Skocz do zawartości
Nerwica.com

"JĘCZARNIA"-czyli muszę się komuś wyżalić!


magdasz

Rekomendowane odpowiedzi

Pearl Jam, walką to już tego nie nazwę. Uczucia zanikają z uwagi na otaczającą rzeczywistość, obserwację własnych zachowań, myśli. Na podstawie tych 3 składników udaje mi się często wysnuć wnioski a dzięki temu nie cierpieć i nie denerwować się za bardzo niektórymi sprawami. Niestety ten sposób myślenia okazuje się lepszy dla dalszego funkcjonowania bo jeśli miałbym się zastanawiać nad wieloma problemami mógłbym wtedy zwariować.... lub chodzić po prostu i non-stop gadać o tym jaki ten świat potrafi być często beznadziejny itp

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chce sie tutaj wyzalic pozwolcie ze opowiem wam pewne wydarzenia ktore bardzo mnie zmienily. Nie mam pojecia od czego mam zaczac choc w internecie jest masa opowiesci podobnych do mojej.Mam 17 lat ale wszystko zaczelo sie (tak mysle) 2-3 lata temu. Byłem normalnym przyjacielskim czlowiekiem ktory nie odmawial pomocy kazdemu . Wlasnie... BYLEM. Zapewne teraz sobie pomyslicie "kolejny gówniarz który cierpi z powodu gimbusiarskich zwiazkow " szczerze nie zdziwilbym sie. Bo tak naprawde byly to glupie gimbusiarskie zwiazki a ja poprostu bylem zbyt slaby. Ale do rzeczy. Zeby nie przynudzac streszcze to najbardziej jak to mozliwe. Jak wspominalem wczesniej zaczelo sie to ok. 2-3 lata temu. Nie bede sie rozpisywal na temat mojego zwiazku . Po 2 rozstaniach bardzo cierpialem . Bylem zbyt slaby psychicznie . Mialem kilka prob samobojczych - kazde na inny sposob . To byl tragiczny okres. Spedzilem cale wakacje siedzac w dolu z potwornym dolem , nie wychodzilem do ludzi , cialem sie. Pozniej bylo coraz lepiej az wszystko powrocilo do normy . Bylo dobrze ale nie tak samo jak wczesniej . Blizny na moim ciele , wspomnienia. Bylo dobrze ... do teraz ...dopoki znow sie nie zakochalem . Glupi ja myslalem ze tym razem bedzie wszystko pieknie , idealnie. Jak bardzo sie mylilem... zostalem potraktowany jak zwykla zabawka . Najpierw bylem zdolowany przez pewien okres czasu (max 2 tyg) . Zobaczylem ze znalazla sobie nowego ... MOJEGO "PRZYJACIELA" ... osobe ktora znalem od malego i z ktora utrzymywalem kontakt przez dlugie lata . W tym momencie cos we mnie peklo , tak jakby moja ostatnia czastka czlowieka we mnie umarla. Bez zadnych wyrzutow sumienia zerwalem kontakt z przyjacielem , ze wszystkimi co mieli stycznosc z moja byla . ZE WSZYSTKIMI . Bez konkretnego powodu , bo tak. Kazdy stal sie moim wrogiem . Nie mialem nikogo . Napisalem do mojej 1 bylej . Kontakt nie trwal dlugo . Wyciagla mnie z dola po czym i tez zerwalem kontakt majac w dupie to co ona mogla czuc. Zaczalem interesowac sie tylko soba. Z normalnego przyjacielskiego czlowieka stalem sie potworem. Piszac z kimkolwiek ... nienawidze tej osoby. Nienawidze kazdego i tego pierdolonego swiata przepelnionego falszywymi ludzmi.

