Skocz do zawartości
Nerwica.com

CZY MOŻNA PRZERWAĆ TERAPIĘ U PSYCHOLOGA?


wokalistka

Rekomendowane odpowiedzi

wokalistka,po 6 miesiącach doszłaś do takich wniosków..na efekty terapii trzeba nie raz długo czekac..dłużej chodzić może postaw sobie nowe cele,marzenia dla których warto by kontynuować terapie?6 miesięcy to już coś.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Postanowiłam zrezygnować bo niczego już w moim życiu to nie zmieni. Nie zmienię od tak, nastawienia do samej siebie, a na realizację moich marzeń, dla których podjęłam terapię, jest już niestety za późno.

nigdy nie jest za pozno tak dlugo jak sie ma marzenia mozna probowac je zrealizowac, nastawienie do siebie jest tak bardzo subiektywne jak my sami, czy terapeuta zrobil lub powiedzial cos co Ciebie do terapii zrazilo?

Pit

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Do niedawna czułam się bardzo dobrze, odstawiłam nawet tabletki. Wszystko runęło, kilka tygodni temu. Zrozumiałam, że nadal nie mam odwagi stawiać czoła przeciwnościom losu i nie potrafię.....sobie odpuścić. Muszę być idealna albo jestem nikim. Szalę przeważył fakt, że wytyczony przeze mnie cel, którego realizacji podjęłam się dopiero kilkanaście lat od czasu, kiedy zaczęłam o nim marzyć - jest nie do osiągnięcia. Mówisz, żeby obrać nowe wyzwanie. Zrobiłam to, ale to już nie to samo. Tamten cel był całym moim życiem, był mną. Zrezygnowanie z jego osiągnięcia, jest dla mnie rezygnacją z samej siebie. To tak jak z powołaniem kapłańskim..... Teraz jestem zgryźliwa, przybita i marudząca. I taka już będę.....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nigdy nie jest za pozno tak dlugo jak sie ma marzenia mozna probowac je zrealizowac,

 

 

 

Dla mnie to, jedna z tych "uzdrawiających" formułek, które nici mają do rzeczywistości. Jest wiele fachów, gdzie niestety liczy się chociażby granica wieku. Nie każdy cel jest do osiągnięcia. Nie każdy człowiek, może cel osiągnąć.

Moim zdaniem Bóg spaprał sprawę w mojej konstrukcji. Czuję powołanie do czegoś, czego chociażby moja osobowość nie popiera i we mnie nie wierzy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wokalistka, czy mogłabyś napisać co to za cel i dlaczego jest on niemozliwy do zrealizowania?

cele wyznaczamy i chcemy osiagnac sami, ktos madry kiedys powiedzial "droga ktora idziemy jest naszym celem" czasami wybieramy cele ktore obiektywnie rzecz biorac nie jestesmy w stanie osiagnac a my sami nie potrafimy/chcemy to zaakceptowac, wtedy kiedy sami sobie ten fakt uswiadomimy dojdziemy do wniosku ze to nie my jestesmy slabi ale ten wyznaczony cel jest utopia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pochodzę z patologicznej rodziny...... Gdy byłam mała ojciec lał mnie jak popadło, a gdy trochę urosłam ciągle żądał i wymagał....Zawsze wszystko musiało być naj...ja musiałam być naj..., bo inaczej byłam nikim. I tak mam do dzisiaj....każde małe potknięcie czyni ze mnie najgorszą fajtłapę. Zawsze musiałam robić to co ojciec chciał, studia też mi wybierał.....

Bałam się przeciwstawiać bo mi da w ryj, bo na mnie na wrzeszczy, może wyrzuci z domu..... Zawsze chciałam studiować muzykę, ale nikt tego w domu nie popierał - ojciec nie popierał. W końcu mając dwadzieścia parę lat zapisałam się do szkoły w tajemnicy. Sprzedawałam na aukcjach internetowych wszystko co miałam wartościowszego, żeby ją opłacić. W końcu się wydało.....po 2 latach. Okres w którym chodziłam na lekcje być z początku koszmarny. Poczucie wstydu, zażenowanie, bezsilność, nienawiść do samej siebie, bo przecież muszę wszystko robić dobrze, a przecież to się zafałszuje, tu nie zawsze wyjdzie......czułam się jak pomyłka boża. Znieczulałam się alkoholem, jakimiś tabletkami...wymiotowałam czasem przed zajęciami, w końcu postanowiłam iść po poradę. Nie wiele to dawała, sytuacja zaczęła zmieniać się kiedy....się zakochałam.

Jednym z moich nauczycieli był mężczyzna.... kila lat starszy ode mnie. Od razu wpadł mi w oko, ale czułam się przy nim jak NIKT. On wykształcony, znakomity pianista - BÓG, a ja taka nijaka. Taki KOPCIUCH nic nie umiejący. Mimo tak niskiego mniemania o sobie, postanowiłam o niego zawalczyć ale dostałam kosza....szkoła skończyła się....on wyjechał.....

