Skocz do zawartości
Nerwica.com

Wmówić sobie miłość


Rekomendowane odpowiedzi

Założyłem drugi bardzo intymny i idiotyczny temat dlatego racze w najbliższym czasie będę ze wstydu wchodził na forum jako gość.Szukałem o niej trochę w internecie i nawet coś znalazłem.

Facet zauroczył się w pięknej kobiecie. Jej wygląd jest dla niego niezwykle podniecający, od dawna czuje się osamotniony, więc wmawia sobie miłość, aby myśli o niej były jeszcze przyjemniejsze. Stwarza w swojej głowie iluzje jej osoby, bezustannie się nią delektuje, aż w końcu postanawia powiedzieć jej o swoich uczuciach. Kobieta go odrzuca, ponieważ wydaje jej się trochę dziwne, że wyznał jej miłość facet, którego tak słabo zna. Mężczyzna załamuje się tym faktem, a jego iluzja miłości zamiast zniknąć, zaczyna przeradzać się w obsesje. Facet wpada w pułapkę z której trudno się wydostać - wmówił sobie wcześniej miłość, więc nie potrafi teraz z niej zrezygnować, mimo że kobieta już dawno postawiła na nim krzyżyk. Zaczyna się coraz bardziej starać o obiekt swoich westchnień, nie zdając sobie niestety sprawy, że staje się w jej oczach coraz mniej atrakcyjnym facetem. Głównym problemem takiego mężczyzny jest to, że:

 

 

 

On nie kocha tej kobiety, tylko wyobrażenie o niej w swojej głowie.

link http://artykuly.com.pl/artykuly/19883_zauroczenie-a-miłość-przestań-się-oszukiwać.html

 

To mój problem,idiotyczny ale z biegem czasu coraz bardziej uciążliwy.Od dziecka tak mam.Co jakiś czas wybierałem sobie jakąś kobietę,która zwykle zauroczyła mnie wyglądem albo jakąś cechą charakteru i zaczynałem o niej marzyć.Zwykle nawet nie gadałem z tą osobą,po prostu snułem wizje naszego pięknego wspólnego zycia,idealnej miłości i tak dalej...To chyba z braku miłości.Po prostu od dziecka czułem się niekochany i chciałem sobie w głowie stworzyć takie zastępcze źródło miłości.Chciałem kogoś kochać ibyć kochanym ale niestety realni ludzi sie do tego nie nadawali.Zwykle trwało to do czasu aż uświadamiałem sobie że nigdy nie będziemy razem.Choć nawet nie znałem tej dziewczyny to czułem do niej coś jak miłość,a najgorsze jest to że potem czułem zupełnie realne cierpienie gdy okazywało się że nie mogę być z nią.Wmawiałem sobie coś takiego wiele razy zawsze z tym samym skutkiem i zawsze mi przechodziło.Aż do teraz,bo zwykle marzyłem o kobietach absolutnie nieosiągalnych i dlatego łatwo byłomi zaakceptować to że nie będziemy razem.Problem pojawił się gdy zacząłem marzyć o dziewczynie realnej i w zasięgu ręki.

 

Tak właśnie było z nieszczęsną Sylwią z nieszczęsnego budownictwa.Zacząłem sobie wyobrażać że jesteśmy razem,lubie snuć długie fantazje,na podstawie kilku jej wypowiedzi stworzyłem sobie obraz jej cech charakteru,stworzyłem sobie idealną Sylwie i w mój dziwaczny i chory psychicznie sposób zakochałem się w niej.I to bardzo.Kiedy już do tego doszło nie byłem z nią na studiach,postanowiłem ją odzyskać.Na próżno jest już z kimś.To nie daje mi spokoju,tak bardzo chciałbym z nią być bo wierze że jest taka jak sobie wymarzyłem.I naprawdę cierpię,jak ktoś kto kocha ale został odrzucony.W mojej wyobraźni jesteśmy już razem bardzo długo,a to że jest choć teoretyczna szansa że mógłbym spełnić swoje fantazje nie pozwala mi o niej zapomnieć.

