Skocz do zawartości
Nerwica.com

Co by było gdybym przestał/a ją/jego kochać....?


pikpokis

Rekomendowane odpowiedzi

NN 1982, dzięki za tego posta.

 

Spróbuję poczekać na działanie leków, jeszcze trochę i zacznę brać asertin 100. Oczywiście, psychoterapię postaram się szukać na bieżąco, ale raczej jestem skazany na NFZ - mój tryb studiów, także trudność kierunku, nie pozwala mi zarabiać tak, by wydawać stówę co tydzień na lekarza - również nie pozwala na to obecna sytuacja finansowa moich rodziców. Także, przede wszystkim, w Asertinie nadzieja, że mnie jakoś podniesie i odchowa przez te kilka nadchodzących miesięcy. A poza tym moim sposobem, swoistej blokady myśli, walczenia swoistą "racjonalnością" - stosujecie jeszcze jakieś inne metody walki z tym cholerstwem?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie ma sprawy, chętnie pomoge i pogadam o mojej "pasji" :) racjonalizacja przede wszystkim. To nas trzyma w rzeczywistości co jest bardzo ważne bo łatwo z niej uciec. Walcz i sie nie poddawaj, pamiętaj że to nie dziewczyna jest powodem twojego samopoczucia tylko błedy w oprogramowaniu (łatwo się mówi). Terapia to priorytet. Ja na lekach nie dojechałem daleko ale na start na pewno dadzą rade. Dojrzale podchodzisz do tematu, mówisz o miesiącach leczenia, to ważne bo sie nie nastawiasz na poprawe z dnia na dzien, niestety to długa droga, ale wierze że kiedyś poczytamy te posty i pomyślimy: co za bzdury jak moglismy sie zadręczać takimi absurdami.

Pozdrowionka

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Khaleesi,

 

Tak, to są moje pierwsze leki, wcześniej, w stanach podwyższonego "wnerwienia" brałem walerianę i valused, swojego czasu to pomagało (chociaż nie wiem, czy to bardziej nie placebo było)... A tak, nigdy przenigdy nie miałem kontaktu z lekarzem psychiatrą. Jak skończę Asertin 50, to mam już wypisaną receptę na Asertin 100 - a więc lekarz podwyższył mi pułap.

 

I dokładnie do tych samych refleksji doszedłem - zrywając z nią, uciekłbym tylko przed jedną kobietą, po czym robiłbym to samo z kolejnymi. Muszę się też chyba nauczyć kochać inaczej, nie w sposób chory, obsesyjny. Nie wyobrażać sobie sytuacji, że coś może jej się stać na każdych pasach w moich mieście i przestać wkręcać sobie, że każdy gwałciciel dybie na moje kochanie. Bo takie myślenie, ta "chora miłość" doprowadziła do stanu, w którym jestem teraz. A także to, że wcześniej problem sobie bagatelizowałem - choć inna sprawa, że wcześniej sobie umiałem z tym radzić, ale teraz urosło to do takich rozmiarów, że chcąc walczyć za ten związek, musiałem pójść do psychiatry. Bardzo, bardzo mi na niej zależy. Przecież, gdybym się odkochał, to nie robiłbym z siebie szaleńca i nie latał po psychiatrykach, prawda?

 

Poza tym, jeśli mam być świetnym prawnikiem, muszę w sobie to pokonać, bo nerwy będą mnie zżerały wszędzie, a praca do której aspiruje wiąże się prawie non-stop z obciążeniami psychiki.

