Skocz do zawartości
Nerwica.com

"JĘCZARNIA"-czyli muszę się komuś wyżalić!


magdasz

Rekomendowane odpowiedzi

Witajcie, też mam ostatnio masę problemów ze zdrowiem. Lęki dominują, jak to w nerwicy. To życie, wolałabym już mieć jakąś konkretną chorobę natury czysto fizycznej. Ludzie nie rozumieją. Choroba jest poważna jak brak "ci nogi, ręki" czy coś jeszcze, a nerwica...to nic-tylko nerwica. Ale to nieprawda. Jest tak samo poważna, ciężka -jak inne choroby. Pozdro...dla was.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1 minutę temu, Lilith napisał:

Cześć Asiu! Dawno Cię nie czytałam. Co u Ciebie słychać? Zniknęłaś na całą masę czasu. Jak się czujesz?

Dano mnie nie było. Róznie raz lepiej raz gorzej ,ale ogólnie bywało gorzej, więc nie ejst źle. Stęskniłam sie za wami i postanowiłam zobaczyc co słychac i jak sobie w końcu bede radzic z ta  szata graficzna, nawet  sie odnajduje w niej. A co tam u ciebie moze wpadniesz do mnie  kiedys  na dzień czy dwa?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

19 minut temu, Lilith napisał:

Cześć Asiu! Dawno Cię nie czytałam. Co u Ciebie słychać? Zniknęłaś na całą masę czasu. Jak się czujesz?

Dano mnie nie było. Róznie raz lepiej raz gorzej ,ale ogólnie bywało gorzej, więc nie ejst źle. Stęskniłam sie za wami i postanowiłam zobaczyc co słychac i jak sobie w końcu bede radzic z ta  szata graficzna, nawet  sie odnajduje w niej. A co tam u ciebie moze wpadniesz do mnie  kiedys  na dzień czy dwa?

Troche byłam za granica w pracy a jak przyjechałam to chciałam jakos  byc poza wszystkim i sie wyciszyć od ludzi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja musze dzis gdzies sie wyzalic. Moja znajoma umiera w szpitalu, byc moze juz nie zyje. "Znajoma" to zreszta nie do konca dobre okreslenie. Poznalam ja ok 3 lata temu, najpierw pracowalysmy razem, a potem kiedy zdiagnozowano u niej raka, objelam ja moim programem charytatywnym, bo ona nie zna tutejszego jezyka a jednak jest sporo spraw do ogarniecia przy leczeniu onkologicznym. Pomagalam jej przede wszystkim w sprawach praktycznych, tlumaczenia, telefony do szpitali, sprawy urzedowe, czasem wozilam ja na chemie itd, ale zawsze mialam wrazenie, ze to nie tylko taka pomoc byla jej potrzebna. Jako osoba chora (na raka i depresje spowodowana rakiem), ona raczej potrzebowala towarzystwa, wpadniecia do niej na kawe itd, szczegolnie ze zostala tu, zamiast wracac do Polski i do rodziny tylko dlatego, ze w Polsce nie widzieli mozliwosci leczenia jej. Tu owszem, dostala leczenie na swiatowym poziomie, ale siedziala tez duzo sama w domu. Ja niestety jestem pod ogromna presja az do maja, kiedy pozamykam pewne projekty i nie mialam dla niej tyle czasu, ile chcialabym miec. Od pewnego czasu planowalam, zeby wyrwac ja z domu na cos niemeczacego, jakis koncert, czy warsztaty kreatywne. Myslalam, ze mamy czas. Wiedzialam, ze ona sie nie wyleczy, ale lekarze raczej przedstawiali to tak, ze przy odpowiednim leczeniu choroba bedzie postepowac powoli, raz bedzie lepiej, raz gorzej, ale ma szanse zyc jeszcze pare lat i to w miare normalnie. Na dodatek wlasnie oczekiwala pierwszego wnuka. W piatek zadzwonili do mnie ze szpitala, ze trafila do nich i stan szybko przeszedl w krytyczny z powodu infekcji. Prawdopodobnie system odpornosciowy oslabiony chemia nie dzialal jak nalezy i z tego, co zrozumialam, chodzilo o sepse. Nie zdazylam zabrac jej na zaden koncert, ani wypic z nia kawy. Nie zdazylam jej powiedziec, ze jest bardzo dobra, cierpliwa, dzielna. Nie zdazylam nawet sie pozegnac. Dostalam pozwolenie i od rodziny i od lekarzy by pojechac do szpitala, ale ona byla bez kontaktu a wtedy byla jeszcze minimnalna szansa, ze sie wyleczy wiec nie chcialam tam wchodzic z dodatkowymi bakteriami do osoby, ktorej system odpornosciowy juz praktycznie nie funkcjonuje. Nie wiem w sumie, po co Wam to pisze. Mam nadzieje, ze nie poczujecie sie przez to gorzej. Ale aktualnie mam jakies takie pretensje do losu. Dlaczego jest tak, ze jedni sa zdrowi fizycznie, ale nie chca zyc? A inni chca zyc, ale umieraja przez chorobe? Dlaczego jest tak, ze jedni nie moga miec dzieci choc bardzo chca, a inni maja dzieci, ale nie chca ich i je krzywdza? Oczywiscie nie oczekuje odpowiedzi na te pytania, tak po prostu jest. Ale czasami ta niesprawiedliwosc wyjatkowo mnie uwiera. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

