Skocz do zawartości
Nerwica.com

Osobowość schizotypowa (schizotypia)


Pomidorek12345698

Rekomendowane odpowiedzi

Tutaj kolejny (mocno niepełny) opis przypadku

Cytat

Jestem po pierwszym spotkaniu z pacjentką, zastanawiam się nad diagnozą i leczeniem. Kobieta 32 lata, do tej pory nie leczona. Pacjentka typu "kaczka-dziwaczka", nietypowa w wyglądzie, sposobie wypowiadania się, w tym co przeżywa i w co wierzy - min. "jest tak mało zahaczona w swojej egzystencji", że inne osoby mogą "w nią wniknąć", udała się nawet do egzorcysty z tego powodu. Unika kontaktu fizycznego z niektórymi osobami bo to również powoduje "przenikanie" .To co opisywała wyglądało też na stany depersonalizacji/ derealizacji. Za główny swój problem podaje jednak natręctwa myślowe (boi się ujawnić ich treści, są "związane ze śmiercią") oraz nasilające się czynności natrętne (mycie, pranie, dużo unikania, niedotykania konkretnych ubrań, przedmiotów, unikanie miejsc, rytuały). Objawy z narastająca tendencją, uważa je za absurdalne ale nie jest w stanie powstrzymać. Obecne wyraźnie od 5 lat ale tak naprawdę już jako dziecko myślała w sposób magiczny (musiała wypić 4 szklanki wody żeby mama przyszłą, musiała się modlić żeby bliscy nie umarli). Słabe kontakty społeczne, ma męża ale mówi o nim "były mąż" mimo że nie mają rozwodu i razem mieszkają "bo nic już ich nie łączy". (...)

Konsylium24 zdaje się być kopalnią wiedzy, ale dostęp do całej dyskusji mają wyłącznie lekarze... Ale jak na ironię, maleńki fragment - a jednak porusza najważniejsze kwestie. Szczególnie ta z "małym zahaczeniem w swojej egzystencji" - brak granic ego (lack of ego boundries) wyłożone jak na dłoni. IMO najważniejsze kryterium zaburzenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Od 2015 roku mam rozpoznanie zaburzeń schizotypowych, co ciekawe, z jednoczesną diagnozą zespołu Aspergera. Myślę, że F21 mam przez dostrzeganie koincydencji (a wielkie koincydencje były przez to, że miałem rozpoznanie zaburzeń typu schizofrenii, a nie schizofrenii, czyli F20). Do tego miałem diagnozę mieszanych zaburzeń obsesyjno-kompulsywnych. Mam więc F21, F42.2 i F84.5. Od ok. 16 r. ż. mam "podejrzliwość" wobec obcych ludzi (że mogą otruć, zabić, skrzywdzić). Nie mam przyjaciół ani nawet znajomych, w zasadzie od około 11 lat. Nie cierpię jakoś bardzo z tego powodu, nie wpadłem w depresję, ale brak żony może być dla mnie niezbyt przyjemny. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 27.12.2018 o 20:04, take napisał:

co ciekawe, z jednoczesną diagnozą zespołu Aspergera.

Czytałem Twoje posty jeszcze przed rejestracją, wiem też, że udzielałeś się także na forum schizofrenia.evot.org... I cóż - poczytaj sobie zalinkowane opisy przypadków na poprzedniej stronie tematu. Ciężko mi ująć to bardziej elegancko, ale gdyby schizotymicy mieli tego Aspergera, żyliby (znacznie?) wygodniej. Te jednostki chorobowe się po prostu wykluczają: ICD-11

Cytat
6A22 Schizotypal disorder
Description
Schizotypal disorder is characterized by an enduring pattern (i.e., characteristic of the person’s functioning over a period of at least several years) of eccentricities in behavior, appearance and speech, accompanied by cognitive and perceptual distortions, unusual beliefs, and discomfort with— and often reduced capacity for— interpersonal relationships. Symptoms may include constricted or inappropriate affect and anhedonia (negative schizotypy). Paranoid ideas, ideas of reference, or other psychotic symptoms, including hallucinations in any modality, may occur (positive schizotypy), but are not of sufficient intensity or duration to meet the diagnostic requirements of schizophrenia, schizoaffective disorder, or delusional disorder. The symptoms cause distress or impairment in personal, family, social, educational, occupational or other important areas of functioning.

Inclusions

  • Schizotypal personality disorder

Exclusions

  • Autism spectrum disorder (6A02)
  • Personality disorder (6D10)

Jestem świadomy, że oficjalne kryteria diagnostyczne zbyt słabo oddają esencję tego zaburzenia, jednak z drugiej strony niosą ciężar prawdy. Pragnienie intymnego związku z drugą osobą (i to na dodatek jeszcze także "chorującą" na autyzm) kłóci się dość mocno z istotą zaburzeń schizotypowych. Nie masz ikonicznego wręcz lęku przed pochłonięciem? Inga_beta polecała "Podzielone ja" RD Lainga - sam wcześniej myślałem, że "Schizofrenia" Kępińskiego była szczytem, jeśli chodzi o wgląd w spektrum zaburzeń schizofrenicznych przez osobę, nazwijmy to, zdrową.

Edytowane przez Neseir

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W  ogóle nie mam lęku przed pochłonięciem. Może taki lęk jest cechą zaburzenia schizoidalnego (czy może borderline), a nie schizotypowego? Przy swoim pragnieniu romantycznej i (odrzuconej przeze mnie ze względów moralnych i religijnych) seksualnej relacji z podobną do mnie kobietą nie jestem raczej zainteresowany posiadaniem przyjaciół. Diagnozę zespołu Aspergera i zaburzeń typu schizofrenii otrzymywałem często od 2015 roku. Myślę, że mam raczej coś uznawanego za "upośledzenie zdolności pozawerbalnego uczenia się" (NVLD, nonverbal learning disorder), a nie autyzm czy schizotypię bądź schizofrenię. 

Edytowane przez take

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Takie raczej luźniejsze, ogólne (albo i nie) wnioski...