 

NN 1982,

 

Też w to wierzę i niczego innego bardziej nie pragnę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dokładnie, ale to pierwsza myśl jaka przychodzi do głowy. Potem w to wierzymyy, traktujemy jak rzeczywistość jak fakt dokonany, wyrzuty sumienia, analiza, czy jeszcze kocham czy już nmie, kurcze chyba już nie, dół, anliza, szukanie argumentów za i przeciw, i tak 20 godzin minęło jak z bicza :) a my w tym samym miejscu bo rano jedziemy od nowa. Tyle energii poszło że aż dziwne że mozemy chodzić :)

3majcie sie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Można, gdyby nie to, że mam chwile, w których czuję się z nią tak, jak za dawnych miesięcy :). I nie ma czegoś takiego jak przyzwyczajenie i wiem, że odkochanie po prostu przechodzi się inaczej - i wiem to z autopsji swojej, jak i znajomych, że wygląda to ciut inaczej. Poza tym, dwóch lekarzy diagnozuje mi ZOK - więc jest coś na rzeczy, prawda?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale ruch w temacie :)

Khaleesi, to jest chyba wlasnie zok. A może sobie wmawiam, a może boje się odejść, a może nie chce być sam, może nas oszukuję, setka argumentów za tym że to nie zok a każdy bardziej wiarygodny od poprzedniego. Ale fakt gromadzenia tych argumentow i całodzienna ich analiza chyba nie sświadczą o nas jako stabilnych emocjonalnie, dojrzałych i racjonalnych :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dokładnie. To samo mam, analizowanie tego problemu od rana do wieczora. Myśli typu "czy to ta jedyna", "czy ją kocham", "czy ona jest ładna", "czy stać mnie na lepszą", "czy to ma sens", "czy ona ze mną wytrzyma" po takie myśli "czy z jej noskiem jest coś nie tak", "czemu jakoś mi się nie podoba w tej chwili" (choć najśmieszniejsze jest to, że najczęściej dopada mnie to przy tym, jak nie ma makijażu). I tak w kółko Macieju. Wcześniej, jeszcze miesiąc temu - nie miałem żadnych z tym problemów! Piękna i najlepsza dziewczyna pod Słońcem, 0 złych emocji, zakochany po uszy człowiek :). A teraz, takie straszne i złe pytania w mym mózgu, które narodziły się znikąd.

 

-- 28 mar 2014, 20:51 --

 

Odkochanie to imho zobojętnienie. Zobojętnienie, które z dnia na dzień się nasila. Często sprokurowane awanturami czy ogólną narastającą niechęcią. Zobojętnieniem natomiast nie jest wg mnie to, co my tutaj wszyscy przechodzimy. Człowiek zobojętniony nie walczy. A przynajmniej nie cały dzień, godzinami. W przypadku niektórych - miesiącami, a nawet latami. Tak dla mnie to wygląda, aczkolwiek nie jestem jakąś wyrocznią i każdy sobie musi na to sam odpowiedzieć.

 

-- 28 mar 2014, 20:53 --

 

Ale może nie siejmy wątpliwości - nie w tym temacie. Każdy może mieć różne doświadczenia. Załóżmy, że wszyscy jesteśmy ZOK-owcami - podług diagnoz mądrzejszych w tym temacie od nas.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Khalessi, argument Dawidoffa tez mnie często trzyma. Myśle że jakby nam nie zależało to byśmy tak tego nie przeżywali, odeszlibyśmy i z głowy. Podjęta decyzja, wprowadzona w życie, jedziemy dalej. A jeżeli tak reagujemy jak reagujemy to nie jest to racjonalna argumentacja i decyzja. Czy płacz, napięcie lęk i panika świadczą o dobrze podjętej decyzji? Wielu terapeutów twierdzi że to najgorszy czas na ważne życiowe zmiany. Z drugiej strony może tak u nas wygląda "odkochanie sie", ale generalna zasada jest taka że jak czuiesz lęk bez zagrożenia z zewnątrz to nie jest to tak proste jak kocham nie kocham.