Gardze nimi , najchetniej wyniosl bym sie jak najdalej od nich i zyl w samotnosci. Nie chce umrzec . Chce zebyscie wy cierpieli w meczarniach. a to wszystko przez jakies glupie zwiazki... takie glupie ze az smieszne.Czy ja jestem chory ? Psychol? A moze depresja? Wiem jedno stalem sie potworem . Czy kiedys wroce do normalnego stanu?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem co robić. Mam iść lada moment z koleżanką zapisać się na prawko a dalej nie wiem czy chcę iść. Chyba nie dam rady. Poza tym ciągle się zastanawiam czy dobrze wybrałam studia. To nie jest coś co mnie interesuje. Ale przecież nie mogę studiować załóżmy psychologii, bo nie interesuje mnie pomoc innym. Nie wiem czy szukać pracy, nie wiem gdzie, nie wiem czy do czegokolwiek się nadaję. Co robić?

 

asdfasdf, rozumiem co teraz czujesz bo czuje to samo. Z kimkolwiek nie rozmawiam to go po prostu nienawidzę. To minie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

sidney, przykro mi to słyszeć, szczerze Ci współczuję.

 

Indifference1, studia zawsze można zmienić. Nie patrz na to czy ciekawi Ciebie ich tematyka tylko czy charakter pracy po tych studiach ci odpowiada. Są studia ciekawe, nudne i nudniejsze, ale praca na ogół i tak bywa nużąca i nudna, chyba, że ktoś robi własne projekty i/lub sam sobie jest szefem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Sidney, współczuję :(

 

 

Od rana chodzę zdenerwowana. Zawaliłam matury, mimo nauki. Każdy liczy, że pójdę na dobre studia, a wiadomo, że nigdy nie pójdę. Ciągle się duszę, płaczę, mam dosyć. ''Koleżanki'' olałam, tylko mi przykro, że w taki sposób kończę tą znajomość (nie jestem taką zimną s.u.k.ą jak one, nie potrafię po prostu odwrócić plecami od człowieka). Ale z drugiej strony-czy to była znajomość, jeżeli zawsze po spotkaniu z nimi byłam tak rozbita, że dwa, trzy dni dochodziłam do siebie? Czy to ze mną jest coś nie tak?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

sidney szczeze ci wspolczuje ja przezylam to 8lat temu i wiem co czujesz,od tamtej pory lecze sie na nerwice i depreche eh(dodam ze mi zostal juz tylko brat ale wiadomo mlody jest to niebedzie z siostra siedzial rok temu pozegnalismy nasza babcie z ktora mieszkalismy :( ) tez na codzien jestem sama w domu a leki i choroba niepozwalaja o sobie zapomniec ostatnio cisnienie mi skacze i czuje sie beznadziejna jakbym miala pasc do tego natretne mysli buuu...wszystko sie zjebalo jak zucil mnie facet gdy bylam z nim to niemyslalam tak o swojej nerwicy a teraz znow sama 4 sciany i pjebane mysli wkrecanie martwie sie jak dam sobie rade w pracy bo o szkole niepowiem mam egzaminy ucze sie zaocznie i niedaje juz rady ....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Boję się..boję się tego świata, nie wiem co mam w nim robić, tak długo mnie tu nie było...od wczoraj mam z nerwów ściśnięty żołądek, ciężko mi cokolwiek wcisnąć w siebie, a przecież nie mam żadnego racjonalnego powodu do stresu, nic nie robię..i chyba to jest ten powód. Jezu strasznie się boję, jestem jak bezradne małe dziecko, które tylko czeka, aż ktoś je przytuli. i jest przepełnione frustracją, bo wie, że nikt tego mu nie da. oh god. co za dupa. :hide:

 

