Skocz do zawartości
Nerwica.com

Czy leki z grupy SSRI poprawiły Wam niski nastrój??


Gość miko84

Rekomendowane odpowiedzi

Niewykluczone, że miało to jakieś znaczenie. ;)

Obojętnie ;) ważne ,że czuję się tak jak się czuję. Najlepsze jest to ,że nic nie jest mnie w stanie "położyć" , może słowo "nic" to lekka przesada ale np. dzisiaj dowiedziałem się ,że folia którą kupiłem do hydrografiki nadaje się do śmieci bo po użyciu części z niej nie zabezpieczyłem jej odpowiednio i tym sposobem 600zł psu w dupę. Kiedyś przez takie coś miałbym doła przez 3 dni, dzisiaj nie tylko się tym nie przejąłem ale wziąłem to na klatę jako nowe potrzebne doświadczenie :mrgreen:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czesc polykacze tabsow!

 

Ja sie czestuje Symfaksyna(wenlafaksyna) raz na dzien 1-0-0,jest o niebo lepiej.Zupelny luz w sytuacjach stresowych ktore przed polykaniem doprowadzaly mnie do frustracji,i silnych lęków.Zauwazylem zobojetnienie na wiele aspektow zycia,i umiem zakceptowac swoje porazki.Zeszlem ze stanu idealnego perfekcjonisty, ktory wykanczal mnie dobitnie.Lepiej kojarze,mam znacznie lepszy dobor slow.Zrobilem sie pewniejszy siebie i zmotywowany do dzialania z pokora,czyli jak sie uda to fajnie jak sie nie uda to tez fajnie!.

 

Jedyny mankament to niskie Libido!noi jeszcze czasami odplywam myslami w jakoms proznie.To libido,to jednak problem.Mam pytanie do was.

Nie chce narazie odstawiac tego leku bo boje sie ze wroci zle samopoczucie.Czy lykanie dlugoterminowe moze wprowadzic jakies trwale nieodwracalne zmainy na mozgo?Gdzies czytalem ze ktos zazywal dlugi okres effectin i zachorowal na stwardnienie rozsiane.Jestem mlodym czlowiekiem,mam 24 lata ale wiem ze bez tego leku nie byl bym w stanie dobrze se egzystowac na tym padolku ziemskim.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Biorę sertralinę hydroksyzynę i pracuję nad emocjami. Czytałam na tym forum sporo negatywnych wpisów na temat SRRI i dochodzę do wniosku że ci na których SRRI działa negatywnie potrzebują innych leków, może w ich organizmach nie ma niedoboru serotoniny tylko innych neuroprzekaźników. Mnie sertralina przywróciła do normalnego stanu, jestem taka jak w dzieciństwie zanim zaczęła się degrengolada mojej osobowości.przestały mnie gnębić złe myśli, złe impulsy, ciągłe przerażenie i zahamowania w kontaktach z ludźmi. Mózg odpoczął od walki ze strachem i stałam się bystrzejsza, żadnej zmiany osobowości nie mam, nie byłam sobą kiedy zżerał mnie strach i myślę że sama psychoterapia nie dałaby sobie rady. Złe impulsy poprzedzały złe myśli nad którymi nie mogłam zapanować. Ale bez pracy nad emocjami mogłoby nie być tak dobrze, nabrałam dużego dystansu do tego jak oceniają mnie inni, pogodziłam się ze swoimi baardzo dużymi wadami i z tym że ludzie wokół mnie też nie są doskonali. Stertralina dała mi drugie życie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Od 1.5 miesiaca biore setaloft z powodu nerwicy lekowej. Moje ataki nerwicy sie usppokoily, ale zauwazylam u siebie inne objawy. Obnizyl mi sie nastroj a dodatkowo czuje niesamowita niechec do ludzi, jakbym ich nienawidzila. Czy to moze byc powodem zazywania setaloftu, czy moze ujawnila mi sie depresja, ktora byla zagluszana przez stany nerwicowe? Mozna zwariowac ...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

lek wyciagnal na wierzch wszystkie brudy. Teraz jestes bardziej swiadoma siebie samej . Widocznie wczesniej tez czulas niechec do ludzi ale nie bylo to dla Ciebie tak oczywiste jak teraz na leku. Tak leki szczegolnie ssri moga zwiekszac agresje w stousnku do innych,nietolerowanie otoczenia. Niestety nic na to nie poradzisz...musisz do tego przywyknac..albo odstawic leki. Lekarz nie przepisze Ci czegos co zlagodzi ten zly stosunek w stosunku do innych..;]

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć,

Nie zgodzę się w żadnym wypadku z tezą że "lek wyciągnął wszystkie brudy" czy "jesteś bardziej świadoma siebie samej". Czytając coś takiego mam wrażenie że autor stracił świadomość siebie samego, bez obrazy! tak to czuję.

