Skocz do zawartości
Nerwica.com

Pomóżcie, bo już nie wiem, co robić.


ogrodnik

Rekomendowane odpowiedzi

Z żoną znamy się jeszcze z czasów szkolnych jednak pobraliśmy się ok. 30-stki.

Jesteśmy osobami z temperamentem i dlatego od samych początków zawsze były jakieś problemy, które jak mi się wydawało udawało nam się przezwyciężyć. Teraz zaczynam rozumieć, że było to tzw. zamiatanie pod dywan.

Pochodzimy z całkiem innych rodzin. Żony dziadek był lekarzem w domu panował dostatek, babcia nie pracowała. Kontakty towarzyskie ograniczały się tylko do kręgów rodzinnych i to bardzo ograniczonych. Rodzice żony kontynuowali mniej lub więcej ten model rodziny.

Ja pochodzę z rodziny nauczycielskiej, w której trzeba było wciąż na coś oszczędzać, gdzie powtarzano, że bez pracy i wysiłku nic nie osiągnę. Jednak mimo to rodzice prowadzili bardzo bogate życie towarzyskie, w którym mniej albo więcej brałem udział.

W latach 80 zarówno żona jak i ja wyjechaliśmy za granicę, żona do Kanady z rodziną a ja do Niemiec. Kontakty utrzymywaliśmy sporadycznie do momentu, kiedy żona odwiedziła mnie w Niemczech i już pozostała. Po trzech latach pobraliśmy się. A następnie po zakończeniu przeze mnie studiów przyjechaliśmy do Polski. Żona nigdy nie chciała pozostać w Niemczech, które nie uznawały jej kanadyjskiego wykształcenia . W Niemczech mieliśmy sporo znajomych, których brakowało nam w Polsce. Jednak stopniowo ich przybywało.

Ja jestem człowiekiem, który nie usiedzi spokojnie, dlatego przyjeżdżając do Polski zakupiliśmy znaczny kawałek ziemi z domem, który przez wiele lat był modernizowany i rozbudowywany nie wspomnę już o dużym ogrodzie, w którym mógłbym pracować, każdą wolną chwilę.

Dla żony te ciągłe remont i ulepszenia były tylko tematem do narzekania. Nigdy ją to nie cieszyło, nigdy nie interesowało jak dom będzie urządzony jednak przed znajomymi czy rodziną udawała jak to bardzo się cieszy, że idziemy do przodu. Ogród traktowała, jako miejsce do opalania lub wypicia kawy itd. Jednak mi to w ogóle nie przeszkadzało, przecież nie każdy lubi pracować w ogrodzie.

Przez cały okres naszego związku zdarzały się konflikty, ale sytuacja pogorszyła się diametralnie po urodzeniu się naszego jedynego dziecka. Poczułem się wówczas, jako maszynka do przynoszenia kasy. Żonę łączy z dzieckiem bardzo mocna więź, jak by mogła to by go nie odstępowała na krok. Ja jestem tym złym, który jest potrzebny jak są problemy. Obecnie to ja spędzam więcej czasu z synem, co dla żony jest nie do przyjęcia.

Jednak apogeum nastąpiło po zmianie pracy przez żonę ok. roku temu. W poprzedniej firmie pracowała bardzo długo i była z niej bardzo niezadowolona. Uważała ją za mało prestiżową, choć na stanowisku kierowniczym. Trzeba dodać, że praca była również zmianowa. Jednak po zmianie firmy i stanowiska była jeszcze bardziej niezadowolona i to niezadowolenie wylewała na mnie w domu. Trzeba też dodać, że dojazd do obecnej pracy jest fatalny na skutek różnych remontów i trwa nie rzadko nawet 1,5 godz. w jedną stronę.

Pewnego dnia powiedziała, że najlepiej nie pracowałaby w ogóle(matka żony bardzo wcześnie przestała pracować).

Dla mnie, którego praca obojga rodziców była oczywista, (bo moi rodzice pracowali) nie był to dobry pomysł, choć biorąc pod uwagę moje zarobki moglibyśmy sobie na to pozwolić oczywiście rezygnując z kilku rzeczy.

