Skocz do zawartości
Nerwica.com

Samotność


ixi

Rekomendowane odpowiedzi

Ja juz sie przymierzam do złamania samotnosci, powoli planuje spotkania z 3 osobami.

Mój stan się wyrówniuje, kontuzja mija, mózg się uspokaja i muszę się, przemóc zmusić,

dla odwagi wypije 1 browara i będzie łatwiej.

Niestety samotnośc pożera, a mam na prawdę fajnych znajomych, których w tym

roku zaniedbałem przez swoje opory, lęki, brak sensu i motywacji, ale powoli staję na nogi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moja samotność jest inna, przez co bardziej boli. Ludzie dążący do czegoś, poszukujący, pragnący "więcej", mają najgorzej. Samotność jest wtedy naturalną wypadkową.

Ja jestem samotny od jakiś 5 lat, a lat mam 26. Zarabiam dużo, jestem samowystarczalny, co prawda mam kilka kredytów firmowych, ale zawsze sobie z tym jakoś poradzę. Jeszcze dwa lata temu byłem hazardzistą, zdusiłem to, teraz jest abstynentem jeśli chodzi o granie, zero, null. Nie piję alkoholu, nie mam żadnych nałogów. Niby normalne, dobre życie, a jednak... coś jest nie tak. Odkąd rodzice "kazali", się wyprowadzić z domu, posłuchałem i od tamtego momentu żyję sam. Wiecznie 4 puste ściany, praca przy komputerze (zdalna dla klientów z USA). Zostają mi tylko rodzinne obiadki raz na tydzień-dwa i codzienne wyjście do sklepu. Płeć przeciwna? Niestety większość nie ma nic do zaoferowania, moje zainteresowania to nowe technologie, biznes, polityka, samochody. Żadna kobieta nie interesuje się takim czymś. Od czasu do czasu piesze wędrówki po górach, samotne i to wszystko, co mam z życia. Nie mam jak się odezwać do kogokolwiek, bo o czym z kimś takim rozmawiać? O pierdołach w stylu jakiś celebrytów, głupich serialikach czy co? Nieskromnie (przecież to forum dla wariatów, no nie?), uważam się za osobę nieprzeciętnie inteligentną i poziom większości ludzi wydaje mi się dramatycznie niski. Są po prostu nieciekawi lub ja taki jestem dla nich.

 

Od dawna siedzi mi w głowie dość głupie powiedzenie, "sam się urodziłem, sam żyję, sam umrę". Żyję w 80 tysięcznym miasteczku, sennym, sypialnia dla robotników i emerytów, które pustoszeje z dnia na dzień zresztą. Nie wychowałem się tutaj, a przenieśliśmy się z rodziną po skończonym liceum. Efekt, brak znajomych, kogokolwiek. Później studia, nie było czasu na nic, bo techniczne. Czasem tylko impreza z jakimiś przypadkowymi osobami. Następnie, trzeba się usamodzielnić i tak "usamodzielniam" się od 5 lat, siedząc przed komputerem, pracując lub czytając o świecie polityki.

 

Dzisiaj, czytając kolejną polityczną książkę, o neoliberalizmie vs konserwatyzmie, w pewnym momencie poczułem się jak niepotrzebny nikomu odpad, odłożyłem książkę i jedyne co zobaczyłem to ściana 10 cm od twarzy. Najgorsza jest ta świadomość, że nikt o mnie nie pamięta, nikt nie myśli i nie przejmuje się moim losem (może po za rodzicami, ale oni postąpili dobrze ograniczając kontakt, więc ich nie winię). Zresztą czuję się tak zawsze i budzi się tylko nienawiść do świata, tej rzeczywistości i chęć udowodnienia wszystkim, że jeszcze będę lepszy i to ja będę górą. Tak się ta pułapka napędza, więcej pieniędzy, więcej samotności > więcej pracy nad sobą, zdobywania wiedzy, robienia "czegoś" i wracamy do punktu wyjścia. Im bardziej jestem "ponad", tym bardziej biję głową w mur. Czasem zastanawiam się, czy nie lepiej byłoby być prostym człowiekiem, "Sebixem" po zawodówce i posiadać multum znajomych czy przyjaciół. Prosta praca, proste życie, proste potrzeby. Tylko pytanie, po co wtedy żyć, skoro się nic nie osiągnie? Bez wyzwań w monotonii? Tyle, że grupowej.

 

Nie wiem jak znaleźć lekarstwo na ten problem, psychologa nie potrzebuję, tylko jakiegoś przewartościowania poglądów na rzeczywistość.

Wyprowadzka do dużego miasta?

-tracę kontakty z rodziną, ostatnim co mnie wiąże z jakimkolwiek społeczeństwem

-możliwość nawiązania innych, LEPSZYCH kontaktów, tylko czy będę w stanie?

 

Najważniejsze, że nie chcę być samotnym, ale mieć kogoś z kim można dzielić "niekończącą się ścieżkę", samodoskonalenia, zdobywania wiedzy, pozycji czy majątku. Bo jeśli są gdzieś ludzie lepsi od nas, to czemu ich nie ścigać, nawet do końca życia? Chcę mieć choćby jednego przyjaciela, towarzyszkę czy dzieci. Problem w tym, że większość tych ludzi nic sobą nie reprezentuje według mnie. Brak ambicji, jakiejkolwiek inicjatywy, chęci działania, rozwoju. Takie jest 90% naszego społeczeństwa.

