Skocz do zawartości
Nerwica.com

"JĘCZARNIA"-czyli muszę się komuś wyżalić!


magdasz

Rekomendowane odpowiedzi

W dniu 7.08.2018 o 21:32, stworzonabyzyx napisał:

Niestety już jakiś czas temu się potwierdziło wszystko, teraz czekałam w sumie tylko na wynik histpat i dopasowanie leczenia.

Nie jestem sama, mam z kim porozmawiać, ufam moim bliskim, ale nie ma w tym żadnego ukojenia. Chyba potrzeba czasu, chociaż nie wiem, ile można tak wegetować. Jeszcze niedawno wydawało mi się, że jest źle, ale wtedy były chwile ulgi, jak robiłam coś przyjemnego. teraz to szkoda słów, mam poczucie, że już nigdy nie będzie dobrze, choćby tak jak wcześniej.

Dziś sobie postanowiłam, że nie będę się zadręczać innymi. Nie wiem jeszcze, jak wyciszę wewnętrznego Hitlera, który mnie codziennie osłabia, ale będę się starała.

To współczuję... Wiesz zawsze jest szansa. Skoro nie ma histpat to też nie ma co się przejmować. Ja miałem guz pod kolanem jako dzieciak i już chyba coś o tym pisałem. Lekarze wręcz panikowali do mnie nie do końca docierało w końcu miałem z 14 lat{już nie pamiętam ile dokładnie}, ale na szczęście w wynikach wyszło, że to nic poważnego. Liczę, że u Ciebie będzie podobnie:}

To jest tragiczne kiedy ciągle czujesz niepokój i nie wiesz co robić. Ja jestem człowiekiem który lubi mieć wszystko zaplanowane w każdym szczególe inaczej zaczynam się stresować i wtedy jest coraz gorzej bo sam się nakręcam. Innymi nie ma co się zadręczać, ale czasami warto robić coś co odwraca naszą uwagę od codzienności. Ja od dłuższego czasu szukam "lepszego" aparatu, prześledziłem już połowę tematów i nadal mam wątpliwości co kupić to zabija czas inaczej pewnie bym siedział i zamartwiał się znacznie więcej, a tak robię to tylko w "gorszych" chwilach:} Fakt ja też często nie mam realnego powodu do tego aby się martwić/zadręczać.

Edytowane przez kazashi

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chyba znowu dopada mnie depresja. Śpię minimum 11 godzin na dobę - maksymalnie 14, i dalej jestem wykończony. 

Dzisiaj uderzyło to ze zdwojoną siłą. Totalny brak emocji, chęci do czegokolwiek. Czuję się paskudnie. 

Przez ten brak emocji nie potrafię się niczym zająć. Wczoraj było trochę lepiej, ale widzę, jak ta kula śnieżna powiększa się z dnia na dzień. Nie chcę znowu brać antydepresantów, bo po pierwsze czuję się po nich jeszcze bardziej zobojętniały i pozbawiony emocji, a po drugie niestety moje nałogi wykluczają branie leków. Staram się jak mogę, ale nic nie wychodzi. Od 2 miesięcy nawet z domu nie wyszedłem by się z kimś spotkać (tylko wyjście do sklepu na zakupy itd. by jakoś żyć). 

Żadne leki mi nie pomagają. Nie mam nawet ratunku w benzodiazepinach, które powinny mnie jakoś uspokoić. Ale to nic nie daje. Wziąłem dzisiaj 15mg bromazepamu i 6mg klonazepamu i nic nie czuję. Zero działania. Już nie wiem czym sobie pomóc. Masakra jakaś.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A u mnie ani praca, ani wolne nie służy. Od jednego i drugiego świra dostaję. W pracy/szkole - bo nie potrafię rozmawiać z ludźmi i jak dzikus się zachowuję. W domu - bo w ogóle z niego nie wychodzę i z nikim nie utrzymuję kontaktu. Z dwojga złego jak siedzę w domu to nie mam napadów paniki aż tak silnych, chyba, że mnie jakieś schizy łapią i widzę i słyszę jakieś zjawiska, które nie powinny mieć miejsca.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chodziłem do psychiatry i od czasu do czasu bywam u niego. Ale jak sam stwierdził, nie potrafi mi pomóc. Musiałbym jakiegoś innego poszukać. Ogólnie kiepska sprawa. 