Czuję ból jak odrzucony wiellbiciel,wciąż łudzę się że kiedyś będziemy razem choć wiem że sam sobie wmówiłem tą miłość i że to tylko iluzja.Naprawde cierpie na sama mysl ze jest z innym,ze kogos calyje,przytula,a nie mnie.Tak często zastanawiam się jakby to było gdybym nie zrezygnował i gdybysmy byli razem.Naprawde cierpie gdy zdaję sobie sprawę że to nigdy sie nie stanie.Sam sobie wymysliłem tą "miłość" a teraz nie mogę się jej pozbyć,zadaję mi mnóstwo bólu.

 

Wiem jakie to głupie,ale może ktos mi powie co z tym fantem zrobić,albo gdzie to się leczy?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nienawidzę zauroczenia.Jak jakaś kobieta mi się podoba to potem szukam jej profilu na facebooku,żeby się dobić i dowiedzieć z kim jest.Czasem jak mi się nudzi,a mam gdzieś tą kobietę w pobliżu np siedzimy gdzieś w grupie i rozmawiamy(a ja udaje,że umiem rozmawiać) to sobie patrzę na tą osobę..obserwuje to w jaki sposób inni faceci komunikują się z nią i staram się wyciągać wnioski...zrozumieć proces komunikacji między tymi facetami a nią....niestety nadal tych procesów komunikacji nie jestem w stanie zdekodować,nie wiem jak dani faceci mogą rozmawiać z daną kobietą,jak oni to robią,że ona z chęcią do nich się odzywa - dokładnie tego nie moge zdekodować. I tak czasem sobie obserwuje

Jak któryś z modów uzna,że można mój post wywalić bo nie pasuje do tematu to oki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chyba jestem mega samotny.Mój styl radzenia sobie z depresją jeszcze to wspomaga.Nie umiem miec depresji wsród ludzi,jak tylko w nią wpadam,dosłownie natychmiast chce uciec od ludzi i zamknąć się w pokoju.Niedawno tak było,dostałem doła w pracy na budowie i momentalnie nakłamałem kieronikowi że jestem chory i muszę iść do domu,bo jak mowiłem nie mogę mieć depresji wśród ludzi.

 

Dużo myślałęm wczoraj o tym wszystkim.Na pewno korzeniem tego jest samotność i brak miłości.Potrzebuje kogoś kochać i byc kochanym,a nie było takiego uczucia za duzo w moim życiu.Czasem mnie samemu wydaję się idiotą że czuję to co czuję,Uświadomiłem sobie jednak,że Sylwia jest dlamie jakby symbolem,czuję że jesli jej nie odzykam to tak jakbym stracił miłość na zawsze.Stąd cały ten ból,każdy by przeżywał jeśli stracił by miłość swojego życia.Ale oczywiscie ona nie była miloscia mojego życia,byla tylko glupim zauroczeniem które w swojej głowie wyolbrzymiłem za pomocą wyobrazni.Tak naprawde to nie wiem kim ona jest.Przypisałem jej kilka cech ktore chciałem zeby miała i zakoochałem się w tym idealnym obrazie.NIe wiem kim ona jest i nie wiem czy ma choc polowe cech ktore jej przypisałem.

 