 

Tak bardzo, potrzebna jest osoba, która zrozumie i choćby w milczeniu, po prostu będzie obok, a tak to za przeproszeniem "dupa" ;)

 

Póki co zagryzam wargi ze słowami "marche ou creve" na ustach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ideaxp, Nie masz Ty za dużych oczekiwań wobec ludzi?stąd nikt Ci nie pasuje?zanim się wyprowadziłeś od rodziców Twoje życie towarzyskie jak wygladało?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie mogę już edytować, więc dopiszę, że nie jest to osobowość narcystyczna. Mam empatię i nie jestem o nic i nikogo zazdrosny, reszta się zgadza^^

 

Coś mam wątpliwości, czy to nie osobowość narcystyczna :twisted: Zresztą rzadko kiedy ma się jedno zaburzenie osobowości i cześć ;) Diagnozowanie się we własnym zakresie jest o kant rzyci potłuc.

Piszesz, że nie potrzebujesz psychologa, a dla mnie brzmi to trochę jak próba udowodnienia samemu sobie, że musisz trzymać pion, nie wolno Ci pozwolić sobie na słabość. A prośba o pomoc, jest przejawem słabości.

Trudno jest przewartościować życie bez drugiej osoby. Nie myślałeś o terapii? Ona nie służy temu, żeby zrównać Cię z poziomem gleby i tych 90% społeczeństwa, o których pisałeś. Być może dobry terapeuta pomógłby Ci nauczyć się cieszyć pierdołami i nie patrzeć na siebie na tle innych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ideaxp, Bardzo osobisty jest Twój post, co więcej... pokazałeś co myślisz o reszcie społeczeństwa...

Siebie ukazałeś jako ponadprzeciętnego faceta w prawie każdym calu. Myślisz o sobie w ten sposób.

Myślę, że umiesz patrzeć tylko w głąb siebie, po jakimś czasie dodałeś post, w którym napisałeś o empatii, że nie jesteś narcyzem. Wybacz, ale obiektywizm w przypadku samego siebie nie istnieje. Ludzie są różni. Ty zakwalifikowałeś prawie każdego człowieka do ludzi z najniższej półki. Skąd wiesz, że ludzie ci nie reprezentują wysokiego poziomu? Skąd wiesz, że zachowania, które u nich obserwujesz są zachowaniami, w które oni brną by właśnie się zrestartować, podczas gdy Ty patrzysz na ścianę?

Myślę, że izolujesz się w jakiś sposób od społeczeństwa tłumacząc, że za wysokie progi na ich nogi... bez urazy ;)

Psychoterapia się kłania...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ciężko mi to przyznać, ale tęsknię za Nią... :(

dokonaj samookaleczenia

powinni cię w końcu zbanować , wieczyście, słowo daję.

skoro koleś narzeka na nadmiar popularności każde inwalidztwo czy choroba idzie w parze z samotnością.nie trzeba mieć nałogów ani śmierdzieć aby byś samotnym

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Szukam czarownic i wiedźm, mogą być z gotycką nutką, koniecznie romantycznie usposobione. Lubiące blask księżyca i trzask polana w kominku. Pisać na maila

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja jak byłam na Oddziale Dziennym to poznałam wielu fajnych ludzi, z jedną koleżanką dalej utrzymuje kontakt telefoniczny, ta dziewczyna zawsze mnie wspierała i cieszyła się z moich sukcesów, to wartościowa dziewczyna, bardzo inteligentna, studiuje i pracuje jednocześnie. Kontynuuję też znajomość z jednym facetem, dobrze mi się z nim rozmawia (tylko kontakt telefoniczny). Jak byłam na oddziale zamkniętym to poznałam bardzo dużo ludzi, pamiętam jednego dziadka, który jeździł na wózku inwalidzkim i zaglądał do każdej sali, taki wścibski dziadek, ogólnie sympatyczny, grzecznie się zwracał do pielęgniarek: "proszę" "dziękuję" "siostrzyczko", miło go wspominam, miałam też na oddziale wielbiciela, czarnoskórego chłopaka, ciągle za mną chodził i byłam zażenowana całą sytuacją, całował mnie w rękę i mówił, że mógłby się ze mną ożenić :lol: oczywiście uznałam to za żart i się zaśmiałam :lol: kto by się chciał ze mną żenić :lol: za to wkurzał mnie inny chłopak, który ciągle przeklinał z kolegami, przy dziewczynach był grzeczny a przy kolegach pokazywał swoje prawdziwe oblicze, fałszywy typ, w dodatku rasista, nazywał czarnego kolegę małpą z buszu. Przy nim to ten Afroamerykanin był mądry i wykształcony a Polak głupi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

za to wkurzał mnie inny chłopak, który ciągle przeklinał z kolegami, przy dziewczynach był grzeczny a przy kolegach pokazywał swoje prawdziwe oblicze, fałszywy typ.

 

Tu muszę Cię zmartwić, bo każdy tak ma. Chyba,że nie ma kolegów ;)

ja tak nie mam bo nie przeklinam, no ale ja nie mam dziewczyny :mrgreen:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×