 

5 lat minęło w październiku skacząc z jednego na drugi lek z grupy SSRI (innych nie dostawałem) no i klamka zapadła. Koniec. Zdecydowała o tym długa obserwacja siebie samego i zmianę na gorsze. Ostatnią substancją byłą sertralina - która pozbawiła mnie moich złudnych nadziei iż to pomaga. Mechanizm działania wiadomo jaki jest, uogólniając ma ona do roboty wzrost stężenia tego co nam potrzebne w układzie nerwowym do stabilnego egzystowania. Rezultat jest taki (według mojej obserwacji) iż organizm nie nauczył się ani trochę od tego "sterownika" a zwyczajnie poddał się jego działaniu i położył tzw lachę na samoregulację neuroprzekaźników. Wspaniale to widać gdy po odstawieniu jest jeszcze większa tragedia. Cóż można powiedzieć mniejsze zło tia...

Rzecz ważniejsza jednak która skłoniła mnie do pozbawienia się tego pomocnika to zaburzenie moich naturalnych emocji, czyli tzw "uspokojenie". I nie mylnie tego w żadnym razie z szybkim działaniem benzodiapezyn - xanaxów itp bo nie o tym tu mowa. Uspokojenie to ujął bym jako trzymanie emocji w ryzach i "odczłowieczenie mnie samego" kropka.

Brak możliwości cieszenia się na maxa, brak możliwości wzruszeń i polania łez. Można powiedzieć dobrze poskładany robot do codziennych obowiązków :/ bez iskry życia

 

Now. Jak jest 2 miesiące po odstawieniu? Przyszedł mega orkan i pozamiał w życiu co trza było ;) Mega napływ emocji skrajnych. Wyrwałem się z marazmu egzystencji tak zwanej..

Zwyzywałem kogo miałem, rozpłakałem się łkając nad boleściami losu, wzruszałem się, ale najczęściej się poprostu wkurwiałem na maxa. Nadal wkurwiam się jak coś mi nie pasuje. I co? Czuję się z tym dobrze. Zwisa mi otoczenie, aczkolwiek liczę się z najbliższymi i dlatego wale im prawde prosto z mostu co mnie irytuje, czego nienawidzę, co mnie krzywdzi, czego chcę, co kocham, czego mi brakuje, jaki mam cel, czego nie będę robił bo nie..

Nie stoi mi już nic na przeszkodzie. Czemu? Coś we mnie się zmieniło i postawiłem wszystko na jedną kartę. Postanowiłem po prostu Żyć, jak mi to życie dane, tak je przeżyć choćbym miał się borykać z nie wiadomo jakimi problemami to przeżywać je emocjami jakie mam w sobie.

Dodam, nadal ledwo daję radę wytrzymać całą tę plejadę efektów ubocznych, bo zaznaczam iż mam to nieszczęście przeżywać je wszystkie - jak wypunktowane w ulotce. I to trwa, nie łudźcie się trwa... Walenie jak prądem elektrycznym 24 na dobe, skurcze wszelkie w nocy i brak snu to tylko część. W każdym razie próbowałem już kilka razy ostawić leki w ciągu kilku lat i jestem już odporny psychicznie na te symptomy na tyle że nie idę się zapić czy gorzej, tylko wierze że miną!!

Obrałem kurs na to co mnie pociąga, sport to moje życie i trzymam się tego, powoduje że zapominam o problemach psychicznych.

Daje siłę walki. Jest tez Muzyka, kocham ją i wyzwala we mnie mnostwo emocji które przekładają się lepsze samopoczucie! Chcę żyć dla przeżywania tych wszystkich radosnych chwil, a także trudnych chwil w których muszę zaciskać zęby i mówić no dalej przeszkody dokopcie mi, spróbujcie bynajmniej i tak WYGRAM!

 

Walczcie!

