Skocz do zawartości
Nerwica.com

"JĘCZARNIA"-czyli muszę się komuś wyżalić!


magdasz

Rekomendowane odpowiedzi

Ten mój bałagan w domu, nie mogę tego ogarnąć, jeszcze wzięłam zwierzaki do domu, co prawda one są zadbane i mają czysto, problemem są podłogi, rzeczy, i okna, 

Być może po tym monopiśmie, że mogę się tak wywnętrznić wezmę się do roboty

Nieraz już tak było że się wygadałam i problem się sam rozwiązywał, nie wiem na czym to polega, ale u mnie to tak często jest

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Skupiam moją uwagę na czymś niezidentyfikowanym (nudzę się), to nawet nie jest myślenie, siedzę w stanie gotowości zupełnie bez potrzeby, spięta. Trochę jakbym pracowała umysłowo nad czymś (a to nuda, nie praca). Brak polotu, rozejrzenia się i tylko to skupienie, przez które się odrealniłam i zapomniałam o sobie. Nie chcę wnikać na co ja czekam, mam mentalność lenia któremu wszystko przyjdzie samo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

7 minut temu, co by tu napisał:

Skupiam moją uwagę na czymś niezidentyfikowanym (nudzę się), to nawet nie jest myślenie, siedzę w stanie gotowości zupełnie bez potrzeby, spięta. Trochę jakbym pracowała umysłowo nad czymś (a to nuda, nie praca). Brak polotu, rozejrzenia się i tylko to skupienie, przez które się odrealniłam i zapomniałam o sobie. Nie chcę wnikać na co ja czekam, mam mentalność lenia któremu wszystko przyjdzie samo.

A nie skupiasz się przypadkiem na swoim stanie i myśleniu o nim? Ja tak mogę godzinami, dniami i latami...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli Cię to pocieszy... dwa razy leki u mnie zadziałały. Dużo mocniej, niż śmiałam oczekiwać. Na myślenie nie było czasu, bo robiłam pięć rzeczy jednocześnie. A jak już zdarzało mi się myśleć, to np. o tym, że pięknie słońce dzisiaj świeci. Stare dzieje...

Oddałabym wszystko, żeby wrócić do tamtego stanu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

9 minut temu, mercymona napisał:

Jeśli Cię to pocieszy... dwa razy leki u mnie zadziałały. Dużo mocniej, niż śmiałam oczekiwać. Na myślenie nie było czasu, bo robiłam pięć rzeczy jednocześnie. A jak już zdarzało mi się myśleć, to np. o tym, że pięknie słońce dzisiaj świeci. Stare dzieje...

Oddałabym wszystko, żeby wrócić do tamtego stanu.

Nieźle, a jakie to były leki? Jak je brałaś? Ja już do psychiatry nie pójdę, bo nie potrafią leków przypisać. Inną sprawą jest to, że nie powiedziałam o wszystkim, coś tam pominęłam bo oczywiście pamięć szwankuje gdy jej nie ćwiczy.

Mnie by to życie lata temu uratowało. A tak się zbieram teraz jak sójka z moim życiem. Anhedonia czy coś, weź to wszystko nazwij yhy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

11 minut temu, mercymona napisał:

W obu przypadkach była to wenlafaksyna, a konkretniej Symfaxin. Niestety nigdy później już nie zadziałała, ani w zwiększonej dawce, ani żaden z kolejnych, powiedzmy ośmiu leków. I tak sobie wegetuję od pięciu lat. Ostatkami sił...

Nie wegetuj, trzymaj się. Mnie zastanawia i absorbuje nieokreśloność, wszystko bym chciała umieć nazwać i nazywać. Po za tym stagnacja życiowa. :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cały czas chodzę zestresowana bo mamy na pieńku z sąsiadem... Boję się, że się zachleję bo nie mam już siły a tylko po alko coś pozytywnego czuję. Mam wrażenie, że chyba faktycznie za wiele wzięłam na barki i teraz wszystko mi się zwraca.

