Skocz do zawartości
Nerwica.com

Co by było gdybym przestał/a ją/jego kochać....?


pikpokis

Rekomendowane odpowiedzi

zmęczona1, nie mam zamiaru pomijać nikogo na tym forum:) widziałem kilka Twoich postów już wcześniej i szczerze mówiąc chciałem już dawno odpisać, ale trzeba odpisać każdemu po kolei :). Twój przypadek jak każdy inny jest częściowo odosobniony.

Przeglądając Twoje posty spostrzegłem jednak dwie cechy - po pierwszy ten tzw. "dobry duch" - jesteś na tym forum osobą, która dodaje otuchy i choć pewnie robi to większość z tych osób to z Twoich przekonywań emanuje najwięcej pewności, a to bardzo istotne - wiara jest kluczem do wyjścia z każdej choroby. Wiara w wyzdrowienie, wiara w Boga, nazywajmy to jak chcemy:).

Po drugie co bardzo ciekawe - doświadczenie - jeśli tak można nazwać długi okres, przez który borykasz się z nerwicą. Jest to prawdopodobnie jedna z najważniejszych przyczyn, dzięki którym udało Ci się uratować Twój związek. Dlaczego? Ano dlatego, że żyłaś w błogiej (przesadnie pozytywne słowo:)) nieświadomości. To brak diagnozy sprawiał, że szukałaś odpowiedzi na własną rękę, a zarazem nie dałaś nerwicy przekonać samej siebie do tego, że nie kochasz partnera.

To jest pierwsza rzecz, którą chciałbym poruszyć w odpowiedzi na Twoje posty - diagnoza.

Człowiek, który staje przed nazwijmy to "wyrokiem" (po usłyszeniu diagnozy) musi jakoś zareagować. Naturalną reakcją w takim przypadku jest walka. To podobnie jak w przypadku osób, które otrzymują diagnozę : rak lub AIDS. No właśnie i tu zaczynają się schody... bo jest tylko podobnie.

Wytłumaczmy to na przykładzie - tak w przypadku nerwicy jak i wspomnianych "fizycznych" chorób organizmu jest kilka cech wspólnych: po pierwsze jest to stan często nieuleczalny (oczywiście da się wygrać z chorobą, ale nigdy nie można wykluczyć nawrotu, w przypadku AIDS też już znaleziono sposób leczenia, ale niewiadomo czy nie będzie nawrotów). Po drugie - w obu przypadkach życie człowieka ulega diametralnej zmianie i po trzecie wreszcie - naturalną reakcją na diagnozę jest walka. No właśnie i tu zaczynają się schody...

To jest ta istotna kwestia w przypadku nerwicy - stanąć w prawdzie po diagnozie. Człowiek dotknięty nerwicą w przeciwieństwie do osoby chorej fizycznie (poszerzjących wiedzę, szukających sposobów wyjścia z choroby) reaguje walką w inny sposób - co prawda również szuka możliwości wygrania z chorobą, ale w związku z tym, że jest to choroba dotykająca umysłu niestety dla większości dotkniętych nerwicą kończy się na tzw. "wykluczeniu".

Dlaczego to tak istotne? Spójrzmy na Twój przykład. Gdybyś spróbowała jednego ze wspomnianych przeze mnie sposobów racjonalizowania dostrzegłabyś, że to nerwica jest przyczyną wątpliwości i paranoicznych myśli. Postaw więc sobie pytanie - czym jest dla mnie miłość. Zastanów się dlaczego miałabyś nie kochać partnera? Potem zastanów się za co go kochasz i spytaj sama siebie co mają inni faceci, że niby ich miałabyś kochać, a partnera już nie? Nic prawda? Drogą racjonalizacji dojdziesz do tego, że przecież Twój facet jest lepszy od innych. Jest Twój.

Erotyczne fantazje są często naturalne i mimowolne. W zdrowym umyśle przewijają się takie myśli. W przupadku nerwicowca przedza się to w paranoiczny ciąg myślowy. Dlaczego akurat takie myśli Cie dręczą? Jest to prawdopodobnie uwarunkowane hormonalnie, ale i być może dlatego, że pierwsza Twoja nerwicowa pętla myślowa dotyczyła właśnie erotycznych fantazji, które uznałaś za bodziec dla wygaśnięcia uczucia. Uciekasz podświadomie do pożądania przed brakiem zrozumienia dla swojej emocjonalnej pustki. Literatura dotycząca nerwicy także rozpisuje się o tym, że efektem wzrostu aktywności nerwicy jest brak zdolności od odczuwania romantycznych uczuć, ale nie jest to także mocno uogólniony brak, a więc nie dotyczy konrketnych osób, z tym, że natręctwo myśli czy lęku dotyczy często tych osób, z którymi w danej chwili jest się najbliżej i dlatego tak łatwo w to uwierzyć. Oczywiście emocjonalna posucha odbija się także w inny sposób - będziesz chciała wymusić na sobie jakiekolwiek uczucie, odwoływać się do zapamiętanego obrazu o uczuciu, które odczuwałaś w czasach kiedy nerwica nie dawała sobie spokoju. Będziesz nawet wierzyć, że wspomnienie tego uczucia jest faktycznie uczuciem, a siłą rzeczy będziesz się skupiać na kimkolwiek innym, może nawet na zwięrzętach i wmawiać sobie coś w rodzaju "Jak ja kocham zwierzęta, psa kocham". Gdybyś jednak mocniej się nad tym zastanowiła to nawet uczucie, którego projekcję wywołałaś w sobie nie jest aktualnie odczuwanym uczuciem, ani w ogóle żadną emocja, którą odczuwasz w danej chwili, a właśnie jego wspomnieniem. Gdybyś potrafiła równie łatwo odwoływać się w pamięci do uczucia do męża byłoby dużo łatwiej, ale ponieważ natręctwo czy lęk skupia się właśnie na nim, jest to niemożliwe.

Ale uspokajam! To jest właśnie charakterystyczna cecha nerwicy. Wpędza w niezdrowy ciąg myślowy i nie daje spokoju. Nerwica bardzo łatwo zmusza człowieka do uczepienia się natrętnej myśli. Tak NN jak i NL działają dokładnie w ten sam sposób. Jest to związane z koniecznością znalezienia źródła/istoty natręctwa czy lęku. Stąd nerwicowiec dręczony przez myśl czy właśnie lęk potęguje w sobie konieczność odnalezienia przyczyny, to z kolei wzmaga apatię i wątpliwości co do żywionego uczucia, a przez to dodatkowo skupia Twój umysł na paranoicznej myśli tudzież lęku - z jednej strony wzaga Twoje wyobrażenia seksualne, a to wzmaga poczucie niepewności co do uczucia, aż w końcu utwierdza Cie w tym, że tego nie ma.

Weźmy na ten przykład agresywnego i pijanego przechodnia. Człowiek bez nerwicy również będzie odczuwał strach, natomiast nerwicowiec w okresie aktywności nerwicowej posunie się znacznie dalej - ciąg myślowy zaprowadzi go poprzez ciąglą analizę, narastające wątpliwości co do możliwości reakcji na ewentualny akt agresji do paniki. Paranoiczne myśli każą więc uwierzyć, że sytuacja, które jest tylko przypuszczeniem i prawdopodobnie nigdy się nie wydarzy, jest nieunikniona.

Owszem - jest to chorobliwy ciąg myślowy. Lęk / natręctwo, które dotyczy hipotetycznej sytuacji, a więc takiej, któa prawdopodobnie nigdy się nie wydarzy.

Osoby cierpiące na nerwicę w odróżnieniu od pozostałych osób (których uczucie strachu wzmoże jedynie świadomość, czujność i wydzielanie pozytywnej w takich sytuacjach adrenaliny) uznają taką sytuację nie tylko za nieuniknioną właśnie, ale nawet, choć pewnie podświadomie za fakt, mimo, że jeszcze nic się nie wydarzyło.

Podobnie jest z uczuciem do bliskiej osoby - chorobliwa pętla narastających: wątpliwości, apatii i lęku przed brakiem uczucia sprawią, że siłą rzeczy uwierzysz w to co chce Ci podłożyć nerwica. Tak więc dojdzie do tego "wykluczenia" właśnie. - wyprzez z siebie uczucie przez to, że nie będziesz chciała uwierzyć, że to nerwica jest zabija w Tobie uczucia, nie tylko do partnera, ale w ogóle zdolność do odczuwania miłości. (zakodowane przekonanie o miłości do rodziny nie jest uczuciem, a jedynie jego zaprogramowanym wspomnieniem, które nerwicowiec sobie "wmawia" przez wzgląd na np. nierozerwalność więzów krwi).

Kolejną kwestią, którą muszę poruszyć (wiążącej się zresztą ściśle z tym o czym pisałem wyżej), a o której przypomniały mi Twoje posty jest brak własnego zdania/opinii, niezdolność do podejmowania własnych decyzji. Jest to bardzo charekterystyczne dla osób cierpiących na nerwicę. To pewna forma derealizacji - brak zaufania do własnych myśli - w końcu tyle tak bardzo różniących się od siebie myśli i emocji, choćby dotyczących partnera napływa do głowy prawda? Jest więc naturalnym, że osoba, którą nęka nerwica bardzo łatwo uwierzy w chore myśli, które NN czy NL im podsuwa, ale co najgorsze - równie łatwo można taką osobą sterować.

Nie chcę podważać kompetencji psychologów, ale Ci są takimi samymi ludźmi jak my, nie są lekarzami, a ich rola ogranicza się do pomocy nakierowania nerwicowca na stabilny emocjonalnie tok myślenia. W czym według mnie tkwi problem - psycholodzy różnią się od ludzi nam bliskich (z którymi równie dobrze moglibyśmy porozmawiać i poszukać pomocy w odszukaniu zdrowego trybu myślenia) w dwóch istotnych kwestiach: po pierwsze są osobami nam obcymi i nie znają naszych znajomych, co więcej są zobowiązani zachować tajemnicę, a więc dużo łatwiej jest z nimi rozmawiać o problemach, zwłaszcza psychicznych. Po drugie mają wiedzę teoretyczną. I tu w zasadzie róznice się kończą. Niestety wszystko co wiedzą o nerwicach ogranicza się do wiedzy teoretycznej oraz subiektywnych wyznań chorego.

Nigdy nie poznali nerwicy od środka, ani nawet nie są w stanie ocenić jak z zewnątrz wygląda życie nerwicowca na co dzień. Nerwicowiec nie potrafi racjonalnie oceniać ani podejmować decyzji w wielu sytuacjach, a potem ma przecież obiektywnie o nich opowiedzieć stąd często podsuwane metody "leczenia" przez psychologów są absurdalne. Po pierwsze często spotykam się z sytuacjami, w których cierpiący na nerwicę wspólnie z psychologiem szukając powrotu do "normalności" szukają przyczyn lęków tudzież natręctw i w ten sposób je eliminują. Tu właśnie łączy się to bezpośrednio z syndromem zdiagnozowanej nerwicy. Człowiek, który na nią cierpi, będąc jednocześnie podległym wszelkiego rodzaju sugestiom bardzo chętnie uzna, że to nie nerwica jest przyczyną natręctwa czy lęku, ale właśnie przedmiot tych chorych myśli.

Eliminując przedmiot nękających myśli czy lęków, nie eliminuje się jednak problemu. Po pierwsze to nerwica lękowa czy też neriwca natręctw sprawia, że myśli skupiają się na danej sytuacji czy też osobie. Dlaczego? Wszystko skupia się na tym, że tak natręctwo czy lęk są zawsze mocno uogólnione i bezprzyczynowe. Nie mają źródła w świecie zewnętrznym, ale w nerwicy właśnie. Konieczność analizowania i wewnętrzna potrzeba znalezienia źródła lęku sprawia, że lęk/natręctwo przyjmują formę paranoi i stąd jakby programowo umysł przyjmuje, że to przedmiot natręctwa jest winnym chorych myśli. Gdyby jednak faktycznie tak było to okazałoby się, że wyeliminowanie takiego przedmiotu, sytuacji, osoby z życia codziennego wyleczyłoby chorego z nerwicy, a to niestety się nie dzieje. Jest to jednak kolejnym pozytywnym aspektem w nerwicy. Pomaga udowodnić i zracjonalizować nerwicowcowi, że brak odczuwanego uczucia ma źródło właśnie w aktywności nerwicy.