Zaburzenie schizotypowe lokuje się gdzieś między tzw. pełną psychiczną integracją, a "totalną" schizofrenią. To jedna z najbardziej trudnych do leczenia chorób. Dlaczego? Schizotymicy "zdecydowali" się na gwałt  - bezczeszczenie - profanację - dokonanymi na tym, co określa się jako własne ja. Zabawne to jest o tyle, że własne ja i tak zawsze pozostanie w sferze chorej abstrakcji. Tu nie chodzi tylko o błędną / prawidlową (zinternalizowaną) definicję choćby terminu pt. "miłość", a o fakt pełnego zniszczenia aparatu poznawczego mogącego odebrać i przetworzyć tę właśnie definicję. I tak samo jest z trywialnym, wspomnianym już "przesuń krzesło". Nie jest możliwe więc połączenie się ze światem, co mogłoby dostarczyć oczyszczającego "prawdziwego doświadczenia self" - albo chociaż namiastkę...

Tożsamość to pogorzelisko, wysypisko, nędzne resztki. Co istnieje w takim razie? Tak jak opisywał to Theodore Millon - jest tylko i wyłącznie amalgamat podstawowych impulsów, pragnień, fragmentarycznych wiązek relacji i traum. Plan absolutnego minimum - wszystko to ma starczyć na nędzną mediację mocno podstawowych konfliktów. Jeżeli będą one bardziej złożone - cóż, witamy w stanie psychozy, czy raczej tzw. quasi-psychozy. Ale stan ten żadnej "złożoności sytuacji" nie wymaga i tak.

Nie ma czegoś takiego jak self, bo strategia obronna "umysłu" uznała je za wroga, niczym choroba autoimmunologiczna: ZNISZCZ SIEBIE, ZDEMOLUJ, WYSADŹ, ROZBIJ NA JAK NAJMNIEJSZE CZĘŚCI.

Jeśli mam być szczery - nie dowierzałem, że tak abstrakcyjne motywy, wyjęte jak gdyby z jakiejś powieści fantasy/s-f (na gruncie psychiki) mogą być aż tak rzeczywiste, tak namacalne w skutkach. Mózg, sieć neuronów manifestujących się w określony sposób, zaczyna najzwyczajniej wariować - i to bez wpływu narkotyków czy jakichś (wtórnych) traum... Pojawiają się derealizacje, depersonalizacje i ataki paniki, nawet bez żadnych zewnętrznych przyczyn - bo tak właśnie ten mózg broni się przed kompletną psychiczną anihilacją, którą dyktują właśnie "założenia" osobowości schizotypowej. Samobójstwo w tym wypadku staje się czymś niebezpiecznie logicznym - kto chciałby prowadzić obce życie obcego człowieka? Po co utrzymywać przy życiu pasożyta, który nieustannie rości sobie prawa do twojego ja?

Jeśli schizotymik w ogóle zgłosi się na terapię, terapeuta musi być kimś w rodzajem geniusza - on musi w każdej minucie kontrolować, czy pacjent najzwyczajniej nie dokonuje sabotażu na ewentualnym postępie w terapii: przez ciągłe wypędzanie / odrzucanie tego czegoś, co miało być "odbudowaną" tożsamością.

 

 

 

 

Edytowane przez Neseir

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 28.12.2018 o 23:55, Neseir napisał:

Te jednostki chorobowe się po prostu wykluczają

Jednostki chorobowe możliwe, że tak, ale można mieć część cech aspergerowych i jednocześnie częściowe stany psychotyczne

Ja od dzieciństwa mam cechy i aspergerowe i częściowe stany psychotyczne. Byłem radykalnie aspołeczny, nie potrzebowałem się z nikim zakolegowywać ani nawiązywać rozmów, miałem inne rozumowanie "zasad społecznych" , nie nawiązywałem więzi uczuciowych z rodziną, pochłaniałem się matematyką  oraz układaniem chronologicznym przedmiotów, "stimmowałem", nie lubiłem obejmowania. Jednocześnie miałem podejrzenia spisków, potajemnego "kamerowania" przez ściany w pewnych sytuacjach i klątw. Pod koniec okresu podstawówki zacząłem odprawiać "rytuały posłannicze" oraz miałem prywatną wojnę z bytem, który mi "wszczepiał do głowy swoje myśli i emocje".

Na przełomie gimnazjum i szkoły średniej część cech aspergerowych zaczęło zanikać, część pozostało. Częściowe stany psychotyczne naprzemiennie się pojawiały i znikały.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja jestem osobą o zaburzeniu takim jak w temacie i mam pytanko do istot co to mają czy mają problem z koordynacją, czy zawsze im przeszkadza osoba która stoi nad tobą jak coś robisz niezależnie czy w domu czy w pracy, jesteś zagubiony jak jesteś w towarzystwie więcej osób, masz myśli że że jesteś obserwowany, że każdy obrót głowy kogoś to w twoją stronę i dlatego się zaraz śmieją, jak idziesz z tyłu za kimś to specjalnie zwalniasz jak jesteś w miare daleko od tej osoby albo wyprzedzasz jak jesteś już blisko bo jesteś pewny że cię widzi i obserwuje i zawsze towarzyszy przy tym stres, swój świat, dar widzenia innych rzeczy i to nie są omamy tylko to jest realistyczne, nie potrzebujesz przyjaźni bo i tak nikt cię nie rozumie ale też samotność i chęć mieć przyjaciela czyli niezgoda w sobie ,rozdarta dusza,krzyk ,nienawiść, zagubienie,stres od najmniejszych lat,czuciem się wyrzutkiem ,czujesz się jak szkodnik i nieudacznik, wierzysz w reinkarnacje i myślę że to jest nie związane z objawami tylko prawda bo na pewno kiedyś nie byłem człowiekiem a jak byłem pewnie innym znacznie innym bo jestem dziki jak Wilk co wyrzucony ze stada przez Basiora sam samotnie wędruje przez lasy i góry i sam wybiera sobie ścieżki jaką pójdzie co w jakiś sposób jest to jego wolność. Za duża empatia ,znacznie przekraczająca co nie pomaga w funkcjonowaniu. Macie może tak że mimo że czujecie się gorsi umiecie grać ,rozmawiać z ludźmi którzy nie do końca was znają choćby w pracy?