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak dajesz rade to nic tylko zyczyc powodzenia. Ja narazie chcialbym poczuc te cale game emocjii ale nie tylko negatywnych. Chcialbym poczuc sie jak przed braniem ssri ...i nie czuc ciagle lęku ktory mna steruje w kazdej sytuacjii. Ale pomimo tak dlugiego czasu od odstawki caly czas czuje te serotoninowe znieczulenie. Dla mnie powrot do normalnego zycia po 3 latach brania paroksetyny nie jest czyms latwym. Wszystko jest inne...a ja nie mam nawet polowy tej sztucznej pewnosci siebie jaka dawaly mi leki..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ech, chyba jest coraz gorzej. Stany lękowe wyraźnie się zmniejszyły, ale teraz nie potrafię nawet wyjść z domu do ludzi. Jestem tak potwornie zniechęcona i smutna, że przestałam chodzić na zajęcia, nie potrafię zmierzyć się z tymi wszystkimi ludźmi na uczelni. To mnie wykańcza. W środę, jak wrócę do Torunia, wybieram się do psychiatry. Może coś na to spróbuje poradzić...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zmniejszyły mi się natręctwa, polepszyły relacje z ludźmi bo nie czuje lęku i strachu. Ale niestety nie podziałało to na mój nastrój, czego dowodem jest moja pochlastana ostatnio ręka. Lekarka zwiększyła dawkę bo powiedziała, ze skoro coś ruszyło (mniej lęków i natrectw) to znaczy, że dobrze działa. Czasem sobie myślę, że te leki to troche taki pic na wodę, efekt placebo. Tym bardziej, że czytałam iż ludzie po malutkich dawkach tego leku już niemal umierali, a ja nie czułam nic. Depresja nie mija, w sumie to jest chyba gorzej, apatia na najwyższym poziomie, przyszłości nie ma i w sumie mam ochotę zrobić tylko jedno. Więc nie, lek z grupy SSRI nie poprawił mi nastroju.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Biorę od roku xetanor. Kilka lat temu też brałem i postawił mnie na nogi ale wtedy leczyłem się tylko lekami beż żadnych terapii.

Teraz brałem 20mg, działał pozytywnie, w pewnym momencie jak się bałem, że mi nie starczy leku do następnej wizyty to zjechałem do 15mg i było ok. Potem lekarka sama zasugerowała by zacząć odstawiać, jak zszedłem do 10mg to po tygodniu zaczęła się jazda, uczucie odrealnienia, jakbym miał zaćmiony umysł, wszystko mi się takie dziwne wydawało, momentami myślałem, że odchodzę od zmysłów, że mi siada całkiem, zacząłem sobie wkręcać jakąś schizofrenie itp. Do tego brak apetytu i nie chęć do czegokolwiek, stan jakby depresyjny.

Myślałem, że to minie po kilku dniach ale gdzie tam, wróciłem więc do 15mg, czekałem jakiś czas ale nic, no to z powrotem 20mg i dalej nic, ponad miesiąc się tak męczyłem. Nie chciałem brać jeszcze większych dawek bo im więcej tym trudniej potem odstawić ale kilka lat temu pamiętam, że schodziłem z 30mg i bez żadnych większych problemów więc w poniedziałek mówię spróbuje 25mg i cud, już w ten sam dzień mega poprawa, coś pięknego po takim czasie czuć, że znowu ma się jasny umysł. Tak się pewnie poczułem, że wczoraj znowu zarzuciłem tylko 20mg i w pracy niezła jazda w głowie, myślałem, że nie dam rady, w domu też znowu schizy i lęk przed kolejnym dniem w takim stanie :P Ale wstałem zarzuciłem 25mg i dziś kolejny dobry dzień, aż mi się wierzyć nie chce, że paroksetyna może działać tak nagle i robić taką różnicę bo to raczej lek który się długo rozkręca.

 

Na razie nie mam zamiaru schodzić z tej dawki, dopóki mi się samopoczucie nie unormuje, jak już się pewniej poczuję to zacznę redukować (najlepiej chyba latem wtedy można się wyrwać z domu i czymś zająć bo zimą to tylko dolina) ale cholernie pomału i dawkami po 2,5mg bo już wiem jakie bolesne może być zbyt szybkie odstawianie tego dziadostwa.

 

Piszcie swoje doświadczenia z odstawieniem paroksetyny. pozdrawiam ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć,

Nie zgodzę się w żadnym wypadku z tezą że "lek wyciągnął wszystkie brudy" czy "jesteś bardziej świadoma siebie samej". Czytając coś takiego mam wrażenie że autor stracił świadomość siebie samego, bez obrazy! tak to czuję.

