Skocz do zawartości
Nerwica.com

Czuję się jak ścierwo, nie mam już sił.


Hieronim

Rekomendowane odpowiedzi

Witam, przyszedł czas na moją historię. Mimo tego że wiem co mi jest i niby wiem jak zacząć z tym walczyć to nie mam siły woli ani też motywacji by wprowadzić teorię w praktykę. Mam 22 lata i czuję że osiągnąłem dno pomimo tego że obiektywnie patrząc moje problemy są śmieszne w porównaniu z którymi muszą mierzyć się inni. Brak poczucia własnej wartości i kompleksy wyolbrzymiają każde niepowodzenie do rangi wielkiej porażki które bardzo mocno dołuje i nie pozwala pójść na przód.

 

Zaczęło się od podstawówki gdzie rówieśnicy dobitnie mi uświadomili że status materialny ma znaczenie i wtedy pojawiło się poczucie bycia kimś gorszym. Zacząłem uciekać w świat fikcji, książki i własna wyobraźnia pozwala mi na bycie kimkolwiek, w mojej głowie kreowałem najróżniejsze scenariusze przed snem, na lekcjach, w drodze z i do szkoły, mogłem nonstop leżeć na łóżku i gapić się w sufit będąc myślami w nierealnym świecie. W gimnazjum moja sytuacja się nie poprawiła bo grupka osób która mnie poprzednio gnębiła znalazła się w tej samej klasie a z nowymi nie mogłem się jakoś bliżej zaprzyjaźnić ponieważ na integrację(czyt pizza, wyjście na miasto, wycieczki szkolne) nie było funduszy. Z tego okresu pamiętam strach przed tym aby nikt nie próbował mnie odwiedzić i żeby nie zobaczył syfu w jakim mieszkam. Oprócz świata marzeń i głowy w chmurach pojawiła się prokrastynacja, ale niskie wymagania nauczycieli pozwalały to maskować, tak jak przepisywanie zadań i permanentne ściąganie na sprawdzianach. Gdyby tego było mało doszły jeszcze gry komputerowe które już całkowicie pożarły mój wolny czas a patrząc z tej perspektywy był on wręcz bezcenny. Muszę dodać że obcowanie z pecetem przez tyle lat nie zmieniło mnie w komputerowego geeka, wręcz przeciwnie nie nauczyłem się niczego, Zawsze miałem zamiar nauczyć się excela, photoshopa, obróbki video, czy podstaw programowania, nigdy nawet nie zacząłem.

 

W liceum problemy się skumulowały, braki w matematyce spowodowały że królowa nauk przyprawiła mnie o bóle brzucha i migreny, strach wywoływał fizyczne dolegliwości a jakakolwiek nauka szła z oporem. Kombinowałem jak ominąć zajęcia, do poprawek uczyłem się nie rzadko do pierwszej w nocy, każde półrocze kończyłem z zagrożeniem, mimo próśb po pierwszym półroczu, rodzice nie zgodzili mnie przepisać do innej klasy/szkoły. Z kolegami nie miałem o czym rozmawiać dzieliły nas zainteresowania, oprócz tego były to grupki które się dobrze znały z poprzednich szkół. Tak jak poprzednio byłem na uboczu tylko że jeszcze bardziej samotny i częściej niż inni wybierany na ofiarę koleżeńskich żartów. Po pierwszym roku pojawiły się pierwsze myśli samobójcze, nie marzenia o śmierci ale konkretna chęć odebrania sobie życia.