teterete, a ja już drugi raz nie zdałam, przebijam! :P też siedzę w domu non stop, ale nie jest to wcale 'fajne'.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nie nie, nie mówcie że obojętność lepsza..tyle miesięcy w całkowitym odcięciu od świata, obojętności, permanentnej dd, znieczulicy emocjonalnej i pustki umysłowej, przekonały mnie, że uczucia są dużo lepsze jednak, bo mamy nad czym pracować! nigdy więcej nie będę pragnąć obojętności...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam serdecznie. Mieszkam w UK, mam 22 lata, wszystko w okół jest w porządku. Tylko ze mną coś nie tak. Zawsze się usprawiedliwiam, że coś mi przeszkadza, że może źle mi w pracy, że może to ta pogoda, że nic się nie dzieje w moim życiu, że mam za mało czasu. I trzymałam się tej ostatniej wersji bardzo mocno, aż przyszło wolne: 9dni. A ja co? Siedzę w domu, nic mi się nie chce. Ani zrobić coś dla siebie, ani posprzątać, ani nawet wykąpać. Zwyczajnie nic mi się nie chce i nie chce mi się nic chcieć. Ale źle mi z tym. Nie mogę doczekać się aż pójdę do pracy, która jest strasznie nudna. A jak chodzę do pracy? Też nic, czekam na wolne, by coś zrobić. Najchętniej poszłabym spać o 20, co często robię, i czekam na następny dzień, jakby jutro miało samo coś się zmienić. Nie mam żadnych pasji. Mam jakieś zainteresowanie, artystyczne: malowanie, rysowanie, pisanie, tworzenie itp. Ale bardzo rzadko robię coś w tym kierunku, bo zawsze coś. Nie jestem dobra w żadnym z tych rzeczy, ale to tylko kwestia braku praktyki, wiem, że mogłabym być bardzo dobra, ale jakoś nie umiem się zmotywować do czegokolwiek. Moje życie jest bardzo nudne - tylko praca. Znajomych tu nie mam i wątpię, bym spotkała kogoś, z kim naprawdę będę chciała się zaprzyjaźnić. Ludzie mi tu nie odpowiadają. Nigdzie nie wychodzę, to bo małe miasteczko i nie ma gdzie wyjść. Nawet już nie chce mi się nigdzie wychodzić. Jakiś miesiąc temu co dwa dni płakałam bez powodu. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje, bo nawet to, że zapomniałam kupić smietany sprawiało, że płakałam wieczorem leżąc na łóżku. Myślałam, że może mam jakiś stan depresyjny. Poszłam do lekarza, dostałam antydepresant Lustral, który zaczyna działać po ok. 1 miesiącu. I co? Od pierwszej tabletki przestałam płakać i jakby mi się polepszyło. O co tu chodzi? O co mi chodzi? Nie mam już na siebie siły. Całe życie wszystko na coś zwalam. A nieważne co się dzieje wokół mnie, zawsze coś mi dalej nie pasuje. Chciałabym pójsć do psychologa, bardzo. Ale w tym miasteczku nie ma polskiego psychologa, a mój angielski na głębsze zwierzenia w tym języku raczej nie pozwala. I nie wiem, co robić. W Polsce mój psychiatra stwierdził, że mam borderline. I wtedy może coś w tym było, ale teraz raczej to minęło. Może przeszło w formę stanów depresyjnych? Ale mi tak bardzo chce się żyć, kocham życie! Ale chyba nie umiem żyć, nie jestem szczęśliwa, ale nie można też powiedzieć, ze jestem nieszczęśliwa. Mam cudownego chłopaka, chciałabym umieć cieszyć się z nim życiem. Ale jestem w jakiejś próżni. Czasami mam momenty, kiedy coś zrobię i jestem bardzo zadowolona z siebie z życia - zaczynam wierzyć, że się ogarnęłam, że w końcu wezmę się za siebie. Ale za chwilę znowu coś mi staje na drodze. Np. praca - czasem wracam po pracy bardzo zła, bo denerwują mnie ludzie (że są głupi, męczy mnie słuchanie ich podejścia do życia, męczą mnie te płytkie rozmowy, że nic, tylko plotkują, są zawistni) i to już sprawia, ze mi się odechciewa czegokolwiek, bo zaczynam rozmyslać o nich i o tym, co sprawia, że są tacy. Jestem bardzo wrażliwa, naiwna