Skocz do zawartości
Nerwica.com

"JĘCZARNIA"-czyli muszę się komuś wyżalić!


magdasz

Rekomendowane odpowiedzi

Czuję się gównianie. Od paru lat. Wcześniej tez był czas kiedy czułam się jak gówno, zdarzały się też przerywniki dobrego samopoczucia. Każdy kolejny dół jest coraz gorszy. Ostatni jest związany z moim krótkim romansem sprzed paru lat który wpierw dał mi nadzieję na lepszy los, miłość- yo byłoby spełnienie marzeń... a później prawie wpędził do grobu- odrzucenie-katastrofa.

Mimo, że romans był krótki nie potrafię się wyzwolić od natrętnych myśli o tym co zrobiłam źle, jaka jestem chujowa, głupia i żałosna. Ciągle mnie to męczy. Nie umiem zakończyć myślenia o tym. Brałam trochę leków, trochę pomogło- wyłączyłam emocje ale ciągle spałam więc po ponad roku przestałam brać. Emocje załączyły się więc znów myślę i popłakuję czasem jaka to jestem beznadziejna. Przeżywam znów ten wstyd, żal i złość i nie potrafię sobie wybaczyć. Nie potrafię iść do przodu. Zaklopsowałam się. Jestem tym bardzo zmęczona. Chodzę do pracy, chodzę do szkoły, ale dalej jest ze mną myśl o mojej chujowatości, nie jestem wystarczająco dobra, mam paskudny charakter, nadal użalam się nad sobą. I boję się, że już zawsze będę sama, nikt nie będzie mnie chciał, nie będę wystarczająco dobra, nie mam nic do zaoferowania.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam dosyć bycia krytykowaną i niedocenianą. Nie wiem czy to ja jestem tak niedorobiona, że zawsze ktoś musi mnie skrytykować, czy to ludzie są tacy chujowi i niewdzięczni. Wychodzę ze skorupy, aktywizuję się, a w zamian dostaję liścia w twarz. Potem ludzie się dziwią, że wycofuję się z życia, izoluję na miesiące. Depresja ma tę zaletę, że nie muszę narażać się na zranienie. Naprawdę odechciewa mi się już cokolwiek robić. Przepełnia mnie złość i nienawiść do ludzi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 7.03.2020 o 15:51, alone05 napisał:

Nie przebywam z ludźmi, bo nie lubię. Ludzie są źli. Żadne spotkania rodzinne mnie nie interesują, bo nazywali mnie grubą. Jak upokarzają ludzi to będą samotni. Każde zwierzę jest więcej warte od podłych ludzi.

Legenda głosi, że jednak nie wszyscy są źli..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć,chciałbym opisać moje z pozoru idealne życie,i prosić o wsparcie.ogolnie mam w życiu to,co wiele osób tu pewnie chciało by mieć.magistra inżyniera,porządną pracę w biurze budowlanym,żonę i dziecko,znajomych,własne mieszkanie.na tym zalety mojego życia się kończą.niniejszym obalam mit,że jak człowiek jest słaby psychicznie,osiągnięcia go z tego wyleczą.to nieprawda.to są chwilowe strzały energii.na co cierpie-na niechęć do życia,głównie z powodu flegmatycznego charakteru i braku bystrości i umiejętności utrzymania koncentracji.urodzilem się leniwy i tak pozostanę.teraz mam ogromny problem żeby utrzymać to co mam,jestem zmuszony do codziennego udawania,że się cieszę życiem,mimo że to nieprawda.przed rodzina,w pracy,trzeba cały czas udawać(przed żoną nie udaje,ale ona jest choleryczką,no i cóż,szefem domu,co też mi nie pomaga,stara się mnie wspierać ale różnie to wychodzi).dzien w dzień udaje kogoś kim nie jestem,i zastanawiam się czy nie łatwiej byłoby mi być samemu,i w prostej pracy.mam trudności ze słuchaniem ludzi,z szybkim kojarzeniem faktów,z wypowiadaniem się,brakiem skupienia.nadrabiam sumiennoscia i dokładnością,ale do mojej pracy i ogólnie życia potrzeba być profesjonalnym i przebojowym,czuje się cały czas jak marionetka w rękach innych,za mało inteligentna i decyzyjna żeby się przeciwstawić (dużo pracowałem nad sobą,nie pomoglo niestety,genów czy defektu mózgu się nie oszuka).i ogólnie nie wiem co robię na tym świecie,nie czuje że jestem tu z konkretnego powodu,nie żyje ani pracą ani domem ani niczym czym żyją normalni ludzie.jak miałbym wybór,wolałbym się zamknąć przed komputerem i książka.ale wyboru już nie ma.proboje udawać zdecydowanego i ogarniętego,rozmownego ale to widać nie raz że to nieprawda.wewnetrznie jestem roślina,a nie człowiekiem,niestety przeszkadza mi to bo w obecnej sytuacji życiowej na głowie jest tyle że muszę nie raz sam działać,a rzeczy takie jak załatwianie spraw i wogole rozpoczęcie i utrzymanie rozmowy z innym człowiekiem jest dla mnie ogromnym trudem,często nie rozumiem co ludzie do mnie mowia i sam nie wiem co odpowiedzieć a trzeba to robić...jak zaakceptować że jest się gorszym od innych na codzien?nie mówię o tym co osiągnąłem,ale o codzienności,która nie odzwierciedla kompletnie sukcesów które wypisałem,bo co one znaczą jak było się tylko popychanym przez innych do tego,a sam nic...jak zaakceptować to że można robić jedynie to,co mówią mi inni?czuje się jak niewolnik...dzięki za wszelkie wsparcie..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam fizycznie i psychicznie dość... Leczę bezsenność, biorę leki i efekty raz są, raz nie ma. Czuję się jak Syzyf. Dźwigam kulę pod szczyt, i gdy czuję że już osiągam pułap poprawy, nagle staczam się z kulą na sam dół... I tak w kółko, cyklicznie, regularnie. To jakaś schiza... Męczy mnie to cholernie psychicznie, każdy dzień wydaje mi się jednakowy, robię wszystko zadaniowo, zero radości. Mam dziewczynę, która jest wyrozumiała i oddana, mam wspierającą rodzinę, też chcę być dla nich, a nie kaleką... bo tak, tak właśnie się czuję...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Może ja też bym coś tu dodała. 