Uciekanie przed każdym przedmiotem lęku (bo te będą się pojawiać w wyniku usunięcia poprzedniego) sprowadza do dwóch rzeczy - pogłebiania się uczucia bezradności i samej nerwicy, ale także do utraty czegoś za czym potem będzie się tęsknić, a ciężko będzie odzyskać - z dwóch powodów - po pierwsze utrata partnera może być trwała ze względu na to, że On/Ona się podda i już nie będzie chcieć do tego wrócić, a po drugie - dla nerwicwoca ciężkie do wyobrażenia jest wrócenie do partnera - po pierwsze to kolejna zmiana, a zmian nerwicowcy w życiu boją się najbardziej, a po drugie trzeba będzie tłumaczyć nie tylko wszystkim wokół, ale i samemu sobie, że powrót obejdzie się bez zbędnych nutrujących pytań opinii, a wątpliwości, które choć będą nawracać to przecież tylko wynik nerwicy. Pojawi się bowiem kolejny lęk, lęk przed nawrotem lęku - to o czym również wspominałaś.

Świetne odwołanie można znaleźć w "Minucie Mądrości" do krótkiego dialogu mistrza i ucznia:

Mistrz zapytał kogoś, kto przyszedł do niego z prośbą o pomoc: - Czy rzeczywiście pragniesz uzdrowienia? - Gdybym nie pragnął go, to czy zadałbym sobie trud przyjścia do ciebie? - Oczywiście. Większość ludzi tak postępuje. Dlaczego? - Nie szukają uzdrowienia. To zbyt bolesne. Szukają ulgi. Do swoich uczniów Mistrz powiedział: - Ludzie, którzy pragną uzdrowienia, byleby nie łączyło się ono z cierpieniem, podobni są do tych, którzy opowiadają się za postępem, pod warunkiem, że nie trzeba będzie dokonać żadnych zmian.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ezekiel, dzięki za tak obszerna analizę, czytałam dwa razy nie do końca wszystko zrozumiałam ale staram się muszę się bardziej skupic, na pewno będę to jeszcze czytac. Ja wciąż nie mam odwagi iśc do psychiatry mam porównanie dwóch stanów ten kiedy pojawia się nowa natretna myśl która powoduje dół, płacz brak chęci do życia i błaganie o pomoc, wtedy bez zająknięcia bym poszła ale teraz nastąpiło juz chyba zmęczenie materiału wałkowanie w kółko tego samego tematu spowodowało jakąś obojętnośc tzn. problem nie zniknął ale się wyciszył jest jak to nazywam gdzieś z tyłu głowy towarzyszy mi jest moim strażnikiem a ja jego więźniem ale żyję, nie płacze, śpię w nocy, czy ja nadal mam z czym iśc do psychiatry?????? A z drugiej strony nie jest to stan wyzdrowienia nie wiem ja się to nazywa ale na pewno zdrowa nie jestem problem nadal jest, wszystko wydaję mi się mało poważne, nie wiem gdybym tam płakała błagając o pomoc chyba byłabym bardziej wiarygodna a teraz opowiedziałabym to tak po prostu i czy lekarz odebrałby mnie za osobę chorą????

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ezekiel, jak sie cieszę że tu trafiłeś ! Twoje słowa pomogły uświadomic sobie tę chorobę :smile: w dodatku jak spotkałam sie z parterem to poczułam sie jakbym na nowo się w nim zakochiwała :D może byc to pewnie spowodowane że moja nerwica dala mi troche "luzu" ale cieszę się nawet z tej małej chwili,jednego dnia bo wiem że to choroba.

 

Oby więcej takich pozytywnych dni życzę WSZYTSKIM :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mains, jestem tu po to by w jakikolwiek sposób Wam pomagać. Mam swoje powody, dla których chcę to robić. Cieszy mnie też bardzo pomaganie innym bezwarunkowo:).

Pamiętaj, że nawet jeśli to tylko kwestia "poluzowania" nerwicy to już teraz jesteś bogatsza o doświadczenie - czas jest lekarstwem, trzeba tylko przeczekać. Jeśli będą wracać kryzysy to będą krótsze, bo już nie będziesz tak bardzo się nimi udręczać, wracaj wtedy tu na forum i wspominaj, że tak już było, że to przejdzie. Natręctwo nie będzie już tak samo silne, a co za tym idzie będzie trwać dużo krócej bo i wątpliwości i lęk będą dużo słabsze:). Cieszę się razem z Tobą - nie wiesz nawet jak bardzo:)

zmęczona1, jeśli czegoś nie rozumiesz to pisz od razu. Postaram się wyjaśnić nieco jaśniej. Zdaję sobie sprawę jak dużo używam porównań i niejasnego języka, dlatego będę się starał wyjaśniać wszystko krok po kroku:).

Po pierwsze - z nerwicą zawsze warto iść do psychiatry. Zawsze! Tylko psychiatra jest lekarzem, warto oczywiście wybrać dobrego psychiatrę, a więc zrobić mały rekonesans, ale od tego są właśnie psychiatrzy - Oni najlepiej wiedzą, że to jest choroba i nie będą patrzeć na Ciebie jak na wariatkę (tak uważać mogą tylko ludzie bez wiedzy na dany temat i kompletni ignorancji czy głupcy). Psychiatra jako jeden z nielicznych przede wszystkim okaże zrozumienie, a chłodny stosunek powinien Ci nawet ułatwić nie czuć się "wyjątkową" na tle ludzi nie cierpiących na nerwicę. Uwierz mi płacz wcale nie uczyniłby Cie bardziej wiarygodną, wręcz przeciwnie mógłby być syndromem desperacji, a nie faktycznego stanu nerwicowego. Płacz jest oczywiście oznaką nerwicy, ale tylko w przypadku kiedy jest on nieuzasadniony. Apatia natomiast, a więc dokładnie ten stan, w który wpadłaś teraz - ewidentnie zaawansowanej apatii, jest jedną z głównych cech charakterystycznych nerwicy.

Więc przy tej okazji przejdźmy do "po drugie". Stan, w którym się znajdujesz to stan apatyczny właśnie. Uczucie pozornego spokoju. Nie jest to jednak spokój, który towarzyszy chwili, kiedy nerwica luzuje. Jest to dokładnie to o czym pisałaś - obojętność. Wynik zmęczenia skrajnym wzmożeniem nerwicy. Twój organizm, a przede wszystkim umysł nękany tak długo przez natręctwa i lęk po prostu lekko "wysiadł". Wymęczony nie jest w stanie już nawet analizować i dalej się męczyć. Nie jest to uczucie ulgi. To właśnie apatia. Narastający egocentryzm - nie mylić z egoizmem - sprawiał, że nie można przestać myśleć o sobie i nękających lękach, natręctwach, problemach. To bardzo męczące. Stąd reakcja organizmu nie mogła być inna. Czujesz to z tyłu głowy - świetne porównanie - w zasadzie to właśnie tak to wygląda. Siedzi w Tobie to przyczajone i czyha kiedy znów zaatakować. Wróci bo nie nie udało Ci się podjąć z nią walki, ale jeśli już wróci to pamiętaj o racjonalizacji.

Pamiętaj, że w Twoim przypadku racjonalizowanie uczucia w związku to świetna metoda walki z natręctwami. Głównym problemem bowiem wydaje mi się tu być lęk przed utratą partnera (w jakiś odrealniony sposób) lub samego uczucia do niego. To lęk potęguje Twoje natrętne myśli, co więcej, to prawdopodobnie ten sam lęk powoduje, że myśli, które miewa każdy u Ciebie zamieniają się w natręctwa. To Twój umysł zmusza Cie do przerabiania każdego jako potencjalnego partnera seksualnego.

Jesteśmy z Tobą, a sama już świetnie sobie radzisz - w Twoim przypadku wizyta u psychiatry i leki mogą być kluczem do całkowitego wyeliminowania problemu. Pamiętaj także, że psycholog powinien być ostatecznością, a jeśli już się wybierzesz to koniecznie wybieraj tych, którzy nie narzekają na brak pracy - nerwicowcy to dla nich chleb, a sami się go chętnie nie będą pozbywać. Dodatkowo, nie okażą Ci należytego zrozumienia, chociaż ich wiedza pozwoli na odniesienie złudnego wrażenia, że tak właśnie jest to przez brak obcowania na co dzień z nerwicowcami nie będą w stanie Ci w pełni pomóc, ofiarowując jedynie rozmowę "naprowadzającą" często jednak wpychającą w bagno zamiast na tą właściwą ścieżkę.

Wierzę w Ciebie zmęczona - podoba mi się Twój nick, odzwierciedla świetnie okres czasu, przez który mierzysz się z nerwicą, a także stany jak ten, w którym obecnie się znajdujesz - apatycznego wyciszenia i posuchy emocjonalnej. Jest jednak w nim coś co napawa optymizmem - wiara i nadzieja. Nie rezygnujesz nawet po tak długim czasie z prób wyjścia z problemu, nie poddajesz się, a to niesamowity filar w walce z nerwicą. Dlatego wiem, że z małą pomocą świetnie sobie poradzisz i bardzo szybko :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeny jeny, brak mi słow. Jak dobrze czytac takie posty jak Twoje Ezekiel. Dzieki Ci! Ja nie jestem zbyt aktywna na tym forum, ale żyje życiem i historią nn w tej odmianie co wszystkich tu. Przed Swietami moj były już chlopak powiedział że kocha mnie ale ze nadal jestem chora i niestety za bardzo sie boji ze znow to zakoncze (kilka razy z nim zrywalam). Na Swieta w domu - mama niecelowo powiedziala zebym sie jeszcze zastanowiła. To jak zapewne kazdy z Was wie - było tylko dolaniem oliwy do ognia - mysli o powrocie ,proszeniu, probie, kontakcie z bylym sie rozpetały. W takim samym stopniu jak wczesniej istnialy o zerwaniu...Ech, wszyscy tu wiecie jak to jest. Ezekiel, juz Ci bardzo dziekuje i mam pytanie jedno...Moze to niezbyt mądre pytanie...ale ja nigdy po wszystkich terapiach, ksiązkach, artykułach, nie potrafiłam tak naprawde pojąc co to jest ta RACJONALIZACJA. W nerwicy to chyba najtrudniejsza rzecz jaka możemy sie nauczyc, pojąc, bo ja niestety nie potrafie pojac i "złapac" jej idei.

 

Pozdrawiam Was wszystkich już w ostatnim dniu tego roku. Oby w 2013....nas TU juz nie było :P a jesli juz to w roli...dobrych Duchów :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ezekiel, tym razem zrozumiałam, dzięki za odpowiedzi. Zbiore resztki sił i po Nowym Roku umówię się do psychiatry, chyba..........Wkurza mnie też to że kiedyś natręctwa trwały krótko 2 lub 3 tygodnie i przechodziłam do następnego tematu, teraz to trwa od końca sierpnia, jest tak że temat się wyciszasza na moment pojawiają się inne, ale je olewam jest spokój a potem znów temat poprzedni mam dośc choc może po mnie tego nie widac. Chcę spokoju i nie budzic się rano znowu z tymi samymi chorymi myślalmi. Ostatnio zaczęłam więcej jeśc, ciągle coś muszę jeśc, zawsze byłam szczupła więc to akurat mi pasuje bo teraz lepiej wyglądam.

Życzę wszystkim Lepszego 2013 roku tak jak napisła Folkini, "oby w 2013 nas już TU nie było" Nowe Rok niech przyniesie radośc szczęście i ukojenie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ezekiel ja juz cierpię na nn 3 lata. Mam dosyć duzo postów na tym forum ale jeśli chciałoby Ci się je przejrzec i ocenić moj przypadek było by mi miło!

Też jak nn mi się wycisza to i tak mam wrażenie że cos tam w tej głowie siedzi i dokucza!

Wszystkim życze Szczesliwego Nowego Roku ! :) Wolnego od myśli i analiz ! Bawcie się dobrze! :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Folkini, dobrze, że poruszyłaś ten temat - bardzo istotnym jest żeby wyjaśnić czym jest racjonalizacja tak z punktu widzenia psychologii jak i mojego własnego punktu widzenia (nieco podrasowałem definicję tego terminu na potrzeby osób cierpiących na nerwicę).

W psychologii racjonalizacja jest niczym innym jak procesem nadawania sensu swoim decyzjom, lękom, natrętnym myślom. Wyobraź sobie, że ogarnęła Cie złość kompletnie nieuzasadniona i w jej przypływie uderzyłaś bliską Ci osobę. Racjonalizacja z punktu widzenia psychologii będzie Ci kazać szukać racjonalnego, a więc logicznego, rozsądnego, normalnego powodu, dla którego zrobiłaś coś czego zrobić w istocie nie chciałaś. Tylko po to by nie dać się zawładnąć przez lęk, natrętne myśli, brak zrozumienia dla swojego zachowania i by szybciej się z tym pogodzić. Tak wiec drogą takiej racjonalizacji powiesz sobie "mógł nie stać obok mnie kiedy byłam zła to bym go nie uderzyła" lub "nie dość, że jestem zła to jeszcze mi się kręci i przeszkadza, zasłużył sobie".

Ta forma racjonalizacji ma dla mnie jedną i ogromną wadę - w ten sposób można racjonalizować wszystko i przy tym nigdy nie odkrywać prawdy, która powoduje pogłębianie się nerwicy. Jest to absurdalna metoda leczenia nerwicy i już tłumaczę dlaczego.