Zażenowanie swoją beznadziejnością wzrosło. Chciałam iść na studia muzyczne, zapomnieć ale okazało się że....brak mi odwagi. Czuję że nie dam rady podołać tym wszystkim wyzwaniom - egzaminom, koncertom. Nie mam siły na taką konfrontację z samą sobą. Nie wierze w siebie i tyle. Znowu zacznę pić, znieczulać się.....

Druga sprawa to pieniądze. Pochodzę ze wsi, gdzie nie ma pracy, żadnych perspektyw. Ci którzy mogli wyjechali, a ja siedzę...... Poprosiłam o pomoc ojca, bo pomimo lęków postanowiłam że może jednam spróbuję. Pomoc nie miała polegać na płaceniu czesnego przez cały okres studiów ale na pożyczce na start. Chciałam przenieść się do większego miasta, znaleźć pracę i opłacić wszystko, w tym studia. Odmówił. Moje miejsce jest w domu. On kiedyś tutaj wróci i na starość mam obowiązek się nim zająć. Owszem...na studia zawsze można iść, ale chcąc osiągnąć coś więcej niż sam dyplom trzeba zacząć niestety w młodym wieku. I to cała historia. Nie chcę chodzić już na psychoterapię. Przez całe życie dla samej siebie byłam nikim i moje mniemanie nie zmieni się od tak. Za późno się za to wzięłam, a bez mojej muzyki nic nie ma już sensu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z każdej sytuacji jest wyjście.

Przychodzi mi na myśl, że jeśli coś ma być nasze wystarczy to puścić i jeśli wróci to tak naprawdę miało być nasze.

 

Może napiszę trochę na swoim przykładzie - doszłam do takie punktu w moim życiu, że stwierdziłam, iż nigdy nie będzie nikogo kto nie będzie bał się mojej miłości. Okay - będę do końca życia sama. Zaczęłam intensywnie realizować się zawodowo i miłość sama przyszła - tylko, że wtedy ja już nie chciałam...

 

Dążenie do perfekcjonizmu w pewnym sensie nie jest złe ale bardzo wyczerpujące. Myślę, że mogłabyś spróbować znaleźć pracę w pobliskim mieście [nie wiem jak wygląda możliwość dojazdu itd] i odkładać pieniądze na zrealizowanie swoich marzeń. Goni Cię czas jak piszesz - ale rób to dla siebie. Jeśli Twoim życiem jest muzyka to nie potrzebujesz żadnej szkoły żeby się nią cieszyć. Ale jeśli zależy Ci na karierze/koncertach to może być problem - musisz sama zdecydować co jest Twoim marzeniem.

Jeśli się poddasz nigdy nie wyjdziesz z tego błędnego koła. Naprawdę chcesz być do końca życia uzależniona od ojca? Myślę, że takie uzależnienie jest związane z brakiem poczucia bezpieczeństwa.

Myślę, że mogłabyś skupić się na uniezależnieniu od ojca, bo tutaj chyba leży przysłowiowy pies pogrzebany... No ale oczywiście decyzja należy do Ciebie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Vocalistka skoro masz takie złe zdanie o sobie jednak nie powinnaś rezygnować z terapii,to prawda że muzykę można uprawiać na wiele sposobów.,może dla Ciebie co innego jest przeznaczone,czasem rezygnacja z czegoś jest i zarazem początkiem czegoś nowego..muzyką nadal możesz się zajmować,skoro ją kochasz,ale nie ograniczaj się tylko do tego..na terapii właśnie powinnaś przepracować ten problem..to twoje życie jest w twoich rękach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przede wszystkim to ty musisz chciec terapii

i musisz do tego dojrzec...

dojrzec własnie do zmany...

przypuszczam ,że tego nie hccesz,bardzo sie przed tym bronisz...

a może z takim zyciem jest ci po prostu dobrze...?!

 

zmiana jest czyms nowym....boisz sie tego....

życze ci wydoroslenia...

 

ps.na zmiane nigdy nie jest za pozno...

warto mowie ze swojego doswiadczenia...

tez chcialam nieraz zmieniac terapeutke.,.

ale czulam ,że jakbym to zrbiła,to...

bardzo bym tego załowałą...

zastanow sie co chcesz od życia!???

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wokalistka, A NIE WIDZISZ tego że właśnie chęć porzucenia swojej terapii (i tego co za tym idzie) idealnie komponuje się w "plan" twojego ojca ?

Żebyś nie miała swojego życia, swoich marzeń, żebyś została w domu i się nimi zajmowała ?

 

 

Masz rację - żeby niektóre marzenia zrelizować trzeba zacząć odpowiednio wcześnie.

