Skocz do zawartości
Nerwica.com

Samotność


ixi

Rekomendowane odpowiedzi

13 minut temu, hankm napisał:

Jestem beznadziejnym człowiekiem, dlatego nie mam nikogo, każdy ma mnie w dupie.

 

Nie mów tak.

 

Samotność też mi doskwiera, brakuje mi osoby, z którą mógłbym dzielić się swoimi problemami nie narażając się na dziwne, ironiczne, szydzące reakcje, nie ufam ludziom... Brakuje mi osoby o podobnych zainteresowaniach, poglądach o podobnym spojrzeniu na świat, brakuje mi bratniej duszy...

 

Samotność jest straszna, boję się, że wraz z upływającym czasem stracę obecnych znajomych, nie poznam nowych, nie zakocham się (ze wzajemnością). Ta wizja mnie przeraża.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

12 minut temu, rookie napisał:

 

Nie mów tak.

 

Samotność też mi doskwiera, brakuje mi osoby, z którą mógłbym dzielić się swoimi problemami nie narażając się na dziwne, ironiczne, szydzące reakcje, nie ufam ludziom... Brakuje mi osoby o podobnych zainteresowaniach, poglądach o podobnym spojrzeniu na świat, brakuje mi bratniej duszy...

 

Samotność jest straszna, boję się, że wraz z upływającym czasem stracę obecnych znajomych, nie poznam nowych, nie zakocham się (ze wzajemnością). Ta wizja mnie przeraża.

Mówię jak myślę o sobie. Ja jestem szmatą nic nie znaczącym człowiekiem który popełnił kiedyś błąd i teraz ma tego konsekwencje. Dla mnie jedynym rozwiązaniem jest śmierć ponieważ nic nie osiągnąłem i nic nie mam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 14.07.2019 o 09:09, wyjdz_do_ludzi_pobiegaj napisał:

O, to zupełnie tak jak ja. Generalnie jestem introwertyczką, ale mój związek kompletnie zamknął mnie w domu. Przestałam wychodzić ze znajomymi i trudno mi było zbudować nowe, głębsze relacje. Istniał głównie mój mąż. Wynikało to z kilku rzeczy - mojej niepewności, chęci spędzania z nim czasu (on zawsze lubił oglądać w domu filmy w akompaniamencie alkoholu), a potem z obawy, że jak mnie nie będzie, to on będzie uciekał w pornografię i pisanie z innymi kobietami. 

Ja nie miałam w czasach przedstudenckich znajomych, więc dla mnie to zamknięcie się na stancji było jeszcze łatwiejsze - po prostu nadal bałam się życia... I mimo że mieszkaliśmy ponad 2 lata razem, to mało czasu spędzaliśmy wspólnie na wspólnych rzeczach. A mieliśmy jeden i to nie za duży pokój... On ciągle gra albo ogląda filmiki jak inni grają. Alkohol był codziennie. Gdy chciałam wyjść z jakąś koleżanką to wmawiał mi, że idę na spotkanie w celach erotycznych. On oczywiście uważał, że ma prawo wychodzić beze mnie i nieraz znikał bez słowa zostając po zajęciach w jakimś klubie... Prosiłam go miliony razy, by mnie zabrał ze sobą - ale mam wrażenie, że wstydzi się mnie i zawsze znalazł wymówkę, żeby nie przedstawić mnie swoim znajomym. Nawet jak np. szliśmy sobie ulicą, nagle idzie jego "ziomek", przystają, cześć-cześć, jakieś "co tam", ja stoję obok i NIC. Jakbym znikała. Jakby mnie nie było. Nigdy nie usłyszałam z jego ust "to moja dziewczyna, poznaj" itd.

Bardzo mnie to bolało.

W dniu 14.07.2019 o 09:09, wyjdz_do_ludzi_pobiegaj napisał:

Już 5 lat temu pytałam na jakimś forum, czy pewne zachowania są normalne i podświadomie wiedziałam, że to małżeństwo jest do dupy, ale byłam tak bardzo samotna, tak brakowało mi jakiegokolwiek uczucia, akceptacji, czegokolwiek - że tkwiłam w tym dalej, ciesząc się ze sporadycznych ochłapów miłości rzucanych przez mojego partnera, przeplatanych psychicznym gnębieniem i jego wirtualnymi zdradami

Ja też na fejkowych kontach na forach "dla kobiet" pytałam o różne zachowania - to mój jedyny związek i nie wiedziałam jak to wygląda "normalnie". Jego matka koniecznie chciała zrobić ze mnie "wieśniaczkę". I mam wrażenie, że ogromny wpływ na ten związek ma właśnie ona.