 

Strasznie się boję swojej przyszłości. Boję się, że moje życie  nigdy mnie nie zadowoli. Mam bardzo wysokie ambicje i zupełny brak motywacji oraz strach przed spełnianiem ich. Mam wrażenie, jakby każda  dziedzina życia  sprawiała mi trudność, jakbym miała dysfunkcje odbijające w każdym możliwym kierunku. Z pewnością mam jakieś lęki społeczne, bo panicznie boję się oceny ludzi, ale to nie ogranicza się do ich komentarzy na mój temat, ale również  moich znajomych, rodziny, czy partnera. Mogę to wręcz  nazwać permanentnym wstydem. Nie byłabym w stanie bez obaw i poczucia wstydu (za nich i siebie) przedstawić sobie dwóch  różnych  znajomych, czy chłopaka  przyjaciołom/rodzinie i odwrotnie.

 

Każde  słowo, które choć trochę zabrzmi w moich uszach jak krytyka, sprawia, że  odechciewa mi się  żyć. Zaraz czuję się jak beznadziejny śmieć. W dodatku czuję, że  każdy  ma mnie za głupią, za nie wystarczająco mądrą. To takie irytujące i bolesne...

 

W pracy i nauce (jestem studentką) chciałabym odnosić same sukcesy, ale to wymaga aktywności, a boję się  odzywać ponad to, co się wymaga, a właściwie ode mnie wymusi. Jest organizowane coś ponadprogramowego? Marzę o udziale w tym, ale nikomu nie pisnę nawet słówkiem, bo przecież będę musiała robić coś, w czym mogę okazać się być słaba i wystawiona na pośmiewisko. Lepiej nie brać udziału wcale, niż wziąć i wypaść źle.

 

Jakby tego było mi mało, mam wrażenie, że  nie potrafię nikogo pokochać. Możliwe, że  to strach przed bliskością, związkiem, bo mimo że bardzo chcę, to nie jestem  w stanie. Póki  jestem z facetem w relacji przyjacielskiej - wszystko jest super, ale gdy może  wyjść  z tego coś więcej, nagle zalewa mnie fala jego (i oczywiście moich) wad. No i te moje wady, są nawet znośne, bo zaraz się  okazuje, że  on je akceptuje. Tyle że  ja już  nagle nie potrafię akceptować jego...

 

To zakonczyło w sumie ledwie zaczęty związek z moim wieloletnim przyjacielem. Wspieraliśmy się we wszystkim, rozumieliśmy, jestem skłonna uznać jego charakter za idealny, a przy tym o odpowiednim humorze, ambicjach oraz szalenie inteligentny. Od dawna wiedziałam, że  coś do mnie czuje i starał się, coś we mnie rozruszać. W którymś momencie postanowiłam spróbować dać mu się "poprowadzić", bo był nawet skłonny obiecać, że za wszelką cenę nauczy mnie kochać. W niczym nie naciskał, nic nie działo się za szybko, mimo że  uparcie twierdziłam, że nie, że  nie pokochałam nikogo i nie pokocham, bo nie umiem (to się w sumie wzięło z zupełnego braku przywiązania emocjonalnego do poprzednich partnerów, głównie czułam tylko poczucie bezpieczeństwa, bo byli, chociaż z tym to też nie tak do końca).

