi oczekiwaniami jest spokój, normalna, ludzka atmosfera między współpracownikami, przełożonymi oraz warunki w miarę ludzkie. W teraźniejszym miejscu pracy to wszystko mam, więc chcę sie utrzymac jak najdłuzej będę potrafił.

Jak wracam do domu, to praktycznie nie mam życia prywatnego. Zazwyczaj spędzam ten czas godzinami siedząc na necie, lub jak mam wenę, to otworze jakąś książkę psychologiczną i poczytam, lub obejrzę film. Ostatnio na gumtree wyczytałem ogłoszenie, w którym szukają ludzi do amatorskiej gry w siatkę. Zawsze byłem strasznym lamusem, jeśli chodzi o gry zespołowe. Nienawidziłem w-fu (to tez wpłynęło na rozwój mojej męskości, a raczej jej zatracenie). Nagminnie popełniałem jakieś gafy, na które koledzy reagowali niezbyt miłymi komentarzami.

Od bodajże 6 klasy podstawówki, co roku praktycznie miałem zagrożenie z w-fu, jak nie na koniec roku, to na połrocze. Popadłem w straszną fobię i nawet jak np w poniedziałek mielismy mieć w-f to ja już w niedziele rano wstawałem ze skurczem żołądka na samą myśl o tym, co może mnie czekać na tej lekcji. Nie radziłem sobie z krytyką innych ludzi, zawsze mnie bardzo raniła i dalej tak jest. Mimo to, chciałbym spróbować z tą siatkówką. Liczę na to, ze skoro tam przychodzą ludzie w róznym wieku i zaznaczyli podstawowy poziom gry, to nie wysmieją mnie, gdy będę coś partaczył.

Chcę się uwolnić od tej etykietki ofermy, z którą zyję odkąd pamiętam. Tobie też tego zyczę :)

 

-- 08 sty 2012, 16:44 --

 

Wyczerpanie psychiczne - znam to - zinterpretowałem to sobie jako brak poczucia akceptacji, który budzi u mnie podświadomy lęk. Lęk, który mnie usztywnia więc męczę się. Zaczynam grać w myślach jaki mam być więc męczę się

 

Mądre przemyślenia. Po głębszym zastanowieniu się, dochodzę do wniosku, że w moim przypadku jest identycznie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Podepnę się tu pod Wasz temat, bo mam podobnie. Jestem jednak młodszy o od Was o prawie dekadę. Niemniej problem jest i widzę to na codzień. Fakt, niepełna rodzina, właściwie mieszkam sam z ojcem, którego nie lubię za "przeszłość i teraźniejszość", nasza rozmowa to może kilka zdań, niepełnych zdań w ciągu dnia.

 

Rozumiem, że brak tak ważnej osoby, jaką jest twardy i silny ojciec mogło coś urąbać w psychice, no ale jednak już jakiś czas jestem letni i trochę sie pogubiłem. Co do męskości, to też średnio... ogólnie sprawy związane z dzieciństwem, a w każdym raize tak mi sie wydaję, uwrażliwiły mnie na pewne sytuacje dnia codziennego i nie tylko. Patrząc na znajomych widzę, że we mnie jest więcej empatii, niż w nich. Moja męskość gdzieś się zgubiła wśród tego psychicznego bajzlu, który mi siedzi w głowie.

 

Zanik pewności siebie, deprecha, ogólnie mam wszystko w D. Przez tą depresję ogólnie nie lubię dawki adrenaliny, generalnie taka zamuła, choć niezawsze... czasem jeszcze wracam do normalności - gdzie imprezy, lekka agresja pobudzająca męskie instykty funkcjonuje, można powiedzieć, podręcznikowo. Seks też jest problemem. Zawaliłem szkolę - gdzie do cholery są te męskie, stanowcze decyzję i brak poddawania się?

 

Powodzenia w szukaniu swojej męskości - wydaję mi się, ze druga połówka pomoże Wam ją odnaleźć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

rav71, rav71, Powiem Ci jedno - jak czytam to co piszesz to równie dobrze sam mógłbym to napisać heh. Siata to jedyny sport zespołowy przed którym nie trząsłem porami. Zawsze przed zajęciami pytałem wfistki co będziemy robić na w-fie (od tego rzecz jasna zależało czy będę ćwiczył czy nie) aż w końcu raz mi powiedziała, że w bierki będziemy grać więc przestałem pytać heh.

