Skocz do zawartości
Nerwica.com

Można nie mieć przyjaciół?


mongracz123

Rekomendowane odpowiedzi

Witajcie. Mam 20 lat. Jak pomyślę o przyjaźni, to tak naprawdę nie wiem chyba co to jest. Mam wrażenie, że nie istnieje. Zawsze gdy pragnęłam kogoś zbliżyć do siebie już jako 12-13 latka, to z czasem się na kimś zawodziłam. Dlatego też od wielu lat byłam w różnych związkach, bo potrzebuje choć jednej osoby, która o mnie czasem pomyśli i jak mi źle to będzie ze mną. Oczywiście wszystko kończyło się, nadal pozostawałam sama. W moim życiu było wielu ludzi, których chciałam nazwać przyjacielem, lecz za każdym razem się zawodziłam, do dzisiaj tak jest. Osobiście jestem bardzo uczynna, daje się wykorzystywać ludziom, jestem naiwna, chcę pomagać, pragnę czuć się potrzebna. Dlatego studiuję medycynę. Nie oznacza to jednak, że nie mam innych zainteresowań, wręcz odwrotnie. Wydawało mi się, że ludzie się garną do takich ludzi, którzy są skłonni wszystko poświęcić dla nich a jednak się mylę. Czy to normalne, że nie spotkałam na swojej drodze ludzi, uczciwym, szczerych, którzy pamiętają i zabiegają o mnie? Nie wiem co mam myśleć. To wszystko powoduje, że nie mam po co wstawać z łóżka, bo tylko mama zadzwoni do mnie zapytać co słychać, jak się czuje, ale nie chce jej angażować bo wiem, że będzie się martwić. 1 osoba. Jak to jest? Powiedzcie mi, szczerze...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja się przejechałem na najbliższym przyjacielu mając 20 kilka lat - zbiegło się to z rozpadem związku. Najbliższych przyjaciół pozostało 4.

Od tamtego czasu mało komu ufam i dystansuje w stosunku do siebie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj tak to dziwne,że taka osoba jak Ty nie spotkała człowieka uczciwego,szczerego masz wyjątkowego pecha?albo twoje oczekiwania wobec innych są może zbyt wygórowane..?masz świetne zdanie na swój temat a wszyscy inni nie sprawdzają sie..coś tu nie pasuje dlaczego tak jest?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy można nie mieć przyjaciół? Można. Ja takowych nie posiadam i świetnie mi z tym, ale ja to jestem dziwnym przypadkiem :P O tyle dziwnym, że nie mogę zrozumieć "normalnych" ludzi którzy robią problem z braku przyjaciół, że źle im z tym itd. tak jak Tobie. Chyba naprawdę jestem schizoidalna. Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Odnosze wrazenie czytajac posta, ze za bardzo narzucalas sie ludziom i dlatego wszystko sie rozpadalo.

 

Chyba, ze to Ty bylas strona konczaca relacje...Bo i tak czesto bywa, ze samotni skarza sie, ze sa samotni, przy czym okazuje sie, ze to oni sami urywali kontakty. Jak to ktos powiedzial; "Samotni jestesmy wtedy, kiedy sami odchodzimy od ludzi". Bardzo czesto to sie sprawdza, jesli chodzi o moje obserwacje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zależy kim jest osoba stawiana na równi z przyjacielem, przyjaciółką. Każdy inaczej rozumie pojęcie słowa "przyjaciel".

Przyjaciel musi spełniać kryteria, żeby nim zostać. Dla każdego człowieka przyjaciel jest kimś innym.

Kolega , a przyjaciel to nie to samo.

Dlaczego mongracz123??