W dniu 14.07.2019 o 09:09, wyjdz_do_ludzi_pobiegaj napisał:

A mnie pasjonuje mnie bardzo dużo rzeczy, aż nie wiem której poświęcić się w pełni i też trudno mi wskazać coś, czemu byłabym w stanie poświęcić się bez reszty. Nie ma co mieć o to dla siebie żalu. Po prostu próbuj i nie zniechęcaj się zbyt szybko - zupełnie przypadkiem może trafisz na coś, co nagle okaże się idealne. 

Szanuję Cię ogromnie! Kiedyś byłam małą dziewczynką z różnymi pasjami i wieloma planami - później wszystko przepadło... I potężnie szanuję osoby z pasją!

 

I szczerze mówiąc takie wiadomości właśnie dają kopa - nie jakieś wspólne narzekanie! Staram się wyciągać wnioski z postępowania takich osób jak Ty, które miały większe jaja ode mnie i coś zrobiły ze swoim życiem. Oby tak dalej u Ciebie się działo :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

10 godzin temu, Abbey napisał:

Ja nie miałam w czasach przedstudenckich znajomych, więc dla mnie to zamknięcie się na stancji było jeszcze łatwiejsze - po prostu nadal bałam się życia...

 

Spoko, ja też nie miałam jakoś szczególnie dużo, ale po ślubie zamknęłam się całkowicie.

 

10 godzin temu, Abbey napisał:

Prosiłam go miliony razy, by mnie zabrał ze sobą - ale mam wrażenie, że wstydzi się mnie i zawsze znalazł wymówkę, żeby nie przedstawić mnie swoim znajomym. Nawet jak np. szliśmy sobie ulicą, nagle idzie jego "ziomek", przystają, cześć-cześć, jakieś "co tam", ja stoję obok i NIC. Jakbym znikała. Jakby mnie nie było. Nigdy nie usłyszałam z jego ust "to moja dziewczyna, poznaj" itd.

 

To jest bezduszne okazywanie braku szacunku i odzieranie Cię z pewności siebie. Wiem, że będzie trudno, ale może spróbuj następnym razem sama wyjść z inicjatywą i powiedzieć "cześć, jestem Abbey i jestem dziewczyną tego toksycznego palanta"? No, może nie tak dosłownie, ale po prostu olej go i się przedstaw, a następnie obserwuj reakcję. Może to Ci otworzy oczy.

 

Wy nie jesteście razem. Naprawdę. To nie ma nic wspólnego ze zwązkiem.

 

10 godzin temu, Abbey napisał:

Ja też na fejkowych kontach na forach "dla kobiet" pytałam o różne zachowania - to mój jedyny związek i nie wiedziałam jak to wygląda "normalnie". Jego matka koniecznie chciała zrobić ze mnie "wieśniaczkę". I mam wrażenie, że ogromny wpływ na ten związek ma właśnie ona.

 

A ja do związku "trafiłam" z toksycznego domu, w którym miałam matkę, którą wiecznie trzeba było zadowalać i chodzić wokół niej na paluszkach. Opuściłam dom rodzinny z przeświadczeniem, że moje potrzeby są gówno warte, emocje trzeba ukrywać, byle tylko nie urazić drugiej osoby. 

 

Żaden rodzic nie może mieć wpływu na związek. Jeżeli on dotychczas nie odciął pępowiny i pozwala swojej matce "robić z Ciebie wieśniaczkę" i wtrącać się w jakikolwiek sposób - odejdź, bo to się nie zmieni, a oni we dwójkę będą Cię tłamsić. Nie mówię, że nigdy z niczym rodzic nie może się odezwać, ale są pewne granice (które sama dopiero uczę się stawiać!), których ani rodzic, ani partner nie powinni przekraczać.