Chyba jestem zbyt uparty.Wymarzyłem sobie że pójde na budownictwo będę sie dobrze uczył i znajde tam fajna dziewczynę.Miałęm szansę na obie rzeczy.Widziałem że ta Sylwia szuka chłopaka.To było widać po prostu.I ona była dobra dla mnie.Ale ja zamiast uczyć się i ją poderwać to sie załamałem i zrezygnowałem ze studiów,aż mnie to smieszy jak bardzo spieprzyłem,jak bardzo rzeczywistośc rozminęła sie z planami.Ale jak mowiłem jestem zbyt uparty,chce zeby rzeczywistośc była taka jak zaplanowałem i nie moge odpuścic.W końcu wróciłem na te studia.Jeden ptk planu zrealizowany.Został drugi-sylwia.I tego ptk nigdy nie zrealizuje bo zanim sie skapnąłem że trzeba ją podrywac ona juz sobie kogos znalazła..I nie mogę tego zmienić,nie zrealizuje swojego planu i to mnie tak złości że aż chce mi się ryczeć bo czuję się bezradny.Chyba dlatego nie mogę jej zapomnieć.Do tego czuję że ona była okazją na miłość,ogolnie była fajna,po prostu czuję że straciłem coś.Czuję że moje zycie powinno wyglądać inaczej.Ale nie wygląda.I czuję się winny.

Może w tym roku sie uda,a moze powinieniem porzucic te swoje plany i byc bardziej elastyczny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

Tak jak nikt przedtem ?

Nie nie o to chodzi.

Na pewno ja byłem wyalienowany tam i jej miłe usposobienie to jak mnie traktowała było jak balsam na ranę.

 

I po prostu wydawało mi sie że ona szukała sobie tam kogos,a że była dla mnie taka fajna to pomyślałem że może my.....

 

Tyle że pomyślałem o wiele za późno i już ma kogoś.Nie wiem może było by z tego coś prawdziwego,a możę było jej mnie żall i dlatego była miła.

Tak czy siak wiem że to ułuda nie jest warta tych żali które przeżywam.Zdaję sobie z tego sprawę.Na poziomie rozumu.Ale na poziomie emocji jestem jak zdarta płyta,zaciąłem się na tamtym miejscu i ciągle tam wracam.Nie wiem czemu akurat tam,na drugim kierunku nie zależało mi tak.NIe traktowałem go jak szansy na szczęście.Nie zależało mi na dwóch dziewczynach które tam były chociaż bardzo mnie podrywały.Nie mam pojęcia dlaczego się tak zaciąłem.Nie wiem czy ktokolwek będzie w stanie mi pomóc.

 

Nie rozumiem tej obsesji,nie potrafie jej kontrolować,czuję się jak świr po prostu.

Ale dziś miałęm doła,bo oglądałem swoje powiekszające sie zakola.I od razu sobie pomślałem że jeśli Sylwia zobaczy mnie kiedys na korytarzu to na pewno nie będzie jej żal że wybrałą innego a nie mnie,że nie dała mi szansu.Poczułem się beznadziejny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

trochę chorobliwe się zrobiło to fantazjowanie, po pierwsze zbyt idealistycznie do tego podchodzisz wszystkiego chociaż to pewnie nie główny problem bo spotykasz i poznajesz dziewczyny nowe, a po głowie cały czas ci ta jedna chodzi mimo że nawet jej nie znałeś prawie w ogóle, po drugie nigdy nie mów nigdy, zawsze ona może zerwać ze swoim, a ty wtedy możesz wkroczyć, życie jest pełne niespodzianek :D a tak naprawdę najlepiej przestać o niej myśleć, wiem że to trudne, ale w sumie problemem chyba nie jest ta dziewczyna, ale to myślenie, skąd wiesz że za jakiś czas nie poznasz nowej, coś zniszczysz i zaczniesz o niej myśleć, albo źle niby podejmiesz jakąś życiową decyzję tak jak pisałeś o tych studiach w wielu postach że nie możesz tego przeboleć itp. i znowu będziesz wracał do tego momentu... zmierzam do tego że jak nie dziewczyna, to co innego i znowu wynajdziesz sobie coś do czego będziesz wracał i obsesyjnie o tym myślał, a myślenie to cię będzie tylko wyniszczać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja mam bardzo podobnie jak ( Dean )^2 oraz człowiek nerwica, tylko że jestem dziewczyną :)

Nie umiem się zbliżyć, normalnie rozmawiać jeżeli chłopak naprawdę mi się podoba, czuję się ogólnie gorsza od niego itp... depresyjne myśli oczywiście. :? Przebywać mogę jedynie z takimi którzy nie są dla mnie dość atrakcyjni (chociaż i tak przebywam w większości w żeńskim towarzystwie).