 

Powiem Ci też jedno - poczucie bycia ofermą to nasz świat wewnątrz ale nie koniecznie na zewnątrz. Ja wewnętrznie widzę rzeczy czarno białe. Albo wszystko albo nic - albo mam poczucie, że jestem beznadziejny albo mam poczucie, że jestem doskonały. Powiedziałem mojej szefowej, że myślę o zwolnieniu - pracuje już w firmie od 4 i pół roku i jako powód podałem to, że sobie nie radzę. Wiem - zaryzykowałem, i to bardzo, ale dzięki temu ryzyku usłyszałem, że ona nie chce żebym się zwalniał i że chciałaby żebym sobie poradził ze swoimi problemami i dalej rozwijał się. A ja czułem, że ona tylko czeka na to, aż mi się podwinie noga, żeby znaleźć kogoś lepszego na moje miejsce. Poczułem, że plusem utrzymywania długich relacji czy to w pracy, czy to w życiu prywatnym jest to, że czasem jeśli wyciągnie się rękę po pomoc to zostanie ona podana. Mi cholernie trudno się przyznać do tego, że potrzebuję akceptacji i zrozumienia na co dzień - a jak już ryzykuję w ten sposób to mam poczucie, że już nic nie mam do stracenia.

 

betty_boo, boję się panicznie, że wszedłbym w model matka - dziecko co jeszcze bardziej utwierdziłoby mnie w podupadłej męskości - boję się też modelu jak był u mnie w rodzinie, gdzie ojciec sponiewierał matkę, która się od niego uzależniła - emocjonalnie znam te relacje bardzo dobrze i w nich czuję się bezpiecznie, co stanowi kolejny problem

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

betty_boo Ja również obawiam się tego samego co kolega. W książce Johna Eldredge "Dzikie serce" właśnie padają ważne słowa, iż nie należy ze swoim pytaniem o męskość iść do kobiety, ponieważ ona nigdy tej męskości nie może nam nadać. Z bardzo prostej przyczyny - po prostu jej nie posiada.

Najpierw muszę ją odkryć, a dopiero potem będę wiedział, że mogę nią obdarować swoją dziewczynę. Ona będzie tylko wyzwalaczem mojej męskości, lecz nie kimś, kto mi ją przekaże.

Chcę jakoś porządnie zabrać się za te wszystkie chore sfery mojego życia i osobowości, których do dnia dzisiejszego nie potrafię zaakceptować. Dopiero, gdy częściowo zacznę sobie radzic z nimi, zacznę wierzyc, iż jestem w stanie zbudować trwałą więź z kimkolwiek.

Poza tym mam przypadłość, którą mozna nazwać słomianym zapałem. Niestety dotyczy ona również relacji międzyludzkich. Potrafię sie szybko zachwycić i równie szybko znudzić. Nie jest mi z tym dobrze, ale na dzień dzisiejszy nie znam złotej recepty na to. Odnoszę wrażenie, że nie posiadam zdolności tworzenia głębszych kontaktów interpersonalnych. Właściwie nigdy w takiej relacji nie żyłem z żadną osobą . Miałem w swoim zyciu tylko 2 dziewczyny, ale to były dość przelotne związki, trwające zaledwie kilka miesięcy.

Marny dorobek jak na 27 lat życia :) no ale cóż zrobić. Taki ze mnie unikatowy egzemplarz :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Temat dla mnie :P

rav71, Vilgefortz, mam ten sam problem, co Wy. Czuję się wewnętrznie dzieckiem, boję się odpowiedzialności, konfrontacji i sytuacji wymagających trzymania nerwów na wodzy i opanowaniem. Spotkania towarzyskie, które dla wszystkich są rozrywką i odpoczynkiem, męczą mnie strasznie. Czuję się bardziej obserwatorem niż uczestnikiem, nie czuję, że jestem tam dla siebie, lecz dla innych i ich zdanie z góry przyjmuję za słuszne, więc nie odzywam się. Kiedy czytałem Wasze komentarze o zajęciach z wf-u, poczułem zimny dreszcz. Nienawidziłem gier zespołowych, mam dwie lewe ręce (i nogi). Nie czuję tej wewnętrznej siły, która pozwala rozbić i mówić z przekonaniem to, co uważam za słuszne. Nie umiem zawalczyć o dziewczynę. Jeśli dostaję jakieś oznaki zainteresowania, to podbudowuję sobie nimi swoje wątłe ego, ale brakuje mi jaj, żeby działać, bo wiem, że już przy pierwszym zgrzycie wycofam się. Czasami zachowuję się jak dziecko, zdarza mi się obgryzać paznokcie, kiedy znajdę się w centrum uwagi wycofuję się i modlę się w duchu, żeby ktoś przejął ze mnie bierzmo, do tego praktycznie cały czas jestem skulony, jakby w pozycji obronnej, zdarza mi się bujać w przód i w tył, a śpię prawie zawsze w pozycji embrionalnej. Kompletnie nie akceptuję porażek, mam ochotę krzyczeć i niszczyć przedmioty, często fantazjuję o powrocie do momentów, w których, w moim przekonaniu, popełniłem błąd i o tym, co byłoby, gdybym tym razem nie obawiał się działać. Przy tym w analogicznych sytuacjach zawsze zachowuję się tak samo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