13 godzin temu, minou napisał:

Ja musze dzis gdzies sie wyzalic. Moja znajoma umiera w szpitalu, byc moze juz nie zyje. "Znajoma" to zreszta nie do konca dobre okreslenie. Poznalam ja ok 3 lata temu, najpierw pracowalysmy razem, a potem kiedy zdiagnozowano u niej raka, objelam ja moim programem charytatywnym, bo ona nie zna tutejszego jezyka a jednak jest sporo spraw do ogarniecia przy leczeniu onkologicznym. Pomagalam jej przede wszystkim w sprawach praktycznych, tlumaczenia, telefony do szpitali, sprawy urzedowe, czasem wozilam ja na chemie itd, ale zawsze mialam wrazenie, ze to nie tylko taka pomoc byla jej potrzebna. Jako osoba chora (na raka i depresje spowodowana rakiem), ona raczej potrzebowala towarzystwa, wpadniecia do niej na kawe itd, szczegolnie ze zostala tu, zamiast wracac do Polski i do rodziny tylko dlatego, ze w Polsce nie widzieli mozliwosci leczenia jej. Tu owszem, dostala leczenie na swiatowym poziomie, ale siedziala tez duzo sama w domu. Ja niestety jestem pod ogromna presja az do maja, kiedy pozamykam pewne projekty i nie mialam dla niej tyle czasu, ile chcialabym miec. Od pewnego czasu planowalam, zeby wyrwac ja z domu na cos niemeczacego, jakis koncert, czy warsztaty kreatywne. Myslalam, ze mamy czas. Wiedzialam, ze ona sie nie wyleczy, ale lekarze raczej przedstawiali to tak, ze przy odpowiednim leczeniu choroba bedzie postepowac powoli, raz bedzie lepiej, raz gorzej, ale ma szanse zyc jeszcze pare lat i to w miare normalnie. Na dodatek wlasnie oczekiwala pierwszego wnuka. W piatek zadzwonili do mnie ze szpitala, ze trafila do nich i stan szybko przeszedl w krytyczny z powodu infekcji. Prawdopodobnie system odpornosciowy oslabiony chemia nie dzialal jak nalezy i z tego, co zrozumialam, chodzilo o sepse. Nie zdazylam zabrac jej na zaden koncert, ani wypic z nia kawy. Nie zdazylam jej powiedziec, ze jest bardzo dobra, cierpliwa, dzielna. Nie zdazylam nawet sie pozegnac. Dostalam pozwolenie i od rodziny i od lekarzy by pojechac do szpitala, ale ona byla bez kontaktu a wtedy byla jeszcze minimnalna szansa, ze sie wyleczy wiec nie chcialam tam wchodzic z dodatkowymi bakteriami do osoby, ktorej system odpornosciowy juz praktycznie nie funkcjonuje. Nie wiem w sumie, po co Wam to pisze. Mam nadzieje, ze nie poczujecie sie przez to gorzej. Ale aktualnie mam jakies takie pretensje do losu. Dlaczego jest tak, ze jedni sa zdrowi fizycznie, ale nie chca zyc? A inni chca zyc, ale umieraja przez chorobe? Dlaczego jest tak, ze jedni nie moga miec dzieci choc bardzo chca, a inni maja dzieci, ale nie chca ich i je krzywdza? Oczywiscie nie oczekuje odpowiedzi na te pytania, tak po prostu jest. Ale czasami ta niesprawiedliwosc wyjatkowo mnie uwiera. 