 

A moim zdaniem prawda jest taka, że w dzisiejszych czasach to dziewczyna musi podejmować dużą inicjatywę.

 

Powiem szczerze że dosyć niepokoję się tym problemem - bo tak naprawdę jest to pewien lęk przed odrzuceniem, jakiś irracjonalny.

 

Wychowałam się bez ojca, bez towarzystwa mężczyzn w moim otoczeniu, nie wiem czy mam sobie wmawiać poważny problem, czy przyjąć postawę "poczekaj, na pewno znajdziesz mężczyznę, który cię pokocha, i którego ty obdarzysz uczuciem".

 

I teraz nie wiem, jak myślicie, czy warto zgłosić się do psychologa i także o tym problemie porozmawiać? Czy uznać to za "wmówienie sobie miłości" tak jak w przypadku ( Dean )^2 ?

Chodzi o konkretnego chłopaka, już 2 raz mi się to zdarzyło. Pierwszy był za czasów gimnazjum (uznaję to jako młodzieńcze "zakochanie") teraz na studiach.

Czy da się coś zmienić?

Czy jakaś dziewczyna z forum też tak ma?

 

Czuję się z tym jak idiotka, bo powinnam sobie dać z nim spokój. :hide:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

( Dean )^2, oczywiscie ze jestes samotny, dlatego "wmawiasz" sobie takie sytuacje, bo jakis cieplejszy gest odbierasz jako przejaw uczucia. Polecałabym wizyte u pychologa, tam sie nauczysz z tym radzic, rozpoznawac emocje itp. Doom, zglos sie do psychologa, trzeba sie nauczyc postawy wyrazajac pewnosc siebie, czuc tego nie musisz, grunt zebys sprawiala takie wrazenie, wtedy inni beda Ciebie tak postrzegac. To ze sie wychowywalas bez ojca, moze miec wplyw na to, ze mialas ograniczone kontakty z mezczyznami, nie do konca nauczylas sie roznych relacji, nie poznalas zbyt wielu meskich zdan, nie mialas przewodnika w roli ojca.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

trochę chorobliwe się zrobiło to fantazjowanie, po pierwsze zbyt idealistycznie do tego podchodzisz wszystkiego chociaż to pewnie nie główny problem bo spotykasz i poznajesz dziewczyny nowe, a po głowie cały czas ci ta jedna chodzi mimo że nawet jej nie znałeś prawie w ogóle, po drugie nigdy nie mów nigdy, zawsze ona może zerwać ze swoim, a ty wtedy możesz wkroczyć, życie jest pełne niespodzianek :D a tak naprawdę najlepiej przestać o niej myśleć, wiem że to trudne, ale w sumie problemem chyba nie jest ta dziewczyna, ale to myślenie, skąd wiesz że za jakiś czas nie poznasz nowej, coś zniszczysz i zaczniesz o niej myśleć, albo źle niby podejmiesz jakąś życiową decyzję tak jak pisałeś o tych studiach w wielu postach że nie możesz tego przeboleć itp. i znowu będziesz wracał do tego momentu... zmierzam do tego że jak nie dziewczyna, to co innego i znowu wynajdziesz sobie coś do czego będziesz wracał i obsesyjnie o tym myślał, a myślenie to cię będzie tylko wyniszczać.

No wiem że to co piszesz ,no to sama prawda.Sam tego nie rozumiem,to tak jakby było poza mną.Po prostu jestem jakoś nieproporcjonalnie wrażliwy na utratę.NIe umiem się z nią godzić.Do tego mam w sobie coś co sprawia że im rzecz jest bardziej niedostępna,odległa,trudna do zdobycia tym bardziej wydaje mi się cudowna i niezbędna do szczęścia.Każda zna zwrot trawa po drugiej stronie jest zawsze bardziej zielona,u mnie jest to samo,tyle że o wiele mocniej.Nie chce żyć bez rzeczy których nie mogę miec,po prostu emocjonalnie jestem przekonany że jak coś utraciłem to już nigdy nie będzie tak jak mogłoby być,nigdy nie będę szczęsliwy.