Apogeum nastąpił w trzeciej klasie gdy na samym początku złamałem rękę, a właściwie ktoś to zrobił i stałem się obiektem kpin z powodu jej złego zrośnięcia . Przez dwa miesiące nie prowadziłem notatek i zrobiły się zaległości co wprowadziło nerwową atmosferę w przygotowania do zdania matmy na te półrocze(o maturze jeszcze nie myślałem:), gdyby tego było mało, to nie zdałem egzaminu na prawko ...cztery razy. Z tego też mieli wszyscy polewę, nawet koleżanki pozdawały za pierwszym razem. Nie wiem zresztą po co mi ono bo samochodu nie miałem i nie mam ale był owczy pęd i wszyscy wtedy robili, to ja też. Za wszystko zapłaciła mama i czułem się jak skończony idiota gdy czwarty raz powiedziałem że nie zdałem, czwarte podejście było gdzieś w lutym a już w maju pisałem maturę. W 2009 matematyka była nie obowiązkowa i miałem ten komfort że nie musiałem się nią martwić, z ścisłymi przedmiotami sobie nie radziłem więc na maturę wybrałem wos, a naukę do matury przekładałem wręcz do samego końca zacząłem dopiero na dwa tygodnie przed terminem.

 

Jak się łatwo domyślić wos zjebałem i o jakichkolwiek studiach można było pomarzyć, nastąpiła kompletna załamka, niewidoczna dla bliskich bo dla nich jest maska(jest ok, nie martwcie się, za chwilę ruszę swa dupę i coś z sobą zrobię ale jeszcze nie teraz) a ja straciłem całkowicie chęć do życia, wakacje jak wszystkie poprzednie przesiedziałem w domu i kolejny rok i kolejny aż do teraz, czasem wykonywałem drobne prace dorywcze ale raczej krótko i z doskoku. W pracy jest mi ciężko się skupić a inni widzą to jako zaniżanie normy, łagodnie mówiąc;). Obecny stan utrudnia mi przebywanie z ludźmi co jest paradoksem bo jednocześnie czuję się strasznie samotny ale wysłuchiwanie jak inni sobie radzą jest ponad moje siły, irytuje mnie szczęście i uśmiech u innych.

 

Czuję się jak ścierwo i nie jestem pojąć jak mogłem zjebać sobie tak życie, mając oparcie w rodzinie powinienem osiągnąć sukces, być dumą i oparciem dla rodziny a nie pasożytem który na nich żeruje, czuję się winny że zawiodłem czuję że nie jestem w stanie zwrócić tego co od nich otrzymałem, miłości jak i energii jaką włożyli w moje wychowanie przez te wszystkie lata. Miałem bezstresowe dzieciństwo, nie pamiętam żeby kiedykolwiek ojciec(który jest człowiekiem mało zaradnym i trochę leniwym za co go skrycie nie znoszę i mam do niego żal za to jakie miałem dzieciństwo) się upił czy podniósł głos, moja mama utrzymywała i utrzymuje dom z niewielką pomocą ojca, rodzeństwo zawsze mi pomagało, nie wstydzili się mnie jak przyjeżdżałem w odwiedziny do nich do akademika. W porównaniu z braćmi i ciotecznym rodzeństwem jestem zerem, oni mają pasje, pokończyli studia, ożenili się, są szczęśliwymi ludźmi tak samo siostra. Zawsze o mnie pamiętają a ja nie potrafię się tym samym odwdzięczyć.

 

Dokładnie rok temu prawie udało mi się zabić, zawiązałem pasek na drążku do podciągania i wybiłem stołek spod nóg, nie zdążyłem nawet stracić przytomności a pasek z skaju pękł. Nic to, mówi się trudno i próbuje się dalej, poszukałem czegoś lepszego i znalazłem skórzany pasek ojca. Rzeczywiście teraz było lepiej, wraz z odcięciem dopływu krwi odpłynąłem ale i tym razem długo nie powisiałem, przytomność odzyskałem leżąc na podłodze. Guz na czole i wybity kciuk świadczyły o przyziemieniu a ja zdezorientowany i przerażony z płaczem dochodziłem do siebie dobre 10 minut. Zerwał się drążek który nie miał prawa się zerwać, złośliwość rzeczy martwych jak mówią ale już nie miałem siły/odwagi na trzecią próbę, do teraz.