Ja jak jestem sam ze sobą - czuję się o wiele lepiej niż w towarzystwie. Po prostu mam gdzieś wewnątrz zakodowane i po prostu nie potrafię cieszyć się z obecności ludzi wokół mnie. Wszystko jest blade i nijakie. Łapię jakieś schizy i uciekam w swój własny świat, przez co nikt się ze mną nie potrafi dogadać. Potem głównie mnie ludzie ignorują, bo ja ich ignoruję. Po prostu bliskość z drugim człowiekiem to dla mnie abstrakcja.

 

Mam wsparcie rodziny. Tylko tyle i aż tyle. Z innymi ludźmi nie utrzymuję kontaktu. Nie mam znajomych, przyjaciół, dziewczyny, nikogo. I to wiele, wiele lat już trwa, w sumie od kiedy pamiętam. Często nawet jak udało mi się jakąś znajomość nawiązać to miewałem dziwne napady, ni to złości, ni to jakiegoś szaleństwa i wielu ludzi się mnie po prostu bało, mimo, że nigdy im fizycznej krzywdy nie wyrządziłem. 

 

Psychiatrzy nie potrafią mi pomóc, przepisują tylko leki, które niewiele mi pomagają. Do tego dochodzą uzależnienia i przez nie często zrywam terapię i wracam do dawnych nałogów. To silniejsze ode mnie, chociaż i tak ostatnio z tym bywa trochę lepiej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 13.08.2018 o 00:48, kazashi napisał:

To współczuję... Wiesz zawsze jest szansa. Skoro nie ma histpat to też nie ma co się przejmować. Ja miałem guz pod kolanem jako dzieciak i już chyba coś o tym pisałem. Lekarze wręcz panikowali do mnie nie do końca docierało w końcu miałem z 14 lat{już nie pamiętam ile dokładnie}, ale na szczęście w wynikach wyszło, że to nic poważnego. Liczę, że u Ciebie będzie podobnie:}

To jest tragiczne kiedy ciągle czujesz niepokój i nie wiesz co robić. Ja jestem człowiekiem który lubi mieć wszystko zaplanowane w każdym szczególe inaczej zaczynam się stresować i wtedy jest coraz gorzej bo sam się nakręcam. Innymi nie ma co się zadręczać, ale czasami warto robić coś co odwraca naszą uwagę od codzienności. Ja od dłuższego czasu szukam "lepszego" aparatu, prześledziłem już połowę tematów i nadal mam wątpliwości co kupić to zabija czas inaczej pewnie bym siedział i zamartwiał się znacznie więcej, a tak robię to tylko w "gorszych" chwilach:} Fakt ja też często nie mam realnego powodu do tego aby się martwić/zadręczać.

Kazashi, wszystko już się potwierdziło... zobacz mój cytat. Jakaś tam pewność była w momencie operacji (2 miesiące temu), ale czekałam na dokładne rozpoznanie, receptory, mutacje itd. Już teraz mam leczenie uzupełniające.

I trochę się wyjaśniło w kontekście mojej kondycji psychicznej. Wszystko się składa w kupę. Szkoda, że ja tego nie wiedziałam wcześniej, może bym sobie odpuściła.

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Elme, zmień psychiatrę na takiego, który będzie umiał z Tobą pracować. Nie chce mi się wierzyć, że nie da Ci się jakoś pomóc. Nie jest czasem tak, że Twoje schizy wynikają z tych uzależnień o których wspominasz?

Fajnie, że masz wsparcie rodziny, dla mnie by to sporo znaczyło. U mnie, poza forum, nikt nie wie że mam problemy z psychiką. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak bardzo nie chcę żyć, mimo że nie ma ku temu żadnych konkretnych powodów. Nie potrafię docenić tego co mam. Po prostu życie nie jest dla mnie, nie mam siły na to, by się mierzyć z wieloma problemami. Dlaczego Bóg zadecydował żebym przyszła na świat, skoro wiedział, że będę pragnąć śmierci? Dlaczego tak spaczył moje myślenie o sobie i innych? Dlaczego każdego ranka zastanawiam się po co mam wstawać? Bezsensowne pytania, na które i tak nie otrzymam odpowiedzi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 17.08.2018 o 21:08, stworzonabyzyx napisał:

Kazashi, wszystko już się potwierdziło... zobacz mój cytat. Jakaś tam pewność była w momencie operacji (2 miesiące temu), ale czekałam na dokładne rozpoznanie, receptory, mutacje itd. Już teraz mam leczenie uzupełniające.