Na moje niezrozumienie odpowiedź była jedna, byłem egoistą, że nie rozumiem jej, że wytrzymałość każdego jest inna, że przez cały czas tego związku czuła się samotna, że ją zawiodłem, nie może na mnie liczyć i nie może za mną nadążyć. Podczas sprzeczek zaczęła się pojawiać nawet propozycja rozwodu.

Żona ma bardzo niskie poczucie własnej wartości. Zawsze powtarza, że nic jej się nie udaje, że do niczego nie doszła, że ma zawsze najgorzej , a mi się wszystko udaje. Widzi zawsze, że inni mają lepiej, więcej, lżej i żyją jak w bajce.

Jednak rzeczywistość jest trochę inna. Zarabiamy całkiem dobre pieniądze, zainwestowaliśmy w nieruchomości, mieszkamy w podwarszawskiej posiadłości, jeździmy przynajmniej dwa razy w roku na urlopy za granicę, zero kredytów, auta, prywatna szkoła itd. Oczywiście są ludzie, którzy mają lepiej, lżej ….. Jedyne, co nam brakuje to czas. W weekendy nadrabiamy zaległości z tygodnia, spotykamy się ze znajomymi, chodzimy na basen, zakupy czy do restauracji.

Ja uważam natomiast, że udało mi się w życiu, jestem zadowolony, niczego nie żałuję i staram się każdego dnia iść do przodu. Faktem jest, że nie jestem typem romantyka a i w okazywaniu uczuć też nie jestem mistrzem, ale zależy mi na żonie i synu i kocham ich na własny sposób.

Nasze życie seksualne też nie należy do idealnych, głownie za sprawą ciągłych sprzeczek, kłótni i narzekania, ale jak już znalazła się spokojniejsza chwila to umieliśmy ją dobrze wykorzystać. Przynajmniej miałem takie odczucie.

Ostatnio zauważyłem, że cała ta sytuacja źle wpływa na moje samopoczucie, jestem zdołowany, brak mi energii i boję się, że całe moje życie się rozpadnie. Wiem, że wina musi leżeć po obu stronach, ale czasami łatwiej ją dostrzec patrząc z boku.

Proszę o radę, co mamy zrobić.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Myślałem już o psychologu nawet rozmawialiśmy o tym z żoną. Ale raz mówi, że OK a po kilku godzinach kategorycznie odmawia.

Żona od kilku miesięcy czyta książki, które sam jej sprezentowałem typu jak żyć pozytywnie (Sekret itd). Myślałem, że to coś pomoże, ale efekt jest odwrotny, przynajmniej na razie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czytając Twój temat rzuciło mi się w oczy, że jest bardzo jednostronny - piszesz o wspólnym problemie, ale wyłącznie ze swojej perspektywy... Patrzysz na żonę przez pryzmat siebie, swoich celów, wartości i dziwisz się, że żona nie cieszy się z tego samego co Ty. Ano nie cieszy się, bo najwyraźniej dla niej istotne są kompletnie inne rzeczy...

 

Kupiliście ładny dom, rozbudowywaliście go, zainwestowaliście w dużą działkę, żebyś mógł uprawiać swoją pasję czyli ogrodnictwo, ok. Ale sam zauważyłeś, że Twojej żony to nie cieszyło. Jakie ona ma pasje? Możliwości rozwoju tych pasji? Co przez ten czas osiągnęliście, co JĄ ucieszyło..?

 

Dalej - żona pracowała w firmie w której czuła się źle i na stanowisku, które nie dawało jej satysfakcji, kiedy powiedziała Ci, że chce rzucić pracę, zareagowałeś jednoznacznie negatywnie, bo U CIEBIE... Moim zdaniem popełniłeś tu błąd - ja bym się zapytała żony, dlaczego chce ją rzucić, jaka praca sprawiłaby jej satysfakcję, a jeśli nie chce pracować (a Was na to stać) to co chciałaby robić? Może chce się dokształcić, iść na kurs, wrócić na studia, poszukać swojej pasji..?