vintage, Dobrze znam te fantazje, którymi rekompensuje sobie porażki. A te gry zespołowe, niby z pozoru nic nie znaczące, ale wiesz czego mi brakowało, tego żeby wykazać się przed kolegami, żeby usłyszeć dobrze podałeś, dobrze rozegrałeś, dobry jesteś, jesteś facetem. Zamiast tego było to poczucie wstydu jak ktoś wybierał mnie do drużyny jako ostatniego, nienawidziłem tego momentu - czułem się tak jakbym był najgorszy i nawet nie miałem ochoty się starać - chyba nawet trochę ze złości, że tak jest. Dobrze się uczyłem, co rekompensowało mi trochę poczucie własnej wartości i przychodziło mi to stosunkowo łatwo. Ale też są minusy - jeśli teraz zajmuję się czymś i nie widzę szybko pozytywnych efektów to poddaję się a niestety niektóre rzeczy wymagają samodyscypliny. Ja zwykle nie patrzę na to w ten sposób - jeśli mi coś nie wychodzi to czuję się beznadziejny i do niczego - w myśl zasady wszystko albo nic. Ale wracając do wątku... Jest we mnie masa agresji - czasem boję się, że zachowam się jak jakiś szaleniec i pozabijam wszystkich w koło. I tu jest chyba błędne koło - z jednej strony złość, chęć dominacji i narzucania innym swojego punktu widzenia, wręcz zgnojenia powiedziałbym, takiego wyżycia się "za wszystkie czasy", z drugiej lęk przed konsekwencjami. Może dziś uderzyłem trochę w inne struny ale jestem zdenerwowany nawałem rzeczy. Wziąłem się za magisterkę którą odkładałem pół roku a w pracy sporo do zrobienia...Macie tak, że ludzie postrzegają was jako grzecznego, uczynnego, neutralnego kolesia?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cóż, mogę tylko napisać że mam 31 lat a w ogóle nie czuję się facetem. Jestem jak dziecko. Ciągle potrzebuję pomocy, niczego nie umiem zrobić sam, ciągle tylko liczę na to że ktoś mnie po główce pogłaszcze i powie jak mam żyć. Nigdy nie miałem męskiego wzorca, nawet w ogóle nie miałem ojca.

Ehhh strasznie to żenujące, aż mi się odechciało pisać dalej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

vintage, dla mnie to jest maska, którą noszę - daje mi bezpieczeństwo ale 'urywa jaja' - z drugiej strony straszliwie boję się odrzucenia, w sumie pozornego bo i tak czuję się sam...

 

sorensen, nie widzę w ty nic żenującego - co miałeś zrobić? dziecko bierze to co dają a jak nie dają tego co trzeba to później ciężko samemu sobie to dać nie zależnie czy masz 21 czy 31 lat. Inny wiek - te same problemy w innych sytuacjach. Mnie wychowywała matka w depresji, która mnie emocjonalnie 'kastrowała', żebym nie był taki jak 'tatuś', a on mnie dobił tak, że w życiu nie chciałbym być taki jak on. Żyję z tym, jest we mnie masę bólu i złości a po nich już tylko pustka. A moja duma nie pozwala mi czuć się źle i udaję, że jest dobrze dopóki mnie szlag nie trafia, a jak wtedy przestaję udawać to wszyscy pytają co mi jest...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czytając Wasze posty praktycznie w każdym widzę siebie.