że tam jesteście innymi niż w domu ?

bo ja tak mam ,jestem tam wygadany ,wiedzą tyle co im powiem, trochę gram ale nie mówię o życiu prywatnym i potrafię się śmiać ,dużo gadać i pokazywać im że czuje się z tymi ludźmi dobrze ale to tylko powierzchownie bo w myślach od razu masz że co ty frajerze robisz,ty idioto ,zjebie ,kogo ty chcesz oszukiwać ? czy mieliście problemy w rodzinie ,czy byliście akceptowani ? natręctwa myśli są zawsze, 1000 myśli na sekundę to było coś co miałem na non stopie czy pracowałem ,leżałem czy kładłem się spać ale odkąd poznałem pewną dziewczynę co jest istota dla mnie jak z innego lepszego świata zmieniła mnie sposób dość mocny bo lęków jest mniej, pewności jest więcej i nie ma się tych myśli na sekundę co dawniej . A moje myśli zwykle były takie jaką śmiercią zakończyć swe żałosne życie czy pojechać gdzieś gdzie nie ma dużo ludzi ,wyjść i skoczyć, pociąć się , utopić czy poderżnąć sobie gardło albo się zadźgać. W dzieciństwie miałem próbę samobójczą,chciałem się nożem kuchennym zabić i jeszcze nie dawno kiedy byłem w głębokiej depresji ponad rok temu kiedy już miałem wszystko zaplanowane i poznałem tą dziewczynę co wspomniałem. Chodziłem do psychologa i nic mi to nie dawało i mi dała ofertę bo to była pani że najlepiej jak byś zapisał się do szpitala i po tym co powiedziała dałem sobie z tym spokój . Nie zażywałem nigdy leków bo nie chce być ogłuszony i powolniejszy i sam pracuje nad sobą.Są dni kiedy jest okii ,są dni co masz energię ,są dni co masz dołka ale z pomocą Dzikiej bo tak nazywa się ta dziewczyna i opisałem ją w innych postach zdałem sobie sprawę że przy niej jak jestem czuje się najlepiej . Jest moją podporą i prawdziwym przyjacielem i może pan Dziedzic w końcu załatwi swoje prywatne sprawy z Dziką i znów będzie nas trójka co mocno się przyjaźniła . Co chodzi o mnie to nie szukam związków bo się ich boje, kiedy jestem z dziewczyną sam na sam i coś wisi w powietrzu wtedy nie umiem się zachować,mam 1000 myśli na sekundę co w danej chwili o mnie myśli  ,najgorsze jest to że czytam w myślach bardzo dobrze i rozpoznam po minie czy po głosie że mnie oszukuje i ze mnie drwi co czuje się wtedy zakłopotany i chce uciec. Czuje że jestem dla niej jak robak ,ona jak super girl co zaraz mnie powali na nogi, pokaże kto ma władze ,wyobrażam sobie że jestem dla niej jak malutki chłopczyk a może i dziewczynka bo mam zachowania i tej płci bo jestem wrażliwy jak na faceta. Facetów się nie boje bo nawet Lucyfera mam w dupie co mnie prześladuje czy na ulicy czy gdzie jestem bo wszędzie wisi mi śmierć na drodze, lubię adrenalinę, lubię wyprawy  po górach i lasach ( jestem jak WILK co wędruje i szuka coś nowego i myślę że dawniej byłem Wilkiem z mojego innego życia lubię niebezpieczeństwo , igranie z życiem i śmieje się z Lucyfera że mu się nie udało a z innych zainteresowań dawniej siłownia ale barki zjechane to teraz więcej rower i bieganie bo jeszcze nie dawno temu byłem we wojsku  ale dziewczyn tak i zawsze one mają decydujący głos czy jak będę się czuł. Jeżeli jestem z dziewczyną na luzie w przyjaźni wtedy można mnie poznać jakim człekiem jestem ale przy pierwszym spotkaniu mogę wyjść na pajaca lub na idiotę . Ale pracuje nad tym i być może już jestem gotowy przeciwstawić się temu i spotkać się w przyszłości z dziewczyną co może kiedyś pokocham ale wystarczy mi miłość do Dzikiej bo jest moim całym światem i liczę na to że zawsze będzie dla mnie najbliższa.. Chciałbym się z wami przywitać i witam na forum, przepraszam jak was męczę swoją obecnością ale chce tu trochę popisać bo pisanie zawsze było dla mnie jak część terapii co lżej się na sercu robiło.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ten wpis z 8 marca to 100% prawdy o mnie. 

Natychmiastowe zabijanie każdego przejawu swojego "ja". I to tak szybkie że ten przejaw nawet nie zdąży wyjść na wierzch, do stanu świadomości a już następuje atak i zabicie. W ten sposób wnętrze staje się coraz bardziej puste, pozbawione życia. Następuje taka sekwencja po sobie w sytuacji gdy ma się pojawić jakieś odczucie  z poziomu "ja"- najpierw lęk, potem nienawiść a potem atak i zabicie. To wszystko w jednej sekundzie tak że jest to niezauważalne. I nawet nie wiem że był atak i zostało coś we mnie zabite. Moje "ja" jest dla mojego mózgu obcą istotą we mnie którą on stara się zniszczyć, to dla niego wróg nr 1 który mu zagraża i chce go przejąć. 

Kiedyś miałam jakieś żywe odczucia ale wszystkie zostały zabite i żadne z tych odczuć już nigdy się nie powtórzyło. Od 11 lat mam terapię a jestem coraz uboższa wewnętrznie bo ten proces zabijania bez przerwy u mnie trwa, mimo bardzo dużych zmian w efekcie terapii na plus. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

O autyźmie T mi powiedział w odpowiedzi na mój wzgląd ale nie pierwszy bo już od dawna o tym wiemy. Więc nie wiem dlaczego dopiero teraz określił to jako autyzm. 

Znów wejrzałam w siebie i zobaczyłam że zostałam odrzucona przez rodzinę zaraz po urodzeniu bo miałam poważną wadę. Jest to brak odpowiedniego organu, ośrodka za pomocą którego nawiązuje się relacje z ludźmi. Ja tego nie potrafię, nie potrafię tworzyć więzi bo nie mam czym tego robić, nie mam odpowiedniego narzędzia, w środku jestem pusta. 

Z tego braku we mnie tego ciała emocjonalnego jestem całkowicie bezbronna wobec ludzi, słabsza bo nie ma kto we mnie mnie bronić, nie ma we mnie miejsca tworzenia się mojej siły. Stąd takie silne lęki przed każdym człowiekiem. 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To czekanie akurat niczego nie zmieniło bo i tak cały czas miałam intensywną terapię. Tyle że teraz jestem bardziej zdołowana bo myślałam że już za mną to co najgorsze i że już uda mi się szybciej uzyskiwać poprawę. A tak to nie wiem czy w ogóle i czy uda mi się z tego wyjść. Po prostu znów jest ze mną gorzej niż myślałam. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 10.06.2019 o 08:02, Wirginia Zachodnia napisał:

 U dziewczynek trudniej jest stwierdzić tą chorobę - tak czytałam. 