Weźmy na to przykład ojca / męża stosującego agresję wobec dzieci/żony. Dzięki takiej metodzie racjonalizacji może łatwo przekonać samego siebie, że nie robi nic złego, a wręcz przeciwnie "robi to dla dzieci" tudzież "dobra rodziny".

W ten sam sposób nerwicowiec, któremu poleci się taki rodzaj racjonalizacji radzi sobie ze swoimi natrętnymi myślami/lękami. Np. Ty zostawiasz chłopaka, bo na drodze takiej racjonalizacji właśnie wmawiasz sobie, że to wina Twojego partnera, że go nie kochasz, "po prostu to nie jest to".

Istotą absurdu, który rodzi się przez tą racjonalizację jest fakt szukania na siłę przyczyny lęku/natręctwa, podczas gdy tak lęk czy natręctwo w nerwicy jest bezpodstawne - a w zasadzie podstawą jest sama nerwica. To ona wywołuje apatię, prowokuje umysł by ciąg myślowy zamienił się w paranoje. Jest to sposób eliminacji sytuacji lękotwórczych - a to z kolei nic innego jak uciekanie od problemu. Tak jak w przypadku gdy cytowałem księdza de Mello - uciekanie od problemu by poczuć ulgę nie ma jednak nic wspólnego z uzdrowieniem, a więc nigdy w ten sposób nie wyleczysz się z nerwicy. Wręcz przeciwnie, ponowne nawroty nerwicy w przypadku uciekania od problematycznych sytuacji (należy pamiętać, że to nerwica czyni je problematycznymi) w taką racjonalizację prowadzą do wzrostu aktywności nerwicy w późniejszych nawrotach. Jest to związane z wyczerpywaniem się "powodów" sytuacji lękotwórczych. To z kolei powoduje pogłębianie się aspołecznych zachowań, brak zaufania do własnych myśli i przez to ciężko jest potem znaleźć w sobie radość z czegokolwiek, a już w ogóle z relacji z ludźmi.

W związku z tym, to co ja proponuje, a co wydaje się sprawdzać z doświadczenia - to lekko zmodyfikowana racjonalizacja, taka - nazwijmy to roboczo dla odróżnienia od tej z punktu widzenia psychologii - racjonalizacja odwrócona.

O ile w ta zalecana racjonalizacja przez psychologów ma sens w przypadku prostych sytuacji życiowych jak niepowodzenia w realizacji celów - można np wmówić sobie, że przecież nie muszę być najlepsza w całej orkiestrze w grze na skrzypcach, a poza tym oceniający mnie na koncertach mogą mieć inne zdanie niż Ci, którzy decydują o tym w szkole. To świetna postawa, która pomoże walczyć z depresją, ale w przypadku nerwicowych zaburzeń emocjonalnych, gdzie w grę wchodzą wyższe uczucia tudzież relacje z bliskimi jest to absurdalne. Prowadzić będzie bowiem do konfliktów, rozpadów, psucia się relacji, apatii i uczucia wyalienowania lub co gorsza wewnętrznej goryczy, którą większość z Was wyraża przez wątpliwości co do uczucia do partnera.

Dlatego to co proponuję to nie metoda "dobierania" jakiegokolwiek argumentu wyglądającego na rozsądny i pasującego do sytuacji (tak jak pisałem wcześniej - "mógł tutaj nie stać, to jego wina"), ale właśnie nawet jeśli miałoby to wiązać się z jakimś wewnętrznym bólem, koniecznością przełknięcia gorzkiej chwili (egocentryzm często nie pozwala nerwicowcom uwierzyć, że to Oni są winni czegoś co zrobili) to i tak warto (jeszcze raz odwołuję się do Anthony'ego de Mello - uzdrowienie musi wiązać się z chęcią stawienia czoła nawet cierpieniu). W takiej formie racjonalizacji należy spojrzeć na sytuację z zewnątrz tak jakby nie dotyczyła mnie. Uderzyłaś partnera? Wyobraź sobie, że to Twoja przyjaciółka uderzyła swojego partnera w napadzie bezzasadnej złości - jak myślisz kto powinien przeprosić? Nie musisz pytać dlaczego go uderzyła - pamiętaj, że tą przyjaciółką jesteś Ty sama i wiesz, że powodem była złość, która nie wiedzieć czemu akurat Cie napadła. Racjonalizujesz więc - moja przyjaciółka uderzyła partnera tylko dlatego, że miała "humor" była "zła" bez powodu. To ewidentnie jej wina! Niech przeprosi! Co w tym złego? Przecież to jej faceta - zrozumie i wybaczy jeśli przeprosi. Co miałoby przeszkodzić jej w przeprosinach? Duma? Przecież każdy miewa gorsze chwile. Potem wracasz do własnego umysłu, do sytuacji, w której się znajdujesz i już masz racjonalny, ale co najważniejsze prawdziwy powód tego co się stało. Nawet jeśli nie rozumiesz dlaczego miałaś napad złości - od razu powiem Ci dlaczego - to nerwica, bezzasadne napady agresji, płaczu, apatia, brak zdolności do odczuwania romantycznych uczuć (miłość, radość, szczęście, sympatia) to wynik nerwicy, która tak organizuje myśli nerwicowca, że ciąg, który z nich powstaje jest paranoiczny i samowystarczalny, a więc zabija wszelkie emocje i uczucia.

Racjonalizuj więc w taki sposób by spróbować postawić się na zewnątrz sytuacji i przeanalizować swoje zachowanie - jeśli będziesz mieć problem - napisz. Jesteś anonimowa, a może postaram się Ci jakoś pomóc samej dojść do tego jak właściwie zracjonalizować konkretną sytuację.

Rzuciłaś byłego - dlaczego? Bo nic nie czułaś? Dlaczego nic nie czułaś? Czy On właściwie jest gorszy od innych, czy może wręcz przeciwnie - lepszy? Czy zatem nie jest dziwnie nierozsądnym, że nie czuję nic do niego? Czy problem nie leży we mnie - w mojej nerwicy? Czy czasami nie ma wszystkiego co chciałam mieć w facecie, a mimo to nie potrafię nic poczuć - czy czuję więc coś do innego faceta? Nie prawda? Więc dlaczego go zostawiam, dlaczego poddaję pod wątpliwość własne uczucia, do których odczuwania w danej chwili po prostu straciłam zdolność?

Nie bój się pytań. Twój umysł i tak nad to analizuje, ale w nerwicy często człowiek boi się zadawać pytania samemu sobie - jest to mechanizm "wykluczenia" o którym pisałem wcześniej. Wykluczenia nerwicy jak przyczyny problematycznych sytuacji. Dlaczego? Bo nerwica wiąże się z moim udziałem w problemie, a to przecież nie ja jestem problemem prawda? Ano i tak i nie! Nie Ty jesteś problemem, ale jest nim Twoja nerwica, nie wykluczaj tego, nie usprawiedliwiaj ani siebie ani przede wszystkim swojej nerwicy. To będzie prowadziło do narastających problemów emocjonalnych.

Co blokuje Cie przed powrotem do faceta? Chciałaś wrócić, a On się boi? Czy to ugodziło Tobie? Czy fakt, że sugestia mamy (bądź co bądź bardzo rozsądna i ewidentnie z troską o Ciebie i partnera) nie ugodził w Twoją dumę? Tak, często to duma, którą właśnie potęgują zaburzenia emocjonalne związane z nerwicą prowadzą do szaleńczego ciągu myślowego przeplatanego to lękiem, to złością , to wątpliwościami i wreszcie pełnym natręctw łańcuchu myśli, tych o których pisałaś (mysli o powrocie ,proszeniu, probie, kontakcie z bylym). W końcu duma wygrywa prawda? Bo niby jak miałabyś sobie poradzić z uczuciem, że to niby Ty miałabyś poprosić o zrozumienie, o powrót do Ciebie. Jak poradzić sobie z pytaniami bliskich, ewentualnymi docinkami ze strony znajomych czy rodziny, jak poradzić sobie z wątpliwościami, które ciągle Cie nie przestały nękać, bo skąd wiadomo, że to nie wróci, że jest sens? Wreszcie jak podjąć się jeszcze jednej próby, teraz gdy już tak długo nie jesteśmy razem?

Ja poradziłbym Ci mimo wszystko - spróbuj nawiązać kontakt, może pokaż mu jakieś informacje o nerwicy, niech poczyta. Nawet jeśli wie już co to jest i jak działa - pokaż mu może część swoich postów. Niech wie jak to przejawia się w Twoim umyśle. Wiem, że prosto jest tak powiedzieć, ale jeśli chciałabyś spróbować ponownie kiedy już drogą racjonalizacji dojdziesz do tego, że to w zasadzie gdzieś "we mnie" leży problem, a jak go przetrzymam to będę miała wspaniałego partnera, który przecież przetrwał najgorsze chwile ze mną to zrób to po prostu. Idź do niego, daj mu do zrozumienia, że rozumiesz, że może sobie z tym nie radzić skoro Ty sama sobie z tym nie radzisz i próbuj racjonalizować każde swoje zachowania, a zobaczysz - uda się Wam i uda się Wam być razem szczęśliwymi:)

 

zmęczona1, Poradzisz sobie, musisz też więcej racjonalizować. Zapamiętajcie przede wszystkim, że nie da się wyleczyć z nerwicy, to bardzo istotne. Z dwóch powodów, zawsze będzie wracać natrętna myśl, a po drugie być może nerwica to choroba jak mawia Pan Szaffer. Jest to stan emocjonalny, który należy zaakceptować. Kiedy już przestaniesz szukać na siłę leku na nerwicę zrozumiesz, że w zasadzie nie ma problemu. Kiedy zaakceptujesz to w sobie, natręctwa powoli ustaną, a nowe będą po prostu przechodzić - tak jak to jest u zdrowego człowieka.

Nie przechodzą Ci natręctwa, a nawet się nasilają właśnie dlatego, że ograniczało się to u Ciebie do "zmęczenia materiału". Nie próbowałaś racjonalizować, to po prostu uciekało od Ciebie kiedy już nie miałaś siły z tym walczyć, ale było gdzieś z tyłu głowy tak jak to sama napisałaś. Tak jak pisałem - natręctwa będą wracać ze zdwojoną siłą jeśli nie podejmie się prób walki z nimi przez racjonalizowanie swojego emocjonalnego stanu - przez pogodzenie się z tym i stanięcie w prawdzie przez samym sobą i swoją nerwicą.

Nigdy nie mów sobie, że masz dość. W przypadku nerwicowców bardzo łatwo samemu sobie wmówić, a wtedy właśnie przez poddanie się uciekasz od problemów, a pamiętaj ucieczka nigdy nie jest rozwiązaniem - powoduje uczucie ulgi, ale jednocześnie poczucie, że ten problem siedzi gdzieś w nas przyczajony, a co gorsza wraca ze zdwojoną siłą. Dobrze, że jesz więcej - wagę w razie potrzeby zawsze można zgubić, ale dożywianie się doda sił w walce ze stresującą bardzo nerwicą:)

Spróbuj uwierzyć, wmawiaj sobie, że dasz radę - tu ten jeden raz zastosuj tą psychologiczną wersję racjonalizacji - wmawiaj sobie, że tak jest po prostu rozsądnie, że przecież jesteś silniejsza od nerwicy :) a może jak mawiał Goebbels - tylko pamiętaj, że tylko w tym przypadku możesz to stosować - kłam kłam kłam, okłamiesz sto razy - kłamstwo stanie się prawdą. W tym przypadku jednak to nie kłamstwo - wmawiaj sobie coś w co po prostu nie możesz uwierzyć dotąd aż uwierzysz, a wiesz dlaczego? Bo możesz z tym wygrać. :)

 

agucha, daj mi trochę czasu. Jeśli nie dziś, to na pewno jutro Ci odpowiem.

 

Również życzę wszystkim szczęśliwego 2013 roku i pokuszę się o coś więcej niż Wy:) - wiem, że nie potrzebne jest tu żadne "oby", bo wiem i jestem przekonany, że z odrobiną pomocy Wszyscy sobie doskonale poradzicie i już niedługo Wasze doświadczenie w walce z nerwicą będzie tylko i wyłącznie służyć innym :)

Jeszcze raz najlepszego!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ezekiel, jak racjonalizowac w przypadku moich konkretnych myśli, które wiem że są obce nie moje, np. nie kocham męża wiem że kocham go z całych sił jest nam razem super jestem szczęśliwa, to dlaczego przychodzą te myśli, albo że mogę byc lesbijką skoro nie jestem wiem to wywołuje to we mnie obrzydzenie, zaczęłam tak myslec po oglądnięciu programu w którym były i pomyślałam wtedy dobrze że nie jestem les... a wtedy stało się to moją myślą jest moich najgorszym natręctwem jak mam o tym opowiedziec psychiatrze. Bluźnię w kościele patrząc na święte obrazy itd. Co w tych przypadkach mam sobie mówic, bo ja już nic sobie nie mówię bo wiele razy analizowałam tłumaczyłam to nie prawda ale to jeszcze sie pogłębiało no i przestałam i jest jak jest po prostu jest jakoś...........