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Można, oczywiście że można! W życiu miałem bodajże jedną osobę, którą uważałem za swojego przyjaciela. Jak się okazało, dla tej osoby znacznie ważniejszą stała się później jakaś pokręcona ideologia propagowana przez środowisko, z którym się ona zetknęła, a wszystkie dotychczas uznawane wartości rozsypały się w proch. Dzisiaj posiadam jedynie znajomych. Z jednymi łączy mnie bliższy kontakt, z innymi nieco bardziej swobodne relacje. Czasami, jeśli kogoś lubię, potrafię przedstawić go jako swojego przyjaciela, ale prawda jest taka, że coś takiego jak prawdziwa przyjaźń, w tym świecie dawno dla mnie umarło... Nawiasem mówiąc, pomimo braku przyjaciół wciąż żyję;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mongracz123, powiem ci tak profilaktycznie, nie wierz nikomu kto mówi że to twoja wina że nie masz przyjaciół. Nie wierz, że robisz coś źle. Jeśli miałabyś stać się kimś kim nie jesteś aby ludzie chcieli cie za przyjaciela, to co to za przyjaciele?

Masz pecha, że dysponujesz zbiorem cech które nie są atrakcyjne dla większości populacji, dlatego jest znacznie mniejsze prawdopodobieństwo, że trafisz na kogoś kto odwzajemni twoje zaangażowanie. Sam całe życie byłem sam, ale w końcu trafiłem na bratnie dusze, które są tak samo potłuczone przez życie jak ja i żyły dotychczas nieszczęśliwe gdzieś w swoich samotniach nie dając sobie nawet okazji do trafienia na kogoś kto by ich polubił. Jak ma sie taki a nie innych zestaw cech charakteru to trzeba wiedzieć gdzie szukać ludzi preferujących takie osoby. Jeśli jestem wrażliwym artystą to nie pójdę szukać przyjaciół na meczu piłki nożnej, nikła szansa że zrobię tam na kimś pozytywne wrażenie. Prawdziwy przyjaciel to niezwykłe szczęście i spotkanie kogoś takiego na swojej drodze życia dla niektórych to rzadkość, oprócz swoich usilnych działań i chęci często potrzebny jest jeszcze szczęśliwy zbieg okoliczności.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję za wasze posty.

Moje relacje z mamą są bardzo dobre, były zgrzyty ale w okresie dojrzewania, aktualnie jest bardzo dobrze. Z tatą gorzej, ale to kwestia tego, że był inaczej wychowywany, najwazniejsze, że mnie kocha i ja to również wiem.

Do Noopi:

Nie mam o sobie wygórowanego zdania, to co napisałam jest wyindukowane przez terapię jaką stosuję. Od wielu lat miałam się za kompletne nic, miałam wrażenie, że wszystko jest moją winą, ranie wszystkich wokół. Trafiłam na panią psycholog, która po kilku godzinach i rozmowie o wszystkim co było potrzebne uznała, że mam zbyt nadszarpnięte sumienie, które zawsze kazało mi czuć się winną. Dlatego starając się obiektywnie przedstawić jak postępuję, a wiem, że wśród naszego społeczeństwa to, że ktoś powie coś dobrego o sobie jest od razu uznane za pychę i arogancję... Całe życie byłam cichą, pokorną osobą, która zamiast walczyć o siebie płakała w poduszkę. Właśnie tego się boję, że ludzie odbiorą mnie za pyszną tylko dlatego, że chcę robić wszystko dobrze, zgodnie z sumieniem. W takim momencie, np po przeczytaniu Twojej odpowiedzi pomyślałam, że przeczytam jeszcze raz swój 1 post. Rzeczywiście, można odebrać mnie jako osobę bez skazy, biedną, pokrzywdzoną przez innych. I znów czuję się źle. Więc chyba nie ma co udawać silną psychicznie i pewną siebie dziewczynę.

I znów mam wrażenie, że stoję w tym samym miejscu.