To bardzo smutne, współczuję. Zgadzam sie, ta niesprawiedliwość jest dziwna i okropna. Mimo to chyba już taki bieg życia, trzeba to przetrawic i ułożyć w głowie, w życiu. Bądź dzielna, nie się co obwiniac. Zrobiłaś tyle ile mogłaś, dobro nie zawsze polega na tym by stracić siebie dla kogoś. Myślę że każdy miałby te dylematy i rozważania, to dość ludzkie, empatyczne. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No to ja się pożale, póki żyje. 

 

Wrażenie że wkrótce umrę posiadam. 

A czemu? 

Obawa że coś mam w głowie ale logicznie prawdopodobnie nic.

Skad obawa? 

Kilka dni temu miałam atak migreny dość nieprzyjemny, od maja nie było takiego ;c. Oczywiście tabletka na ból, dzień z życia wycięty. I ból fizyczny plus psychiczny razem to taka mordęga. Tak mi przykro jak tylko pomyślę że ktoś na coś faktycznie choruje fizycznie bolesnego ciągle  i ma depresję to nie jest do wytrzymania... Jak migrena daje w kość to co z resztą. 

 

Miałam przy tym jak zawsze, mdłości silniejsze niż zazwyczaj prawie rzygnelam ale jakoś cbd jest przeciwwymiotne więc się udało nie rzygać. 

Rozwolnienie, ból brzucha, dreszcze, raz zimno raz normalnie a raz gorąco. 

Zmęczenie, w sumie ból przebija deczko.. Zawsze jest taki ujmując, id oczodol do czubka głowy, i tak samo w dół jakby mi ktoś tam coś włożył. Rozwija się pół nagle, bo najpierw zastuka brzytwa po mózgu kilka razy a potem już czuję napor, jakieś ciśnienie w głowie i zaczyna mdlic i boleć... I inne rzeczy. Przy okazji ciśnie na mocz co 20 minut. 

 

Mam dość takich stanów, to jest jakieś dziwne. I typowo oczywiście razi mnie światło każde, i dźwięki. Spokój cisza, ciemność, pomaga. 

 

Było mi przez ten stan bardzo smutno, znów dostrzegam że nie do końca doceniam życie. I płakałam z wdzięczności z bólu fizycznego i psychicznego, z bezradności, z radości. 

 

Byłam kulka emocji oboloałych.

 

Na ratunek trochę (bo on nie wie xd) przyszedł znajomy, spotkaliśmy się, to w sumie pierwsze spotkanie po zapoznaniu się. Dodałam sobie sporo stresu, ale już nie żałuję. Naprawdę dało mi to sporo radości, adrenaliny, spokoju, i zrozumienia. Aż dziwne. 

 

Wczoraj był miły dzień, mimo to płakałam potem w domu bo niektóre momenty były takie nierealne acz fajne, jakiś film? Nie wiem co mi się dzieje. 

Pomyślałam nawet ze chyba chce spotkać się drugi raz. Tylko się bardzo boję, i siebie i jego i życia. 

 

No ale nic na siłę. Nic. 

 

Plusem mega było to że wcale się nie kleil do mnie xd ale to ulga, boże Thanks. Bałam się że skończę spotkanie szybciej niż planuje xd bo faktycznie pisało się nam b. Dobrze. 

 

Zapewne coś spierdole, mój dół zbyt duży, moja depresja, jakieś wieczne problemy.. 