To jest wryte w moją psychikę tak mocno,że działa jak automat,całkiem poza moją kontrolą.Nawet nie tylę że nie mogę co wewnętrznie nie chce iść dalej po stracie czegoś,chce wracać do tego,tak jakbym przez to wracanie,rozpamietywanie mógł coś zmienić,albo chociaż być odrobinę bliżej tego co straciłem.Może po prostu głupio wierzę że szczęści może spotkać człowieka tylko raz w zyciu i jak już coś utraciłęm to nigdy nie będę już szczęśliwy.

Nie wiem czy warto próbowac już z tą Sylwią,choć jak piszesz życie jest pełne niespodzianek;]to naszczęśie to wmówione uczucie usycha jak odetnie się mu dostęp tlenu,ja odciąłem i już praktycznie jestem w stanie sie zdystansować do tego.Może podejmę małą próbę kontaktu tak z ciekawości ale na nic się nie nastawiam.

 

Trochę boję się tego że ten mój substytut miłości sprawia że naprawde nie umiem się zakochać.Ostatnio tak o tym myślałem,bo w sumie nigdy nie zakochałem się w taki normalny sposób.Nawet nie wiem jak to wygląda.Zdaję mi się,co muszę przyznać nie bez bólu,że ciąglę marzę,czekam podśwaidomie na idelną miłośc,idealnych przyjaciół,idealnych ludzi może nawet idealne zycie i daltego nie korzystam z tego co mam.Dlatego nie zakochuję sie w relnych dziewczynach,nie mam wielu realnych przyjaciol,nawet siebie realnego nie lubie za bardzo.Po prostu jestem na bakier z rzeczewistością.Nie chce w niej zyć,wyczekuje na dzien w którym wszystko nagle będzie piekne.Ech czemu takie idiotyczne zachowania zawsze zdarzają sie mnie.

 

Może to wynika z mojej samooceny.Chyba po prostu boję się być z kimś prawdziwym,bo sie wstydze tego jaki jestem.Generalnie gdybym był z kimś to musiałbym pokazać mu,a raczej jej nędze mojego zycia.Gdy nie jestem z nikim blisko to przynajmniej mogę udawac,stwarzac pozory normalnosci,w związku nie dałbym rady,musiałbym pokazać że jestem odlutkiem z chad zamkniętym w swoim małym świecie.Boję się że ten obraz odrzuciłby każdego.Może dlatego łatwiej mi zyć z fantazjami.Ech.

 

Kurde poszedłbym do psychologa,ale nie mam na niego miejsca w zyciu.Z resztą nie za bardzo im ufam.Leki mi już pomogły,jak dziś czytam mojego pierwszego posta to czuję jakby pisał to ktoś inny.

 

Ale wiem że ten schemat pozostał.Już prawie sie powtórzył z inną dziewczyną,no dużo bardziej realną i dostępną chyba wewnętrznie chce to utrzymywać,taką namiastkę uczuć skoro nie mam odwagi na realne.

 

Może gdybym miał jakąś okazję poznać nowych ludzi,mieć jakąś paczkę kumpli jak kiedyś,poznac jakieś nowe dziewczyny to poczułbym że mogę zacząc wszystko od nowa.Ale nie umiem po prostu wyjść do ludzi,nie mam punktu zaczepienia.Kolejny problem do listy.