 

10 godzin temu, Abbey napisał:

I szczerze mówiąc takie wiadomości właśnie dają kopa - nie jakieś wspólne narzekanie! Staram się wyciągać wnioski z postępowania takich osób jak Ty, które miały większe jaja ode mnie i coś zrobiły ze swoim życiem. Oby tak dalej u Ciebie się działo 🙂

 

Bardzo się cieszę, że dzielenie się doświadczeniami na tym forum może komuś pomóc. 🙂

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Samotność, szczerze? Od młodości Do początku maja 2019, nie wiedziałam jak się czuje samotność. Jestem trochę alienem z powołania, dobrze mi czasem z tym a czasami mam ochotę za kimś tęsknić pomijając rodzinę ee, ja nawet za rodzina nie zbyt tęsknię?! Bo wiem że są, zadzwonię jest ok. Więc pomijając rodzinę. No nie czułam do tego czasu samotności, rozumiałam ją poprzez obserwacje innych osób, poprzez definicje i artykuły w Internecie i było to dla mnie przeważnie jakieś sztuczne zwlaszcza obserwacja tego zjawiska w czasie rzeczywistym czy na czacie. Mój mózg odbierał objawy innych (jakoś bardzo w splaszczonym wymiarze) czasem miałam szczera ochotę powiedzieć komuś że przesadza że to nie jest mozliwe być tak samotnym. Jestem natomiast dość kulturalna więc milaczalam wiedząc że mój fakt nie koniecznie jest faktem innych. Ja jestem tą mniejszością której obca samotność więc powiedzmy że to się nie liczy. Dobra, no to co się zmieniło? To było dziwne. Dałam się raz poznać bardzo mocno chyba z wszystkich prawie stron, poczułam więź. To nie szło w dobrą stronę, skończyło się po roku. To była świetna znajomość dużo się nauczyłam, najpierw zrobiło mi się mocno szkoda stanu faktycznego. Mózg mówił "xd ale o co chodzi" analizowałam na wiele sposobów prywatnie, doszłam do wniosku już dość poprawnego. To było dość toksyczne, myślę że zaczynało męczyć nas obu. Tak czy inaczej wtedy ze 3 dni po zakończeniu poczułam "brak" hmmmm.. To pewnie było coś w stylu samotności. Trwało to ze 2 dni, to byl nowy i jednocześnie stary stan rzeczy doszlo trochę negatywnych myśli. No ale halo, trwało to 2 dni, to jak to.. Okej może jakby to było na żywo, bo znaliśmy się na necie to jakby to było na żywo to trwało by z miesiąc chociaż? Tak czy inaczej ten stan nie był zbyt samotny, raczej poczułam urwanie. Nie czułam że już nikt nigdy że mną nie pogada, że jestem do niczego itp. Przecież można nadal kogoś poznać, wszędzie jak się chce. No teraz to ja nie chcę :D na razie koniec z znajomościami. Dobra, podsumowując poznałam namiastkę poczucia pół-samotności. Nie uważam że jest to najgorsze na ziemi uczucie, sprawia że trochę czujesz się urwany od rzeczywistości ale to tymczasowe i jak sobie się nie pozwala na dlubanie w tym to mija szybciej niż się wydaje. Jeśli coś się kończy to znaczy że tak miało być, jeśli są na to powody i dowody to jest wszystko okej, nie ma co walczyć z tym. Chyba że chce się być psychopata, mówię ogólnie tak czy siak każda sytuacja jest deko inna. Mogłabym pisać i pisać ale już stóp xddd. Także, eeee... Aktualnie czuje antysamotnosc, po zerwaniu z chłopakiem, strasznie się cieszę że jestem już wolna. Przytloczyl mnie i teraz czuję potrzebę samotności. Najlepiej by było w środku lasu zamieszkać ale żeby był internet, catering, i zwierzaczki. Dziękuję wszystkim za nie przeczytanie. Xd 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 ale już stop xddd Także, eeee... Aktualnie czuje antysamotnosc, po zerwaniu z pierwszym chłopakiem w życiu wtf, brzmi to creepy, strasznie się cieszę że jestem już wolna. To nie ten co znaliśmy się rok, z tym co znałam się rok to był "wszystkim po trochu" a ten ostatni przytloczyl mnie i teraz czuję potrzebę samotności. Najlepiej by było w środku lasu zamieszkać ale żeby był internet, catering, i zwierzaczki. Dziękuję wszystkim za nie przeczytanie. Xd  musiałam poprawić bo znów nie mogę w poprzednim... Nie to nie to będę spamować. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a ja nadal jestem samotna, nadal jestem dziewicą, już się z tym pogodziłam, bo dzieci i tak nigdy nie będę mieć, nie lubię dzieci. W mojej rodzinie zawsze było dużo bachorów i mnie denerwowały, nie mam żadnych uczuć do dzieci. Nie będę mieć dzieci. Tak będzie najlepiej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie mam nikogo choć jestem mężatką... Nikogo, kto wysłucha z cierpliwością i bez głupawego uśmieszku pt. "Co Ty mi tu pie****isz?". Nie ma osoby, do której otworzę okienko, zapukam i wypalę od progu: "Nie mam sił, wysłuchaj mnie...". Czasem zastanawiam się czy ja istnieję na tym świecie normalnie czy tylko połowicznie a druga połowa dryfuje w innej rzeczywistości...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja mam męża ale i tak całe życie prowadzę