I trochę się wyjaśniło w kontekście mojej kondycji psychicznej. Wszystko się składa w kupę. Szkoda, że ja tego nie wiedziałam wcześniej, może bym sobie odpuściła. 

Niestety nie znam się na tym zbyt dobrze pocieszyciel też ze mnie kiepski, ale wydaje mi się, że zawsze jest jakaś szansa. Często okupiona cierpieniem i niewiedzą, ale cień nadziei jest zawsze.

Trzymaj się.

Anna102 jeśli wierzysz w Boga to wiesz, że nie wszystko zależy od Niego. To My decydujemy o naszym życiu i to sama musisz wziąć się w garść. Ja już wiele razy miałem gorsze chwile i nadal nie raz je mam. Kolejny tydzień pracy mnie czeka, a wiem, że nie będzie lekko i też nie mam ochoty nawet iść spać. Nie myślę nawet co będzie jutro w pracy bo nie mam szans zasnąć, a mimo to mam kiepski nastrój. Trzeba szukać sposobów na to żeby dawać sobie radę, a nie czekać na zmiany z założonymi rękoma.

Edytowane przez kazashi

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie czekam na zmiany z założonymi rękoma. Za mną 3 psychoterapie, które gówno dały, 7 lat brania leków, półroczny pobyt w szpitalu, próby walk które zawsze kończyły się porażką. Dziękuję bardzo za radę "weź się w garść". Najlepsza rada dla człowieka, który chce popełnić samobójstwo. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 20.08.2018 o 00:36, kazashi napisał:

Niestety nie znam się na tym zbyt dobrze pocieszyciel też ze mnie kiepski, ale wydaje mi się, że zawsze jest jakaś szansa. Często okupiona cierpieniem i niewiedzą, ale cień nadziei jest zawsze.

Trzymaj się.

Dzięki, moje rokowania są mimo wszystko dobre. Chociaż wiadomo, "szału nie ma". Dziś akurat jest lepiej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dobra, takiej historii pewnie tutaj nie było.

Wracam sobie właśnie z wizyty - noc piękna, nie za chłodna... Ja trochę w słabym nastroju, bo zdążyłam się jeszcze po drodze popłakać, nawet nie wiem czemu - pomimo, że spotkanie ze znajomymi było całkiem fajnie.

Żeby wrócić, czeka mnie jeszcze godzinna podróż do domu pociągiem. Rozglądam się - niedaleko peronu jest automat z gorącymi napojami i przekąskami. Dzierżąc swoją resztkę monet, jaka mi została po zakupie biletu, podeszłam z zamiarem zakupu kawy z mlekiem.

Wzięłam wypełniony, papierowy kubeczek i uważając, by się nie sparzyć, podreptałam na pociąg. Podjechał, ja trochę podniesiona na duchu, wsiadłam i znalazłam sobie miejsce siedzące. Założyłam słuchawki.

Już miałam się oddać tej drobnej przyjemności za 3.50, aż nagle zauważyłam jakąś czarną kulkę w mlecznej piance.... Czy to fusy? Ale czemu są takie włochate...?

Nie, proszę państwa! To jakiś PAJĄK! Przyglądam się bardziej, broczę palcem w gorącym płynie. Nie wiem, a może mrówki? Wyciągam jedną, ale po przemieszaniu, pojawia się następna i następna... TAK, W MOJEJ KAWIE PŁYWAJĄ MARTWE MRÓWKI! Cała sterta!

Próbuję się nie poddawać, nadal grzebię w tej kawie, wyszukując te małe robaczki, jednak jest ich tak wiele, że jednak muszę z żalem przyznać się do przegranej i złożyć broń. Napój nie nadaje się do spożycia.

Zastanawiam się, co jest ze mną nie tak, bo powinnam zacząć krzyczeć / rozlać wszystko na siebie / nie wiem, udławić się z obrzydzenia czy coś, a ja po prostu wzruszyłam ramionami i poczęłam je wygrzebywać... Trochę to... Makabryczne na swój sposób...

Jest mi smutno, jest mi źle, chciałam sobie tylko poprawić humor, a tu taka niespodzianka... Noż kurwa mać, nawet kawy mi los żałuje!

Myślę, że gdyby Poe pisał wspólcześnie, to by mu się spodobal ten motyw... nieskończona armia mrówek wychodząca z automatu do kawy, która pożera niewinnych ludzi na peronie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×