 

Jestem w takim samym złym stopniu jak i w dobrym, materiałem na dziewczynę. Jestem źle dobra, dobrze zła, dobra, zła, neutralna. 

 

Ciężkie te życie, te wszystkie wybory, i uczucia, czasem jest rollecoaster. Raz fajnie, raz dno. Fajne trwają krótko ale mogę przywolywac... 

 

A teraz czuję smutek, znów mam ochotę płakać bo czuję że się obawiam o atak migreny z czym się wiąże załamanie ekspresowe ;( i wszystko... Jakbym umierała, czy kij go wie, no ja wiem nie umrę xd. Ale gdy ma się załamanie to rozsądek prawie zanika.. 

 

Pojde na siłownię, może tam ktoś mi zapoda motywacji o0 poza tym szkoda zmarnować karnet skoro kupiłam. 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

6 godzin temu, needsomesleep napisał:

No to ja się pożale, póki żyje. 

 

Wrażenie że wkrótce umrę posiadam. 

A czemu? 

Obawa że coś mam w głowie ale logicznie prawdopodobnie nic.

Skad obawa? 

Kilka dni temu miałam atak migreny dość nieprzyjemny, od maja nie było takiego ;c. Oczywiście tabletka na ból, dzień z życia wycięty. I ból fizyczny plus psychiczny razem to taka mordęga. Tak mi przykro jak tylko pomyślę że ktoś na coś faktycznie choruje fizycznie bolesnego ciągle  i ma depresję to nie jest do wytrzymania... Jak migrena daje w kość to co z resztą. 

 

Miałam przy tym jak zawsze, mdłości silniejsze niż zazwyczaj prawie rzygnelam ale jakoś cbd jest przeciwwymiotne więc się udało nie rzygać. 

Rozwolnienie, ból brzucha, dreszcze, raz zimno raz normalnie a raz gorąco. 

Zmęczenie, w sumie ból przebija deczko.. Zawsze jest taki ujmując, id oczodol do czubka głowy, i tak samo w dół jakby mi ktoś tam coś włożył. Rozwija się pół nagle, bo najpierw zastuka brzytwa po mózgu kilka razy a potem już czuję napor, jakieś ciśnienie w głowie i zaczyna mdlic i boleć... I inne rzeczy. Przy okazji ciśnie na mocz co 20 minut. 

 

Mam dość takich stanów, to jest jakieś dziwne. I typowo oczywiście razi mnie światło każde, i dźwięki. Spokój cisza, ciemność, pomaga. 

 

Było mi przez ten stan bardzo smutno, znów dostrzegam że nie do końca doceniam życie. I płakałam z wdzięczności z bólu fizycznego i psychicznego, z bezradności, z radości. 

 

Byłam kulka emocji oboloałych.

 

Na ratunek trochę (bo on nie wie xd) przyszedł znajomy, spotkaliśmy się, to w sumie pierwsze spotkanie po zapoznaniu się. Dodałam sobie sporo stresu, ale już nie żałuję. Naprawdę dało mi to sporo radości, adrenaliny, spokoju, i zrozumienia. Aż dziwne. 

 

Wczoraj był miły dzień, mimo to płakałam potem w domu bo niektóre momenty były takie nierealne acz fajne, jakiś film? Nie wiem co mi się dzieje. 

Pomyślałam nawet ze chyba chce spotkać się drugi raz. Tylko się bardzo boję, i siebie i jego i życia. 

 

No ale nic na siłę. Nic. 

 

Plusem mega było to że wcale się nie kleil do mnie xd ale to ulga, boże Thanks. Bałam się że skończę spotkanie szybciej niż planuje xd bo faktycznie pisało się nam b. Dobrze. 

 

Zapewne coś spierdole, mój dół zbyt duży, moja depresja, jakieś wieczne problemy.. 

 

Jestem w takim samym złym stopniu jak i w dobrym, materiałem na dziewczynę. Jestem źle dobra, dobrze zła, dobra, zła, neutralna. 

 

Ciężkie te życie, te wszystkie wybory, i uczucia, czasem jest rollecoaster. Raz fajnie, raz dno. Fajne trwają krótko ale mogę przywolywac... 