Jutro wracam do pracy. Boję się. Fakt, że na 3 tygodnie i potem 3 miesiące terapii, ale... jestem przerażona...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wyniki słuchu Młodej wychodzą znów źle. I jak zwykle nie wiadomo czy znów jakieś zapalenie, czy uszkodzenie po lekach, czy coś innego. W środe wizyta u lekarza i proszenie się o skierowanie na badanie ABR. Ono może rozstrzygnąć ostatecznie, ale wiąże się z pobytem w szpitalu :( Do dupy to wszystko

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

40 minut temu, oka22 napisał:

Nie chce mi się wychodzić z domu, tak bym siedziała w domu cały czas

Byłam dzisiaj po za domem 3,5 godziny, na mieście, a po przyjściu do domu zdycham tak mnie wszystko boli. Ból przenika mi do wszystkich tkanek. ;(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kurde, niby jest lepiej, niby się lepiej czuję, ale wystarczy, że pomyślę o pewnych wydarzeniach i mój nastrój od razu się zmienia o 180 stopni. Dobija mnie jedna osoba, która w przeszłości traktowała mnie inaczej a teraz traktuje inaczej (od razu mówię, nie chodzi o faceta). Jeśli istniałaby jakaś hipnoza, która pomogłaby mi wyzerować jakiekolwiek emocje w stosunku do tej osoby, to bym się chyba jej poddała bez wahania :( 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, Lilith napisał:

A wiesz, z czego wynika to, że teraz traktuje Cię inaczej? 

 

Tak, podobno to wszystko było dla niej zbyt trudne emocjonalnie. W sensie reagowanie na moje stany emocjonalne. I nawet nie powiedziała mi tego w twarz, ale napisała maila i od tego czasu taktuje mnie jak traktuje. Pośrednio doprowadziła mnie do moich stanów lękowych i depresyjnych a potem po prostu umyła ręce od wszystkiego, bo "jest do dla niej za ciężkie".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

52 minuty temu, Lilith napisał:

No to nie w porządku z Jej strony. Może to i lepiej, że teraz kontakt jest jaki jest? Przynajmniej wiesz, że nie możesz na nią liczyć...

 

Niby tak, ale ta cała sytuacja boli jak nie wiem. Zawsze jak rozmawiamy czy kontaktujemy się mailowo (a tego nie da się uniknąć z powodów profesjonalnych), to ja potem płaczę, bo za bardzo odzuwam zmianę w jej zachowaniu. A potem chyba karzę sama siebie za to wszystko dziergając na skórze :( Bo póki byłam dobra, to i ta relacja istniała i była wspierająca i budująca, jak zrobiłam się zła, to to wszystko się rozwaliło. A wspomnienia są zbyt bolesne i mimo upływu czasu nic się nie zmienia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam tego dość. Całe moje studia miałam wypluwane od matki teksty w stylu "chciałabym zostać babcią" itd. Dziś zrobiła już konkretną dramę, że najlepiej won i zakładać swoją rodzinę. Czuję się identycznie jak dzieciak po liceum, który nie wie co ze sobą zrobić. Tyle że teraz po prostu muszę wybrać kolejny stopień studiów...

Mój związek to fikcja. Nie wiem co robić z życiem - na co iść, dokąd iść. Czuję potrzebę zmiany, ale jednocześnie ogromnie się jej boję. Moje poprzednie studia zniszczyły mój organizm w związku z ciągłym stresem. Niby boję się znowu zaczynać wszystko od początku w kolejnym mieście, ale wciąż jestem na etapie poszukiwania swojego miejsca na ziemi...

Nie jeździłam na żadne zagraniczne wymiany, bo bałam się rozstawać z rodzicami na tak długi czas. Tzn. nasze relacje są i zawsze były napięte, ale wiem, że mam tylko ich i ostatnie lata nauczyły mnie, że powinnam doceniać rodzinę póki żyje, bo potem już będę całkowicie sama... (choć samotna jestem już teraz)

Czuję patologiczny lęk przed utratą, każdego tygodnia w obcym mieście martwiłam się o ich zdrowie, będąc tutaj chciałabym posiedzieć razem w pokoju, czasem porozmawiać, a czasem po prostu pomilczeć wspólnie...