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zmęczona1, hmm, w Twoim przypadku przejdziemy na kolejny poziom. Skoro jesteś absolutnie pewna uczucia do męża i nawet wątpliwości pojawiające się w wyniku natrętnych wizji seksualnych nie są w stanie już poddać pod wątpliwość Twojego uczucia (musisz sama świetnie racjonalizować, chociaż nie zdajesz sobie z tego sprawy) musimy skupić się na chorych myślach.

W tym przypadku prawdopodobnie w grę wchodzi nie tylko nerwica, ale i paranoidalne urojenia/zaburzenia myślenia.

W tym przypadku uwierz mi, że jesteś trochę w złym miejscu na tym forum, ale również w tej kwestii chętnie postaram się Tobie pomóc:). Udzielam rad nie tylko tym, którzy zwątpili uczuciowo, chociaż przez wzgląd na osobiste przeżycia, na tej kwestii się skupiam.

Po pierwsze - koniecznie udaj się do psychiatry, zaleci Ci on badania hormonalne, które na pewno pomogą ustalić czy czasami Twoje natręctwa nie są "wspomagane" przez zaburzenia, którychś z gruczołów. Po drugie pomoże dobrać leki, które chociaż częściowo pomogą Ci w tych myślach.

Jak samemu radzić sobie z tego rodzaju natręctwami? Świetnie, że sama przed sobą zdiagnozowałaś, że są to myśli chore. Nie musisz twierdzić, że są to myśli "nie Twoje", chyba, że w perspektywie własnej świadomości w pełni zdajesz sobie sprawę, że przelewają się przez Twój umysł tylko w wyniki zaburzeń emocjonalnych.

Pamiętaj, że racjonalizacja to nie tylko oddzielenie myśli od własnej, wykreowanej świadomości, ale także ich akceptacja. Musisz pogodzić się, że te natręctwa, która gromadzą się w Twojej głowie i nie dają Ci spokoju są częścią Twojej osobowości, tą chorobliwą częścią. Są dwie istotne techniki, które musisz trenować by jak najszybciej się ich nauczyć.

Po pierwsze i najważniejsze - nie wykluczaj tych myśli, nie staraj się na siłę wygonić je z głowy. Zaakceptuj je. Znasz je, wiesz, że nie są do końca Twoje, wiesz, że są chore, więc postaraj się je zaakceptować, przywitać wręcz wewnątrz swojego umysłu. Są obrzydliwe? Dobrze, niech będą, przywitaj je więc tym bardziej. W myśl starej zasady, biją w jeden policzek nadstaw drugi. Pomyśl więc, jeśli przyjdzie Ci bluźniercza myśl na temat postaci religijnej o kimś innym, w podobnej roli - może być to twój idol filmowy. Nie wyganiaj myśli. Wszystko prawdopodobnie toczy się wokół konkretnej czynności. (nie wiem na ile Cie to pocieszy, ale jak sięgam pamięcią, też brzydziłem się tym, że potrafiłem zastanawiać się w Kościele nad fizycznością wśród świętych czy wysokich osobistości Kościoła - nie jest to nic złego - analityczny umysł zmusza często do zastanawiania się nad trudnymi kwestiami, gorzej kiedy w grę wchodzi plastyczna wyobraźnia, a to jest mocna strona nerwicowców niestety). To lekko urojeniowe zaburzenie myślenia zmusza Cię do wyobrażania sobie akurat tej czynności u innych osób, co gorsza z Twoim udziałem. To również typowe dla nerwicowców - konieczność analizowania życia innych osób.

Znam wiele przypadków osób, które przyglądając się ludziom (przechodniom, klientom w sklepach, współpracownikom etc.) zastanawiają się nad tym jakie Oni mają życie. Wyobrażają sobie jacy są w życiu, jak radzą sobie z problemami, jak wyglądają ich relacji z ludźmi. Przeróżne oblicza znajdują takie analizy u osób cierpiących na nerwicę. W twoim przypadku to przyjęło akurat taką formę. To też problem ponieważ nie pozwala się skupić na konkretnej myśli, ponieważ skupia całą uwagę na konkretnym natręctwie/lęku. Odwrócenie uwagi od takiej myśli jest więc trudne. Dlatego w ramach treningu postaraj się znaleźć najpiękniejszą wizję, a może wspomnienie (np z mężem) dotyczącą jakiejkolwiek fantazji tej zrealizowanej lub nie, ale dotyczącej seksualności. Zaprogramuj sobie dokładnie taką wizję i w przypadku atakowania Cie przez te chore natręctwa postaraj się uciekać do tej przygotowanej wizji. Nieważne czy będzie to dotyczyło kogoś innego niż Twojego męża - daj się nawet ponieść całkowicie tej fantazji. Odpłyń w nią. To początek walki z natręctwami więc nie karć się za to, że to np, nie Twój mąż - ważne, że uciekasz od tych obrzydliwych myśli. Jeśli jednak będziesz potrafiła zaprogramować sobie taką fantazję z mężem to nawet lepiej! Nie spodziewaj się efektów natychmiast - jak mawiają sportowcy - trening czyni mistrza. Krok po kroczku to opanujesz. Kolejnym krokiem nie będzie już łagodzenie chorych myśli poprzez uciekanie w tą mniej szkodliwą fantazję.

Drugą techniką będzie przekierowywanie myśli, a więc skupianie się na zupełnie innego rodzaju myśli. Jak już trochę zapanujesz nad chorobliwym fantazjowaniem, będziesz mogła próbować skupić się na np wspomnieniach z wakacji z mężem. Jakąś imprezą ze znajomymi, zabawnych sytuacjach w Twoim życiu, a najlepiej na całym szeregu myśli. Pamiętaj jednak by wcześniej przygotować sobie ciąg wydarzeń z Twojego życia. Najlepiej takiego, w którym nie ma wątków pobocznych, które mogłyby przywołać chorobliwe myśli, a więc z okresu "luzu" w Twojej nerwicy. Przykładowo wyobraź sobie cały ciąg dni z wakacji, które najlepiej wspominasz, kilka - kilkanaście dni, które były wolne od nerwicy, stresu i przykrych wspomnień. W razie gdy najdą Cie ponownie Twoje natręctwa w pierwszej kolejności spróbuj przejść na tą lżejsza ich wersję, a potem kompletnie zmienić tok myślowy. Wszystko ogranicza się do prób i treningu.

Nie zapominaj jednak o pełnej akceptacji nerwicy i natręctw, które Cie dotykają. Siłą woli nie wyprzesz ich z siebie, to jakby Twoja część, ta gorsza część, nie zabijesz jej, ale da się z nią żyć. Wystarczy ją zaakceptować jak bezwładną rękę. Pomoże Ci to w pewnym sensie zapomnieć, że jesteś w jakimś stopniu ograniczona przez nerwicę. Nerwica nie czyni Cie chorym, wykluczonym ze społeczeństwa. Staraj się rozmawiać o niej z jak największą liczbą ludzi, nie alienuj siebie z nerwicą. Nie stwarzaj sztucznego obrazu. Im więcej osób będzie wiedziało o Twojej nerwicy tym Tobie będzie łatwiej. Nie przedstawiaj szczegółowo problemu. Tylko najbliżsi mają prawo wiedzieć. Przed innymi też nie musisz tego ukrywać wystarczy uświadamiać w stylu "mam nerwicę, nie jest to zaraźliwe i nie umiera się od tego, czasami utrudnia mi to trzeźwe myślenie, ale rzadko:)" mów to z przekonaniem i uśmiechem, a nawet śmiej się z tego - ludzie nie będą tego brać za dziwactwo i z łatwością uwierzą, że to nie jest groźne:). Sama też łatwiej w to uwierzysz.

Nie jest to ćwiczenie polegające na bagatelizowaniu problemu, ale na akceptacji przed samym sobą właśnie. Dopiero jak w pełni zaakceptujesz swoją nerwicę będziesz mogła z nią walczyć:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

od pewnego czasu zastanawiam się czy ktokolwiek z Was "doszedł" do tego, dlaczego takie myśli (na temat ukochanej osoby) się pojawiły, co było ich przyczyną?

co Wam pomogło, jak z tym walczyliście ?

 

szczęśliwego NOWEGO (mam nadzieję, że lepszego - byłe nie gorszego) ROKU

pozdrawiam,

hanusia

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ezekiel, wiekszośc rzeczy które mi radzisz robiłam, przypominam sobie miłe chwile również te kiedy byłam wolna od nerwicy, jak przychodzi mysl to próbuje myslec o czymś przyjemnym, albo planuję sobie nastepny dzień, co będę robic w co sie ubiore. itd. Jak jest myśl nie kochasz go to ja wtedy mówię kocham bardzo, jesteś les... nie jestem les... zauważyłam nawet że potem automatycznie pojawiała się mysl np. imię kolejnego chłopaka to ja wtedy z automatu w myślach mówiłam imię mojego męża od razu zamieniałam te myśl. Te chore mysli są przeciwieństwem tego co czuję, zawsze dotykają osób które kocham, generalnie dotyczą sfer najważniejszych w moim życiu, dotykaja tych tematów które mogłyby mnie najbardziej zabolec...

Troche mnie przeraża to co napisałęś- paranoidalne urojenia, zaburzenia myslenia, to brzmi jak cos od schizofremi.

 

-- 31 gru 2012, 20:45 --

 

Coś mi się jeszcze przypomniało, nie moge miec urojeń, bo człowiek który ma urojenia mysli że to prawda a ja wiem że natrętne myśli które mnie dotykają są nie prawdą, więc to nie urojenia. A tematyka ich taka sama jak większości osób na forum o nerwicy natręctw. Jak czytam rózne posty to w kółko się powtarza pewna grupa tematów, wiekszośc tych powtarzających się tematów dotyka również mnie. A jeśli chodzi o zaburzenia myślenia to musiałbyś pogłębic temat.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

agucha, poczytałem Twoje posty i bardzo spodobał mi się szczególnie jeden:

"Troche zaleglosci mialam w czytaniu;P Meczylam sie ponad rok z tym i co? I juz nic. Mialam to samo co wy analizowanie wygladu, stylu poruszania sie... wtedy to bylo dziwne uczucie nie do opisania.. i rozne mysli. Wogole nie umialam norlanie myslec o mojej Milosci bo automatycznie widzialam twarz innego. Bralam asertin i przeszlo.. teraz jestem z moja miloscia.. nomralnie mysle.. mowie ze go kocham.. nie analizuje... wszytsko wrocilo do normy! Jest pieknie.. marze o zareczynach :)) Takze moze na moim przykladzie uwierzycie ze to choroba ktora jest do pokonania;) U psychologa bylam moze 3 razy na poczatku choroby. On mi nie pomógl bardziej dolowal ze moze serio cos wygaslo.. nie oruzmial mojego problemu a ja zaparcie wierzylam ze tochoroba chociaz i tak mialam watpliwosci ale wiem zepsycholog pomaga wielu osobom;)"

Spodobała mi się zwłaszcza ta ostatnia część. Twój trzeźwy wywód o tym, że psycholog Cie tylko dołował. Tak to właśnie działa - nerwica ma to do siebie, że zawsze zmusza do skupiania się na tych czarnych scenariuszach przez potęgujące się w głowie wątpliwości. Dobry psycholog powinien pamiętać, że w czasie aktywności nerwicy w umyśle nerwicowca pojawia się coś w rodzaju pustyni emocjonalnej.

Już na samym przykładzie tego forum łatwo zauważyć jak wielu ludzi cierpiących na NN czy NL odczuwa problem z powodu braku zdolności do odczuwania romantycznych uczuć. Jeśli więc narastająca apatia sprawia, że nie odczuwa się radości, uczucia szczęścia, spokoju czy sympatii to automatycznie w wyniku chorobliwego ciągu myślowego natręctwo skupia się na najbliższej osobie - nie czuję się szczęśliwa, więc go nie kocham, bo przecież gdybym kochała to byłabym szczęśliwa. To z kolei kreuje lęk, lęk przed tym co będzie - pomimo, że przecież nic się nie wydarzyło jeszcze. Lęk podpowiadający myśli w stylu (co jeśli to mi nie przejdzie, jeśli to nie jest nerwica tylko ja go naprawdę nie kocham, jeśli w przyszłości będzie jeszcze gorzej). W ten sposób narastają wątpliwości, rośnie apatia czyli to poczucie braku pozytywnych emocji i znów pętla się zamyka.