U obrazie choroby schizotymiczek więcej jest cech nerwicowych, dodatkowo częściej dokonują prób samoleczenia za pomocą substancji psychoaktywnych. Lekka dygresja: w "tym słynnym teście co to jest chyba 600 pytań", czyli MMPI-2, schizotymicy najczęściej uzyskują kod 2-7-8 (albo jego wariację), czyli "żyłują" w skalach Depresja (wiadomo) - Psychastenia (mierzy ogólne poczucie lęku i dyskomfortu) - Schizofrenia (mierzy m.in. możliwość strukturalnego uszkodzenia tożsamości). Test zawiera też skalę 5 - identyfikację z rolą płciową: w przypadku wysokiego wyniku w kontekście kobiet-schizotymików (wysoka pasywność / podległość), będą one dodatkowo pozwalać otoczeniu na dokonywanie aktów przemocy (szeroko pojętej) wobec siebie. 

 

I jeśli dojdzie do konfrontacji ze specjalistą, to prawie pewne że wystawi diagnozę borderline, a nie STPD. W końcu to najbardziej "babskie" zaburzenie, w dodatku border funkcjonuje wygodnie w światku psychiatryczno-terapeutycznym także jako śmietnik diagnostyczny za sprawą swojej specyfiki: trochę psychozy, trochę zespołu lękowego, trochę manii, trochę depresji... Efekt potwierdzenia umiera ze śmiechu, czego jednym z dowodów jest np. fakt, że 61% pacjentów na oddziałach dziecięcych otrzymuje właśnie etykietkę borderline

 

Sprawę komplikuje jeszcze coś innego: w amerykańskim DSM "można" mieć zaburzenia schizotypowe i cechy innych zaburzeń osobowości... no i nie jest to efekt błędnych założeń: Zaburzenia tożsamości, poczucie pustki, granice spektrum z zakresu schizofrenii. Gorąco polecam przeczytać całość (pół żartem - dopiero teraz specjaliści takie wnikliwe rzeczy piszą? Całą ich uwagę pochłonęli narcyzi i socjopaci?), na zachętę trochę potłumaczyłem...

 

Amanda, 23 lata, matura z dobrymi wynikami. Od czasu egzaminów zaczęła odczuwać ambiwalencję odnośnie przyszłej edukacji i porzucała kolejne kierunki studiów. Mieszka w internacie, obecnie przebywając na zwolnieniu lekarskim. Do placówki psychiatrycznej została przyjęta rok wcześniej po drugiej próbie samobójczej. W chwili mówiła o swojej tendencji do działania pod wpływem impulsu, wspomniała także o aktach samookaleczenia. Czasami odczuwała agitację i niepokój względem trudności w relacji interpersonalnych. Była przygnębiona, pozbawiona energii, płakała bez wyraźnego powodu, nie uczęszczała na zajęcia. (...)

W okresie dojrzewania doznała niejasnego wrażenia, że jest „bystrzejsza” od reszty ludzi. Nie uważa się jednak za bardziej inteligentną, spekuluje zaś, że miała lepszy wgląd odnośnie ludzkiej natury. To wrażenie odmienności być może wyewoluowało w „bańkę”, przez co Amanda nie czuje się prawdziwą częścią świata.

 

Nie ma pojęcia kim jest. Kiedy przychodzi jej opisać siebie, jedyne przymiotniki jakich używa to „leniwa” i „energiczna”. Nie potrafi wskazać jakichś specyficznych osobistych wartości, preferencji, zainteresowań. Jej „osobowość” przejawia się wyłącznie w rolach jakie zdecyduje się przyjąć. Kiedy patrzy w lustro, czasem ma wrażenie, że widzi obcą osobę. Podobnie jej uczucia i myśli stają się w pewnym sensie anonimowe i „wolno płynące”, jakby nie należały do niej. Opisuje też swoje wspomnienia jako odseparowane od niej samej, jakby doświadczenia dzieciństwa należały do kogoś innego. Zastanawia się czy jest transseksualistką, może też źródłem problemów z tożsamością jest to, że po prostu nie urodziła się chłopcem. Rozważa także kwestię możliwego nieuświadomionego homoseksualizmu (bo pod względem seksualnym interesują ją tylko mężczyźni). Planuje konsultację z jasnowidzem odnośnie lepszego pojmowania siebie samej.

 

Jej brak poczucia tożsamości owocują w pewnym sensie pustką: „we mnie nic nie ma, nic w sensie duszy bądź czegokolwiek”. Tę pustkę opisuje jako „czarną dziurę” i „przepaść” w rejonie klatki piersiowej. Odczuwa tę przepaść w bardzo konkretny sposób, precyzując jej rozmiary. „Wyrwa” zdawała się być mniejsza, kiedy była w relacji z chłopakiem, ale wciąż istniała. Wtedy spróbowała relacji z dwoma partnerami naraz, ale to też nie

pomogło. Teraz zastanawia się, czy dokooptowanie kilku kolejnych mogłoby sprawić, że pustka zniknie.

Poczucie pustki związane jest z wrażeniem, że Amanda nie czuje się jednością ze swoim ciałem. Opisuje ona je jako „narzędzie”, które służy „przemieszczaniu się z punktu A do B”. Myśli są w jej głowie; jej ciało jest puste. W szczytowych momentach tych doświadczeń odczuwa bolesny niepokój i lęk, bez autonomicznych objawów. Opisuje swoje „ja” w zwarty sposób, niczym „płynną masę”, niczym „płynny zarys” na wietrze – nie jako kompletną osobę. Raportuje że jej "JA" jest tak rozmyte, że czasem odnosi wrażenie, że nawet nie może umrzeć – ponieważ nie istnieje „rdzeń”, który mógłby gwarantować ewentualne „wykluczenie z gry”. Gdy Amanda idzie po ulicy, zastanawia się, czy ludzie patrzą się na nią właśnie dlatego, że dostrzegli, iż jest pusta.

U pacjentki zdiagnozowano zaburzenie osobowości typu borderline z racji zaburzenia obrazu tożsamości, z brakiem jasno zaznaczonych celów, poczuciem pustki, niestabilności afektu i nastroju, aktów samookaleczenia i dysfunkcji na poziomie relacji interpersonalnych. Epizody depresji stoją w zgodności z diagnozą zaburzenia typu borderline. (…) Jednakże przypadek Amandy spełnia także kryteria schizotypowego zaburzenia osobowości.

