Skocz do zawartości
Nerwica.com

Co by było gdybym przestał/a ją/jego kochać....?


pikpokis

Rekomendowane odpowiedzi

... Podobno zresztą z wiekiem to znika, co pewnie wychodzi z tego, że zaczynamy się starzeć i mniej zwracać uwagę na wygląd, a bardziej właśnie na komunikację, dobre towarzystwo.

Nie znika. :lol:

TruchłoBoga, Jeśli jestes w związku, powolność zmian zachodzących w urodzie partnerki powoduje przyzwyczajanie się. Wciąż widzisz taka urodę jak na początku. To jednak nie dotyczy zwiazków z nowymi osobami. To jedno.

 

Drugie: faceci są genetycznie uwarunkowani przez ewolucję na związki z kobietami płodnymi. Dlatego wszyscy pożądaja urodziwych dziewczyn w wieku 20-30 (szczyt płodnosci kobiety to 25 lat). Niezależnie, czy faceci 15 letni, czy 60-letni.

 

 

Co do nie zauważania zmian w urodzie partnerki czy przyzwyczajanie się do tego....to bzdura dopiero. Kolesie po 40 wymieniają "stara" zone na 20 latke, to jest coraz bardziej nagminne. Skad Ty masz takie obserwacje?? Dziadek Ci opowiadal? Jeśli tak jest to czemu tylu zonatych facetow chodzi do agencji. Masz jakiś wyidealizowany obraz milosci.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

lucy1979, faktycznie wymieniają sztuki Tobie podobne, bo żyć się z nimi nie da.

Jest dowiedzionym, że wspomniana "chemia" nie trwa zwykle dłużej niż 17 miesięcy.

Jaka jest trwałość związków rozpoczętych od pożądania (czyli chemii) mówi 50% odsetek rozwodów.

Jaka jest ich jakość, można na niniejszym forum poczytac.

 

Rozumiem jednak, że Ty jestes wyjątkiem i udało Ci się utrzymać dobry związek, oparty na "chemii", przez dziesieciolecia. To może opisz nam swój sposób.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

lucy1979, faktycznie wymieniają sztuki Tobie podobne, bo żyć się z nimi nie da.

Jest dowiedzionym, że wspomniana "chemia" nie trwa zwykle dłużej niż 17 miesięcy.

Jaka jest trwałość związków rozpoczętych od pożądania (czyli chemii) mówi 50% odsetek rozwodów.

Jaka jest ich jakość, można na niniejszym forum poczytac.

 

Rozumiem jednak, że Ty jestes wyjątkiem i udało Ci się utrzymać dobry związek, oparty na "chemii", przez dziesieciolecia. To może opisz nam swój sposób.

Sądzę, że to po prostu zwolenniczka oddawania się chemii mimo wiedzy o jej skutkach, a jest tak dlatego, że jak sama wyjaśniła, nie planuje dożyć starości, a więc nie widzi sensu w długofalowych związkach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

TruchłoBoga, możliwe. W sumie nikomu nic do tego, jakie ona plany ma.

Też metoda, ja na przykład oscyluję między "uznaję tylko fuck friends" a "może kiedyś spotkam taką osobę, z którą będzie warto się związać", ale to zakładając, że chcę żyć dłużej niż 30 lat.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

lucy1979, faktycznie wymieniają sztuki Tobie podobne, bo żyć się z nimi nie da.

Jest dowiedzionym, że wspomniana "chemia" nie trwa zwykle dłużej niż 17 miesięcy.

Jaka jest trwałość związków rozpoczętych od pożądania (czyli chemii) mówi 50% odsetek rozwodów.

Jaka jest ich jakość, można na niniejszym forum poczytac.