 

Nienawidzę samego siebie za to wszystko, przed rodziną i znajomymi noszę maskę(jest ok, wszystko w porządku) ale pod nią gniję, ścierwo jakim jestem się rozkłada i ta fasada za niedługo puści. Gdy jestem sam w domu zdarza się że puszczają mi nerwy, klnę i rzucam krzesłem, zawsze tłamsiłem w sobie emocje. Nie pamiętam nawet kiedy ostatni raz byłem zadowolony, nie szczęśliwi ale właśnie tylko zadowolony, złe wspomnienia/porażki są ostre jak żyleta, te dobre zaś rozmyte i w dodatku w mgle. Nie mam żadnej przydatnej wiedzy czy umiejętności by dostać pracę, nie wiem nawet czy zdołałbym się podjąć najprostszej.

 

Mam już dość tego kurewskiego stanu, sfrustrowany patrzę z obrzydzeniem na samego siebie, jest wyjście ale boję się że wyrządzę rodzinie krzywdę mimo listu w którym motywuję dlaczego mają się mną nie przejmować.

Jestem tak strasznie zmęczony, ja już umarłem tylko ciało tego nie wie i serce nadal pompuje krew.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

he he he dobra historia ; > Twoje problemy nie są mi osobiście tak dobrze znanę, bo moje sa trochę innej natury, ale chyba doskonale rozumię twój ból i frustrację..Nie wiem.. może na ciebie podziałają znakomite pocieszenia typu jesteś jeszcze młody, całe życie przed tobą. Odnajdź radość w najdrobniejszych błahostkach, znajdź sobie jakieś ciekawe hobby. Co tam jeszcze było.. takie standardowe carpe diem, zyj chwilą. Albo super przekonywująca maksyma; doceniaj to co masz, bo inni maja dużo gorzej i tu można podciagnąć zdrowie, że nie jesteś kaleką, że nie cierpisz na żadne inne dolegliwości fizyczne, albo krótkie, ale jakze skuteczne no już już..jutro będzie lepiej. I co.. już lepiej się czujesz? hehe żart.. Wszystko to co wymieniłem jest tylko jednym wielkim szyderstwem, kpiną, niezrozumieniem i krótkowzrocznością którą mogą zaoferować ci ludzie..

 

Otóz juto bedzie gorzej i nie ma gwaracji, że kiedykolwiek w tym życiu sie to zmieni. Ale można w tym wypatrzeć szczypte optymizmu, życie jest krótkie(no w sumie zajebiście długie..to chyba zły przykład) i jesteśmy śmiertelni a co za tym idzie wszystko się kiedyś skończy, wszystko przeminie.. Wyrzekając sie tego życia powinienes nabrać większego dystansu do wszystkiego . Bo można by rzec, że jesteś już martwy, chociaz ci się nie udało to wpewnym sensie się zabiłeś i jako trup możesz dużo więcej niż zyjący.. Jakakolwiek nieracjonalna, szalona decyzja zawsze będzie słuszna, bo nic już nie tracisz, bo na niczym ci już nie zależy, bo jestes martwy..