,, singlowskie życie"

Wszędzie chodzę sama mam swoje pasje, żyję swoim życiem, wyjeżdżam bez męża, wszystko robię wg swego uznania, sama sobie jestem Panią, nikt mi nie rządzi, na obiad jest to co ja uważam, i jeśli zechce to gotuję, jak chce to posprzątam, tego nauczył mnie mąż, on jak nie ma ochoty to nie musi, jak mu się chce to coś zrobi, więc oboje się opieprz.. my

 

Przyciągam ludzi ciekawych, nie lubię się przywiązywać do ludzi, ogólnie lubię siebie, fajnie mam w życiu ustawione, nic nie chcę zmieniać ani w sobie ani w moim fajnym życiu, 

Uważam moje życie za dar, i dobrze nim zarządzam

Jeśli ktoś palnie pod moim adresem krytykę to jest spalony, głupi, 

Ja jestem fajna a on jest be

Nie odczuwam samotności, żadnych przyjaciół

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Samotność zaczyna mnie męczyć.

Nie potrafię nawiązywać dobrych relacji międzyludzkich i mam wrażenie, że jedyni ludzie, którzy mnie otaczają bardziej przypominają sępy niż przyjaciół, które tylko biorą, żądają pomocy, a gdy ja jej potrzebuję, znikają i używają kiepskich wymówek żeby mnie zbyć. 

W zasadzie odtrącana jestem chyba z każdego środowiska, w którym się znajduję. W szkole od podstawówki do końca gimnazjum byłam gnębiona, wyśmiewana i poniżana głównie ze względu na moją nadwagę (z którą walczę odkąd pamiętam), a nauczyciele i rodzice nie reagowali na moje próby wołania o pomoc. W liceum było już troszkę lepiej, choć trafiłam do wąskiego grona ludzi 'ignorowanych' i 'nie mających prawa głosu w żadnej sprawie'. Teoretycznie miałam dwie znajome, które po skończeniu liceum zerwały ze mną kontakt. Prawdę mówiąc pomyślałam, że być może powinnam wyrwać się z zamkniętego środowiska mojego małego miasta i postanowiłam wyjechać na studia praktycznie na drugi koniec Polski, co w konsekwencji skończyło się tym, że nagle zostałam całkiem sama w zupełnie obcym mieście. Teraz mija już trzeci rok, a ja coraz bardziej pogrążam się w poczuciu beznadziei i myślach, że wcale nie pasuję do tego świata, że coś jest ze mną nie tak. Ta samotność mnie dobija, nie mam nikogo z kim mogłabym szczerze porozmawiać bez udawanych uśmiechów i masek, żeby ukryć moją depresję i to, że sypię się w środku. I jak na ironię nie potrafię być otwarta, wychodzić naprzeciw nowym ludziom i wyzwaniom, bo w głębi mnie wciąż jest przerażona dziewczynka, która boi się, że każda poznana osoba znów będzie ją poniżać i wyśmiewać. 

 

Nie wiem co robić, gdzie szukać pomocy. Nie chcę być samotna, a boję się nowych znajomości.

 

Przepraszam za niespójny tekst i chaos wypowiedzi. Nie sądziłam, że tak krótki fragment tekstu będzie w stanie wzbudzić we mnie tak wiele negatywnych emocji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

10 godzin temu, linuxa napisał:

Teraz mija już trzeci rok, a ja coraz bardziej pogrążam się w poczuciu beznadziei i myślach, że wcale nie pasuję do tego świata, że coś jest ze mną nie tak.

 

Spokojnie, pasujesz do tego świata. Wszyscy nie mogą być tacy sami, byłoby nudno! ;) Potrzebujemy zarówno ludzi otwartych, jak i samotników, musi być równowaga.

 

10 godzin temu, linuxa napisał:

Ta samotność mnie dobija, nie mam nikogo z kim mogłabym szczerze porozmawiać bez udawanych uśmiechów i masek, żeby ukryć moją depresję i to, że sypię się w środku. I jak na ironię nie potrafię być otwarta, wychodzić naprzeciw nowym ludziom i wyzwaniom, bo w głębi mnie wciąż jest przerażona dziewczynka, która boi się, że każda poznana osoba znów będzie ją poniżać i wyśmiewać. 