i nie mogę pogodzić się ze złem, które jest na tym świecie. I tym, że ludziom z tym dobrze i że sami są źli świadomie. Sama o sobie myślę 'ciepła klucha' - bardzo do przytulania, bardzo empatyczna, wrażliwa. Ale do przesady. Chciałabym być silna, pewna siebie. Chciałabym zostać zabieganą kobietą, która się realizuje. Ale jak, kiedy mi się nie chce? Czy ja jestem leniwa? Poza tym, moje nastroje są bardzo niestabilne. Nawet kiedy jestem dosyć stabilna, to co chwilę myślę coś innego. Za kilka dni może pomyślę, że to co tutaj napisałam, to jest zupełnie nie o mnie... I to jest najgorsze, że ja siebie w ogóle nie znam. Nie wiem, czego się po sobie spodziewać. Nie ufam sobie. Tyle razy coś sobie obiecywałam, czułam całą sobą, że tym razem się uda. Ale nic z tego nie wychodziło. Nie wierzę już, że cokolwiek umie mnie zmotywować. Czemu ja jestem dla siebie taka niedobra? Czemu zdaję sobie sprawę z tego, że ja właściwie nie żyję i nic nie umiem z tym zrobić? Uwaga, teraz najciekawsze: Jak spędzam swój wolny czas? Oglądam Ukrytą Prawdę i czytam Pudelka!! To przecież najniższa rozrywka, którą uważam, za idiotyczną! A jednak tym się zajmuję. Uważam się za osobę inteligentną, ale idiotycznie głupią. Głupią w sposób śmieszny. Uważam, że jestem super osobą, ludzie mnie lubią, ja siebie też. Chociaż nikomu tego bym nie powiedziała, ale tu jestem anonimowa, więc jestem szczera, tak jak sama ze sobą. Czasem zachwycam się sobą, a czasem się po prostu nie znoszę. Chciałabym w ogóle wiedzieć, czy coś jest nie tak z moją psychiką, czy na coś cierpię, czy ja po prostu taka jestem i TO WSZYSTKO jest normalne. Chciałabym być chora, bo to nadzieja, że coś mi pomoże. Bo gdybym była po prostu naturalnie taka, jak opisałam, to by znaczyło, że tylko ja sobie umiem pomóc, a w to nie wierzę. Najchętniej, to bym chciała być tak chora, by to wszyscy widzieli i ulitowali się nade mną. Współczuli mi, że ojej co za bidulka, jak cierpi. I by ktoś wziął mnie do szpitala psychiatrycznego i zrobił coś bym wyszła szczęśliwa, stabilna, zmotywowana, inna. Raz jak byłam młodsza poszłam do szpitala i poprosiłam o przyjęcie, płakałam na dowód tego, że jest mi źle. Pokazałam ślady po przypaleniach papierosem. Ale nie przyjęto mnie, kobieta, która ze mną rozmawiała była na mnie zła i krzyczała, że marnuję jej czas, bo mam borderline i tu jest miejsce na cięższe przypadki. Wyszlam wtedy trochę zapłakana, a trochę pocieszona, że już wiem co mi jest - borderline. Ale teraz wątpię w to. Nie wiem nawet, czy ja czasem sama nie wmówiłam sobie pewnych objawów i nie zaczęłam się tak zachowywać, bo coś tam poczytałam w internecie. Nie ufam sobie. Ciężko mi o tym myśleć. W ogóle, co za długi tekst napisałam? Nie mogę w to uwierzyć, że stać mnie na coś takiego. Tak jeszcze chciałam dodać, że czuję się jak psychopata, który znęca się nad sobą i to na wyszukane sposoby. Znęca się psychicznie i to tak, że nie zdaje sobie z tego sprawy. - To jest pierwszy raz, kiedy to sobie uświadomiłam. Już mi nieco pomogło pisanie tego tekstu. Całe życie powoli czegoś się o sobie dowiaduje, coś sobie uzmysławiam, co mi pomaga w 'leczeniu', ale to dzieje się za wolno.

 

Piszę ten tekst po to, by ktoś rzucił być może nowe światło na to wszystko, bo ja utknęłam w martwym punkcie. Wiele już sama się dowiedziałam o sobie, naprawdę wiele mądrych wniosków wysnułam. Ale nie wiem co dalej. Nic mi to właściwie nie dało.

 

Wybaczcie, że dałam Wam tyle do czytania, ale skoro to jęczarnia, to jęczeć będę. Lepiej tutaj niż mojemu biednemu ze mną chłopakowi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×