Zresztą, między bogiem a prawdą, to na taką rozmowę był czas w momencie, kiedy do Ciebie zaczęło docierać, że żonie w pracy jest źle, kiedy zauważyłeś, że przychodzi niezadowolona, męczą ją dojazdy, a stanowisko nie cieszy. Prawda jest taka, że mało co tak destrukcyjnie wpływa na człowieka jak nielubiana praca, bo spędzasz w niej połowę dnia, czasami nawet większą część. Nic dziwnego, że żona jest niezadowolona, drażliwa, zniechęcona, też bym była.

 

Analogicznie z osiągnieciami - dla Ciebie ten dom, ogród, w której rozwijasz SWOJĄ pasję, samochody i stan konta to osiągnięcie z którego się cieszysz. Ale dla żony najwyraźniej nie, dla niej osiągnięciem byłoby coś innego - może prestiżowe stanowisko, może stopień naukowy, może osiągnięcia w jakiejś dziedzinie, pasji, którą porzuciła, żeby zająć się domem... Pojęcia nie mam, co, ale na pewno warto podrążyć temat w tym kierunku. W takim układzie poradniki, jak żyć pełnią życia, tylko pogarszają sprawę, bo ona je czyta i myśli "mogło być tak pięknie, a strawiłam X lat w dennej pracy i nie mam z tego nawet satysfakcji".

 

I na koniec - nie jesteś typem romantyka, ok - ale może jednak żonie trochę tego romantyzmu brakuje. Może niekoniecznie łóżka ukwieconego różami i serenad pod balkonem, ale nie wiem - może brakuje jej codziennej czułości? Może czuje się mało kobieco, mało doceniana, nie czuje, że jest kimś wyjątkowym? Na to by wskazywał fakt, że tak mocno związała się z Waszym dzieckiem - fakt, że była matką, dawała i dostawała czułość, miłość, poczucie intymności, niwelował nieco braki czułości od Ciebie. Ty kochasz żonę na swój sposób, ale jesteś z nią, więc musisz ją kochać też trochę na JEJ sposób, albo nie dziw się, że nie jest szczęśliwa...

 

Co masz zrobić? Zaczęłabym od rozmów i słuchania żony, ale nie takiego słuchania, że słuchasz, a potem tłumaczysz, dlaczego ona nie ma racji, dlaczego powinna "iść do przodu", cieszyć się i być dumną z domu z ogrodem i konta pozwalającego na zagraniczne wakacje, samochody i prywatną szkołę. Słuchać, czego ona chce i postarać się jej to dać, nawet jeśli Ty tego samego nie potrzebujesz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

człowiek nerwica, no ale to nie musi być kwestia "mało", a tego, że może chce czegoś innego. To tak jakby ktoś Ci nakładał na talerz kolejne porcje ziemniaków ze schabowym, kiedy Ty masz ochotę na choćby jedno ciastko, a schabowym już rzygasz. I dziwił się, że on Ci nakłada i nakłada góry jedzenia, a Ty narzekasz... :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja może w temacie związków nie powinienem się wypowiadać, i z góry ostrzegam, że u mnie praktyka wygląda bardzo kiepsko. Jednak sądzę, że może faktycznie porozmawiaj z żoną czego jej brakuje? Co się jej nie podoba? A może zachęć na choć jedną wizytę w poradni małżeńskiej z nadzieją, że dalej RAZEM pójdziecie i RAZEM (czyli żona, ale i Ty) będziecie pracować.

 

Dziewczyny trochę na Ciebie naskoczyły, że patrzysz przez pryzmat siebie na żonę. Trudno powiedzieć na 100%, jednak trzeba im przyznać rację. Po tym tekście ja też mam wrażenie, że dajesz jej to co według Ciebie jest dobre dla niej. A nigdzie nie piszesz czego ona oczekuje. Co jej zdaniem jest źle. I jak próbowałeś się tego dowiedzieć.

 

A więc spróbuj. Porozmawiaj z nią o tym. Wczuj się w to co ona czuje. Może pragniecie różnych rzeczy. Niekoniecznie to znaczy coś złego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzięki, za te wszystkie wskazówki.Też już myślałem w tym kierunku, jednak bałem się, że jeżeli pójdę tą drogą to może się okazać, że marzymy o czymś zupełnie innym a nasze życie to całkowita pomyłka. Widzę jednak, że ucieczka od tego tylko pogarsza sytuację.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×