 

Powoli coś tam się więc działo, powoli się rozwijało, ale nagle wszystko zupełnie szlag trafił. Jak tylko miało być poważniej, nagle zaczęłam go odpychać od siebie.  Zupełnie stracił wszystkie pozytywne cechy. Widziałam wyłącznie wady. Traktowałam go źle, więc potwornie go zraniłam, ale zraniłam też  tym siebie. Urwaliśmy kontakt, by po pół  roku milczenia znów być przyjaciółmi.  I znów uważam go za ideał, znów zastanawiam się, co by było, gdyby... Znów zastanawiam się, czym jest to, co wobec niego czuję i znów  zastanawiam się, czy umiem w ogóle  kochać.

 

Na myśl o związku z kimś nowym aż mnie ściska z obawy i niepewności. Czuję, że  to wręcz niemożliwe, a każdą relację, która  miałaby skonczyc się randką zbywam, kończę, uciekam od niej. Ah, jest jeszcze przy tym obawa przed zbliżeniem... Nie wiem, zdaje sobie sprawę, że  seks jest czymś normalnym, ale wzbudza we mnie okropnie negatywne emocje i jakby poczucie winy... W trakcie zbliżeń miewałam nawet drobne... napady paniki? (Mniemam, że  znam jako tako powody, skąd się to mogło wziąć, ale co z tego...) Choć teraz to odlegle czasy.

 

Mimo wszystko nocami umieram z samotności. Umieram z zazdrości, gdy do lokatorki (przyjaciółki jednocześnie) przyjeżdża  jej chłopak, mówiąc przy tym, że  świetnie mi samej, bo przecież źle  się  czuję  w związku.

 

Do tego przeżywam nadal swoje dzieciństwo, bo ono wraca przez alkoholizm połączony ze schizofrenią ojca. Czasami już sobie nie radzę ze sposobami na uspokojenie go, nakłonienie do wzięcia leków, a co dopiero wybicie mu z głowy jakiejś myśli. On nie jest w stanie mieszkać sam i póki co, mieszka z babcią, ale co, gdy zabraknie babci? Co ja wtedy zrobię? Będzie miał tylko mnie, ale ja sobie z tym nie poradzę przecież, a dla niego odesłanie go do jakiegoś domu pomocy byłoby jak zdrada, wyrzeczenie się go... mógłby coś sobie zrobić.

 

Bardzo często  też  martwię  się  o zdrowie psychiczne najbiższych, bo wiem, że też  sobie nie radzą, ale jak pomóc  komuś, kiedy samemu jest się  w kropce?

 

Brakuje mi zapału do czegokolwiek, cały czas mam plany na nowe zajęcia, ale nie potrafię się za nic zabrać. Zamiast w alkohol czy inne używki (choć tu czasami coś się trafi), to uciekam w gry komputerowe i nawet nie wiem, czy to gorzej czy lepiej, bo kto zwróci  na mnie uwage? Kto pomyśli "hej, ona potrzebuje pomocy, ona sama sobie nie poradzi".

 

Bardzo chciałabym isc na jakąś  terapię, żeby  jakkolwiek bylo mi latwiej, ale okropnie boję  się obcych ludzi, a już  zwłaszcza lekarzy. Wizyta u jakiegokolwiek lekarza, nawet po byle receptę, to dla mnie ogromny stres, więc unikam tego typu wizytacji, jak tylko mogę.

 

Nie potrafię znaleźć wsparcia w najbliższych  z jakiegoś  niezrozumiałego dla mnie powodu. Do wyrwania wszelkich żali zawsze miałam kogoś przez internet. Mówienie  ludziom z otoczenia o moich problemach to dla mnie zupełnie abstrakcyjny pomysł. Widzą we mnie przecież kogoś silnego, kto sobie poradzi. I kto wie, może poradzę, ale tylko wyłącznie ze strachu przed zrobieniem sobie krzywdy.

 

Ah, tęśknie za czasami, gdy miałam możliwość wylewania emocji przez kłótnie, odwracały uwagę od zgiełku w mojej głowie. Mogłam wtedy myśleć, że  jestem nieszczęśliwa przez to jedno wydarzenie, przez tę małą awanturę, którą sama umyślnie zaczynałam. Wychwytywanie odpowienich słówek  i wbijanie szpilek w czułe miejsca bliskich mi osób, byle tylko wywołać tym sprzeczkę... okropnie toksyczne, ale jakoś pozwalało wyzbyć się zbędnych emocji.