 

Wiesz co mi pomogło? Słowa, które usłyszałam od lekarza - nie masz wpływu na to, co ludzie o Tobie myślą i nigdy nie dowiesz się, co tak naprawdę myślą. Nawet jeżeli ktoś Ci powie, że myśli "A", bo może w rzeczywistości myśleć "B". Szkoda życia by zastanawiać się nad tym, co ktoś sobie o nas pomyśli. Po prostu bądź sobą i to sprawdzi się najlepiej - może wreszcie trafisz na bratnią duszę, a jeżeli ktoś będzie Cię poniżał lub wyśmiewał, to zwyczajnie nie jest warto Twojego zainteresowania i energii. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

4 godziny temu, wyjdz_do_ludzi_pobiegaj napisał:

 

Spokojnie, pasujesz do tego świata. Wszyscy nie mogą być tacy sami, byłoby nudno! ;) Potrzebujemy zarówno ludzi otwartych, jak i samotników, musi być równowaga.

 

 

Wiesz co mi pomogło? Słowa, które usłyszałam od lekarza - nie masz wpływu na to, co ludzie o Tobie myślą i nigdy nie dowiesz się, co tak naprawdę myślą. Nawet jeżeli ktoś Ci powie, że myśli "A", bo może w rzeczywistości myśleć "B". Szkoda życia by zastanawiać się nad tym, co ktoś sobie o nas pomyśli. Po prostu bądź sobą i to sprawdzi się najlepiej - może wreszcie trafisz na bratnią duszę, a jeżeli ktoś będzie Cię poniżał lub wyśmiewał, to zwyczajnie nie jest warto Twojego zainteresowania i energii. 

 

Bardzo dziękuję za Twoje słowa i odpowiedź. Choć zmiana myślenia wcale tak łatwa nie będzie, może faktycznie pozostanie sobą będzie najlepszym rozwiązaniem. Tylko w takim razie jak zdobyć znajomych, którzy czasem chcieliby się spotkać, porozmawiać, spędzić razem czas? Nie jestem na tyle odważna, żeby zagadać do obcego człowieka, a imprezy i tłumy ludzi to dla mnie największa zmora... 

Naprawdę czuję się jak jakiś kosmita, który nie ma pojęcia jak wchodzić w jakiekolwiek relacje... 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To może zacznijmy od tego - w jakim mieście mieszkasz? Dużym, małym? 🙂

W internecie wiele jest społeczności, które skupiają wielbicieli jakichś konkretnych aktywności czy rzeczy i tak można znaleźć osoby, które lubią podobne rzeczy i może byłyby chętne na spotkania. Wiele osób poznaje się przez internet. Co lubisz robić? Może znajdziesz jakieś miejsca, w których się odnajdziesz i osoby, które będą chciały Cię poznać?

A jeśli nie jesteś gotowa na spotkanie, zawsze możesz prowadzić po prostu wirtualną znajomość 🙂

Jestem pewna, że masz w sobie wartościowe cechy, które inni docenią. I nie wiem, czy Cię to pocieszy, ale z wiekiem ludziom trochę prostuje się myślenie. Pamiętam ze szkoły takie osoby z nadwagą albo wyglądające gorzej, które były wyśmiewane, ale nigdy nie stanęłam w ich obronie, nigdy nie stwierdziłam, że to durne, śmiałam się razem z innymi. Ogólnie strasznie mi wstyd tego, jaka byłam i mam wrażenie, że byłam niesamowitym głąbem. Więc no, ludzie są bardziej świadomi później, traktują innych z szacunkiem więc nie musisz się bać wyśmiania. To nie podstawówka ;) 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 2.09.2019 o 21:29, oka22 napisał:

Ja mam męża ale i tak całe życie prowadzę

,, singlowskie życie"

Wszędzie chodzę sama mam swoje pasje, żyję swoim życiem, wyjeżdżam bez męża, wszystko robię wg swego uznania, sama sobie jestem Panią, nikt mi nie rządzi, na obiad jest to co ja uważam, i jeśli zechce to gotuję, jak chce to posprzątam, tego nauczył mnie mąż, on jak nie ma ochoty to nie musi, jak mu się chce to coś zrobi, więc oboje się opieprz.. my

 

Przyciągam ludzi ciekawych, nie lubię się przywiązywać do ludzi, ogólnie lubię siebie, fajnie mam w życiu ustawione, nic nie chcę zmieniać ani w sobie ani w moim fajnym życiu, 