Ale też mylisz się ;)

Z tego co wiem, nie ma żadnych ograniczeń wiekowych żebyś mogła zacząć studiować na wydziale muzycznym !!!

Inna rzecz, czy akurat musisz skończyć takie studia żeby się realizować ?

Za pewne jest milion innych dróg, żeby robić to co kochasz - bez dyplomu uczelni.

Trzymając się jednak uczelni i związanych z tym kosztów - to też nie jesteś całkowicie bezradna.

Są stypendia - czy to na samej uczelni (za wyniki w nauce, socjalne), czy róznych organizacji - baa ! są nawet specjalne stypendia dla osób z rejonów wiejskich; też w samym kościele można uzyskać pomoc na takie cele ... Jak widzisz jest trochę możliwości !

 

Ale najważniejsze, nie rezygnuj z terapii - dla Ciebie jest to jedyna droga , żeby móc się wyrwać z domu ! Zeby móc zobaczyć inną rzeczywistość ... żeby zacząć żyć jak chcesz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bardzo dziękuje Ci za tego posta.

 

Mam już dość słuchania tego, że żyję tak w własnego wyboru, a bo potrzebuję poczucia bezpieczeństwa, a bo to, a bo tamto. JA W DOMU UMIERAM ZE STRACHU PRZED OJCEM!! Nie chce tu mieszkać! Nie z rodziną!

 

Masz rację studiować można zawsze, ale jeśli chciałabym osiągnąć coś więcej niż tylko dyplom?? Będzie już za późno. Nie zależy mi na karierze, ale chciałabym czasem gdzieś wystąpić....

 

Rozglądałam się za stypendium. Naukowe będzie ciężko zdobyć z tak kiepskim przygotowaniem wstępnym, a socjalny mi nie przysługuje, bo mój ojciec dobrze zarabia, ale urzędników nie obchodzi to, że ojciec nie łoży na moje utrzymanie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Uff ;)

 

O czym my rozmawiamy ? Za stary wiek ?

 

A nie jest tak, że ten niby "za stary wiek" jest tylko pretekstem żeby się poddać ?

Że wcale nie tutaj jest pies pogrzebany ?

Mogę się mylić, ale prościej jest przed samym sobą znależć taki powód niż to, że po prostu nie masz dość "odwagi" żeby odejść z domu ?

Wbrew pozorom, często "nieprawidłowe" domy jakoś przywiązują mocno ...

 

A mając na uwadze twój pretekst, to ja osobiście znam parę osób, które zaczęły studiować w pózniejszym wieku niż Ty. Ba ! Świetnie sobie radzą.

Znam też osoby, których kompletnie nie było stać na studiowanie i miały makabryczną sytuacje rodzinną. Jedyne co ich łączyło - to parcie do celu, jak nie oknem to drzwiami.

 

Jedyne co - pomyśl czy to tak na prawdę o muzykę chodzi, a nie o całe twoje przyszłe życie ?

 

Napisałaś, że na terapię chodzisz z powodu swoich marzeń.

Niech i tak będzie - jeśli taki cel ma Ciebie wyciągnąć do życia.

 

Tak na marginesie ;)

Jesteś jeszcze bardzo młodą osobą. Osobą, która może zrobić wiele.

Im póżniej ZARYZYKUJESZ tym będzie Ci po prostu trudniej.

 

PS.

Czemu piszesz o czesnym na studiach ?

Przecież jest masa państwowych uczelni, bez czesnego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wokalistka. Może Tobie się wydaje, że masz AŻ 24 lata. Jak ja miałam 24 lata to mi się wydawało, ze to moja ostatnia szansa, żeby wyjść za mąż, bo już się robię stara. Teraz chce mi się z tego śmiać. Wiem, że trudno, a moze wręcz niemożliwie będzie ci w to uwierzyć, ale dopiero wszystko przed Tobą.Znałam kiedyś chłopaka, który bardzo chciał zostać kompozytorem, ale rodzice przymusili go do studiów prawniczych i dopiero po ich skończeniu postawił na swoje i poszedł na kompozycję. Więc też miał cos koło 24 lat.

Co do nie wierzenia w siebie, to z tego co piszesz dla mnie wynika, że jednak jest w Tobie cząstka, która wie, że JESTEŚ KIMŚ. Gdybys do końca uważała, że jesteś nikim, to byś tu nie pisała, nie byłoby w Tobie czątki, która się buntuje przed takim życiem. Z tego co piszesz, to jest w tobie potencjał, by DAĆ SOBIE RADĘ. Wyjedź do dużego miasta i znajdź pracę na pół etatu albo w nienormaowanym czasie pracy i idź na studia. Wiem, że przesżłość boli, ale... jestem od Ciebie starsza i wierz mi, że można dać sobie radę w dużo, o niebo gorszej sytuacji...jak chcesz to pisz na priv. a psycholog wg mojego doświadczenia to rzadko który mówi cos sensownego...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×