Gdy dorastałam nie miałam od nich wsparcia i zrozumienia. Teraz trochę przewartościowałam sobie wiele spraw i chciałabym po prostu utrzymywać relacje. I nawet gdy idę na spacer z tatą i nie rozmawiamy całą drogę, to doceniam to, że idziemy razem... Już nie liczę na ich wsparcie psychologiczne (kiedyś liczyłam, że wybiorą się ze mną do specjalisty - teraz już nie...), na zrozumienie. Liczę tylko na ich obecność i nieuciążliwość w moim stanie psychicznym.

Ale mam wrażenie, że oni odbierają to jako moje pasożytowanie i zbywają mnie. Bo ktoś tam w moim wieku ma już ślub czy dziecko, a ja wciąż jestem "ich" dzieckiem, bo mam czelność chcieć spędzić z nimi czas.

I chyba zatoczyłam koło i nadal czuję się odrzucona jak choćby w gimnazjum...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, Lilith napisał:

Pamiętam Twoje początki tutaj. Relacja z mamą w takim wymiarze, w jakim jest obecnie - niszczy Cię... 

 

bo de facto nic się nie zmieniło. 😅 Oni traktują mnie tak samo, ale dorzucając nowe wymagania (rozmnażanie itd), a to ja sobie dopisuję jakieś sentymenty i ideologie.

Niestety, matka nadal ma swoje humory i chyba to krzywdzi mnie najbardziej - jednego dnia jest miła jak przyjaciółka jakaś, a kolejnego dnia wykorzystuje te fakty, których się dowiedziała w momentach, gdy jej zaufałam i się otworzyłam...

Przed zerwaniem relacji powstrzymuje mnie fakt, że tylko ich mam. Ale w ostatecznym rozrachunku negatywnie to wpływa na mnie :/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

13 godzin temu, Abbey napisał:

Bo ktoś tam w moim wieku ma już ślub czy dziecko, a ja wciąż jestem "ich" dzieckiem

 

@Abbey, nie znam Twojej historii, ale czytając to zdanie potrafię się z Tobą utożsamić w pewnym stopniu. Od kilku lat słyszę, że czas najwyższy założyć rodzinę, że bez faceta sobie nie poradzę w życiu itp. A ja wiem, że ze względu na różne problemy nie jestem w stanie zakładać teraz żadnej rodziny a i nie chcę powielać pewnych schematów. Jak np. moja relacja z matką, która też raz jest przyjaciółką i wszystko jest fajnie a raz robi awantury o w sumie byle co :( W mojej rodzinie nikt nie wie o moich problemach, ba, dla nich psycholog czy psychiatra to słowa tabu.

 

@Lilith, próbowałam wszystkiego. Próbowałam zachowywać dystans i być mega oficjalna - zawsze kończyłam wieczorem rycząc w poduszkę i potem na autoagresji. Próbowałam zachowywać się jak gdyby nigdy nic - nie potrafię. Próbowałam być miła - taki sam skutek. Gdy w zamian widzę mega formalną reakcję to nie daję już rady. Plus kiedy dochodzi do spotkania face to face - mnie rozwala i nie jestem w stanie rozmawiać normalnie, głos mi drży i inne. Boli wspomnienie jak bylo kiedyś a jak jest teraz, bolą wszystkie te sytacje, po których ja nie mogłam się przez tydzień minimum pozbierać. Może inne osoby by miały je gdzieś, ale mnie one psychicznie ściągały w dół. 

 

5 godzin temu, Lilith napisał:

Myślę jednak, że relacja, to dwie osoby - a nie jedna i tym samym odpowiedzialność dwóch osób - a nie jednej...

 

Zgadzam się z Tobą i to kolejny problem. Cała odpowiedzialność została na mnie w momencie kiedy ta osoba odcięła się od wszystkiego. A dla mnie to jest za dużo... Już nawet w desperacji myślę o hipnozie, żeby się emocjonalne zobojętnić w stosunku do tej osoby. Ale nawet nie wiem czy takie coś jest możliwe.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×