Ech może ktoś wie jak się wychodzi ze stanu bycia odlutkiem,stawiam piwo za kazda dobrą radę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

( Dean )^2 heh, ja też w sumie nigdy się nie zakochałem, było kilka zauroczeń ale nic wielkiego... a z tą paczką, ekipą też mam problem trochę... mam kilku znajomych ale oni studiują gdzie indziej i przyjeżdżają raz na miesiąc okokło, spotykamy się zawsze jak są bo to kiedyś była właśnie moja epika, sporo imprezowaliśmy razem itp

a teraz wszyscy gdzieś w rozjazdach i wiadomo jak to jest... staram się tu obdzwaniać wszystkich znajomych jakich mam na miejscu, raz na jakiś czas uda się kogoś wyciągnąć na piwo czy coś ale to nie to, wszyscy zazwyczaj zajęci i mają swoje życie, swoich znajomych. jeszcze znajomi z uczelni, mimo że ich dobrze nawet znam to jeszcze nie ten poziom żeby się zgadać w wakacje na jakąś imprę np. (oni są z innych miast). tak, myślę że właśnie taka paczka znajomych z którymi się spotyka regularnie by się przydała i mogłaby pomóc m. in w poszukiwaniu jakiejś dziewczyny

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pozwole sobie odkopać stary temat.Własciwie nie wiem po co.Znaczy wiem.Po kolei.

Dean myślę że powinieneś udać się na terapie. I przepracować to wszystko z psychologiem.

To Ci pomoże zrozumieć dlaczego tak a nie inaczej się zachowujesz i może dzięki temu odważysz się w końcu pójść do ludzi.

Wiem,już dzwoniłem do jednej psycholożki.Powiem szczerze,bardzo nie chce tego robić ale czuję że potrzeba.Właściwie czuje też że dojrzałem do grzebania w mojej pokręconej psychice.Wiem że to o czym tu napisałem kwalifikuje mnie to grupy świrów,nie jestem z tego dumny.Ale chyba to jedyna droga do normalności,uwiadomić sobie że coś jest ze mną nie tak.

Co do tego wyjscia do ludzi.Trochę źle się tutaj zobrazowałem.To nie jest tak że jestem milczkiem bez umiejetności społecznych.Naprawde dobrze radze sobie miedzy ludzmi,tylko że dzieki udawaniu,umiem przybierac maski,dzieki temu sprawiam wrazenie dowcipnego fajnego goscia,alle zarazem unikam ludzi bo to nie przyjemnie udawać.

 

Wracając to głównego wątku tego tematu.Strasznie wstyd mi czytac to co napisałem.Dlatego że całe życie byłem no człowiekiem rozumu,ateistą zakochanym w naukach przyrodniczych,racjonalistą.A teraz czuję sie upokorzony bo zostałem pokonany przez irracjonalne uczucia i mój wizerunek siebie jako racjonalnego człowieka trochę sie posypał.Właściwie całkiem.

Nie przestałem myleć o Sylwii,wręcz przeciwnie o mało nie wpadłem znowu w depresje przez myślenie o niej.Potrafie wyczuć kiedy zwykły smutek zamienia się w depresyjny i wiem że byłem już na granicy,traciłem motywacje,poczucie sensu.

Spotkałem ją na uczelnii nie dawno.Na poczatku mnie nie poznała ale pózniej powiedziała mi cześc i poszła dalej.To było dla mnie naprawde bolesne.Nie winie jej za to że ułozyła sobie zycie,winie boga/wszeświat/los/fatum/rachunek prawdopodobieństwa za to że akurat ja musiałem dostac w prezencie od losu chad.

Teraz już nawet nie wiem czy chodzi mi o nią.Czy raczej o życie które mogłem miec.Wróciłem na budownictwo i radzę sobie teraz naprawde dobrze.Chce mi sie uczyć zintegrowałem sie z ludzmi.Ogólnie jestem bardzo zadowolony ze studiowania.ALE jednocześnie czuję ból,zdaję sobie sprawę że gdybym miał te leki 2 lata temu,gdyby ktoś rozpoznał u mnie chad ,gdybym zaczął się leczyć wcześniej...pewnie byłbym dziś szczęśliwym człowiekiem.A tak przeżyłem dwa fatalne lata,znowu na pierwszym roku,wszystko od początku.Spotykam nie tylko Sylwie ale tez innych ludzi z tamte grupy,oni są juz na trzecim roku i strasznie mi przykro,nie mogę zrozumieć czemu musiało to spotkac mnie.Nie mogę się z tym pogodzić.