Uważam moje życie za dar, i dobrze nim zarządzam

Jeśli ktoś palnie pod moim adresem krytykę to jest spalony, głupi, 

Ja jestem fajna a on jest be

Nie odczuwam samotności, żadnych przyjaciół

 

 

Ja tak samo z tym że nie mam męża :D (żony też nie ) ale świadomość tego że jestem panem i władcą swojego życia sprawia że bycie singlem nie nudzi mi się od lat. Czasem to co nazywamy wadą i to przez ci inni Nas szkalują można przekuć w największą zaletę tak jak ja zrobiłem 🙂 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Odrzuciłam jedną znajomość, bo w sumie i tak nie mogę otwierać się, mówić o swoich sprawach, a jak ktoś ma mnie chamować i uciszać, bo tylko chodzi o to żeby on się mógł wygadać, to co to za znajomość, poza tym panna, a ja mężatka, nie będę komuś robić za terapeutę, 

Ale nie chcę już przyjaźni, bo nie jest to moja mocna strona, dlatego zrezygnowałam z oferowanej mi przyjaźni, 

Ja chyba po prostu lubię być sama, ja tak mam, ludzie mnie,, duszą'', zabierają mi przestrzeń

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej.

Mieszkam w Poznaniu. Jestem facetem i mam 38 lat. Również czuję się samotnie. Nie mam zony ani kobiety. Trochę mam problemy z nieśmiałością. Gdyby ktoś miał ochotę popisać, pogadać, wyjść na spacer itp to zapraszam. Nie szukam przygód więc spokojnie. 