Będę powtarzał to zawsze i zawsze tłumaczył jak powstaje chorobliwy ciąg myślowy żeby nikt kto cierpi na nerwicę nie zapomniał, że brak pewności co do uczucia jest wynikiem bez wątpienia nerwicy.

Kolejny raz będę się także upierał przy tym by racjonalizować miłość;) - pamiętaj, że miłość to nie jest stan ciągłego szczęścia - nie ma przecież takiej możliwości. Jak więc działa nerwica?

Każdy człowiek miewa wątpliwości. Stan pewności nie istnieje, zwłaszcza kiedy ta pewność ma dotyczyć przyszłości, nie tylko tej emocjonalnej, ale jakiejkolwiek.

Człowiek, którego nie dotknęła nerwica również je miewa - ale te nigdy nie są silniejsze od wiary. Wszystko bowiem skupia się na wierze. Człowiek zawierza swoją przyszłość, tkwiąc w przekonaniu, że będzie dobrze.

Istnieje relacja między tą umowną pewnością, której konieczność odczuwania nęka nerwicowca, a zdolnością do odczuwania romantycznych uczuć, do racjonalizowania uczucia.

Wytłumaczmy pokrótce i ustalmy jak to wszystko wygląda. Każdy się ze mną zgodzi, że osoba borykająca się z nerwicą ma poważny problem z nieustannym analizowaniem i koniecznością nazywania wszystkiego co się dzieje w jej głowie i wokół niej samej.

Tak jak napisałem wyżej, stan pewności co do przyszłości nie istnieje - dlaczego? Bo przyszłości nie ma. Zawsze jest tylko tu i teraz.

Człowiek zdrowy opiera więc swoją przyszłość na zawierzeniu, że wszystko się ułoży. Motywację do pracy i dalszego życia w ogóle daje wiara, że będę szczęśliwy w pracy albo znajdę lepszą pracę. Tak samo w kwestii związku zawierza się, że będzie dobrze. Spodobał mi się facet, fizycznie, emocjonalnie, więc weszłam w nim w związek. Pojawiają się wątpliwości, czasami rutyna, gorsze chwile. Żadne poczucie wielkiego szczęścia nie trwa wiecznie bo inaczej nie bylibyśmy w stanie nazwać uczucia szczęścia, radości gdybyśmy nie mieli ich z czym porównać. To wręcz pomaga racjonalizować uczucie do partnera - w przypadku osób nie cierpiących na nerwicę. Dzieje się tak ponieważ w przypadkach gorszych chwil człowiek bez problemu nerwicowego bardzo łatwo przypomina sobie te najlepsze chwile, racjonalizuje uczucie - bo choć jest teraz źle, może mnie wkurzył to i tak go kocham. Wierzy w lepszą przyszłość - jutro, przyszły tydzień, całe życie:). Nawet często wyczekuje tej przyszłości bo wierzy, że ta przyniesie wreszcie te lepsze momenty. Skupia się na tym co teraz dzięki czemu wiara w przyszłość tą lepszą wypycha z niej wątpliwości.

Problem polega na zaburzonym systemie wartościowania i chorobliwym ciągu myślowym u nerwicowców.

Osoby, które nęka nerwica przez konieczność nazywania wszystkiego i ciągłego analizowania dochodzą do nieracjonalnych, często absurdalnych wniosków. Po pierwsze wymagają od siebie uczucia absolutnej pewności dotyczącej przyszłości. Zwłaszcza w kwestiach emocjonalnych bo na tym skupiają się ich myśli i natręctwa właśnie najczęściej. Dlaczego? Dlatego, że nie ma możliwości wyznaczenia racjonalnego celu emocjonalnego. Nie potrafią zrozumieć jak można po prostu zawierzyć, że będzie dobrze nie będąc tego pewny. Tu leży właśnie sens problemu - przyszłości nie da się być pewnym i dlatego trzeba wierzyć. Tak jak pisałem wszystko sprowadza się do kwestii wiary w dobrą przyszłość.

W przypadku nerwicowca pojawiają się więc coraz to większe wątpliwości. Normalny człowiek zdaje sobie sprawę, że wewnętrzny świat emocjonalny jest "płynny", a więc uczucie nie jest stałą i niezmienną emocją. Nerwicowiec jednak traktuje stan zmienności uczucia jako jego wygaśnięcie albo co gorsza jego kompletny brak. To z kolei wzmaga jeszcze bardziej wątpliwości co do partnera. Naturalnym następstwem jest więc lęk. Lęk przed tym, że "to nie jest to", "nie kocham go/jej". Analizowanie w połączeniu z brakiem zrozumienia dla emocjonalnych wahań prowadzi tak jak mówiłem do takich absurdalnych wniosków.

Przez konieczność nazywania wszystkiego osoba cierpiąca na nerwicę dochodzi więc do wniosku, że po prostu nie kocha.

Jak to się dzieje? No właśnie. Nie racjonalizuje uczucia. Często zdarza się, że partner jest dla takiej osoby najlepszym na tle innych, a mimo to decyduje się rozstać. Tu pozwolę sobie przytoczyć świetny opis dziewczyny, która wygrała z nerwicą, a z którą to rozmawiałem.

"Każda opinia i każde wrażenie jest są pełni subiektywne, zwłaszcza jeśli rozchodzi się o gust w dobieraniu partnera. To co najgorsze w nerwicy to, że widziałam w swoim chłopaku wówczas najlepszego faceta. Był bardzo przystojny jak dla mnie, chociaż oczywiście mogłam obiektywnie powiedzieć, że nie był to Johny Deep, ale dla mnie był bardzo przystojny jeśli w pewnym sensie nawet nie najprzystojniejszy. Miał wszystkie pożądane przeze mnie cechy charakteru: był bardzo inteligentny, zaradny, opiekuńczy, czuły, zabawny. Miał dosłownie wszystko czego oczekiwałam od partnera(celowo piszę w czasie przeszłym by oddać ówczesny nerwicowy stan). Mimo wszystko byłam niemal pewna, że nie czuję do Niego nic... Wtedy się nad tym nie zastanawiałam. Powiedziałam mu kiedyś, że bardzo chciałam go pokochać, bardzo chciałam czuć do niego miłość taką prawdziwą, największą, ale po prostu nie potrafię, a to oznacza, że to "po prostu nie jest to". Rozstaliśmy się bo lęk, który towarzyszył moim narastającym wątpliwościom był nie do zniesienia. Bałam się wszystkiego: że będzie za późno na rozstanie, że będę cierpieć, że nigdy go nie pokocham. Wszystkie lęki dotyczyły sytuacji w przyszłości, które podświadomie uznałam za fakt, chociaż przecież przyszłość miała dopiero nadejść i przynieść nieznane. Po rozstaniu przestały dręczyć mnie te myśli, ale nie poczułam żadnej ulgi. Nie rozstawałam się z nerwicą, po prostu siedziała wyciszona. Dlaczego? Bo nie miała jeszcze czego się czepić. To do czego zmierzam leży właśnie w sensie nerwicy. Wymuszała na mnie ciągłe analizowanie najważniejszych w danej chwili dla mnie sytuacji. Po trzech miesiącach moja koleżanka spytała mnie - w zasadzie nie wiem dlaczego - czy nie żałuję, że nie dałam nam szansy na rozwinięcie się uczucia (byłam z chłopakiem 4 miesiące tylko) i znów się zaczęło. Tym razem nerwica wróciła ze zdwojoną siłą. Zaczęłam zastanawiać się czy to faktycznie nie była zbyt pochopna decyzja. Dlaczego właściwie ja go nie kochałam, przecież był taki niedzisiejszy, dżentelmen, a jednocześnie przystojny, inteligentny i zabawny, bardzo na czasie także - nie ogarniałam wtedy jakim cudem można te wszystkie cechy łączyć. Wmawiałam sobie nawet, że ja po prostu na niego nie zasługuje. Jednocześnie miałam też myśli, że już wtedy nie kochałam więc dlaczego mam kochać teraz, że to tylko nerwica każe mi wracać pamięcią do Niego. Potem przychodziły następne myśli - a co jeśli wtedy miałam nerwicę, a teraz właśnie tęsknię albo żałuję? Potem zaprzeczałam sama sobie wmawiając swojemu umysłowi, że podjęłam świadomą decyzję, ale z drugiej strony przecież nie poczułam ulgi. Mętlik myślowy był strasznie męczący.

Wtedy to z małą pomocą mojej mamy przeprowadziłam wewnętrzne przewartościowanie. Zaczęłam zastanawiać się gdzie leży problem i szczerze mówiąc to, że postrzegałam mojego chłopaka za tak niesamowitego pomogło mi sobie coś uświadomić. (oczywiście po rozstaniu wynalazłam tysiąc argumentów, a to, że stwarzał presję, a to że był za dobry, a to że się wymijaliśmy, a to, że jego romantyzm to nie moje klimaty chociaż zawsze przyprawiało mnie o gęsią skórkę gdy oglądałam romantyczne sceny w filmach - nic z tego nie miało pokrycia, ale łatwo w to uwierzyłam) Pytałam sama siebie jak mam pokochać innego faceta skoro nie potrafię pokochać tak dobrego? Pożądanie przecież zawsze przemija wraz z wkradaniem się rutyny i przyzwyczajenia, ale także z wiekiem po prostu - nie nazywam więc pożądania miłością chociaż On fizycznie też bardzo mnie pociągał. Uświadomiłam sobie więc, że problem leży gdzieś we mnie. Chyba po prostu za bardzo chciałam nazwać miłością jakieś konkretne oszałamiające uczucie. Uświadomiłam sobie też, że miałam najlepszego faceta jakiego mogłam mieć, a porzuciłam go przez moje wątpliwości, które dotyczyły problemu (miłości), o którym nie mam pojęcia. Nie wiedziałam czym jest dla mnie miłość i czego od niej oczekuje stąd po prostu się w tym wszystkim pogubiłam i doszłam do wniosku, że to nie jest to.

Zmierzyłam się z tym raz jeszcze na drodze mojej analizy i doszłam do najlepszego wniosku jaki mogłam wyciągnąć w całym moim życiu. Racjonalizowanie miłości to bardzo dobra sprawa. Zdałam sobie bowiem sprawę, że to właśnie ten subiektywizm jest miłością. Trochę to pogmatwane, ale mam nadzieję, że rozumiesz o co mi chodzi. Tak jak mówiłam - każde wrażenie jest subiektywne - czytaj tylko i wyłącznie moje. Każdy tak ma. Jednej osobie podoba się to, innej to samo absolutnie się nie spodoba, jedna osoba będzie lubiła taką cechę w facecie, inna już nie. To ja sama w mojej głowie stworzyłam taki jego obraz, taki niemalże doskonały, ale przez to, że skupiałam się na konieczności nazywania uczuć tak jak mój chłopak, który z łatwością wypowiadał, że strasznie się mną zauroczył, sama zaczęłam doszukiwać się na siłę jakichś głębszych emocji. Nie zauważyłam, że to moje emocje i uczucie do Niego sprawiły, że właśnie takim był w moich oczach. Jednak konieczność dotarcia do tego emocjonalnego wniosku wzbudziła we mnie wątpliwości, ogromny lęk i zaczęłam tworzyć projekcje, że coś się nie uda, nie wypali, nie będę nic czuła, tworzyłam w głowie cechy, które mi nie odpowiadają, chociaż ich nie miał. Teraz to wiem, z perspektywy czasu. Teraz wiem, że gdybym nic nie czuła, nie podobałby mi się, nie potrafiłabym dostrzec w nim tylu dobrych cech chociaż wiele osób twierdziło już wtedy, że On po prostu jest niesamowity... Zrozumiałam, że uczucie to kwestia wewnętrznego przekonania, a nie jakieś zupełnie nieznane uczucie, które spada z nieba.