To że związek zapoczątkowała namiętność, nie wyklucza pojawienia się w późniejszym etapie intymności, po czym zaangażowania. Miłość ślepa i przyjacielska są równie puste (choć, rzeczywiście, przyjacielska rzadziej kończy się rozwodem).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam :) jestem tu nowy, założyłem tu konto specjalnie dla tego tematu, żeby z Wami o tym porozmawiać, bo również to przerabiam... jeśli ktoś jest w stanie zapoznać się z moim problemem i dać mi jakieś porady, jakiegoś "kopa" do przodu, motywację itp. byłbym wdzięczny :)

 

Mam 18 lat. Mam cudowną dziewczynę (17 l.), którą znam od grudnia u.r. Z czasem nasza znajomość i przyjaźń się rozwijała, oboje się w sobie zakochaliśmy. Od kwietnia jesteśmy razem. W pierwszym miesiącu byłem w niej zakochany po uszy, praktycznie każda myśl o niej, spojrzenie na zdjęcie wywoływała radość i pozytywne uczucie, gdy byłem smutny, wyobrażałem sobie, że się z nią spotykam itp. Coraz bardziej pragnąłem z nią być, nie wyobrażałem sobie, że mógłbym jej zrobić coś złego, wyobrażałem sobie nas w przyszłości i po cichutku pragnąłem, żeby w przyszłości była moją żoną, mówiliśmy sobie, że chcielibyśmy być ze sobą zawsze. Że chcę z nią naprawiać to, co zepsujemy.

 

Pewnego dnia, wracając od niej pojawiło mi się w głowie pytanie "czy ja coś do niej czuję? Czy kocham? Czy chcę z nią być?" i od razu się na tym skupiłem. Na początku lipca te myśli od razu się skoncentrowały na związku, że jednego dnia straciłem całą radość ze spotkania z nią. Jej osoba zaczęła mnie denerwować, co mnie przeraziło. Dodam, że w tym czasie przeżywałem lekki stres związany z osobistymi sprawami. Pomyślałem, że albo się odkochałem, albo, co że minęło mi zauroczenie a ona mi się znudziła. Szukałem odpowiedzi w internecie, ale mądre źródło informacji nic nie sugerowało, tylko po prostu rozstanie. Płakałem dniami, aż powiedziałem jej, że nie czuję do niej tego, co na początku związku. Ale nie chciałem się rozstawać. Choć ona na początku pomyślała, że następnego dnia jej powiem, że to koniec i załamała się, to postanowiłem dać szansę i z czasem nasze relacje wróciły do normy. Cały czas czułem do niej ten zanik uczuć, nie czułem przyjemności z przytulania, całowania (co uwielbiałem robić!). Później dowiedziałem się, że moje wszystkie objawy, obawy itp. są wynikiem Nerwicy Natręctw i ZOK. Ucieszyłem się, gdy dowiedziałem się, że nie jestem sam z tym problemem, że ludzie z tego wychodzą. Czekałem na lepsze dni. I, o dziwo, one nadeszły. W sierpniu przy jednym spotkaniu na cały dzień uspokoiły się natręty, poczułem się tak jak na początku związku, z czasem to mijało, jednak gorszych dni było dużo więcej. Całe wakacje miałem przez to zepsute. Pod koniec miałem tak silne myśli, że czułem do niej nawet obojętność, nie mogłem nawet się rozpłakać, to odcięcie było strasznie silne.

 

Wrzesień to dla mnie jakby przełomowy miesiąc, bo już od pierwszego dnia natręty się uspokajały i wierzyłem, że będzie dobrze. Czytałem stronę o ROCD - relationshipocd.com, gdzie mężczyzna przechodził to i teraz ta kobieta to jego żona. Bywały dni, w których z czasem narastała moja wiara, że z tego wyjdę, bywały dni, w których czułem silny przebłysk uczucia i poczułem do niej silną więź. Potrzebę przytulenia się do niej, jej obecności. Te dni bywały przerywane tym, że jednego dnia się nie dogadaliśmy w jakiejś tam sprawie i przez natręty zacząłem po prostu myśleć, że ona mnie wkurza, że nie pasujemy do siebie. Przy spotkaniach gdy ona powiedziała coś żartobliwego na mój temat, dąsałem się i zachowywałem się jak dziecko. Ale gdy tylko nastawały lepsze dni, wierzyłem. I uważam, że te lepsze dni dawały mi mocno do myślenia o naszej wartości. Fakt, że przed tym gdy to mnie trafiło dużo mówiliśmy sobie "kocham Cię", ale czytając z różnych źródeł informacje, że miłość jest przede wszystkim wyborem, wymieniając się wiadomościami z osobami, które przeżywały/przeżywają to samo, wierzyłem, że nam się uda. Coraz więcej wyobrażałem sobie nas w przyszłości, natręty się uspokajały. Moja dziewczyna mnie kocha i tak samo jak ja pragnie ze mną bardzo być, pyta często, czy między nami już wszystko dobrze, nie chce mnie stracić i ja doskonale wiem, że ona nie zrobi nic głupiego. Ona już wie, co spowodowało te myśli i nie ma mi za złe tych fatalnych wakacji, chce po prostu żebyśmy byli razem. I ja chcę tego samego, tylko mnie te myśli i odcięcie blokuje...