Skoro w każdej chwili możesz stąd odejść, jesteś gotowy opuścić to prymitywne życie.. to daję ci to taką swobodę, że możesz jeszcze zyć. Masz ciało które mozesz jeszcze doszczętnie wyeksploatować.. nie ponosisz zadnego ryzyka, bo możesz w kazdej chwili odejść.. I tu niestety pojawia sie malutki problem jeśli mozesz zrobić wszystko to nie widzisz sensu by zrobić cokolwiek.. Ale zawsze można się zmuszać..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hieronim, cóż Ci odpowiedzeć... powiem tylko tyle, że ja również podobnie jak Ty czuję się jak ścierwo i nie mam sił dłużej żyć. Mój problem jest podobny do twojego z tym, że ja się ciągle męczę w liceum i nie widać u mnie perspektyw na ukończenie tej szkoły. Nie wyobrażam sobie siebie za 5lat. Nie wyobrażam sobie siebie ze zdaną maturą, na studiach, w pracy. Każdy mógłby powiedzieć, że mam gówniany problem, więc nie będę go rozwijać. Dla mnie to jest katastrofa, moje życie to jedno wielkie gówno, a ja jestem chodzącym nieporozumieniem. Mam ochotę ze sobą skończyć, ale nie umiem. Moi rodzice myślą, że wszystko jest OK, ale ja gram jak w jakims pieprzonym teatrzyku, kiedyś nie wytrzymam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hieronimie, nie będę pisałam Ci o tym, że mam tak samo i doskonale Cię rozumiem, bo słuchanie mojej równie dołującej historii nie rozwiąże Twoich problemów. Mam radę podobną do osoby, która odpisała Ci pierwsza, lecz trochę inaczej bym ją sformułowała. Jesteś gotowy na śmierć? Poczekaj. Ona przyjdzie sama, może już niedługo, a może za kilkadziesiąt lat, chociaż wiem, że ta druga perspektywa Cię przeraża. Jednak może daj sobie jeszcze trochę czasu? Może nagle Twoje życie stanie się bardziej znośne? Oczywiście, może się tak nie stać. Ale i tak umrzesz i nie masz pewności, że potem nie będziesz cierpiał dalej. Więc ja bym poczekała. Ja czekam również

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Możesz wszystko zmienić tylko musisz UWIERZYĆ W SIEBIE! Zacznij od najdrobniejszych rzeczy wykonywać je dobrze.

 

Zobacz Sobie tego człowieka: Nick Vujicic

 

 

w Tych filmikach poniżej włącz Sobie napisy:

 

http://www.youtube.com/watch?v=fyRnby4oE0E

 

 

http://www.youtube.com/watch?v=XsLYiq3PQg4

 

 

Zbyt szybko się poddałeś, im trudniejsza jest walka, tym większe będzie zwycięstwo!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Masz ogolnie rzecz ujmując depresje (pod ktora kryje sie wieele objawow).

 

To sie leczy. Probowales leczyc sie psychiatrycznie ? Brales kiedys jakies antydepresanty ?

 

 

Twoje jedyne wyjscie z tego stanu to wizyta u dobrego psychiatry , leki i psychoterapia. Tak wyglada obecnie kanon leczenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dlaczego człowiek, kótry sam nie potrafił wyjśc z trudnej sytuacji własną wolą, który sieedzi na forum i brzdęka utwierdzając siebie i innych w błędnym przekonaniu, że jest tak cienki że musi sie posiłkować czymś sztucznym, co samo w sobie nie ma mocy wyciągania z naszej głowy problemów?

 

jeżeli chodzi o depresje i nerwice, których pojawienie wykluczone jest schorzeniami fizycznymi, to są one totalnie, totalnie do wyleczenia.

 

tylko ja Ci powiem, że ty sie uzależniłeś od swoich problemów, jesteś narkomanem nie chcesz sie wyleczyć, nie chcesz!

ja Ci powiem, zapomnij o problemach, a Ty odpowiesz: jak to przecież to są moje problmy! prawda jest taka, że problemy istnieją jedynie w naszych głowach, sami je tworzymy i sami mozemy je usunąć. wyczysc głowe z chwastów zasiej zairna wszyskich pięknych kwiatów

 

gdy zrozumiesz, ze nic Ci nie jest do szczescia potrzebne, bo juz jestes idealny, taki jaki jestes, jaki stworzył Cie bóg, wtedy będziesz bramą, którą zaden człowiek zamknąć nie będzie wstanie.

 

6 lat chorowałem na depresje i nerwice,i........... JESTEM ZDROWY, BEZ NAWROTÓW!