Ale udało mi się do Niego wrócić, po niemal pół roku od rozstania byłam tak zdruzgotana swoim stanem emocjonalnym (bałam się już nie tylko tego, że mogłam zmarnować szansę, ale bałam się też powrotu, tego co powiedzą inni, konieczności mierzenia się z tym jeszcze raz. Tysiąc nowych lęków, cały czas podświadomie oskarżałam jego o ten stan, ale jego przecież nie było w moim życiu, a nadal dręczyła mnie ta nerwica lękowa i natrętne myśli), że po prostu zadzwoniłam do Niego z prośbą o spotkanie i o dziwo nie odmówił. Nie miałam pojęcia co powiedzieć tak bardzo się bałam i taki mętlik miałam w głowie, że po prostu zawiesiłam mu się na szyi i pocałowałam go. Wzbraniał się, był w szoku, ale w końcu odwzajemnił pocałunek. Usiedliśmy i porozmawialiśmy. W zasadzie to ja nie potrafiłam zebrać w sobie myśli, tyle ich było naraz. On mówił, mówił, że chce mi pomóc, że z jednej strony się cieszy, a z drugiej martwi i nie wie co ma myśleć teraz. Bardzo powoli doszliśmy jednak do tego. Wytłumaczyłam mu jak ciężko jest z moim problemem i spytałam czy da nam szansę, czy spróbujemy się na siebie otworzyć raz jeszcze... i dał mi tą szansę. Jesteśmy razem już 8 miesięcy od powrotu i choć dalej miewam myśli to wracam cały czas do tych moich porównań. Ciągle widzę w nim najlepszego faceta, te wszystkie cechy, których nie mają inni pomagają mi sobie uświadomić, że skoro widzę je w nim to, to musi być "to". Sprowadziłam miłość do subiektywnej oceny czy gustu, wiem że to dziwne, ale bardzo mi to pomaga. W nerwicy już nie cierpię, już nie nękają mnie natręctwa. Miewam dziwne myśli, nawet przechodzi mnie czasami lekki lęk, ale biorę je pod ostrzał takiej racjonalnej analizy z logicznego punktu widzenia i jakoś nie specjalnie się nimi przejmuję. Na początku brałam też leki, ale od dwóch miesięcy już nie biorę nic, a moje uczucie kwitnie. Powiem więcej - co jakiś czas kiedy np. patrzę jak mój chłopak idzie do mnie mrużąc te swoje piękne niebieskie oczy, a ja stoję w oknie odczuwam tak wielki pociąg fizyczny i takie uczucie zakochania jak kiedy na początku się z nim spotykałam i tak bardzo byłam pewna zakochania."

Wiem, że długa wypowiedź, ale nigdy nie czytałem czegoś bardziej odpowiadającego moim przekonaniom. Karolina jest niesamowitą kobietą i jest niemal odpowiednikiem mojej dziewczyny. Wszyscy z nerwicą mają podobne problemy, ale ta dogłębna analiza i to od środka, z punktu widzenia nerwicowców może być dla Was pomocna.

Japończycy zwykli mawiać "jeśli zaprzestaniesz podróży, dostrzeżesz, że jesteś u celu". Ta maksyma świetnie pasuje do opowieści Karoliny. Oddaje sens miłości w życiu, które nęka nerwica. Oczywiście trudniej to zrealizować, ale tak właśnie jest. Potrzeba ciągłego analizowania, konieczność nazywania nawet uczuć, a także konieczność poczucia pewności co do przyszłości nie pozwala nerwicowcom zatrzymać się by przeanalizować to co już mają, nie pozwala na cieszenie się z małych rzeczy, a to przecież te małe rzeczy tworzą te duże. Te małe wesołe chwile, wspólnie z partnerem, te uśmiechy i wspomnienia tworzą miłość właśnie:)

Nerwica stwarza okoliczności by obudziły się w człowieku nie tylko wątpliwości, ale i lęk i natrętne myśli. Apatia, egocentryzm (skupiony wokół własnego wyimaginowanego cierpienia) i lęk nie pozwalają już ufać własnym uczuciom, własnemu rozumowi. Brak zaufania do własnych myśli, emocji, przekonań rodzi lęk przed podejmowaniem własnych decyzji, przed własnym zdaniem. Szuka się upewnienia dla swoich myśli gdzie indziej, najgorsze, że nerwicowcy szukają upewnienia dla swoich natrętnych / przesiąkniętych lękiem myśli, których właściwy sens leży w nich samych, w nerwicy i przez to, ta racjonalizacja z punktu widzenia psychologii jest tak krzywdząca. Tak dochodzi do rozpadu związku.

Nie dajcie się więc - bierzcie przykład z Karoliny! Jesteśmy z Wami i rozmawiajcie z partnerami, nie dlatego, że poczucie winy wymusza na Was taki obowiązek, poczucie winy - bo partner przeze mnie cierpi. Nie! Dlatego, że rozmowa pomoże nie tylko partnerowi, ale i Tobie. Nie bójcie się rozmawiać, lęk przed rozmową jest zawsze, ale mija w trakcie i po rozmowie i sprawia, że każdy następny napad lęku przed rozmową jest słabszy, a nawet ginie całkowicie:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ezekiel i znowu dzięęęękuje Ci za porade ! :o) Powiem Ci, że mam tak że jak to czytam to znowu inne negatywne myśli mi wchodzą... że np. jak ta dzwieczyna wypowiada się, że ten jej facet miał same pozytywne dla niej cechy to ja momentalnie myśle blee przecież ja narzekam ciągle na mojego( to nie znaczy przeciez ze nie ma pozytywnych cech, bo nie mam ludzi idealnych poprostu), no i wtedy ściska mnie w klatce.. i panika no to ja nie kocham i znowuu to samooooooooo! Ogolnie to nie jest źle, za dwa dni terapie zaczynam więc zobaczymy co mi z tego wyjdzie ;) Szczęsliwego Nowego Roku :) Ps. Moja zabawa sylwestrowa udaała sie bardzo... byliśmy jak papużki nierozłączki... :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

agucha, widzisz - Ona tam zaznaczyła, że to jej pomogło tylko sobie coś uzmysłowić. Nikt nie jest bez wad, myślę, że Ona miała podobnie, że również widziała te wady. Kwestia czy Ty widzisz ideały w innych facetach czy może też rzeczy, na które narzekasz nie są czasami projekcją Twojej nerwicy:). Czy potrafisz logicznie uargumentować wady, na które tak narzekasz?

Twój lęk jest uzasadniony - nerwica jest jego uzasadnieniem:). Zastanów się - potrafisz świadomie i z dość dużą dozą pewności stwierdzić, że nikt nie jest idealny i każdy ma wady. Czy zatem nie jest tak, że zawsze będziesz narzekać? To też kwestia podejścia. Musisz racjonalizować - skupiać się na pozytywach, czyli to co jest w nerwicy najtrudniejsze :).

Jeśli idziesz do psychologa to pamiętaj - jeśli zaproponuje Ci coś w stylu - zostaw go i zobaczymy czy Ci lęk nie minie to natychmiast zmień psychologa - oczywiście, że lęk Ci przejdzie, w końcu dotyczy przyszłości związanej z Twoim facetem, ale ten lęk jest następstwem nerwicy, dotyczy spraw, które się nie wydarzyły.

Parafrazując Margaret Thatcher, która powiedziała "90% naszych trosk i zmartwień dotyczy spraw, które nigdy się nie wydarzą" można powiedzieć, że 90% lęków nerwicowca dotyczy spraw, które nigdy się nie wydarzą. Całkowicie prawdziwe stwierdzenie. Każdy związek jest inny, nie sugeruj się przeżyciami Karoliny. Chodzi o samo przewartościowanie, które zastosowała. Nie będzie lepiej z innym, a to oznacza, że problem leży gdzieś po mojej stronie:) - muszę więc przewartościować swój tryb myślenia.

Świetnie, że udała się zabawa sylwestrowa - dlaczego? Bo masz kolejne wspomnienie, do którego możesz wracać w chwilach zwątpienia:).

P.S. zapomniałem wcześniej odwołać się też do jednego z Twoich postów gdzie pytałaś czy nerwica może skupiać się na tylko jednym natręctwie, na jednym temacie - otóż właśnie tak! Na tym polega właśnie idea natręctw - skupiają się na jednej myśli tudzież jednej kategorii myśli, jednym temacie. Gdyby nękało Cie tysiąc myśli naraz, to w zasadzie nie mogłabyś skupić się na żadnej, a co za tym idzie nie byłoby tu natręctwa. Bo natręctwo wiąże się z prześladowaniem przez konkretną myśl/temat. Może oczywiście nękać Cie kilka myśli, ale nie zbyt wiele. Wtedy po prostu miałabyś zaburzenia myślenia:).

 

zmęczona1z urojeniami, zaburzeniami myślowymi bywa jak ze świadomym snem - zdajesz sobie sprawę, że to sen, ale nadal śnisz:). Wiesz, że się zaraz obudzisz - podobnie jest tutaj. Wiesz, że to nie Twoje myśli, że zaraz miną, ale nadal Cie nękają. W tak skrajnych przypadkach natręctw zalecana jest farmakoterapia. Większość przypadków nerwicy jest zwykle nie do zaleczenia z pomocą zwykłej psychoterapii, dlatego wspomaga się ją lekami.

Temat tego forum bardziej obraca się wokół nerwicy lękowej - fakt, lęk dotyczący partnera, a raczej grupa takich lęków są jednocześnie grupą natręctw. Sam problem dotyczący uczucia do partnera leży w gestii nerwicy lękowej, ale ta występuje wespół z nerwicą natręctw.

W twoim przypadku wszystko obraca się wokół paranoidalnych natręctw, które chcą, próbują podważyć Twoją wiarę w uczucie do partnera. Problemem jest nękająca Cie świadomość, że jesteś nie w porządku wobec osoby, którą świadomie kochasz.

Twoje zaburzenia myślenia polegają właśnie na tym, że kwestia skupienia jest u Ciebie nieosiągalna, a raczej osiągalna tylko i wyłącznie mimowolnie. Każdy analizując obrazy przewijające się przez głowę miewa obrzydliwe myśli - jedni rzadziej, inni częściej. Gdybyś skupianie się miała opanowane - potrafiłabyś natychmiast wybrać dowolną myśl i skupić się na niej. W tym przypadku, nerwica skupia się za Ciebie na myślach niepożądanych. Spróbuj może dobrać nieco inną technikę odwracania uwagi od natrętnych myśli. W przypadku tych obrzydliwych natręctw nie skupiaj się na pojedynczej, konkretnej myśli. Wybierz coś co jest dla Ciebie interesujące i zacznij to analizować. Od podszewki! Wyobraź sobie np. gwiazdy, analiza to coś co powinno przyjść Ci łatwo - zacznij się więc zastanawiać. Ludzie patrząc w gwiazdy głównie zastanawiają się nad tym jak ładnie wyglądają i że są romantyczne. W Twoim przypadku łatwo byłoby Ci było pójść dużo dalej, zastanów się dlaczego świecą, skąd się tam wzięły, czy ich położenia ma jakiś matematyczny sens, czy ich wiek jest zależny od jakiegoś większego galaktycznego planu. Czy wszechświat jest nieskończenie wielki czy też gdzieś się kończy, a jeśli tak to w czym mieści się kosmos... Taki niekończący się ciąg myślowy stwarza powstawanie wielu nowych pytań, na które w większości nie znajdziesz odpowiedzi. Nawet jeśli to zamieni się w natręctwo to nic złego - odwiedziesz myśli od tych obrzydliwych natręctw. Czy konieczność zastanawiania się nad rzeczami dla Ciebie nieistotnymi - jak właśnie gwiazdy nie jest dużo lepszą wizją od tych obrzydliwych dotykających Ciebie i Twoich bliskich? Nie! :) Dlatego właśnie nie masz natręctw na punkcie nieistotnych kwestii - ponieważ nie dotykają Ciebie i Twojego świata emocjonalnego w bezpośredni sposób. Musisz to zmienić :), postaraj się więc dręczyć poszukiwaniem odpowiedzi (w momencie kiedy przyjdzie obrzydliwe natręctwo) na jakieś pytanie, które dotyczy mało istotnej dla Ciebie kwestii - baa, postaraj się aby obrać za cel znalezienie odpowiedzi na to - np może być to lek na raka:) nieważne czy nie masz o tym pojęcia - będziesz miała zajęcie w momentach natrętnych myśli. W okresie kiedy czas masz już zorganizowany i jesteś czymś mocno zajęta, a więc nie masz czasu na skupianie się na przedmiocie natręctw i tak powinno być wszystko dobrze. Ważniejsze jest więc wyeliminowanie tych momentów przestoju w naturalnym toku myślowym, zdrowym toku myślowym:)

Próbuj i wierzę, że wspólnie dojdziemy do tego jak pokonać Twoje natrętne myśli :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czesc. Zarejestrowalam sie co prawda dopiero teraz, ale obserwowalam to forum juz znacznie wczesniej. Wczesniej obserwowalam jak sobie radza inni z nerwica i brakiem pewnosci co do partnerow. Teraz sama mam jeszcze wiecej watpliwosci niz wczesniej. Duzo czytalam Twoich postow Ezekiel i nie wiem co mam myslec. Moze wiec pomozesz mi to przed soba to wytlumaczyc?

Ja mam troche inny problem, wiec moze wytlumacze. Nigdy w zasadzie nie mialam jakiegos specjalnego braku pewnosci co do uczucia. Mam 25 lat, a dopiero w tym roku zakochalam sie pierwszy raz, znaczy tak myslalam, bo potem okazalo sie, ze to tylko zauroczenie. Spotykalam sie wczesniej z roznymi facetami. Zazwyczaj to byly wielkie niewypaly. Raz spodobal mi sie facet, ale ja mam taka przypadlosc, ze dystansuje sie do facetow. Byl troche nierozgarniety i mnie zostawil. Zabolalo mnie to troche, ale jakos przezylam.