 

Piszę tu, bo ciężko jest mi sobie jednak poradzić z tym wszystkim. Mam natłok myśli. Że jestem w tym związku na siłę, że po co ja to robię, skoro i tak jestem tylko zauroczony. Potem te myśli jakoś mi się zbywają, myślę, że mam po co to robić, jest warto, czasami nawet uważam że gdybym z tego wyszedł, to potem by już było tylko dobrze, a gdy nastawały przebłyski to miałem nawet myśl, że dzięki temu nasz związek się umocnił. Boję się jednak przyszłości, bo nie wiadomo, co się może stać i to jest straszne. Boję się, że mi to nie przejdzie, że zawsze już będę czuł tę obcość do mojej dziewczyny i że się przez to rozstaniemy... tym bardziej, że jesteśmy dla siebie "pierwsi". Może ja sobie tylko wmawiam? Może to naprawdę nie ma sensu? Co, jeśli ona mnie denerwuje? Jeśli nie pasujemy do siebie? Pociesza mnie trochę fakt, że gdybym nie chciał z nią być i gdybym chciał zerwać, to tak naprawdę zrobiłbym to dawno... a co jeżeli ja się tego nie boję, chcę zerwać, tylko ciągnę to na siłę...? I tak w kółko. W trakcie 3-miesięcznego trwania tego ZOK miewałem przebłyski, w których czułem, że to Ona, że ją kocham i w tym miesiącu było ich naprawdę dużo. Ale gdy tylko przyjdzie mi do głowy jakaś myśl, np. że i tak się rozstaniemy, to od razu się zaczyna... no i ta myśl, że jesteśmy ze sobą za krótko jak na takie rzeczy...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj :-) Też niedawno dowiedziałam się o ROCD... wiem, o czym piszesz - o natłoku mysli, o huśtawce emocji. Przerażają mnie moje myśli, ja sama, nie znoszę tak krzywdzić mojego Narzeczonego, On jest mnie tak pewien...

 

Czasem nie wiem co robić, chcę zwinąć się w kłębek i zniknąć...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Najgorsze jest to, że ja jestem bardzo krótko ze swoją dziewczyną, boję się że w końcu dojdę do wniosku, że to nie to, albo że moje myśli są prawdziwe :(

Ale parę dni temu bardzo potrzebowałem jej obecności, czułem do niej strasznie silną więź i ogólnie byłem w stanie powiedzieć, że kocham, że będzie dobrze...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No i cholernie boję się przyszłości. Że mi z nią nie wyjdzie, że jeszcze niedługo do niej podejdę i powiem, że to koniec... że nasz związek nie ma sensu, a przecież to akurat jest samo w sobie bezsensowne, bo mamy się z czego śmiać, mamy wspólne tematy, uważamy się za najlepszych przyjaciół... tylko nie wiem, czy to wystarczy, mam wrażenie że nie ma tutaj co mówić o "kochaniu" drugiej osoby, że jej nie pokocham i że po prostu nam nie wyjdzie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Piszę do was, bo sam już nie wiem, czego oczekuję... wsparcia? Motywacji? Uspokojenia?