 

Do Marcja:

Nie narzucałam się ludziom, nie wydzwaniałam, nie aprobowałam ich sobą. Po prostu byłam sobą. Kryłam koleżanki, jak tego potrzebowały, no właśnie co dziwne gdy jest moment kryzysowy mam bardzo duzo kolezanek, płaczą mi na rękach, biegną z pozytywnym testem ciążowym do mnie, pomoc w nauce. I to nie jest tak, że kończę znajomości, one wiszą w powietrzu dopóki, ktoś nie będzie potrzebował pomocy. Nie mam wrogów, nie znam uczucia nienawiści, nie chce znać. Po prostu receptą na moje szczęście jest akceptacja tego jak jest. Dzięki jeszcze raz.

 

-- 28 wrz 2011, 22:54 --

 

Do Korat: Dzięki, że są tacy ludzie jak Ty.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

madlen92 popieram, bez przyjaciół też fajnie się żyje :twisted: wystarczy żeby było z kim na piwo chodzić, bo samemu pić nie wypada :mrgreen:

 

borderline'si często mają tak, że to z ich strony jest bariera. Też się dziwiłam baaaardzo długi czas, czemu ludzie mnie nie lubią i doszłam niedawno do wniosku, że to ja podświadomie barykaduję się przed nimi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

madlen92 popieram, bez przyjaciół też fajnie się żyje :twisted: wystarczy żeby było z kim na piwo chodzić, bo samemu pić nie wypada :mrgreen:

Oj tam nie wypada ;). Jeżeli znajomość z kimś jest dla mnie naprawdę cenna, bez problemu dogadujemy się chociażby przy herbacie. Napić się wspólnie też od czasu do czasu nie zawadzi, ale mając do dyspozycji zaledwie jeden weekend tygodniowo, zazwyczaj decyduję się spędzić tych kilka "nietrzeźwych" chwil w samotności ;).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nooo, z tymi przyjaciółmi to śliska sprawa.Ja w sumie mam wokół siebie wiele życzliwych osób, ale nie chcę nazywać ich przyjaciółmi.Niestety z mojego powodu, ja odrzucam, ale jest to wynikiem mojej popierdaczonej osobowości.Gdy poznaje ludzi dość szybko się angażuje, ale jeszcze szybciej ucinam temat.Mnie osobiście jest z tym wygodnie, normalnie bo taki stan towarzyszy mi od zawsze, ale wiem, że ranię najbliższych znajomych.Podchodzę egoistycznie niestety, mamy kontakt kiedy ja tego chcę.Chyba nigdy nie będę umiała zaangażować się w przyjaźń, na dobre i złe, bo jak słusznie napisałaś Monika, trzeba umieć też dawać, a nie tylko brać:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

sim-pu,

nic dodać, nic ująć.W zasadzie żyje z jego świadomością od niedawna i teraz dopiero dotarło do mnie, że kurde naprawdę, odsuwam ludzi, którzy chcą dla mnie dobrze.Bo jak to powiedziała moja terapeutka nudzę się nimi, niestety.Co z tego, że tak nie chce, staram się korygować swoje zachowanie, ale każda tego próba robi mi sieczkę z mózgu.:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zagubiona13, Heh, tak od razu pomyślałam, że własni o to chodzi, jak przeczytałam twój komentarz. Żyje w tym samym świecie. Kiedy jestem ze znajomymi na zewnątrz jest wszystko ok, ale w środku ciągle czuję niepokój i...nie wiem...znudzenie? Spotkania z ludżmi przestały mnie satysfakcjonować :( No i ten cholerny egoizm...Leczysz się dawno?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tylko psychoterapia,od 3 mcy zaproponowała mi co prawda farmakologię, chodzi o uczucie złości itp.Urosło ostatnio do dość sporych rozmiarów:)Nie wiem, póki co wystarcza mi wizyta u psychoterapeutki, może kiedy naprawdę będzie ze mną źle (hahah znaczy zrobię komuś krzywdę?:)) poproszę o tabsy.Tak egoizm w naszym przypadku zajmuje duży obszar. Tylko JA, JA, i JA co mnie obchodzą inni?