 

http://www.youtube.com/watch?v=MxJWj_sMx8U

tu macie jima careya

 

 

spróbujcie jogi i medytacji, odsuncie sie od tego co wypływa na was negatywnie, nie pożadajcie!

 

pomozcie sobie sami jest wiele ksiązek na ten temat, niczego nie potrzebujeci!

 

p.s 2 lata temu pewien człowiek na forum depresja.pl też mi przesłał podobne linki i dzięki niemu ma niebo na ziemi :)

 

spróbujcie !

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Polecam Audiobooka Anthony De Mello - Przebudzenie!

 

[videoyoutube=xGwH85gDpjM][/videoyoutube]

 

 

tylko ja Ci powiem, że ty sie uzależniłeś od swoich problemów, jesteś narkomanem nie chcesz sie wyleczyć, nie chcesz!

 

Zgadzam się! Nie chcesz ponieważ dzięki temu masz jakieś przywileje, określony model zachowania, nie musisz czegoś bo po prostu poprzez stan emocjonalny tłumaczysz Sobie, że nie masz ochoty i Ci się nie chce czegoś.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Piszesz że miałeś fajnie z rodziną, spójrz z drugiej strony - ja miałem i mam przejebane do reszty przez nich, właściwie to oni niszczą wszystkie moje plany, dekoncentrują i zabijają chęci. A mimo to nie daję się i krok za krokiem do przodu, wiesz taki wkurw "zesraj się, a nie daj się" : )

 

Zacznij od zorganizowania się. Generalnie z tego co widzę pewnie z fundamentami kiepsko u Ciebie, a to dosyć pracochłonna część, na którą trzeba poświęcić dużo czasu a efektów z początku nie widać (znaczy jak się przyjrzeć to dobrze widać, ale to tak przenika w życie że nie zauważa się tego). Lat 22 masz, nie wiele starszy ode mnie jesteś, jakieś 2-3 lata w miarę intensywnej pracy z fundamentami pod resztę życia, w międzyczasie jakiś rok na znalezienie przynajmniej tymczasowego pomysłu na życie i realiowanie go, ewent. jakaś praca w międzyczasie. Jeżeli miałbym dać Ci cenną radę - naucz się komunikacji z ludźmi i pozwól, by oni za Ciebie wiele rzeczy zrobili : )

 

Wolałem by to był praktyczny post, tu nie ma co dyskutować, masz warunki, musisz się zmobilizować. Doceniać chwilę jeszcze będziesz mieć czas, wierz mi, ja ostatnie 3 lata miałem totalnie przejebane i masę czasu przy szukaniu wielu rzeczy zmarnowałem - a może i nie zmarnowałem, wręcz przeciwnie, pociągnęło mnie to w stronę lifehackingu i ogólnego szukania łatwiejszych rozwiązań - to jeden z tych fundamentów o których pisałem. Zdarzało się, że 12-13 godzin przed kompem/książkami spędziłem, a z tego miałem dosłownie kilka drogowskazów, bez żadnej konkretnej wiedzy. Dzisiaj mimo, że ciągle mam wiele do zrobienia, mam w miarę dokładną listę planów, celów, strategii a przede wszystkim styl życia, który mogę tworzyć sam zgodnie ze sobą. I mogę wreszcie wygospodarować czas - pisząc teraz dosyć długiego postu, zamiast zajmować się jednym z dwóch tasków które sobie wyznaczyłem, bez żadnego stresu.

 

Nie namawiam Cię, byś robił dokładnie to co ja, tylko sugeruję, że warto spróbować zrzucić pewne schematy i szukać alternatywnych rozwiązań. Jeżeli nie zaryzykujesz będziesz na sinusoidzie idącej o -a względem osi y na każdy okres (masz matmę, życiową :lol: ). Sam jesteś kowalem, masz młotek i stal - więc uderzaj nim, nawet jeżeli nie potrafisz, kilka razy źle zrobisz i się nauczysz : )

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×