 

Jasne staje się, że najważniejszym elementem obrazu klinicznego jest zaburzenie tożsamości, wpływające na życie osobiste i proces edukacji. Ewidentnie przejawia się ono na poziomie konstruktu, który nazwaliśmy indywidualną narracją, czegoś przejawiającego się w ten sposób, że Amanda nie ma osobistych preferencji czy zainteresowań, ani nie wyznaje konkretnych wartości. Jej problemów nie można jednak lokować wyłącznie w obszarze narracyjnym, lecz przede wszystkim na bardzo podstawowym, strukturalnym poziomie doświadczenia. Przykładowo – pacjentka doświadcza zanikania „obecności przez siebie”: nie ma żadnych trwałych i znaczących odczuć odnośnie „ja / ja-siebie / ja-moje”. Wyraża fundamentalną (ontologiczną) różnicę względem innych („Anderssein”). Jej pierwszoosobowa perspektywa została zniekształcona z racji postępującej anonimizacji procesów myślowych i wspomnień, co w końcu zaowocowało wymazaniem cechy „własności”. Jej ambiwalencja i brak kierunku w życiu, które manifestują się na poziomie narracyjnym osobowości, są naszym zdaniem związane z jej przytłaczającym poczuciem redukcji „obecności przez siebie”, a nawet istnienia jako-takiego. Przypadek ten tyczy się właściwie pojęcia utraty generalnego znaczenia „bycia” (pacjentka czuje się jak ciecz / płynna masa / niewyraźny zarys czegoś).

 

Z tej perspektywy jasnym staje się fakt, że te zaburzenia sfery narracyjnej są produktem głębszego, strukturalnego zaburzenia, wraz z całym bagażem niestabilnego obrazu tożsamości i odczuć względem jej samej. Uszkodzenie rdzenia tożsamości w kolejnych stadiach włącza do kieratu motyw „uprzestrzenienia” doświadczenia (Amanda może wskazać miejsce w swoim ciele, gdzie konkretnie odczuwa brak duszy), motyw braku niezakłóconej jedności z sobą samą i motyw fizycznej dyslokacji – cięła się motywowana anhedonią i z racji wrażenia, że jej ciało jest martwe. Tok myślenia Amandy ujawnia tolerancję wobec sprzeczności (opisywała siebie jednocześnie jako „leniwą” i „energiczną”) i logikę na granicy rozumowania psychotycznego (wzrastająca liczba partnerów miałaby zmniejszać poczucie pustki). Podsumowując, pacjentka demonstruje szereg bardzo charakterystycznych cech właściwych zaburzeniom ze spektrum schizofrenii (...)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 30.05.2019 o 11:15, dracarys napisał:

ja jestem osobą o zaburzeniu takim jak w temacie

Wybacz impertynencję - raczej nie jesteś taką osobą. Wrażenie "czytania w myślach" =/= umiejętność odbioru sygnałów niewerbalnych... Zresztą, bardzo dobrym punktem odniesienia dla ewentualnej diagnozy zaburzeń schizotypowych, lepszym niż oficjalne kryteria diagnostyczne, będzie IMO lista pierwszorzędnych objawów schizofrenii wg. Kurta Schneidera:

 

  • Głosy komentujące
    Omamy głosowe komentujące w trzeciej osobie działania chorego
  • Głosy dyskutujące lub sprzeczające się
    Omamy dwóch lub więcej głosów dyskutujących lub sprzeczających się ze sobą
  • Ugłośnienie (echo) myśli
    Słyszenie własnych myśli (jako głosów)
  • Nasyłanie myśli
    Pojawianie się w obrębie własnych myśli myśli odbieranych jako cudze, obce, nasyłane przez inną osobę lub siłę
  • Zabieranie myśli
    Poczucie, że inna osoba lub siła zabiera z umysłu chorego, wbrew jego woli jego myśli
  • Rozgłaśnianie (przesyłanie) myśli
    Doznanie, że własne myśli stają się bezpośrednio jawne dla innych osób (rozgłośnione)
  • Doznania zewnętrznego wpływu na wolę lub działanie
    Przekonanie i przeczucie, że inna siła lub osoba kieruje wolą i postępowaniem
  • Doznania zewnętrznego wpływu na afekt
    Poczucie, że przeżywane emocje są emocjami innej osoby lub siły, albo przez nią kierowane
  • Oddziaływanie somatyczne (owładnięcie)
    Doświadczenie głębokiego, obezwładniającego wpływu innej siły lub osoby na swoje ciało
  • Spostrzeżenie urojeniowe
    Urojeniowa interpretacja prawidłowo spostrzeganego faktu, przedmiotu lub sytuacji

Z zastrzeżeniem, że objawy te nie są aż tak silne i intensywne jak u schizofreników (a odnośnie schizofreników - nawet nie wszyscy w stanie psychozy przechodzą do tzw. fazy apokaliptycznej). Omawiamy jednak wciąż produkty zaburzenia, nie jego esencję. A tą jest brak granic ego, ew. mocno "przepuszczalne" granice ego. lax-ego-boundaries-3-638.jpg?cb=14017808

Więc... "dyskomfort w sytuacji kiedy jest się sam na sam z dziewczyną, bo można coś głupiego palnąć" to bardzo słabe kryterium zaburzeń ze spektrum schizofrenii.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

12 godzin temu, Neseir napisał:

 

  • Głosy komentujące
    Omamy głosowe komentujące w trzeciej osobie działania chorego
  • Głosy dyskutujące lub sprzeczające się
    Omamy dwóch lub więcej głosów dyskutujących lub sprzeczających się ze sobą
  • Ugłośnienie (echo) myśli
    Słyszenie własnych myśli (jako głosów)
  • Nasyłanie myśli
    Pojawianie się w obrębie własnych myśli myśli odbieranych jako cudze, obce, nasyłane przez inną osobę lub siłę
  • Zabieranie myśli
    Poczucie, że inna osoba lub siła zabiera z umysłu chorego, wbrew jego woli jego myśli
  • Rozgłaśnianie (przesyłanie) myśli
    Doznanie, że własne myśli stają się bezpośrednio jawne dla innych osób (rozgłośnione)
  • Doznania zewnętrznego wpływu na wolę lub działanie
    Przekonanie i przeczucie, że inna siła lub osoba kieruje wolą i postępowaniem
  • Doznania zewnętrznego wpływu na afekt
    Poczucie, że przeżywane emocje są emocjami innej osoby lub siły, albo przez nią kierowane
  • Oddziaływanie somatyczne (owładnięcie)
    Doświadczenie głębokiego, obezwładniającego wpływu innej siły lub osoby na swoje ciało
  • Spostrzeżenie urojeniowe
    Urojeniowa interpretacja prawidłowo spostrzeganego faktu, przedmiotu lub sytuacji 