 

W takich dniach jak teraz wariuję, bo już sam nie wiem, czego chcę. Dziewczyna jest dla mnie obca, jestem od niej strasznie odcięty od jakichkolwiek uczuć, czuję, że nie byłbym w stanie się nawet rozpłakać, a myśli o rozstaniu nawet mnie tak bardzo nie przerażają... mam wyrzuty sumienia, że wcześniej mówiłem jej "Kocham Cię". Kiedy ja prawdopodobnie nawet jej nie kochałem... wczoraj jej to powiedziałem i co? Te dwa słowa mam mówić, kiedy mi źle, kiedy ja jej naprawdę mogę nie kochać, tylko po prostu przeszło mi zakochanie/zauroczenie i od tego się takie jazdy dzieją?

 

Ja chcę z Nią być, żyć z Nią! Przytulać Ją mocno, całować, śmiać się jak zawsze, robić zdjęcia... po prostu z Nią być, pielęgnować związek. Ona jest we mnie bardzo zakochana i wierzy, że nam się uda. Mówi, że mnie kocha, a ja jeszcze niedawno mimo odcięcia powiedziałem Jej, że te myśli nic w nas nie zmienią, że nie zerwę z Nią przez te myśli, że razem uda się nam to przejść. Jej bardzo na nas zależy i pyta, czy między nami ok. Jeszcze parę dni temu mimo odcięcia i bycia z natrętnymi myślami pragnąłem w ten weekend spędzić z Nią czas. Wyobrażałem sobie jak leżymy, tulimy się i oglądamy film, od razu robiło mi się miło. Teraz mam wrażenie, że to wszystko nieprawda, że ja nie chcę z Nią być i że ten związek nie ma sensu... mam wrażenie, że te słowa, które jej mówię (będzie dobrze, razem damy radę, nie zerwę z Tobą przez te myśli, chciałbym być z Tobą zawsze) obracają się przeciwko mnie.

 

Rozmawiam z osobami, które też się z tym zmagają i pocieszają faktem, że skoro to pojawia się tak wcześnie w związku, to może oznaczać, że związek robi się poważny, że tutaj już będzie wchodziło zaangażowanie, a fakt pojawiania się natrętnych myśli o dziewczynie i związku oznacza, że przykładam do Nas dużą wagę i to dowód miłości. Tylko w dniach takich jak ten czuję wątpliwość... czuję, że to nieprawda. Kiedy tylko chwilowo uspokoją mi się natręty o niej, wchodzą natręty o przyszłości. Że nie będzie dobrze, że się z Nią rozstanę, że będziemy się kłócić, nie rozumieć się, wymyślam po prostu problemy o jakich nie powinienem myśleć tak wcześnie.

 

Dodam tylko od siebie, że ostatni taki pełny przebłysk czułem w niedzielę / poniedziałek. W niedzielę doznałem chwili spokoju, kiedy natręty się uspokoiły po tygodniowym trzymaniu i tygodniu pełnym wątpliwości, że na siłę ciągnę ten związek. Uspokoiły się na tyle, że w jednej chwili wyobraziłem sobie Nas w przyszłości. Kiedy przeżywam z Nią jeszcze cudowne chwile, kiedy bierzemy ślub... aż zamknąłem wtedy oczy i doznałem wielkiej ulgi. Dodatkowo, przeczytałem historię człowieka, który miał identyczne obawy i objawy do moich i rozstał się z dziewczyną, i od tamtej pory wini tylko siebie za to, że tak robił i tak wyszło, bo teraz nie widzi opcji, żeby był z kimś innym, że natręty się uspokoiły. W poniedziałek z kolei przeżyłem z Nią cudowny dzień, czułem się przy Niej dobrze. Przytulanie, pocałunki i inne formy spędzania z Nią czasu znowu zaczęły sprawiać przyjemność. A żegnając się z Nią czułem ciepło w sobie. Kierując się "doświadczeniem" z wcześniejszych form nerwicy w związku, wiedziałem i miałem w głowie przeświadczenie, że w związku nie zawsze będziemy pałać do siebie miłością, ale przeczytałem piękne zdanie, że miłość to wybór. Uznałem, że mimo tego wszystkiego ja chcę z Nią być, że jest to MÓJ wybór, MÓJ skarb i wtedy z czystym sercem mogłem Jej powiedzieć, że Ją kocham.