 

5 lat minęło w październiku skacząc z jednego na drugi lek z grupy SSRI (innych nie dostawałem) no i klamka zapadła. Koniec. Zdecydowała o tym długa obserwacja siebie samego i zmianę na gorsze. Ostatnią substancją byłą sertralina - która pozbawiła mnie moich złudnych nadziei iż to pomaga. Mechanizm działania wiadomo jaki jest, uogólniając ma ona do roboty wzrost stężenia tego co nam potrzebne w układzie nerwowym do stabilnego egzystowania. Rezultat jest taki (według mojej obserwacji) iż organizm nie nauczył się ani trochę od tego "sterownika" a zwyczajnie poddał się jego działaniu i położył tzw lachę na samoregulację neuroprzekaźników. Wspaniale to widać gdy po odstawieniu jest jeszcze większa tragedia. Cóż można powiedzieć mniejsze zło tia...

Rzecz ważniejsza jednak która skłoniła mnie do pozbawienia się tego pomocnika to zaburzenie moich naturalnych emocji, czyli tzw "uspokojenie". I nie mylnie tego w żadnym razie z szybkim działaniem benzodiapezyn - xanaxów itp bo nie o tym tu mowa. Uspokojenie to ujął bym jako trzymanie emocji w ryzach i "odczłowieczenie mnie samego" kropka.

Brak możliwości cieszenia się na maxa, brak możliwości wzruszeń i polania łez. Można powiedzieć dobrze poskładany robot do codziennych obowiązków :/ bez iskry życia

 

Now. Jak jest 2 miesiące po odstawieniu? Przyszedł mega orkan i pozamiał w życiu co trza było ;) Mega napływ emocji skrajnych. Wyrwałem się z marazmu egzystencji tak zwanej..

Zwyzywałem kogo miałem, rozpłakałem się łkając nad boleściami losu, wzruszałem się, ale najczęściej się poprostu wkurwiałem na maxa. Nadal wkurwiam się jak coś mi nie pasuje. I co? Czuję się z tym dobrze. Zwisa mi otoczenie, aczkolwiek liczę się z najbliższymi i dlatego wale im prawde prosto z mostu co mnie irytuje, czego nienawidzę, co mnie krzywdzi, czego chcę, co kocham, czego mi brakuje, jaki mam cel, czego nie będę robił bo nie..

Nie stoi mi już nic na przeszkodzie. Czemu? Coś we mnie się zmieniło i postawiłem wszystko na jedną kartę. Postanowiłem po prostu Żyć, jak mi to życie dane, tak je przeżyć choćbym miał się borykać z nie wiadomo jakimi problemami to przeżywać je emocjami jakie mam w sobie.

Dodam, nadal ledwo daję radę wytrzymać całą tę plejadę efektów ubocznych, bo zaznaczam iż mam to nieszczęście przeżywać je wszystkie - jak wypunktowane w ulotce. I to trwa, nie łudźcie się trwa... Walenie jak prądem elektrycznym 24 na dobe, skurcze wszelkie w nocy i brak snu to tylko część. W każdym razie próbowałem już kilka razy ostawić leki w ciągu kilku lat i jestem już odporny psychicznie na te symptomy na tyle że nie idę się zapić czy gorzej, tylko wierze że miną!!

Obrałem kurs na to co mnie pociąga, sport to moje życie i trzymam się tego, powoduje że zapominam o problemach psychicznych.

Daje siłę walki. Jest tez Muzyka, kocham ją i wyzwala we mnie mnostwo emocji które przekładają się lepsze samopoczucie! Chcę żyć dla przeżywania tych wszystkich radosnych chwil, a także trudnych chwil w których muszę zaciskać zęby i mówić no dalej przeszkody dokopcie mi, spróbujcie bynajmniej i tak WYGRAM!

 

Walczcie!

Pozdrawiam

Jesteś zdrowy, tylko może bardziej impulsywny a leki zaburzały Twoje normalne reakcje. Powodzenia w zdrowym normalnym życiu. mnie też kiedyś zainspirowała piosenka The Cure "FaitH": i do tej pory dzięki niej jakoś się trzymam. walka jest dobrem, a przywoływanie jakichś ciemnych mocy to degrengolada. Szkoda że bez pschychotropów już nie umiem odganiać tych ciemnych mocy

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć,

Nie zgodzę się w żadnym wypadku z tezą że "lek wyciągnął wszystkie brudy" czy "jesteś bardziej świadoma siebie samej". Czytając coś takiego mam wrażenie że autor stracił świadomość siebie samego, bez obrazy! tak to czuję.