Co do postrzegania mnie przez innych jako grzecznego, poukładanego kolesia, mam tak samo. Nie znam osoby, zarówno ze śródowiska pracowniczego, jak i starych kolegów z byłej pracy lub szkoły, która widziałaby mnie w sytuacji nerwicowej. Przed ludźmi potrafię takie maski zakładać, ze nawet w jakiś sposób wypieram gniew i przestaję go odczuwać (choć nie zawsze). Np. jak zdarzały się sytuację w pracy, że ktoś mi zwrócił uwagę w jakiejś sprawie, zwykle łamiącym się głosem przytakuję i na tym koniec. Natomiast gdy podobna sytuacja ma miejsce w domu (mieszkam jeszcze z rodzicami), potrafię na własną matkę podnieść głos i nie panowac nad emocjami.

Jeżeli chodzi o moje kontakty z ojcem, to one również nie były wzorowe. Może jakichś traumatycznych przezyć w związku z nim nie miałem, ale był między nami jakiś dystans i w sumie do dziś dnia jest. Nawet nie potrafię powiedziec skąd on dokładnie się wziął, ponieważ my się praktycznie nie kłócimy. Bywały sytuację, że ojciec mnie zmieszał z błotem, choc to nie były swiadome uwagi .Miał dobre intencje, lecz często w niewłaściwy sposób komunikował mi swoje niezadowolenie ze mnie.

Wracając pamięcią daleko wstecz, do wieku przedszkolnego, każdy z mojej rodziny jest w stanie powiedzieć, ze nie byłem normalnym dzieckiem. Dużo płakałem, wielu rzeczy się bałem panicznie. Często do dnia dzisiejszego zadaje sobię pytanie bez odpowiedzi - dlaczego tak było? Przecież takie małe dzieci są zazwyczaj ufne do ludzi, nie mają jeszcze na tyle rozwiniętej wyobrazni by się obawiać niektórych rzeczy lub sytuacji.

Czasami zwyczajnie stwierdzam, że urodziłem sie już jakiś chory, o skomplikowanej psychice, której nawet najlepszy psycholog nie będzie w stanie rozgryźć.

No nic..żeby nie było, to nie jest tak, że ja sobie codziennie jadę, jaki to jestem do niczego i moja przeszłość to pasmo porażek. Otóz mam lepsze dni, w których nawet jestem z siebie dumny, z jakiegoś dobrze wykonanego zadania, itp. Niestety takich chwil jest jak na lekarstwo.

Tworzy się mechanizm błędnego koła, gdy zaczynam unikać kontaktów społecznych tylko dlatego, iz nie uwazam się za osobę ciekawą, z barwną przeszłością i teraźniejszością. I już abstrahując od jakichś wielkich przedsięwzięć . Mam ukończoną tylko szkołę srednią i jakieś marne studium policealne. Z tego powodu też łapię czasami kompleksy. Najgorsze w tym jest to, że wcale nie byłem jakimś tłukiem do potęgi, ale brakowało mi motywacji do nauki i wiary w siebie. nie zostałem też w odpowiedni sposób pokierowany przez kogoś kompetentnego, kto by mną potrząsnął i nauczyć zyc. Odkąd pamiętam, od najmłodszych lat wciąż uciekam przed sytuacjami stresującymi, w których czuję sie narazony na porazkę i krytykę ze strony innych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Poczytałam sobie trochę w tym wątku. Zastanawiające jest to co piszecie....

 

Wynika z tego, że żaden z Was nie mial wzorca męskiego w swoim życiu. Brakowało męzczyzny, który miałby istotny wpływ na Wasze dorastanie itp.

 

Istotnie myślę, że wykazujecie pewną niedojrzałość głównie na gruncie emocji.

 

To co piszecie o Waszej męskości skojarzyło mi się z syndromem piotrusia pana. Czy orientujecie się, czym ten syndrom się charakteryzuje? Czytaliście coś w tym temacie? Może się mylę, ale myślę, że warto się zapoznać z tym zagadnieniem. Co sami o tym sądzicie?