Pozdr

 

Ps. a co do objawów to fakt, mamy podobne, co daje chwilową ulge :) ale nie rozwiązuje problemów

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem, nie ma moim zdaniem sensu się zastanawiać. Chcemy, to chcemy. Nie ma wyjścia. Znam ludzi, którzy nie kalkulują i rzucają się nawzajem po pierwszym kryzysie. Ten rok był dla mnie i mojej partnerki baaaardzo intensywny. Dużo razem przeżyliśmy, śmiechu, łez. Jak o tym myślę, to nie jestem w stanie po prostu powiedzieć "cześć, to koniec". Dławią mnie łzy, jak sobie przypomnę wakacje, nasz pierwszy seks, różne wycieczki, randki. Przeglądałem ostatnio zdjęcia z wakacji - uśmiechałem się przez łzy. Bo wtedy byliśmy szczęśliwi jak nigdy! Kupa z***biście pozytywnych wspomnień. I co, miałbym to tak przekreślić? W imię czego? Myśl o skreśleniu tego roku, skreśleniu tej osoby, zranieniu jej, jest po prostu najstraszniejsza. Pisząc to, mam łzy w oczach. Nie chcę tego na pewno. Nie chcę żadnego rozstania. Chcę natomiast odegnania w cholerę tych złych myśli, bo wiem, że jak je w ciągu dnia odganiam, a zdarza mi się, to jesteśmy mega szczęśliwi, bo ona też to czuje, kiedy ja czuję się przy niej dobrze. I te chwile dają mi mega nadzieję, mimo tego, że czuję się momentami do niczego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ehhh tak czytam posty, i czuje ulge że nie mam już takich nasilonych ataków jak np. 2/3 lata temu, teraz mam świadomośc że to choroba i nic sobie z tego nie robię,przychodzi myśl i moja reakcja w głowie "ehe pewnie,co jeszcze wymyśle?" i robie swoje przytulając sie do mojego lubego robiac nerwicy na złosc, nerwica troche przycichła i znów fukcjonuje normalnie.. Patrząc z pesperktywy czasu, wiem że gdybym odeszła w nerwicy od mojego K. żałowałabym tego do końca życia.. warto z tym walczyc by potem miec spokojne życie :) zobaczymy co jeszcze czas pokaże ale na chwile obecna jestem z siebie dumna że nigdy sie nie poddałam i nie poddam, mimo że było momentami tak cięzko że chciałam powiedziec "dosc" rycząc jak dziecko..

 

Jest to ciężka choroba ale da sie z nią wygrac ! dużo silnej woli i wiary w siebie i w WAS jako partnerów !

 

-- 29 mar 2014, 11:51 --

 

Pozdrawiam was wszystkich ! :papa:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dokładnie, jak się mocniej przytulę ukochaną to jest duuuuużo lepiej :). Trochę trzeba tak działać, by nerwicy robić na złość i przynajmniej starać się blokować myśli (tak mi się przynajmniej wydaje po miesiącu walki, chociaż wiem, że to czasem trudne i czasem daje efekt odwrotny do zamierzonego...), na pewno nie wolno się temu poddawać. Jestem co prawda na początku walki z tym, lekarz mi powiedział też bardzo ważne słowa: "żeby nie epatować tym przed partnerką, bo to może zniszczyć związek - powiedzieć raz co mnie trapi i starać się o tym mówić najrzadziej przy niej - bo przede wszystkim to walka w mojej głowie, zupełnie bez jej winy". A reszta to codzienna walka i samodoskonalenie :).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hejka :)

Pisałam już w innym temacie, ale napisze i tutaj :). Mam depersonalizację z derealizacją. Coś co mogłoby wnieść do sprawy to to, że podczas tego stanu m.in wszyscy są dla mnie na jednym poziomie, tracę jakby uczucia do chlopaka, bliskich ( ale jest to tylko złudzenie)