 

A teraz czuję smutek, znów mam ochotę płakać bo czuję że się obawiam o atak migreny z czym się wiąże załamanie ekspresowe ;( i wszystko... Jakbym umierała, czy kij go wie, no ja wiem nie umrę xd. Ale gdy ma się załamanie to rozsądek prawie zanika.. 

 

Pojde na siłownię, może tam ktoś mi zapoda motywacji o0 poza tym szkoda zmarnować karnet skoro kupiłam. 

 

A sprawdzałaś czy nie masz jakichś nietolerancji/alergii pokarmowych? Nie mówię, że to jedyny powód złego samopoczucia, ale jeśli cierisz na silne migreny/bóle głowy/kłopoty jelitowe to być może "dokładasz" sobie dodatkowe cierpienie jakimś pokarmem na ktory źle reagujesz?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 17.11.2019 o 17:41, Muirden napisał:

A sprawdzałaś czy nie masz jakichś nietolerancji/alergii pokarmowych? Nie mówię, że to jedyny powód złego samopoczucia, ale jeśli cierisz na silne migreny/bóle głowy/kłopoty jelitowe to być może "dokładasz" sobie dodatkowe cierpienie jakimś pokarmem na ktory źle reagujesz?

Mleko na pewno, ale okazało się że zapalenie zatok... Niedoleczone bo nawet nie wykrył mi nikt. Nawet u laryngolog byłam nawet nie zbadala, nic a nic. Dopiero jak krwią plulam to już coś. Teraz antybiotyk biorę, jest już lżej i może się wylecze. 

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 19.11.2019 o 20:44, needsomesleep napisał:

Mleko na pewno, ale okazało się że zapalenie zatok... Niedoleczone bo nawet nie wykrył mi nikt. Nawet u laryngolog byłam nawet nie zbadala, nic a nic. Dopiero jak krwią plulam to już coś. Teraz antybiotyk biorę, jest już lżej i może się wylecze. 

U siebie obserwuję pogorszenie tzw "mgły umysłowej", lęku i braku energii przy spożywaniu mleka i większych ilości pszenicy. Próbowałaś kiedyś odstawić te dwa produkty na przynajmniej kilka tygodni? Migreny jakby też zniknęły przy bardziej restrykcyjnej diecie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

17 minut temu, Lilith napisał:

Chodzi o zachowanie w stosunku do mamy?

 

31 minut temu, Heledore napisał:

Co się stało?

 

No, mama jest wciąż w szpitalu, ale w międzyczasie miałam różne pomysły, jak jej pomóc, jak już wróci. Wszystkie ojciec odrzuca. Wczoraj udało mi się pogadać z Caritasem i ustalić, że na miesiąc nam wypożyczą łózko rehabilitacyjne ze specjalnym materacem przeciwodleżynowym za kwotę 150 zł. Brat był oddelegowany do rozmowy, bo ja aktualnie jestem znienawidzona, ale też mu się nie udało. Ojciec nie chce i już.

Gadaj ze ścianą.

Jak będę miała siły (może jutro) to zadzwonię do MOPRu, żeby się dowiedzieć, co możemy zrobić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kiedyś rodzice mnie traktowali jak tanią siłę roboczą czyli mnie zmuszali do ciężkich prac, z tym że ja to robiłam za darmo, to za co inni dostają wynagrodzenie, innych ludzi stać na zagraniczne wczasy albo krajowe wczasy i tacy ludzie to nie wiedzą nic o życiu. Ja mogę zapomnieć o czymś takim jak podróże zagraniczne czy krajowe.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość dobry dzień

Jakaś monotonia się wdarła, stres przedświąteczny, rozdrażnienie, na wszystko się wkurzam, święta przecież miną  o co więc tyle zamieszania, sama sobie problemy robie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dlaczego mi to zrobiłeś? Boże dlaczego? Dlaczego znów każesz mi cierpieć? Dlaczego na to pozwalasz? Dlaczego znów mi to robisz? Dlaczego tak mało znaczę dla innych? Dlaczego nikt mnie nie rozumie? Niech ktoś mi odpowie...

Jak ukoić ból? Niech ktoś mi pomoże...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×