Na szczęście, nie jestem mega zaburzona ale sama wiesz jak ciężko przy tej osobowości.Terapeutka powiedziała mi,że świetnie sobie radzę, ale nawet nie wie jakim kosztem.DUSI mnie wręcz próba poskromienia jakiegoś głupiego kaprysu.Np.nie chcę rzucać fochem na lewo i prawo i właśnie gdy próbuje się powstrzymać mam masakrę.A jak u Ciebie?Radzisz sobie jakoś?Jakieś leczenie, czy coś?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zagubiona13, Kurczę,jakbym czytała o sobie!!!Też próbuję się kontrolować z tymi fochami, ale wychodzi gorzej dla mnie, bo aż mnie telepie w środku a i tak w końcu wychodzi, że nikt nie docenia mojego opanowania, lol.Leczyłam się, jak byłam za granicą i było w miarę, po powrocie do Polski przez parę miesięcy miałam psychoterapię, ale to był niewypał, przez trzy sesje baba mnie męczyła, żebym jej znalazła moje podobieństwa z innymi ludżmi i zawsze prowadziła tematy, które wogóle mnie nie interesowały i nie były mi potrzebne, a jak w końcu zebrałam się na odwagę, żeby zapytać o coś, co mnie dotyczy (akurat to był sadomasochizm, co uważam było bardzo ważne, biorąc pod uwage tendencje do samookaleczeń), to zrobiła okrągłe oczy i stwierdziła, że wyszukuję sobie choroby na internecie i po co wogóle ten temat poruszać.WTF! :shock: No to na nastepnej wizycie jej podziękowałam (wcale nie poszłam). Taki jest poziom w Polsce.Zaczynam szczerze wątpić w możliwości psychoterapii w moim przypadku, albo jeszcze nei trafiłam na właściwą...Za granicą brałam prochy, ale jako typowa borderka zdarzało mi się brać za dużo i mieszać z innymi specyfikami :twisted: Mój psychiatra zmieniał je kilka razy i zanim mój organizm się przystosował, to działy się ze mną różne rzeczy :czułam się jak pijana albo byłam śpiąca, albo byłam nadpobudliwa z ostrymi objawami hipomanii, albo rzygałam non stop. W końcu wpadłam w okres, kiedy to wydawało mi się, że już mi dużo lepiej, że sobie poradzę sama i wogóle już jestem zdrowa, odstawiłam całkowicie leki i wróciłam na stałe do Polski. Po dwóch tygodniach regresja i myślałam, że tym razem naprawdę się powieszę. Zaczęłam szukać pomocy, byłam u psychiatry, który mi przepisał leki, których nigdy nie wykupiłam i skierował do tej ciekawej psycholog.Totalna porażka.Nie radzę sobie w tym znaczeniu słowa, że zdrowieję, ale że kładę lache na moje doły i korzystam maksimum z hipomanii, niepokój i stany lękowe staram się ignorować.Ostatnie 4 miesiące ostry zapój, bo jak nie podłapię tego lekkiego haju, to nudzę się z ludżmi (albo raczej sama ze sobą) przez co mam ostre wahania godzinne uczuć i humorów.

A ty jak się dowiedziałaś, że masz BPD?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czesc. ssory ze sie wcinam, ale chcialem z kims pogadac, napisalem watek 'Osobowosc Schizoidalna' ale nie dostalem odpowiedzi.

Ja jeszcze nigdy nie bralem udzialu w zadnej psychoanalizie ale dopiero nieadwno zaczalem dorosle zycie takze nie bylo czasu.

 

Mam 20 lat i podobnie jak ty kiedys sim-pu, mieszkam za granica, w Londynie. Jesli pieniadze pozwola to chcialbym pojsc do polskiej Pani Psychoanalityk i sprobowac. Potem nie wiem, moze cos z ludzmi zaczac, ale duza szansa ze zle na nich wplyne.

 

Pozdrawiam

Rower

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×