Jestem z chłopakiem już prawie 4 lata. Jestem z nim szczęśliwa, oczywiście, nie jest idealnie, jak w każdym zapewne związku. Jest to mój pierwszy chłiopak, z nim przezyłam swój pierwszy raz ;) Od jakiegoś czasu mam natrętne myśli, że mogę być lesbijką. Jakoś jak rozmawiam z kolezankami to mam ochotę je przytulić, pocałowaćm właściwie to do każdego tak mam, chyba nawet niezależnie od płci. Dodam też, że z moim chłopakiem nie miałam orgazmu. Ostatnio udało mi się przy nim dojść do orgazmu łechtaczkoweego jak sama się podniecałam. I to tyle. Zawsze w dzieciństwie oglądałam jakieś filmy erotyczne, a od dłuuuższego czasu bardziej np. jarają mnie 2 kobiety na filmiku niż np. para hetero. Zawsze jakoś ciało kobiety bardziej mnie jarało niż mężczyzn. W swoim chłopaku zakochałam się bardziej w jego osobowości niż w wyglądzie ( no ale pewnie coś tam musiał mnie też z wyglądu jarać).

I teraz nie wiem, czy to przez nerwicę tak mam, bo np. mam tak, że kochając się z chłopakiem albo po, mam natręty myślowe, że jak to by było z kobietą, albo wyobraża mi się jakby on był kobietą. Często też patrze na kobiety, na mężczyzn i analizuję to bardziej mi się podoba. BYć może ten mój stan wszystko jakoś maskuje. W dodatku mam wrażenie, że wszyscy to homoseksualiści, że pary heteo są nieszczęśliwe ;/ Albo np. coś mi nie pasuje u chłopaka to sobie myślę, że no, jakbym z laską to nie miałabym problemu bo nie była by taka itd. Kuźwa, a ja tak naprawdę nie chcę mieć tych myśli. Nie chcę, żeby się pojawiały. Chce życ normalnie jak każda normalna kobieta będąca w związku z mężczyzną...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Miałam swego czasu taki okres, że zastanawiałam się, czy nie jestem bi :lol: Bo nagle patrząc na losowe dziewczyny spotkane na ulicy nie rozpatrywałam ich już w kategorii ładna/zadbana/etc, ale bardziej jako "niezła"/fajny tyłek/fajne cycki i się zastanawiałam, jakby to było całować się z nią i takie tam :lol: Po jakimś czasie mi przeszło i teraz wiem, że jestem w 100% hetero.

 

Ale dobrym lesbijskim porno nie pogardzę :smile:

 

wystraszona922, Może faktycznie powinnaś się zastanowić nad swoją orientacją.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej wystraszona922

Rozuniem że masz zdiagnozowaną nerwice i depresję (czy może sama wnioskujesz po objawach?) derealizacja i depersonalizacja to reakcja organizmu na lęk. Swego rodzaju reset w momencie kiedy lęk jest długotrwały, mózg w tym stanie odpoczywa (my oczywiście nie). Spłycenie uczuć i emocji też może być spowodowane właśnie tym resetem. Co do orientacji seksualnej to (podobnie jak wszystkie ważne dla nas rzeczy) może być obszar działania nerwicy, ale nie musi. Wszystko zależy od Twojej reakcji na myśl, fantazję. Lęk, napięcie, stan depresyjny może wskazywać na to że nie jest to tylko "zwykłe" określenie orientacji lecz bardziej skomplikowana sprawa. Nie jestem lekażem więc nie moge cię diagnozować, ale badania nad zok wskazują również hocd (homosexual ocd) jako objaw ze spektrum ocd. Myśle że określenie orientacjii seksualnej nie pojawia się z dnia na dzień i nie budzi negatynych emocji. Samo przeżywanie czy czerpanie przyjemności (lub ich brak) podczas zbliżenia, też nie musi jednoznacznie wskazywać orientacji, na sferę intymną składa sie masa czynników - psychicznych jak i fizycznych, wątpie żeby to również było takie proste jak: odczuwam przyjemność - jestem hetero, nie odczuwam jestem les.