 

Teraz znowu wszystkie obawy się nasilają. Znowu wątpię, czy chcę z Nią być. Uważam, że nawet gdyby ktoś dał mi dowód na to, że z tego co ja piszę oznacza, że kocham albo że mi to przejdzie, a związek stanie się poważny to pewnie bym nie uwierzył, a gdyby ktoś napisał, że muszę się rozstać to pewnie w to bym uwierzył i bym to zrobił. Ale jeszcze mam resztki tego, że chcę właśnie z Nią iść przez życie... a skoro tego chcę, to to nie jest na siłę? Chciałbym, żeby to przeszło i bym znowu wiedział, że warto... i znowu masa wątpliwości. Czy ktoś może wesprzeć? Czy to, co ja piszę, to dowód na to, że nie wolno mi się z Nią rozstać i że to minie i będę mógł znowu starać się rozwijać związek?

 

:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

....wtedy z czystym sercem mogłem Jej powiedzieć, że Ją kocham.

Czyli konkretnie co?

Jakie znaczenie ma słowo "kocham"? Zdefiniuj.

Skąd wziąłeś znaczenie tego słowa?

 

... w związku nie zawsze będziemy pałać do siebie miłością, ale przeczytałem piękne zdanie, że miłość to wybór. ..

Co jeszcze przeczytałeś i w co uwierzyłeś?

 

... Rozmawiam z osobami, które też się z tym zmagają i pocieszają faktem, że skoro to pojawia się tak wcześnie w związku, to może oznaczać, że związek robi się poważny, że tutaj już będzie wchodziło zaangażowanie, a fakt pojawiania się natrętnych myśli o dziewczynie i związku oznacza, że przykładam do Nas dużą wagę i to dowód miłości.

Co ma wspólnego zaangażowanie z miłością?

Do czego komu potrzebny jest "dowód miłości"?

 

Chlopie, Ty na psychoterapię się udaj bezzwłocznie. Żyjesz w iluzjach bedących produktem narzuconych wizji związku, albo w ogóle masz zaburzenia osobowości.

Szkoda dziewczyny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czyli konkretnie co?

Jakie znaczenie ma słowo "kocham"? Zdefiniuj.

 

Wiedzieć, że mimo wszystko to ta osoba jest tą, z którą chce się być, wspierać, starzeć i być dla niej najlepszym przyjacielem i vice versa. Wiedzieć i czuć się z tym dobrze.

 

Co jeszcze przeczytałeś i w co uwierzyłeś?

 

Historie ludzi między innymi z tego forum i nie tylko. Ludzi, którzy przerabiali temat natręctw związkowych, anhedonii, odcięcia od uczuć, emocji i braku poczucia więzi do partnera. ROCD. Historię człowieka, który też to przechodził i teraz jest szczęśliwy ze swoją żoną, ma z nią dzieci - opisuje to na blogu http://www.relationshipocd.com. Pytasz w takim sensie, jakbyś miał/a mnie za chwilę podstawić pod ścianą i stuknąć mnie w głowę, czemu trzymam się takiej prawdy, a nie innej.

 

Chlopie, Ty na psychoterapię się udaj bezzwłocznie. Żyjesz w iluzjach bedących produktem narzuconych wizji związku, albo w ogóle masz zaburzenia osobowości.

Szkoda dziewczyny.

 

Żyję. Po wczorajszym dniu czuję, że jeśli mam być z dziewczyną z którą jestem, to by mnie trafił szlag czując cały czas stan zakochania. Wczoraj przez pół dnia wierzyłem, że nie czuję dosłownie nic, zatracałem się w natrętnych myślach. Spędzenie czasu z dziewczyną nieco rozjaśniło mi sytuację, zobaczyłem jak dobrze nam ze sobą, że dobrze się dogadujemy, potrafimy się śmiać - czułem przede wszystkim więź przyjacielską.