Ten facet, ktorego poznalam teraz byl juz inny. Dojrzaly choc tylko rok starszy. Troche jak w opisie tej dziewczyny - naprawde mial chyba wszystkie takie niedziejsze powoli juz cechy. Przystojny, wysportowany, bardzo intelgientny (to mnie nawet przerazalo), a do tego utalentowany na roznych plaszczyznach. Zauroczylam sie, moze nawet bardziej zafascynowalam. Nie czulam chyba czegos takiego wczesniej. Bardzo chcialam zeby cos z tego wyszlo. Im lepiej go poznawalam tym bardziej chcialam, az ktorego dnia powiedzial mi, ze wie, ze to nie jest milosc, ale chyba sie we mnie zakochuje.

To mnie troche postrzelilo, zaczelam sie zastanawiac, dlaczego ja sie nie zakochuje (a moze juz bylam zakochana?) gnebilo mnie to strasznie, w dodatku psychiatra powiedzial mi, ze nie powinnam byla przestawac brac leki. Jedno i drugie wywolalo we mnie poczucie leku. Co jesli to nie jest to? - pytalam siebie. Bylismy ze soba dopiero 3 miesiace. Pewnej nocy mialam sen. Byl zwiazany z filmem, ktory ogladalismy u niego w domu. Snil mi sie potem watek, w ktorym jeden z przyjaciol glownego bohatera powiedzial do mnie, ze to On jest mi przeznaczony i zebym zostawila swojego chlopaka. Obudzilam sie i chyba uwierzylam w ten sen. Coraz mocniej mnie to gnebilo. Czulam jakby to bylo ostrzezenie we snie. W koncu sny maja odzwierciedlenie w naszych myslach.

Nie moglam spac, stracilam aptety, mialam napady placzu i histerii. Nie wytrzymalam i poszlam do psychologa.

agucha napisala, ze psycholg tylko ja dolowal, twierdzac, ze moze to po prostu nie to. Ja mialam to samo, tylko, ze ja uwierzylam w to i tak poszlam oznajmic to swojemu facetowi. Bylismy ze soba niespelna 4 miesiace, a ja w przeswiadczeniu, ze robie wreszcie cos rozsadnego po prostu z nim zerwalam.

Juz sie nie balam, ze to nie to, to po prostu bylo nie to. Psycholog tez powiedziala mi, ze nie moge zwalac calej winy na nerwice, bo tak nigdy nie bede szczesliwa.

Tylko teraz tego nie wiem. Mija trzeci miesiac odkad nie jestesmy razem, a ja ciagle czasami o Nim mysle, o jego pocalunkach i przytulaniu bo to uwielbialam. Niczego nie jestem juz pewna. Szukam juz ponad 25 lat faceta, ktorego pokocham i nie moge znalezc i teraz jak czytam Twoje posty Ezekiel to moze ja faktycznie mam jakies problemy z odczuwaniem. Tak jak ta dziewczyna zadalam sobie pytanie - skoro nie potrafie pokochac nawet takiego faceta to kogo pokocham? Byl dla mnie za dobry chyba. Zreszta stwarzal tez presje, bo ciagle mi mowil o tym jaka jestem dla Niego wazna, ale nie chce zebysmy sie spieszyli z czymkolwiek bo uczucia trzeba byc pewnym zanim podejmie sie jakies decyzje, to co ja mialam myslec? Tak jakby sam mial jakies wewnetrzne problemy.

Krytykowalam go, ale teraz sie zastanawiam nad tym czy zasluzyl sobie na krytyke. Przeciez on byl az przesadnie dobry dla mnie.

Nie rozumiem tylko czemu przestalam sie bac skoro juz z nim zerwalam, ale nie rozumiem tez czemu czasami az korci mnie by sprawdzic co u niego?

Inna sprawa, ze podobnie jak dziewczyny tez czuje, ze nerwica siedzi gdzies z tylu glowy, ze tylko czeka na mnie. Nie odczuwam radosci z niczego, a przeciez nie mam zlego zycia... Nie rozumiem dlaczego nie potrafie cieszyc sie tak jak inni, niektorzy maja nawet znacznie mniej, a sa szczesliwi. Zazdroszcze im tego, zazdroscilam nawet swojemu facetowi za to, ze potrafil patrzec optymistycznie na swiat... Co moze byc problemem?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

karola21101987, wywnioskowałem z Twojego postu, że leczysz się na nerwicę, a wiec ta jest już zdiagnozowana.

Najlepsze jest to, że sama sobie odpowiedziałaś na swoje wątpliwości. Rzecz w tym, że nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy. Z nerwicowcami jest jak z ludźmi, którzy nie bardzo radzą sobie z liczbami - udają się specjalisty, np. żeby rozliczyć pit czy do doradcy w kwestiach finansowych. Osoby cierpiące na nerwicę też nie są do końca przekonane czy potrafią dobrze zinterpretować swoje myśli i stąd wybierają psychologów, często radzą się bliskich, a to wszystko związane jest z brakiem własnego zdania. Często własne opinie kształtują i to świadomie na podstawie uogólnionej opinii innych:).

Zastanawiałaś się kiedyś dlaczego się dystansujesz? Jakim cudem nie udało Ci się znaleźć faceta, przy którym mogłabyś trochę ten dystans poluzować, no i wreszcie - jak bardzo na tle innych wyróżniał się Twój chłopak, że byłaś z nim kilka miesięcy?

U Ciebie podchodzi to już pod formę fobii społecznej wyrażającej się lękiem przed żywieniem uczucia do kogokolwiek. Twoja fascynacja była wynikiem odizolowania lęków, ponieważ brak jakiejś konkretnej relacji z partnerem nie zmuszał Cie do analizowania i zastanawiania się nad przyszłością i zobowiązaniami. Każdy związek przechodzi przez różne etapy i w związku z tym pojawiają się jakieś zobowiązania czy przeszkody, problemy. Niezmącony nerwicą umysł też ma w takich przypadkach wątpliwości, też podsuwa pytania, ale nie skupia się na nich, zestawia je z innymi, pozytywnymi cechami, wspomnieniami, pytaniami, które wartościują partnera. W przypadku nerwicowca jest niestety inaczej - umysł skupia się przez natrętny lęk na partnerze i na tych czarnych scenariuszach. Jest to oczywiście związane z narastającym uczuciem lęku. Wątpliwości rodzą strach/lęk, a w przypadku nerwicy ten jest często związany z brakiem pewności co do przyszłości, a tak jak już wspominałem przyszłości nie ma. Jest tylko to co teraz.

Fakt, że bardzo chciałaś zabił w Tobie uczucie, a raczej przyćmił/zakopał. Konieczność upewniania się - typowo nerwicowa cecha - wymuszała na Tobie coraz większe wątpliwości w wyniku braku pewności co do własnego uczucia. Rósł lęk, a uczucie gasło. Nie da się być przecież absolutnie pewnym czegokolwiek, zwłaszcza jeśli chodzi przyszłość, a w przypadku nerwicowców także świat emocjonalny - w końcu ten jest wyjątkowo zaburzony i sami sobie nie potrafią zaufać.

Mamy więc do czynienia z sytuacją zaprzeczenia. Z jednej strony nerwicowiec poszukuje zapewnień ze strony własnych emocji, którym sam nie do końca ufa. Brak zapewnienia rodzi wątpliwości i pogłębia lęk. To nakręca konieczność upewniania się i w zasadzie jedyne w czym upewnia do waśnie pozorny brak uczucia.

Co do snów - tu też ewidentnie szukałaś jakiegoś mocnego znaku, zapewnienia, że to Ty sama podsuwasz sobie te myśli bo tak naprawdę nic nie czujesz. Zastanów się jak absurdalne potrafią być sny. Czy sen, w którym kąpałem się w kawie razem z moim psem był projekcją moich marzeń i wątpliwości?

Jeśli jesteś wierząca to pomyśl nad tym, że snom, nie można ufać ob nie są odbiciem naszej świadomości, a nawet jeśli to są odbiciem szeregu losowych myśli. Nie są tym czego pragniemy lub boimy się:)

Bałaś się też sytuacji, która nie zdarzyła się przecież. Ludzie upewniają się często w uczuciach latami. Żyją w świadomości umacniającej się więzi i wiary w dobrą, lepszą przyszłość aż dochodzą do momentu kiedy nie mając nawet pojęcia kiedy to się stało - po prostu wiedzą, że kochają:).

Twoja Pani psycholog podsuwając Ci jako przyczynę lęków troszeczkę się nie spisała. Lęk w nerwicy jest mocno uogólniony, a to natrętne myśli skupiają go wokół jakiejś konkretnej przyczyny. Nie istnieją sytuacje lękotwórcze jeśli mamy być dosłowni. Lęk jest wytworem i następstwem nerwicy. Brak zrozumienia dla poczucia lęku zmusza nerwicowców do szukania powodów. Co jeśli jednak powody się skończą? Nie pomyślałaś o tym prawda?

Oczywiście Twój wniosek, że przestałaś się bać, że "to nie to" jest również logicznym następstwem niezrozumiałego i zaburzonego toku myślowego. To taki mechanizm obronny umysłu:). Upewniasz się w przyczynie, której czepiła się akurat Twojej nerwica i eliminując ją odczuwasz coś w rodzaju spokoju, może ulgi;), ale oczywiście nie wiąże się to z ustąpieniem nerwicy.

Jest to ucieczka od problemu, a na drodze ucieczki nigdy nie stawi się czoła problemowi - samej nerwicy. Co więcej ta będzie się pogłębiać. Czekać aż znajdzie się nowy powód, którego będzie się mogła uczepić, jakakolwiek myśl, która zasieje wątpliwość. Może ktoś Ci ją nawet podsunie. Dopóki nie zaczniesz racjonalizować i stawiać czoła problemowi i nie zrozumiesz istoty nerwicy - tj. faktu, że nerwica nie ma źródeł lęków i natręctw w świecie zewnętrznym, ale skupia się na wątpliwościach nie będziesz mogła z nią walczyć.

Może powinnaś zastanowić się nad zmianą psychologa albo chociaż zwróć uwagę na ten istotny problem. Nie doszukiwać się przyczyn lęków. Nie szukać ich źródła. Nie można zwalać wszystkiego na nerwicę? Ależ oczywiście, że nie można, nie można zwalać na nerwicę, ale trzeba pamiętać, że nerwica jest tym co sprawia, że myślenie jest zaburzone, że skupia się na wątpliwościach, że odczuwa się lęk bez konkretnej przyczyny, że rośnie apatia, nie odczuwa się radości, szczęścia i miłości! Nie zwalaj na nerwicę, nie usprawiedliwiaj siebie, ale samej nerwicy też nie. Problem leży w Tobie i problemem jest nerwica. To zależność, której nie przeskoczysz:)

Brak satysfakcji i poczucie niezrozumienia będzie Ci towarzyszyć siłą rzeczy i jeśli zastanawiasz się dlaczego nie czujesz spokoju i faktycznej ulgi to odpowiedź jest jasna - bo Twoja ucieczka od problemu nie wiązała się z uzdrowieniem, Ty po prostu uciekłaś, schowałaś się przed nerwicą.

Musisz teraz zastanowić się czy chcesz walczyć faktycznie czy upierać się, że stany, które Cie nachodzą są "normalne". Musisz zaakceptować nerwicę by móc z Nią walczyć. Co więcej brak akceptacji może popchnąć Cie w coś gorszego - psychozę. Zastanów się, przewartościuj to co się wydarzyło, dlaczego uważasz, że nie żywiłaś uczucia do swojego partnera, a może zastanów się dlaczego nie jesteś w stanie czuć w ogóle. Dlaczego nie odczuwasz radości, co potrafisz zrobić dla innych, czy potrafisz bezwarunkowo zrobić coś od siebie, a nie dla siebie? Nie bój się pytań. Nie bój się też wątpliwości co do partnera - a przede wszystkim nie bój się myśli o powrocie. Bo przyjdą, a możecie jeszcze być szczęśliwi :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ezekiel, pytam tak z ciekawości skąd masz tak ogromną wiedzę w tym temacie, wiem pisałeś, że dziewczyna miała nerwicę, i sam wszystkiego się dowiedziałeś dla niej? Dziś znowu szukałam informacji o dobrym psychiatrze w mojej okolice, nie mam nic. Nie wiem do kogo się zgłosic, chyba będę musiała zaryzykowac. A jeśli chodzi o mnie to najbardziej mi pomaga, jak wypełniam swój wolny czas:sprzątm, sprzątam, zajmuję się dziecmi(uwielbiam z nimi spędzac czas)generalnie ciągle muszę coś robic, wtedy jestem wolna...............nie moge po prostu nie myslec................... :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zmęczona1, to miesiące spotkań, lektury, analizy wielu różnych przypadków, ale jeśli pytasz tylko i wyłącznie o motywy - to jest dla mnie bardzo osobista sprawa. Przez wzgląd na zaniedbanie w tym temacie niemal nie doszło do tragedii. Poczuwam się więc, że jest to dla mnie coś więcej niż tylko dobre serce (wierzyłem, że zawsze pomagać bezinteresownie jest po prostu fajnie), ale też swego rodzaju misja, a może nawet natręctwo:). Z przyczyn bardzo osobistych chcę pomagać ludziom z problemami nerwicowymi. Myślę, że wiem jak, a niestety lub stety mój charakter i upór nie dadzą mi się łatwo poddać:)

Odnośnie Twojego problemu - faktycznie w nerwicach nie powinno się mieć za dużo czasu na myślenie. Im bardziej analityczny umysł tym trudniej jest wpaść w stan błogiej nieświadomości, nie myśleć po prostu.