 

 

1 - nie mam

2 - nie mam

3 - nie mam

4 - miewam, czasem dochodzi do sporu pomiędzy moimi myślami, a "cudzymi", a czasem te "cudze" myśli komentują moje działania lub moje myśli

5 - nie mam

6 - miewam

7 - miewam

8 - miewam, czasem "cudze" emocje wchodzą w "spółkę" z "cudzymi" myślami, tworząc "byt"; byt ten odczuwa radość, gdy w sporze na linii moje myśli i "cudze" myśli wygrywa on, a ja się wkurzam; a gdy wygrywam ja i ja czuję radość, "byt" odczuwa smutek

9 - tylko jeden "epizod" i nie dotyczyło to ciała, a pewnego narządu w ciele

10 - nie mam

 

Część tego typu stan,ów pierwszy raz pojawiła się, gdy miałem 7 lat

 

Miewam też czasami stany poczucia (nie przekonania), że ściany są żywymi istotami i mnie obserwują i podsłuchują.

 

Wszystko to są poczucia, nie przekonania, nigdy nie utraciłem krytycyzmu. Chociaż pomimo zachowanego krytycyzmu, czasem miewałem ochotę stanąć do walki z siłami rzekomo prowadzącymi zaplanowane wrogie działania wobec mnie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

11 godzin temu, mark123 napisał:

4 - miewam, czasem dochodzi do sporu pomiędzy moimi myślami, a "cudzymi", a czasem te "cudze" myśli komentują moje działania lub moje myśli

Więc chyba jednak można odhaczyć punkt 1 - "głosy komentujące". Z tymi "głosami" to w ogóle jest tak, że to szczególne doświadczenie nazwano jak nazwano z braku lepszych określeń: Głosy i myśli w psychozie: wprowadzenie

 

Cytat

One possibility is that they are actually the same underlying experience, but because the experience is highly unusual and hard to describe, it is being reported in different ways by different people. In support of this are examples of phenomena that appear to blur the lines between the two experiences: for instance, Bleuler (1950) also described examples of “soundless voices and “audible thoughts” in the case reports of people with schizophrenia that he saw. Thus, it could be that experiencing inserted thoughts, and hearing soundless voices, are actually one and the same phenomenon;

 

Są schizofrenicy (no i także niestety psychiatrzy) którzy postrzegają implantację obcej myśli / komentarza / koncepcji jako w pełni akustyczne doświadczenie, ergo głos komentujący. Przy czym są i tacy chorzy, którzy autentycznie słyszą głosy, niczym nie różniące specyfiką od "normalnych" (tak jakby ktoś stał za uchem i uprawiał monolog itd.). 

 

11 godzin temu, mark123 napisał:

8 - miewam, czasem "cudze" emocje wchodzą w "spółkę" z "cudzymi" myślami, tworząc "byt"; byt ten odczuwa radość, gdy w sporze na linii moje myśli i "cudze" myśli wygrywa on, a ja się wkurzam; a gdy wygrywam ja i ja czuję radość, "byt" odczuwa smutek

 

W takim przypadku smutek "bytu" próbowały stać się automatycznie TWOIM, jako coś narzuconego, nie podlegającego uwarunkowaniom sporu. Może się mylę, to co opisałeś pasuje bardziej do mocarnego konfliktu neurotycznego (chodzi wyłącznie o punkt 8 z tą konkretną specyfiką).

"Normalni" ludzie też są w ciągłym konflikcie z pewnym bytem - który nazywa się superego (czyli wewnętrzny pan wychowawca walący po łbie kodeksem z nakazami i zakazami). I różnica między schizofrenikami / schizotymikami a "normalnymi" w kontekście superego, jest taka, że dla tych pierwszych to coś kompletnie poszatkowanego, rozbitego - nawet we własnym obrębie - na autonomiczne "wiązki", które w pewnym sensie zyskały własną (pseudo)świadomość.  No i manifestują się te konstrukty w postaci właśnie czegoś-kogoś narzucającego obce lub "obce" myśli / uczucia / żądania... albo wręcz przeciwnie, myśli i uczucia będą tak "naturalne" i tak intensywne, że w końcu wywołają bunt reszty "psychicznych organów" z obawy przed zagarnięciem całego "organizmu". W końcu zaczynasz postrzegać siebie samego nie jako konkretną istotę, a pole bitwy kretyńskich idei albo naczynie, z którego cały świat uczynił śmierdzący ustęp. I na tym polega właśnie istota DEZINTEGRACJI. Zabawne (ironiczne?), że według Georga Hegla właśnie cały sens rzeczywistości zawarty jest w "idei manifestującej się w ciele / naczyniu (aż idea samą sobą się nasyci)". I chyba miał rację.

Co z tymi drugimi? Zdrowi, trzymają swoje superego na łańcuchu, który skracają albo wydłużają w zależności od okoliczności. przy czym - co najważniejsze, cały czas pozostają w zgodzie ze sobą (z innymi segmentami jaźni). Nie czują, że obcują z jakąś dziwną siłą czy dziwnym intrapsychicznym konstruktem. Są ZINTEGROWANI. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

55 minut temu, Neseir napisał:

W takim przypadku smutek "bytu" próbowały stać się automatycznie TWOIM, jako coś narzuconego, nie podlegającego uwarunkowaniom sporu. Może się mylę, to co opisałeś pasuje bardziej do mocarnego konfliktu neurotycznego (chodzi wyłącznie o punkt 8 z tą konkretną specyfiką).

 

Punkt 8 czasem łączy się z innymi punktami.