 

5 lat minęło w październiku skacząc z jednego na drugi lek z grupy SSRI (innych nie dostawałem) no i klamka zapadła. Koniec. Zdecydowała o tym długa obserwacja siebie samego i zmianę na gorsze. Ostatnią substancją byłą sertralina - która pozbawiła mnie moich złudnych nadziei iż to pomaga. Mechanizm działania wiadomo jaki jest, uogólniając ma ona do roboty wzrost stężenia tego co nam potrzebne w układzie nerwowym do stabilnego egzystowania. Rezultat jest taki (według mojej obserwacji) iż organizm nie nauczył się ani trochę od tego "sterownika" a zwyczajnie poddał się jego działaniu i położył tzw lachę na samoregulację neuroprzekaźników. Wspaniale to widać gdy po odstawieniu jest jeszcze większa tragedia. Cóż można powiedzieć mniejsze zło tia...

Rzecz ważniejsza jednak która skłoniła mnie do pozbawienia się tego pomocnika to zaburzenie moich naturalnych emocji, czyli tzw "uspokojenie". I nie mylnie tego w żadnym razie z szybkim działaniem benzodiapezyn - xanaxów itp bo nie o tym tu mowa. Uspokojenie to ujął bym jako trzymanie emocji w ryzach i "odczłowieczenie mnie samego" kropka.

Brak możliwości cieszenia się na maxa, brak możliwości wzruszeń i polania łez. Można powiedzieć dobrze poskładany robot do codziennych obowiązków :/ bez iskry życia

 

Now. Jak jest 2 miesiące po odstawieniu? Przyszedł mega orkan i pozamiał w życiu co trza było ;) Mega napływ emocji skrajnych. Wyrwałem się z marazmu egzystencji tak zwanej..

Zwyzywałem kogo miałem, rozpłakałem się łkając nad boleściami losu, wzruszałem się, ale najczęściej się poprostu wkurwiałem na maxa. Nadal wkurwiam się jak coś mi nie pasuje. I co? Czuję się z tym dobrze. Zwisa mi otoczenie, aczkolwiek liczę się z najbliższymi i dlatego wale im prawde prosto z mostu co mnie irytuje, czego nienawidzę, co mnie krzywdzi, czego chcę, co kocham, czego mi brakuje, jaki mam cel, czego nie będę robił bo nie..

Nie stoi mi już nic na przeszkodzie. Czemu? Coś we mnie się zmieniło i postawiłem wszystko na jedną kartę. Postanowiłem po prostu Żyć, jak mi to życie dane, tak je przeżyć choćbym miał się borykać z nie wiadomo jakimi problemami to przeżywać je emocjami jakie mam w sobie.

Dodam, nadal ledwo daję radę wytrzymać całą tę plejadę efektów ubocznych, bo zaznaczam iż mam to nieszczęście przeżywać je wszystkie - jak wypunktowane w ulotce. I to trwa, nie łudźcie się trwa... Walenie jak prądem elektrycznym 24 na dobe, skurcze wszelkie w nocy i brak snu to tylko część. W każdym razie próbowałem już kilka razy ostawić leki w ciągu kilku lat i jestem już odporny psychicznie na te symptomy na tyle że nie idę się zapić czy gorzej, tylko wierze że miną!!

Obrałem kurs na to co mnie pociąga, sport to moje życie i trzymam się tego, powoduje że zapominam o problemach psychicznych.

Daje siłę walki. Jest tez Muzyka, kocham ją i wyzwala we mnie mnostwo emocji które przekładają się lepsze samopoczucie! Chcę żyć dla przeżywania tych wszystkich radosnych chwil, a także trudnych chwil w których muszę zaciskać zęby i mówić no dalej przeszkody dokopcie mi, spróbujcie bynajmniej i tak WYGRAM!

 