W nerwicy ciągłe analizowanie jest wręcz naturalne, ale pocieszam! Wolny czas to przeżytek. Dużo lepiej jest wypełniać go sobie jakimiś hobby, pasjami etc. W tym przypadku, udzielanie się na forum również jest pomocne. Nawet jeśli poruszany jest temat problemów emocjonalnych to pozwala na chwilę odwrócić uwagę od natręctw czy lęków, a bardziej trzeźwo spojrzeć na temat swojej nerwicy.

Dla nerwicowców przyjacielem zdecydowanie nie jest forma pracy gdzie dominuje wolny czas na przemyślenia. Np. samotna praca w sklepie, na promocjach czy częste, długie podróże. Za dużo czasu na myślenie po prostu sprzyja rozwijaniu wątpliwości i czarnych scenariuszy, a przecież wokół nich skupiają się lęki.

Zwykle nawet zdrowy umysł nie potrafi na dłużej pozbyć się myśli z głowy i w momentach ciszy i spokoju zaczyna analizować swój wewnętrzny świat emocjonalny, często nawet nieświadomie. Na szczęście nie jest zmuszany do skupiania się na wątpliwościach, może więc dowolnie przemieszczać się wewnątrz swego umysłu pomiędzy wszelkiego rodzaju myślami i skupiać się na dowolnych z nich, a mając ten komfort wybory wolimy skupić się na dobrych myślach, dobrych wspomnieniach. W przypadku nerwicowców tego komfortu nie ma - mimowolnie skupiają się na wątpliwościach i czarnych myślach.

Oczywiście bywają okresy, kiedy dotknięci tragedią czy jakąś wyjątkowo trudną sytuacją w życiu nie tylko nerwicowcy, ale i ludzie wolni od nerwicy nie potrafią skupić się na pozytywnych myślach, ale trauma czy czasowy szok jest formą zaburzeń emocjonalnych, które są w takich przypadkach jakby czasową nerwicą:)

Zajmuj więc czas. Spróbuj wspólnie z mężem zastanowić się jak zaplanować dzień, tydzień by "uwolnić" Cie od chwil kiedy zostajesz skazana sama na siebie :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ezekiel, coraz mnie juz rozumiem. Czytam to co piszesz i jakbys siedzial w mojej glowie... Ale to nie zmienia faktu, ze ja naprawde nie wiem co czuje. Nigdy nie bylam nauczocna okazywac uczucia. Malo tego bylo w domu, by nie powiedziec wcale, a jesli juz to jakies takie negatywne...

Nie wiem co mam robic. Myslalam o tym cala noc. Czesto o nim mysle, mijam go czasem na miescie, widuje czasami w Kosciele. Sprawia wrazenie jakby mnie unikal. Drazni mnie to, cierpi bardziej moja duma, ze On sobie z tym radzi, a jak tak bardzo sie mecze... To tez jego wina przeciez, ze sie rozstalismy, mogl mnie zrozumiec lepiej, mogl dac mi czas... poza tym ja sie strasznie balam, ze go nie pokocham tak jak On mnie. Bylabym nieuczciwa bedac z nim w takiej relacji przeciez?

Ja zawsze radze sobie tak z lekami - szukam przyczyny dotad az ja znajde i eliminuje. Musze po prostu szukac dotadd az znajde. Pani psycholog radzi mi unikac sytuacji lekotworczych. Przeciez nie wszystkie leki musza wiazac sie z nerwica. Jesli balam sie, ze go nie pokocham, ze teraz go nie kocham to moze ja po prostu go nie kocham? Z drugiej strony boje sie o te moje wahania nastrojow. Bo czasami jestem pewna i wmawiam sobie, ze to nie jest to, a czasami tesknie do niego. Nawet w zwiazku tak bylo - jednego dnia nie moglam sie od niego odkleic, a drugiego nie mialam sie ochoty nawet przytulic na chwile bo paralizowal mnie lek, ze to nie to...

Cala noc rozmyslalam o powrocie i znow przeeszyly mnie leki, ze co jesli to naprawde nie to, jak mialabym go przeprosic, jak po takim czasie po prostu mu powiedziec, ze nie wiem juz sama co czuje. Mysli o nawiazywania kontaktu ponownie wywoluja u mnie tak silny lek jak kiedy balam sie ze to nie to? Ma ktos podobnie? Nawet nie wiem dlaczego tak sie go boje, bo On przeciez w zasadzie nic mi nie zrobil... to ja go zostawilam, a On wyciagal reke, a ja go sie boje jakby to on skrzywdzil mnie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czesc , dołączyłam do tego forum, bo obawiam się, że tez mam nerwice. Od paru juz lat widze u siebie ciagle powtarzajacy sie problem, ktory dotyczy zwiazkow. A mianowicie, te zwiazki po prostu mi nie wychodza,bo wkolko dzieje sie to samo. Mecza mnie ciagle mysli, watpliwosci i leki, nawet jak facet jest dobry to w jednym momencie wszystkie uczucia potrafia mi sie calkowiecie zmienic i koncze ten zwiazek, bo to przynosi mi ulge na jakis czas. Ezekiel, czy chcialbys przeczytac moja historie i sprobowac mi pomoc? Czytalam Twoje posty i wiem,ze wiesz duzo w tym temacie i wydaje mi sie,ze w koncu ktos zaczyna mnie rozumiec. Czasem sama nawet mam problem ze zrozumeiniem siebie. Meczy mnie juz to ciagle analizowanie wszystkiego, sama gubie sie w swoich myslach. Czy moge opowiedziec Ci dokladniej o swoich problemach?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

karola21101987, wiem, że być może w Twoim przypadku to przesada, ale chcę zwrócić uwagę na istotę źródła nerwicy. Nie muszę szukać daleko - wystarczy odwołać się do definicji z tego forum:

nerwica-l-kowa-t20935.html

Nie zmierzam do tego, ani nie sugeruje w żaden sposób, że jesteś z rodziny dysfunkcyjnej, ale w przypadku pewnych uwarunkowań genetycznych oraz biorąc pod uwagę fakt, że w dzieciństwie mogły mieć miejsce:

niewłaściwe metody wychowawcze, presje i oczekiwania wpłynęły na ukształtowanie niewłaściwych cech osobowości, uniemożliwiających samoakceptację i wykształcenie umiejętności adaptacyjnych. (Niewłaściwe to nie złe metody, ale źle dobrane metody:) - mogło wpłynąć na rozwinięcie nerwicy.

Bywa, że na skutek uczenia społecznego i procesów warunkowania ukształtowały się nieprawidłowe cechy osobowości i nieadekwatne postawy, np. bierność, zależność od innych, uległość, sztywność, egocentryzm, lęk przed bliskością itd. Pojedyncze takie cechy nie stanowią patologii, ale predysponują, zwłaszcza gdy występują w określonych konfiguracjach, do wystąpienia konfliktów wewnętrznych powodujących nerwicę.

Chcę tylko zaznaczyć, że to nie do końca czyjaś wina, a zwłaszcza nie Twoja, że masz problemy z okazywaniem uczucia, a nawet jego odczuwaniem (no może raczej nazywaniem go czy blokowaniem go w sobie).

Nie oszukujmy się - pewnych pozytywnych emocji też można się nauczyć. W wieku dorosłym jest to trudniejsze, ale ciągle możliwe:)

Nie oskarżaj też go o krach w waszym związku. Wzajemne oskarżenia w niczym nie pomogą. On też nie powinien oskarżać Ciebie.

Widzisz, wątpliwości często są wynikiem nerwicy, ale faktycznie nie wszystkie muszą się z nią wiązać, natomiast lęki są już zawsze bezpośrednio lub pośrednio związane z nerwicą. Lęk jest bowiem wynikiem zaburzenia nerwowego. W przypadku nerwicy jest nieuzasadniony, ale nerwica bardzo łatwo pomaga skupić się na jakiejś przyczynie, czymkolwiek, bo inaczej odczuwałabyś poczucie szaleństwa, kompletnego niezrozumienia dla swoich myśli. To taki mechanizm obronny - ta Twoja konieczność poszukiwania przyczyny lęku. Przecież w nerwicy lęk nie ma źródła, po co więc tak uporczywie go szukasz? Po raz kolejny namawiam Cie byś zaakceptowała nerwicę zamiast przed nią uciekać:).

Zastanów się, skoro miewałaś już wcześniej wahania nastrojów, skoro miewasz je dalej, skoro raz coś czujesz raz nie - to choć wiem, że to trudne - spróbuj zracjonalizować - to moja nerwica tworzy mi w głowie czarne scenariusze.

Twój lęk przed tym, że go nie pokochasz jest dokładnie odmianą lęku przed lękiem. Boisz się o coś czego nie ma. Tak jak tłumaczyłem człowiek często upewnia się w uczuciu latami. W początkach związku ważniejsze jest co innego - czy Ci się podoba, czy dobrze Wam razem, czy miło spędzacie czas, czy macie o czym rozmawiać. Zastanów się nad tym, zastanów się co było właściwą przyczyną tego, że się rozstaliście. Czy faktycznie wina leżała, po którejś ze stron? Jeśli tak to nie martw się o to, ale jeśli nie ma jasnej przyczyny to może warto powalczyć z nerwicą i o naprawienie tego co się zepsuło?

Będziesz się bała naprawienia tego bo tak działa nerwica, ale zastanów się - skoro nic takiego nie zrobił to właśnie - czemu się go boisz? Czy jest się czego bać? Skoro nie skrzywdził Cie, nie On Cie zostawił to czemu właśnie Ty się go boisz? Gdzie w takim razie leży sens tego, że się rozstaliście - wiem, zdaję sobie sprawę, że to bedzie bardzo trudne, ale postaraj się jakoś to zracjonalizować:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ezekiel, powiedzmy, że ten opis zrodła nerwicy calkiem odpowiada mojemu dziecinstwu... Jak dobrze pamietam to nawet kiedy wracam do czasow kiedy bylem wolna od nerwicy, mialam problemy z odczuwaniem takiej bezwarunkowej radosc, potrafilam cieszyc sie, ze moja siostra wypadla lepiej w konkursie na tle kolezanek, ale zaraz potem zastanawialam sie - a co ze mna? Kiedy ja bede taka szczesliwa? Kiedy na mnie beda patrzec... ja naprawde chyba mam problem... Zastanawiam sie czy czasami nie bylam zazdrosna nawet o to, ze moj chlopak potrafil tak optymistycznie patrzec na nas zwiazek (chociaz ja ciagle budzilam sie z lekiem i ciagle bylam smutna), podczas gdy ja wlasnie nie potrafilam sie tym cieszyc... Nawet teraz jestem troche zla o to, ze On tak nie przezywa. W glebi siebie czuje jakis zal, zal ze nie dalam nam szansy, sobie nie dalam szansy. Nie wiem sama czego chce od faceta. Fajnie spedzalam z nim czas, On czesto staral sie mi go urozmaiac, wyciagal mnie do kina, zabieral na wycieczki, spacery, lubilam jak glaskal mnie po glowie i delikatnie mizial mi plecy i naprawde mi sie podobal, dalej mi sie podoba... Tyle mam fajnych wspomnien z nim, a nie potrafilam w sobie obudzic uczucia.

No, ale skoro to nie jest jego wina, a ja tez nie czuje sie winna, ze nic nie czuje... to czyja to jest wina?

Staram sie wymyslec czego chce od faceta i nie wiem... naprawde nie wiem. Nie wiem czemu sie boje jego, ale mimo to nadal sie go boje, boje sie kontaktow z nim, boje sie myslec nawet o naprawianiu tego bo znow budzi sie we mnie lek. Co mam zrobic? Jak sie zachowac? Ja chyba naprawde za nim tesknie, ale bardziej boje sie... bac niz tego naprawic... Mam tysiac mysli w glowie... nawet nie wiem jak mialabym zaczac teraz z nim rozmowe... Widzialam go wczoraj w galerii i nawet usmiechnal sie do mnie delikatnie mi machajac, a mnie przeszyl lek, ze choc chcialam sie usmiechnac to nie potrafilam... nie rozumiem tego w sobie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×