 

Szkoda dziewczyny? Owszem, czyż nie łatwiej i lepiej byłoby jej być z kimś, kto sobie radzi ze sobą? Z kimś, kto nie ma żadnych wątpliwości, natrętnych myśli i objawów ROCD które codziennie jej dotyczą? Na pewno byłoby łatwiej. Powiedziałem wczoraj dziewczynie, że dalej mam te natręty które jej dotyczą, że mam dni, w których jestem całkowicie odcięty od uczuć. Ona to rozumie, przyjęła to ze spokojem i się ucieszyła, że jej o tym powiedziałem. Że możemy o takich rzeczach rozmawiać. Poczułem się o wiele lepiej i nadzieja narastała.

 

Smutne jest czytanie tego typu Twoich wiadomości. Ludzie tutaj przechodzą to samo, słabiej albo gorzej. Nie wiem jaki masz stosunek do ZOK lub co sądzisz o wypowiedziach innych osób z tego tematu, ale mam wrażenie, że każdemu z osobna chciałbyś/chciałabyś napisać, że pieprzą bzdury, że nie ma dla nich ratunku.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem, czy jest dla nas ratunek... to jest taka męka, więzienie własnej głowy, z którego nie można wyjść. Kiedy to się skończy?? kiedy będzie można znów cieszyć się każdą chwilą z Ukochanym?

 

Nie wiem, czy poszukać psychoterapii, czy walczyć siłami swoimi i Narzeczonego...

 

czasem bym tylko spała, byle nie myśleć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ostatnio towarzyszą mi wahania nastroju. Bo choć jakoś sobie radzę i inaczej do wszystkiego teraz podchodzę, pragnę być z moją dziewczyną i to bardzo. Ostatnio gdy za bardzo skupię się na jakiejś myśli itp., albo się zestresuję / zdenerwuję, pogarszam sprawę. Bywają dni, w których natręty są mniejsze czy większe, ale niestety to odbija się na moim zachowaniu... niedawno złapałem się na tym, że irytują mnie niektóre "zachowania" dziewczyny. Że ja staram się być poważny, a ona chce sobie pożartować, potrafię czuć w sobie urazę, że nie napisała mi "kochanie" albo nie zwróciła się do mnie jakoś miło... choć nie potrzebuję dowodów na to, że ona kocha, bo to wiem. Tak samo przy spotkaniach, kiedy powie coś "śmiesznego" np. o mnie, to potrafię się obrazić, albo kiedy z nią długo rozmawiam. Ona zawsze lubiła sobie pogadać, a ostatnio kiedy opowiadała mi coś naprawdę długo, to w końcu zacząłem się niecierpliwić, wyglądało to jakby mnie nudziło to, co ona mówi... ja tego nie chcę, parę dni temu mnie to nie denerwowało, cieszyłem się rozmową z nią, oboje żartowaliśmy, śmialiśmy się ze wszystkiego, wszystko potrafiłem obrócić w żart rozmawiając z nią, a teraz znowu jestem rozdrażniony :( Nienawidzę tego, nienawidzę tak jej krzywdzić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dodam do tego, że nie dają mi też spokoju myśli o przyszłości... na przykład teraz, słyszę historię ludzi, którzy ze sobą zerwali i od razu porównywanie do nas... historie ludzi którzy są ze sobą tyle lat i zrywają, gdy ja jestem ze swoją prawie tylko pół roku... albo że dziewczyna planuje studniówkę. Od razu myśli typu "do tego czasu pewnie i tak zerwiemy", mam w głowie scenariusz, że już nie będziemy wtedy razem, myśl że ona to wszystko odwołuje, bo zerwaliśmy... no i ogólnie, że sobie nie poradzę, pesymista ze mnie wrodzony... masakra :( choć wiem, że nie powinno się myśleć o przyszłości...