 

Jednak samo to, że zauważacie swoje problemy i jesteście szczerzy sami przed sobą jest dużym postępem, krokiem ku zmianie. Nie każdy dostrzega w sobie własne problemy, nie kazdy ma odwagę przyznać się do swoich słabości, przyznać, że wciąż jest jak dziecko. To wymaga odwagi!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Istotnie myślę, że wykazujecie pewną niedojrzałość głównie na gruncie emocji
To stwierdzenie mnie ubodło. Jakby ktoś, kto jest jakimś dla mnie autorytetem np. szefowa w pracy tak powiedziała to po powrocie do domu albo bym się załamał albo wciekł na nią - a jakby to było w gronie nowo poznanych osób to bym uciekł chyba. Tu trochę sytuacja jest inna. Jest bezpieczniej niż w realu. Powiem szczerze, że jak ja zaczynałem wątek to przeżywałem to co piszę a teraz tak czuję się Twoja ocena spłaszczyła go. Wiem jedno z doświadczenia - świadomość problemu wcale nie sprawia, że go nie mam. Czytałem o syndromie Piotrusia pana z lekkim uśmiechem ale to wcale nie oznacza, że w życiu nie cierpię w pewnych sytuacjach, które pod ten syndrom podpadają. Ja mam odczuwanie oddzielone od myślenia i przez to w sytuacjach impulsywnych działam wg emocjonalnego schematu, z którego nie jestem zadowolony.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Prawda jest przykra ale niestety ..niedojrzałość emocjonalna to jedna z naszych cech i musimy to przyjąć w pełni do swojej świadomości.

Czy osoba dojrzała emocjonalnie popada w depresje po usłyszeniu niepochlebnej uwagi? często nawet jest to dosłownie pierdoła, jakiś krótki, niekoniecznie złośliwy komentarz, ale ja potrafię sobie w swojej głowie tak wszystko przeinaczyć, że odbieram to jak atak na moją osobę.

Do tego nie wspomniałem o jednej ważnej rzeczy, mianowicie o braku umiejętności opanowywania gniewu na siebie.

Wyobraźmy sobie sytuację, że o czymś zapominam, jakiejś ważnej rzeczy, lub coś zepsuję i potem mam trudności z naprawieniem tego. Szybko popadam we frustrację, niszcząc przy tym daną rzecz jeszcze bardziej. Czasami od nadmiaru negatywnych emocji zaczynam niszczyć przedmioty, walić pięściami gdzie popadnie, nawet po swojej głowie.

Nigdy się nie ciąłem, ani nie miałem myśli samobójczych ,lecz moją metodą autoagresji jest właśnie okładanie się pięsciami lub demolowanie czegoś w domu. Czy zbita szyba w drzwiach z powodu przypalonych placków to przejaw dojrzałości emocjonalnej ?

Ja byłem do tego zdolny..sytuacje , które odsłaniają moje słabosci, nieudolność, jakąś zyciową niezaradność..nawet niekoniecznie te typowo męskie, ale właściwie każde, powodują we mnie strasznie silną agresję..skierowaną na siebie, a przez to też na inne osoby.

Czasem się boję, że pewnego razu nie zapanuję nad tym i kogoś pobije, albo sam sobie zrobię jakąś poważną krzywdę.

Także w pełni zgadzam się z powyższym postem, że nasza sfera emocjonalna to jeden wielki bałagan.

 

Odnośnie syndromu Piotrusia Pana.. zgodzę się tylko po części. Wiem, że jakaś cząstka mnie jest wciąż dzieckiem i boi się odpowiedzialności związanej z dorosłym życiem, jednak Piotruś Pan, to dla mnie bardziej osoba zadowolona z takiego obrotu spraw, nie widząca nic złego w tym, ze np mimo dojrzałego wieku wciąż siedzi na garnuszku rodziców i nie w głowie jej żadne plany związane ze wkroczeniem w dorosłość.

Kojarzy mi się z takim lekkoduchem, który najchętniej bawiłby się na imprezach i wciąż zmieniał partnerki z obawy przed wejsciem w stały związek, lub zyjący w wirtualnym swiecie osobnik, spędzający długie godziny przed kompem, czując się przy tym jak ryba w wodzie.

Ja chcę być inny, ale przez całe swoje zycie nie nauczyłem się pewnych istotnych wzorców zachowań, które powinny być naturalne u prawdziwego faceta. Zakodowały się we mnie chore mechanizmy reagowania ucieczką na sytuacje trudne, chowanie głowy w przysłowiowy piasek.

Niska samoocena nie ułatwia egzystencji w świecie, który nie jest przyjazny dla ludzi cichych i mało przebojowych. Dziś trzeba mieć w sobie siłę przebicia, by coś osiągnąć, a we mnie nie ma ambicji.

Wcale z tego faktu się nie cieszę, lecz z drugiej strony nie jestem w stanie robić czegoś na siłę. Nawet nie wiem, czy gdybym teraz poszedł na studia to moje ego by zostało podbudowane. Nie mam takiej gwarancji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×