 

A tak na dobitkę jeszcze dodam, że  bardzo chciałabym ubierać się ładnie, podkreślać swoje walory, ale boje się to robić, bo boję się zwracać na siebie uwagę, gdyż nie lubię na sobie wzroku innych. Bywają jednak  momenty, że  czuję  się ładna, czuję się mądra, a czasami nawet lepsza od innych. Maluję się wtedy i ubieram kobieco - jest pięknie, patrzę na świat , góry. Zwykle następnego dnia już  o tym zapominam i chcę wyglądać po prostu znośnie... Chociaż warto się cieszyć z tych pojedynczych lepszych dni.

 

Podobno jestem ciekawą kraz inteligentną osobą, ale za taką właśnie usilnie staram się uchodzić. Podobno nawet jestem ładna, ale w to trudniej mi wierzyć. Bo w sumie czuję, że  brzydka nie jestem, ale "ładna" to w moich oczach za dużo jak dla mnie.

 

Nie jestem pewna, czy to tu ostatecznie wyślę, ale chyba trochę  mi lżej, jak już co nieco z siebie wylałam. Póki  co, to jedyna metoda...

 

 

Życzę wszystkim powodzenia w radzeniu sobie ze swoimi  problemami i wierzę, że  Wam się uda. Czytałam mnóstwo  wiadomości  tutaj i chciałabym na nie odpisać, wesprzeć Was każdego z osobna, ale nie dam rady, dlatego dołączę jedynie swój lament jako cegiełkę do zamku dla naszych cichych cierpień. 

 

Marzy mi się spacer nad jezioro, rzekę, cokolwiek... woda jest taka piękna i kojąca dla nerwowej duszy, a teraz nawet tego nie można zrobić. Kiedy pandemia ogarnia nas swoimi szponami, uważajcie na siebie podwójnie, bo dla psychiki to dodatkowy cios.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zauroczyłem się w koleżance z pracy i nie wiem co ze sobą zrobić. Nie wiem  też gdzie popełniłem błąd. Moja chora podświadomość działa jak organizm człowieka z jakąś chorobą autoagresyjną.

Chyba nie potrafię pracować z kobietami (niektórymi). A z nią pracuje mi się super. Rozumiemy się bez słów.😖

Edytowane przez Peter88

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, Peter88 napisał:

Zauroczyłem się w koleżance z pracy i nie wiem co ze sobą zrobić. Nie wiem  też gdzie popełniłem błąd. Moja chora podświadomość działa jak organizm człowieka z jakąś chorobą autoagresyjną.

Chyba nie potrafię pracować z kobietami (niektórymi). A z nią pracuje mi się super. Rozumiemy się bez słów.😖

Zauroczenie to piękna sprawa z jednej strony. To uczucie szczęścia podsiane pewną niepewnością, czy coś z tego będzie... 🙂

 

A jeśli chodzi o moje narzekania to... chciałabym sama wiedzieć czego chcę. A nie wiem. I wkurza mnie to. I ta bezradność. Masakra.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, Heledore napisał:

Wiesz, to jeszcze nic złego, że się zauroczyłeś. Pytanie teraz co z tym zrobisz ;)

Wiem, że to nic złego ale za to przykrego.

43 minuty temu, 0na napisał:

Zauroczenie to piękna sprawa z jednej strony. To uczucie szczęścia podsiane pewną niepewnością, czy coś z tego będzie... 🙂

a co z tego ma być jak ona jest zauroczona w swoim bohaterze, który jest moim imiennikiem.

To dopiero ironia!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, Heledore napisał:

Rozumiem, współczuję :(

 

30 minut temu, namiestnik napisał:

Trzeba uważać zanim się zauroczymy w kimś zajętym. Tylko jakie to ma być to uważanie to nie wiem. 😜

 

Wykorzystaj to co dobre z tej sytuacji, i postaraj się nie wpaść głębiej.

Dzięki, że chciało wam się poświęcić czas na odpisywanie. Postaram się nie stracić fajnej koleżanki, z którą będę miło spędzać czas w pracy ale nie będę jej przyzwoitką. I tak staram się być dla niej niedostępny, drocze się z nią, czasem coś powiem niemiłego a ona się śmieje 🙂.Co z tego wyjdzie, czas pokaże. Jak się zapyta mnie kiedyś co chcę za to czy za tamto, to powiem jej, że buziaka. Zobaczymy jak zareaguje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×