 

Pierwsza akcja, gdy "cudze" myśli weszły w spółkę z "cudzymi" emocjami tworząc "byt" miała miejsce, gdy chodziłem do podstawówki. Wtedy byt "przedstawiał się" jako Bóg. "Bóg" co jakiś czas "sterował mną" tak, by mi się coś nie udało, albo żebym się np. potykał i "szantażował" mnie, "nasyłając" informację, że jak nie będę wykonywać pewnych rytuałów, to będzie częściej mną tak sterować. Oprócz "jego" informacji, miałem w głowie "jego" radość ze szkodzenia mi. Ja byłem wkurzony, że on się cieszy, co prowadziło do sporu moich i "jego" myśli. Czasem byłem tak wkurzony, że marzyłem, by móc unicestwić "Boga", by zostawił mnie w spokoju.

 

Ostatnio było to kilka lat temu. Było to w okresie, kiedy miałem fizyczne problemy zdrowotne z pewnym narządem. Miałem poczucie, że ten byt owładnął narząd i spowodował chorobę i dodatkowo wszedł "w zmowę" z lekarzami, "namówił ich", by mnie olewali. Byt się wtedy nie "przedstawiał", odbierałem go jako demona, który opętał mi narząd. Czułem radość bytu, że "steruje" moim narządem i że "namawia" lekarzy do olewania mnie. Ja czułem złość, że byt ma radość z robienia mi problemów i w efekcie dochodziło do sporu "jego" i moich myśli. Czasem marzyłem, by pozbyć się z organizmu "opętanego" narządu, nie miałem jednak zamiaru tego robić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ponieważ nie mam pomysłu jak kreatywnie odpowiedzieć markowi123 (bez tego ohydnego rabunku osobistego doświadczenia), wrzucę fotkę Marszala - no i CIEKAWY LINK, kontynuując miniaturowy (no, nie w tym wypadku...) wątek "słynni prawdziwi bądź fikcyjni schizotymicy"...

 

hqdefault.jpg

 

Wierzenia Heaven's Gate wcale nie były niczym oryginalnym, ludzkość przerabiała podobne filozofie od setek lat, a i tak przekonania ugrupowania stały się pośmiewiskiem. I jak tu nie mieć przekonania, że "prawdziwe" religie to po prostu świetne agencje PR-owe? Jak nie mieć choćby minimalnego wrażenia, że psychiatria & psychologia funkcjonuje przede wszystkim jako narzędzie kontroli społecznej? Janowi Pawłowi II nikt "wystarczająco poważny" nie śmiał zarzucić, że - także za sprawą swojej charyzmy i zdolności aktorskich - uskutecznia wiarę w picie krwi człowieka zmarłego ~2000 lat temu, co miało skutkować osiągnięciem z tym zmarłym, a w sumie wciąż żywym, jedności. I to rzekomo nie są wcale komiczne wierzenia...

A kogóż mamy tutaj? Staruszka z maskowatą twarzą, czymś bardzo typowym dla zaburzeń ze spektrum schizofrenii, którego wywodów trzeba słuchać z prędkością x1.25 albo x1.50, bo sadzi tak wielkie pauzy między zdaniami - może to właśnie za sprawą zjawiska blokowania myśli? Nie, to nie jest archetyp przywódcy kultu religijnego. Więc bezpiecznym jest pisać "O jaka beka z typa xd xd xd, statki kosmiczne LOL".

Wracając do kwestii wierzeń... jakie to nienowoczesne elementy składały się na system filozoficzny "sekty"? Uwaga, bo napisałem to stylem wieś tańczy i śpiewa...

 

- mit stworzenia, który bardzo podobnie brzmi w nauczaniu chyba wszystkich religii (kiedyś było "fajnie", ale weszliśmy w fazę "upadku" - Lucyfer / Ego / odrzucenie Ostatecznej Rzeczywistości, itp.). Punkt oczywiście wiąże się z...

- motywem prawdy objawionej: oświeconego proroka / nauczyciela, który oferuje wiedzę zapewniającą "zbawienie" od takiego porządku rzeczy, bo nadchodzi...

- motyw "końca czasów" przemieszany z motywem naturalnej cykliczności zjawisk (ostatnia szansa, by ewakuować planetę Ziemię, zanim rozpocznie proces oczyszczania - przy czym Applewhite zaznaczał, że nie chodzi o ziemski sposób liczenia czasu)

- obecny jest gnostycyzm, ale taki ciekawie zmodyfikowany (świat & człowiek będącymi dziełami "złych konstruktorów - w tym przypadku wysoko rozwiniętych istot, które właśnie upadły", przy czym HG nie gardzili w typowy sposób materią - Królestwo Niebios było jak najbardziej fizyczne)

- skoro gnostycyzm, to i oczywiście prawdziwe chrześcijaństwo - odrzucenie świata, "Ludzkiego Królestwa" i wszystkich jego zabawek, wraz z zostawieniem "grzebania umarłych innym umarłym" (Ten, kto kocha swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne). 

antynatalizm, ale wciąż w ramach takiej chrześcijańskiej retoryki (ludzie są zainteresowani rozszerzaniem "Ludzkiego Królestwa" z całym durnym, ludzkim porządkiem; dokonują aktu okrucieństwa powołując do tegoż Królestwa potomstwo, które zmuszane jest do utrzymywania statusu quo)

- powiązane z gnostycyzmem motywy, nazwijmy to "buddyjsko-ezoteryczne": członkowie HG nie chcieli służyć jako naczynia dla "obcych dusz-konstruktorów" które nie przeżyłyby bez fizycznej formy, nie mogąc więc rozszerzać Ludzkiego Królestwa, przy czym termin "dusza" służył wyłącznie ułatwieniu zrozumienia przekazu. Stąd też człon "buddyjski" - HG hołdowali w pewnym sensie niedualistycznej optyce, topos "przejęcia ciała przez potężną, lecz wciąż bardzo prymitywną istotę, głodnego ducha (marę)" obecny jest w tradycji buddyjskiej od starożytności.

Samobójstwo, a w sumie wcale nie śmierć, a Wzniesienie się na poziom ponadludzki, Poza Ludzkie Królestwo w tym konkretnym dniu w 1997 roku, miało ocalić członków HG przed staniem się tym czymś, co buddyzm określa właśnie marami - głodnymi duchami. Staliby się dokładnie tym, czym gardzili, budowniczymi Królestwa Ziemskiego. Oni określali to oczywiście inaczej, ale coś dużo tu podobieństw w "nauczaniu". 

- skoro samobójstwo, to i motyw pesymizmu musiał być obecny. Pogarda wobec człowieka zajmującego się jednocześnie destrukcją i przedłużaniem życia, z toksyczną, niereformowalną naturą... co łączy się z motywem "czasów ostatecznych". 