Świetne podejście. :great::brawo:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja zażywam paroksetynę ponad cztery lata. I powiem tak, że nie jestem już zadowolony z terapii prowadzonej tym lekiem. Na początku zażywałem paxtin w dawce nie przekraczającej 25 mg na dobę wieczorem i czułem się rewelacyjnie. Spałem po leku bardzo dobrze zarówno w dzień jak i w nocy. Nadmieniam, że leku nie biorę ciągle, tylko z przerwami na ok 1 m-c, może półtorej. Wracam następnie do preparatu, gdyż na ogół pojawiają się od nowa objawy lękowo-depresyjne, czasem nawet natręctwa. Podczas wznawiania leku przez ok 2 tygodnie czuje się dobrze i nastrój jest wyraźnie podniesiony "dostaję skrzydeł", potem sytuacja się jednak zmienia i nie jest już tak różowo. Obecnie nie stosuję dawki większej jak 15 mg, a spania po leku praktycznie nie ma! - bezsenność totalna - dziwne, bo na początku było odwrotnie ;-(. Wy też tak macie? Dziwi mnie to, jak zmienia się organizm - niestety zwykle na gorsze;-(. Początkowo sądziłem, że bezsenności winna jest postać leku, gdyż w pewnym okresie leczenia wykupywałem tańszy zamiennik t.j. paroksinor czy reksetin, ale okazało się, że powrót do paxtinu nie przyniósł satysfakcji i sen wcale po tym się nie poprawił. Nadal to zażywam. Dawek większych od wspomnianych 25 mg raczej nie stosowałem, bo wydają się za silne, jednak boję się przechodzić na inne depresanty, gdyż prowadzę na tyle aktywne życie zawodowe i inne, że nie wiem czy byłbym w stanie wtedy funkcjonować. Gdy natomiast lek odstawiacie, radzę Wam czynić to stopniowo, bardzo powoli nawet 5mg pod koniec, bo w przeciwnym razie jest nieciekawie. Pozdrawiam!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dawno mnie tutaj nie było ale widziałem na poczcie, że ktoś odkopał temat więc jak zajrzałem to dodam kilka słów bo po dobrych 10 latach z nerwicą człowiek już się trochę na obserwował siebie i dużo nauczył ;)

 

Przez te lata próbowałem różnych leków ale głównie to paroksetyna i setralnina z różnymi przerwami w których chciałem sobie udowodnić, że tym razem dam radę bez ;) Wkręcałem sobie różne rzeczy, że to przez leki czuję się tak i tak, że wolę ich nie brać i jakoś sobie poradzić. Doszedłem do wniosku, że leki wcale nie wywołują żadnych skutków ubocznych, może na początku brania przez pierwsze tygodnie się czuje człowiek jakiś otumaniony, odrealniony, leniwy itd ale później wszystko mija lek zaczyna działać jest lepiej objawy ustępują chce się bardziej żyć.

Tylko, że po jakimś czasie organizm chyba się przyzwyczaja i przestaje reagować na te substancje przynajmniej u mnie, już nie działa tak dobrze jak na początku. Być może by trzeba zwiększać dawki ale ile tego można brać? Brałem najwięcej 200mg asertinu i po pewnym czasie i tak lęk robił swoje więc stwierdziłem, że nie ma sensu jak już coś biorę to max 1 tabl czyli na tą chwilę 100mg i nie czuję się jakoś świetnie ale na tyle, że funkcjonuje, pracuje itd.

Zauważyłem też, że sam antydepresant to nie jest idealne rozwiązanie, dobrze coś mieć jeszcze dodatkowego na uspokojenie, nie mówię o xanaxie itp bo to jest lek awaryjny u mnie np. max pół tabl na tydzień jak już na prawdę czuję się wykończony psychicznie, po tym od razu czuję mega rozluźnienie i zdaje sobie sprawę jeszcze bardziej, że wszystko co cały czas czuję to po prostu stres i nerwy bo niby dlaczego po jakieś tabletce albo 2 piwach wszystko nagle mija zero stresu napięcia???

Ale dobrze też działa hydroxyzyna, jak ktoś ma problemy ze spaniem to polecam na wieczór i nie ma opcji, że się nie uśnie, w ciągu dnia można też brać fajnie rozluźni ale może usypiać więc nie za dużo.

 

Doszedłem więc do wniosku, że leki nie są takie złe, bez nich bym się już chyba dawno wykończył, pomagają przetrwać więc w niewielkich ilościach póki co biorę i nie mam zamiaru odstawiać bo nie jestem na to gotowy, co z tego, że wytrzymam jakoś np. rok jak później w końcu się złamie bo będę miał dość i do nich wrócę. Trzeba popracować nad swoją psychiką, uczyć się relaksować, zwalniać tempo życiowe, nauczyć pozytywniej myśleć.

Całą tą nerwicę traktuje jako chorobę przewlekłą którą kiedyś rozgryzę, dojdę do wniosku co powoduje u mnie problem, pokonam to i poczuję ulgę, nie wiem kiedy może za rok może za 10lat ale to nastąpi kiedyś bo nie chce do końca życia żyć z ograniczeniami i czuć się jak na jakieś niewidzialnej smyczy, skoro to nerwy i stres to teoretycznie mamy nad tym kontrolę tylko nie wiemy jak tym kontrolować, trzeba się nauczyć ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×