 

Ale gdy tylko mam lepszy dzień, to po prostu nie zwracam na to wszystko uwagi. Jestem z nią i to mnie cieszy, mam wtedy myśl że razem zrobimy wszystko, byleby być ze sobą i rozwijać nasz związek ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Skarbus doskonale Cię rozumiem, ja walczę o mojego chłopaka już pół roku i kompletnie nie wiem jak z tego wyjść, ale to jak walczymy i jak bardzo to przeżywamy świadczy tylko o tym jak bardzo kochamy. TO SĄ TYLKO NASZE MYŚLI!!!

 

A ja prawie 6 lat...Gdzieś przeczytałem, że chęć bycia z kimś/pozostania w związku też może być kompulsją...Wiecie najlepiej, jak to zadziałało...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Znowu mam gorszy okres, znowu wracają lęki, nie odczuwanie żadnych uczuć itp. Czuję się, że mam dosyć, że przegrywam i że nie mam ochoty. Nie mam siły nawet nic miłego napisać do mojej dziewczyny, bo od razu mam uczucie, że robię to na siłę, że tak naprawdę nie chcę z nią być. Ona wie o sprawie i mnie wspiera, ale ja i tak mam tego stracha, że w końcu nie wytrzymam i się z nią rozstanę... sam nie wiem, czy kiedy mówię dziewczynie, że będzie dobrze, że ja wiem, że te uczucia i myśli nie są prawdziwe, to czy ja mówię prawdę, czy kłamię... dodam tylko, że jeszcze parę dni temu miałem tylko pozytywne myśli, dzięki czemu też zupełnie inne podejście do sprawy, które mogło przynosić pozytywne rezultaty. I jedno z moich największych natręctw - jestem z nią tak krótko i już się tak dzieje, poza tym to moja pierwsza dziewczyna, więc może za dużo mi się wydaje i sobie wkręcam tylko nerwicę... choć nawet te myśli znikały kiedy czułem się dobrze, kiedy wiedziałem że chcę być tylko z nią... nie wiem co robić, czuję się zrezygnowany i... obojętny :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Trochę się pozmieniało u mnie... ostatnio miałem kryzys, natręctwa wróciły, tak samo jak brak uczuć do niej itp. Somatyki już nie odczuwam. Niestety łapię się co chwila na tym, że dziewczyna mnie denerwuje, że w stanie tej apatii często jej "żarty" mnie denerwują, nieraz przez to byłem niemiły, szorstki i to moją dziewczynę bolało. Ona wie o tych natrętnych myślach i mnie wspiera, ale dzisiaj się pokłóciliśmy - wczoraj też naszły ją takie złe myśli i wątpliwości, czuła że to wszystko przez nią, a ona nie chce mnie denerwować itp., dzisiaj odniosła się do mojego zachowania. Nie wierzyła w to, że to wszystko przez zaburzenie i natręty, podejrzewała że nie chcę z nią być, że jej nie kocham, że jestem taki. Traciłem ją. Wbrew sobie, wbrew swoim odczuciom jednak pisałem jej, że ja naprawdę nie chcę być z nikim innym, że natrętne myśli dotyczą jej dlatego, że jest dla mnie najważniejsza. Jako dowód podawałem te parę dni temu gdy czułem się lepiej, wtedy nawet czułem, że nasza relacja wchodzi na wyższy poziom, że bardziej się staramy i czujemy też więcej przyjaźni. Ona mówi, że te myśli swoją drogą, ale wiem, że mojego zachowania nie zniesie.