Mój email to: arben17@o2.pl

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Im bardziej staram się wierzyć, że samotność wcale nie musi być taka zła, tym większe mam odczucia, iż siebie oszukuję. Jestem indywidualistą, lecz nie potrafię sam ze sobą dzielić się szczęściem. Nikt nigdy nie nauczył mnie bycia egoistą. Nigdy nie izolował od ludzi i nie mówił, że świat jest podły. Każdego dnia otwieram z radością oczy i wierzę... wierzę, że może właśnie to jest ten dzień, kiedy zrzucę niewidzialne prześcieradło. Jeśli ktoś chciałby być niewidoczny to ja bardzo chętnie z kimś się zamienię. Mówią, że charyzma i uśmiech przyciągają ludzi. Pogodne nastawienie zatrzymuje. Dziennie mam kontakt z setkami ludzi. Bez trudu nawiązuje konwersację i bez większego oporu przechodzę między tematami. Niestety, to tylko pusty dialog. Rozmowa, która za chwilę się kończy. Być może nie jestem w miejscu, gdzie można kogoś poznać. Być może nie potrafię tego umiejętnie zrobić. Być może jestem tylko po to, aby życzyć innym szczęścia...
Wrażliwość i uczucia to dwie największe suki. Bardzo komplikują mi życie, te prywatne szczególnie. Nie umiem tego syfu zamordować. Im więcej ludzi mnie krzywdzi, tym one są większe. Jeśli Ty idziesz przed siebie i widzisz tylko chodnik. Ja dostrzegam żwir przywieziony do budowy Akropolu i pociągi, które go wiozły...
Podobne mam nastawienie do ludzi, często wpadając w pułapki. Serce nie daje mi odpocząć, a rozum... niczego nie rozumie. Może znacie ten ból, kiedy na kimś wam zależy, a jedyne co możecie zrobić to pozwolić mu odejść. Każda dalsza decyzja będzie jeszcze gorszą decyzją. Bezsilność, bezradność, niemoc. To wszystko w osobie, która nie jest bierna. 
Pogubiłem się w książkach, zagubiłem w psychologii. Obniżając moje wymagania względem drugiej osoby - czuje się nieszczęśliwy. Mając je - nie potrafię zatrzymać tej właściwej osoby. Czuje się jak wiata na zadupiu, gdzie diabeł na kombinerkach z nudów lata. Przyjmuję masę ludzi, lecz dla nikogo nie ma to znaczenia. Równie inaczej mogliby stać pod drzewem. Nawet w pracy mogę robić co chcę i też to mają gdzieś przełożeni. Sam z siebie czasem raportuje albo coś zgłaszam, by z kimś pogadać, ale kogo to obchodzi skoro zrobiłem. "Idź se na przerwę albo zrób co tam wolisz". 
Codziennie patrzę w lustro i zastanawiam się co mógłbym jeszcze w sobie poprawić. Wybieliłem zęby, wybuliłem sporo na laser frakcyjny, na cuttera "bo może jednak coś z ryjem nie halo", ale to ciągle mało.
Często powtarzałem 'odrealnionym', że im zazdroszczę znikomych odczuć. Imponowali mi jakąś prostotą, brakiem emocji, przywiązania. Być może cechami osobowości, których ja nie mam i nigdy nie nabędę bo się nie da. Interesowały mnie ich poglądy, perspektywa świata oraz chęć z mojej strony pokazania mojego. By w jakiś sposób obie strony mogły czegoś się nauczyć, coś zobaczyć, poczuć.
Kiedyś, gdy dopadła mnie nerwica, straciłem wszystko i wszystkich. Teraz, gdy czuje się na siłach, sporo odzyskałem, ale... znów potraciłem bliskie mi osoby. 
Czy niezwykle zwykłe uczucia, komunikacja i radość nie są mi pisane? Czy wygląd musi grać zawsze główną rolę? Czy jeśli nie uważam się za potwora i ciągle pracuję nad sobą nie ma znaczenia? Czy ze względu na to co mówię, czuję, robię, pragnę nie mogę dostać szansy? Czy "poznasz kogoś" "zasługujesz na lepszą" "będziesz w kogoś typie" "sraniewbanie" musi być 'lekiem' na wszystko?
Nie mam pretensji do nikogo. Jedynie do siebie i swoich beznadziejnych decyzji oraz fatum charakteru
Ostatnio z pewnym ziomkiem z internetu analizowaliśmy pojęcie wieku w relacji i jakby nie patrzeć, ma to sporo sensu. Czasem po prostu przedział wiekowy jest nie do pokonania. Często grupy ludzi są poza zasięgiem. Niby to tylko cyferki, a jednak mając 29 lat już nie ma możliwości nawiązać sensownej relacji z kimś z przedziału <23. Z kolei starsze osoby są już ustatkowane i przywiązane do swoich kontaktów. Charyzma niczego nie zmienia, a często powoduje, że wychodzę na dziwaka. Na niektóre sprawy człowiek nie ma wpływu, nie ma możliwości zmienić/poprawić, a mimo to jest przez ich pryzmat oceniany i segregowany :( 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W sumie to głównie przyjaciół. Kobieta? średnio. Rzadko się trafia na kogoś, z kim można prowadzić długie rozmowy, a przy tym spacerować, robiąc kilometry 😜 Związek zabija kontakt, poznawanie się i masę ciekawych detali. Czyli wszystko, czego mi brakuje. Normalność i robienie tego, co reszta mnie nudzi i zniechęca. Byłem w czterech związkach i to takie jakieś bez emocji, sztampowe.
Ciężko wytłumaczyć o co mi chodzi 😜 Coś w rodzaju bratniej duszy. Niezależnej, wolnej o otwartym umyśle. Kogoś, kto czasem... opierdoli, a zarazem podniesie na duchu :P No i oczywiście kontakt w rzeczywistości. Świat wirtualny wysysa mi energie. Nie oddaje moich uczuć, prawdziwego ja. Wprowadza chaos i wyobrażenia...

Co do tej wiary to akurat psycholog dał mi coś podobnego do napisania:
"Jestem wartościowym człowiekiem, jeśli/gdy:"

Owszem, uważam. Natomiast muszę się w to zagłębić. Dość ciekawe. Lubię 😜 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

9 godzin temu, Motocyklista napisał:

W sumie to głównie przyjaciół. Kobieta? średnio. Rzadko się trafia na kogoś, z kim można prowadzić długie rozmowy, a przy tym spacerować, robiąc kilometry 😜 Związek zabija kontakt, poznawanie się i masę ciekawych detali. Czyli wszystko, czego mi brakuje. Normalność i robienie tego, co reszta mnie nudzi i zniechęca. Byłem w czterech związkach i to takie jakieś bez emocji, sztampowe.
Ciężko wytłumaczyć o co mi chodzi 😜 Coś w rodzaju bratniej duszy. Niezależnej, wolnej o otwartym umyśle. Kogoś, kto czasem... opierdoli, a zarazem podniesie na duchu :P No i oczywiście kontakt w rzeczywistości. Świat wirtualny wysysa mi energie. Nie oddaje moich uczuć, prawdziwego ja. Wprowadza chaos i wyobrażenia...