- no i wątek, nazwijmy to, science-fiction: przelatujący statek kosmiczny mające zabrać "dusze" na planetę wolną od ziemskiego statusu quo. Ten element to najczęstszy obiekt kpin zewnętrznych obserwatorów. Powiązany z motywem "prawdy objawionej".

 

Ufff.... a i tak w mojej pisaninie zawarłem dużo uproszczeń. A jaka była "prawda" stojąca za tym wszystkim? Coś takiego nie istnieje, nieważne jak niektórzy chcieliby sobie uzurpować. Jedna z interpretacji brzmi tak:

 

Cytat

Hugh Urban writes that Applewhite's life displays "the intense ambivalence and alienation shared by many individuals lost in late 20th-century capitalist society". He notes that Applewhite's condemnations of contemporary culture bear similarities to those of Jean Baudrillard at times, particularly their shared nihilist views. Urban posits that Applewhite found no way other than suicide to escape the society that surrounded him and states that death offered him a way to escape its "endless circle of seduction and consumption"

 

Edytowane przez Neseir

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wrócę na chwilę do rzekomego wykluczania się spektrum autystycznego i psychotycznego. Istnieje zaburzenie zwane McDD (nie ma go w ICD, to zaburzenie bez "efki"). McDD łączy w sobie spektrum autystyczne i psychotyczne. Jeśli ktoś ma objawy zarówno ze spektrum autystycznego i psychotycznego (to się NIE wyklucza) i objawy z obydwóch spektrów pojawiły się w dzieciństwie, to najprawdopodobniej ma McDD.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kolejny nowy lekarz potwierdził u mnie schizotypię :(  Jak radzicie sobie z nastawieniem ksobnym?

Jestem impulsywna i reaguję pod wpływem podejrzeń...często wychodzi, że ktoś nie miał złych intencji.....

Edytowane przez Linnea

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 19.08.2019 o 12:12, mark123 napisał:

Wrócę na chwilę do rzekomego wykluczania się spektrum autystycznego i psychotycznego. Istnieje zaburzenie zwane McDD (nie ma go w ICD, to zaburzenie bez "efki"). McDD łączy w sobie spektrum autystyczne i psychotyczne. Jeśli ktoś ma objawy zarówno ze spektrum autystycznego i psychotycznego (to się NIE wyklucza) i objawy z obydwóch spektrów pojawiły się w dzieciństwie, to najprawdopodobniej ma McDD.

Objawy MCDD niekoniecznie muszą być psychotyczne, mogą to być też zaburzenia nastroju, nerwice, problemy osobowościowe. MCDD to dość popularna diagnoza w Holandii, ale tamto MCDD często wygląda na coś innego niż zaburzenie łączące spektrum autyzmu i schizofrenii, u dzieci z tym zaburzeniem lęk szybko przechodzi w panikę, a złość we wściekłość, pojawia się też mylenie fikcji i rzeczywistości. Znam rodzinę, w której chyba ojciec i synowie zajmowali się informatyką, jeden syn był agresywny (objaw MCDD?) i brał leki, a drugi jeszcze lepiej pasuje do obrazu osoby z MCDD - miał wyraźne lęki i ponoć mylił fikcję i rzeczywistość. Ten drugi syn ponoć miał diagnozę zespołu Aspergera, podekscytowałem się, gdy o tym usłyszałem. Mimo tego nie był prześladowany przez rówieśników w szkole, w stosunkowo młodym wieku miał dziewczynę, wyprowadził się z domu. Powiedziałbym, że mam nie MCDD, lecz autyzm (całościowe zaburzenia rozwoju) ze spektrum schizofrenicznego. Ty prędzej masz MCDD niż ja. 

 

U mnie w dzieciństwie pojawiły się pierwsze oznaki magicznego myślenia (wywołujące kompulsje) i nienormalne preferencje seksualne (zdarzało się wyobrażanie siebie jako istoty płci przeciwnej), miałem też dziwaczny wstyd (np. do betoniarek, samochodów marki Wartburg i autobusów z logo Blue Star), zdarzyło mi się niepohamowanie śmiać w kościele w wieku ok. 3 - 4 lat (przypomniałem sobie reklamę płynu do mycia naczyń o nazwie Kop czy Pur), od ok. 7 - 8 r. ż. jakby "brzydziłem się" głową czy twarzą po usłyszeniu o statku "Radosna Twarz" w bajce "Kot Ik!" i byciem człowiekiem po obejrzeniu bajki, w której brązowe, paskowane, elipsoidalne kuleczki miały oznaczać człowieka, wskazywać na jego obecność czy działanie. W wieku ok. 12 lat mówiłem, że nie mam głowy czy pośladków, fantazjowałem o byciu potężną istotą bez głowy zbudowaną z czarnych trójkątów, nawet modliłem się o to, aby się nią stać.

 

W dzieciństwie nie miałem bardziej schizotypowych objawów, takich jak idee solipsystyczne (bardzo duże dziwactwo, świrostwo, coś złego - że inni nie istnieją) - ok. 15 - 16 r. ż. (na początku nie wiedziałem, jak się to nazywa), egoteistyczne (gdy miałem 17 lat, przez moment uważałem siebie za Boga, co było bardzo złe), wreszcie podejrzliwość (lęk, że inni mnie otrują czy zabiją) pojawiła się dopiero około 16 r. ż., gdy już nie byłem prześladowany przez rówieśników w szkole (była już obecna podczas diagnozy ZA w wieku ok. 17 lat). Diagnozę schizotypii otrzymałem dopiero w wieku 23 lat (mogę się bać, że przez to zabiorą mi zasiłek pielęgnacyjny). U mnie czynnikiem decydującym o otrzymaniu diagnozy schizotypii mogło być pojawienie się koincydencji jesienią 2014 r, wcześniej co najwyżej myślałem, że jestem kimś szczególnym przez to, że w przeddzień mojego pójścia do zerówki niedaleko mnie spadł jakiś obiekt z nieba z wielkim hukiem (np. tym, co odmieni szkołę) albo że mam jakąś moc czy coś podobnego sprawiającego, że w wypadkach obok mojego domu nie giną ludzie (chyba jak chodziłem do gimnazjum, na wysokości mojego domu doszło do bardzo groźnie wyglądającego wypadku, w którym nikt nie odniósł obrażeń, parę lat wcześniej samochód uderzył w drzewo i nie było rannych). Ale myślę, że schizocoś był u mnie znacznie wcześniej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×