 

Czuję się beznadziejnie. Czuję się, że się nie nadaję do związku, że jestem beznadziejnym człowiekiem, że ona ze mną będzie czas marnowała. Albo że mi to nie przejdzie i cały czas taki będę. Straciłem wiarę w to, że będzie dobrze, tym bardziej że teraz po tych 2 dniach nasza relacja stoi pod dużym znakiem zapytania. Na przemian czuję się inaczej, raz czuję się jak kamień i nie rusza mnie to, drugi raz jestem w stanie się rozpłakać z żalu, bo nie chcę rozłąki. Nie wiem co mam robić, boję się tego wszystkiego, spotkania z nią, mam poczucie, że robię to na siłę. Czuję, że gdybyśmy zaczęli rozmawiać o tych natrętach żeby spróbować sobie wytłumaczyć o co chodzi, to pewnie nie dałbym rady, bo ona przedstawiłaby swoje "argumenty" i ja nie byłbym w stanie nic powiedzieć. O jej zdaniu o mnie już nie wspomnę, jestem pewien że mocno straciłem w jej oczach i teraz uważa mnie za kogoś innego niż osobę, którą pokochała...

 

Parę dni temu przy lepszym czasie czytałem sobie historie ludzi którzy z tego wychodzili, którzy są zadowoleni. I takie porady dla ludzi którzy w tym są, wszystko sobie brałem do serca i wierzyłem, że będzie dobrze. Wszystko się teraz zawaliło. Czuję, że przegrywam, wątpię, że nam się ułoży. Mam ochotę zniknąć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej wszystkim. Jestem tu nowa, chociaz duzo postow sledze juz od jakiegos tygodnia. Postanowilam, ze dolacze sie do konwersacji bo dobrze wiedziec ze nie jestem z tymi problemami sama.. Moja historia zaczela sie nagle, jakis tydzien temu w piatek nagle w pracy cos mi sie ubzduralo.. Otoz zaczelo mi sie wydawac ze jestem lezbijka i podobaja mi sie kobiety. To przyszlo tak nagle i gwaltowanie ze nie potrafilam sobie poradzic. Lek, uczucie strachu i takie uczucie goraca we mnie tkwilo. Od prawie dwoch lat jestem w zwiazku z mezczyzna ktorego kocham i zawsze szalenczo kochalam.. Nigdy nie bylo miedzy nami wiekszych problemow. Zawsze bylam z nim szczesliwa, zawsze nam sie dobrze ukladalo. Mieszkalismy razem jakies pol roku, niestety teraz on musial wyjechal do pracy do innego miasta ale nadal widujemy sie co tydzien. Ja teraz szukam pracy w tym miescie zebym mogla do niego dolaczyc niedlugo. Po tym ataku w piatek nie moglam sobie ze soba poradzic, czulam sie taka beznadziejna, bez uczuc i ogarnela mnie taka pustka i obojetnosc do wszystkiego. Czulam sie totalnie wypalona, jakby nic nie mialo sensu. Nie chcialam wstac z lozka, nie moglam sie do niczego zabrac a kazde podejscie do codziennych czynnosci konczylo sie u mnie placzem. Rozmawialam z chlopakiem, mowilam ze tak sie czuje - strwiedzil ze mam depresje. Duzo ostatnio przezylam - w domu sie nie ukladalo, problemy i stres w pracy, jego wyjazd. Po paru dniach jakos mi troche ustapilo ale nagle zaczelam sie zastanawiac czy dalej kocham swojego chlopaka? Balam sie tych mysli, bo przeciez tak zawsze za nim tesknilam, tak wiele uczuc w sobie mialam zwiazanych z nim a teraz czuje sie jakas obojetna? Mialam wyrzuty sumienia ze tak mysle. On jest cudowny, zawsze sie mna opiekuje, przejmuje, wiem ze bardzo mnie kocha. Nie chce tak myslec ale nonstop sie zastanawiam czy ja sie przypadkiem nie nudze z nim, czy ja cos czuje, czy z nim nie zerwac.. Przeciez to niemozliwe ze moglam przestan go kochac tak z dnia na dzien.. Jeszcze w czwartek tesknilam a w piatek juz nie? Jak to mozliwe... Pomozcie bo sama juz nie wiem co robic. Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niepewnasiebie93, depresja, objawy lękowe rodzą takie myśli.

Boisz się zmian w życiu, może wspólne plany nie dają ci poczucia bezpieczeństwa, bo za dużo rzeczy musisz poukładać, to akurat dziwnym nie jest.

Potrzebujesz czasu i decyzji dobrych dla ciebie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×