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej wystraszona922

Rozuniem że masz zdiagnozowaną nerwice i depresję (czy może sama wnioskujesz po objawach?) derealizacja i depersonalizacja to reakcja organizmu na lęk. Swego rodzaju reset w momencie kiedy lęk jest długotrwały, mózg w tym stanie odpoczywa (my oczywiście nie). Spłycenie uczuć i emocji też może być spowodowane właśnie tym resetem. Co do orientacji seksualnej to (podobnie jak wszystkie ważne dla nas rzeczy) może być obszar działania nerwicy, ale nie musi. Wszystko zależy od Twojej reakcji na myśl, fantazję. Lęk, napięcie, stan depresyjny może wskazywać na to że nie jest to tylko "zwykłe" określenie orientacji lecz bardziej skomplikowana sprawa. Nie jestem lekażem więc nie moge cię diagnozować, ale badania nad zok wskazują również hocd (homosexual ocd) jako objaw ze spektrum ocd. Myśle że określenie orientacjii seksualnej nie pojawia się z dnia na dzień i nie budzi negatynych emocji. Samo przeżywanie czy czerpanie przyjemności (lub ich brak) podczas zbliżenia, też nie musi jednoznacznie wskazywać orientacji, na sferę intymną składa sie masa czynników - psychicznych jak i fizycznych, wątpie żeby to również było takie proste jak: odczuwam przyjemność - jestem hetero, nie odczuwam jestem les.

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Też tak macie, że lepiej się czujecie z drugą połówką w miejscach które znacie (np. mieszkanie jej/jego lub Wasze) a w innych gorzej? W ogóle, też Wam się nasilają jakoś lęki czasem tak, że najlepiej to byście nie wychodzili z łóżka, a na myśl o podróży włącza się jakiś lęk?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Też tak macie, że lepiej się czujecie z drugą połówką w miejscach które znacie (np. mieszkanie jej/jego lub Wasze) a w innych gorzej? W ogóle, też Wam się nasilają jakoś lęki czasem tak, że najlepiej to byście nie wychodzili z łóżka, a na myśl o podróży włącza się jakiś lęk?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej

Tak, dosyć często, mieszkanie to "bezpieczne" miejsce i dużo rzeczy jest w miare przewidywalnych. Na zewnątrz oprócz tego co w głowie jest jeszcze "nieprzewidaywalny, pełen zagrożeń" świat :) tak to niestety działa. Nerwica potrafi przypiąć do łóżka. Tylko czy w tym łóżku czyjemy się lepiej, przychodzi ulga? Nie, i nie przyjdzie. Bo zkąd? I to jest właśnie najtrudniejsze. Leżysz a umysł pracuje na maxymalnych obrotach. Nie odpoczywasz, zmęczenie nasila objaw więc myślisz jeszcze intensywniej. Błędne koło. Ciągła argumentacja. Nawet trudno sobie wyobrazic miejsce czy sytuacje w której odzczulibyśmy ulge. A wyjście jest w nas, nikt za nas tego wyjścia nie znajdzie ani przez nie nie przejdzie. Zapomnieliśmy drogi i zgubiliśmy klucze, ale to nie znaczy że go nie ma. Potrzebny przewodnik i ślusarz :)

Jak z terapią? Udało się coś?

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej

Tak, dosyć często, mieszkanie to "bezpieczne" miejsce i dużo rzeczy jest w miare przewidywalnych. Na zewnątrz oprócz tego co w głowie jest jeszcze "nieprzewidaywalny, pełen zagrożeń" świat :) tak to niestety działa. Nerwica potrafi przypiąć do łóżka. Tylko czy w tym łóżku czyjemy się lepiej, przychodzi ulga? Nie, i nie przyjdzie. Bo zkąd? I to jest właśnie najtrudniejsze. Leżysz a umysł pracuje na maxymalnych obrotach. Nie odpoczywasz, zmęczenie nasila objaw więc myślisz jeszcze intensywniej. Błędne koło. Ciągła argumentacja. Nawet trudno sobie wyobrazic miejsce czy sytuacje w której odzczulibyśmy ulge. A wyjście jest w nas, nikt za nas tego wyjścia nie znajdzie ani przez nie nie przejdzie. Zapomnieliśmy drogi i zgubiliśmy klucze, ale to nie znaczy że go nie ma. Potrzebny przewodnik i ślusarz :)

Jak z terapią? Udało się coś?

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×