No i ta Sylwia,czemu los musiał mnie odepchnąc od niej.Co bóg ma do mnie,nie lubi mnie czy co.I po częsci dlatego chce ją odzyskac.Cały czas gdy nie byłem na budownictwie coś kłuło mnie w środku ze powinienem tam byc,nie mogłem się pogodzić ze studiowaniem na innym kierunku.Wróciłem i jestem z tego powodu przeszczęśliwy.Czuję że jestem na miejscu,że tak miało być.

To samo kłucie czuję w sprawie Sylwii,po prostu czuję że musze to naprostowac,tak jak naprostowałem studia.Nie powinienem wierzyć że mi się uda,teoretycznie nie mam żadnych szans.Praktycznie też nie.Pewnie dalej chodzi z tym chłopakiem a ja nie mam nawet kiedy jej spotkać za bardzo,nie bedę za nią łaził bo nie chce zeby sie poczuła naciskana czy coś takiego.

Wszystko mi mówi że powinienem to zostawić i iśc dalej.Ale jakieś irracjonalne coś każe mi nie rezygnować.Jednoczesnie to coś zadaje mi cholerny ból za każdym razem gdy sobie uświadomie że dla niej nie istnieje i że pewnie kocha kogoś innego.To jakas subtelna autodestrukcja.A mimo to nie chce tego zostawic,chyba dlatego że to wyobrażenie jakie o niej sobie stworzyłem jest bardzo podobne do tego jaka naprawde jest.W sumie nie wydaje mi sie ona olsniewająco piekna,raczej przecietna czy wybitnie madra po prostu coś mnie do niej ciągnie.

Wydaje mi sie że gdyby nie ta depresja i to co rozerwało mi wtedy zycie pewnie coś by nas łączyło dlatego że spotkałem już na swoje drodze ludzi podobnych charakterem do niej i to zawsze były swietne relacje.

W sumie nie znoszę wierzyć w przeznaczenie,uważam że to idea dla idiotów a mimo to chetnie bym w nie uwierzył jesli tylko byłoby dla mnie pomyślne w tej sprawie.

 

Jedyne co udało mi sie wymyslić w przerwach miedzy załamywaniem się i mysleniem nad tym że idiocaiłem na tylę że niedługo uwierze że jestem napoleonem,nakreśliłem pewien plan.

Planuje delikatnie sie do niej zbliżyc,sprawdzić czy wszechswiat,bóg,fatum,cz kolwiek innego nie ma czasem dla mnie pomocnej dłoni dzieki której udałoby mi się coś zdziałać.Czasem jak czytam na tym forum niezwykłe historie tego jak poznawali się ludzie mam iskierke nadzieji ze mi isę uda.Nie wszystko przebiega w życiu standardowo.Szczególnie w moim.

Ale równoczesnie zamierzam poznać jakoś więcej dziewczyn,nie wiem jeszcze jak,zakładam kurs tańca może,pewnie zapiszę się do młodzieżówki jakiejś partii,nie wiem co jeszcze może jakies kółko zainteresowań,choc na pk to pewnie gej party.Zamierzam poznac wiecej dziewczyn po to zeby zaamotyzowac ewentualne niepowodzenie z sylwią.

No i zaczne psychoterapie ,może okaże się że mam tą obsesje dlatego że byłem w dzieciństwie molestowany przez obcych i wyparłem to z psychiki i stąd całe zamieszanie.

Dobry plan czy jakies sugestie?

Nie postawiłbym nawet złotówki na to że mi się uda,więc pewnie za jakiś czas bedę musiał sobie pocierpiec i zaakceptować mój marny los,a jesli bóg istnieje to kiedys mu za to wszystko wygarne.

No to tyle w dzisiejesz audycji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×