Co do tej wiary to akurat psycholog dał mi coś podobnego do napisania:
"Jestem wartościowym człowiekiem, jeśli/gdy:"

Owszem, uważam. Natomiast muszę się w to zagłębić. Dość ciekawe. Lubię 😜 

w dużej części przypominasz mi mnie sama,z usposobienia)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W sumie to Cię rozumiem, ja natomiast miałam dziwne otępienie. Chyba się starzeje.. Teraz nawet czuję nostalgie jak to fajnie zjeść ciepła zupę która ktoś przyrządzil z myślą o Tobie. To jest niesamowite mieć kogoś. Wiem to, i czuję że jak już osiągne to co tam chciałam. To że zapewne poczuje samotność nie z tej ziemi. Teraz już wiem jak to wygląda, miała małe demo z pokazu samotności. Ciężkie to, naprawdę nie ciekawe. Teraz rozumiem że, nic może nie cieszyc, nie dopełniac, ani forsa ani cokolwiek. Bo bez tej osoby, tej z którą nawiąże się ponadkosmiczna więź nic nie ma znaczenia. Wszystko robi się pół pełne, lub pół puste. Nawet teraz to czuję choć nie mam doświadczeń dużo w związkach. Zresztą jebac związki, myślę że uwiazazywanie siebie wzajemnie to słaba droga. No i co dalej.. Jakoś przykro się zrobiło czytając @Motocyklista wpis. Bardzo to rozumiem, jednocześnie w miarę podobnie czuję ale też w deko innych aspektach. A może podobnych nawet.. Oo.

 

Faktycznie, te rozmowy te znajomości przez neta to ciężki chleb. Sama zrezygnowałam  z tego po długiej batalii.. Za niczym. I znów dowiedziałam się że internet a realizm to dwa różne horrory, a gdy się łączą to jest horror-komedia.  Najlepiej poznawać się na żywo najpierw.. :v 

 

Co do wyglądu, hmm co fakt to fakt bo  ludzie to dość mocno wzrokowcy. DO CZASU, też byłam jedna z nich. Mimo że nie przejechała się, nic złego mnie nie spotkało to już czuję jak zmienia się mój pogląd na "urodę".  Mysle że w porę.. Teraz zmieniłam kryteria, xd tak sobie gadam.. Ze szukam konekcji, korelacji, fascynacji, łączności, kompatybilności i głębokości w kimś. Trochę skomplikowanie :D i może zostanę forever alone ale to trudno.. 

 

PS, tam nie musisz nic odpisywać, itp się odnosić zwyczajnie jakoś tak odpisałam bo się poczułam do chęci napisania.. Tak czy inaczej jakoś musi to być. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To nie tak, że brakuje mi kobiety bądź związku. To nie ten stan. Tam też czułem się samotny, niezrozumiany. Chodzi o całą chemie z tym kimś intrygującym. Wielogodzinne rozmowy, bez znaczenia na jaki temat. Poczucie, że jest do kogo wracać po całym dniu. Że po prostu dla jednej osoby jest się wartościowym, że ten ktoś wierzy w nas, kiedy trudności życia nas maltretują. Czasem wypłakać się w ramię, wyrzucić co gryzie i zasnąć na piersi tej jedynej, słuchając bicia jej serduszka. Jedni walą wódę do odcinki. Ja jakoś... no mam inne metody 'resetu'

8 godzin temu, needsomesleep napisał:

Najlepiej poznawać się na żywo najpierw.. :v 

Jo, a później w internecie? :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Motocyklista nom, chodzi o to że 

1. spotkanie najpierw na żywo a potem przeniesienie tego na jakiś komunikator jest lepsze 

- jest ok potem mieć kontakt na te sms czy messenger bo wiadomo w pracy się jest

2. poznanie poprzez neta jest inne.. 

- niby można potem konfrontować na żywo, ok pod warunkiem że pisanie nie trwa miesiącami i jest to jak najszybciej dokonane :P taka weryfikacja 

 

3. a gdy zostaje to na platformie internet to robi się to "niby ok ale jednak nie ok" 

choć nie mówię że internet to zło, i nie da się tu nic

może się da

a ja nie umiem :D teraz tylko weryfikacje.. wchodzą w gre, i EW> później spoko można pisać, nie lubię tworzyć wyobrażeń o "nieludziach z przed monitora zza drugiej strony" jak robi to większość. Potem płacz że "nie taka byłaś jak pisaliśmy, albo nawet ja tak miałam "nie taki był jak pisał o0" :P nie wiem czy skumasz... eh dziś mam ciężki mózg

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×